Wydawałoby się, że Hosni Mubarak ustąpi przed zrewoltowanym tłumem. W przeciwnym przypadku protest wyrwie się spod kontroli i przybierze nieobliczalny charakter.
Po odprawie Baraka Obamy, poświęconej wydarzeniom w Maghrebiu, w której uczestniczyli wszyscy święci, zabezpieczeniu tyłów - bezprecedensowej zgody Izraela na wprowadzenie specjalnych jednostek egipskich do strefy zdemilitaryzowanej, by zapewnić bezpieczny odwrót znienawidzonego prezydenta "na z góry zaplanowane pozycje", Hosni Mubarak mógł obiecać Barakowi Obamie i widzom wiwatującym w sposób nieparlamentarny na jego cześć przed telebimami, że nie będzie kandydował w następnych wyborach prezydenckich.
Reakcje zrewoltowanego tłumu kontroluje wojsko i przebrana w cywilne ciuchy policja.
Główne drogi dojazdowe do Kairu zajęły parkujące na ich poboczu jednostki pancerne.
Brataniu się wojska z tłumami towarzyszy ścisła współpraca tegoż z "cywilami" zabezpieczającymi manifestacje.
WOLNOŚĆ PO KONTROLĄ JEST NIE REGLAMENTOWANA!!!
Niektórym wręcz się zdaje, że rewolucja w Maghrebiu w wydaniu Egipskim to taka big-impreza masowa.
"Według ONZ, w trakcie trwających tydzień zamieszek i protestów zginęło ok. 300 osób. Jak poinformował Wysoki Komisarz ONZ ds. Praw Człowieka Navi Pillay, ponad 3 tys. osób zostało rannych, a setki aresztowano. Jak jednak przypominają korespondencji Al-Dżaziry, w Egipcie mieszka ok. 80 mln. ludzi. Na ulice wyszła zatem stosunkowo niewielka, choć zdeterminowana, część społeczeństwa. Wciąż jednak nie wiadomo, czy to wystarczy, by obalić rządzącego od 30 lat prezydenta i jego silnie umocowany w państwowych strukturach aparat władzy" (za gazetą.pl).
przeprowadzili sZybką i bezbolesną wymianę Mubaraka na polityka świeższej generacji.
Według informacji agencyjnych w Kairze trwają starcia między zwolennikami i przeciwnikami Mubaraka. Wojsko nie interweniuje.
Komentarz z interia.pl:
Po południu setki zwolenników rządzącego od 30 lat Mubaraka pojawiły się na placu Tahrir w centrum stolicy, gdzie tysiące przeciwników prezydenta dziewiąty dzień z rzędu domagają się jego odejścia. Według świadków, sympatycy Mubaraka z kijami i batami wjechali na koniach i wielbłądach między protestujących na placu.
Uczestnicy zamieszek używali kijów i rzucali w siebie kamieniami, ale nie doszło do użycia broni palnej. Obecne na miejscu wojsko nie interweniowało, ale na placu pojawili się policjanci po cywilnemu - podała agencja AFP, powołując się na trzy ugrupowania koalicji antyprezydenckiej.
Z kolei informator agencji Reutera wyraził opinię, że niektórzy zwolennicy Mubaraka, odpowiedzialni za środowe walki, to w rzeczywistości funkcjonariusze policji w cywilu.
- To bandyci z (rządzącej) Partii Narodowo-Demokratycznej. Stałem przy wejściu na plac Tahrir, gdzie tworzyliśmy żywy mur, kiedy grupa rzuciła się na nas, a potem zostałem uderzony kamieniem - powiedział jeden z demonstrantów, który został raniony w głowę.
(informację uzupełniają zdjęcia)
Już my znamy takiego jednego co to obiecywał w Polsce w 2009 roku, że więcej kandydować nie bedzie a na najbliższym kongresie był jedynym kandydatem świata pracy... i wygrał! Na kolejna kadencję został prezesem!
Nie wierzę ani tamtemu ani Mubarakowi.
Chodzi o to, by protesty ucichły, a jak już ucichna to się powsadza najbardziej aktywnych do ciupy i jesienią wystartuje jako Jedyny Przedstawiciel Społeczeństwa.
Tamten jak poniósł kleskę tez obiecał juz nie kandydowac, a w miedzy czasie zlikwidował gazetę, powyrzucał przeciwników i jesienią znów został premierem.
Wystawi syna.