Czy na listach PPP są prawdziwi robotnicy?
"Oświadczenie kończy się wezwaniem do głosowania na listy PPP tam gdzie jej kandydaci autentycznie reprezentują interesy ludzi pracy przeciwko interesom kapitału."
To Małysz, Ziobro, Kwaśniewski, Oleksy, Borowski i Golik jednak startują?
Jeśli już coś istotnego wydarzyło się w tej kampanii wyborczej do samorządów, to tym jest właśnie wystąpienie Grupy na rzecz Partii Robotniczej, istotne dla przyszłości ruchu robotniczego. Po raz pierwszy klasowy nurt ruchu robotniczego mógł publicznie przedstawić swój program wyborczy. Na tle ogółu, gdzie najlepszy kandydat jest mało lepszy, ten program i ci kandydaci są z innej bajki.
Wreszcie GPR zdecydowała się na krok najważniejszy, wykorzystując do tego swoją pozycję w Krakowie. Co do reszty kraju nie mamy większych złudzeń ("uczciwy samorząd" i "Polska dostatnia" jednych łączą, innych dzielą). Próba ekspansji w skali masowej z góry skazana jest na porażkę. Ale trzeba było ją podjąć, by skupić to co najlepsze, nie tylko w Polskiej Partii Pracy.
Obecność na liście wyborczej Pawła Biernackiego, 37 letniego, elektryka utrzymania ruchu, wiceprzewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność 80 w Stalowni krakowskiego oddziału Arcellor-Mittal, społecznego Inspektora Pracy, członka Zarządu Regionalnego Związku oraz Andrzeja Nogi, 42 letniego, dyżurnego ruchu, działacza WZZ Sierpień 80 w tymże zakładzie to dowód, że wychodząc z pozycji w mniejszościowym związku można osiągnąć dużo więcej. O wszystkim decyduje praca polityczna.
Młodym działaczom GPR za ten przemyślany ruch i za tę pracę należą się słowa uznania.
GPR już wygrała - to co było do wygrania. Teraz wszystko zależy od tego jak będą grać inni. W Polskiej Partii Pracy mamy przecież "bardzo szerokie spektrum poglądów lewicowych" i równie szerokie prawicowych i dużo szersze ambiwalentnych. Skrajna lewica może jednak osiągnąć więcej niż by się wydawało. Od tego jest jednolity front robotniczy w PPP i, co dużo ważniejsze, poza PPP.
Na tym polu minowym pierwszy ruch należy się działaczom GPR (to wyraz naszego uznania). Ryzyko czasem się tylko opłaca.
MACIE JEDNĄ SZANSĘ NA MILION. Wykorzystajcie ją. W najgorszym wypadku będzie to propaganda czynem. Czyńcie swoją powinność. Co Wam zostało?
Do ogłoszenia ciszy wyborczej zostało już kilkanaście godzin. W żadnym spocie wyborczym PPP emitowanym na falach eteru ani słowa nie ma o apelu i programie wyborczym Grupy na rzecz Partii Robotniczej, bądź krakowskiej organizacji PPP. Milczą jak zaklęte oficjalne strony internetowe Polskiej Partii Pracy - Sierpień 80, Wolnego Związku Zawodowego "Sierpień 80", Organizacji Młodzieżowej PPP. Próżno szukać informacji o tym nadzwyczajnym wydarzeniu na stronach internetowych radykałów sympatyzujących z tą organizacją. "Władza Rad" najwyraźniej zaspała. Pierwszy Internacjonalista.pl Paweł Michał Bartolik ograniczył się do stereotypowej wzmianki na lewica.pl, swój portal zachował dla większego kalibru wydarzeń. Strona internetowa Le Monde Diplomatique unika takich tematów.
robotniczy nurt PPP współpracuje z - powołaną przez przywódcę proletariatu Polski, Kazimierza Mijala - Komunistyczną Partią Polski "W walce zwycięstwo"?
należy pytać o ich stosunek do postulatu bezwarunkowwej obrony zdeformowanego państwa robotniczego w Korei Północnej.
Jasne, że żaden świadomy robotnik nie zaakceptuje wykrętnego stanowiska wobec agresji imperialistów na Koreę Połnocną.
Problem Korei Polnocnej pozwoli więc oddzielić ziarno od plew w rozwijającej się partii robotniczej.
W tej sytuacji zespół redakcyjny portalu internetowego "DYKTATURA PROLETARIATU" solidaryzując się z akcją wyborczą przedrukował w drodze wyjątku apel i program wyborczy GPR.
zostało 12 godzin.
Wsparcie potężnego portalu czytanego przez masy może odwrócić wynik wyborczy.
Dobre :-)
A kto ci, czerwony pajączku, powiedział, że w tej rozgrywce politycznej najważniejszy jest efekt wyborczy? Ziętek czy Ikonowicz?
O 11.15 Szymon Martys na lewica.pl informował już o dramatycznej sytuacji w Teatrze Muzycznym. Lada chwila z komunikatem wystąpi rzecznik PPP, znany blogowy rewolucjonista, Patryk Kosela, który widziany był w Teatrze Dramatycznym.
Pracownicza Demokracja mobilizuje już klasę pracowniczą - tancerki z Teatru Wielkiego i Cały Teatr Rozmaitości. Do ciszy wyborczej zostało niecałe 10 i pół godziny. Cisza obiecał, że przymknie w razie czego lewe oko. Z wrażenia Piotr Ikonowicz zdjął z wokandy swój "nowy projekt polityczny". W ten sposób A.N. i red spider za jego pośrednictwem odpowiedzieli na niewygodne pytania.
pozostała jeszcze Organizacja Młodzieżowa Polskiej Partii Pracy, która nie zważając na nic, zwłaszcza na kierownictwo PPP, wciąż broni krakowskiego powstania... w OBI.
Zdarzenia te przechodzą już do historii, jako REWOLUCJA KRAKOWSKA A.D. 2010.
ostatnim wpisem na własnym blogu: "Do wyborów 3 tygodnie i 1 dzień". Po czym westchnął z ulgą, zapraszając GPR do Ziętka na konsultacje, czytaj: czerwony dywanik.
zostało niecałe 10 godzin. Obudził się kolektyw REDakcyjny "Władzy Rad". Rzecz w tym, że nie cały. Nie wiadomo nawet kto. Jedno jest pewne "3 użytkowników i 18 gości", to nie uno.
Głosujmy na reprezentantów świata pracy oraz wszystkich tych, którzy chcą silnego, niezależnego, dobrze zorganizowanego ruchu związkowego! We Włocławku antykapitaliści zgłosili do Rady Miasta listę nr 16, Komitet Wyborczy Wyborców Socjaliści dla Włocławka. Można na nich głosować w okręgach 4 (Duże Południe i Michelin) oraz 5 (Zazamcze). Oto ich strona: http://www.socjaliscidlawloclawka.pl/
PS: Pozdro dla chłopaków z GPR - P. z Krakowa i D. z Gdańska!
Ostatnie zdanie:
> Grupa na rzecz Partii Robotniczej, wzywa więc swoich sympatyków, czytelników Jedności Pracowniczej i socjalistów, do głosowania na listy PPP tam gdzie jej kandydaci autentycznie reprezentują interesy ludzi pracy przeciwko interesom kapitału.
w istocie jest lekkim atakiem na PPP.
Mam pytanie: jak głosować wg GPR tam, gdzie nie ma listy PPP lub są na niej nieautentyczni kandydaci?
GPR to jedna z najlepszych inicjatyw lewicowych w Polsce. Dla mnie to oswiadczenie to bomba, cos na co czekalem od dawna. "Mozna konsekwentnie popierac PPP bez postawy na kleczkach" - tak je rozumiem. A Was z pewnoscia maja w... glebokim powazaniu.
PPP-Sierpień 80: liczymy na sukces kandydatów z lokalnych porozumień
Polska Partia Pracy - "Sierpień 80" nie chce oceniać szans swoich kandydatów do sejmików wojewódzkich, liczy natomiast na sukces kandydatów na radnych i prezydentów w tych miastach, gdzie wystawiła wspólne listy z lokalnymi stowarzyszeniami i ugrupowaniami.
Podczas podsumowującej kampanię piątkowej konferencji prasowej w Katowicach szef partii Bogusław Ziętek mówił m.in., że "nie chce oceniać szans" wyborczych kandydatów PPP do sejmików regionów - tym bardziej, że zdominowanie sceny politycznej przez dwie główne partie, które na kampanie przeznaczają ogromne publiczne środki, znacząco zmniejsza te szanse.
- PO wyda na kampanię 35 mln zł, a my tysiąc razy mniej, więc mamy tysiąc razy mniejsze szanse - podkreślił. - Robimy kampanię w naszym wolnym czasie, bez środków, którymi dysponują inne komitety wyborcze - dodał. Jak zauważył, wielu kandydatów tych partii - a zwłaszcza Platformy - korzysta też z faktu zasiadania na publicznych stanowiskach.
Ziętek wypomniał m.in. w piątek kandydatowi PO na prezydenta Katowic, Arkadiuszowi Godlewskiemu, że ten rezygnując we wrześniu ze stanowiska wiceprezydenta miasta i mówiąc, że robi to by nie finansować swojej kampanii ze społecznych pieniędzy, zapomniał dodać, że do końca grudnia z urzędu miasta otrzyma jeszcze 52 tys. zł.
- Głęboko wierzę natomiast w to, że wszędzie tam gdzie PPP zdecydowała się na uczestnictwo w różnego rodzaju koalicjach i porozumieniach, a takich miejsc w kraju jest wiele, tam odniesiemy sukces - podkreślił.
Jednym z takich miast jest Ruda Śląska, gdzie PPP współtworzy komitet Porozumienie dla Rudy Śląskiej. Z jego list kandydują m.in. związkowcy z kopalń: Marceli Murawski i Przemysław Skupin. W wyborach na prezydenta miasta komitet ten wysunął kandydaturę Grażyny Dziedzic, która - według danych PPP - jeżeli nie zwycięży, ma szansę na drugą turę z obecnym prezydentem Andrzejem Stanią (PO).
Zdaniem Ziętka, sukces Polskiej Partii Pracy - "Sierpnia 80" w tegorocznej kampanii już został w pewnej mierze osiągnięty - poprzez zarejestrowanie własnych list kandydatów do wszystkich 16 sejmików wojewódzkich. Tym samym jako jedyne ugrupowanie pozaparlamentarne partia ta uzyskała status ogólnopolskiego komitetu wyborczego.
Komitet startuje w wyborach pod hasłem "Uczciwy Samorząd". Opowiada się m.in. za tworzeniem tzw. kodeksowych miejsc pracy (samorządy mają tu możliwości ze względu na m.in. środki unijne), budową tanich mieszkań komunalnych i socjalnych (np. z wielkiej płyty), ma też alternatywny do rządowego plan uzdrowienia służby zdrowia - sprzeciwia się komercjalizacji i prywatyzacji publicznych placówek medycznych.
Ziętek poinformował też, że w piątek PPP rusza z kolportażem 100 tys. czterostronicowego biuletynu w formacie gazetowym, w którym opisywane są "zagrożenia związane z prywatyzacją, komercjalizacją publicznej służby zdrowia" - na przykładach czterech miast: Katowic, Piekar Śląskich, Rudy Śląskich i Krosna Odrzańskiego. Docelowo PPP chce wydać milion egzemplarzy tego biuletynu.
za: PAP i stroną internetową Polskiej Partii Pracy
O APELU I PROGRAMIE WYBORCZYM KRAKOWSKIEJ ORGANIZACJI GPR/PPP OCZYWIŚCIE ANI SŁOWA!!!
Roger: Anarchista pyta marksistę jak ma głosować? Chyba robisz sobie jaja :)
ABCD: znajdź na stronie GPR materiał popierający Koreę Północną lub świadczący o naszych bliskich relacjach z KPP. Nie znajdziesz bo nie ma. Tobie tylko stać na insynuacje a nie inteligentną dyskusję.
jeśli nie chcecie bezwarunkowo bronić robotniczej Korei, to - obawiam się - jesteście rewizjonistami.
Mnie się już to całe partyjne ścierwo myli, ale jestem pewien, że to albo PO, albo PiS, albo SLD niedawno w tv obiecywało, ze zbuduje drugą Koreę. Tę właściwą oczywiście. Ktoś to potem w studio nawet złośliwie skomentował, już nawet nie sam fakt kolejnej Irlandii, ile samą Koreę, której sukces gospodarczy narodził się przecież poprzez całkiem krwawą dyktaturę wojskową. Jedno jest pewne. Koreańskiej drogi to broni mainstream i jakaś prawica ;-)
Słabością programu wyborczego GPR jest oderwanie od realiów. Czy jest to zarzut? Zbytnie przystawanie do realiów byłoby narażone z kolei na zarzut reformizmu, politycznego kunktatorstwa.
Może więc, w sytuacji, kiedy realizmem politycznym lewicy jest "żądanie niemożliwego", program o takich ambicjach powinien zrezygnować z tych ograniczeń, które sam sobie narzuca w imię kontaktu z ewentualnymi wyborcami?
Zadanie nie jest łatwe. Z historii wiemy, że lepsze programy przejściowe cieszyły się minimalnym, efektywnym poparciem.
Sprawa jest otwarta, mogłaby być przedmiotem sporu na radykalnej lewicy, gdyby nie jej (tej lewicy) niezbywalne sekciarstwo i grupkowy patriotyzm podlany sosem megalomańskiej "charyzmy". Nie będzie dyskusji, ponieważ wszyscy ewentualni uczestnicy są co najwyżej reprezentantami idei programowych wypracowanych w pocie czoła gdzie indziej, w innych warunkach. Dyskusja grozi otwarciem się na pozycje konkurencji, a to jest niedopuszczalne. Trudno chyba dziwić się temu, że "desanty" emisariuszy zagranicznych tendencji są jedną z głównych przyczyn impasu programowego i praktycznego lewicy rewolucyjnej w Polsce. W tej sytuacji trudno się dziwić, że także pozostałe tendencje lewicowe, nie zaliczające się do nurtu rewolucyjnego, mogą spokojnie trwać na swoich reformistycznych pozycjach i obiecywać złudnie więcej, niż są w stanie ofiarować.
Ale wracając do głównego tematu: program wyborczy GPR opiera się wciąż na tych samych fundamentach. Nie bierze pod uwagę zmiany ustroju i roli w nim państwa. Postuluje więc nacjonalizację przedsiębiorstw, w których efektywną władzę miałaby załoga. Jeśli założyć, że postulat ten ma znaczenie wyłącznie propagandowe, to nieco dziwnie brzmi w kontekście wyborów samorządowych, które z istoty mają służyć bardzo praktycznym potrzebom społeczności lokalnych, czyli ludzie oczekują propozycji funkcjonalnych. Odczytując więc w sposób funkcjonalny ten postulat, ludzie mogą się spodziewać, że byłaby to forma przedsiębiorstwa pracowniczego, ewentualnie spółdzielczego. Gdyby państwo jakimś cudem zgodziło się na przekazanie własności przedsiębiorstwa załodze - bez tytułu własności państwo burżuazyjne nie potrafi sobie wyobrazić funkcjonowania przedsiębiorstwa - to mijałoby się to z założonym celem programu, który, jak rozumiem, opowiada się za własnością ogólnospołeczną. Trudno wyobrazić sobie funkcjonujące przedsiębiorstwa będące własnością załóg, rywalizujące z firmami kapitalistycznymi, a jednocześnie spełniające funkcje socjalne, na wzór tych, które cechowały przedsiębiorstwa państwowe w PRL. W przeciwieństwie do PRL, miałyby dodatkowo państwo przeciw sobie, a nie za sobą, gdyż państwo pozostawałoby w ręku przeciwnika politycznego.
Gdyby przekazanie przedsiębiorstw miało dotyczyć firm strategicznych dla gospodarki, to obawiam się, że byłoby tylko instytucją wspomagającą firmy prywatne, wobec czego też nie mogłoby pełnić funkcji socjalnych. Kapitaliści wysysają z nich wszystko, co się da. A państwo pozostaje wciąż przecież zarządcą interesów burżuazji.
Wiara w to, że znacjonalizowane przedsiębiorstwa odgrywałyby rolę liderów w dziele wprowadzania "etycznego biznesu" wydaje się dosyć naciągana.
Z drugiej strony, rola przedsiębiorstw pozostających jeszcze własnością skarbu państwa, dużych pracodawców na rynku lokalnym, jest nie do przecenienia dla mieszkańców. Taką rolę mogą też jednak pełnić przedsiębiorstwa niekoniecznie państwowe. Na kapitalistycznym rynku losy jednych, jak i drugich są niepewne. Wystarczyłoby postawić postulat zatrzymania prywatyzacji, aby znaleźć się na poziomie populistów, konkurując z nimi hasłem wstrzymania zamiast zahamowania tempa. Odtworzenie przemysłu też jest już hasłem zagospodarowanym.
Nie sądzimy, aby GPR była tak naiwna, by wierzyć w realizację swego postulatu. W tej sytuacji wydaje się, że postulat ten służy głównie uzasadnieniu innego postulatu, mianowicie postulatu efektywnej kontroli załogi nad księgami rachunkowymi przedsiębiorstwa.
No to, co proponować? W sumie nacjonalizacja dużych przedsiębiorstw zachowuje rynek pracy i przemawia do ludzi jako środek zapobiegający bezrobociu. Dlaczego przy okazji nie można by pokazać ludziom, że mogliby żądać kontroli działania przedsiębiorstwa? Można by to wszystko napisać pewnie lepiej. Ale co by to zmieniło?
Z jakim programem alternatywnym można robić propagandę? Nie chodzi o to, żeby się czepiać. Jak wiesz lepiej, jak to zrobić, to zrób, napisz. Samo krytykowanie już jest irytujące.
Drogi nimrod,
nigdy sobie jaj (z GPR) nie robię.
To było pytanie retoryczne, wskazujące na lukę w rozumowaniu.
Tak się składa, że Roger wie, jak będzie głosować :-)
W pierwszym dniu ciszy wyborczej wypada wpisać omawiane tu posunięcie polityczne Grupy na rzecz Partii Robotniczej w szerszą dyskusję zainicjowaną przez Piotra Ikonowicza, która na łamach lewica.pl toczy się ku znużeniu gawiedzi już drugi miesiąc.
Odkrycie!
To przecież głos w dyskusji JAK BUDOWAĆ LEWICĘ.
Głos i ruch, którego nie należy ani lekceważyć, ani bagatelizować. Co na jedno wychodzi.
Myśl i czyn w jednym - i dwa w jednym - projekt GPR w projekcie PPP, jako "partii robotniczej", nie dającej się sprowadzić przez takich jak my krytyków i politycznych dyletantów do "projektu Ziętek".
JEDNO JEST PEWNE: bez PPP jako "drogi do partii robotniczej" projekt polityczny GPR nie mógłby nawet zaistnieć.
Nie nam rozstrzygać - symbioza to, czy pasożytnictwo?
A może zapłodnienie in vitro?
Czy to ważne? Bez PPP projekt ten i teraz nie mógłby stanąć na własnych nogach.
Czy czeka go los niechcianych dzieci?
Projekt GPR jako bękart polityczny?
Co to to nie, to nad wiek dojrzałe dziecię.
Stawiamy zatem na kompromis. Każdy wie jak trudno stanąć na własnych nogach.
Dziecię nie da się oderwać od piersi partii-matki!
Tu rodzi się pytanie - kto jest ojcem?
A kto matką?
A może to podrzutek lub dziecko z probówki?
A gdzie kukułka?
To tak kukułka buduje lewicę?
To nie kukułka, raczej braterska pomoc i symbioza.
Może adoptowane dziecię?
Poczekamy - zobaczymy. Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Na nim wciąż siedzi...
Kto?
WZZ "Sierpień 80", Polska Partia Pracy, podwójny przewodniczący. Bezpłodny i bezdzietny?
Nie.
To PODMIOT HISTORII. RUCH ROBOTNICZY.
Spór o in vitro będzie kontynuowany.
że Ikonowicz tak zamilkł. Powiedział ostatnio na blogu, że kierunek ma słuszny a potem odszedł w nieznanym kierunku i tyle go widać. To juz koniec dyskusji o nowym projekcie?
Taak, fakt, że Ikonowicz zniknął z dyskusji powoduje, że nie wiemy, gdzie jest ten słuszny kierunek, ponieważ wiadomo, że słuszność kierunku nie zależy od biegunów Ziemi, ale od tego, dokąd podąża wódz.
Niemniej, dzieło budowania lewicy nie leży odłogiem, czego dowodem "propaganda czynem" kolegów z GPR. Zapewne też Ikonowicz nie odpuszcza, a tylko przegrupowuje siły i środki, aby zaproponować kolejną wersję "nowego projektu". Może być ciekawie, o ile po raz kolejny to budowanie lewicy nie okaże się grą w głuchy telefon. Ciekawe, jaką lewicę można zbudować przy założeniu, że będzie się ignorowało pozostałe grupy lewicowe? Dotychczasowe doświadczenie mogło już chyba udzielić odpowiedzi na to pytanie. Nie chodzi przy tym o "ekumenizm", czyli udawane sojusze, które służą tylko uśpieniu czujności konkurencji, ale o prawdziwą dyskusję bez której nie ma mowy o wspólnym, zgranym, a więc skutecznym, działaniu. To do sztambucha tych, co to twierdzą, że dyskusje to strata czasu. Chyba stracili już go dostatecznie dużo na jałowych akcjach bez cienia szans na powodzenie ze względu na wszechogarniające sekciarstwo i partyjniactwo.
Zapewne międzynarodowe odniesienie odgrywa niezwykle ważną, wręcz zasadniczą, rolę w polityce lewicy. Czerpanie z wcześniejszych doświadczeń innych krajów pozwala na unikanie części własnych błędów. Wszystkie te plusy tracą jednak zdecydowanie na znaczeniu w sytuacji, kiedy międzynarodowe tendencje kostnieją na własnym terenie i zamiast czerpać nowe siły z krajowych podwórek, zaczadzają je własnymi dolegliwościami wieku starczego. Zamiast dojrzałej mądrości, proponują sklerotyczne recepty zaszczepione na dążeniu do wiecznej, postmodernistycznej niedojrzałości, która ma być synonimem świeżości.
Skutek jest taki, że po upadku krajów "realnego socjalizmu", nie pozostał nawet kanon niekwestionowanych zasad odróżniających lewicę od całej reszty. Cofnięcie się tendencji rewolucyjnych w skali świata powoduje, że optowanie za najdalej idącymi żądaniami pod adresem demokracji burżuazyjnej staje się programem drobnomieszczańskim, gdyż odpowiada aspiracjom tej tylko grupy społecznej. Jednocześnie, lewica nie potrafi zaproponować własnego kanonu wartości, które odpowiadałyby interesom warstw najbardziej upośledzonych, ponieważ warstwy te są skutecznie marginalizowane jako podklasy. Cechą szczególną takich warstw jest ich zbędność w mechanizmie społecznym. W efekcie program dla nich również sprowadza się do uruchamiania mechanizmów samoregulujących społeczeństwa burżuazyjnego. Nie ma ruchu poza reformizm. Biorąc pod uwagę to, że u Marksa przewidywana była polaryzacja społeczeństwa, można stwierdzić, że ta polaryzacja dotyczy dziś bardziej stosunku między społeczną formą wytwarzania a prywatną formą zawłaszczania bardziej niż stosunku bieda - bogactwo. W bogatym społeczeństwie, bieda i bogactwo bywają rozrzucone w sposób jak najbardziej chaotyczny; w dobie globalizacji trudno też wygrywać nierówności między regionami, które nie mogłyby być łatwo kanalizowane jako przeciwieństwa interesów między państwami, jako nacjonalizmy. Z chwilą, kiedy kraje Peryferii zaczynają kierować się nacjonalizmem, oznacza to, że weszły one na ścieżkę rywalizacji kapitalistycznej, a więc ich nacjonalizm stracił potencjał postępowy, emancypacyjny, a wyrównał szereg ze starymi krajami Centrum. To też utrudnia działanie lewicy.
Konieczna jest więc poważna dyskusja nad programem lewicy wychodząca od krytyki najbardziej radykalnych wizji współczesnego świata, bo tylko w ten sposób można wyznaczyć horyzont i perspektywę naszych działań. W ramach tego, oczywiście, konieczne są programy obliczone na krótszą metę, biorące pod uwagę problemy regionalne. Natomiast od tendencji międzynarodowych powinno się wymagać takiej najszerszej, perspektywicznej wizji, a nie zwykłego popierania radykalnych ruchów pod pretekstem, że są względnie masowe. Brak krytycznej myśli jest spowodowany na arenie międzynarodowej tym samym, co na arenie krajowej - partyjniactwem i niezdrową rywalizacją o to "masowe" poparcie. Oznacza w praktyce rezygnację z wiodącej roli, bo tej nie można odgrywać bez jasnej myśli programowej.
Odczekaliśmy swoje. Cisza wyborcza i wybory samorządowe już za nami. Przynajmniej pierwsza tura. Do drugiej żaden kandydat GPR/PPP nie przejdzie. Sensacji nie było i nie będzie. Wracamy na Ziemię.
Na wstępie postawmy pytanie o podmiot? To stałe hasło. Nic oryginalnego. Czy warto pytać, gdy druga strona nie odpowiada?
WROGOŚĆ WISI W POWIETRZU.
"Nasi" śmiałkowie mają ambitnych dowódców. Jak w oddziale obowiązuje dyscyplina wojskowa. Nikt nie wyjdzie przed Nimroda. A on przecież nie kandyduje.
Czy to znaczy, że oddział utrzymuje stałą łączność z bazą i nadbudową?
8 śmiałków i facet incognito. Zacznijmy od tego ostatniego. Może to doświadczony przewodnik? Tutejszy? Może cichociemny? Skąd mamy wiedzieć. GPR/PPP nie zaznaczyło przecież w anonsie o "składzie delegacji". Zwykły błąd. Powiedzmy. Koniec - kropka?
Może to nieważne?
Skoro nieważne, to dlaczego w każdym innym przypadku coś tam dodano?
Kacper Pluta - kasjer. Dlaczego pierwszy na liście? Bo kasę trzyma? Przecież nie swoją. Może właśnie o to chodzi, że nie swoją? Może to 21 letni lider-dowódca? A może wszyscy są równi? Nie są - wówczas decydował by porządek alfabetyczny. Pozostali śmiałkowie to: elektryk utrzymania ruchu, kierowca, dyżurny ruchu, student, studentka, magazynier i znów student. Na szarym końcu - bezrobotny, nigdzie nie zatrudniony, niebieski ptaszek? Trzon to pracownicy najemni. Całość to KLASA PRACOWNICZA? Nie przypadkiem wykształcenia nie podano. Gdyby chodziło o robotników zaznaczono by czy jest to robotnik wykwalifikowany czy niewykwalifikowany. Listę firmowałaby wówczas KLASA ROBOTNICZA. Pierwszy na liście byłby elektryk utrzymania ruchu, drugi magazynier. Ewentualnie odwrotnie. Skoro drugi z nich jest członkiem WZZ "Sierpień 80".
A tak...
Kacper Pluta nie jest już studentem, Coś jednak zapewne studiuje. Liczą się jego poglądy polityczne. Zresztą nie tylko jego. Nie przypadkiem zaznaczono, że to członkowie Grupy na rzecz Partii Robotniczej i PPP.
To legitymacja do samorządu, sejmiku wojewódzkiego? Nie liczy się doświadczenie i praktyka. Uznanie miejscowych.
Dlatego najstarszy zamyka stawkę?
Doświadczenie młodzi śmiałkowie mają... w poważaniu?
PODOBNIE ZRESZTĄ JAK POPARCIE SPOŁECZNE.
Kasjer - bo to SKOK NA KASĘ METODĄ IN VITRO!!!
To nie kasjer, to polityczny kasiarz.
Syn Romana Pluty? Trzeba było gadać od razu. Teraz już po ptokach.
ODDZIAŁ NIE PRZESZEDŁ.
Jak pokazuje historia polskiego rewolucyjnego ruchu robotniczego KOLEJNOŚĆ NAZWISK zgłoszonych w poszczególnych okręgach wyborczych nie była całkiem bez znaczenia.
Niemniej w Związku Proletariatu Miast i Wsi obowiązywało złożenie odpowiedniego pisemnego oświadczenia o zrzeczeniu się mandatu. Pozwalało to kierownictwu partyjnemu dowolnie wyznaczać jednego z kandydatów figurujących na liście w okręgu wyborczym, w którym zdobyto mandat. Poprzedzający go kandydaci oddawali zatem swój mandat do dyspozycji partii.
Pozwalało to propagandowo ustawiać listy wyborcze. Na pierwszych miejscach figurowały nazwiska znanych miejscowych działaczy robotniczych i komunistycznych. Kandydaci, na których najbardziej zależało kierownictwu partii często znajdowali się na dalszych pozycjach. Umieszczano ich również na kilku lub kilkunastu listach regionalnych.
I tak oto najczęściej wśród kandydatów komunistycznych na posłów ZPMiW przewijały się nazwiska: J. Dutlingera (15-krotnie), S. Łańcuckiego (12-krotnie), J. Czeszejko-Sochackiego (10-krotnie), T. Dąbala i K. Grochulskiego (9-krotnie), L. Przeorskiego (5-krotnie), J. Paszty, I. Gordina, J. Dyji, W.Ulmana, T. Żarskiego (4-krotnie) itd.
Najliczniejszą grupą społeczną wśród kandydatów stanowili oczywiście robotnicy, którzy na ogólną liczbę 169 osób kandydujących z tych list posiadali aż 120 swoich przedstawicieli. Po robotnikach najliczniejszą grupą byli rolnicy (19 osób, większość z nich to robotnicy rolni), urzędników było 9, techników - 5, nauczycieli - 4, publicystów - 3, studentów - 2, lekarzy i prawników - po jednej osobie.
Podobnie wysoki procent robotników, co w wyborach do Sejmu, ZPMiW wystawił w wyborach do Senatu - 21 na 45 kandydatów.
W wyborach do rad miejskich proporcje te były jeszcze bardziej uwypuklone, co jest chyba zrozumiałe samo przez się.
Damy jednak konkretny przykład. Oto lista Związku Proletariatu Miast i Wsi w wyborach do łódzkiej rady miejskiej w maju 1923 r.:
Edmund Wawrzyński (handlowiec)
Maria Eiger (nauczycielka)
Artur Ado Linke (tkacz)
Moszko Wolf Chonowski (biuralista)
Henryk Marks (funkcjonariusz związku metalowców)
Tomasz Dzięcielski (tkacz)
Paweł Kercher (tkacz)
Andrzej Ibron (tkacz)
dr Ludwik Pinkus (lekarz)
Maciej Goldman (krawiec)
Jan Tyczkowski (przędzalnik)
Feliks Cyranek (tkacz)
Jan Kowaśniski (tkacz)
Stanisław Tybura (pucer)
Kazimierz Falkowski (wykończalnik)
Icek Klein (cukiernik)
Już na pierwszy rzut oka widać, że brany był pod uwagę wykonywany zawód. Czołowi działacze partyjni miejsc na tych listach nie blokowali.
To tylko dowód ZAKORZENIENIA rewolucyjnego ruchu robotniczego w Drugiej Rzeczypospolitej. Nic więcej?
BB tobie się już całkiem we łbie poje...o? Mamy rok 2010. Nie ma już ZSRR ani kasy z Moskwy. Gorzej, zerwana została tradycja klasowego ruchu robotniczego. Nie ma ani tamtej PPS ani KPP, choć byty o takich nazwach nadal funkcjonują.
Dzisiaj tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Tylko publicyści-nieroby cały czas grymaszą jak to dobrze drzewiej bywało. Ano bywało, ale się skończyło. Dotrze to kiedyś do ciebie?
Nie powrót - tylko powtórka.
Zapewne również SDKPiL, PPS-Lewica i PPS-Frakcja Rewolucyjna korzystały z tej kasy i żadnych wpływów w klasie robotniczej nie miały. Polski rewolucyjny ruch robotniczy był, jak wiadomo, agentem Moskwy. Skąd my to znamy? Z głównego nurtu bajania, czy enuncjacji trockistowskich? Co za różnica.