Wiadomo powszechnie, że tzw. czarne bloki składają się w dużej mierze z prowokatorów i manipulowanych świrów. Służą one temu, by dać pretekst policji do siłowych ataków, usprawiedliwienia policyjne przemocy, ale co gorsza, by zdyskredytować masowe ruchy związkowe i społeczne w oczach spokojnych obywateli. Nic tak nie wkurza ludzi, jak banda zamaskowanych ludzi w kominiarkach, którzy niszczą wszystko na swej drodze, nie raz bijąc i atakując również manifestantów z oficjalnych protestów. Ostatni CIA anarchistyczne informowało o wielu ujawnionych prowokatorach angielskiej policji w radykalnym ruchu. Okazało się, że głównie tajniacy wzywali do niszczenia i zamieszek. Tak to wygląda i wiecie o tym od czasów Genui 10 lat temu, kiedy to nawet telewizja pokazywała "czarny blok" wysiadający z policyjnych furgonetek i włączający się w budowanie barykad.
To jest bardzo źle, że Lewica.pl skupi się na akcje mały grupy anarchistów na demonstrację gdzie uczestniczyło się ok. 500,000 ludzie. Mainstream media - i w Wielkiej Brytanii i w Polsce – tez tylko przekazują te sceny przemocy. Robią to aby podważać co była bardzo ważną masową demonstracją zorganizowania przez związki zawodowa. Wyzwania dla Polski lewicy jest zbudować taką masową demonstrację w Polsce i nie jak prześladować głupie akcje wąski grupy anarchistów.
Przed zastosowaniem przemocy czy akcja bezpośrednią trzeba zrobić rachunek zysków i strat. Gdy społeczeństwo jest wkurzone zastosowanie jakichś radykalniejszych form może być skuteczne. Wielkie pokojowe marsze maja to do siebie, że rządzącym łatwo je zignorować, obstawić policją, zaplanować tak, aby nie stanowiły zagrożenia dla elit. Tymczasem spontaniczne blokady ulic, okupacje, a czasem jakieś bardziej zdecydowane działania przeciwko mieniu, są w stanie bardziej im zagrozić. Oczywiście też powinny one być zorganizowane tak aby uniknąć prowokacji czy policyjnej infiltracji. Mitem jest też że przemoc zawsze izoluje ruch od społeczeństwa. Nie jest to regułą, czasem może być wręcz przeciwnie.
Postaram się rozważyć ten problem szerzej w artykule publicystycznym. Częściowo skomentowałem już w tekście o przemocy w protestach społecznych w Polsce
http://lewica.pl/index.php?id=20484
Myślę, że dobrą odpowiedzią na twoje rozważania jest goły fakt, ze w tej "akcji bezpośredniej" brała udział grupka kilkuset osób, a w głównej demonstracji uczestniczyło pół miliona ludzi, którzy nie chcieli nawet słyszeć o żadnej akcji bezpośredniej. Nie twierdzę, że wszyscy uczestnicy marszu potępiali te drobne wybryki anarchistów, ale zwyczajnie świadomość ludzi pracy nie jest na poziomie walk z policją czy akcji bezpośredniej. To dlatego anarchiści są zawsze zmarginalizowani (to znaczy zawsze od kiedy ignorują poziom świadomości politycznej mas, a przecież bywało w historii inaczej).
Walki uliczne, w których będą uczestniczyć masy, mogą mieć miejsce w sytuacji, gdy poprzedzą je strajki, które dla przykładu policja będzie próbowała rozbić siłą. Gdy narośnie przemoc państwa względem klasowych działań ruchu pracowniczego. Wtedy dopiero klasa odbierze walkę uliczną z policją jako własną walkę. Do czasu gdy świadomość robotników nie jest na tym poziomie, walki uliczne i akcje bezpośrednie będą egzotycznym zajęciem egzotycznych grup ultralewackich w czarnych maskach, którzy dla 99% robotników nie tylko nie są godni zaufania, ale których się klasa robotnicza w swojej większości obawia.
A w bilansie strat i zysków tego typu walki z policją zawsze będą przynosić straty polityczne, do czasu aż to masy poczują, że koniecznością jest fizyczna odpowiedź na przemoc ze strony policji. W tym sensie walki uliczne izolują tę ultralewcką i zamaskowaną "awangardę" od mas.
Oczywiście są kraje, gdzie jest inaczej. W Boliwii jest długa tradycja walk z policją wśród klasy robotniczej. To co pisałem nie odnosi się do takich miejsc. Podobnie do pewnego stopnia jest obecnie w Grecji.
trudno zaliczyć nawet do propagandy czynem. To raczej czarny PR.
kiedy nie można być pokojowym i grzecznym i nie ma innego wyjścia niż "akcja bezposrednia". Czasem rządzicieli po prostu inaczej nie zrozumieją.
1234 - są też tacy, których nic tak nie wkurza jak "spokojni (burżujscy, mieszczańscy, obojętni, źli) obywatele"
dla elit jest dokładnie takie same. Z tą różnicą, że 200 tysięcy pokojowych demonstrantów naśmieci a 200 kolesi w czarnych kapturach zniszczy mienie za ileś euro. Ale jeśli ktoś naprawdę sądzi, że elitami wstrząsnie zdemolowanie MCdonalda czy siedziby banku to jest równie naiwny jak ten co flagi wywiesza w strajku ostrzegawczym.
Nie mam wyrobionego ostatecznego zdania na temat tzw. "demolek", choć osobiście uważam to za jałowe działanie, choć też nie płaczę, że poszła szyba w jakimś ekskluzywnym sklepie.
O wiele ciekawsze jednak były akcje okupacji niektórych domów towarowych i marketów przez grupę Uncut, które miało konkretny przekaz, który udało się upowszechnić. (tutaj filmik z okupacji luksusowego domu towarowego Fortnum & Mason w którym zaopatruje się m.in. rodzina królewska).
Co do anarchistów, to dla nas o wiele ważniejszym wydarzeniem był fakt, że w blokach anarchistycznych: Radykalnych Pracowników oraz Edukacji udział wzięło 20 tysięcy osób. To pokazuje, że anarchiści wychodzą z niszy i udaje nam się coraz częściej wypływać na szersze wody nie tylko w krajach tradycyjnie kojarzonych z ruchem jak Hiszpania, czy Grecja.
Mamy przykład Grecji gdzie jest zupełnie odwrotnie. Coraz więcej ludzi pod wpływem wkurzenia na elity i nieskuteczności pokojowych marszów bierze udział w bardziej radykalnych działaniach. W ogóle jestem przeciwny zarówno hurra rewolucjonizmowi awangardowych akcji czy zwykłych demolek jak i czekaniu z radykalniejszymi działaniami na mityczny bunt mas. W Irlandii kilka aktów sabotażu na lotnisku Shannon zmusiło Jankesów do zredukowania swojej obecności tam skuteczniej niż miesiące marszów w stylu "hop hop, wojnie stop", a ich sprawcy mieli po swojej stronie sympatię sporej części społeczeństwa.
Manifestacje w krajach o długich tradycjach demokratycznych są na ogół masowe i nieraz przeradzają się w zamieszki. Bywają skuteczne, jak np. przed paru laty we Francji, kiedy protestowano przeciwko antypracowniczemu prawu wymierzonemu w studentów. Rząd ugiął się pod żądaniami masowo zorganizowanych i często również nieprzebierających w środkach demonstrantów. Takie manifestacje nie zawsze odnoszą skutek, ale wpływają też na rozwój samoorganizacji społecznej i bardziej odważny kształt debaty publicznej.
W Polsce jesteśmy nauczeni, że jakiekolwiek akty przemocy (które nie są przecież wymierzone w zwykłych ludzi, ale ośrodki kapitału lub władzy, które również często stosują przemoc) to anarchia i ZŁO. Nie wspominając o praktycznym braku masowych manifestacji. Polacy, zamiast manifestować, wolą milczeć lub emigrować. Taki stan rzeczy utrzymuje się szczególnie od czasu stanu wojennego, kiedy to "dobry i praworządny generał" stłumił protesty "złych styropianowych rozrabiaczy", a prymas wezwał do zachowania spokoju społecznego. Nie jestem fanem żadnego z tych obozów, ale tak właśnie utrwaliła się na dobre bierność społeczna w Polsce. Efekty, jakie są, każdy widzi.
wojnie stop nie jest nieskuteczne bo hop ale dlatego, że te hop skanduowało w najlepszych chwilach kilkaset osób a na codzień kilkadziesiąt. Pierwsza pikieta przeciwko nalotom na Irak skończyła się spontaniczną blokadą drogi obok ambasady USA i było to równie bezsensu tyle, że zabawa nieco większa i pagony weterana do przybicia.
Sęk w ilości wykonujących daną czynność. Dla mnie 200 kolesi masakrujących Ronalda Mcdonalda jest tak samo absurdalnych jak 200 skandujących peace i twierdzących, że ruch rośnie.
Niemniej jednak tych 200 od peace nikogo od ruchu nie odstrasza. 200 gniewnych z łomami już tak
Niemniej jednak tych 200 od peace nikogo od ruchu nie odstrasza. 200 gniewnych z łomami już tak
Ale skąd ta pewność?
Zapomniałem linka dać do filmiku:
http://gu.com/p/2z3xd
Na zachodzie przeciwko wojnie w Iraku demonstrowały miliony i jaki był efekt? Kolejna skrajność to wiara w to, że jak się będzie łaziło z punktu A do punktu B to wystarczy. System od lat 60 przestał reagować na tego rodzaju manifestacje.
Za to popatrzmy ile mimo dużych strat i zamykanych kopalń udało się u nas wywalczyć górnikom. Paru płonących policjantów i rząd ówczesny się przynajmniej częściowo ugiął.
Jakby demonstranci zamiast słuchać w Londynie skompromitowanych liderów Partii Pracy i TUC zaczęli okupację Trafalgar Square (powiedzmy wystarczyłoby kilkadziesiąt tysięcy), tak jak proponowali anarchiści, to rząd konserwatywny musiałby przynajmniej iść na jakieś poważniejsze ustępstwa. A tak. Przeszli, poszli i kogo to obchodzi? Klasa rządząca ledwo to zauważyła, tyle co w mediach napisali.
Co do odstraszania to sprawa jest bardziej skomplikowana - pytanie kogo odstrasza. Klasę średnią, która dominuje w Internecie i mediach zapewne, ale już niezamożni z mojej dzielni wcale by się nie poczuli jakoś specjalnie odstraszeni. Zresztą nawet gazeta.pl nie było jakiegoś w komentarzach wielkiego oburzenia na te akcje, nawet niektórzy się wypowiadali że za mało przyjebali. Choć jak mówię dla mnie to jest jałowe trochę, bo ja wolę raczej budować ruch i struktury długofalowe niż generować okresowe wybuchy demolek. Tak też robi 90 proc. anarchistów w Wielkiej Brytanii i przynosi to efekty, co widać po rosnącej frekwencji w blokach anarchistycznych (poza Czarnym Blokiem).
Ale trzeba brać pod uwagę, że cierpliwość się kończy, zwłaszcza młodych ludzi i lepiej jak rozpierdalają witryny korporacji niż mieliby rozpierdalać domy obcokrajowców.
To co ludzi odstrasza od lewicy to raczej hermetyczny język, hermetyczne środowisko i skupianie się na akedemyckim rozszczepianiu włosa na czworo.
bogiem a prawdą to sama działalnośc na lewicy odstrasza od lewicy ale to tak w ramach złośliwości. Natomiast ja nie twierdzę, że samo chodzenie zmieni świat. Chodzenie ma sens w pewnym kontekście. Ilości chodzących. Konsekwencji jakie chodzenie wywiera na polityków. Koordynacji chodzenia etc etc. Ale to samo tyczy się demolki. Ma ona sens kiedy obok niej dzieje się kilka innych rzeczy pozwalających nadać tej demolce sens i sprawić, że gdyby ktoś chciał z demolką porozmawiać to ona płynnie od trzymania bejzbola może przejśc do podpisywania dokumentów.
Ale nie wierzę, że wyładowanie wkurwa na pierwszej lepszej instytucji luźno skojarzonej z oprawcą ekonomiczną ma większy sens od chodzenia
Według mnie Marku odstrasza. Nie chodzi mi tu o klasę średnią czy jakiś ą ę Żiżek raz proszę. Odstraszy wielu normalnych ludzi. Tak jak burdy na stadionach w latach 90 tych odstraszały kibiców w średnim wieku czy kobiety. Napierdalanie w wystawę nie jest dla większości ludzi zajęciem naturalnym. Dla niektórych nawet jeśli jest do przyjęcia to wiążę się z wewnętrznym przekonaniem o nieuchronności kary w stosunku do takiego zachowania. etc etc etc.
Jest jakiś powód dlaczego tych demolujących zazwyczja jest kilkaset razy mniej niż demonstrujących. Chyba, żeby założyć, że cała reszta jest mniej wkurzona na system. Ale to raczej zabójcze założenie
to jedyne wyjście, jak mówił pewien klasyk ,przemoc to jedyny argument który do nich dociera
Niestety nasza krajowa sytuacja jest taka a nie inna również dlatego że związki zawodowe zostały całkowicie spacyfikowane przez aparatczyków,widać to na przykładzie żółtych związków oraz OPZZ.Samoograniczenie wynikające ze strachu przed jakimś radykalniejszym działaniem, skazywały ludzi pracy na kolejne "kompromisy" które pogłębiały i rozwarstwienie i bierność.
Gdy słyszy się że w Europie zach wychodzi 500 000 ludzi, to budzi to podziw i zazdrość ale mówimy- to Europa zach.Gdy w Bułgarii wychodzi 20 000 ludzi,to rodzi się pytanie co stało się że Polska jest ostoją konformizmu,marazmu,oportunizmu,pustosłowia za którym nie idą działania.Wiadomo terror ekonomiczy-bezrobocie, systemowe media promujące bierność,skrajny indywidualizm ale czy tylko,co jeszcze /czy jest coś takiego jak charakter narodowy ??/ powoduje że zamiast protestu mamy popisy narodowej megalomani,obskurantyzmu,cwaniactwa.
Np. obecny etap walki z neoliberalizmem wymaga bezwarunkowego wsparcia interwencji humanitarnej w celu powstrzymania ludobójstwa nieuzbrojonych cywili w Libii.
Kto jest winien zadrapaniom na ciele gwałciciela: on sam napadający na kobietę, czy kobieta próbująca się bronić?
Rozumiem twoje uwielbienie dla NATO oraz Zjednoczonych Emiratów Arabskich ostoi humanitaryzmu,ale wspieranie wojny o ropę to kretynizm .
Wracając do tematu czasami najlepszą obroną jest atak.Nie przeprowadzi się zmian skacząc w rytmie antykapitalistycznej samby.
To fanatyczny zwolennik USA, cierpiący na fobię związaną z gen. Kiszczakiem.
Przecież bolo stroi sobie żarty...
A co masz do USA goszysto??? Związunio już nie wróci.
Tak wyglądają "akcje humanitarne" USA, buszystowska marionetko!
co to znaczy,że zadyma, "działania bezpośrednie" etc,są bardziej skuteczne? Jakie stosuje/zaproponuje kryteria?
Przeciwstawienie zadym głodówkom i marszom pokojowym a nie strajkowi generalnemu jest infantylne, gdyż koncentruje się na działaniach dość elitarnych z klasowego punktu widzenia, gdyż czy to głodówka 15 osób czy zadyma 1500 to jednak nie jest to nawet promil promila wyzyskiwanych! Pomijam tu załkowice zlekceważoną przeż Ciszę kwestię programu politycznego protestu w jego dowolnej formie - co, kto i dlaczego miałby zrobić po zadymie, głodówce, marszu pokojowym lub strajku?
Ale jak ktoś lubi wyłącznie akcje elitarne - jego wola, taki gust.
przeprowadzają elitarne jednostki a nie jacyś zadymiarze. Choćby komandosi z SAS w Libii. O! to jest dopiero elyta i elytarna akcja!
sądzisz, że te zadymy są masowe?
Pozostaje jeszcze pytanie główne - o ich skuteczność!
Cisza przytoczył przykład Grecji, gdzie były rzeczywiście nader liczne (choć wszak sporo skromniejsze od strajków) ale czy skuteczne? I w jakim sensie, bo nie przeliczajmy tego na ilość spalonych McDonald's-ów!
Zresztą co tam uważam, tak jest. Skuteczne mogą być strajki i skuteczna może być walka zbrojna. Zadymy będą skuteczne jeśli będą masowe. A jak będą masowe nie będą już zadymami ale walką zbrojną. I choć serce rośnie jak w jakimś banku lecą szyby, to władza sobie z tym doskonale radzi. Nawet jak strzeli do ludzi raz czy dwa.
Właśnie niedawno trybunał w Strasburgu orzekł, że zabójsto Gulianiego w Genui w 2001 roku było ok i w pełni uprawnione. Bo gdy zabija demonstrantów "demokratyczna" władza (jeśli nie jest to masowe) to wszystko jest w porządku, bo to przecież nie Kadafi ale demokratyczna Europa. Temu niewolno strzelać nawet do rebeliantów, bo... nie ma na to demokratycznego mandatu.
Pewnym jest natomiast to, że gdyby w Europie zadymy przerodziły się w walkę zbrojną masowe strzelanie do ludzi też miałoby miejsce i tylko w naszych oczach władzę mogłoby delegitymizować. Trybunał w Strasburgu też miałby inne zdanie.