Potwierdzają to m.in. następujące stwierdzenia z tej rozmowy:
"Demokracja liberalna to wybór grubych ryb raz na kilka lat" Znamy to. Dlatego tylko 40% z pośród nas w tym uczestniczy.
"Demokracja bezpośrednia opiera się o kolektywny proces decyzyjny". Chavez zasady te już wciela w życie z niezłymi rezultatami dla większości swych rodaków. Krakanie pięknoduchów w tym marszu go nie zniechęca!
"Celem rewolucji jest redystrybucja bogactwa oraz rząd, który będzie reprezentował wolę Egipcjan"! Tego najbardziej boją się pięknoduchy. Dlatego mruczą a nawet plują. Ale mam nadzieję, że to rewolucji nie zaszkodzi, choć kosztować ją może dużo. No cóż nikt przywilejów dobrowolnie nie oddaje!
To nic, że Hassam el Hamalewa - jak zapewniał - wyraża swoje przekonanie. Bo ja, przeciwnie, wierzę, że wyrażał przekonania tych, wśród których działa. Takie wszak są po prostu społeczne prawidła.
I jeszcze jedno zwraca uwagę: prowincja też działa. Tworzy nowy porządek.
Redakcja Lewicy.pl znów stanęła na wysokości zadania. Dzięki.
równie dobrze można by czerpać wiedzę o sytuacji w Polsce z wywiadów z redaktorami indymediów albo dyktatury proletariatu.
o którym mówi el-Hamalawi. Trzeba go najpierw zbudować. Jest za to przeludnienie, stagnacja gospodarcza i katastrofa ekologiczna. Tych problemów się nie rozwiąże pohukiwaniem na Izrael. Byli tacy co próbowali, skutki znamy.
Wydarzenia ostatniej nocy zweryfikowały optymizm Hossama el-Hamalawi.
Hosni Mubarak nie zamierza szybko ustępować. Dał sobie na to 8 miesięcy.
"Próżnię w dziedzinie bezpieczeństwa" wypełnili bezpieczniacy, tajniacy, zwolennicy Mubaraka i wojsko, zresztą wypełnili ją w specyficzny sposób.
Inicjatywa - i w tej kwestii - wyrwała się z rąk zrewoltowanych mas.
Demokracja bezpośrednia jest raczej w odwrocie, by nie rzec w rozsypce.
Wszelkie przemiany będą wypadkową działań zorganizowanej opozycji i nie skłonnych do wielkich ustępstw władz.
Nadzieje Hossama el-Hamalawi na "dochodzenie" do demokracji bezpośredniej skończyły się przedwczesnym wytryskiem jałowego nasienia - fabryki nie zostały zapłodnione.
Nawet ograniczony cel rewolucji - jakim według Hossama, miała być "radykalna redystrybucja bogactwa oraz rząd, który będzie reprezentował wolę Egipcjan, a ponadto stał na stanowisku poparcia ruchu oporu wobec hegemonii Stanów Zjednoczonych w regionie i Izraela" skurczył się do rozmiarów suszonych fig, daktyli i ochłapów z pańskiego stołu.
Górę nad spontanicznymi protestami wzięła już mniej spontaniczna akcja zwolenników Mubaraka i całkiem ociężale i nie spontanicznie reagujące wojsko, które po odpowiednim upuście krwi wystąpiło w roli rozjemcy.
"Zdezorientowany i zdesperowany" Mubarak przedstawił światu całkiem chytry plan. Zgodnie z nim kontynuowane będą negocjacje z opozycją, która na razie jeszcze grymasi.
"Presja ulicy trwa i narasta" - szkopuł w tym, że na ulicach przylegających do placu rządzą niepodzielnie zwolennicy Mubaraka i wszechobecne wojsko.
"Nikt nie twierdzi, że wśród protestujących zapanowała zgoda co do tego, jak ma wyglądać reżim postmubarakowski", zwłaszcza że protesty zdominowali już zwolennicy Mubaraka.
Koniec końców większość Egipcjan będzie miała minimalny wpływ na kierunek zmian, o decydującej roli większości nie ma już raczej mowy. Liczy się aktywna i zorganizowana mniejszość. Reszta to rewolucyjne tło i obiekt wielkiej operacji, w której pierwsze skrzypce odegra wojsko.
"Pieśń o podrzynaniu gardeł" będzie zapewne nieoficjalnym hymnem Egiptu przez kolejnych 8 miesięcy.
Jesteś zgorzkniały, choć przyznaję, że jest dużo racjonalizmu w tym, co napisałeś.
Wolę jednak Hassama el-Hamale, bo chce zmian w interesie większości i wierzy, że Egipcjanie ich dokonają.
Sceptycyzm nie sprzyja rewolucji. Ty niestety go wyrażasz.
Brak rewolucyjnych organizacji nie da się nadrobić miną i propagandową papką na czacie.
Otóż to, BB.