Takie same płynęły z Iraku, kiedy już zagościli tam Amerykanie. A potem nastała demokracja pod lufami karabinów i trwa do dziś bez prądu, wody i pracy ... przy ciągłym wybuchu bomb. Czy tego samego chce ten lekarza dla swoich rodaków?
że Amerykanie już się przygotowują do okupacji Libii i przejęcia kontroli nad złożami ropy naftowej.
Od 17 lutego coś się jednak zdarzyło. Ten materiał z wiadomych powodów tego nie uwzględnia. Brzmi, nie tyle fałszywie, co mało odkrywczo. Wpisuje się w lansowany przez media stereotyp: zły Kaddafi - dobrzy rebelianci.
Tymczasem napływa coraz więcej informacji podważających czarno-biały obraz, choćby ta: "Zaskakujące oświadczenie o chęci wysłania pomocy dla Bengazi wydał rząd w Trypolisie. Ma ją zawieźć szef wywiadu, którego Kaddafi wyznaczył do rozmów z opozycją" (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,9180597,Libijski_exodus.html.)
Rzecz w tym, że rebelianci nie są zainteresowani rozmowami pokojowymi. Ich zdaniem w rachubę nie wchodzi nawet zawieszenie broni. Tymczasem:
"Nikt się nie spodziewał, że exodus osiągnie takie rozmiary. Według ONZ-owskiego Biura ds. Uchodźców (UNHCR) granicę z Tunezją przekracza tysiąc osób na godzinę. W sumie z Libii uciekło już 100?tys. ludzi. - Władze tunezyjskie kwaterują uchodźców w namiotach i szkołach, ale jesteśmy świadomi, że to kres ich możliwości. Potrzeba wsparcia świata - powiedziała Liz Eyster z UNHCR.
W pasie pomiędzy Libią i Tunezją utknęło 30 tys. egipskich gastarbeiterów. Korespondent BBC Jim Muir donosi, że ich sytuacja jest dramatyczna. Kair twierdzi, że wysyła po swoich obywateli 40 samolotów oraz statek, ale nim dotrze on do libijskiego portu Dżaris, minie pięć dni. UE obiecała zwiększenie pomocy humanitarnej dla Libii (wcześniej mówiła o 3 mln euro). Z pomocą spieszą też organizacje humanitarne, m.in. z Turcji i Emiratów.
Coraz gorzej jest w samej Libii. Odkąd wybuchła wojna domowa, wiele fabryk i sklepów jest zamkniętych, a na kontrolowanym przez opozycję wschodzie ceny wzrosły o 75 proc. W Trypolisie ryż podrożał pięciokrotnie. Zakłócony jest import i dostawy towarów, a Libia sprowadza trzy czwarte żywności. Szczególnie dotkliwy jest brak świeżych produktów, co wynika m.in. z ucieczki Egipcjan czy Pakistańczyków, którzy pracowali w przemyśle spożywczym.
W Bengazi, które wyrasta na powstańczą stolicę, w sklepach są jeszcze zapasy przekąsek i konserw. Chalifa el-Faituri, który badał stan zapasów żywności i leków, twierdzi, że starczy ich jeszcze na trzy tygodnie.
Jest nadzieja, że do tego czasu dotrze pomoc. Francja obiecała, że wyśle do Bengazi dwa samoloty z lekarzami, pielęgniarkami, sprzętem medycznym i lekami. - To będzie ogromna operacja humanitarna dla osób z terytoriów wyzwolonych - powiedział premier François Fillon. Francja liczy, że w ten sposób powstrzyma falę imigrantów z Libii."
W tym kontekście oświadczenie rządu w Trypolisie powinno być przynajmniej zrozumiałe dla lekarzy.
Wywiad warto powtórzyć.
Jak tak, to wszem i wobec wzywasz do rewolucji, a tutaj wylewasz łzy nad chwilowymi problemami i utrudnieniami, jakie niosła i będzie nieść ze sobą każda rewolucja - czy to francuska, czy to bolszewicka czy każda inna. Doskonale o tym wiesz i gdyby w Libii rewolucję prowadzili marksiści (oczywiście odpowiednio ortodoksyjni, żebyś mógł ich zaakceptować) nawet sto razy większe problemy nie sprawiłyby pewnie, że przestałbyś ją popierać. Tutaj niestety zachowujesz się jak radykalny konserwatysta z Frondy.
Ta powiewająca na budynku flaga monarchii libijskiej (1951-1969) będącej marionetką zachodnich mocarstw jest najlepszym dowodem na reakcyjność rzekomego "powstania ludowego".
Skoro już redakcja lewica.pl zdecydowała się na publikację tekstów oświetlających pierwsze dni "libijskiej rewolucji" warto naświetlić ten wątek z drugiej, celowo zaciemnionej strony.
W przeciwieństwie do wydarzeń w Tunezji i Egipcie libijska rewolta nie zaczęła się bynajmniej w stolicy kraju. Tym razem fala protestów ogarnęła wschodnią prowincję Libii, zwaną Cyrenajką. Benghazi jest największym miastem w tej prowincji. Tu krzyżują się wpływy i sprzeczne interesy ludów, plemion i klanów niekoniecznie przychylnych rządowi w Trypolisie.
W Benghazi nieraz dochodziło do napięć etnicznych i wystąpień na tle separatystycznym. Tendencje te w Cyrenajce nie od dziś podsyca Narodowy Front Ocalenia Libii (NFSL) z siedzibą w Waszyngtonie i Krajowa Konferencja Libijskiej Opozycji (NCLO) zainstalowana w Londynie.
Organizacje te od lat specjalizują się w dostarczaniu informacji wywiadowczych z Libii. W obu wymienionych stolicach ceniona jest zwłaszcza sieć ich informatorów, znana skądinąd również z działań ocierających się o dywersję, czy - jak to się dziś mówi - o terroryzm.
W razie potrzeby mogła ona zatem łatwo stać się zarzewiem "rewolucyjnego" konfliktu.
Do dziś nie wiadomo przecież kto strzelał do ludzi wychodzących z cmentarza. Tak czy siak byli to przecież prowokatorzy. Oczywiście nikt snajperów nie złapał za rękę.
Nie można również nie doceniać wkładu w zainicjowanie "rewolucji w Libii" ruchu, który wsławił się produkcją i propagowaniem plakatów EnoghGaddafi.com (dosyć Kaddafiego). Za tym ruchem korzystającym z twitterów movements.org stoi, jak wiadomo, Departament Stanu USA, który "pomógł założyć ten ruch w 2008 roku".
Docenić należy również wkład twórców kultury Izraela, to oni są autorami oficjalnego i nieoficjalnego hymnu "libijskiej rewolucji", zwanego "Zenga-zenga" (z lub bez roznegliżowanej panienki).
Ten "izraelski hymn libijskiej rewolty" nie przypadkiem łączy "rewolucję arabską" z Izraelem.
O Al-Kaidzie nie warto nawet wspominać.
Akurat w Tunezji rewolucja też nie rozpoczęła się w stolicy, a w Egipcie, poza Kairem, od samego początku protestowała też np. Aleksandria i Suez. Podobnie w Omanie główne protesty dotyczą głównie miasta Sohar, a w mniejszym stopniu stolicy kraju, a Jemenie obok Sany bardzo mocnym ośrodkiem antyrządowego oporu jest położony na południu kraju Aden. Jeśli w ogóle fakt gdzie protesty się zaczęły i gdzie są najsilniejsze miałby cokolwiek udowadniać.
Nie powiesz chyba, Szymonie, że w przypadku Libii nie miało to istotnego znaczenia. Tym razem nie chodziło przecież o bezkrwawą rewolucję i pokojowe demonstracje. Sprawy rozwijały się w zawrotnym tempie.
O ile dobrze pamiętamy, to właśnie tu jakaś organizacja wzięła 50 "czarnych najemników" na zakładników. To tu powieszono dwóch policjantów.
Może nam powiesz ilu "czarnych najemników" przy okazji
zaszlachtowano?
Centrum Informacji Anarchistycznej doniosło, że po wyzwoleniu w pobliżu Benghazi odkryto masowy grób 100 oficerów armii libijskiej, którzy rzekomo odmówili wykonania rozkazów rządu w Trypolisie.
Przyjmijmy, że to prawda.
Mamy jednak w związku z tym do ciebie kolejne pytanie - od kiedy to w trakcie rewolucji oficerowie gremialnie przechodzą na stronę zrewoltowanego ludu?
Gdzie są groby czarnych szeregowców, którzy nie odmówili wykonywania rozkazów?
A tak w ogóle, czy ktoś odkrył masowe groby szeregowców w Benghazi? Nie byli przecież lepiej traktowani od oficerów. Zostali zatem dla przykładu zdziesiątkowani?
No, cóż, nie jest to zapewne żywotna sprawa dla libijskich "rewolucyjnych komitetów".
Macie dla nich bardziej odlotowy program:
"ŻYWOTNA SPRAWA KOMITETÓW
Aby rewolucja osiągnęła swe cele, dla osiągnięcia rzeczywiście demokratycznych praw i dla zmiany poziomu życia konieczne są demokratycznie wybrane komitety, które faktycznie reprezentowałyby interesy ludu pracującego, młodzieży i biedaków, w społecznościach lokalnych, w zakładach pracy i w szkołach, na lokalnym, regionalnym i krajowym szczeblu. Tworzenie komitetów w instytucjach państwowych także należy do żywotnych zadań. Wysuwając żądania demokratyczne, jak i te dotyczące przyzwoitego poziomu życia, tego typu ruch może odwoływać się do mas Trypolisu, aby powstały przeciwko ostatniemu bastionowi Kadafiego.
Uzbrojone masy pod demokratyczną kontrolą mogą obronić się przed siłami Kadafiego, podjąć marsz na jego bazy i wymieść dyktatora wraz z całym jego reżymem, a jednocześnie zapewnić to, aby kraj nie dostał się pod obcą kontrolę.
Tego typu ruch masowy wprowadziłby natychmiast pełne prawa demokratyczne i nadzorowałby wybory do rewolucyjnego zgromadzenia konstytucyjnego. Rząd reprezentujący interesy robotników i drobnych rolników przejąłby pola naftowe pod własność publiczną, a inne dziedziny gospodarki pod kontrolę demokratyczną i zarządzanie robotników. To zapewniłoby krajowi sytuację, że wielkie zasoby naturalne służyłyby większości społeczeństwa, a nie tylko elicie zebranej wokół skorumpowanej rodziny Kadafiego i wielkim korporacjom ponadnarodowym.
Aby to zapewnić, masowe organizacje klasy robotniczej muszą zostać stworzone, włączając w to niezależne związki zawodowe i masową partię klasy robotniczej, mającą śmiały program socjalistyczny. Tego typu organizacje masowe stawią opór nie tylko Kadafiemu i pozostałościom jego reżymu, ale wszystkim prokapitalistycznym i reakcyjnym siłom w Libii oraz wtrącającemu się [w sprawy Libii] imperializmowi.
(puenta artykułu Nialla Mulhollanda "Libya: Gaddafi must go! It's a fight to the finish" za oficjalną stroną CWI, 28.01.2011).
ŚMIAĆ SIĘ CZY PŁAKAĆ?
Z ciebie można się już tylko śmiać.
Oto najnowsza informacja z Libii:
"Siły wierne libijskiemu przywódcy Muammarowi Kaddafiemu przejęły ponownie kontrolę nad miastem Brega, po gwałtownych starciach z demonstrantami, którzy wcześniej opanowali znajdujące się na wschodzie kraju miasto - podała w środę telewizja Al-Dżazira.
Al-Arabija z kolei informuje jedynie, że siły Kaddafiego przejęły lotnisko w mieście, a agencja Associaded Press powołując się na świadków pisze, że libijska armia odzyskała kontrolę nad znajdującymi się tam instalacjami naftowymi.
Jak podkreśla agencja Reutera są to pierwsze oznaki regularnych walk mających na celu odzyskanie przez Kaddafiego terenów na kontrolowanym przez powstańców wschodzie kraju. Przeciwnicy Kaddafiego opanowali wschodnią część Libii do wysokości Bregi wkrótce po rozpoczęciu w ubiegłym miesiącu antyrządowych demonstracji."
CZY KTOŚ KIEDYŚ SŁYSZAŁ O "REGULARNYCH WALKACH" Z DEMONSTRANTAMI?
Już wiemy, że przeklejanie PAPowskich depesz opanowałeś do perfekcji.
Znowu coś ci się, Szymonie, w tej informacji nie podoba?
A już wiemy - zabrakło modlących się starców, kobiet i dzieci, zaszlachtowanych przez "najemników z Czadu" i "gazele" Kaddafiego.
Gdyby, chociażby dla przyzwoitości, agencje wspomniałyby o najemnikach z Erytrei, Korei Północnej, byłej Jugosławii, Rosji, Ukrainy, Białorusi i Bangladeszu informacja byłaby godna odnotowania w tworzonych przez was "annałach arabskiej rewolucji".
http://english.pravda.ru/hotspots/crimes/01-03-2011/117055-Who_is_Muammar_Gaddafi-0/#
Pozdrawiam
Poczekajmy, Szymonie, na wyjaśnienie sytuacji - po tieorii wierajatnosti budut radosti i nieprijatnosti.
Póki co libijskie miasto Brega przechodzi z rąk do rąk. Teraz odzyskali ją rebelianci.
Młodzież wiwatuje już w Adżdabiji przez którą przeszły wojska Kaddafiego. Wzięły ją z marszu i poszły dalej.
Telewizja Al-Dżazira podała wcześniej, że libijskie lotnictwo bombardowało już to miasto. Z relacji agencyjnych możemy się domyślać, że chodziło o bazę wojskową i skład broni, który wpadł w ręce rebeliantów.
To wszystko nic - istotny jest moment kluczowy:
"Prawdopodobnie zaapelujemy o pomoc zagraniczną, być może o naloty na strategiczne miejsca, które wbiją ostatni gwóźdź do jego (Kadafiego) trumny" - powiedział przedstawiciel antyrządowej Koalicji 17 lutego, relacjonuje PAP.
POMOC NADEJDZIE NIEBAWEM.
STOP WOJNIE: NIECH ŻYJE ZBROJNA INTERWENCJA!
Twoje, Szymonie, komentarze nie noszą znamion perfekcji. Nie odpowiadasz na konkretne pytania postawione przez BB. Na przykład, od kiedy to oficerowie przechodzą na stronę "rewolucji", w przeciwieństwie do szeregowców?
Czy nie słyszałeś o nacjonalizmach, o czystkach etnicznych, o sprzecznych interesach, o propagandowej przewadze burżuazji?
Czy doświadczenie Jugosławii niczego was nie nauczyło?
Oczywiście, że nie. Czy tzw. nowa radykalna lewica z posttrockistami na czele wycofała się z żenującego braku politycznej przenikliwości przy okazji rozpadu Jugosławii?
Przecież nie.
Stalinowskiego chowu schematy oparte na powierzchownych podobieństwach i analogiach wiecznie żywe!
Zarzucacie nam opieranie się na mediach burżuazyjnych.
Nie jest decydujące, na jakich mediach się opieramy, ale czy potrafimy analizować wiadomości.
Nie gloryfikujemy Kadafiego. A tylko tyle potraficie nam przeciwstawiać w ramach udawanej "merytorycznej" argumentacji.
Wcale nie jest tak, jak to wmawia nam Chrystiano, że kierowalibyśmy się deklaracjami jakichkolwiek osób i grup. Sorry, ale kierowanie się etykietkami TO WASZA SPECJALNOŚĆ. Jeśli R. Luksemburg spierała się z Leninem, to był to spór dwojga ludzi potrafiących myśleć samodzielnie, choć nie zgadzających się. Ani rewolucyjność Lenina, ani Róży Luksemburg nie opierała się na byciu ślepym na pułapki i prowokacje ze strony kapitału.
Wy nie przeciwstawiacie analizy i argumentów, nie ważycie wszystkich za i przeciw - jak Róża Luksemburg w przypadku choćby rewolucji w Rosji. Nie, wam wystarczą emocje i chciejstwo. Powszechny entuzjazm, wręcz mainstreamowy entuzjazm.
Później zaś nie przeprowadzacie żadnej samokrytycznej analizy, nie wyciągacie wniosków. Liczycie na zapomnienie, na przepływ kadr w waszym ruchu, gdzie każde pokolenie popełnia wciąż te same błędy, co ich poprzednicy. Bawcie się dalej, IM, tam w Libii, chodzi o życie.
Zapewne co poniektórym umknęło uwadze, że wojska Kaddafiego, który, jak z mediów wiadomo, broni się jak osaczony zwierz w jednej z dzielnic Trypolisu, znalazły się nagle 200 km od Benghazi, czyli jakieś 600 km od Trypolisu. W marszu przeszły przez kolejne miasto portowe Adżdabiya, wciąż kierując się na Benghazi.
Do Polski docierają również takie relacje:
"Polacy zatrudnieni w szpitalu w Darnie (wschód Libii) nie wiedzą, co przyniesie im jutro w mieście, w którym rządzą bandy uzbrojonych wyrostków, a perspektywy ewakuacji są niejasne - powiedział polski lekarz Zbigniew Śmiejkowski, nefrolog i ginekolog. - Przeżyliśmy koszmarne chwile - dodał.
- Nie ma tu ani władzy, ani policji, ani wojska. Rządzą grupy młodych ludzi. Wczoraj napadnięto z bronią na kompleks szpitala. Na szczęście ludzie mieszkający w sąsiedztwie przybiegli i przepędzili napastników - powiedział Śmiejkowski, który od 20 lat pracuje w szpitalu w Darnie i jest w Libii z żoną Polką.
- Na razie nic nam się nie stało, ale przeżyliśmy różne koszmarne chwile. Wyłamywali nam drzwi przez cztery noce. Musieliśmy się zabarykadować - opowiada.
Jak mówi, nie ma żadnej pewności, czy następnego dnia sklepy będą otwarte i uda się kupić chleb. Na szczęście cudzoziemcy, a zwłaszcza personel medyczny, spotykają się też z przejawami sympatii. - Dzisiaj było nam miło, bo przynieśli chleb za darmo. A to dadzą kilo cukru, a to butelkę oleju. Jak podczas wojny - relacjonuje.
Jak mówi, w Bengazi miejscowi wyrzucili z mieszkań na ulicę wszystkie pielęgniarki i lekarzy. - Jak dyrektor szpitala zobaczył, że koczują na ulicy, to ich przyjął w salach chorych. Ich mieszkania zajęli Libijczycy, bo wódz im powiedział: "wszystkie mieszkania są wasze" - opowiada.
Placówka, gdzie pracuje, to państwowy szpital o podstawowym profilu - ma oddziały pediatrii, interny, ginekologii, chirurgii i sztucznej nerki. W sumie zatrudnia on koło 2000 osób, w tym także Filipińczyków, Ukraińców i Bułgarów."
Całość relacji http://konflikty.wp.pl/kat,126314,title,Wstrzasajaca-relacja-Polaka-z-Libii-przezylismy-koszmar,wid,13182371,wiadomosc.html?ticaid=1bdff
2 marca: Dwa amerykańskie okręty wojenne USS Kearsarge i USS Ponce przepłynęły przez Kanał Sueski i zbliżyły się do wybrzeży Libii. USS Kearsarge ma 42 helikoptery na pokładzie i komandosów wyszkolonych w tajnych operacjach na tyłach wroga. Lotniskowiec USS Enterprise został już wcześniej wysłany w rejon potencjalnej interwencji. Można się zatem spodziewać operacji komandosów na tyłach oddziałów Kaddafiego, osłanianych przez myśliwce marynarki wojennej USA.
Warto wspomnieć, że wbrew bzdurom wypisywanym przez BB wielu czarnoskórych przyłączyło się do rewolucji (przed chwilą w irańskiej anglojęzycznej telewizji Press TV wypowiadał się właśnie czarnoskóry były policjant który brał udział w organizacji grup samoobrony na wyzwolonych od władzy Kaddafiego terenach). I wbrew bzdurom wypisywanym przez pseudolewicowców zafascynowanych libijskich dyktatorem protestujący przeciwko jego władzy ludzie są zdecydowanymi przeciwnikami jakiejkolwiek zagranicznej interwencji (i m.in. w Press TV pokazywano ludzi którzy twierdzili, że szkolą ich żołnierze którzy poparli ich żądania i mają broń by walczyć i z Kaddafim i z Amerykanami).
A apropo wątku najemników:
http://www.presstv.ir/detail/167814.html
http://www.psz.pl/tekst-36715/Panstwa-srodkowej-Afryki-obawiaja-sie-uzbrojonych-najemnikow-Kadafiego
EB napisała:
"Wy nie przeciwstawiacie analizy i argumentów, nie ważycie wszystkich za i przeciw - jak Róża Luksemburg w przypadku choćby rewolucji w Rosji. Nie, wam wystarczą emocje i chciejstwo. Powszechny entuzjazm, wręcz mainstreamowy entuzjazm.
Później zaś nie przeprowadzacie żadnej samokrytycznej analizy, nie wyciągacie wniosków. Liczycie na zapomnienie, na przepływ kadr w waszym ruchu, gdzie każde pokolenie popełnia wciąż te same błędy, co ich poprzednicy. Bawcie się dalej, IM, tam w Libii, chodzi o życie."
Czego się spodziewać po "radykałach", którzy byli zafascynowani tzw. kolorowymi rewolucjami. Czy np. taka PD-ecja kiedykolwiek przyznała, że myliła się w ocenie sytuacji na Ukrainie, gdy kibicowała tzw. pomarańczowym. Oczywiście NIE. Można twierdzić, że posttrockiści i reszta tzw. nowej radykalnej lewicy i tzw. prawdziwej lewicy nie ma racji. Ale ta sama "radykalna" lewica skwituje, że głosy polemiczne to "stalinizm" i "celowe szerzenie defetyzmu". Hurraoptymizm w całej krasie.
W krytyce "stalinowskich ciągot" czy "stalinizmu" oponentów z lewa, posttrockiści dorównują tzw. prawdziwym socjaldemokratom.
Wszyscy jesteśmy Tuaregami!
Co też ci planiści amerykańscy nie wymyślili - z jednej strony Tuaregowie i "czarni najemnicy", z drugiej - Apacze (Hughes AH-64 Apache), Kiowa (OH-58D Kiowa Warrior) i Komańcze (RAH-66 Comanche).
Nam by to do głowy nie przyszło. A taki Szymon Martys w lot załapał.
"Tuaregowie są jednym z najbardziej tajemniczych ludów Sahary. Nigdy nie podporządkowali się żadnej władzy państwowej, a nad zatłoczone miasta przedkładają przestrzeń pustyni. Bo to Wolni Ludzie..." Przekupieni przez Kaddafiego!
O, zgrozo!
"Tuaregowie to lud, w którym władzę sprawują kobiety. Zamieszkujący różne obszary Sahary prowadzący koczowniczy tryb życia. Mimo, że są muzułmanami obowiązuje u nich zasada matriarchatu. W przeciwieństwie do zwyczajów panujących w innych muzułmańskich ludach, to mężczyźni muszą zakrywać swoją twarz turbanem. Wiąże się to z ochroną przed złymi siłami, które mogą dostać się przez usta do wnętrza ciała. Kobietom wolno chodzić na co dzień z odsłoniętą twarzą, zarówno w domowym zaciszu, jak i w gwarnych miastach."
"Świat Tuaregów został rozdarty między kilka państw. 'Świat nie należy do nas, to my należymy do świata' - mówi [najgroźniejszy z nich] lider zespołu Toumast, Moussa Ag Keyna. Zespół gra muzykę nazywaną 'tuareskim bluesem' [konkurencyjną do amerykańskiego], etniczne, oryginalne rytmy zostały w niej wymieszane z elektrycznym brzmieniem gitary i zeuropeizowanym bitem. W wieku 15 lat Moussa Ag Keyna dołączył do Tuareskiego Frontu Wyzwolenia, rebeliantów walczących z Mali i Nigerią, szkolonych w libijskich obozach wojskowych. Po odniesieniu ran wymienił kałasznikowa na gitarę - wyjechał do Francji i zajął się muzyką. Dzięki klimatowi i zaangażowaniu zespołu, muzyka zespołu stała się źródłem inspiracji dla setek saharyjskich nomadów. Od dwudziestu lat Toumast stara się zrobić wszystko żeby historia jego ludu była jak najlepiej słyszana na świecie. O tym, że nikt nie rozwiązał ich problemów od kilku lat próbuje przypomnieć Toumast."
Wreszcie nadarzyła się okazja.
Teraz Moussa Ag Keyna wraca w glorii muzycznej partyzantki na pole bitwy.
Muzyka, która jest integralnym elementem kultury Tuaregów, ze względu swój bojowy charakter może być szczególnie groźna.
Przy niej "Zenga-zenga - izraelski hymn libijskiej rewolty" to mały pikuś.
Dla równowagi potrzebne są jeszcze ze dwa lotniskowce.
Gdy to nie wystarczy, IV Międzynarodówka wyśle lotniskowiec "Trocki", który wesprze czerwonoskórych nomadów z Ameryki Północnej.
"Utworzona przez przeciwników libijskiego przywódcy Narodowa Rada Libijska zaapelowała o przeprowadzenie przy wsparciu ONZ nalotów z powietrza przeciwko najemnikom wykorzystywanym przez Muammara Kaddafiego.
Przedstawiciel Rady Hafiz Ghoga oświadczył, że wykorzystywanie przez Kaddafiego "afrykańskich najemników w libijskich miastach" jest równoznaczne z inwazją na ten kraj. Rada ma siedzibę w opanowanym przez powstańców Bengazi.
"Wzywamy do przeprowadzenia ataków konkretnie na cele najemników" - powiedział Ghoga na konferencji prasowej. Zastrzegł, że "zdecydowanie sprzeciwia się obecności jakichkolwiek zagranicznych sił na libijskiej ziemi", ale istnieje ogromna różnica między taką obecnością a "strategicznymi uderzeniami z powietrza".
Zdaniem Ghogi, swoich żołnierzy do wsparcia Kaddafiego wysyłają m.in. Niger, Mali, Kenia i Algieria.
Kilka dni temu przeciwnicy Muammara Kaddafiego ogłosili utworzenie Narodowej Rady Libijskiej, podkreślając, że nie jest to rząd tymczasowy, lecz "twarz rewolucji". Wówczas Hafiz Ghoga, prawnik, powiedział, że nie widzi możliwości negocjowania z reżimem."
(http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,9191971,Przeciwnicy_Kaddafiego_do_ONZ__Zbombardujcie_najemnikow.html)
W międzyczasie prezydent Wenezueli, Hugo Chavez wystąpił z
inicjatywą mediacji. Kaddafi przyjął propozycję Chaveza.
W 1969 wojsko obaliło króla Idrisa i proklamowało utworzenie Libijskiej Republiki Arabskiej. Stojący na czele rewolucjonistów 27-letni Muammar al-Kaddafi został wówczas mianowany szefem libijskiego rządu i...czarnym bohaterem Hollywood.
Przez całe dekady był on głównym sponsorem ruchów narodowowyzwoleńczych i wywrotowych, czyli terroryzmu, w tym również bohaterskiej walki Tuaregów z reżimami okupującymi ich ziemie bogate w uran.
Waleczni Tuaregowie byli symbolem i podporą jego rządów.
Tak oto z przekąsem "Gazeta Wyborcza" relacjonowała w 2009 r. 40-lecie REWOLUCJI LIBIJSKIEJ:
"Wielkie fajerwerki odpalone z pokładu statku zacumowanego pod Trypolisem, 400 tancerzy i tancerek, którzy w noc z wtorku na środę mają odtańczyć 12 tys. lat historii, akrobacje lotnicze i orkiestry wojskowe, pustynni Tuaregowie z tysiącem swych najlepszych wielbłądów i balony z gorącym powietrzem unoszące się nad libijską pustynią. W Trypolisie rozpoczęły się dziś huczne obchody 'libijskiej rewolucji', która wywindowała do władzy tego, kto okrzyknął się później 'przywódcą wszystkich arabskich przywódców, królem królów Afryki i imamem muzułmanów'."
Szymon Martys oczywiście nie musi o tym wiedzieć. Dla niego, Hilary Clinton i Baracka Obamy Tuaregowie to zwykli bandyci, najemnicy, psy wojny, którzy od tysięcy lat zajmują się łapaniem niewolników i handlem nimi.
Z kim oni tylko nie handlowali niewolnikami - z Rzymem, Europą, a nawet z Ameryką. Dzięki temu wnieśli zatem istotny wkład w niewolnictwo w samej Ameryce.
Tuaregowie to zło wcielone. Czarni bohaterowie Hollywood.
Ten pryzmat znajdziecie w dzisiejszych wyreżyserowanych już relacjach z wczorajszych walk wojsk Kaddafiego z rebeliantami popieranymi przez cały cywilizowany świat, z trockistami włącznie.
"Opłacani przez Kaddafiego najemnicy przypuścili o świcie szturm na Bregę, portowe miasto położone 200 km na zachód od nieformalnej stolicy rewolucjonistów Bengazi. Konwój 50 wypełnionych żołnierzami dżipów błyskawicznie rozjechał się po mieście i opanował kluczowe obiekty: rafinerię wraz z terminalem do przeładunku ropy, lotnisko, uniwersytet oraz siedzibę kompanii naftowej Sirta. Wspierało ich przy tym wierne dyktatorowi lotnictwo, które bombardowało magazyny z amunicją, a także ostrzeliwało ukrytych za barykadami rebeliantów. Według innych doniesień szturm wsparły także czołgi i artyleria."
(http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,9192431,Pulkownik_Kaddafi_sie_nie_poddaje.html)
Możemy się domyślać, że za sterami samolotów siedzieli również najemnicy - z Rosji, Ukrainy, Białorusi, Serbii, Korei Północnej lub Kuby.
Przeciw nim wystąpili dobrzy "rewolucjoniści" rodem z Hollywood, nieco tylko zaskoczeni:
"Zaskoczeni rewolucjoniści szybko się otrząsnęli. W sąsiednich miejscowościach ludzie natychmiast wsiedli do samochodów lub na pancerze nielicznych, przejętych przez buntowników czołgów i ruszyli na odsiecz Bredzie. Zachodni dziennikarze naliczyli aż 6 tys. ludzi uzbrojonych w kałasznikowy, strzelby i granatniki. Wieczorem, według niepotwierdzonych doniesień, żołnierzy Kaddafiego udało się po ciężkich walkach, w których zginęło kilkadziesiąt osób, wyprzeć z rafinerii i lotniska. Część uciekła, reszta zabarykadowała się m.in. w gmachu uniwersytetu i siedzibie kompanii naftowej. Nad miastem widać słup dymu."
W relacji Bartosza T. Wielińskiego rebeliancka Rada Narodowa zmienia się w "30-osobową radę rewolucyjną na czele z Mustafą Abdelem Dżalilem, byłym ministrem sprawiedliwości".
Dzięki niemu wiemy już, że "wolnościowa" Rada Narodowa i marionetkowy Rząd Tymczasowy to rewolucyjna jedność.
Z dalszego ciągu sprawozdania dowiadujemy się, że "Lotnictwo Kaddafiego zaatakowało również oddaloną o 40 km na wschód od Bregi Adjabiję, którą również kontrolują rebelianci. Bomby spadły na składy z amunicją na terenie bazy wojskowej."
Potwierdzają się zatem nasze przypuszczenia, że bombardowano nie miasto i nie ludność cywilną, a składy broni. Z relacji zniknęła jednak informacja o rajdzie wojsk wiernych Kaddafiemu, które przeszły przez miasto wysadzając po drodze pozostałości po ogromnych składach amunicji.
Bartosz T. Wieliński zapewnia jeszcze, że "Dyktatorowi udało się też odbić kilka małych miejscowości pod Trypolisem. Według relacji mieszkańców, najemnicy i żołnierze przeszukują tam dom po domu, szukając przywódców rebelii."
Jednak "Mimo kilku szturmów rebelianci trzymają się w Misracie i Zawii. W nocy wierne dyktatorowi oddziały przez megafony wzywały mieszkańców do poddania się. W przeciwnym razie grozili bombardowaniem. - Takie apele pozostaną bez odpowiedzi. Kaddafi z jednej strony do nas strzela, a z drugiej wręcz błaga, byśmy się do niego przyłączyli - mówi agencji Gulf News Abdul Razzak Sergen, członek rady rewolucyjnej w Zawii."
Ta ostatnia informacja wyjaśnia sprawę Bartosz T. Wieliński swoją informację sklecił za mediami zachodnimi, trzymając się hollywoodzkiego scenariusza.
Tomasz Bielecki z "Gazety Wyborczej" jest niemniej odkrywczy:
"Adżdabija, która leży ok. 160 km drogi od nieformalnej rewolucyjnej stolicy Bengazi, była wczoraj wieczorem najbardziej wysuniętym w stronę Trypolisu miastem Libii, które trwale kontrolują powstańcy. Siły antyreżimowe jeszcze kilka dni temu władały też Bregą (kolejne 80 km w stronę stolicy), ale wczoraj o to miasto trwały zacięte walki z afrykańskimi najemnikami, wysłanymi przez płk. Muammara Kaddafiego.
- Nie wiemy, co dokładnie się tam dzieje. Czekamy tu na wszelki wypadek na ambulanse z rannymi. Na razie nie nadjeżdżają. Albo jest tam aż tak źle, albo nasi poradzili sobie bez strat - mówili lekarze, czekający na drodze przy zachodniej granicy Adżdabiji.
Tu, w przeciwieństwie do Bengazi starającego się wrócić do normalnego życia, czuć wojnę w powietrzu. Ulice spowitej w piaskowej mgle Adżdabiji są niemal zupełnie opustoszałe, na przedmieściach milczący ludzie wpatrują się w pustynię. Nagle, przy wschodnim wjeździe do miasta, coś wielkiego zaczyna majaczyć w unoszącym się piasku. - Idą. Gdzie broń? Gotować się do obrony! - krzyczą mężczyźni z ulicznego patrolu. Strzelają z kałasznikowa w powietrze na postrach, lecz kiedy wiatr trochę rozrzedza piaskową chmurę, okazuje się, że tym razem alarm był fałszywy, bo to tylko zbite stado przestraszonych, zagubionych owiec bez pastucha."
Z tego fragmentu pośrednio tylko wynika, że wczorajszy rajd wojsk wiernych Kaddafiemu nie był tylko mirażem.
Tomasz Bielecki zwraca uwagę nawet na szczegóły, które dodają wiarygodności jego relacji:
"W centrum Adżdabiji wisi na słupie kukła Kaddafiego. Po drugiej stronie miasta tłum kilku tysięcy ludzi wyczekuje na wieści z Bregi, wykrzykując co kilka minut "Allahu Akbar". - Lud zwycięży. Kaddafi nie wróci! - wtóruje grupa studentów, którzy przyjechali tu spod Bengazi, by - jak mówią - ćwiczyć strzelanie, bo nigdy tego jeszcze nie robili. - Walka o wolną Libię jest jeszcze niedokończona - dodają.
Choć główny bój w tej okolicy szedł wczoraj właśnie o Bregę, to niewielkie oddziały Kaddafiego podeszły wczoraj nad ranem od strony pustyni nawet pod samą Adżdabiję, ale powstańcy odparli je bez trudu. - To była napaść dla zasiania wśród nas paniki. Żeby nas nastraszyć - tłumaczą."
We wczorajszych bezpośrednich relacjach mówiono, że wojska Kaddafiego przez nikogo nie zatrzymywane przemknęły przez miasto. W dzisiejszych - nie zostało po tym nawet śladu, pojawili się natomiast bohaterscy obrońcy, którzy wczoraj najwyraźniej zaspali lub pierzchli gdzie pieprz rośnie.
Nie wszystko da się jednak ukryć:
"Jednak wiadomość o ataku, która błyskawicznie rozeszła się po miastach opanowanej przez rewolucjonistów Cyrenajki, na razie osłabiła opór tylko u nielicznych. - Negocjujmy z Kaddafim! Potrzebujemy dobrego rozejmu - krzyczało wczoraj rano kilkudziesięciu demonstrantów w centrum Bengazi. Przechodnie przekonywali, że to opłacony protest 'za 200 dol na głowę'. - Negocjować? Co? Dokąd mu pozwolić uciec? - żartowali."
Dalej relacja idzie jak z płatka:
- Adżdabija to drzwi do Cyrenajki. Jeśli padnie Brega, Kaddafi będzie tu próbował złamać naszą obronę, żeby pójść potem po Bengazi i jeszcze dalej, aż do egipskiej granicy - mówi Ibrahim Chalifa, jeden z dowódców ochotniczych oddziałów z Bengazi, które przyjechały tu wczoraj na ciężarówkach, busach i samochodach osobowych.
Są i robotnicy fabryki chemicznej, i młodzi prawnicy, i sklepikarze. Eskortowały je jadące na sygnale samochody policji z Bengazi, bo choć spora część policjantów zdezerterowała już przed tygodniem, to inni przeszli na stronę powstania. - Nie czas na podziały. Razem ratujemy lepsze życie w Libii bez Kaddafiego - tłumaczą."
Warto jednak zaznaczyć, że relacjonujący nie ma złudzeń, że czas na podziały przyjdzie po usunięciu Kaddafiego - złudzenia rebeliantów nie są zaś przedmiotem jego zainteresowania.
"Wszyscy zapatrzeni w zorany bombami kawałek pustyni - może dwa-trzy kilometry od drogi przy zachodnich granicach miasta - przy ogromnych wojskowych magazynach broni, które wczoraj nad ranem próbowały zniszczyć samoloty armii rządowej.
Choć to już trzecia taka próba od niedzieli, to ludziom Kaddafiego nie powiodło się także dzięki kilku działkom przeciwlotniczym, które powstańcy wyciągnęli już kilka dni temu z bazy i ustawili na pobliskiej drodze. - Nie miałem pojęcia, jak to działa. Ale pokazali, żeby strzelać mniej więcej w stronę samolotu, to pilot będzie bał się zniżyć. I tak właśnie zrobiłem. I zrobię następnym razem - mówi 50-letni Libijczyk opatulony w beduińską chustę. Roześmiany oddaje pokazową salwę w powietrze.
Nie brakuje mu amunicji, bo ocalenie magazynów spod Adżdabii od bombardowania oznacza, że powstańcy nadal mają w swych rękach ogromny arsenał.
Młodzi ludzie od świtu do nocy pracowicie przygotowują broń do walki. Otwierają drewniane i metalowe skrzynki z rosyjskimi napisami, które wynieśli z bazy, wyciągają naboje do broni maszynowej, oliwią i uzbrajają nimi taśmy strzelnicze. Ktoś odnajduje instrukcję do działka po koreańsku (rok produkcji 1972) z nazwą kraju - Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna. To ślad dawnej bratniej współpracy Kaddafiego z Pjongjangiem.
Działek jest tak dużo, że powstańcy wsadzili wczoraj kilka z nich na ciężarówki, by zawieść do Bengazi i ustawić je na peryferiach tymczasowej stolicy wolnej Libii. - Nie chcemy zagranicznej interwencji wojskowej oprócz ustanowienia strefy zakazu lotów nad miastami Cyrenajki. Powietrze to nasza najsłabsza strona - powtarzali wczoraj dowódcy obrony Adżdabii i Bengazi."
Można się domyślać, że siłom Kaddafiego udało się zniszczyć co najwyżej znikomą część ogromnego składu broni, który teraz częściowo jest już rozdysponowany.
Następne słowa wyjaśniają sytuacje na ruchomym, jak piaski, froncie.
"- Nie ma na razie mowy o żadnym marszu na Trypolis. My tutaj musimy nastawić się na obronę Adżdabii i potrzebujemy codziennego nowego dopływu powstańców ze wschodu tu do nas. Tutaj decydują się losy powstania. Jeśli Cyrenajka się utrzyma, Kaddafi przegra. Zdobycie Trypolisu musimy zostawić ludziom z zachodu kraju, bo tutaj nie mamy siły pójść na Syrtę - tłumaczy generał Sultan Jehia, który przeszedł na stronę powstania i jest w grupie dowodzącej obroną miasta. Jego umundurowany pomocnik pociesza, że "na szczęście dla powstania, a na nieszczęście dla Kaddafiego" - bardzo wielu Libijczyków służyło w wojsku. - I skoro mamy broń, to wytrwamy.
(http://wyborcza./1,75248,9193190,Kaddafi_kontratakuje.html#ixzz1FWokhGVV)
Możemy wierzyć w zapewnienia generała, zwłaszcza, że nadchodzi oczekiwana pomoc, o której w relacjach, tym razem ani słowa.
Prośbę o bombardowania wybranych celów i osłonę powietrzną "rewolucji" wczoraj słyszeli wszyscy. Dziś najwyraźniej niektórzy się tego wstydzą.
Oj, te chwile słabości.
Film nie może się urwać. Scenariusz nieomal w szczegółach jest rozpisany. Znamy drugoplanowych aktorów. Znamy również tych pretendujących do czołowych ról. Obsada jest już właściwie skompletowana.
Resztę wypełnią naturszcziki i statyści.
Wygląda na to, że szykuje się całkiem niezłe widowisko.
W scenach batalistycznych za odpowiednią gażę (przyjęcie do Unii Europejskiej!) chętnie zagra również armia turecka - zapewnia premier Turcji.
"Libijskich rewolucjonistów" wesprze zaś uno z "Władzy Rad", który śladem Hulka Hogana grzmi tubalnie: "Powiem więcej, jeśli imperialiści dadzą mi ten miliard euro, co to zablokowali Kadafiemu na kontach w Austrii, to sam zrobię z nim porządek."
Gość jest lekarzem, można więc powiedzieć - typowym przedstawicielem tzw. klasy średniej. Przedstawia zatem ogląd systacji ze swojego, burżuazyjnego punktu widzenia. Wot i wsjo.