Sprzeczne informacje napływały wczoraj z Placu Tahrir.
"Nasz Dziennik" odnotował sny o potędze:
"Tysiące uczestników niedawnych protestów antyprezydenckich w Egipcie wróciło wczoraj na kairski plac Tahrir po tym, jak rano wojsko usunęło kilkudziesięciu zebranych tam demonstrantów. Agencja Reutera napisała, że w centrum stolicy zebrało się około 250 tys. osób. Przywódcy ruchu prodemokratycznego ostrzegli, że obywatele znów zaczną demonstrować, jeśli ich żądania radykalnych przemian nie zostaną spełnione. Zapowiedzieli także na piątek wielki 'marsz zwycięstwa', który ma uczcić rewolucję oraz przypomnieć sprawującemu władzę wojsku o potędze ulicy".
W bezpośredniej relacji przeziębionego korespondenta Polskiego Radia wyglądało to trochę inaczej. Te tysiące wiwatowały z okazji zwycięstwa, zaś usunięci przez żandarmerię demonstranci przechadzali się małymi grupkami, udając przechodniów. Bez przeszkód demonstrowali natomiast policjanci i... egipscy archeolodzy, podobnie zresztą jak taksówkarze. Ci ostatni protest swój zorganizowali w bocznych uliczkach.
Wszystkie agencje potwierdzają, że na ulicach Kairu pojawiło się wczoraj tysiące osób po tym, jak zebranych rano na placu Tahrir kilkudziesięciu demonstrantów otoczyło żołnierze, nakazując im rozejście się pod groźbą aresztowania.
"- Dostaliśmy pół godziny, jesteśmy otoczeni przez żandarmerię. Nie wiemy, co robić - podkreślał w rozmowie z Agencją Reutera jeden z protestujących. I kiedy wydawało się, że plac znajduje się pod pełną kontrolą wojskowych, nagle jego środkiem przemaszerowało kilkuset ubranych w mundury i po cywilnemu policjantów, którzy zademonstrowali solidarność z narodem. Zapewniali również przestraszonych przechodniów, że ich intencją jest 'oddanie czci męczennikom tej rewolucji'".
Pod wieczór tłum zgęstniał, by rozejść się na noc.
Takie obrazki robią wrażenie. Najwyraźniej to teraz policja uwiarygadnia się. Funkcje policji przejęła wojskowa żandarmeria.
Demonstracje spotkały się jednak z natychmiastową reakcją propagandową. W TV Najwyższa Rada Wojskowa Egiptu wezwała obywateli do "solidarności narodowej". Jej przedstawiciele zwrócili się także do pracowników, by pomogli w uzdrawianiu gospodarki, i skrytykowali strajki płacowe, podejmowane przez liczne grupy pracownicze, które ośmieliły niedawne antyprezydenckie demonstracje. W odczytanym wczoraj w państwowej telewizji "komunikacie nr 5" rzecznik armii powiedział, że "szlachetni Egipcjanie widzą, iż te strajki, w tym wrażliwym okresie, prowadzą do negatywnych rezultatów", szkodzą bezpieczeństwu i gospodarce.
Dotychczas nie potwierdziły się rozpowszechniane od kilku dni wieści o wprowadzeniu przez Najwyższą Radę Wojskową Egiptu zakazu strajków i manifestacji.
Przy okazji warto załatwić jeszcze jedną sprawę. Przepychanki w sprawie "rewolucji egipskiej", których przykładem mogą być nasze dyskusje z posttrockistami na lewica.pl, czy na tym portalu, widoczne były również podczas II Kongresu francuskiej Nowej Partii Antykapitalistycznej (11-13 lutego br.).
Prezentująca stanowisko większościowej tendencji działaczka NPA zarzuciła drugiej co do wielkości tendencji nie tylko "szerzenie defetyzmu" w sprawie "rewolucji egipskiej"(zarzut taki na lewica.pl ogrywa bez powodzenia Paweł Michał Bartolik), ale również "hurrarewolucjonizm" i "sekciarstwo".
Nie wiemy jeszcze czy kierownictwo NPA zamierza śladem PMB określić swoich towarzyszy partyjnych mianem kontrrewolucjonistów. Wiadomo jednak, że na II Kongresie NPA nastąpił kolejny "upust krwi" - z partii i z kierownictwa wystąpili przedstawiciele trzeciej co do wielkości tendencji, którą notabene wiele punktów programowych łączy z pierwszą,
W konsekwencji wzmocniła się ta druga, popierana zresztą przez najmniejszą (czwartą) oraz zapewne przez byłą mniejszość Lutte Ouvriere, która przed II Kongresem złożyła akces do NPA.