Dlaczego do tej słusznej akcji się nie przyłącza? Czyżby był jej przeciwny, bo jest za prywatyzacja? Niepojęte!
- do czego się przyłączyć, wszak pojawia się desant i zaraz się zwija, jak się przyłączać, skoro zostaje jeno miejsce po konferencji prasowej? Nieznośna lotność niebytu politycznego...
stonki ten desant nie rozrzucił albo jeszcze czegoś gorszego tym biednym Mazurom.
Milion sztuk 4 stronicowego biuletynu ma byc wydrukowane? A za jakie pieniądze? Czy ktoś zapytał związkowców czy chcą finansować desanty Ziętka?
Wiosną niech ktoś o to spyta PKW. Skąd PPP miało pieniądze na te biuletyny ;-) Milion sztuk 4 stronicowego biuletynu po powiedzmy (policzmy tanio) 1 zł to się równa... Zaraz wezmę kalkulator. 1 mln x 1 zł = 1 000 000 zł. Dwa razy sprawdzałem.
Wszystko musi mieć pokrycie w dochodach... czyli składkach kilkudziesięciu członków sekty. O przepraszam, zapomniałem, ze tam nie ma składek. Zbierają grzyby i jagody. Sprzedają potem przy drodze a utarg wrzucają do czapki. Aż uzbiera się na milion ulotek ;-)
Żeby pomnożyć 1 mln x 1 zł potrzebowałeś kalkulatora ?
Niezły jesteś z rachunków !!!
Szacun.
koszt druku (wraz z papierem) czarnobiałego lub w wybranych kilku kolorach (papier kredowy) wynosi dla zamówień powyżej kilkuset zł, zazwyczaj do 3 groszy na stronę a5-b5, na papierze zwykłym A4 koszty druku spadają nierzadko poniżej 1 grosza za stronę. Tak więc przyjmując format A4 (4xB5) koszt tej akcji wyniesie pewno nieco ponad 20 tys. zł.
No proszę, tylko 20 000 zł? A 500 zł nie mieli dla zwolnionych pracowników, którzy się procesują o takie "wielkie" sumy.
Ja mogłem zawyżyć, Ty zaniżasz. Ale nawet 20 000 za tą makulaturę to i tak bardzo duża suma, która na pewno zainteresuje PKW, gdy PPP będzie składać rozliczenie roczne ze swej "działalności". Jak nie znajdzie to pokrycia w dochodach, a partia zdaje się, że legalnych dochodów nie ma, zostanie wyrejestrowana z rejestru partii politycznych ;-)
nie mam zamiaru spierac się o ceny.
tutaj masz pierwszy z brzegu znaleziony cennik druku w pełnym kolorze na kredowym papierze średniej gramatury
http://www.akdruk.pl/produkt/501/Ulotka_DL_99x210mm_kreda_170g_100_000_szt_.html
jak łatwo przemnożyć, 32 tys. za 1 mln sztuk druku wielkości 1/2 A4 dwustronnego full kolor full kreda, introligatornia
i wcale nie jest to najtańsza oferta. a ceny wraz z zwiększeniem nakładu spadają
http://www.tpsdruk.pl/170g-kreda-mat,84.html
tak czy siak, nie rozumiem twojego malkontenctwa i życzenia zła przedsięwzięciu, które jest godne pochwały dla lewicowca. SLD ma mnóstwo kasy i dostęp do mediów, a nic nie robi w sprawie prywatyzacji służby zdrowia.
Ja nikomu nic nie życzę, zastanawiałem się głośno skąd pieniądze na to.
Tak czy tak licząc - bardzo duże pieniądze.
Ciebie to nie zastanawia? W latach 20-30 tych w USA tamtejsze związki też miały dużo pieniędzy. Może to i bez "znaczenia", ale ja wiem skąd. Wbrew pozorom istotne jest kto, co i po co finansuje. Istotne też dla wiarygodności przedsięwzięć.
Wszystkie inne tego typu inicjatywy tej partii nigdy nie wypaliły. Czy miały w ogóle wypalić? Zaczynając od KPiORP, poprzez 100 000 podpisów przeciw budowie tarczy rakietowej (przed wyborami prezydenckimi zebrali je w tydzień), które miesiącami autopromując się zbierali i nigdy nie zebrali. A kończąc na "lewicowym" koncernie prasowym. Czy Ty miewasz Torze czasem jakieś refleksje, wątpliwości?
Bo mnie zastanawia, kto i co tu pierze?
Na wstępie przepraszamy za naszą absencję w tym punkcie dyskusji, ale wpadła do naszego ogródka (w związku z promocją "Naszego projektu") kobra, zwana Dawid Okularczyk. Kobra - zimą?
Żeby nie zamarzła - musieliśmy się nią skutecznie zaopiekować. Podopieczny trochę syczy, zwłaszcza na "roboli".
Konkretna akcja Polskiej Partii Pracy "Sierpień 80" nam się nawet podoba. W czasach, gdy nikt poza Grzegorzem Napieralskim, nie stoi ze swoją prasą pod zakładami pracy, PPP decyduje się na... ekstrawagancję.
Gdyby te trzy punkty rozdawnictwa wydawnictw antyprywatyzacyjnych PPP w Olsztynie usytuowane byłyby jeszcze pod zakładami pracy, bylibyśmy ZA (przy pewnych warunkach). Ale tak nie jest.
Nie bez znaczenia jest również merytoryczna treść "biuletynu opisującego skutki prywatyzacji szpitali przez działaczy Platformy Obywatelskiej na przykładzie kilku miast" - zwłaszcza czego w biuletynie nie ma, nie przypadkiem przecież. Pisaliśmy już o tym przy okazji enuncjacji Zbigniewa Zdónka.
Jak widać u pozostałych "etatowych" krytyków PPP merytoryczna strona akcji PPP nie budzi zastrzeżeń. Stąd dyskusja o duperelkach. Tylko was różni?
Pospiskujmy...a może to własnie za pieniądze SLD (choc chyba raczej nie bo z nimi cienko skoro siedzibę 4000 metrow na Rozbracie sprzedają). Ale jeśli? Może to inwestycja Napieralskiego? Oni sami nie moga tego zrobić, bo wiadomo jaka to partia. Kalisz i Olej trzymają sie mocno. Napieralski nie jest jak się okazuje taki silny. Może potrzebuje wsparcia? Zrobic coś cudzymi rękoma? Za miejsce na liście SLD w przyszłym roku?
Naprawdę nie zastanawia Cię skąd partia bez struktur i składek członkowskich weźmie kilkadziesiąt tysięcy na jakąś broszurkę?
A co jeśli znów z kasy związkowców? Liczy się, że cel zbożny i nie ważne środki? Ja tak nie uważam, bo te pieniądze należą do pracowników, którzy składają się na zupełnie coś innego niż promocja Bogusława Ziętka. W najgorszym wypadku przecież jak przy poprzednich inicjatywach tylko o to chodzi. Ty też to wiesz.
Nawet 10 mln zasranych broszur niczego nie zatrzyma. Nie mów, że w o wierzysz? Zatrzymać prywatyzację mogliby tylko ludzie, jakiś ruch, a tego autorytarna PPP nie chce i nawet nie jest w stanie zrobić. A przede wszystkim by sie go bała, bo raz powstałego ruchu nie da się tak łatwo wydymać.
News obok mowi o akcji wzywania konsumentów do nie kupowania w wigilie i sylwestra. Kompletna żenada. Wierzysz, że takie "akcje" mogą cokolwiek zmienić? Jakby chcieli coś zrobić to by strajk ZROBILI, ale prawdziwy a nie taki jak poprzedni na 2 godziny przed kamerami mediów! Do teraz chwalą się tym jednym 2 godzinnym, który pracownikom zadnych korzysci nie przyniósł. A miał przynieść? A kogo to obchodzi? Ziętka? Bez żartów. Im ten strajk był potrzebny tylko i wyłacznie do promocji.
Ja wiem co to są słuszne cele, ale farbowane lisy to tez potrafię rozxpoznać.
Po pierwsze nie znam tej broszury, po drugie rozmawiając o niej merytorycznie dałbym się wpędzić w swoistą pułapkę. Przyznałbym, ze traktuję te kolejna ściemę na poważnie. Po co ja mam rozmawiać merytorycznie o tym co jest w broszurze, (gdybym oczywiście przeczytał ją przed zużyciem), skoro wiem, że korporacja wyborcza jedyne co robi na poważnie to startuje w wyborach? Nie mam zamiaru się wygłupiać i dawać ogłupiać.
Nie mam zamiaru dyskutować z jakimiś tekstami, których zadaniem jest ukrycie prawdziwych celów korporacji. Koniec kropka
Ty tak na poważnie do mnie z tymi rachunkami? ;-)
Do BB:zietkowcy zrobili fajna akcje,kilka tysiecy ich ulotek dotarlo do szarych olsztynian.Czesc z tych ludzi moze wlasnie dzieki akcji PPP zda sobie sprawe z sytuacji polskiej sluzby zdrowia i ze skutkow pryawtyzajci wogoole.A wy kiedy ostatnio dotarliscie do kilku tysiecy zwyklych rodakow?Chyba w latach 80,jak pracowaliscie z mandelowcami i Ikonowiczem ktorych teraz opluwacie
www.socjalpatriotyzm.salon24.pl
Nie nazywaj, sierpie, dwóch kartek broszurką. Twoje lenistwo nie znajduje usprawiedliwienia. A przecież wystarczyłoby zajrzeć na stronę internetową Polskiej Partii Pracy - Sierpień 80, by znaleźć pod stosownym komunikatem - "Bronimy publicznej służby zdrowia!" podpisanym przez Ziętka - odsyłacz do kolportowanych w Olsztynie tekstów, wydanych w 100 tys. nakładzie.
Do miliona daleko - kolejne wydanie biuletynu będzie zawierało już inne teksty. Wiemy to z oficjalnej zapowiedzi. Ten milion to docelowy, propagandowy pułap ogólnego nakładu biuletynu w ciągu całej kampanii.
Nie o to tu chodzi. Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi.
Rzecz w tym, że wasze propozycje rozwiązania problemów służby zdrowia ogólnie rzecz biorąc nie odbiegają o tych przedstawionych przez Ziętka. Możecie się nawet nimi wymieniać i wzajemnie podpisywać sobie listy w tej sprawie. Zresztą, jak i w wielu innych kwestiach. Nic was przecież istotnego tak naprawdę nie różni. W tym sęk i zagwozdka.
O duperelki zatem kopie kruszysz.
Walczysz zresztą bez tarczy.
To taki trick, by nie rozpoznać czy z boju wracasz z tarczą czy na tarczy?
Trick, a może uwiąd starczy?
W latach 80 nakłady naszych pism nie przekraczały tysiąca egzemplarzy. Spośród naszych pism - "Równość", "Metro", "Hartownia" i "Sprawa Robotnicza" - tylko ta ostatnia była robiona z udziałem mandelowców. "Robotnik - pismo członków MRK'S'" pozostawał w rękach Piotra Ikonowicza. Nasz udział w nim był bardzo ograniczony (pomysłodawcą tytułu był Tadeusz Rachowski, Włodek Bratkowski, podobnie zresztą jak Piotr Ikonowicz, zgodził się na ten tytuł bez zbytniego entuzjazmu, a nawet z oporami). Nasz udział w tym piśmie skończył się, gdy Igor Lewy podziękował za "cenzurę", czytaj: nadzór polityczny. Od tego momentu drogi nasze rozeszły się. Parę razy jeszcze schodziły. W latach 90. zasilaliśmy swoimi artykułami dwa pisma PPS Piotra Ikonowicza - "Robotnika" i "Praca, płaca, bhp". Wkrótce współpraca jednak się urwała, bynajmniej nie z naszej inicjatywy.
W latach 90. samodzielnie wydawaliśmy szereg pism, w tym "Tygodnik Antyrządowy", "Magazyn Antyrządowy" i "Samorządność Robotniczą". Tworzyliśmy również Koalicję na lewo od PPS.
NIGDY NIE OPLUWALIŚMY PARTII PIOTRA IKONOWICZA, CHOĆ ZAWSZE BYLIŚMY WOBEC NIEJ KRYTYCZNI.
Nakłady naszych pism nie przekraczały 5 tysięcy egzemplarzy, najczęściej oscylowały w granicach 1-3 tysięcy sztuk.
W 2002 r. jeden z naszych byłych towarzyszy przeszedł do partii Piotra Ikonowicza. Został nawet Generalnym Sekretarzem Nowej Lewicy i osobistą tubą Piotra. To jego wybór.
Naszym - pozostaje prawo jego rozliczyć.
Każdy ma prawo do oceny politycznej konkurencji. My z tego prawa chętnie korzystamy. Inni wolą milczeć...
Ty nakazujesz nam milczeć? Jakim prawem?
Więc nie udaje, że nie wiem o co chodzi.
Nie wiem czym tzw. "nasze" propozycje różnią sie od propozycji Ziętka na rozwiazanie problemów służby zdrowia. Ja nie mam "naszych", ja nie mam nawet swoich. Pewnym jest, że współczesna publiczna służba zdrowia to mit i kit, gdzie publicznie, choc mimo to intymnie, mogą mi zrobić lewatywę lub krew puścić. A lepiej by i tego nie robili bo potem bedę klientem Primum non nocere albo grabarza jak mi podadzą pavulon. Nie korzystam więc. Leczę się piciem, fajkami i seksem. "...I dzięki bogu jakoś się żyje"
Ludzie w Polsce do publicznej służby zdrowia są źle nastawieni. Nie bez przyczyny. Przecież to juz kompletny syf. A stąd już krok do prywatyzacji. Coraz łatwiejszy. Sytuacja, z którą mamy do czynienia jest efektem wieloletnich planowych przygotowań czynionych przez kolejne rządy i celowej destrukcji. Tego nie mozna było zrobic tak łatwo 20 lat temu, gdy tą bandę idiotów (moich rodaków) przekonano do potrzeby prywatyzacji przemysłu i wielu innych dziedzin życia. To niestety wymagało czasu i zmiany mantalności. Ona się juz zmieniła. Jako katastrofista twierdzę, że ten czas juz nadszedł! i niedługo będziemy zdychać na koklusz. Ten kraj jest już gotowy na prywatyzację. Jej potrzeba siedzi już w głowie Kowalskiego i na pewno nie Tobie zaufa. nawet Cię nie usłyszy. I żadna broszura tej "potrzeby" juz ze łba Kowalskiego nie przepędzi. Jak Kowalski zdechnie na jakąś uleczalną chorobę to wtedy to przemyśli. Jaką on ma alternatywę? Rachityczną publiczna służbe zdrowia i nadzieję, ze moze byc lepiej. i wierzy, bo myśli, że gorzej już przecież być nie może. obroncy publicznej słuzby zdrowia nie mają szans, bo nie mają pozytywnych przykładów. Mają trupa którego bronią przed pochówkiem. Taki jest tego odbiór niestety. Już jest za późno...
Prywatyzacja, pełzająca czy jaka tam, trwa juz od lat. Ostatecznie przy całkowitym milczeniu społeczeństwa, bo ono się jak zwykle nie zbuntuje, prywatyzacja resztek ruszy po przyszłorocznych wyborach. Nic tego nie powstrzyma. Czy prywatyzację zakładów przemysłowych powstrzymywała świadomość zwolnień i rosnącego bezrobocia? Nie za bardzo. Wiec prywatyzacji słuzby zdrowia też nie powstrzyma świadomość, że rośnie smiertelność wśród chorych na anginę.
Wiedzą to też i ci z PPP. Te zabawy w broszurki wiadomo czemu służą. Człowiek, który ma dychę na rękę naprawdę nie musi się przejmować tym, że będzie się kiedyś leczył w prywatnym szpitalu. Taki koleś to z samej natury mało wiarygodny "bojownik" o prawa ubogich. Ba, on tego pragnie! Osobny pokoik, zgrabna pielegniarka na własne potrzeby, masaż prostaty itd. Stać gościa na to. Celem tych działań więc jak zawsze są wybory i koryto.
Nikt zresztą nie rozda żadnego miliona ulotek. Nie róbmy sobie jaj. Ta mała grupka gdyby miała usiąść i gnieść te wydrukowane ulotki, by potem wrzucać je do kosza, robiłaby to przez kilka miesięcy, a co dopiero je rozdać? Rozdadzą jak dobrze pójdzie jakieś 50 000, a potem temat zdechnie jak zawsze, bo się szef znudzi a do kampanii jeszcze czas. Wróci na miesiąc przed wyborami, kiedy rozdadzą w świetle kamer i darmowego czasu dla "piątej" siły w tv, następne 15 000.
Wiec co mnie to gówno obchodzi?
Moje rozwiązanie na problemy służby zdrowia jest proste. Podatki w ch wysokie, zaraz potem nacjonalizacja und alles fur alle zwar umsonst. Ale to chyba nie przejdzie? pozostanę wiec przy katastrofie.
Koniec nadchodzi i tak. Niebawem skończy się ropa, choc fakt ten będą ukrywać do ostatniego dnia, żeby na giełdach im coś za wcześnie nie pierdutło. Potem będzie już tylko głod smród i ubóstwo i wielkie wymieranie. Na tej planecie żyje prawie 7 mld ludzi. Bez ropy o jakieś 5 mld za dużo Jest to cywilizacja ropopochodna, tak jak i tworzywa sztuczne, nawozy sztuczne i pasta do zębów, które znikna z użycia. 7 mld ludzi to katastrofa. A bedzie jeszcze więcej zanim zacznie się prawdziwy holocaust.
Wszystko w historii i przyrodzie jak rośnie to potem opada. Nie ma innej mozliwości. Wszystkie systemy społeczno polityczne się zawalą. Bo zarówno kapitalizm jak i socjalizm to systemy (zostawiając sprawiedliwość na boku), które zakładają niekończące się zasoby tej planety. A one własnie się kończą z dnia na dzień w coraz szybszym tempie. Bo ci ludzie coraz wiecej żrą i coraz więcej zużywają. więc g. mnie już obchodzi służba zdrowia. Szpital polowy co najwyzej , bo zbliża się wojna ;-)
Wierzący niech się modlą, pijący nich piją. To nam tylko zostało! Prost!
Bo jak sobie pomyślę, że mógł ja opracować naczelny publicysta PPP, rewolucjonista 87, to wiem, że nie dałbym rady.
Stara, nudna historia... "Liberalne"/"Socjalne"/"Liberalne"/"Socjalne"... - i tak się toczy ta karuzela. Do czasu! Przepychając, rolując nieustannie wszelkie deficyty i pomniejsze kryzysy, zamiatając je pod dywan, socjal-liberałowie, socjal-konserwatyści i socjaldemokraci (czy jak ich tam jeszcze zwał) sami kręcą na siebie bat - przygotowują kryzys już tak wielki, skumulowany i zaskakujący, że nie będą w stanie sobie z nim poradzić. Socjal-burżuazyjni macherzy od polityki społeczno-ekonomicznej nie będą potrafili (a może nawet nie będą już chcieli) odpowiednio szybko, brutalnie i prawidłowo zareagować, aby poskładać ten cały burdel do kupy. Tymczasem spirala będzie się nakręcać, lawina - spadać coraz szybciej... Wszystko zacznie się rozłazić w wielkim przerażeniu i panice. Zabawki znowu zostaną odebrane, a liberałowie i socjaldemokraci nie będą umieli ich już oddać swym rozwścieczonym i niczego nie rozumiejącym dzieciom.
I teraz, gdy socjal-kapitaliści postawią stare społeczeństwo nad przepaścią, to myślicie, że - bez (świadomości i organizacji) istotnej alternatywy - co się wtedy stanie?... Nie ma tu wielkiej zagadki. Otóż wtedy masy, oślepiane błyskotkami walfare state, mamione beznadziejną walką ze skutkami, przez pokolenia przyzwyczajane każdymi środkami do socjal/demokratycznych narkotyków, wręcz lunatycznie przekonane, że tylko ta trucizna jest prawomocnym lekiem na całe zło i widząc nagle konieczną "zdradę"/"złą wolę" liberałów oraz socjaldemokratów - wtedy masy zaczną walczyć o jeszcze silniejszą, jeszcze bardziej bezpośrednią, jeszcze bardziej doraźną i solidarystyczną zaporę przed "niespodziewanym" obłędem i chaosem. Stare siły postawią do kąta (albo pod mur), a do władzy w trybie alarmowym przywołają owego "złego brata" socjaldemokracji: narodowy socjalizm, faszyzm.
W ten właśnie sposób zostaną zawezwane najbardziej konserwatywne, najbardziej mroczne i (politycznie) ostateczne siły kapitalizmu. Masy postawią ostatni szaniec w obronie drogi kontynuacji tego systemu - systemu, który wówczas będzie już dla nich po prostu Cywilizacją i Kulturą, jedynym Światem jaki w ogóle może istnieć... A jeszcze potem... to już będzie tylko Wojna i Ludobójstwo, (przy obecnych mocach śmierci i zniszczenia) po prostu Apokalipsa życia na Ziemi...
Oto banalnie oczywiste, czarne proroctwo naszych czasów: najpierw długa męczarnia w otępiającej monotonii obrotowych wahnięć (koniunktura/dekoniunktura, "socjalne"/"liberalne"...), a potem - nagła katastrofa i zagłada.
Masy pozbawione jakościowej alternatywy, kurczowo, wręcz maniakalnie uczepione starych schematów, sposobów i rzeczy - prędzej doprowadzą do końca świata niż do końca kapitalizmu... Tak, kapitalizm w końcu upadnie, ale jeśli będzie to tylko i wyłącznie upadek "naturalny", to - jakkolwiek by to było jeszcze odległe i dziś brzmiało zupełnie niewiarygodnie czy nawet śmiesznie - to tym razem może być to naprawdę krańcowy kataklizm na planecie "Ziemia"! Prawdziwy "Koniec Historii"...
(fragment tekstu Dawida Okularczyka, całość i polemika z nim w komentarzach dyktatura.info)
W końcu jakiś normalny katastrofista! ;-)
sierpomłocie,
Poprzednio, w polemice z Tobą, napisałam: "Sądzę, że katastrofizm wyrasta z braku zakorzenienia w tradycji. Jest chorobą typową dla wybujałego indywidualizmu, który traktuje różne tradycje ideowe ludzkości jako gadżety przydatne dla własnego, indywidualistycznego rozwoju. Nie traktując żadnej z tych tradycji poważnie, pozbawiamy się siły płynącej z poczucia przynależności.
Ponieważ w sposób oczywisty nie możemy unieść problemów świata na własnych, osamotnionych barkach, popadamy w czarnowidztwo. Problem zaczyna się jednak z chwilą, kiedy swoje doświadczenie jednostkowe zaczynamy uogólniać na całe społeczeństwo."
To stwierdzenie odnosi się do obu tu zaprezentowanych katastrofizmów. Uogólniony indywidualistyczny punkt widzenia jest ich wspólnym mianownikiem. Krytyka kapitalizmu jest współcześnie dokonywana z 2 punktów widzenia - z prawa i z lewa. Lewica uważa, że chodzi tylko o redystrybucję dochodów, bo kapitalizm spełnia swoje ekonomiczne funkcje, z pewnymi perturbacjami co prawda, ale generalnie zawsze daje sobie radę wbrew proroctwom różnych czarnowidzów.
Prawica natomiast podkreśla kwestię niedostatecznej ilości środków. Libertarianie uważają, że kapitalizm państwowo-monopolistyczny bagatelizuje tę kwestię i udaje, że może zapewnić obfitość dóbr. W ten sposób lewica i kapitalizm fundamentalnie znajdują się w opozycji do libertarianizmu, który współcześnie urasta do rangi najkonsekwentniejszej formy krytyki kapitalizmu. Lewica okazuje się "państwowotwórcza" mimo swoich pohukiwań.
Katastrofizm prędzej czy później musi konsekwentnie przyjąć argumenty libertarianizmu, szczególnie jeśli operuje takimi odniesieniami, jak maltuzjański problem nadmiaru ludności itp. koncepcje. Nie znaczy to, że problemu nie ma. Ale ponieważ lewica nie daje nawet zarysu rozwiązania, które nie byłoby podporządkowane potrzebom kapitalizmu, im radykalniejsi działacze, tym chętniej sięgają po libertarianizm. Bo przecież nie jest ważna ideologia, tylko praktyczne wyniki, nieprawdaż?
Bardzo to ładnie napisałaś. I wszystko jest ok w tym rozumowaniu jeśli przyjąć, że katastrofista niczym świadek Jehowy irracjonalnie głosi, że świat się zawali. Nie uważam by było to irracjonalne. Mam wrażenie, że siedzę na wulkanie, który coraz głośniej grzmi i nie potrafię uwierzyć, że to tylko kiszki mi marsza grają. Z gracją prześlizgujesz się nad problemem przeludnienia czy innymi symptomami katastrofy. Bo niby tam jakieś obiektywne czynniki są, ale przecież wiara i ideologia mogą ją zmienić. Spór jest nie rostrzygalny. Bo jeśli katastrofista ma rację to dowiemy się o tym dopiero po katastrofie. Katastrofista jest w nim na przegranej pozycji, bo on nie ma najczęściej pozytywnych rozwiązań. Dlatego jest właśnie katastrofistą. Zresztą co może zapobiec wybuchowi wulkanu? Co może zapobiec śmierci słońca? Wszystko co ma swój począte, musi mieć swój koniec. I tu się na pewno zgodzimy. Spór jest nierozwiązywalny, bo jeśli katastrofa jest odpowiednio rozciągnięta w czasie, większość ludzi, myśląc zawsze co najwyżej na kilka lat do przodu, zanim ją zobaczy, odczuje jej skutki. Nawet przyznając, że wszystko ma swój koniec, optymista nigdy nie zgodzi się, że to się dzieje tu i teraz. A co jeśli obiektywnie się dzieje? Czy katastrofista jest wizjonerem? Nie, bo wcale nie zawsze. Nie musi chodzić przecież o wizję odległej przyszłości, która to wizja jest i tak wszystkim obojętna i stanowi conajwyżej scenariusz filmu s-f, ale inny realizm. Inne postrzeganie rzeczywistości. I choćby to ono było prawdziwe jest nieakceptowalne przez większość ludzi tym samym odrzucane.
Koniec i bomba kto czytał ten trąba.
Katostrofizm to nie jest pogląd, który da się szerzej rozpowszechnić. Zwłaszcza jeśli rasowy katastrofista uważa, że nie ma już żadnych rozwiązań i katastrofy nic nie powstrzyma. Szerzej rozpowszechniony może się nawet stać samospełniającą się przepowiednią ;-)
Kiedy idziemy drogą do przepaści, lepiej mieć za kompana tego co do ostatniej chwili opowiada kawały, niż tego, który calą drogę jęczy - na pewno spadniemy! I nic nie robi. Lepiej tego nie wiedziec jeśli uniknąć tego się nie da. Lepsza jest błoga niewiedza i wiara w rewolucję i wyzwolenie ludzkości. W co ja jak wiesz nie wierzę, bo świat wprost roi się od taraków.
Negatywne przykłady prywatyzacji placówek publicznej służby zdrowia nie odniosą zbyt dużego skutku jeśli w opozycji do nich jest cała masa negatywnych przykładów placówek publicznych, które są a jako by ich nie było.
Bez sensu jest bronić tego syfu. Bronić można idei publicznej służby zdrowia, ale tylko wtedy gdy ma się pomysł na wyleczenie syfa, na który jest chora. Sama idea, bez dobrej materii przegra.
Katastrofy o charakterze naturalnym pomijam, bo niewiele można na to poradzić (technicznie można zawsze rozwiązać problem, tyle że po katastrofie może już nie zostać żaden technik-wynalazca, żeby przygotować nas na następny raz).
Co innego katastrofy ekologiczne, bo te są spowodowane działaniem człowieka. A tutaj już rozwiązania ustrojowe mają wiele do rzeczy.
Literatura SF podaje pewne rozwiązania kwestii przeludnienia. Nie podoba mi się jednak przerzucanie problemu w kosmos, bez rozwiązania go najpierw na Ziemi. (Nie bardzo lubię hasło nieograniczonej ekspansji. To zawsze jest ucieczka do przodu. Chodzi o to, żeby nie musieć uciekać. Problem w tym, czy społeczeństwo bez dynamiki byłoby lepsze. Zawsze uważałam - za klasykami - że przejście do historii człowieczeństwa będzie jednak miało skutek dla naszej psychiki i jej potrzeb).
Nie jest tak, aby dziś, z naszymi zasobami, nie można było rozwiązać problemu głodu czy dachu nad głową. Problem znowu jest ustrojowy. Libertarianie nie mają nic przeciwko pozostawieniu tych, którzy nie potrafią narzucić swej podmiotowości (czyli ci wszyscy, którzy nie są w posiadaniu "praw własności"), swojemu losowi, aby umarli z głodu czy chorób.
Na razie nie jest to jeszcze problem przyrodniczy, ale społeczny. Stąd mój optymizm, trochę podobny do optymizmu Róży Luksemburg: nie dojdzie do katastrofy, ponieważ wcześniej dojdzie do rewolucji. Jest to jednocześnie katastrofizm, bo jeśli nie zwycięży rewolucja, to będzie cofnięcie w rozwoju społecznym. Albo walnie w nas asteroida.
Nie jest jednak bez znaczenia, jacy będziemy w tym momencie: solidarni i równi czy klasowo podzieleni. Ta różnica naprawdę ma znaczenie, przynajmniej moim zdaniem.
"technicznie można zawsze rozwiązać problem" Twoja wiara w mozliwości techniczne jest bardzo naiwna.
Zgodze się z Toba, że współcześnie nikt nie musiałby jeszcze być głodny... przez jakiś czas oczywiście. I jest to kwestia systemowa. Obecny system, grabieżczy wobec natury, katastrofę przyśpiesza i to jest oczywiste.
Ja uważam jednak, że już mamy do czynienia z katastrofą ekologiczną w skali całego świata. Ta planeta na dłuższą metę nie jest w stanie pomieścić takiej ilości ludzi. Dlatego im wiecej ludzi tym mniej zwierząt i roślin a zwłaszcza ich róznorodności. Trwa najwieksze wymieranie od czasów dinozaurów. codziennie bezpowrotnie znika z naszego globu kilkadziesiąt czy kilkaset gatunków. I nie chodzi tu o spektakularne wymieranie cudownych ssaków jak wieloryby. z punktu widzenia przyrody ich zniknięcie nie będzie miało wielkiego znaczenia. Staną się nawozem dla innych organizmów. Wymierają owady, glony, bakterie, to wszystko bez czego my nie możemy żyć. A Ty się nad tym znów prześlizgujesz. Potrzebne jest natychmiastowe planowanie w skali świata. Planowanie racjonalnego wykorzystania zasobów i odejście raz na zawsze od polityki wzrostu, zamieniając ja na rozumny postęp. Nic nie może wzrastać w nieskończoność. Potrzebna jest światowa polityka powstrzymania i ograniczenia wzrostu populacji. Natychmiast póki jeszcze jest co jeść i można to zrobić w sposób pokojowy, powstrzymując ludzi przed rozmnażaniem. Im później się to stanie tym bardziej krwawy będzie to sposób.
Nasza ropopochodna cywilizacja nie przeżyje w tej formie jak obecnie gdy zabraknie ropy. Ta tworzyła się przez dziesiątki milionów lat, a my zużyjemy ja przez niecałe 2 wieki. Ropy nic nie zastąpi. Energia atomowa jest wyjściem na jakiś czas i to raczej tylko w kwestii elektryczności. Gdy zabraknie ropy i węgla, przy potwornym zużyciu energii, z dnia na dzień coraz większym, złoza uranu też na długo nie wystarczą, bo oblicza sie je jako źródło równoległej energii, a nie jako jej jedyny surowiec.
Świat musiałby zapomnieć już teraz o dotychczasowym stylu życia. Koniec z samochodami i transportem kołowym. Żadna inna energia poza ropą nie jest go w stanie zapewnić. Nawet zakichany statek , który przywiezie nam rudę uranu napedzany jest ropą. Gdy tej nie bedzie pojedziemy po uran furmankami??? Maszyny rolnicze, wydobywcze, transport kołowy, lotniczy itd. to wszystko jest ropa. Bez niej na świecie moze istnieć 1 do 2 mld ludzi. Stworzyła nas ropa i zniszczy nas ropa.
W tej chwili możemy sprawić by wszyscy na tej ziemi byli syci. Ale jak długo? Człowiek wytworzył juz na tej planecie prawdziwe martwe pustynie. Miej głodujacych to więcej pustyń niestety. Ziemię tak wyjałowioną, ze potrzebny jest jej proces kolejnych milionów lat odkładania się różnych mineralnych składników, by wyrósł tam choćby i perz. Kazda wzrastająca roślina potrzebuje budulca z ziemi i powietrza. A co jesli w tej ziemi już nic nie będzie? Życie oparte jest na węglu. Pierwotna organiczna masa z której wszystko powstało zmniejsza się z każda wydobytą baryłka ropy i tona węgla. Węgiel nie bierze się z niczego. jest w nas i w kopalinach. A te ostatnie zamieniamy w energię. Następny wegiel i ropa, które powstana za kolejne miliony lat zmniejszą ilość materii organicznej która jest na tej Ziemi skończona. Nie zamieni sie w wegiel zelazo czy kwarc. Takie rzeczy mogą się odbywać tylko w jądrze gwiazdy. My zeżremy samych siebie i zamienimy w energię.
7 mld ludzi nie załatwią energii wiatraki i biopaliwa.
Te katastrofe oczywiście powoduje człowiek. Ale ten człowiek nie jest tego w stanie zatrzymać nie wywołując poważnego kryzysu. My ludzie Północy nie jesteśmy w stanie zrezytgnować z wygód, które mamy grabiąc ziemię. Tę ziemię! Znana nam cywilizacja musi się skończyć i to dużo wscześniej niż chcielibyśmy wierzyć. Choc od ropy tak wiele zależy i powinniśmy zostawić jej żelazne zapasy, bo korzysta z niej przemysł, medycyna i wszystko co wokól siebie widzimy, to nie zrobimy tego ponieważ, by na giełdach coś nie pierdutło spalimy jej ostatnią krople w bakach samochodów.
Nie wiem skąd Ty bierzesz swój optymizm?
Chciałbym bys miała racje, ale nie masz.
Człowiek nie jest gorszy od innych zwierząt. w procesie ewolucji zawarta jest destrukcja. człowiek jako szczytowy jej wytwór, ma tylko więcej możliwości w skutecznej destrukcji. Każdy gatunek na ziemi dąży do ekspansji, płodząc się ile tylko się da, dopóki nie napotka naturalnych barier i nie zacznie wymierać. Wieki temu człekokształtna małpa wymknęła się spod tyranii naturalnej selekcji i stała się człowiekiem. Zyskaliśmy nasze człowieczeństwo ale równocześnie zburzyliśmy porzadek natury. Człowiek jest o tyle dla natury gorszy, że jest w stanie przetrwać wiele, w między czasie bezlitośnie niszcząc ten świat. Natura przedobrzyła. Dażenie doskonałości procesu ewolucyjnego co jakiś czas hamują na szczęście obiektywne warunki i wtedy zaczyna się korekta. zaczyna się wymieranie. Człowiek jako pierwszy przechytrzył naturę. Przecież gdyby dinozaury nie wymarły, to może dziś w Białym Domu siedziałby raptor (moze nawet już siedzi?), w bundestagu samica tyranozaura, a w belwederze brontozaur? Ale pewnie już nie, bo inteligentne dinozaury też by ten świat już dawno pożarły a miały na to więcej czasu.
"Nie jest jednak bez znaczenia, jacy będziemy w tym momencie: solidarni i równi czy klasowo podzieleni. Ta różnica naprawdę ma znaczenie, przynajmniej moim zdaniem. " Oczywiście, że ma znaczenie, choć jako katastrofista, ja wiem jacy będziemy, więc optymizmu mi to nie dodaje. Im wiecej będzie takich ludzi to nieuchronny holocaust może się trochę odwlec. Pod warunkiem, ze ci ludzie bedą mieli wpływ na swoje państwa...
Problem w tym, ze i socjalizm, ktory byłby dla ludzi egalitarny i sprawiedliwy, dla narury byłby tak samo drapieżny. To nie jest jedyna zmiana jakiej temu swiatu potrzeba. Musimy sobie zdać sprawę, ze nasze zasoby naprawdę się kończą. Bardziej już wierzę, że zwycięży socjalizm niż to drugie niestety.
Jakby co, to wiem czym jest libertarianizm. I to nie ja.
Jeżeli ma być tak jak jest, to niech runie to, co jest. Najwięcej stracą ci, którzy grabią pożytki naszej planety dla swej próżności a nie tylko dla zaspakajania naszych egzystencjalnych potrzeb. Może, gdy runie to, co jest, wreszcie pojmiemy, że nasze potrzeby tylko w tych granicach bez wyjątków możemy zaspakajać, bo inaczej znów wszystko runie.Nie ma wiec wyjścia. Trzeba ponownie wrócić do tego, czego już doświadczaliśmy, czyli do planowania i reglamentacji, bo rynek jest rakiem, który nas zabija. Nie zgadzam się zatem z pesymistami. Ludzie znajdą wyjście, żeby dalej żyć!
"Jednak nasza indywidualna bezradność rozmywa się w społecznych mechanizmach, które lekce sobie ważą indywidualistyczne preferencje. Zrozumienie tych mechanizmów pozwala odróżniać to, co społecznie możliwe od tego, co niemożliwe. Społecznie możemy tylko budować pewne warunki, w ramach których ludzie lepiej lub gorzej będą w stanie budować to, co indywidualnie nazywają szczęściem. Niezwykła szansa, jaką społeczeństwo kapitalistyczne w swojej postępowej formie dało ludzkości polega na tym, że dużym co prawda kosztem, ale stworzyło sytuację nadmiaru warunków jego funkcjonowania.
Dlatego nie musimy tworzyć nowej formy społeczeństwa klasowego, gdyż wystarczy zakreślić temu społeczeństwu pewne granice, odrzucić pewne zbędne kierunki rozwoju i poszukiwań, aby zbudować społeczeństwo oparte na podstawowych wartościach wyrażających się w stabilności i egalitaryzmie na dobrym poziomie materialnym. Dlatego trzymamy się podstawowego kierunku dostosowania programu wyzwolenia do newralgicznego ogniwa, w którym kumulują się podstawowe sprzeczności."
Samego węgla kamiennego i brunatnego mamy na stulecia. Plus energia odnawialna (nie tylko wiatraczki, ale i np,. pływów morskich czy falowania, plus tradycyjna energetyka jądrowa), plus w jakiejś perspektywie fuzja jądrowa.
W ogóle nie ma się czym martwić.
o elektryczność może i nie tak szybko. Moze ale watpie w te dane. Jak zabraknie ropy i miałaby ja zastąpić własnie elektrycznośc w naszych samochodach i całym transporcie, i we wszystkim co zużywa energię, to zanim się obejrzysz, bedzie po surowcach.
A i tak nie zastąpią bo litu zabraknie by wszystkie samochody nagle wyposażyć w akumulatory.
Bez ropy społeczeństwo będzie musiało się całkowicie zmienić. Po kontynentach nie będą już bezmyślnie jeździć TIR-y by przywieźć ci hiszpańskie oliwki. Gospodarka bedzie musiał stać się lokalną. Reglamentowaną i oszczędną. Energia również. Ale by na gruzach obecnej cywilizacji wyrosła nowa, żyjaca bardziej w zgodzie z naturą musi byc nas dużo mniej. Nawet nas, Polaków! ;-P
Pływy morza? To wszystko bzdury., Nie masz chyba pojecia ile energi i surowców trzeba by zużyć by takie urzadzenia pobudować. Co z drewna będa te turbiny? Wszystko to skórka za wyprawkę. To wszytko nie zasili naszych domów i przemysłu. Teoria i nic więcej. Tak jak teorią jest to że samochody bedą jeździć na etanolu. Tak, będą jak wytniemy wszystkie lasy i na całej kuli ziemskiej posiejemy rzepak, a żywić będziemy się własnym kałem
Fuzja sruzja. To teoria i nic z niej nie będzie. energia kosmiczna, wiatry słoneczne, źródla geotermalne... to wszystko pic i nic w stosunku do potrzeb.
Elektrownie atomowe zeżrą całe paliwo przez kilkadzesiąt lat gdyby miały zasilić wszystko co teraz zasila ropa lub węgiel. Inna sporawa czy z tym zdążą? Elektrownie buduje się przez 10 czy 20 lat (a u nas nadal nie ma ani jednej)i pochłania to ogromne ilosci energii. To wszystko lipa. Tak jak i lipą jest liczenie na to, ze naukowcy z gówna sznurek uplotą.
A ludzi coraz więcej 7, 8, 9 mld... to nie ma końca. W tej chwili przyrost jest taki, że jesli nikt nie umierałby z głodu, wojen, chorób itd. w ciagu stulecia jak ktoś to policzył, byśmy zmieścili się na tej planecie, musielibyśmy stać obok siebie jak śledzie a każdy trzymałby na ramionach jeszcze jedną osobę. Gdzieś to widziałem nie pamietam gdzie - proste matematyczne wyliczenie. Niewątpliwie do tego nie dojdzie, bo wcześniej pozdychamy z głodu, albo się pozabijamy. Tak czy owak, ktoś to rozmnażanie, w jakiś sposób musi powstrzymać. Powierzchnia ziemi nie jest z gumy.
Myslę, że ci co rzadzą zdaja sobie sprawę, że ten krach nie nastąpi jeszcze za ich życia i dlatego nic nie robią, bo coś zmienić. "Kłopoty" pozostawią przyszłym pokoleniom. Po nich choćby potop. A jeśli tak, to my też możemy spać spokojnie, ale już nie nasze dzieci czy wnuki.
Skoro, sierpie i młocie, podobała ci się katastroficzna wizja "KOBRY" (Dawida Okularczyka), chcielibyśmy ją uzupełnić o jego ocenę roli klasy robotniczej. Zapewne ten fragment zrobi na tobie jeszcze większe wrażenie i zmieni twój stosunek do brata katastrofisty. Obala on bowiem, podobnie jak Piotr Ikonowicz i Jarosław Niemiec i wielu im podobnych "mit klasy robotniczej".
Oto co w tej sprawie ma do powiedzenia Dawid Okularczyk:
"TO, CO JEST MITEM KLASY ROBOTNICZEJ
Zazwyczaj bowiem analizuje i krytykuje się (bardzo łatwo i przyjemnie) przede wszystkim ogólnie kapitalizm, burżuazję, drobnomieszczaństwo, Stany Zjednoczone, Związek Radziecki, 'realny socjalizm', czy też partie komunistyczne (w Polsce PZPR) - klasę robotniczą natomiast traktując zupełnie bezkrytycznie i bałwochwalczo: jako ów nietykalny, święty obrazek...
Należy skończyć z tą megalomanią! Zresztą, skoro klasa robotnicza, z całymi tego konsekwencjami, jest 'najniższą' klasą społeczeństwa, to przecież nie można tu ciągle robić ustępstw populizmowi i jakiemuś równaniu we wszystkim w dół. Nie można palić książek tylko dlatego, że nasz przyjaciel nie umie czytać! Takie coś się zawsze źle kończy... Pora więc spojrzeć na zagrożenia (dla walki z kapitalizmem) związane z samą klasą robotniczą.
Jak to? Zagrożenie dla walki z kapitalizmem ze strony robotników? Skandal! Ale nie ma się co oburzać, bo, faktycznie, ci którzy (nie tylko) w naszych czasach sami byli robotnikami (i dobrze wiedzą co się wtedy wyrabia z 'przeciętną' jednostką) oraz/albo znają - nie z mitologii a - z praktyki (średni stan świadomości i 'obyczajówkę') zwyczajnych proletariuszy, zauważą: czy ludzie mający problemy z jakąś trochę szerszą (auto)refleksją, z jakimś bardziej rozbudowanym dyskursem, którym trudno sięgnąć myśleniem/wyobraźnią dalej niż to co bezpośrednio w rękach, przed oczami i w żołądku, czy ludzie biorący rzeczywistość w najbardziej wulgarno-potoczny sposób, o wyobrażeniach/usposobieniu często właśnie dobrodusznych/usłużnych 'cielątek' albo, jak to byśmy dziś powiedzieli, 'szalikowców'/'hip-hopowców', jakiś rzezimieszków, krótkodystansowych cwaniaczków i kombinatorów, podniecających się prostackimi, najbardziej kiczowatymi i infantylnymi rozrywkami, entuzjastycznie ogarnięci 'wschodnimi' ideologiami ascetyzmu/hedonizmu i prymitywnego, mrówczo-stadnego 'solidaryzmu (tylko) oglądowego', w praktyce codzienności intrygujący i walczący przeciw sobie wzajemnie (o miejsca pracy dla siebie, rodzinki i 'znajomków') zajadlej, jeśli już w ogóle - niż przeciw prywaciarzom (dobrym panom, którzy 'dają pracę') - czy klasowy agregat (właśnie, agregat!) takich jednostek, może po prostu 'sam z siebie' walczyć o coś więcej niż o Rzeczy i Podział, o rzeczowe pozory i pozory podziału? O coś więcej niż bezpośredni, doraźny interes, 'pokazówkę', 'urządzenie/dorobienie się' przy - dla nich - obojętnie jakich (albo najlepiej tych już obecnych/znanych, 'normalnych' i 'naturalnych') stosunkach? O coś więcej niż posiadanie za wszelką cenę (niewolnictwa, wyzysku i stadności) na własność takich 'naturalnych rzeczy' jak Arbeit, Rodzinka, Hacjenda, Samochodzik, Komóra, Biesiada i Okowita?...
Spokojnie, jak widać, akurat to równie dobrze - aż do ostatecznej katastrofy - może im zawsze (przejściowo) zapewniać ('feudalny') kapitalizm! - I to tak, aby doskonale zwalniać z wszelkiej odpowiedzialności/wyobraźni; w taki sposób i takim kosztem, by już nigdy nie mieć czasu ani siły na nic innego i niczego innego nie chcieć: by nie dystansować, nie zaprzątać sobie niepotrzebnie głowy i energii 'kontekstem', relacjami, życiem społecznym, polityką, filozofią czy sztuką, jakimiś 'nierealistycznymi marzeniami', by 'nie bujać w obłokach', tylko - by (ekstensywnie) 'brać co dają' (bogowie), by się 'nie wychylać' (w stadzie baranów) i iść przez życie 'z nosem przy ziemi' (jak psy)... albo w niej ryć (jak świnie).
Nie oszukujmy się, dziś, w przeciwieństwie do zrewolucjonizowanych proletariuszy XIX i częściowo XX wieku, przeciętny robotnik to zwyczajny konserwatysta - bierny: praktykujący/myślący, że 'taki już jest Świat i Ludzka Natura (Geny!) i trzeba być jak inni; trzeba tak samo iść po trupach, trzeba się przystosować i płynąc z prądem - bo i tak już się nigdy nic nie zmieni', albo bardziej aktywny; głosujący (w Polsce) na kieszonkowych 'faszystów' z PiS a do tego jeszcze będący często przekonanym, że najlepszym lekiem na ten cały bajzel byłby rzeczywiście jakiś nowy Hitler/Darwin; już on by z tym dawno zrobił porządek, już on by to wszystko wyczyścił! 'Pedałów', transwestytów i pedofilów, różnych innych 'dziwaków', nieudaczników i 'niezaradnych życiowo' (np. bezrobotnych), 'ćpunów' i alkoholików, niepełnosprawnych, żebraków czy 'psychicznych', feministki, artystów, hipisów, pacyfistów i ekologów ('czyńcie sobie Ziemię poddaną'!), polityków, (nawet robotniczych!) intelektualistów - tych 'nierobów' i 'mięczaków', Żydów, Cyganów, 'Żółtków' i 'Ruskich' - wszystkich maruderów po prostu wrzuciłby do pieca! I po problemie; widzialna przyczyna zła i Zło samo - fizycznie znikłoby... I teraz, jeżeli takiemu proletariuszowi, już tradycyjnie, powiedział/a/byś coś o wyzysku, nędzy, katordze i jednostronności 'bycia' robotnikiem, o tym, że nie/musi wykonywać czynności, które równie dobrze mógłby wykonywać automat o inteligencji tresowanej małpy i pociągowej sile koni, a przy tym, że nie/musi się jeszcze płaszczyć przed byle prywaciarskim chłystkiem - to taki robotnik, mimo iż jest to oczywista prawda (przynajmniej w perspektywie) stojąca po jego stronie, wydrapałby ci oczy!"
W TEN SPOSÓB TYLNYMI DRZWIAMI WRACAMY DO PRZERWANEJ DEBATY Z PIOTREM IKONOWICZEM I JAROSŁAWEM NIEMCEM.
Tekst Dawida Okularczyka stawia mocną tezę o immanentnej niezdolności klasy robotniczej do przeciwstawienia się kapitalizmowi. Argumenty na rzecz tej tezy obejmują wnioski z krytycznej oceny "Solidarności", uwagi oparte na historycznym doświadczeniu faszyzmu i populizmu oraz próbę naturalistycznego dowodu opierającego się na postrzeganiu "naturalizmu fizykalistyczno-witalistycznego", będącego "najgroźniejszym praktyczno-żywiołowym idealizmem klasy robotniczej".
Jeśli chodzi o dwa pierwsze argumenty, to można odesłać czytelników do krytycznych, ale i obiektywnych, osadzonych w argumentacji klasowej analiz "Solidarności", chociażby w naszym wykonaniu; a także do analiz procesu narastania faszyzmu w konkretnych uwarunkowaniach historycznych. Wydaje się, że zbyt łatwe generalizowanie w wykonaniu D. Okularczyka bierze się w rzeczy samej z faktu, że najistotniejszym argumentem jest trzeci tu przytoczony zarzut "naturalistyczny". To jego przyjęcie sprawia, że w analizie faszyzmu Okularczyk pomijać może czynniki polityczne działające w ówczesnych realiach. W efekcie mamy do czynienia z ahistorycznym uogólnieniem na glinianych nieco nogach.
Jak pisze Okularczyk: "Musi być bowiem już w sytuacji tej klasy coś takiego, co w ogóle umożliwia taką inwazję socjaldemokratyzmu i faszyzmu, kapitalistycznego konserwatyzmu..."
Wobec tego typu argumentacji faktycznie tracą na znaczeniu kwestie rzeczywistej sytuacji materialnej klasy robotniczej w PRL, rozwój politycznej opozycji w odniesieniu do dynamiki rozwoju interesu biurokracji. W optyce Okularczyka jedyną funkcją klasy robotniczej - poza dostarczaniem wartości dodatkowej marnotrawionej przez biurokratyczne zarządzanie gospodarką - była obrona "realnego socjalizmu" pod pretekstem, że jego realne cechy są tylko przypadkowymi cechami, które robotnicy powinni brać w nawias fenomenologiczny i kierować się najgłębszą istotą tego systemu w jego kształcie modelowym.
Z powodu tego, że Okularczyk porusza się na wyżynach generalizacji, czytelnikowi może umknąć z pola uwagi pewne zasadnicze pytanie, którego postawienie stawia nieco pod znakiem zapytania sensowność ujęcia naszego autora. Otóż nie bardzo wiadomo, dlaczego kapitalizm jest z góry obdarzony mianem złego systemu. Dla Okularczyka jest to oczywiste samo przez się, zresztą większość ludzi lewicy nie widzi potrzeby kwestionowania tego, co jest fundamentem lewicowości. Tymczasem sprawa nie jest taka prosta od chwili, kiedy kapitalizm może być krytykowany również z prawa, np. przez libertarian. Socjalista powinien więc zdawać sobie sprawę z tego, dlaczego kwestionuje kapitalizm. Sprawa jest tematem na osobne opowiadanie, więc przypomnijmy sobie tyle, że już dla Róży Luksemburg dramatycznym wyzwaniem był rewizjonizm w SPD, ale także wątpliwość, czy aby na pewno kapitalizm posiada jakąś granicę rozwoju, poza którą nie będzie mógł wyjść. Od odpowiedzi na to pytanie uzależniała ona sensowność idei socjalizmu.
Wbrew pozorom, ten problem nie jest odległy od kręgu problemów, które porusza D. Okularczyk. W toku późniejszych, dramatycznych losów ruchu komunistycznego, pytanie to uległo przytłumieniu przez inne, jakże praktyczne trudności tego ruchu. Dziś wraca czkawką.
Kapitalizm znajduje swoją obiektywną granicę nie w "automatycznym krachu", ani nawet nie we wcześniejszej rewolcie zbuntowanych mas wyzyskiwanych. Kapitalizmowi przeciwstawia się koncepcja, która przeciwstawia go towarowej gospodarce wolnorynkowej. Nie w postaci faszyzmu, ale w postaci utopijnego powrotu do wolnego rynku, nadchodzi dziś barbarzyństwo.
Z koncepcją D. Okularczyka ma libertarianizm sporo wspólnego. Wystarczy zestawić ze sobą kilka stwierdzeń naszego autora: "Nawet liberałowie stają się zwyczajnymi socjaldemokratami!" - jednych i drugich łączy bowiem pragnienie ratowania kapitalizmu za pomocą interwencji państwa, większej centralizacji, monopolizacji i regulacji aż do globalnego państwa obejmującego wszystkie narody świata. W tej wizji klasa robotnicza nie jest nosicielem alternatywnego projektu społecznego, gdyż ze swymi roszczeniami musi się opowiadać żywiołowo za rozbudową i umacnianiem państwa.
"Robotnicy chcieli kapitalizmu, niech więc teraz płaczą!" - z jednej strony mamy tu resentyment anty-"Solidarnościowy", z drugiej jednak zapowiedź zlekceważenia obiektywnej pozycji klasy robotniczej w systemie produkcji i wyzysku kapitalistycznego. Nie ma nawet chęci uznania w tej obiektywnej sytuacji punktu oparcia dla wnoszonej świadomości klasowej. W przeciwieństwie do dawnych reformistów, którzy uważali, że w wyniku reformowania kapitalizmu nastąpi przełom jakościowy, Okularczyk nie wierzy w to i twierdzi, że "socjaldemokratyczne życie ponad stan" co prawda doprowadzi do kryzysu "produkcyjno-finansowej dekoniunktury", ale raczej nie wątpi w to, że sztuczka polegająca na drobnych ustępstwach burżuazji wobec uciskanych znowu się uda. I tak aż do ostatecznej katastrofy, Wielkiej Apokalipsy.
Faszyzm jest przez niego postrzegany jako kolejny krok w kierunku niemożności przełamania pułapki socjaldemokratycznych posunięć o charakterze populistycznym. "Faszyzm to spotęgowanie monopolistycznego kapitalizmu!"
W efekcie mamy tu żądanie, aby usunęli się w cień Przyjaciele Ludu, którzy nie chcą zniesienia kapitalizmu, nie chcą mu też dać - póki jeszcze nie jest za późno - czysto i bezwzględnie się "wybrzmieć". W tej sytuacji jest oczywiste, że klasa robotnicza ze swymi natychmiastowymi roszczeniami jest siłą wsteczną, tożsamą z faszyzmem, ponieważ właśnie w jej partykularnym interesie leży nie dopuszczenie, aby "kapitalizm wybrzmiał" do swych ostatecznych konsekwencji.
Biorąc jednak pod uwagę fakt, że nie jest możliwe, aby kapitalizm wybrzmiał do swych ostatecznych konsekwencji, należy zająć zasadnicze pozycje polityczne wcześniej, nieco po omacku, bez luksusu sytuacji czystej, gdzie nic nie może być postrzegane z różnych perspektyw. Odrzucając klasę robotniczą, pozostaje dziś wybór alternatywy, która jest równie, a może jeszcze bardziej nieprzejednanie antykapitalistyczna - mianowicie: libertarianizm. Biorąc pod uwagę, że ruch libertariański zapoczątkowany w początkach lat 70-tych znalazł odzew zasadniczo wśród kontestującej kulturowo amerykańskiej lewicy, nie może dziwić, że nadal oddziałuje on na tęże lewicę i stanowi dla niej alternatywę.
W warstwie krytycznej libertarianizm stanowi ofertę atrakcyjną z punktu widzenia radykalnej lewicy, która straciła busolę odrzucając hegemonię klasy robotniczej. Jak pisze Okularczyk: "Za darmo nie ma nic!" - a przecież tego właśnie chcą socjaldemokraci. "Prawdziwi liberałowie mają rację!" (poza kwestią prywatnej własności środków produkcji). "Prawdziwymi liberałami" nie są przecież etatystyczni ideologowie kapitalizmu.
"W kapitalizmie nie można bezkarnie udawać socjalizmu!" A przecież masy ochoczo popierają tę prokapitalistyczną iluzję, twierdzi D. Okularczyk.
Ostatecznie upada "mit klasy robotniczej", który został już wcześniej odrzucony z wielu różnych przyczyn przez niemal całość tzw. radykalnej lewicy.
Nie twierdzę, że D. Okularczyk jest libertarianinem, niemniej wydaje mi się sensowne stwierdzenie, że przyjęcie przezeń założeń i przesłanek przedstawionych w tym tekście wynika z ogólnej perspektywy, jaką przyjmuje, a ta perspektywa jest blisko skoligacona ze sposobem postrzegania rzeczywistości przez libertarianizm. Przede wszystkim bliska obu jest perspektywa naturalistyczna, indywidualistyczna.
Mówisz sierpie, że nie jesteś libertarianinem. D. Okularczyk też jeszcze nie jest. Jednak wspólnie z libertarianami przyjmujecie jako kamień probierczy sytuację Człowiek w obliczu Natury. Z tego wyprowadza się całą resztę, wszystkie kryteria wartościowania. Cóż nam bowiem po najlepiej nawet urządzonym społeczeństwie, skoro wszystko mogą diabli wziąć w jednej sekundzie jakiejś katastrofy kosmicznej?
Gdyby tylko chodziło o pesymizm, to mniejsza. Ale zarówno Ty, jak i Dawid Okularczyk idziecie dalej w swoim katastrofizmie: wyrzucacie za burtę dotychczasową tradycję walki o społeczeństwo bezklasowe, ponieważ nie ma czasu na politykę, na walkę o świadomość klasową, w sumie na nic, bo przecież już w 2012 roku kończy się Kalendarz Majów...
[Zapytajcie nany, co robić. Po gospodarsku odpowie Wam, że po Kalendarzu Majów zacznie się Kalendarz Czerwców i po bólu. W tym przypadku przyznam jej rację.]
Ludzie żyją w świecie społecznym, a ich związek z przyrodą jest społecznie zapośredniczony. Nie jest więc tak, że nawet katastrofa naturalna będzie miała ten sam skutek dla wszystkich klas. Jeżeli więc jęczycie, że zniknie Człowiek jako najwyższy wytwór Przyrody, to mogę na to odpowiedzieć tylko, że jeśli nie staniemy się ludzkim społeczeństwem, to przetrwają najgorsze, egoistyczne kanalie i w ich postaci ludzkość, niestety, nie zejdzie z tego świata.
Taka opcja jest bardziej prawdopodobna niż przewidywanie egalitarystycznego holokaustu. Dlatego nie odczuwam tak, jak katastrofiści, presji Natury, ale o wiele bardziej ciążącą presję społeczną.
Natomiast ideologia libertarianizmu wydaje się raczej ideologią szczurów przeczuwających zatonięcie okrętu i owłądniętych paniczną myślą o indywidualnym przeżyciu. Przy okazji szczury chcą sobie zagwarantować czyste sumienie.
Instynkt przetrwania wiele usprawiedliwia, ale ideologiczne dorabianie etycznych uzasadnień jest wyrazem tego włąśnie barbarzyństwa, które jako bojownicy społecznego wymiaru ludzkiej egzystencji uważamy za wyraz barbarzyństwa. Pozbycie się tego barbarzyństwa będzie pierwszym krokiem w prawdziwą historię ludzkości.
Tak wydaje mi się, że można przełożyć na język dzisiejszych konfliktów stare tezy Marksa.
Do BB:tak,tak wy jestescie krytyczni nie tylko wobec Ikonowicza,ale wobec wszystkiego co sie na lewicy zyje i rusza.A czasem nawet i wobec tych,ktorzy juz nigdy sami sie nie obronia.Macie prawo dyskutowac i krytykowac posuniecia tych czy owych,ale u was to sie zmaienilo w obsesje.Cale wasze wypowiedzi sprowadzaja sie do podsumowania co spieprzyl ten i tamten.Do tego wyciagacie dlugasne teksty sprzed 20-30 lat jako potwierdzenie wlasnych slow,ktore czyta max 5 zainteresowanych i pasjoantow historii wspolczesnej.Ico,myslicie ze taka taktyka przysporzy sympatykow ortodoksyjnemu trockizmowi,a wam nowych towarzyszy?Z powodzeniem zajeliscie miejsce nieaktywnych ostatnio spartakow.Ich jest chociaz 3 czy juz nawet 4.A wyciagle we dwojke...
www.socjalpatriotyzm.salon24.pl
Zdaje się, socjalpatriotyzmie, że jesteście duetem, ale anonimowym. Taka obywatelska odwaga - nawet w Salonie 24 - jest rzadkością. W przeciwieństwie do was, piszemy pod własnymi inicjałami i nazwiskami. To czyni pewną różnicę. Osobiście odpowiadamy za swoje słowa...
Jak rozumiem nie macie uzgodnionej opinii wobec niniejszej dyskusji, która innym czytelnikom przypadła do gustu.
Interesują was raczej personalia - obrona dobrego imienia Piotra Ikonowicza i Ludwika Hassa. Ten drugi podobno nie może się bronić. Więc wy go bronicie na swoim blogu:
DWA CZERWONE SZTANDARY
Pamięci "socjalistów z Solidarności", którzy nie doczekali Wolnej Polski
Profesor Ludwik Hass, którego poglądy w wielu sprawach są rozbieżne z naszymi, powiedział w latach 90., że istniały dwie partie komunistyczne: "partia tych, którzy rozstrzeliwują i tych rozstrzelanych". Po czym dodał, iż on sam należał "do partii komunistów rozstrzelanych". Wzruszające, choć na naszej redakcji ortodoksyjny trockizm nie robi większego wrażenia. Znacznie bardziej wolimy starą, dobrą socjaldemokrację, z jej okresu młodzieńczego i średniego, sprzed 50-100 lat. Z okresu największych walk z wszelakimi nurtami komunistów. Kiedy obie strony jako swego symbolu używały czerwonego sztandaru.
Wiek XX jasno pokazał, że sztandary socjalistów i komunistów były dwiema zupełnie różniącymi się flagami. Ich punktem wspólnym był sam symbol krwi robotniczej. Jednak krew na obydwu chorągwiach znalazła się zupełnie inaczej. Socjaldemokraci Europy Środkowowschodniej zostali ciężko doświadczeni. Nie tylko przez prawicowe reżimy, ale też przez dyktaturę bolszewików - najpierw Lenina i Trockiego, następnie Stalina i jego następców, aż do Gorbaczowa. Czerwony sztandar Pużaka, Abramowicza, Kethly czy Titela Petrescu symbolizuje niezłomność i opór robotników wobec kapitalizmu, nazizmu i stalinizmu. Kolor sztandaru przypomina o krwi ludzi pracy wylanej w obronie demokracji i sprawiedliwości społecznej przeciw morderczym totalitaryzmom i wolnorynkowemu uciskowi. Był też ten drugi. Sztandar Stalina, Mao, Bieruta czy Kim Ir Sena. Czerwony sztandar generała Jaruzelskiego. Czerwony, bo unurzany we krwi niewinnych współobywateli "ukochanych przywódców".
Ustrój demoludów miał mało wspólnego ze sprawiedliwością społeczną i równością, a więc filarami socjalizmu. Istnieje jednak garstka wariatów z okolic SLD i Racji PL, którzy co roku bronią swojego generała rzekomo w imię lewicowych ideałów. Polski Pinochet, dyktator rozkazujący strzelać do przedstawicieli klasy robotniczej, ma być bohaterem kraju i "nowoczesnej, europejskiej lewicy". Drenaż mózgów trwa. W czarno-białym świecie mass-mediów w nocy z 12 na 13 grudnia zetrą się podobno lewicowi zwolennicy "generała-spawacza" i jego prawicowi przeciwnicy. Żeby było śmieszniej prawicowi "wolnościowcy" są w większości zwolennikami prawdziwego Pinocheta. Tego, który w Chile kazał obcinać palce u dłoni opozycyjnym gitarzystom. Jak zwykle nikt nie wspomni o alternatywnym wiecu Lewicowej Alternatywy, która świetnie przypomina o grzeszkach obu pikietujących stron. Tak samo nikt nie wspomina o lewicowym, prospołecznym programie Pierwszej "Solidarności". Okazuje się, iż na pozór zwalczający się przedstawiciele antykomunistycznej prawicy, liberałowie i postkomuniści dbają o zachowanie ogólnonarodowego tabu. Nie zależy im na prawdzie historycznej, a lewica ma kojarzyć się Janowi Kowalskiemu z PZPR i SLD. My przeciwko temu występujemy."
Tekst ten chyba dosyć dobrze przedstawia wasze poglądy. Sami na blogu przedstawiacie się tak:
NA POCZĄTEK
Witamy wszystkich.
Jesteśmy duetem sowiecko-hitlerowskich agentów zasilanych funduszami amerykańskimi, izraelskimi i północnokoreańskimi. Piszemy by zaspokoić swoją próżność i poirytować kilku czytelników. Nie lubimy: minarchistów, monarchistów, anarchokapitalistów, neoliberałów, bonzów związkowych, obrońców karpi ogrodowych, Moskwy i Waszyngtonu. Szanujemy: nurt lewicy niepodległościowej, ludzi pracy i wszystkich tych, którzy się nie poddali... Uwielbiamy wyczyny kawiorowej i kanapowej "lewicy" - na nich pasożytujemy.
Pozdrawiamy gorąco naszych zwolenników, przeciwników zaś czule głaszczemy.
"... i tak wszyscy skończymy w SLD".
Najwyraźniej stawiacie na kontrowersyjność i jątrzące polemiki.
Oczywiście co wolno jednemu duetowi, to niekoniecznie drugiemu.
Tyle tytułem wstępu. A teraz zajmijmy się konkretem - nieżyjącym już Ludwikiem Hassem.
Znamy przytoczoną przez was wypowiedź Hassa w nieco innym brzmieniu: "Nie ma jedności między katem i jego ofiarą".
Problem w tym, że ofiarami Stalina byli nie tylko trockiści - decyzją Stalina zlikwidowano cały nieomal aktyw KPP, nie mówiąc o innych ofiarach czystek stalinowskich.
Rzecz w tym, że Hass miał na myśli wyłącznie trockistów.
Otóż my trockistami nie jesteśmy, tym bardziej ortodoksyjnymi.
BB, też sobie znaleźliście polemiste w D. Okularczyku. Kolejny wyalienowany pajac, któremu wydaje się, że jest lepszy od innych ludzi, od swego otoczenia. Jest takich na kopy dookoła, tyle że większość swoje (nieuzasadnione) poczucie wyższości ubiera w ideologię liberalną, część - w konserwatywną czy radykalno-prawicową, a ten - w pseudokomunistyczne slogany. Żal.
"Czekałem kiedy wreszcie ktoś przeszczepi do naszego zaścianka ideologię niemieckich 'antinationale' (popieranie imperializmu i kapitalizmu w imię 'lewicowych' wartości) - i doczekałem się.
Oto ona.
No ale refleksem toście się nie popisali, Okularczyk. Na Zachodzie to już 5-10 lat taka ideologia funkcjonuje.
autor: Angka Leu, data nadania: 2009-05-09 22:58:02."
To chyba twoje słowa i twoje oczekiwanie. Dla nas to tylko dobry przykład i ilustracja istotnego problemu.