A moi rodzice pomstowali na Olina i Rywina. Pawlik Morozow
...czy przypadkiem Pani Profesor w 68' nie postulowała wyjazdu polskich/żydowskich profesorów do Syjamu? Ciekawe, może dałoby się to jakoś sprawdzić.
A jeżeli nawet to co ?
Jeśli Ci polsko/żydowscy profesorowie po przyjeździe do Palestyny postulowali wyrzucanie Palestyńczyków z domów to dziś przez swoich wnuków są uznawani za bohaterskich budowniczych Izraela.
to mi przypomina (słynnego już wszędzie) profesora rybę z Łodzi, który oblewając studentkę w zaawanwsowanej ciąży rzekł: Jakby pani tak często rozkładała książkę jak nogi, to by pani zdała. Dziewczyna poszła poskarżyć się do dziekana i usłyszała: no ale po co pani to dziecko teraz, na pierwszym roku, zdolna, ładna, i dziecko?
Widzę odmienność tych sytuacji, ale widzę też kompletną bezradność studenta/-tki na to, że nie może liczyć na szacunek i poważne traktowanie.
pani profesorka kulturoznawczyni powinna napisać 100 razy: "nie będę przedłużać zajęć, ty żydówo"... po hebrajsku, rzecz jasna.
.
Serio pytam.
Pani profesor jest z pewnością "Bojowniczką Legionu Syjonu" i w 1968 roku, prowokowała polską inteligencję wyznania mojżeszowego do emigracji do Izraela.
Podobnie jak inni bojownicy LS urządzali w podobnym celu prowokacyjne pogromy niemieckiej inteligencji wyznania mojżeszowego w latach 30' (Ognisty słup - żydzi niemieccy, film dok. izraelski).
Tylko prawo bolszewickie uznawało pojęcie "żyd" za obraźliwe dla narodu jewrejskiego. Użycie tego słowa podlegało restrykcjom karnym, egzekwowanym przez NKWD wieloletnim pobytem w "pensjonacie" GUŁAG.
Czyżby w Polsce nawet na KUL obowiązywały jeszcze obyczaje bolszewickiego NKWD?
PS W Polsce do września 1939 roku nie istniał żaden spis narodowościowy a jedynie wyznaniowy!
Jak donosi "Gazeta Wyborcza"...
Czyli, jak rozumiem, nie ma żadnych świadków na to, że słowa będące podstawą oskarżenia padły? Gdyby jedna pani drugiej pani powiedziała "ty narządzie płciowy" to świadkowie byliby konieczni, ponieważ użyła wyrażenia "etnicznego" należy dać bezwzględnie wiarę skarżącej - o to chodzi?
Do tej pory mierzyłem Poprawność Polityczną w michnikach. Teraz zaczynam ją mierzyć marioskórach, a ściślej w mikromarioskórach i minimarioskórach. Osiągnięcie pełnego marioskóra uważam za nierealne.
jednak dowodzi, iż profesor chciał przepuścić jakoś tą dziewczynę, ale nie mógł, bo ona nic nie umiała. Apelował przy tym - co prawda późno, ale skąd miał wiedzieć, że ona zajdzie i będzie w ciąży? - do jej rozsądku mówiąc o niej, że jest ładna i zdolna. Gdyby to powiedział tonem lekko ojcowskim, to nawet można by sądzić, że jest mu jej żal. A poza tym to skąd znane jest to szerzej, że taka sytuacja miała miejsce i że padły dokładnie te słowa? Czy są jakieś nagrania? Świadkowie? Studenci chętnie ubarwiają swoje egzaminacyjne przeżycia. Mam nadzieję, że ta dziewczyna urodziła zdrowe, śliczne dziecko i macierzyństwo dało jej więcej niż najlepsze nawet studia.
Z powodu takich "pilnych studentek" miałam ogromne kłopoty, także zawodowe. To zwykłe donosicielki, wścibiające nosy w nie swoje sprawy. Obrażona pani od hebrajskiego nie wydaje się przecież osobą, która musi uzyskać wsparcie, by dojść swoich praw. Nasz pan od PO (przysposobienie obronne) powiedziałby o nich, że to nadgorliwe cipcie. I gdzie tu byłaby ich obraza?
Na jej miejscu też bym nie poszedł na skargę, bo to po pierwsze donosicielstwo, a to jest złe, po drugie i tak to nic nie da, bo ten dziekan to z pewnoscią jego kolega i nie pozwoli mu nic zrobić.
Ale jakoś zadbałbym, żeby ten skończony skurwiel miliard razy się zastanowił zanim następnym razem zacznie upokarzać kogoś słabszego (i w jego chorym mózgu "mniej ważnego").
oczywiście że nie może liczyć na szacunek i poważanie.
W całej Polsce, na wszystkich uczelniach tych studentów traktują jak ostatnich śmieci (co mnie najbardziej zadziwia, że w większości sami studenci uważają, że to normalne, to chyba od tych prawicowych poglądów które ma większość z nich).
Mnie nic szczególnie złego nie spotkało, ale to co się słyszało czy widziało sprawiało, że nienawidziłem tego miejsca (w ogóle szkoły nie znosiłem, nie dlatego że nie chciało mi się uczyć, bo akurat chciało).
Skoro już o tym mowa, to co tu w ogóle przeżywać? Zawsze zastanawiało mnie takie podejście do egzaminów. Stres, trema, przeżycia - nigdy nie było to moim udziałem. Do egzaminów podchodziłem z marszu jak do rzeczy zupełnie zwyczajnej, bez specjalnych ceregieli. W odróżnieniu od mych kolegów, z których część kładła na tę okazję jakieś w ich mniemaniu "odświętne" łachy, ja w żaden sposób nie wyróżniałem tego wydarzenia, odziewałem się jak "na co dzień" (wytarte zniszczone dżinsy, krótka kurtka w bojowym typie). Prawdę mówiąc wolałem egzaminy od zajęć polegających na ględzeniu, odkrywaniu Ameryki po raz setny, argumentowaniu i prezentowaniu swych "racji" przez moich kolegów, przeważnie pi.przniętych w sam łeb liberalnych przygłupów (gdy jednak przyszło co do czego, tj. właśnie do egzaminu, na którym trzeba było wykazać się nie mędrkowaniem, lecz jednak jakąś konkretną wiedzą, zwykle te "demokratyczne" gaduły nie miały wiele do powiedzenia).