Tak, szczególnie w Polsce, nacjonalizm czyli kółko hitoryczne + mięśniaki ze stadionu to zaiste produkty kryzysu kapitalizmu.
Ostatnio zdarza się nam coraz częściej nie zgadzać z ocenami Lwa Trockiego, nie mówiąc już o posttrockistach. I tym razem zapewne po części nie będzie wyjątku.
W naszym mniemaniu sukces Hitlera i faszyzmu był konsekwencją "cudu nad Wisłą" - zatrzymania się pod Warszawą tryumfalnego marszu rewolucji światowej. Burżuazja przerażona sukcesami rewolucji w Rosji zdecydowała się na wszystko, by zniszczyć "czerwoną zarazę". W końcu poparła ruch faszystowski.
Wydawałoby się, że różnica w obu koncepcjach nie jest istotna. Pozornie to nic nie zmienia. Skoro jednak dziś rewolucyjny ruch robotniczy jest w rozsypce, to nie ma również zagrożenia faszyzmem. W tej sytuacji burżuazja na niego nie postawi. Ten koń co najwyżej może iść dziś w nacjonalistycznym zaprzęgu.
Nie warto zatem nim straszyć. Są dużo ważniejsze cele i silniejsi przeciwnicy.
Jak wiadomo Trocki winą za dojście Hitlera do władzy obciążał głównie Stalina i MK. Można mieć co do tego uzasadnione obiekcje. Zapewne taktyka jednolitego frontu robotniczego "od dołu", zwłaszcza wzbogacona przez etykietkowanie socjaldemokratów mianem "socjalfaszystów", nie specjalnie się broni, chociażby ze względu na schematyzm. Niemniej proponowana przez Trockiego taktyka jednolitego frontu robotniczego "od góry" (z jednoczesnym wariantem oddolnym) nie miała w tych czasach najmniejszych szans na zastosowanie i uznanie drugiej strony - Międzynarodówki Socjalistycznej i socjaldemokratów, którzy wówczas powszechnie w Niemczech i Polsce obnosili się ze swym zoologicznym wręcz antykomunizmem. Uznanie mogła ona wzbudzić tylko u niezależnych socjalistów i socjalistycznych partii mniejszości narodowych. Co ciekawe działaczy tych partii komuniści raczej nie uznawali za "socjalfaszystów", choć z czasem obligatoryjne wytyczne Stalina i MK i na tym polu wykluczyły rysujące się porozumienia. Fakt ten potwierdza tylko destrukcyjną rolę "teorii socjalfaszyzmu".
Czyżby Trocki tego nie widział? Jeśli tak to był ślepy, i to nie na jedno oko.
Przykład Rewolucji Październikowej i paru innych socjaldemokrację już na dobre wystraszył. Na tle bolszewizmu wydawało się, że faszyzm łatwo da się poskromić. O poskromieniu rewolucjonistów, komunistów w tych czasach nie było mowy. Kolejne rewolucje socjalistyczne wisiały w powietrzu. Dla niemieckiej socjaldemokracji i polskich socjalistów wybór był zatem prosty - bagatelizowano zagrożenie faszystowskie, komunistycznego - bynajmniej.
Tak to już było.
Sytuacja zmieniła się dopiero po dojściu Hitlera do władzy, gdy w Niemczech było już za późno na jakąkolwiek refleksję, nie mówiąc już o przeciwdziałaniu.
Szok był tak ogromny, że Międzynarodówka Komunistyczna "przegięła pałę" w drugą stronę, ogłaszając nową, w ustach komunistów brzmiącą niewiarygodnie, taktykę Frontów Ludowych.
Trocki pozostał słusznie przy taktyce jednolitego frontu robotniczego. W nowych warunkach taktyka ta mogła być już adekwatną odpowiedzią na groźbę faszyzmu. Szkopuł w tym, że MK i zrzeszone w niej partie komunistyczne od niej już odstąpiły, przechodząc od Frontów Ludowych, aż do Frontów Narodowych.
IV Międzynarodówka ze słuszną w tym momencie taktyką klasową zawisła nieomal w próżni.
Chwalebny wyjątek opisuje Paweł Szelegieniec: "Po zwycięstwie faszyzmu w Niemczech i Austrii, finansowany przez kapitał Brytyjski Związek Faszystów (British Union of Fascists) Oswalda Mosley'a przeszedł do zmasowanej działalności. Faszystowskie 'czarne koszule' organizowały marsze przez dzielnice robotnicze i żydowskie, często prowokując starcia, przy bierności policji. Najsłynniejsze starcie między faszystami a lewicą robotniczą miało miejsce w 4 listopada 1936 roku w londyńskim East Endzie i przeszło do historii jako 'Bitwa na Cable Street', kiedy to stu tysiącom antyfaszystów udało się zatrzymać i rozbić marsz siedmiu tysięcy 'blackshirts'. Dla bolszewików-leninistów było to potwierdzenie słuszności zalecanej przez Trockiego taktyki jednolitofrontowej przeciw faszyzmowi".
To jednak nie wszystko w międzyczasie coś się jednak stało. Dziś nie ma w zasadzie w Europie klasowych partii robotniczych. Rozmyty został nawet termin klasa robotnicza. Socialist Workers Party, partia Johna Molyneux, preferuje szerszy termin - "klasa pracownicza", czy wręcz "klasa pracująca". który obejmuje całość ludzi żyjących z pracy najemnej (a nawet pracujących chłopów), rzekomo konstytuujących się w klasę dla siebie, świadomą sprzeczności swych interesów z ograniczoną liczebnie klasą wielkich kapitalistów korporacyjnych.
Nie mówi się już o jednolitym froncie robotniczym, lecz o FRONCIE JEDNOLITYM. Front ten w gruncie rzeczy jest już tylko wariantem frontów ludowych.
Tak oto posttrockiści przeszli na pozycje stalinowskie, nie zważając na chichot historii.
11 LISTOPADA 2010 FRONT TEN WIDZIELIŚMY NA ULICACH WARSZAWY. Udział Pracowniczej Demokracji, Grupy Na rzecz Partii Robotniczej obok lewicy obyczajowej i burżuazyjnej z "Krytyki Politycznej" i "Gazety Wyborczej" był zatem nieprzypadkowy.
Np ci co niepopieraja homomałżeństw tak jak ja wielokrotnie byłem nazywany faszysta jak pisałem ze niepoieram małżeństwo homoseksualnych oraz adopcji dzieci przez pary homoseksualne.
Nawet wtedy gdy proponowałem referendum w tej sprawie.
Na takie pytanie z całą pewnością należy szukać odpowiedzi. Najpierw jednak (jeśli stawiamy je w kontekscie Holocaustu) warto byłoby spróbować odpowiedzieć na inne, a mianowicie co było przyczyną antysemityzmu.
Wytłumaczcie mi staremu prawicowo lewackiego kapitulantowi i oportuniście, dlaczego na zebraniach grup skrajnie lewicowych nigdy nie ma ani jednego robotnika ( przez robotnika rozumiem osobę pracującą fizycznie)
P.S Czytaliście może Orwella, albo Limonowa i ich przemyślenia na temat radykalnej lewicy?
Polecam;)
Postsocjalisto, moze dlatego ze w dużych miastach dużo łatwiej o robotę w usługach? Z reszta co to znaczy praca fizyczna? Tylko taka na budowie? A listonosz? A piker w hurtowni?
Chcesz tupetem nadrobić brak doświadczenia. Nie sądź wszystkich po Pracowniczej Demokracji. Każda ze znanych nam grup miała swoich "robotników dyżurnych". Grupa Inicjatywna Partii Robotniczej po odejściu z niej Grupy Samorządności Robotniczej mianowała nawet takiego Przewodniczącym GIPR. O ile pamiętamy był to robotnik z Zakładów Naprawy Taboru Kolejowego w Bydgoszczy, członek zakładowej organizacji "Solidarności". Dopóki rządziliśmy w tej grupie nigdy nie epatowaliśmy takimi "zdobyczami". Do głowy by nam nie przyszło przewodniczącym mianować figuranta. No, ale GIPR pod egidą trockistowskiej LIT CI z "dyżurnego robotnika" zrobiła swój sztandar.
I jak to się skończyło?
"Ich" radykalny, bojowy i robotniczy Wolny Związek Zawodowy "Sierpień 80" ostro skręcił na skrajną prawicę, tworząc wspólnie z nią w kraju "Alternatywę" wyborczą. Na arenie międzynarodowej rękę podał zaś nie trockistom, lecz Le Penowi.
Więc wybacz, chłopcze, że nie gramy w palanta.
Postsocjalisto, radykalnej lewicy wystarczą "dyżurni robotnicy", a także postrobotnicy, czyli przedstawiciele klasy pracowniczej, rzekomo tworzący wartość dodatkową, tacy jak, np. młodzi pracownicy nauki. Poza tym, nie zauważyłam, aby na zebraniach dowolnych gremiów postsocjalista zauważał cokolwiek poza własną osobą...
Ale serio mówiąc, nie jest tak, że tylko pracownik fizyczny może być robotnikiem. Kryterium wykonywanej pracy dotyczy raczej tego, czy jest to praca przysparzająca wartości materialnych niezbędnych dla reprodukcji społeczeństwa. To raz.
Po drugie, radykalna lewica bardzo chciałaby oddziaływać na masy robotnicze, a jej ostentacyjne "olewanie" problemu przypomina zachowanie lisa wobec zielonych winogron.
Po trzecie, mamy do czynienia z chronicznym kryzysem lewicy i, szczególnie, lewicy radykalnej. Należałoby się raczej zastanawiać nad tym, z czym mogłaby ona wychodzić do robotników. Liczenie na to, że robotnicy zachwycą się wami tylko dlatego, że sami się sobą zachwycacie nie ma racjonalnych podstaw.
"w dzisiejszych czasach faszytasami sa np ci co niepopieraja homomałżeństw tak jak ja wielokrotnie byłem nazywany faszysta jak pisałem ze niepoieram małżeństwo homoseksualnych oraz adopcji dzieci przez pary homoseksualne.
Nawet wtedy gdy proponowałem referendum w tej sprawie.
autor: Antyliberał, data nadania: 2010-12-02 20:57:15, suma postów tego autora: 779"
To ja proponuję referendum w sprawie prawa do zabierania publicznie głosu przez Antyliberałów. I jeszcze w kwestii prawa ich dostępu do Internetu. Co ty na to?
problem w tym, że ludzie zatrudnieni w usługach też nie chodzą na mityngi lewicy rewolucyjnej.
Spotyka się tam dwa gatunki ludzi:
- wieczny działacz, który pewnie chciałby przejść do innej korporacji, ale nie może
- student czy uczeń, rozglądający się za korporacją, w której mógłby zacząć
Po naszym odejściu z GIPR grupa ta, jeśli wierzyć "Głosowi Robotniczemu" - organowi GIPR, szła od sukcesu do sukcesu, pozyskując dla sprawy robotników.
Oddajmy im głos, przecież to "Głos Robotniczy":
"W ostatnich dniach lipca w lasach województwa kaliskiego odbyła się zgodnie z wiosennymi uchwałami konferencja Grupy Inicjatywnej Partii Robotniczej. W związku z wystąpienie z Grupy dwóch członków redakcji 'Samorządności Robotniczej', a co za tym idzie - rozbiciem ośrodka kierowniczego - konferencja przekształciła się w Zjazd, który dokonał oceny dotychczasowych działań, rozliczył stare kierownictwo, opracował program i statut, oddzielił redakcję od funkcji kierowniczych i wybrał nowe kierownictwo. Przewodniczącym został robotnik, działacz związkowy"("GIPR: ZJAZD, PROGRAM, STATUT, "Głos Robotniczy" nr 5, październik-listopad 1995, s.XVI).
W kolejnym numerze "Głosu Robotniczego", z datą i numeracją wsteczną (nr 5-6, sierpień-wrzesień 1995 r.), który najwyraźniej poprzedzał numer zjazdowy znaleźć można było sugestywny i charakterystyczny "List od czytelnika" (s.19):
Witam!
Poprzez Darka wysyłam swoją ROBOLSKĄ [nasze podkreślenie] opinię na temat gazety "Głos Robotniczy".
Nie wiem od czego zacząć, nie spodziewałem się zupełnie czegoś takiego, bardzo pozytywnie się zaskoczyłem, to jest świetne po prostu!
Najważniejsze - jest to gazeta robotnicza nie tylko z nazwy, jest to GAZETA DLA ROBOTNIKÓW.
Praktycznie nie mogę "G.R." porównać z żadną inną polską gazetą... i chyba to dobrze! Plusy:
1. Prosty, czytelny język, nie ma długich przeintelektualizowanych zdań, niezrozumiałych ogółowi zwrotów, nie ma (na szczęście) tego tak ulubionego przez redakcję oficjalnych (?) politycznych pism używania słów "trudnych" tam gdzie normalnie można użyć słowa "łatwego". Nie uważam tego za plusy, by ukazać, że robotnicy są niedouczeni itp., ale naprawdę przeciętnemu człowiekowi lepiej "czyta się" i "rozumie się" rzeczy podane przystępniej. Nawet najciekawsze artykuły i tematy można spieprzyć wodolejstwem i bełkotem, podobnym do tego używanego często przez telewizyjne "gadające głowy".
2. Podchodzenie do problemów od podstaw - to mnie ujęło, tego się nie spotyka, a szkoda. Przykładem może być takie polityczne "abecadło" jak artykuł "Co to jest program?" Naprawdę niezmiernie ważne jest, by redaktorzy pism przestali uważać, że wszelkie terminy i pojęcia są znane ich czytelnikom. Ciekawa i dobrze prowadzona "lekcja" nawet o znanym większości temacie, może być interesująca i dać nam do myślenia o rzeczach, które jak się zdaje tak doskonale znamy.
3. Brak chamsko widocznej lub owiniętej w bawełnę agitki, przekonywania "o jedynie, słusznej drodze" (pod "przywództwem" np. danej gazety), problemy nie są na pewno przedstawione tendencyjnie, a że z punktu widzenia dołu... no, przecież dla dołu to jest! Dobrze, że deklaracja GIPR jest wyraźnie zaznaczona i oddzielona, nie wzbudza to podejrzeń o próby manipulacji, na które robotnicy są wbrew pozorom bardzo wyczuleni, i każde "przegięcie" w tę stronę może ich na śmierć zrazić.
4. Wiele spraw ze świata, dobrze że są to rzeczy które można przypasować do spraw dziejących się w Polsce ("Niemcy, lew na smyczy", "No pasaran!") i łatwo uzyskać skalę porównawczą wielu podobnych przecież na całym świecie problemów. Ciekawy wybór wiadomości - dobrze, że zwraca się uwagę w robotniczej gazecie np. na problem rasizmu, ludzie są wobec tego zjawiska dość obojętni, właśnie dlatego, że mało o nim słyszą nie tylko sensacyjnych wieści, ale i opinii, bo nie da się ukryć... że każde pismo w mniejszym lub większym stopniu kształtuje swoich czytelników.
5. Dobrze, że "G.R." jest na swój sposób luźna, to znaczy nie jest sztywną formą zadrukowanego papieru, prócz idei ma też "duszę" i dobrze robi nieco humoru. Takie coś jak "usłyszane na ulicy" jest konieczne, by gazeta "się czytała", nie są prawdziwe zarzuty, że humor obniża wiarygodność innych tematów (wystarczy spojrzeć na "Class War", choć nie jest to przykład najbliższy). Im gazeta oczywiście większa tym więcej tematów luźnych (humor, może sport, lokalne ogłoszenia, recenzje książek, imprez) musi się w niej znaleźć i nie jest to na pewno żadna komercjalizacja.
Na razie tyle przyszło mi do głowy, jak widać są to same plusy, nie chcę szukać na siły dziury w całym, no chyba tylko, że gazeta ma mały (chyba) nakład i zasięg, ale to przecież nie wasza wina.
Jeszcze raz dziękuje za oba numery "Głosu R.", za ciekawy wykład w Katowicach, no i rozmowę.
Serdecznie Pozdrawiam!
Krzysiek Dworniczak [zapewne pseudonim robola-planisty, bliskiego redakcji, kierownictwo jak wiadomo od redakcji "Głosu Robotniczego" zostało oddzielone. Stąd nieco zakonspirowana wewnętrzna korespondencja - nasza uwaga].
MAMY WIĘC DO CZYNIENIA Z NIEOMAL IDEALNYM PISMEM ROBOTNICZYM I PISMEM DLA ROBOTNIKÓW!
Nic zatem dziwnego, że sukcesom GIPR nie ma końca. W międzyczasie tutejsi liderzy GIPR - Darek Ciepiela i Roman Adler-Zawierucha - informują nas, że w GIPR jest już "od ch... robotników".
"Głos Robotniczy" nr 10-11 z sierpnia-listopada 1996 r. dumnie relacjonuje już drugi zjazd prężnej "grupy incjatywnej partii robotniczej" (s. 25):
"W dniach 13 i 14 lipca w Katowicach miał miejsce II Zjazd Grupy Inicjatywnej Partii Robotniczej. Potwierdził on słuszność obranej drogi na poprzednim Zjeździe, pozytywnie ocenił działalność Grupy na przestrzeni ostatniego roku. Przedyskutowano i podjęto konkretne decyzje dotyczące bieżącej i przyszłej działalności. Jako priorytet uznano wszelkie działania dążące do jedności środowisk rewolucyjnej lewicy.
Oprócz członków GIPR uczestniczyli w nim goście z innych organizacji rewolucyjnej lewicy i związków zawodowych. W Zjeździe brali udział także goście z zagranicy: przedstawiciel brazylijskiej Zjednoczonej Socjalistycznej Partii Pracujących (PSTU) i jednocześnie największej centrali związkowej w tym kraju CUT, oraz dwoje przedstawicieli Międzynarodowej Partii Robotniczej (MRP) z Rosji,
Na ręce uczestników Zjazdu wpłynęły listy z życzeniami owocnych obrad od Międzynarodowego Sekretariatu Międzynarodowej Ligi Ludzi Pracy - Czwartej Międzynarodówki (LIT-CI), od Komitetu Łączności między LIT-CI a Międzynarodówką Robotniczą (WI-RFI), od Organizacyjnego Komitetu Międzynarodowej Partii Robotniczej Rosji i Ukrainy (OK MRP) oraz od Rewolucyjnej Partii Pracujących (PRT, Hiszpania)" itd.
W tymże numerze "Głosu Robotniczego" na s.6 widnieje KOMUNIKAT o następującej treści:
"14 lipca [ czyli w drugim dniu Zjazdu GIPR - nasza uwaga] w obecności przedstawiciela Grupy Inicjatywnej Partii Robotniczej odbyły się rozmowy między przedstawicielami KK WZZ "Sierpień 80", D. Podrzyckim i B. Ziętkiem a przebywającym gościnnie w Katowicach jednym z przewodniczących wielonurtowej brazylijskiej Central Unica dos Trabalhadores (CUT), Dirceu Travesso, znanym jako Didi. W spotkaniu uczestniczył też przedstawiciel związkowców z Kijowa, Paweł Słucki.
Rozmowy wykazały zadziwiającą zbieżność poglądów na antypracowniczą rolę ponadnarodowych korporacji kapitałowych i ich agend, jaki są Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy. Podobna zgodność wystąpiła w ocenie wydarzeń związanych z "upadkiem" komuny w Polsce i krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Przedstawiciele WZZ "Sierpień 80" zwrócili gościom uwagę na szczególną rolę w tym procesie tzw. nomenklatury partyjnej i [na] procesy jej uwłaszczenia się poprzez spółki tworzone na majątku narodowym.
Aby przybliżyć im przebieg tych procesów, zaprosili związkowców brazylijskich z federacji metalowców i górników w stanie Minas Gerais, skąd wybrano Didiego do władz CUT - do Polski. Brazylijski gość odwdzięczył się zaproszeniem delegacji WZZ "Sierpień 80" na przyszłoroczny Kongres CUT i zaproponował, aby nasi przedstawiciele przygotowali na tę okoliczność referat do międzyzwiązkowej dyskusji.
Na prośbę kolego Pawła Słuckiego Przewodniczący WZZ "Sierpień 80" zobowiązał się do przedstawienia na Komisji Krajowej wniosku o zorganizowanie akcji poparcia dla strajkujących górników DonBasu.
Spotkanie zakończyła wymiana adresów i pamiątkowych drobiazgów,
Na chwilę przerwiemy te pouczające wspominki. Wybiegając nieco naprzód. Jak informuje Wikipedia:
Polska Partia Pracy - Sierpień 80 (PPP, dawniej pod nazwą Alternatywa - Partia Pracy) - polska partia polityczna, powstała na I Kongresie, przeprowadzonym 11 listopada 2001, na bazie koalicji wyborczej Alternatywa Ruch Społeczny, którą tworzyli działacze Wolnego Związku Zawodowego "Sierpień 80", Konfederacji Polski Niepodległej - Ojczyzna, Narodowego Odrodzenia Polski oraz nieliczni politycy Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, a wśród 47 sygnatariuszy były m.in.: Polska Partia Ekologiczna - Zielonych, Krajowe Porozumienie Emerytów i Rencistów Rzeczypospolitej Polskiej."
JEŚLI ZATEM TAK WSZYSTKO DOBRZE SZŁO, TO CZEMU NASTĄPIŁ ZWROT WZZ "SIERPIEŃ 80" KU SKRAJNEJ PRAWICY?
CZY ZWROT TAKI MOŻE SIĘ POWTÓRZYĆ?
Tym razem odpowiedź udzieli Grupa na rzecz Partii Robotniczej:
"PPP I WYBORY - STRACONA SZANSA"
W ostatnich wyborach samorządowych PPP otrzymała 1,17 % głosów i zdobyła 6 mandatów radnych. Niektórzy działacze świętują wielki sukces. Jednakże miniona kampania wyborcza ukazała krok PPP na prawo.
Na wiosnę tego roku, PPP przyjęła program, opowiadający się przeciwko kapitalizmowi i wyzyskowi oraz za uspołecznieniem kluczowych sektorów gospodarki i samorządnością pracowniczą. Podkreślano w nim, że kapitalizm nie jest w stanie zapewnić ludziom chleba ani dachu nad głową, interesy ludzi pracy są sprzeczne z interesami kapitału, a prawo własności nie może być traktowane jako świętość. Był to dla PPP krok w dobrym kierunku. Choć nie jest to w pełni socjalistyczny program, to zaprezentował antykapitalistyczne środki, które mogłyby zostać udoskonalone i bardziej rozwinięte. Jednak podczas kampanii prezydenckiej, program ten został zepchnięty na drugi plan i można było mieć wrażenie że był prezentowany tylko po to, by zyskać poparcie znanych międzynarodowych lewicowych osobistości. W przemówieniach i wywiadach z przewodniczącym i kandydatem PPP, Bogusławem Ziętkiem, sugerował on, że można budować bardziej sprawiedliwy system na bazie kapitalizmu - rodzaj kapitalizmu z ludzką twarzą. Główną strategią organizatorów jego kampanii wyborczej było przekonanie wyborców, że Ziętek i PPP są ludźmi rozsądnymi, umiarkowanymi, a zatem mają szanse być wybrani.
Kampania PPP w wyborach samorządowych przedstawiała dalsze przesuniecie na prawo. Jej główne hasło - "uczciwy samorząd" - mogłoby być użyte przez którąkolwiek z partii politycznych! Ponadto, zarówno w tych wyborach, jak i w wyborach prezydenckich, proponowano walkę z bezrobociem przez oferowanie preferencyjnych warunków korporacjom, jeżeli tylko zobowiążą się do zatrudniania ludzi na umowy o pracę, zamiast na umowy śmieciowe. Innymi słowy, chciano przekupić korporacje, by były grzeczne!
Umowy śmieciowe faktycznie są jednym z głównych problemów pracowników w Polsce. Pozbawiają one miliony ludzi praw pracowniczych, pewności zatrudnienia, prawa do emerytury i opieki zdrowotnej. Skazują ich na pracę w podłych warunkach za głodowe pensje, uniemożliwiając im jednocześnie organizowanie się w związki zawodowe, by walczyć o poprawę warunków pracy. PPP słusznie piętnuje umowy śmieciowe. Ale strategia przyjęta przez partię - przekupywanie kapitalistów, by zatrudniali ludzi na umowy o pracę - jest nieskuteczna i może prowadzić tylko do większego rozzuchwalenia się pracodawców.
Jedynymi sposobami, by faktycznie zmusić kapitalistów do zatrudniania na umowy o pracę, jest kontrola pracownicza, wzmacnianie uprawnień związków zawodowych, możliwość nacjonalizacji zakładu, jeżeli zatrudniają w nim ludzi na umowy śmieciowe. Jednak o niczym takim PPP nie wspominała w swojej kampanii.
Ekonomiczny kryzys i brutalne cięcia
Wybory odbyły się w sytuacji poważnej niestabilności gospodarczej, mimo rządowej propagandy stwierdzającej coś przeciwnego. Zadłużenie rośnie niekontrolowanie. Deficyt budżetowy staje się niebezpieczne wysoki i wynosi obecnie ponad 7 % PKB. Rząd nie ma innego pomysły na uniknięcie finansowej katastrofy, niż pośpieszna i masowa prywatyzacja, która doprowadzi do tragedii bezrobocia dla kolejnych tysięcy pracowników. Światowa gospodarka nie rozwiązała fundamentalnych problemów jej organicznego kryzysu i staje obecnie w obliczu kolejnego załamania, które zmniejszy rynki eksportowe Polski. Jednakże, nawet bez kurczenia się światowej gospodarki, prędzej czy później polski rząd będzie musiał przedsięwziąć drakoński program oszczędnościowy, składający się z brutalnych cięć i ataków na ludzi pracy, oraz dalszej prywatyzacji istotnych usług. PO ma nadzieje, że może opóźnić te działania do czasu po następnych wyborach parlamentarnych, obawiając się, że taka polityka mogłaby sprowokować masowe protesty społeczne i przyczynić się do erozji ich poparcia.
Wiele z tych ataków - cięcia w usługach publicznych, prywatyzacja służby zdrowia, regionalnych połączeń kolejowych, ataki na lokatorów mieszkań komunalnych (podwyżki czynszu, eksmisje) - będzie prowadzonych przez lokalne władze. To dlatego kluczowym w tych wyborach było zaprezentowanie klarownej, klasowej alternatywy wobec polityki rządu i wszystkich głównych partii, ostrzeganie o atakach mogących nadejść i prezentowanie programu walki z nimi To właśnie starał się robić GPR w Krakowie startując z list PPP (Zob: Program wyborczy i kandydaci do Sejmiku Wojewódzkiego z listy Polskiej Partii Pracy - Sierpień 80, województwo małopolskie).
Choć PPP sprzeciwiała się prywatyzacji służby zdrowia w swojej kampanii wyborczej, to niestety - mówiła niewiele lub nic o prywatyzacji pozostałych sektorów i przedsiębiorstw. Co gorsza - byli nawet kandydaci PPP, którzy w swych materiałach i wystąpieniach wyborczych popierali prywatyzację!
Przypadki te są skandaliczne, choć mniejszościowe. Większość partii udaje, że nie widzi, kiedy na naszych oczach odbywa się prywatyzacja na skalę największą od wielu lat. Oczywiście, prywatyzacja służby zdrowia jest najbardziej szkodliwa, ponieważ może doprowadzić do tragedii na ogromną skalę. Jednak czy ktoś może zaprzeczyć, że prywatyzacja kolei i PKS-ów również stwarza zagrożenie dla życia ludzkiego? Że prywatyzacja energetyki spowoduje wzrost cen prądu, na który wielu ludzi nie będzie stać, i grozi pozbawieniem ich dostępu do energii elektrycznej?
Prywatyzacja ma miejsce nie tylko w sektorze usług publicznych. Prywatyzuje się również te zakłady przemysłowe, które jeszcze są własnością publiczną. Ich pracowników czekają masowe zwolnienia. Mnożą się protesty i apele załóg przedsiębiorstw o przerwanie prywatyzacji. Przeciwników prywatyzacji przybywa i obecnie znów jest ich znacznie więcej, niż jej zwolenników. Partia, która ma reprezentować pracowników, powinna bronić własności publicznej i miejsc pracy. Powinna wspierać wszelkie protesty przeciwko prywatyzacji i być ich rzeczniczką. Tymczasem PPP milczy.
Po co kandydować w wyborach?
Zdaje się, że kierownictwo PPP przywiązuje wagę jedynie do wyborów. Jednocześnie nie wykazuje chęci budowy partii i rozwijania autentycznych demokratycznych struktur. Skutkiem tego w czasie wyborów na listy wyborcze wpisywani są często przypadkowi ludzie, których poglądy polityczne nie zostały sprawdzone czy zweryfikowane. Co to za sukces jeśli tacy ludzie zostają wybrani radnymi? Co mogą zdziałać dla partii i dla klasy robotniczej?
Nasze podejście do wyborów jest przeciwne. Przede wszystkim widzimy wybory jako szanse na przekazywanie i wyjaśnianie naszych idei szerszej publiczności, oraz próbę pobudzenia jej części na tyle, by stała się aktywna w walce. Ostateczny wynik wyborów nie jest tak ważny, jak budowanie partii na solidnych podstawach politycznych i rozprzestrzenianie naszych idei. Nie powinniśmy wraz z innymi partiami uczestniczyć w konkursie piękności poprzez powtarzanie pustych, miło brzmiących sloganów bez znaczenia.
Zdobycie mandatów przez partię jest jak najbardziej pożądane, jednak nie może stanowić jej najważniejszego celu. Powinniśmy zadać sobie pytanie: do czego potrzebne nam mandaty? Jak planujemy wykorzystać zdobyte stanowiska? Kim są nasi kandydaci? Czy nie powinni być dobierani przez partię staranniej? Przedstawiciele partii, czy to radni, czy posłowie, powinni zachowywać się jak trybuni klasy robotniczej, zawsze być orędownikami sprawy ludzi pracy i używać każdej możliwości do wzmacniania walki pracowniczej i podnosić świadomość klasową. Miejmy nadzieję, że radni wybrani z listy PPP należycie będą wykonywać mandat publiczny poprzez realizację antyliberalnego i prospołecznego programu zawartego w najnowszej Deklaracji Politycznej PPP z roku 2010.
Po wyborach PPP ma tworzyć tzw. Sojusz Antyliberalny przeciwko prywatyzacji służby zdrowia i usług komunalnych. Jeśli PPP chce przyciągnąć i uaktywnić młodzież oraz pracowników, Sojusz nie może pozostać pusta deklaracją, ani żadną forma poparcia dla opozycyjnych polityków burżuazyjnych. Jedynym możliwym kierunkiem dla Sojuszu, jest organizowanie komitetów akcji wraz z załogami, Związkami Zawodowymi i organizacjami autentycznie lewicowymi.
Przygotowanie do ofensywy
Wkrótce po następnych wyborach parlamentarnych możemy spodziewać się zmasowanego ataku na miejsca pracy i poziom życia ludzi pracy. Lewica powinna zacząć przygotowywać się już teraz do maksymalnego wykorzystania przyszłorocznych wyborów i wzmacniać swoją pozycję, by stawić opór atakom. Rozwiązaniem dla lewicy nie jest czynienie się "wybieralną" przez przyjmowanie umiarkowanej "zdroworozsądkowej" polityki i akceptowanie logiki gospodarki kapitalistycznej. Zamiast tego musimy prezentować prawdziwa alternatywę dla kapitalizmu już teraz i nie czekać na wyimaginowany czas w przyszłości, gdy zdobędziemy władzę. Niestety tam, gdzie inni kandydaci lewicy startowali w ostatnich wyborach, również nie udało im się zaprezentować takiej alternatywy. Na przykład, Młodzi Socjaliści, choć słusznie sprzeciwiają się wielu aspektom polityki neoliberalnej i nazywają się demokratycznymi socjalistami, w istocie popierają mieszana gospodarkę, innymi słowy, gospodarkę kapitalistyczną z gwarancjami socjalnymi i udziałem państwa. To nie może stanowić alternatywy w epoce kapitalistycznej niemocy i kryzysu. Kapitalizmu nie stać na reformy i gwarancje, z których korzystaliśmy w przeszłości. To dlatego partie socjaldemokratyczne, które walczyły o takie reformy w przeszłości, zostały zmuszone w ciągu ostatnich 20 lat do prowadzenia brutalnej neoliberalnej polityki, gdy były u władzy.
Jedynym sposobem, by zagwarantować pracę, poziom życia i wysoki poziom opieki socjalnej jest nacjonalizacja banków i przemysłu oraz ustanowienie demokratycznego planu produkcji. Nie może być to jednak zrobione ten sam sposób, jak nacjonalizacje na modłę kapitalistyczną, które miały miejsce ostatnio na zachodzie. Służyły one jedynie ratowaniu kapitalizmu. Znacjonalizowane przedsiębiorstwa były prowadzone jak firmy kapitalistyczne - przez rady nadzorcze, z perspektywą ich reprywatyzacji w przyszłości. Z drugiej strony nie możemy pozwolić na biurokratyczne nacjonalizacje, jak w PRL i ZSRR. Potrzebujemy socjalistycznej nacjonalizacji - znacjonalizowane przedsiębiorstwa winny być demokratycznie kontrolowane i zarządzane przez pracowników danego przedsiębiorstwa, jak i przez demokratycznie wybranych reprezentantów całej klasy robotniczej. Ci przedstawiciele nie powinni otrzymywać nadmuchanych pensji jak sitwa z PiSu i PO, która zasiada w radach nadzorczych polskich przedsiębiorstw państwowych lub pół-państwowych. Ludzie powinni mieć pełny wgląd w ich zarobki i powinni oni otrzymywać nie więcej, niż średnia pensja ludzi pracy, bez żadnych dodatkowych przywilejów. Demokratyczny, socjalistyczny plan produkcji musi być tworzony z aktywnym udziałem ludzi pracy w całym kraju. W ten sposób gospodarka mogłaby służyć potrzebom ogromnej większości społeczeństwa, a nie chciwości wąskiej mniejszości.
(stanowisko te znaleźć można na stronie internetowej GPR)
DOBRZE, ŻE WRESZCIE JEDNA Z MIĘDZYNARODOWYCH TENDENCJI TROCKISTOWSKICH OPAMIĘTAŁA SIĘ I ZDECYDOWAŁA SIĘ NA KRYTYKĘ POCZYNAŃ POLSKIEJ PARTII PRACY.
LEPIEJ PÓŹNO NIŻ WCALE!
Nie na temat
To oczywiste - nasz ostatni wpis nie jest na główny temat. Faszyzmu dotyczył pierwszy nasz wpis, skoro jednak posttrockiści uchylili się od odpowiedzi temat został niejako wyczerpany. Nie pozostało nam zatem nic innego, jak wyczerpująco odpowiedzieć postsocjaliście. Czy to się nie liczy? Zważ znaczenie drugiego tematu.
Nic nie wskazuje na to, by był czymś gorszym od liberalnej demokracji.
Skoro, Antyliberale, głosowałeś na PPP nie powinno ci to być obojętne - bomba wybuchła przecież w piwnicy PPP. Możesz nadal głosować na Zbigniewa Zdónka, ponieważ brak jest konsekwentnie lewicowej alternatywy dla PPP. Jednak weź pod uwagę zdanie GPR-u w kwestii prywatyzacji nie tylko służby zdrowia:
"Choć PPP sprzeciwiała się prywatyzacji służby zdrowia w swojej kampanii wyborczej, to niestety - mówiła niewiele lub nic o prywatyzacji pozostałych sektorów i przedsiębiorstw. Co gorsza - byli nawet kandydaci PPP, którzy w swych materiałach i wystąpieniach wyborczych popierali prywatyzację!
Przypadki te są skandaliczne, choć mniejszościowe. Większość partii udaje, że nie widzi, kiedy na naszych oczach odbywa się prywatyzacja na skalę największą od wielu lat. Oczywiście, prywatyzacja służby zdrowia jest najbardziej szkodliwa, ponieważ może doprowadzić do tragedii na ogromną skalę. Jednak czy ktoś może zaprzeczyć, że prywatyzacja kolei i PKS-ów również stwarza zagrożenie dla życia ludzkiego? Że prywatyzacja energetyki spowoduje wzrost cen prądu, na który wielu ludzi nie będzie stać, i grozi pozbawieniem ich dostępu do energii elektrycznej?
Prywatyzacja ma miejsce nie tylko w sektorze usług publicznych. Prywatyzuje się również te zakłady przemysłowe, które jeszcze są własnością publiczną. Ich pracowników czekają masowe zwolnienia. Mnożą się protesty i apele załóg przedsiębiorstw o przerwanie prywatyzacji. Przeciwników prywatyzacji przybywa i obecnie znów jest ich znacznie więcej, niż jej zwolenników. Partia, która ma reprezentować pracowników, powinna bronić własności publicznej i miejsc pracy. Powinna wspierać wszelkie protesty przeciwko prywatyzacji i być ich rzeczniczką. Tymczasem PPP milczy."
Sądzisz, że stanowisko GPR jest bez znaczenia?
"Partia, która ma reprezentować pracowników, powinna bronić własności publicznej i miejsc pracy."
Zamiast bronić tą własność publiczną, może lepiej ją uspołecznić ??? Przekazać je pod zarząd pracowniczy - już jakaś alternatywa odróżniająca jakąś tam lewicę od mainstreamu. A nie tylko nacjonalizacja i nacjonalizacja - co to zmienia w stosunkach społecznych ??? A nic, rolę kapitalisty przejmuje państwowy biurokrata.