studenci dalej będą popierać PO. Bo przecież jest taka fajna.
PO partią studentów i młodzieży. Górą Sławomir "Che" Kopyciński z partii Grzegorza Nabieralskiego! ;-)
A czemu panowie i panie posłowie / posłanki, senatorowie / senatorki nie zaczną oszczędzać od siebie? Na początek proponuję wyrównanie diet do poziomu średniej krajowej pensji. A za korupcję banicję. :P Ale ten projekt chyba nie znajdzie poparcia w parlamencie... :'
Pan Napieralski nawet nie raczył pojawić się na głosowaniu. No ale czy studia to sprawa, w której "lewicowa" partia może mieć coś do powiedzenia?
Jedynie PiS zagłosował lewicowo?
prawdę mówi 1234. No i jeszcze z PJN. Co do Anity Błochowiak, to nic dziwnego, ale bohater lewicy Kopyciński się nie popisał.
Ze studiów na wielu kierunkach korzystali najczęściej cwaniacy pobierający za rozpoczęty każdy kierunek stypendium socjalne. Studia na wielu kierunkach to opcja dla naprawdę wybitnych umysłów, a te bez problemu poradzą sobie ze średnią. Ograniczenie pracy wykładowców na wielu etatach polepszy sytuacje studentów prywatnych uczelni, którzy niekiedy wykładowcy prawie nigdy nie widują. Wykłady prowadzą doktoranci. Wbrew pozorom dzienne studia na państwowej uczelni bezpłatne są tylko z nazwy. Akademik, wyżywienie, książki i pomoce naukowe - wszystko to kosztuje. A progi do uzyskania stypendium socjalnego są tak niskie, że większość studentów z biednych rodzin się nie kwalifikuje.
...czekam na intelektualne wygibasy eseldziarstwa - przecież trzeba się jakoś z tego wytłumaczyć.
Na wydziale historycznym UAM stypendia naukowe przysługują tylko tym, którzy mają średnią od 4,9 w górę. Zatem zdolni także sobie nie poradzą, bo uzyskanie takich wyników jest możliwe praktycznie tylko na czwartym i piątym roku. Wcześniej natłok materiału jest zwyczajnie zbyt duży.
Jako student UJ zapewniam Cię, że jest tu bardzo wielu dwukierunkowców i nie znam żadnego, który byłby opisywanym przez Ciebie "cwaniakiem". A załapanie się na stypendium lub nie to kwestia niemożliwa do przewidzenia - raz się uda, raz nie. To w dużej mierze kwestia szczęścia, nie da się tego przewidzieć. A od tego uzależnione jest teraz płacenie za drugi kierunek.
Ciekawostka: oglądałem w piątek najpopularniejsze programy informacyjne w Polsacie i TVN-ie. W żadnym z nich nie wspomniano o zmianach w szkolnictwie wyższym.
Jak gadam ze swoimi znajomymi-studentami, którzy w ogromnej większości są magisterskim motłochem sformatowanym przez tefałen (a przy okazji wyborcami peło), aż mi się rzygać chce, słysząc ich jęczenie o wolnym srynku, obciachowych moherach, urzędasach-komuchach i o tym, jak to ich państwo okrada.
Rząd Tuska po wygranych wyborach tej jesieni powinien wprowadzić odpłatność za wszystkie studia, zlikwidować stypendia socjalne i sprywatyzować akademiki - może wtedy ta dwumilionowa studencka hałastra przejrzałaby wreszcie na oczy i zaczęła myśleć i tak jak np. angielscy czy francuscy studenci wyszliby na ulice i poczęstowali tych sukinkotów z wiejskiej kostką brukową.
Bo jeśli głównym celem studiów w tym kraju ma być masowa produkcja widzów tefałenu i wyborców peło z trzema literkami przed nazwiskiem - to niech płacą.
Polska jest biednym krajem i nie stać jej na finansowanie podwójnego studiowania pojedynczego człowieka.
Jeżeli jest tyle materiału do nauki na pierwszych latach studiów, to jakim cudem studiują niektórzy po dwa kierunki?
Lepiej jest jedną rzecz robić dobrze niż dwie byle jak.
Poza tym dlaczego studiują po dwa kierunki? No bo mają nadzieję,że się potem lepiej urządzą, będą mieli większe szanse i większą kasę. Nic w tym złego nie byłoby, gdyby na ich prywatne większe szanse nie musiało łożyć całe społeczeństwo. Polski teraz na to nie stać.
Ludzi wybitnie zdolnych jest niewielu. I z reguły nie pchają się oni na studia, bo nie mają po co. Sami są w stanie nauczyć się i szybciej, i więcej. No bo co ma wyniknąć z tego, gdy geniusza usiłuje nauczać średnio zdolny, ale za to pracowity profesor?
No i jak to wygląda, gdy mądrzejszego ocenia głupszy wystawiając mu certyfikaty genialności?
"Ciekawostka: oglądałem w piątek najpopularniejsze programy informacyjne w Polsacie i TVN-ie. W żadnym z nich nie wspomniano o zmianach w szkolnictwie wyższym.
autor: Piotr Kuligowski"
To nie ciekawostka, to norma. Media zwykle przemilczają lub przynajmniej wyciszają najważniejsze - społeczne, gospodarcze czy prawne - informacje, a żyją takimi "hot newsami", jak (prawdziwe lub tylko pozorowane) napięcia pomiędzy Tuskiem, a Schetyną :'.
A co do reformy dot. płatności ze studia, to z punktu widzenia SLD - pewnie, że nie jest "nielewicowa / antylewicowa", bo nie uderza w interesy tzw. "lewicy" (czyli ich samych).
Polski być może nie stać na studentów dwóch kierunków, ale dla absolwentów jednego z propozycjami pracy też kiepsko. A jeśli jeszcze jesteś humanistą/-tką to jasne jest że jedną polonistyką, kulturoznawstwem etc. świata nie podbijesz. Czyli zamiast studiować 2 kierunki i mieć jakieś szanse na znalezienie pracy, która da mi i satysfakcję i pieniądze, powinnam od razu iść na politechnikę?
jaka była absencja gównojadów z SLD? Coś mi się zdaje, że gdyby wszyscy się stawili i zagłosowali przeciwko, to byłaby szansa na odrzucenie tego projektu. 202 było "za", a w parlamencie zasiada 460 posłów.
Swoją drogą brakuje mi teraz Kaczyńskiego. Gdyby nie zginął, na pewno by tej ustawy nie podpisał, a PO nie zdołałoby veta odrzucić.
Właśnie przymierzałem się do "komentarza", ale wszystko powiedzieli już bullshit.detector, Stirlitz i nana. Nic dodać, nic ująć - całkowita zgoda.
@ Kuligowski
Nie przesadzaj z tym "natłokiem materiału", bo odpowiedź na takie jęki jest prosta: skoro dla kogoś tego materiału jest za dużo, to może winien zastanowić się, co w ogóle na tych (czy każdych innych) studiach robi. Póki co na szczęście to nie studenci lub uczniowie decydują jeszcze o tych sprawach.
a mimo to studiujesz polonistykę, no to wynika z tego, że polonistykę studiujesz dla własnej przyjemności. Nawet jestem bardzo za, bo z językiem polskim kiepsko coraz bardziej. Nie zmienia to jednak faktu. Bardzo szkoda, że chwilowo nie jest tak jak kiedyś, że absolwent - czego by nie było - miał zagwarantowaną pracę już z mety i mógł niejako "odpracować Ojczyźnie" otrzymane od społeczeństwa wsparcie.
By tą mizerię polską zmienić nie pomoże intensywne studiowanie nawet dziesięciu kierunków, lecz ktoś musi wreszcie zacząć pracować na rzecz pomnożenia majątku narodowego, by na wszelkie studiowanie ludzi było stać. Najpierw trzeba wypracować bazę, by potem mieć się na czym oprzeć. Jest powszechnie wiadomo, że w Polsce ludzie nie studiują po to, by pracować dla naszego kraju, lecz po to, by ewentualnie za granicą mieć lesze karty w przetargu o pracę. Więc z takiego studiowania Polska nie ma nic oprócz kosztów. Studiowanie dwóch kierunków to koszty podwójne.
Kulturoznawstwo i polonistykę potraktowałabym jednak wyjątkowo. Bo to i prymitywu u nas coraz więcej i Język Ojczysty zanika. A Cepelię zlikwidowali! - zwykli administracyjni przestępcy!!!!
Ten "natłok materiału" kiedyś przynajmniej sensownie był rozłożony na pięcioletni tok studiów. Ale cóż, niestety wprowadzono licencjat, który w Polsce został praktycznie jednogłośnie zaaprobowany przez przedstawicieli środowisk naukowych i studenckich.
a może należałoby się zastanowić nad bardziej sensownym rozłożeniem materiału, żeby nie było tak, że przez 3 lata jest dużo nauki, a przez ostatnie 2 studenci się nudzą?
[mieć jakieś szanse na znalezienie pracy, która da mi i satysfakcję i pieniądze]
-----
I o to właśnie mniej więcej chodzi. Skoro studiujesz dla pieniędzy, to dlaczego ma ci to finansować społeczeństwo? Czy społeczeństwo finansuje komuś np. kurs prawa jazdy na tira? Jest to jakaś tam twoja inwestycja; a czy społeczeństwo pokrywa koszty inwestycji innym, np. sprzedawcy owoców, który zainwestował w towar? (ty pewnie z racji studiowania uważasz się za coś lepsze od owego sprzedawcy). Niestety, ale w OBECNYM SYSTEMIE nie ma żadnego uzasadnienia dla bezpłatnych studiów (bez względu czy to pierwszy, czy dziesiąty kierunek).
Bądźmy jednak szczerzy. "Natłok materiału" na studiach, dajmy na to humanistycznych, zmniejszył się, szczególnie lekceważąco traktuje się te przedmioty, które wymagają myślenia. Specjalnie zmniejsza się ilość godzin dla nauczania tych przedmiotów. Co śmieszniejsze, część kadry naukowej zdaje się popierać zachodzące zmiany w szkolnictwie wyższym, albo im po prostu biernie się przygląda. Nie wróży to dobrze szkolnictwu wyższemu, w szczególności temu państwowemu. Tym bardziej, że również studenci, tak jak opisał bullshit.detector, wszędzie doszukują się spisków socjalistów, komunistów, lewaków i "wszelkiego czerwonego zła". Doszukiwanie się tych spisków nie jest obce zwolennikom PO, PiS-u czy UPR-u. O eseldziarzach, czy są oni młodzi czy starzy, można powiedzieć tylko tyle, że są to uzurpatorzy i konformiści.
które już studiują dwa kierunki? Chyba nie będą musiały nagle zacząć płacić, skoro za darmo studiowały już rok czy dwa lata.
lex retro non agit. Nowe prawo będzie dotyczyło tylko tych, którzy dopiero po jego wprowadzeniu rozpoczną drugi kierunek.
Z niektórych komentarzy tutaj wnioskuję, że lewica po prostu obraża się na studentów, bo dominują wśród nich prorynkowe poglądy. To może w ogóle należałoby obrazić się na polskie społeczeństwo, któremu w większości lewicowe ideały zdają się nie być bliskie? Niech lewicowcy pozapisują się do UPR i WiP i pokażą Polakom, jak im się będzie żyło pod władaniem rynku!
Proponuję też zrezygnować ze szkolnictwa podstawowego i innego, tam też uczy się wiele osób o nielewicowych poglądach. W moim dawnym LO np. JKM miał drugi wynik w prawyborach (co prawda połowa wyborców nie wiedziała, na kogo głosuje, ale to nieważne).
Można też zrezygnować z emerytur, sądząc po tym, ile osób złorzeczy na ZUS, szpitali w sumie też się można pozbyć.
Przy czym nie chodzi mi o obrażanie się lewicy na nielewicowe (a nawet -ANTY-lewicowe społeczeństwo).
Szkopuł w tym, że to społeczeństwo od dwudziestu lat dostaje w dupę od różnych antykomunistycznych solidurni i nadal ich wybiera albo siedzi jak mysz pod miotłą. Natomiast kiedy mówisz ludziom po lewicowemu, to oni ci wyjeżdżają żeś komuch, a wolny srynek i matka boska to wszystko wyrychtują na cacy, jeśli tylko ten państwowy moloch przestanie przeszkadzać.
Mnie się wydaje, że takie podejście, świadczy o tym, że jednak Polacy jeszcze za mało w dupę dostali przez ostatnie dwie dekady. To niech mają Tuska, wolny rynek, prywatyzację, OFE, Kaczora, Smoleńsk, Rydzyka, a nawet Korwina - może jak ludziom zabiorą w tym kraju już ostatnią krztę godności, dopiero wtedy przejrzą na oczy, pierd***lną się głową w mur i wyślą całą tę neoliberalną i katolicką gadkę razem z jej apostołami tam, gdzie jej miejsce - na smietnik historii.
Dlatego kiedy czytam, że studenci zostali zrobieni w ciula przez partię, na którą głosowali (zapewne głosować będą nadal) - jakoś nie potrafię im współczuć.
Człowieka, który raz włożył rękę w ogień (wiedząc, że go sparzy) i jest gotów nadal ją tam wsadzać, trzeba leczyć. Nie wydaje mi się, żeby rolą jakiejkolwiek lewicy była terapia grupowa.
http://www.artykul2.pl/site/home/26/n.html
I chyba dobrze wnioskujesz. Polska studenteria to jedna z głównych podpór neoliberalnego reżimu. Tak było i jest od samego początku kontrrewolucji, do której to z kolei swoje dorzucili ich koledzy ze starszych roczników. Nie ma więc najmniejszego powodu, by lewica cackała się z nimi.
"Polska studenteria to jedna z głównych podpór neoliberalnego reżimu." - a czyja to wina, jak nie wasza, starszego pokolenia ludzi o lewicowych poglądach, którzy biernie przyglądali się, jak neoliberałowie indoktrynowali młodzież, która przecież nie urodziła się ze swoimi poglądami (chociaż, nawiasem mówiąc, geny jakiś wpływ na poglądy polityczne mają: http://vetulani.wordpress.com/2010/11/02/genetyka-a-poglady-polityczne/). I ta sytuacja wciąż trwa, bo nie widzę żadnej przeciwwagi dla zafascynowania młodych ludzi Januszem Korwin-Mikke. Kto próbuje im coś tłumaczyć, Ziętek?
Niech lewica obrazi się na studentów (bo są liberalni), pracowników i robotników (bo często są zbyt mało radykalni) oraz emerytów (bo są radiomaryjni). A potem niech jej przedstawiciele marudzą, że w Polsce panuje hegemonia prawicy.
Czas się wreszcie wyleczyć z dziecinnego przeświadczenia, że "im gorzej tym lepiej" i zacząć wspierać wszystkie reformy, korzystne dla ludu.
Jak widać, nawet wśród osób uważających się za "lewicowców" rozsiane przez liberałów zatrute ziarno "divide et impera", czyli nasyłanie poszczególnych "roszczeniowych" grup społecznych na siebie znajduje posłuch.
Jest to przykre, bo to lewica jest dla narodu, a nie naród dla lewicy. A jeśli komuś się naród nie podoba, to może, zamiast marudzić i popierać liberalne pomysły, niech poszuka sobie bardziej lewicowego?
Uwierz, że wielu sobie szuka. Wielu dawno już znalazło.
Nie stawiaj na równi studentów i robotników. Ci pierwsi nie tworzą żadnej warstwy czy grupy społecznej, są po prostu ludźmi czasowo pobierającymi naukę. Nic więcej. Równie dobrze można by w tym kontekście mówić np. albo o uczniach szkół średnich (jedyną różnicę stanowi tu formalna pełnoletność studentów, choć np. uczniowie starszych klas technikum też są pełnoletni), albo o dorosłych (rzeczywiście dorosłych) kształcących się na różnych kursach, szkołach bądź uczelniach wieczorowych i gdzie tam jeszcze. Nie widzę więc najmniejszego powodu dla jakiegoś specjalnego zabiegania o względy dzieci-studentów.
A w ogóle to skończmy z tym (w mym odczuciu głęboko burżuazyjnym) mitem studiów. Z pewnymi oczywistymi wyjątkami, jak np. medycyna, studia zasadniczo nie różnią się wiele od nauki w szkole średniej lub podstawowej. Zdecydowana większość podejmuje studia celem zdobycia "atrakcyjnej" pracy, uzyskiwania dobrych zarobków i tzw. pozycji społecznej. W OBECNYM SYSTEMIE jest to więc rodzaj indywidualnej inwestycji zainteresowanego i doprawdy nie widzę powodu, dla którego państwo, czyli niby my wszyscy, miałoby wspierać w tej inwestycji studenta kulturoznawstwa, tudzież innego tego typu badziewia, a nie np. kogoś z małego miasteczka, kto za własne, uciułane bądź pożyczone pieniądze, robi zawodowe prawo jazdy.
Nie wiem, w jaki sposób studia na kierunkach czysto hobbystycznych - jak większość kierunków humanistycznych - miałyby sprzyjać ułatwieniu znalezienia pracy i pięcia się po szczeblach kariery zawodowej.
Wiem natomiast, że społeczeństwo cierpi dziś na duży deficyt humanistyki.
A studia od choćby nauki w liceum różni przede wszystkim bardzo częsta konieczność zamieszkania poza domem. Znam mnóstwo osób, które nie byłyby do tego zdolne finansowo, gdyby nie stypendia socjalne.
"Nie wiem, w jaki sposób studia na kierunkach czysto hobbystycznych - jak większość kierunków humanistycznych - miałyby sprzyjać ułatwieniu znalezienia pracy..."
No właśnie - czy zgodziłbyś się więc, żeby społeczeństwo z podatków finansowało hobbystyczny kurs tatuażu, astrologii albo innej ikebany?
"Wiem natomiast, że społeczeństwo cierpi dziś na duży deficyt humanistyki."
Zgadzam się z tobą. Tyle że, z jednej strony w Polsce nauki humanistyczne są w fazie agonalnej (podobnie jak kultura), z drugiej mamy nadprodukcję (idącą w setki tysięcy) magistrów różnego sortu kulturoznawstwa, srarketingu i podpier***alania albo socjologii, których ocena rzeczywistości kształtowana jest przez tefałen, którzy absolutnie nie potrafią (nie chcą?) wykorzystać zdobytej na studiach wiedzy (marnej, bo marnej) do określenia swojej pozycji w społeczeństwie, artykulacji interesów, oceny zjawisk.
Nie wiem, może ty masz szczęście spotykać tylko naprawdę bystrych, zaradnych i uczciwych studentów - gratuluję.
Ja niestety tego szczęścia nie mam i spotykam najczęściej magistrów socjologii czy politologii, którzy w swoim życiu kierują się wiedzą na-chłopski-rozum, różnymi urban legends, tym co mama z tata powiedzieli, szkłem kontaktowym, demotywatorami, a w najlepszym wypadku - rubryką Wojewódzkiego w Polityce.
Zgadzam się więc z Burym - studenci w Polsce nie są żadną bazą dla lewicy. Nawet potencjalną. Niestety.
Kwestię tę dałoby się rozwiązać poprzez budowę infrastruktury komunikacyjnej (kolejowej). Rzut oka na mapę rozmieszczenia uczelni wystarczy by stwierdzić, że w wielu, albo nawet większości przypadków, możliwe byłoby codzienne dojeżdżanie. Czy zamiast mieszkać w akademiku bądź wynajmować "stancję" u jakiejś sklerotycznej babki (tym samym często np. spłacać kredyty jej wnuków), nie wolałbyś po skończonych zajęciach przejść Świętym Marcinem na dworzec, wsiąść w wygodny i szybki stadtbahn czy regionalbahn i po 30 min. być w Żninie lub innym Bongrowcu - w swym własnym mieszkaniu, z podstawionym przez mamusię ciepłym jedzonkiem? Przy nowoczesnej, tj. po prostu normalnie rozwiniętej komunikacji publicznej, jest to całkowicie wykonalne jeśli nie w każdym, to jak mówię w wielu przypadkach. No, chyba że ktoś studiuje także lub wyłącznie dla prowadzenia tzw. studenckiego życia (imprezki, piwko, tanie wino, prostackie uciechy). Albo mając fiksum-dyrdum we łbie i mieszkając np. w Kraśniku wybiera się na studia nie do Lublina, lecz do Krakowa lub innego Wrocławia, bo gdzieś usłyszał, że tam jest "wyższy poziom" (nawet jeśli - jakby mogło to dotyczyć zwykłego studiowania).
Która grupa społeczna w Polsce popiera dzisiaj masowo lewicę?
Naprawdę zaskakują mnie głosy, że jeśli studenci będą płacić, to automatycznie poziom ich wiedzy i przydatności dla społeczeństwa będzie wyższy. To jest typowo prawicowa argumentacja. Problem tkwi raczej w jakości kształcenia - odpłatność za nie może jedynie odciąć możliwość nauki tym, których nie będzie stać.
Skoro studenci nie są "nawet potencjalną" bazą dla lewicy, to dlaczego władze miast, na terenie których znajdują się ośrodki akademickie, budują - wzorem gen. Franco, który obawiał się rozruchów zrewoltowanej studenterii - campusy z dala od centrum?
Nie ma lewicy ani prawicy. Są (prawie) tylko aparatczycy wykonujący odgórne zlecenia.
"Która grupa społeczna w Polsce popiera dzisiaj masowo lewicę?"
Masowo - żadna.
Lewica ma poparcie (moim zdaniem) wśród większej części zdeklarowanych antyklerykałów, części ateistów, części miłośników multikulti, części członków OPZZ, części dawnych członków PZPR, części emerytów dobrze wspominających PRL, części zwolenników in vitro, prawa do aborcji/eutanazji, części środowisk eko-wege i LGBT, części przeintelektualizowanych artychów/doktorantów/ludzi z nadmiarem wolnego czasu... lista nie jest zamknięta.
Co chcę powiedzieć to to, że poparcie dla lewicowych postulatów wśród różnych grup (z zaznaczeniem, że spoiwem tych grup najczęściej jest lajfstajl, a nie kondycja socjo-ekonomiczna) jest czysto przygodne.
Zakładając, że SLD et consortes nie są lewicą (większość piszących na lewica.pl tak uważa) - w Polsce żadnej lewicy nie ma (nie licząc jakichś pojedynczych zapaleńców, społeczników albo fanatyków), tak więc masowego poparcia też nie będzie. A jeśli lewicy w tym kraju nie ma i na dodatek żadna nie powstaje (poprawcie, jeśli się mylę) - znaczy, że Polakom lewica obecnie nie jest potrzebna.
Tak samo ze studentami - jeśli peło kantuje ich na każdym kroku, a ci nadal na peło głosują - nie widzę powodu, żeby ronić nad ich losem łzy.
"... zaskakują mnie głosy, że jeśli studenci będą płacić, to automatycznie poziom ich wiedzy i przydatności dla społeczeństwa będzie wyższy."
Chyba nikt nic takiego tutaj nie napisał.
Chodzi o to, że w obecnej sytuacji (kiedy studenci to wyjątkowo konformistyczna i antyspołeczna grupa, nie wytwarzająca dosłownie niczego, a wykorzystująca w pełni korzyści płynące z obciążeń podatkowych UBOGIEGO społeczeństwa) współ-płacenie za drugi kierunek studiów jest rozwiązaniem całkiem sensownym i sprawiedliwym, zwłaszcza że wyeliminuje studentów hobbystycznych.
"Problem tkwi raczej w jakości kształcenia... "
Miedzy innymi w tym - poza tym zgoda.
"... odpłatność za nie może jedynie odciąć możliwość nauki tym, których nie będzie stać."
Nie.
Współpłacenie za drugi kierunek odetnie możliwość wszystkim tym, którzy robili to ot tak, dla hecy.
Przecież napisane jest, że będzie weryfikacja i "jeżeli osiągnie średnią (...) to możliwe będzie kontynuowanie edukacji bez bezpośredniego ponoszenia jej kosztów."
"dlaczego władze miast, na terenie których znajdują się ośrodki akademickie, budują (...) campusy z dala od centrum?"
Eeee - bo tańsze grunty, bo więcej miejsca, bo tereny w centrach można opchnąć za grubą kasiorę jakiemuś debiloperowi albo innej manufakturze, bo studenci nie są priorytetem w polityce miast uniwersyteckich, bo w centrum robią bałagan (nie koniecznie robiąc rewolucję, ale np. rzygając i szczając w bramach), bo koszty transportu (które ponoszą) zasilają kasę MPK, bo na obrzeżach znajdują się różne koszary i inne budynki zdatne do zaadaptowania, bo stali mieszkańcy (ergo wyborcy) chcą mieć spokój pod oknem, a nie akademik... any other clue?
Tak, ale ilość nie przechodzi w jakość. Gros z tych obecnych humanistów zostało nimi tylko dlatego, że nie było w stanie pojąć matematyki. Za sprawą niektórych takich chómanistuf, z którymi miałem nieprzyjemność mieć do czynienia, przestałem się burzyć słysząc, że humanista i dureń to dziś często synonimy.
Chyba ktoś tutaj nigdy akademika na oczy nie widział i opiera się na ex definitione uproszczonych, czyli prostackich, stereotypach.
Zabawne jest twierdzenie, że rozwój ośrodków akademickich nie jest priorytetem dla lokalnych władz, podczas gdy nawet miasta średniej wielkości (jak np. Kalisz czy Gniezno) usilnie dążyły do tego, by powstała u nich filia uniwersytetu. Władze tych miast słusznie rozumowały, że studenci wnoszą ożywczy powiew w miejscowe zaścianki. I wcale nie jest to tylko i wyłącznie powiew piwno-wódkowych oparów.
Podejrzewam, że przy takiej postawie lewicy odpłatność za drugi kierunek (nawet jeśli obecnie tylko częściowa) jest jedynie wstępem do bardziej jawnego zamachu liberałów na darmową edukację w Polsce.
Rozmawiałem jednak ze znajomym studentem prawa (nie wyglądał bynajmniej na skacowanego ani tym bardziej pijanego) i jego zdaniem przegłosowane przez Sejm zmiany prawne są niezgodne z Konstytucją i Trybunał mógłby je (choćby na podstawie zapisu o darmowej edukacji) odrzucić... gdyby był apolityczny.
Czy ktoś podjął się tu charakterystyki akademika? W każdym razie ja - w odpowiedzi na twą konieczność mieszkania poza domem - zapytałem, czy zamiast zamieszkiwania w akademiku lub na prywatnej "stancji" nie byłoby lepiej dojeżdżać, co przy właściwie rozwiniętej kolejowej komunikacji publicznej możliwe byłoby, jak sądzę, nawet w promieniu do jakichś 150-200 km.
Co do filii: tak, to dobre posunięcie, z tym że nie z powodu żadnego tam "ożywiania zaścianków", lecz m.in. deaglomeryzacji dużych ośrodków i tym samym ułatwień dla młodzieży z tych mniejszych. Czyniono tak w PRL. W niektórych miastach stricte przemysłowych istniały wtedy filie politechnik, np. kielecko-radomska miała taką w Skarżysku-Kam.
"Dobre rozwinięta komunikacja" w Polsce to myślenie życzeniowe. Można by rozważyć tę opcję, gdyby takowa była. Póki co od 23 lat nie powstała żadna nowa linia kolejowa, a już istniejące się systematycznie likwiduje. Studenci zaś nie są bytem abstrakcyjnym - muszą gdzieś mieszkać i jakoś funkcjonować tu i teraz. A PKS-y są drogie, awaryjne i często równie spóźnialskie, jak kolej.
Trzymajmy się faktów.
To "ułatwienie dla młodzieży" z mniejszych miejscowości w postaci filii uniwersyteckich sprowadza się do tego, że pobiera ona edukację na poziomie sporo niższym, niż koleżanki i koledzy z większych miast.
Ale w "peereli" były wszystko złe...
Albo Wrocławska w Jeleniej Górze i Wałbrzychu.
Kuligowski pisze:
"Zabawne jest twierdzenie, że rozwój ośrodków akademickich nie jest priorytetem dla lokalnych władz, podczas gdy nawet miasta średniej wielkości... "
Czytanie ze zrozumieniem się kłania.
Dziwisz się: "dlaczego władze miast, na terenie których znajdują się ośrodki akademickie, budują (...) campusy z dala od centrum?".
To proponuję ci między innymi taką odpowiedź: "bo studenci nie są priorytetem w polityce miast uniwersyteckich".
Odpowiedź, jak widzisz, odnosi się do MIAST UNIWERSYTECKICH, a nie miast ŚREDNIEJ wielkości (które zazwyczaj nie mają żadnej uczelni na swoim terenie), dla których posiadanie filii uniwerku jest odskocznią od bycia zadupiem, z którego wyjeżdżają bez mała wszyscy młodzi ludzie.
Poza tym, nawet jeśli już w Kaliszu czy innych Szamotułach powstanie filia uniwerku, to nie pójdzie za tym decyzja o budowie campusu, bo to bez sensu (w końcu wydziały zamiejscowe są robione m.in. po to, żeby dzieciaki niepotrzebnie nie dojeżdżały każdego dnia tych 120km do Łodzi), co najwyżej zaadaptują jakiś budynek na akademik.
"... jest jedynie wstępem do bardziej jawnego zamachu liberałów na darmową edukację w Polsce."
Widzisz, ja jestem za tym, żeby nauka na uczelniach wyższych była bezpłatna (z tym, że nie uważam częściowej odpłatności za drugi i kolejny kierunek - szczególnie w obecnych warunkach - za jakiś zamach na edukację i studencki pęd ku wiedzy; to jest pomysł do przedyskutowania). W końcu utożsamiam się z lewicą.
Jednak jeśli wolą m.in. studentów "liberałowie" przedłużą swoje panowanie w kraju Polan, po czym wprowadzą odpłatność za wszystkie studia i np. sprywatyzują akademiki, a zmiany te studenci przyjmą tak, jak przyjmują wszystkie decyzje peło (czyli "mamy to w dupie") - nie będę płakał, bo sami będą sobie winni.
Chyba nie uważasz, P. Kuligowski, że bezpiecznymi są warunki przejazdu w busach? Są one wręcz często skandaliczne, co niestety nikogo w zasadzie nie oburza. Każdy się do nich "przyzwyczaja".
Swoją drogą, jeśli już jesteśmy przy temacie środków lokomocji, którymi poruszają się studenci, to niestety nie przypominam sobie protestów studentów, ich przedstawicieli w samorządach studenckich, przeciwko zmniejszeniu ulg na bilety PKP dla studentów. Składanie "próśb" na ręce prezydenta Komorowskiego o przywrócenie tych ulg na te przejazdy jest rozbrajająco naiwne. Niech nam "Pan" z łaski swojej przywróci ulgi. Prosimy Cię o to "Panie, zmiłuj się nad nami.
Albo uważamy, że studia na publicznych uczelniach powinny być bezpłatne i trzymamy się tej zasady, albo uznajemy, że nie ma podstaw, by studia były bezpłatne (niektórzy zdają się tu przyjmować ten drugi punkt widzenia) i wszyscy płacą. W płaceniu za drugi kierunek logiki nie ma żadnej. Jeśli uważa, że kryterium średniej jest dobrym rozwiązaniem, to dlaczego miałoby ono obowiązywać tylko dwukierunkowców, a nie również studentów z jednym kierunkiem (którzy przecież nieraz przechodzą z roku na rok z samymi trójami)?
Nie róbmy też ze studentów monolitu politycznego. Nie wszyscy popierają PO.
W normalnym państwie, w którym wszyscy obywatele zrzucają się na edukację niewielu, którzy to z kolei - dzięki kompetencjom zdobytym w czasie studiów, spłacają "kredyt", który udzieliło im całe społeczeństwo, poprzez płacenie wyższych podatków od wyższych zarobków, ale również poprzez występowanie w obronie pewnych wartości (takich jak spójność społeczna, powszechna i bezpłatna opieka medyczna i edukacja, kultura i dostęp do niej etc...) - studia na publicznych uczelniach powinny być w pełni bezpłatne.
W normalnym państwie absolwenci nie zasilają rzeszy bezrobotnych, nie wiążą też swojego życia z pracą barmana w Londynie.
W normalnym państwie nie produkuje się kilkuset tysięcy magistrów zarządzania i marketingu.
W normalnym państwie nie pompuje się grubych milionów w prywatne interesy byłych rektorów.
W normalnym państwie studenci są zainteresowani swoją sytuacją i, kiedy politycy chcą ograniczyć ich prawa, masowo protestują, rzucają kostką brukową w rządowe limuzyny.
W normalnym państwie...
Polska nie jest normalnym państwem, dlatego uważam, że współpłacenie za drugi i kolejny kierunek jest jakimś pomysłem na normalizację sytuacji w szkolnictwie wyższym - pomysłem do przedyskutowania.
Tak samo uważam, że pomysłem na normalizację jest ograniczenie miejsc na studiach zaocznych/wieczorowych, punkty za pochodzenie przy naborze na studia dla młodzieży wiejskiej i z małych miast, bezpłatne akademiki dla dzieci z rodzin najuboższych, zaprzestanie finansowania z budżetu uczelni prywatnych, większe nakłady na kierunki politechniczne.
Jeśli zaś chodzi o jednokierunkowców ledwo przechodzących z roku na rok, no cóż... głupich nie sieją.
Jeśli ktoś sobie w danej dziedzinie nie radzi, powinien pomyśleć o innym zajęciu. Jeśli jednak sprawia mu frajdę marnowanie szansy, którą dało mu społeczeństwo finansując jego studia - ocena takiego delikwenta nie podlega chyba dyskusji.
Ja np. jestem studentem I roku administracji i do tego głosowania byłem mimo wszystko zwolennikiem SLD.
Przecież $LD wstrzymało się od głosu!!
Przyłożyło więc swoją łapkę do tego sukcesu- liberałów i POrąbańców.
Po lekturze stenogramów z obrad Sejmu (podczas II i III czytania projektu) z przykrością stwierdzam, że tylko posłowie PiS wielokrotnie podnosili kwestię odpłatności za drugi kierunek, poza tym jeszcze PJN odwołało się do niej w oświadczeniu swojego klubu. SLD zupełnie to pominął. SdPl, SD i niezrzeszeni w ogóle się nie wypowiadali.
To jest żaden problem. Państwowe uczelnie, państwowa kolej - państwo daje studentom darmowy bilet na odcinku między domem a szkołą. Tym sposobem jednocześnie ukróca się niczym nie usprawiedliwione zarabianie na wynajmie "stancji". (W ogóle wiele bolączek dałoby się wyeliminować albo przynajmniej zminimalizować, gdyby istniała nowoczesna infrastruktura komunikacyjna, za czele oczywiście z państwową koleją).
Czyli cały czas obracamy się w sferze "gdybania", a nie rozwiązań na tu i teraz. Gdyby ta infrastruktura już istniała, to pomysł można by rozważyć - choć osobiście nie wyobrażam sobie przemierzania ponad 1000 km tygodniowo.
Widno masz małą wyobraźnię. Z Radomia (a nawet zza Radomia) dojeżdża codziennie do pracy tysiące osób. Setka w jedną i setka z powrotem, razem 200 km dziennie. Tygodniowo daje to akurat 1000 km. Skoro mogą pracownicy, to chyba tym bardziej studenci?
"Skoro mogą pracownicy, to chyba tym bardziej studenci?"
No ale wtedy mniej czasu na tę... co studenci robią?
A, na naukę! :D
Nie wspominając o seksie, imprezach, komixach i demotywatorach.
A może napychanie kabzy tym złodziejom wynajmującym pokój za 600 zł + opłaty jest taka formą studenckiej filantropii?
Zresztą cała ta dyskusja o krzywdzie studentów jest raczej bezcelowa, skoro:
"Reformę szkolnictwa wyższego poparła także Krajowa Reprezentacja Doktorantów."
"Nowelizacje dotyczące szkolnictwa wyższego mają także poparcie Parlamentu Studentów RP, będącego ogólnokrajowym przedstawicielstwem wszystkich samorządów studenckich w Polsce."
"Parlament Studentów RP nie sprzeciwia się także wprowadzeniu odpłatności za drugi kierunek studiów."
Nie ma to jak przedstawić sprawę w korzystnym świetle:
http://www.sld.org.pl/aktualnosci/p-r-m-a-6754/blogosfera.htm
Ale wciąż jest to zdecydowanie uczciwsze niż pogrubiony podtytuł na stronie MNiSW:
"Lepszy dostęp do bezpłatnych studiów"
Reasumując: gdyby studenci żyli w ascezie i mieli lewicowe poglądy, to byliby fajni, a w przeciwnym wypadku są to tylko roszczeniowe nieroby ze skłonnościami do alkoholu.
Gratuluję!
Trochę przesadzasz, a ja przecież (po części) żartuję sobie w poprzednim poście.
Chociaż z drugiej strony - gdyby kulczyki i gudzowaci żyli skromniej i mieli lewicowe poglądy, byliby fajni, a w przeciwnym wypadku są to tylko kapitalistyczne świnie również ze skłonnością do alkoholu.
No niestety - czy polska studenteria en masse dała przez ostatnie dwie dekady, nie tylko lewicy, ale całemu społeczeństwu jakieś powody, żeby własnie ich w szczególny sposób bronić?
Pokaż mi te organizacje studenckie gotowe występować w obronie praw pracowniczych, lokatorskich, reprodukcyjnych, w obronie świeckości państwa, jakieś zrzeszenia absolwentów ekonomii promujących np. wysoką progresję podatkową albo przyszłych nauczycieli gotowych udzielać bezpłatnych korepetycji dzieciakom z najuboższych rodzin.
W zasadzie ja nawet tego od studentów nie oczekuję, niech już poświęcają swój czas na zakuwanie, imprezy, co tam lubią - ale w sytuacji, kiedy rząd rąbie ich w dupę bez KY, niech nie siedzę jak te barany, tylko wyjdą na ulicę i zrobią przynajmniej jedną porządną, liczną manifestację.
Niestety - nawet na to ich nie stać.
Bez przesady. Tę godzinkę jazdy mogliby poświęcić np. na krótki odpoczynek, drzemkę, posiłek, lekturę, tym bardziej że studia humanistyczne nie polegają w zasadzie na niczym innym poza czytaniem, czytaniem, czytaniem. W każdym razie dla człowieka niepozbawionego godności ludzkiej lepsze to niż uiszczanie po prostu niemoralnych opłat za prywatny wynajem tych tzw. stancji (już sama tego typu burżuazyjna terminologia wywraca mi wnętrzności).
W godzinę z wydziału do domu? Czym? Chyba helikopterem!
"W każdym razie dla człowieka niepozbawionego godności ludzkiej lepsze to niż uiszczanie po prostu niemoralnych opłat za prywatny wynajem tych tzw. stancji (już sama tego typu burżuazyjna terminologia wywraca mi wnętrzności)."
Tak podobnie mi się pomyslało odnosnie opłat. A ta stancja też mnie denerwuje jakoś.
Spokojnie. Jasne przecież, że chodzi o sam przejazd. Poza tym, czy przemieszczanie się z - jak to nazwałeś - wydziału do akademika lub na prywatną stancję nie zabiera czasu? Zresztą jest to zupełnie bezsensowna dyskusja, podałem tylko taką możliwość w odpowiedzi na twój post, nie ma powodu tego drążyć, a zwłaszcza zagłębiać się w szczegóły czysto techniczne. Tak czy owak, gdybym ja musiał wybierać, to wolałbym dojeżdżać prawdopodobnie nawet przy obecnej, mizerniej i niedorozwiniętej komunikacji, niż ot tak sobie, luźną ręką wyrzucać co miesiąc 1000 zł (albo i więcej) bogacąc tym samym jakąś drobnomieszczańską gnidę.
EOT (w wątku komunikacyjnym oczywiście).
PS.
Córka jednego z moich sąsiadów studiuje 20 km od domu, w Kielcach. Busy kursują co jakieś 20-30 min, w niektórych porach częściej. Bilet 3 zł, dla studentów zniżki, a także karty miesięczne. Pannica niestety wmówiła głupim, choć dość zamożnym starym, że trzeba wynająć "stancję". Ciekawe, po co?
a może sami chcieli się jej pozbyć ^___^ (wiadomo po co)
Jak dla mnie najlepsza opcja dla studenta spoza dużego miasta to tani akademik, położony możliwie blisko wydziału, biblioteki i jakiejś niedrogiej stołówki.
Niestety, w samym tylko Poznaniu brakuje bodajże pięciuset miejsc w akademikach.
[Tak samo uważam, że pomysłem na normalizację jest ograniczenie miejsc na studiach zaocznych/wieczorowych]
Jakim prawem chcesz ograniczać miejsca na płatnych studiach tym co chcą pracować i jednocześnie się rozwijać?
[punkty za pochodzenie przy naborze na studia dla młodzieży wiejskiej i z małych miast]
Czemu chcesz dyskryminować kogoś za to że się urodził blisko uczelni? Jak się na nią nie dostanie bo zajmą ją ludzie ze wsi dojeżdżający kilkadziesiąt kilometrów, to będzie musiał jeździć kilkaset kilometrów do innego dużego miasta by tam studiować, bo może tam dostanie punkty za to że daleko mieszka.
[zaprzestanie finansowania z budżetu uczelni prywatnych]
Kilkadziesiąt tysięcy zł rocznie i tak nie robi im żadnej różnicy. A biorąc pod uwagę ile państwo co roku marnuje na przywileje dla grup roszczeniowych to w ogolę nie ma o czym gadać. Już pewnie sami urzędnicy państwowi którzy odpowiadają za odebranie tych pieniędzy ludziom pracującym i przekazanie ich uczelnią więcej pochłaniają. Więc dla oszczędności można z tym skończyć i wywalić tylu urzędników ile się da.
[większe nakłady na kierunki politechniczne.]
Ale do tego trzeba uciąć dostęp do darmowych studiów politologom, socjologom, filozofom, marketingowcom itp., niech płacą jak chcą studiować w fabrykach dla bezrobotnych, będzie więcej kasy dla politechnik. Prawników na darmowych studiach też bym wywalił, niech płacą za to że chcą być burżujami. Chyba że by zliberalizować rynek usług prawniczych, byłaby większa konkurencja i nie można by było żądać za usługi prawnicze tak wysokich kwot, co jest spowodowane państwowymi regulacjami i ograniczaniem wolnościowej konkurencji.
Zgoda z ostatnią partią twego postu. Obawiam się jednak, że to tylko pobożne życzenia. Nawet gdyby rozwalono korporacje prawnicze (z którymi jak wiesz walczył Zbigniew Ziobro), to polscy prawnicy pewnie zawarliby jakieś nieformalne porozumienie odnośnie cen za swe usługi. Jedna burżuazyjna hiena żądałaby 100 zł, inna 90, a jeszcze inna 110. Taka to byłaby ta konkurencja. I w sumie nic dziwnego, najlepiej bowiem pracować "socjalistycznie" a zarabiać kapitalistycznie.
Btw. Nie przesadzaj tak z tym Poznaniem. To nie międzywojnie, kiedy w kraju, na dodatek rozleglejszym obszarowo niż dziś, istniało ledwie parę ośrodków akademickich (WA, KR, LW, WI, PO). W okresie Polski Ludowej powstało kilkanaście dalszych (np. Białystok, Bydgoszcz, Częstochowa, Kielce, Opole, Rzeszów, Zielona Góra). "Rangi" pewnie nie tej, co Warszawa lub Kraków, lecz także liczących się i swym oddziaływaniem wychodzących poza granice regionu, w którym je umiejscowiono (nie studiowałem w Kielcach, ale z tego co wiem studiują tam osoby nawet z tak stosunkowo odległych miejsc, jak z jednej strony Zamość, z drugiej zaś Kalisz). Zresztą dla zwykłego, przeciętnego studenta, a takich jest 99%, ranga nie ma żadnego znaczenia poza podbudowywaniem sobie swego zakompleksionego Ja. Trzeba tu oddać też sprawiedliwość III RP, w której powstało kilkadziesiąt albo i więcej uczelni; fakt że prywatnych i z reguły rzeczywiście byle jakich, ale po pierwsze - lepsze takie niż wcale, po drugie - jak ktoś chce się uczyć, to będzie to czynił na każdej uczelni (a nawet i poza nią).