Trockiemu bliższy był Stalin niż - występujący przeciw szaleństweu przymusowej kolektywizacji rolnictwa - Bucharin.
Tym razem ABCD ma rację.
Wywód Pawła Szelegieńca jest jasny - "W tym czasie Trocki podzielił ruch komunistyczny na trzy 'frakcje'. Pierwszą stanowiła lewicowa opozycja, 'podtrzymująca sztandar leninizmu' reprezentująca postępowe idee światowej rewolucji socjalistycznej. Prócz tego, istniała 'prawica', w ZSRR reprezentowana przez Bucharina i Rykowa, w Niemczech przez KPD-Opozycję Heinricha Brandlera i Thalheimera, a w Hiszpanii przez Blok Robotniczo-Chłopski. Trocki zarzucał 'prawicy', że reprezentuje interesy drobnego chłopa-średniaka i dąży ku restauracji kapitalistycznych stosunków w ZSRR. W innych krajach 'brandlerowcy' jak się o niej wyrażał, mieli być 'lokajami stalinowskiej biurokracji, którzy liczą na łaskę na zasadzie obopólnej amnestii'. Jak pisał Pierre Frank:
'Prawicowa opozycja [...] występowała przeciw stalinizmowi nie dlatego że sprzeciwiała się jego ogólnej polityce, nie za sprawą kwestii 'socjalizmu w jednym kraju', ale dlatego że zarzuca mu 'ultra-lewicowe' błędy. Grupy te, z czego najważniejszą była grupa niemiecka Brandlera, chciały mieć niezależną politykę krajową [od stalinistów], czego wynikiem było ich przesuwanie się w kierunku lewicy socjaldemokratycznej'." - świadczy o doktrynerstwie Lwa Trockiego i nieumiejętności rozpoznania sytuacji.
W tym czasie Trocki, pochłonięty walkami frakcyjnymi, nie brał pod uwagę indywidualnych cech Stalina. Wydawały się mu one nieistotne, nic nie wnoszące do układu sił. Na ten błąd zwracali mu uwagę nawet jego zwolennicy, którzy podkreślali, że Stalin prowadzi całką inną grę - NIE GRA W KLASY, ma za nic merytoryczne różnice i rzeczową argumentację na gruncie marksizmu - walczy jedynie bezwzględnie o pełnię władzy, o sukcesję po Leninie, eliminując wszelkimi sposobami konkurencję. W tym celu zawiera dowolne sojusze, by następnie wykonać zygzak i wejść w nowe układy.
Tymczasem Trocki swoim zwolennikom wiąże ręce.
Błąd ten uwzględnił on dopiero w nieskończonej dwutomowej pracy swego życia - biografii Stalina. Było jednak już po ptokach.
Konsekwencje tego błędu widoczne były nawet w postępowanie trockistów zwolnionych z obozów odosobnienia, którzy tak jak Krystian Rakowski poparli Stalina w walce z bucharinowcami, by później zginąć w łagrach.
Gdyby nie kolektywizacja za Stalina to Hitler pokonałby nieuprzemysłowioną Rosję jak Polskę w 39, czyli bez bólu. A kto wie co wtedy by się stało w naszymi dziadkami i babciami. Na pewno nie byłoby nas na tym portalu.
gdyby nie przymusowa kolektywizacja, to ZSRR w roku 1941 miałby kilkanaście milionów, a więc i sporą liczbę żołnierzy, więcej.
Dlaczego niewydajne upaństwowione rolnictwo miałoby uniemożliwiać uprzemysłowienie kraju?
Kołchozy i sowchozy przyczyniły się do tego, że ZSRR przegrał zimną wojnę z USA. Nie mogąc wyżywić swej ludności, musiał zabiegać o zboże w Ameryce.
Bucharin miał rację. Należało kontynuować i rozwijać NEP. Niezależnie od intencji Bucharina, skończyłoby się to restauracją kapitalizmu. W dalszej konsekwencji, ZSRR (z nienacznie zmienioną nazwą np. Związek Suwerennych Republik Radzieckich) ostro rywalizowałby z USA, Chinami i Niemcami o pierwsze miejsce na planecie.
Pytanie powinno brzmieć tak: dlaczego niewydajne upaństwowione rolnictwo miałoby napędzać uprzemysłowienie kraju?
"Kopa" do trwałego rozwoju gospodarczego mógł dać ZSRR tylko kapitalizm.
Dzisiaj Rosja we wszystkich tabelach rozwoju jest - porównawczo - znacznie za caratem. Takie są efekty "doganiania i przeganiania" ZAchodu w cuglach niewydolnego ustroju ekonomicznego.
W czym konkretnie jest za caratem?
To jasne, Rosja bez kolektywizacji (która była tylko elementem industrializacji, przemysł potrzebował rąk do pracy, a te były na wsi) wyglądałaby jak ówczesne Chiny albo Indie; w te kilka lat zbudowano wielkie miasta, fabryki, kopalnie, stocznie bez których nie było ani jednego T34 itp, itd a z zacofaną armią, naziści nie mieliby żadnego problemu. Nie oceniając więc samej kolektywizacji czy Stalina, zdroworozsądkowy obserwator musi zauważyć, że dla Rosji czy ogólnie Słowian (a więc i nas Polaków), przegrana Bucharina (prywatnie zapewne bardzo miłego towarzysza) była przegraną Hitlera.
ps. głodne dzieci w ZSRR pojawiły się dopiero za Jelcyna, tak jak u nas po 89.
Mógłbyś z łaski swojej nie manipulować historią?
Głód na Ukrainie w 1932-34 będący wynikiem kolektywizacji i "rozprawy z kułactwem" to jak rozumiem mity imperialistów?
Która służba specjalna cie nasłała, byś kompromitował publicznie komunizm? Pytam z ciekawości, bo intryguje mnie gdzie zatrudniają takich cieniasów.
Poczytaj o tym jak powstawał kapitał w XIX wieku (tzw. pierwotna akumulacja kapitału, nie może się obyć bez przemocy). Rosja w obliczu zagrażającej napaści nadrabiała te zaległości w bardzo krótkim czasie więc takie zjawiska jak głód pojawiły się w skumulowanej postaci. Po wojnie udało się go wyeliminować, który wrócił dopiero po 1991.
I tutaj nie rozmawiamy o komunizmie tylko o tym czy Rosja bez forsownej industrializacji mogła pokonać nazistów. W świetle faktów jakie nastąpiły po 1941 jest to bardzo wątpliwe.
Industrializacja i kolektywizacja rolnictwa to jedyny właściwy i postępowy kierunek. Właśnie Trocki był najzagorzalszym zwolennikiem zkoletywizowanego rolnictwa i rozprawy z kułakami i NEP-manami. Tu chodzi nie o kierunek, ale o sposób osiągnięcia celu.
A swoja drogą myślę, że gdyby to Bucharin wygrała walkę o władzę w Rosji Radzieckiej, to kapitalistyczna kontr-rewolucja zatriumfowała by już w latach 40-stych, a nie dopiero 1989-1991.
Równie istotny jest czas. Dyskusja między Jewgenijem Preobrażenskim a Nikołajem Bucharinem właśnie tego dotyczyła. Ekonomiści nie mogli dojść do porozumienia, chodziło bowiem zarówno o skutki pozytywne, jak i negatywne. Przy przyśpieszonej kolektywizacji oba zjawiska nie koniecznie się kumulują. Wszystko zależy od sposobu i metod przymusu. Według Trockiego przymus fizyczny (co innego przymus ekonomiczny) nie wchodził w rachubę, zwłaszcza w takiej skali na jaką poszedł Stalin.
Zdaniem Cezarego Sikorskiego, który przychyla się do opinii Jewgienija Prieobrażeńskiego wcześniej rozpoczęty proces kolektywizacji zminimalizowałby skutki negatywne.
Trocki jako polityk nie wygłaszał tak kategorycznych i jednoznacznych sądów. Odżegnywał się jedynie od przymusowej kolektywizacji w wersji Stalina.
Kompromisem byłoby zapewne rozciągnięcie procesu kolektywizacji w czasie.
Przykład Polski pokazuje, że nawet zablokowanie kolektywizacji i likwidacja kołchozów przez ekipę Władysława Gomułki automatycznie nie prowadziła do kapitalizmu, choć oczywiście miała istotny wpływ na stosunek sił klasowych w kraju.
jest sformułowane przy okazji tej dyskusji przez Jewgienija Prieobrażeńskiego tzw, prawo pierwotnej akumulacji socjalistycznej.
Za tym nowym "prawem" kryło się oczywiście przejęcie wartości dodatkowej wypracowanej przez chłopów i przeznaczenie jej na przyśpieszony rozwój przemysłu. Takie arbitralne decyzje nie mogły oczywiście zyskać aprobaty Nikołaja Bucharina, który proponował zrównoważony rozwój gospodarczy. Dyskusja między bolszewickimi ekonomistami została arbitralnie i brutalnie rozstrzygnięta przez Stalina. Wątpliwości co do dróg i metod budowy socjalizmu pozostały nierozstrzygnięte. W nowych warunkach problem ten zapewne zyska nowe naświetlenie.
Wydaje się, że gdyby nie arbitralne decyzje Stalina radzieccy ekonomiści i planiści zdołaliby wypracować odpowiednie ekonomiczne metody sterowania gospodarką. Stworzyłoby to nowe pole dla kompromisu politycznego na szczytach partii bolszewickiej.
Polecamy dwie prace prof. Edwarda Łukawera: "Spór o racjonalność gospodarki socjalistycznej" (1985) oraz "Możliwość funkcjonowania gospodarki socjalistycznej w świetle międzywojennej dyskusji na zachodzie" (1967).
Fakt, niezkolektywizowane rolnictwo nie oznacza powrotu do kapitalizmu, jak bajają ma przykład maoiści. To oczywiste. Tak samo jak nawet pełna nacjonalizacja nie obala go, jak twierdzą reformiści np.: przyjaciele poliji z "trockistowskiej" CWI.
Co do kwestii czasu. Pomijając tu całą niezręczność, awanturnictwo i brutalność właściwą dla stalinowskiej biurokracji, to rozpoczęto kolektywizację zbyt późno.
Wiele wskazuje na to, że jeśli kolektywizacja rolnictwa została przeprowadzona wcześniej to była by ona łatwiejsza do realizacji i nie napotkała aż tak silnego oporu ze strony chłopów.
Rosję mogła uratować tylko restauracja kapitalizmu najpóźniej w latach 40-tych czy od biedy 50-tych.
Kto wie, czy Stalin nie planował ewolucyjnych zmian w tym kierunkach. W swoich późnych rozprawach zwracał on uwagę, że prawa ekonomii i struktury języka są obiektywne i nie zależą od politykierów u władzy.
W kontekście kolektywizacji, u nas głównym błędem Gomułki było to, że nie skolektywizował polskiego rolnictwa, stąd też, w odróżnieniu od skolektywizowanej rolniczo NRD, CSRS czy Węgier, mieliśmy w Polsce chroniczny deficyt mięsa, który w końcu doprowadził do upadku tegoż Gomułki a później i Gierka, a w rezultacie do upadku PRLu a także Radzieckiego Bloku, którego Polska, ze swym tragicznie zacofanym i niewydolnym rolnictwem, była najsłabszym ogniwem, i co sprytnie wykorzystał Zachód, destabilizując PRL via Wojtyła and Wałęsa i kierowaną przez niego Solidarność.
mlm - masz rację.
Praktycznie całe rolnictwo w PRL tworzyły tzw.: "drobne gospodarstwa rodzinne" - skrajnie nieefektywne, z zasady prymitywne i niewydolne. Taki model rolnictwa jest reliktem przed-feudalnym i feudalnym.
W XX wieku wiejskie "gospodarstwo rodzinne" było tak samo kuriozalnie archaiczne - jak byłyby: gildie rzemieślnicze i manufaktury w miastach.
Bardzo liczne i małe gospodarstwa rolne nie tylko nie przynosiły zysku, żeby nie upadły musiały być różnymi metodami wspierane finansowo przez państwo czyli w praktyce przez wielkomiejski proletariat. Żeby chronić zacofane rolnictwo rząd np.: podnosił ceny żywności uderzajęć w ten sposób w poziom życia wszystkich ludzi pracy.
Tak jak napisałeś: ekipy Gomułki i Gierka były obalone przez wielkie robotnicze protesty i strajki wybuchające z przyczyn ekonomicznych, najczęściej w odpowiedzi właśnie na podwyżki cen żywności.
W ogromnym stopniu kryzys gospodarczy w PRL był wynikiem nie przeprowadzenia kolektywizacji rolnictwa.
Drobni chłopi byli jako klasa wsteczni i stanowili podporą wszelkich sił reakcyjnych, poczynająć od wściekle anty-komunistycznego kościoła katolickiego, a kończąc na ulubionym "związeku zawodowym" Wojtyły, CIA i Wall Street czyli nacjonalistycznej, klerykalnej, jadowicie antysemickiej i wrogiej wyzwoleniu kobiet "Solidarności".
Niestety w PRL nie zdołano zatrzeć różnic między przemysłem a rolnictwem, co z pewnością miało znaczenie dla trwałości i stabilności tzw. realnego socjalizmu. Zresztą kolektywizacja rolnictwa od samego początku przebiegała dość opornie w Polsce. Nawet za Bieruta powołano do życia niewiele rolniczych spółdzielni produkcyjnych. Ponad 3/4 gospodarstw rolnych miało charakter indywidualny, po prostu były to prywatne gospodarstwa rolne, które zresztą sowicie były utrzymywane przez państwo. Trzeba zresztą przypomnieć, że w sektorze rolniczym zatrudnionych było prawie 30% obywateli PRL. Struktura własnościowa w PRL nie była "tak prosta", jakby się to mogło wydawać rozlicznym komentatorom wydarzeń politycznych czy gospodarczych lat 1945-1989. No, ale to był przecież "komunizm", a nawet "komuna" ;-)