Choć wnioski już błędne.
"Makowski powiedział, że Polacy są antyklerykalni, ale nie antychrześcijańscy. Stąd katolicy „prywatyzują wiarę” i wycofują się w swoją prywatność."
To naturalna kolej rzeczy. Antyklerykalizm jest może jrszcze nie nawet dziecinnym ateizmem, ale drogą ku niemu. Ludzie autentycznie wierzący doskonale widzą ten rozziew między tym co kościół głosi a co czyni. Z tej hipokryzji kleru, który jak to ujął jeden z wielkich papieży "Nigdy nie żyłoby się nam tak dobrze i obficie gdyby nie ta bajka o Chrystusie", a publicznie opowiada jakieś idealistyczne dyrdymały w które nikt z nich nie wierzy.
Antyklerykał nie ateista to taki pożyteczny idiota mimo wszystko. Chce dobrze dla wiary, krytykuje kler, oczekuje jego reformy, ale nie rozumie, że jest on niereformowalny. Atakując czy odrzucając tą złowrogą instytucje osłabia de facto samą wiarę. Bo żadna wiara nie może istnieć bez druidów czy innych czarodzieji. Wiara potrzebuje ceremoni i rytuałów. To te głupoty tworzą religię.
Znałem takich antyklerykałów, którzy odrzucali instytucje równocześnie zarzekając się, że nie odrzucają boga. Kiedy spotykałem ich po latach, bez wspólnotowo odprawianych dziadów, kończyli jako ateiści a w najlepszym wypadku agnostycy, bo mało z nich z tym bogiem "w sercu" i samotnym z nim spółkowaniem, potrafi tak wytrwać. Bez tych ceremonii, śpiewów, smrodu kadzidła itd. taki delikwent po pewnym czasie przestaje się modlić a wraz z tym umiear bóg, który żywi się przecież modlitwą.
Dlatego jestem spokojny o przyszłość kościoła i religii. Zniszczy je nie ateizm ale właśnie antyklerykalizm, zwłaszcza ten podyktowany szczerą wiarą. Niewielka część tylko zmienia sektę, większość na koniec porzuca religię.
Przeczy jej jednakowoż fakt iż sam znam dziesiątki osób głęboko wierzących (w sensie ogólnochrześcijańskim) bez potrzeby religijnej wspólnoty - ba, głoszą oni iż właśnie "masowość" jest antyreligijna. Oczywiście nie brak też np. ewangelików którym właśnie zgromadzenie wzmacnia wiarę, nie jest to jednak warunek sine qua non. Tak więc tym razem kolejny szanowny dyskutant niekoniecznie napisał coś co ma pokrycie w rzeczywistości.
To kwesyia oceny. Możemy się w tym różnić.
Inaczej odprawianie dziadów wygląda w Warszawie czy innym dużym mieście a inaczej na prowincji czy nade wszystko na wsi gdzie jakieś nieszpory, różańce, drogi krzyżowe, majowe itd. Wyznaczają nadal rytm życia ludzi. Mówię o własnych obserwacjach polskiej wsi gdzie życie toczy się nadal od jednej do drugiej religijnej ceremonii, włączając w to chrzty, komunie, śluby i pogrzeby celebrowane przez kościół. Jeśli tego na wsi zabraknie, gdy na wsi pojawi się prawdziwy antyklerykalizm, a rórnocześnie tam jak nigdzie indziej katolicyzm nie jest tak płytki i wyłącznie ceremonialny, bez odprawiania czarów przez druidów, zniknie religia.
Podtrzymuję moje twierdzenie, że religia to kościół. Bez niego zacznie obumierać. Tak się stało z wszystkimi religiami starorzytności.
Gdy nastała era chrześcijaństwa pozamykano świątynie Zeusa i innych bogów, a ich kapłanów wyświęcono pewnie na katolickich księży. Co nie znaczy, że te religie zginęły w jednej chwili. Wręcz przeciwnie. Kilka wieków późnie czczono ich jeszcze potajemnie. Problem rozumiał kościół i nie potrafiąc ich do końca zwalczyć, wchłaniał je. Ludzie potrzebowali Mitry? To dostali boże narodzenie. Uwielbiali Izydę z Horuskiem na rękach? To dostali kult matki boskiej z chrystuskiem. Trochę to trwało zanim bogowie ostatecznie poumierali i dziś nikt już do nich się nie modli, choć i jeszcze nie tak dawno zdarzało się na greckiej wsi, że zmarłemu włożono do trumny 2 euro dla Charona. Dlaczego inaczej miałoby być z chrześcijaństwem?
Niewielki tylko procent "prawdziwie" wierzących, a odrzucających zakłamany kler, jest w stanie zaangażować się w jakieś nowe amiszowe sekty. Reszta pójdzie w agnostycyzm i ateizm, bo w przeciwieństwie do tamtych czasów staje się on coraz bardziej równoprawną postawą. Jest wreszcie edukacja i nauka na dużo wyższym poziomie. Wtedy rezygnacja z jednej religii wiązała się z przyjęciem innej. Dziś już niekoniecznie.
Starożytne religie też były oparte na ceremoniale. Uroczystościom religijnym towarzyszył taniec, śpiew, wino i sex. Niszcząc te religie kościół zabronił tańca, śpiewu i w ogóle okazywania jakiejkolwiek radości. Z czasem zaczął od tego odchodzić (wprowadzając boże narodzenie itd.) ale najpierw tak walczył ze starymi religiami.
W każdej religii najważniejsza jest forma (i przymus władzy. Gdy król zmieniał wiarę robili to i jego poddani) i to ona stanowi o trwałości religii a nie jakieś słowo boże, bo to ona w postaci tradycji potrafi być najbardziej odporna na czas. Dowodem czego i nadal obecne w naszej kulturze pogańskie zwyczaje.
[dobrze by zrobiło w Polsce 10 proc. protestantów, 5 proc. Żydów, bo Kościół rzymskokatolicki nauczyłby się wtedy pertraktować]
??? To znaczy, z kim miałby wtedy Kościół "pertraktować"? Z protestantami? Albo z żydami? I czego te ewentualne pertraktacje miałyby dotyczyć? Poza tym Kościół Rzymski to jednak, mimo wszystko, nie kramarz, geszefciarz, handlarz.
PS. Słyszeliście o inicjatywie środowisk żydowskich w Polsce, by słowo "żyd" pisać dużą literą także w znaczeniu wyznawcy judaizmu? Autor tego newsa najwyraźniej wyprzedził już czas.
"I czego te ewentualne pertraktacje miałyby dotyczyć?"
NIe wiesz? Dotacji z budżetu. W tej chwili rocznie kilkadziesiąt milionów łyka kościół katolicki a pasterze innych kościołów złamanego grosika.
Potrzebna jest równość tak bliska przecież lewicy. Bo parafrazując rewolucjonistę1987 powiem tak - nie ważne czy druid ma w ręku krzyż, półksiężyc czy też czarodziejską różdżkę, bo ważne jest to że wszyscy mają żołądki. Na dodatek takie same żołądki jak katolicki księciu.
,,Żaden nie wspomniał słowem o tej większości ludzi w Polsce, której Kościół i religia są mniej lub bardziej obojętne. "
A czym przejawia się istnienie tej powszechnie niezauważanej większości?
Księża katoliccy powinni dostawać paszporty dyplomatyczne, jako funkcjonariusze obcego Polsce państwa, oczywiście wiązałoby się to z odebraniem obywatelstwa polskiego.
Pomysł godny uwagi. Ale jak to z paszportami dyplomatycznymi bywa, ich wydanie wiąże się z określoną procedurą. Szpiegom obcego państwa takich paszportów się raczej nie wydaje.
Więc ja proponuję wydać, uznając za obchych "dyplomatów", następnie odebrać i deportować na południową granicę.