Komentarze czytelników portalu lewica.pl Komentarze czytelników portalu lewica.pl

Przejdź do menu

Komentowany tekst

Ekolodzy alarmują: rośnie spekulacja żywnością!

Komentarze czytelników

Dodaj komentarz

Potrzebny

Potrzebny apel. Jak wszyscy jednak wiemy międzynarodowe instytucje finansowe i korpo mają nas głęboko w d**ie, podobnie jak zdrowy rozsądek. Chociaż - z ich strony jest to o tyle rozsądne, że przecież nikt ich do odpowiedzialności za to co zrobią nie pociągnie.

autor: Majrys, data nadania: 2011-04-04 19:04:34, suma postów tego autora: 230

Jeden plus.

Każda bańka spekulacyjna kiedyś pęka. ZAWSZE. A my już jesteśmy blisko szczytu...

autor: CHErwona Wolność, data nadania: 2011-04-04 19:56:42, suma postów tego autora: 387

"apel" oparty na wiedzy

juści spekulanci - niewymienione w apelu z nazwy "instytucje finansowe" zaprzestaną oferowania innym spekulantom - słynnym "inwestorom" nowych "produktów" (także bez konkretnych nazw) do hazardu z cenami żywności,
bo pojmą swą nieodpowiedzialność społeczną.

do kogo więc ten apel? (nazywa się on na stronie ecowawy "stanowiskiem organizacji pozarządowych") jesli nie ma to być zwykła teatralna gestykulacja - moze autorzy wyraźnie powiedzą? moze to jakaś akcja tożsamościowa?

jesli nie jesteś "instytucją finansową" czy inwestorem, to nie dowiesz sie o co konkretnie chodzi w przypadku nowej bańki spekulacyjnej, jakkolwiek różni się ona od np znanej bańki dotcomów,

zamiast opisu mechanizmu, imiennego wskazania "instytucji" i "produktów" czyli dobrej informacji dla zdolnego do uczenia się ignoranta jest apel do "instytucji"

wiedza o co chodzi przyjdzie sama,

czy jednak nie lepiej od niej zacząć
a po tem apelować i to chyba nie do spekulantów

przecież pod apelem nie podpisali się licealiści
(co prawda nie znam wszystkim)
i apeluje się publicznie

w rzeczy samej nie jest to okazja by siedzieć cicho,
ale widać że można ją zmarnować inaczej

autor: peregrinus, data nadania: 2011-04-04 20:02:07, suma postów tego autora: 141

A nie prościej byłoby po prostu

wprowadzić wolny rynek?

autor: Leopard, data nadania: 2011-04-04 20:05:36, suma postów tego autora: 431

@leopard

Och, oświeć nas proszę, w jakiż to cudowny sposób wolny rynek walczy z bańkami spekulacyjnymi??? Zabłyśnij przed nami, maluczkimi, niczym latarnia w socjalistycznych ciemnościach! Wnieś między nas kapitalistyczny kaganek oświaty!

Bo jednakowoż, mnie głupiemu, niegodnemu, zawsze się wydawało, że to właśnie wolny rynek generuje bańki spekulacyjne :))))))) Rzekłbym nawet, że historia kapitalizmu to historia kolejnych baniek spekulacyjnych :)))))

Ciekawy artykuł na temat spekulacji: http://www.polityka.pl/rynek/ekonomia/258632,1,raport-wielkie-banki-spekulacyjne.read

autor: CHErwona Wolność, data nadania: 2011-04-04 20:20:30, suma postów tego autora: 387

jak najbardziej wprowadzić

wolny rynek na giełdach,
bo niewoli je ONZ,
a w przyrodzie wypuścić na wolność Monsanto,
by zaprowadziło w niej wreszcie wolny rynek
(zresztą - jeden)

autor: peregrinus, data nadania: 2011-04-04 20:26:05, suma postów tego autora: 141

Nieśmiało chciałbym

przypomnieć szanownym ekologom, że drastyczny wzrost cen żywności zbiegł się z wprowadzeniem biopaliw. Coraz większy procent areałów przeznaczany jest pod uprawę roślin na biopaliwa, zamiast na produkcję żywności. Nie ma się co dziwić prostemu rolnikowi, który zamiast dywagować co w danym roku posadzić, żeby sprzedać i zarobić, woli posadzić rośliny energetyczne, na który zbyt ma zapewniony za stałą, przyzwoitą cenę. Koncerny paliwowe zmuszone do tego prawnie kupować muszą. Źle pojęta ekologia zamiast pomagać - zabija. I to dosłownie, bo liczba osób umierających z głodu zamiast spadać w miarę rozwoju cywilizacyjnego, z roku na rok rośnie.

autor: Stirlitz, data nadania: 2011-04-04 20:40:29, suma postów tego autora: 1578

skąd ma się brać jedzenie, jeżeli setki tysięcy hekrarów ziemi uprawnej leżą odłogiem?

i to nie tylko tej ziemi po PGRach! Rolnicy jak wiadomo dostają dopłaty. Dopłaty są to pieniądze z naszych składek, a nasze składki są z naszych podatków, ściąganych z każdego bez wyjątku od wszystkiego, co kupuje. Więc my wpłacając do unii pieniądze, otrzymujemy potem część z nich w postaci dopłat dla rolników. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że "ROLNIKOM SIĘ NIE OPŁACA". Nie opłaca się im siać i zbierać zboża. Nie opłaca się im hodować krów. Nie opłaca się im hodować świń. Nie opłaca się im oddawać owoce do skupu. Nie opłaca się im uprawiać warzyw w ogródkach przydomowych. To nie żart! Na jeden hektar uprawy dostają rolnicy średnio jakieś 500zł. Wystarczy, że ziemię zaorzą (mają talony na paliwo, czyli taniej diesel), cokolwiek zasieją, i nawet nie muszą tego zbierać, a dopłaty dostaną. Więc pytam: ZA CO? Dlaczego rolnicy nie rozumieją prostej sprawy, iż tylko ziemia jest w stanie wyżywić człowieka, i żadne pieniądze tego nie zastąpią? Zyski, jakie mają rolnicy, nie są w istocie duże. Ale: KRUS mają tani - kilkaset złotych na kwartał. Na paliwo mają talony. Na hektar mają dopłaty w gotówce. Podatek gruntowy jest proporcjonalnie niższy niż opłata za czynsz. Więc w kieszeni rolnika choć nie zostaje dużo pieniędzy, to jednak ludziom w mieście zostaje jeszcze mniej, a na balkonie nie da się wyhodować marchewki ani mieć jabłoni. Koszty utrzymania w mieście są duże, na wsi mniejsze. I nie chodzi o to by rolnikom cokolwiek zabierać, lecz o to, by przejęli oni na siebie odpowiedzialność za wyżywienie ludzi z miast, bo takie jest zadanie rolnictwa. Płacenie rolnikom pieniędzy bez żadnych zobowiązań jest oszukiwaniem i rabowaniem ludzi z miast. Nie może być tak, że kartofle kosztują tyle, co jabłka. Nie może być tak, że cytryny i pomarańcze są tańsze niż nasze kartofle. Nie powinniśmy zgadzać się na to, by łupiono robotników na plantacjach cytryn i pomarańczy tylko dlatego, żeby jakiś idiota, co mu kapusta kiszona nie smakuje, mógł sobie pić herbatkę z cytrynką. Niechże uczciwie za tą cytrynę zapłaci, a nie przyczynia się pośrednio i bezpośrednio do nędzy pracowników plantacji i deformowania polskiego rynku żywności. Za PRLu rolnicy dostawali kredyty preferencyjne z niezwykle małym oprocentowaniem - a często były one umarzane w sytuacji nieurodzaju. Ale rolnicy musieli dostarczać na rynek żywność. Bo takie jest zadanie rolnictwa i nie ma co się tu bawić w żaden wolny rynek, ponieważ ludzie muszą coś jeść, i to codziennie! Dawanie rolnikom pieniędzy po to, by tanio sprzedawali oni płody rolne pośrednikom bogacącym się na pracy rolników i na naszych podatkach wypłacanych rolnikom w formie dopłat, to polityka zupełnie błędna, rujnująca zdrowie ludzi i nasza gospodarkę. W rolnictwie nie może być żadnego wolnego rynku i o tym wiedzą od dawna nawet w takich krajach jak USA, gdzie tzw. dopłaty otrzymują ogromne fermy (które polityką spekulacyjną i owymi dopłatami doprowadziły do ruiny małe gospodarstwa rolne i w USA mniejszych ferm praktycznie juz nie ma. To, co było wyrazem wolności: niezależność ludzi posiadających ziemię, która ich żywiła, jest już tylko historią) i są to sumy kolosalne. Cały ten system wprowadzany u nas ma jak widać to samo za zadanie, a rolnicy wolą pieniądze z dopłat niż pieniądze zarobione własną pracą. Na wsi nie ma już kolorowych kur, bo niemal wszyscy biorą brązowe kury nioski w wylęgarni. Kury te są mało oporne na choroby i muszą jeść paszę i syntetyczne witaminy. Kiedyś kura żarła byle co i żyła nawet pięć lat. Sama wysiadywała pisklęta. A te obecne kury nie mają już tego instynktu, i nawet, gdy zdarzy sie takiej kurze, że coś wysiedzi, to nie potrafi ona nauczyć piskląt, które rośliny są jadalne i kiedy należy je jeść. Po prostu te kury z wylęgarni są głupie. Jedynie zielononóżki - których nie da się zmusić do niesienia jaj w bateriach hodowlanych, a w jajach których ponoć nie ma "złego cholesterolu", przeżywają obecnie niewielki renesans. Wiele gatunków kaczek znikło bezpowrotnie. Gęsi też nie mają instynktu do wysiadywania jaj i gęsie pisklęta można kupić tylko w wylęgarniach, a nadają się one jedynie na tucz. Niszczy się wszystko, co stanowiło bogactwo wsi. Wygolone trawniczki okalają domy, nie ma prawie wiejskich ogródków kwiatowych z przeróżnymi bylinami i krzakami róż. Pieniędzy nie da się jeść. Różnorodność biologiczna zwierząt hodowlanych zapewni przeżycie ludziom, a nie szprycowane hormonami i sterydami zwierzęta, nie widzące słońca, nie znające deszczu, z zamordowanymi instynktami. Te żałosne kreatury ze zwierzęcych obozów koncentracyjnych, nie dostarczą nikomu dobrego mięsa i jaj dających ludziom zdrowie. Na naszych oczach i za nasze pieniądze niszczona jest wieś z jej różnorodnością bezpowrotnie. Ceny żywności są jedynie tego efektem. Wieś ma żywić miasta i sama się wyżywić. Jedzenia nie produkuje się w fabrykach. W fabrykach można co najwyżej je przetwarzać.

autor: nana, data nadania: 2011-04-04 21:04:01, suma postów tego autora: 4653

Apel

@"Apelujemy więc do instytucji finansowych by kierowały się zasadami społecznej odpowiedzialności"

Gdyby w Nagrodach Darwina była katageoria NAWINOŚĆ ten apel miałby 1. miejsce.

autor: mlm, data nadania: 2011-04-04 22:22:05, suma postów tego autora: 4284

Te stlaśliwe biopaliwa....

W Europie na cele energetyczne wykorzystuje się jedynie 5 % produkcji tłuszczów, w dodatku znaczący udział na tym rynku ma import z SZA. W przypadku zbóż jest to 1 %, zatem nie da się w ten sposób uzasadnić tak znacznego wzrostu cen żywności.

Ciekawostką jest to, że - w/g analizy Roberta Gmyrka z Orlenu - w latach 2006-07 ceny ropy naftowej i oleju rzepakowego wzrosły podobnie o ok. 50 %, co wskazuje na uzależnienie cen produktów rolnych od cen ropy naftowej.

Oczywiście nie twierdzę, że biopaliwa są doskonałym rozwiązaniem, mądrzej byłoby ograniczyć zużycie paliw w ogóle (parafrazując Clintona: komunikacja miejska, durniu! ;-)), ale nie sądzę, by rezygnacja z nich na rzecz zwiększonego popytu na ropę była tym, co może obniżyć ceny żywności...

autor: Miś_Bucharin, data nadania: 2011-04-04 22:25:35, suma postów tego autora: 3566

CHErwona Wolność

Zauważ że w branżach gdzie panuje wolny rynek np gastronomia, szkoły jazdy, usługi remontowe i wiele innych nikt o żadnych "spekulacjach" ani "zmowach cenowych" nie słyszał. Zmowy cenowe i spekulacje nagminnie występują w branżach regulowanych np produkcja żywności, sprzedaż paliw, pośrednictwo nieruchomości, przewozy pasażerskie, lecznictwo, usługi prawne, produkcja materiałów budowlanych.

Co chwilę słyszy się że UOKIK (instytucja dzielnie zwalczająca problemy nie znane w kapitalizmie)właśnie w tych branżach regulowanych wykrył jakąś zmowę cenową. O podobnych przypadkach w branżach nie regulowanych nikt nie słyszał.

autor: Leopard, data nadania: 2011-04-04 22:36:54, suma postów tego autora: 431

@leopard

Drogi geniuszu!

Primo, chciałbym nieśmiało zasugerować, że "gastronomia, szkoły jazdy, usługi remontowe i wiele innych" to usługi a nie dobra materialne, na które istniałyby kontrakty terminowe, które notowałoby się na giełdzie i które można by w jakiś sposób gromadzić. Konsekwencją tego stanu rzeczy są niejakie "drobne" trudności przy spekulowaniu nimi i pompowaniu na nich baniek spekulacyjnych. Ale to zapewne szczegół, nieprawdaż..? Jestem z resztą pewien, że kapitalizm znajdzie w końcu na to jakiś sposób i na przykład wprowadzi zapisy do fryzjera na 3 lata do przodu, które to zapisy można będzie odsprzedawać innym. Wtedy bańkę na usługach fryzjerskich będziesz miał jak w banku :))))

Secundo... "Zmowy cenowe i spekulacje" to pojęcia tak zupełnie różne i mające tak całkowicie różne przyczyny, że łączenie ich w jednym zdaniu, zakrawa na paranoję i przypomina połączenie śledzia z pomarańczami. Zupełna abstrakcja.

Tertio, zmowy cenowe występują tam gdzie istnieje kartel lub oligopol, a więc wolny rynek jest zakłócony. Problem jest jednak jest taki, że choćbyś staną głowie i zamachał uszami nie uda ci się otworzyć, dajmy na to, nowej wytwórni gumy mogącej konkurować np. z SHELLem (kartel wykryty przez UE w roku 2006). Masz za mało kasy. Wolny rynek bowiem to takie cuś co nieregulowane, samo z siebie prowadzi do powstania coraz większych, globalnie dominujących korporacji (w skutek akumulacji kapitału) i w konsekwencji - do samozagłady (ze względu na istnienie karteli).

Przypominam też, że zgodnie z doktryna wolnorynkową, producenci mają prawo sprzedawać towary po takiej cenie, jakiej tylko sobie zażyczą. Tak więc zmowy cenowe są nie tylko logiczną konsekwencją wolnego rynku, ale także nie gwałcą jego reguł, chociaż prowadzą do jego zniszczenia. Tymczasem "biurokratyczne regulacje" nie tylko nie są przyczyną powstawania karteli, ale wręcz powstawaniu ich przeciwdziałają. Dlatego też, chociaż regulacje nie są zgodne z doktryną wolnorynkową, to jednak są one jedynym sposobem utrzymania wolnego rynku przy życiu.

Podsumowując zalecam ograniczenie lektury bloga Korwina, a zwiększenie częstotliwości zaglądania do książek do ekonomii. Niech to nawet będą książki Balcerowicza i Friedmana, bylebyś zaczął coś czytać, bo wychodzi na to, że mechanizmy wolnorynkowe znam znacznie lepiej od ciebie :))))

autor: CHErwona Wolność, data nadania: 2011-04-04 23:33:03, suma postów tego autora: 387

@Miś

Generalnie się z tobą zgadzam - sam chciałem napisać coś takiego (jeszcze raz polecam wspomniany przeze mnie wcześniej artykuł!!!). Z jednym wyjątkiem:

"Ciekawostką jest to, że - w/g analizy Roberta Gmyrka z Orlenu - w latach 2006-07 ceny ropy naftowej i oleju rzepakowego wzrosły podobnie o ok. 50 %, co wskazuje na uzależnienie cen produktów rolnych od cen ropy naftowej."

Tu jest błąd. Współistnienie dwóch zjawisk nie oznacza jeszcze, że jedno z nich jest przyczyną drugiego. W tym przypadku raczej oba te zjawiska mają wspólną przyczynę - gdzieś należy wpompować "drukowane" w szaleńczym tempie przez FED dolary. Po pęknięciu bańki IT, pompowano je w nieruchomości, kiedy i ta bańka pękła, zaczęto je pompować w surowce i żywność. To na prawdę w swojej istocie prosty mechanizm ;)

(O tym też jest we wspomnianym przeze mnie artykule. Polecam :)))

autor: CHErwona Wolność, data nadania: 2011-04-04 23:41:31, suma postów tego autora: 387

CHErwona Wolność

Wielkie korporacje powstają nie na wolnym rynku, tylko dzięki układom z rządami. Załatwiają sobie takie regulacje, które tylko one mogą spełnić, dzięki temu one rosną w siłę i żadna konkurencja im nie może zagrozić. To prowadzi do powstawania monopoli i karteli a nie wolny rynek.
Na wolnym rynku producenci nie mogą sprzedawać produktów po cenach jakie chcą, gdyż konkurencja im na to nie pozwoli. W socjalizmie załatwiają sobie regulacje, które konkurencję eliminują i wtedy mogą sobie robić z cenami co chcą.
Odnośnie spekulacji, to w PRL też pustkom na półkach sklepowych winni byli spekulanci, gdy zmieniono system na bardziej wolnorynkowy to spekulanci zniknęli. Każda władza socjalistyczna musi mieć wrogów, żeby wyjaśnić dlaczego jest tak źle, skoro miało być tak dobrze. Przypominam że przed wejściem Polski do UE, kilogram cukru kosztował około złotówki i gdzie wtedy byli spekulanci?
A bańki cenowe, które są wynikiem zbiorowej głupoty oczywiście się zdarzają, ale szybko pękają i wszystko wraca do normy.

autor: Leopard, data nadania: 2011-04-05 00:39:09, suma postów tego autora: 431

taki wolny rynek

o jakim piszesz nie istnieje, to utopia. Przywileje dla najbogatszych, dla korporacji, umożliwiające niszczenie mniejszej konkurencji są nieodłączną cecho kapitalizmu. Wiara w "dobry" kapitalizm dający równe szanse to w najlepszym wypadku naiwność, a częściej głupota.

autor: Cisza_, data nadania: 2011-04-05 08:00:47, suma postów tego autora: 2083

Uzupełnienie.

Cherwona Wolność. To jest akurat opinia tego speca z Orlenu.

autor: Miś_Bucharin, data nadania: 2011-04-05 10:01:47, suma postów tego autora: 3566

Bucha! cha! cha!!!!

Opłaty za CO2 są powodem derastcznego wzrostu ceny energii, a co za tym idzie jedzenia.

Przypominam również, że jak do tej pory nie ma dowodu , że CO2 podnosi temeraturę Ziemmi. Są natomiast dowody(nie wiadomo czemu ukrywane), że to jedynie skutek (a nie przyczyna) zmiany klimatycznych.

Polecam film na YOUTUBE pt. Chmury słuchają się gwiazd

http://www.youtube.com/watch?v=ptx8_tXDTRI

autor: dzeus, data nadania: 2011-04-05 10:36:13, suma postów tego autora: 1046

...

Za wzrost cen żywności odpowiada podwyższenie VAT, producenci, pośrednicy, jak i - bardzo często - bezpośredni sprzedawcy żywności, którzy korzystają z okazji i zawyżają ceny.

W PRL, kiedy rosły ceny żywności, ludzie wychodzili protestować na ulice (co zresztą nie zawsze dobrze się dla nich kończyło, a jednak mieli w sobie tę determinację), w III RP, kiedy rosną ceny żywności, ludzie włączają TVN. A w ostateczności emigrują.

autor: wloczykijas, data nadania: 2011-04-05 11:26:57, suma postów tego autora: 975

Nana

Twój komentarz jest bardzo informacyjny i daje dużo do myślenia.

Pozdrawiam

autor: Margo, data nadania: 2011-04-05 11:58:22, suma postów tego autora: 627

Margo, dzięki.

Inną kwestią jest, że setki tysięcy hektarów to plantacje np. orzecha włoskiego. Ponoć na to są największe dopłaty, i to dobre kilkadziesiąt lat (słyszałam, że jest to lat dwadzieścia). Więc taki właściciel ziemi sadzi orzech włoski, raz czy dwa razy do roku przejeżdża kosiarką między rzędami i ma z tego wielką kasę. Są to pieniądze odebrane nam wszystkim i wpłacone do unii. Z tej unii ci "plantatorzy" dostają dopłaty, ale ziemia nie rodzi nic. Nikt nie ma z niej korzyści oprócz "plantatorów", których utrzymuje społeczeństwo. DLACZEGO? Jeżeli nawet za dwadzieścia lat będą orzechy włoskie z takiej plantacji, to i tak nie będą one nikomu rozdawane za darmo, lecz właściciel "plantacji" będzie je sprzedawał tym, którzy mu tą plantację de facto finansowali. JAK TO MOŻLIWE? Poza tym nigdzie nie jest powiedziane, że taka plantacja musi kiedykolwiek dawać plony orzechów. Orzech włoski jest podatny na przemarzanie i wiele drzewek usycha. Na ich miejsce dosadza się ewentualnie nowe - ale po co, skoro wiadomo, że nie nadają się do naszego klimatu?

Modne jest też zakładanie sadów jabłoniowych w formie monokultury. Nawet w regionach, o których wiadomo,że rosnąć tam mogą jedynie star odmiany jabłoni, będących wielkimi drzewami. Już Profesor Pieniążek robił badania na terenie naszej Ojczyzny i bardzo dobrze jest udokumentowane, co i gdzie rośnie u nas najlepiej, żeby był z tego pożytek dla ludzi. Więc taki sad jabłoniowy na dwudziestu hektarach ma za zadanie przynosić właścicielowi jedynie forsę w postaci dopłat. Bo na pierwsze zbiory jabłek trzeba czekać i dziesięć lat (choć już po paru latach po kilka jabłek na drzewkach być może), a już od dawna wiadomo, że sprzedawać jabłek SIĘ NIE OPŁACA. W skupie były one nieco poniżej dwudziestu groszy za kilogram - tych na soki i przetwory. Konsumpcyjne były nieco droższe, ale dużo kosztuje ich magazynowanie, bo obecnie produkowane gatunki przechowują się słabo, a i to tylko w klimatyzowanych magazynach. Jaki więc interes ma mieszkaniec miasta w tym, by "plantatorzy" dostawali dopłaty z jego podatków?
Znany jest u nas także przypadek, że rolnik na kilkunastu hektarach ziemi uprawnej zasiał trawę. A że nie opłaca się hodowla krów, no to kosi tą trawę i albo gnije ona w stercie balotów, albo rozdaje ją ten człowiek temu, kto tą trawę chce. Ale dopłaty do "pastwiska" bierze. PRZECIEŻ TO JAKAŚ PARANOJA! Wyjeżdża na wiosnę na "pastwisko", rozrzuca nawozy sztuczne. Potem tą trawę kosi. Potem jest mu ona zupełnie niepotrzebna,ale dopłaty dostaje regularnie, bo zgodnie z wytycznymi unii pastwisko ma i je pielęgnuje. A co obchodzi ludzi z miasta, że jakich chłop na wsi dba o swoją trawę? I dlaczego nie działa to w obie strony i ludzie w miastach też nie mają korzyści z powodu istnienia wsi i rolnictwa?
Jeżeli ludzie z miast nie zajmą się tym tematem poważnie, to żywność będzie coraz gorszej jakości, będzie reglamentowana, a zrujnowani rolnicy będą zasiedlać miejskie slamsy. Nie trzeba szukać daleko, by znaleźć tego przykłady.
Za PRLu było ok. dziesięć razy więcej krów mlecznych niż jest ich obecnie. Czy jest już jasne, dlaczego nasz kraj jest aż tak kolosalnie zadłużony? Wówczas ponoć brakowało jedzenia - choć głodnych spotkać był trudno! Obecnie jedzenia jest ponoć w bród. Czy wreszcie ktoś się zainteresuje, skąd się ono bierze i jaką cenę płaci za to nasze państwo?
Za PRLu w każdym gospodarstwie mieli rolnicy świnie. Karmili je zbożem i kartoflami (obecnie niektórzy rolnicy palą zbożem w piecach w celach ogrzewania mieszkania, bo tak jest taniej. Dlaczego palić żytem jest taniej, a sprzedać je ludziom na chleb to już jest nieopłacalne?) Teraz praktycznie świnie są hodowane na fermach, po kilkanaście tysięcy sztuk. Do macior i knurów używa się feromonów, stymulujących ich rozrodczość. Czy ma to wpływ na późniejszych konsumentów takiego mięsa? Niezależne (ha ha ha!!!) badania stwierdziły z całą pewnością, że wpływu żadnego nie ma. W takim razie dlaczego to w ogóle działa?
Wczoraj akurat oglądałam u Niemców program o takim jednym właścicielu dyskoteki, który za całe tysiąc euro kupił takie właśnie feromony w celu zastosowania ich w dyskotece, bo " w tygodniu to tam się mało dzieje" - tak powiedział dosłownie - a co się ma tam w tygodniu dziać?!? Więc najpierw rozpylono feromony mające działać na płeć męską. I nawet po jakimś czasie tak na oko nie działo się nic. Potem ów podczłowiek rozkazał rozpylić feromony mające wpływ na dziewczyny. Niby nic się nie działo, ale po jakiejś pół godzinie jedna z dziewcząt wykrzyknęła: "das macht die Frauen lesbisch!" (to robi z kobiet lesbijki). Po raz nie wiem już który ponawiam pytanie: CÓŻ TO MY SIĘ MAMY NAUCZYĆ OD TEJ ZACHODNIEJ "CYWILIZACJI"? Czy ubezwłasnowolniania ludzi przy pomocy substancji chemicznych stosowanych wobec świń?

Zdrowa żywność daje zdrowie ludziom i ich potomstwo też jest zdrowe. Produkowanie żywności ewidentnie szkodzącej zdrowiu ludzi i następnie produkowanie "leków" mających za zadanie przywracać ludziom zdrowie to eksperyment na ludzkości mający za zadanie ludzkość przetrzebić.

Wszyscy już to widzą. Lecz nie wszyscy chcą w to uwierzyć. Po co jednak wierzyć w coś, co jest widoczne gołym okiem? Czy trzeba wierzyć w deszcz, gdy on pada? Czy trzeba wierzyć w wiatr, gdy on wieje? Czy trzeba wierzyć w słońce, gdy ono świeci? Jest faktem, że ogólnie dostępna żywność jest dla ludzi szkodliwa. I coś ludzie muszą z tym zrobić, bo samo z siebie się nie zrobiło o samo z siebie nie zniknie.

autor: nana, data nadania: 2011-04-05 14:05:06, suma postów tego autora: 4653

A cp ze stonką? ;-)

Jakbym się cofnął w czasie. Zielononóżki, czy inni czarnosecińcy nie chcą jaj znosić jak nie od żyły wodnej płynącej pod kurnikiem, to od uroku rzuconego przez wiedźmę, choć niewykluczone, że palce maczali w tym trujący chemią NWOrdercy...

Ale do rzeczy, Dzeusie. To fakt, że pomysł handlowania limitami emisji nie jest najszczęśliwszy, ale czego więcej oczekiwać od mutacji kapitalizmu i biurokracji?

Co się tyczy liczb, w Polsce wzrost kosztów wyprodukowania energii spowodowany potrzebą nabycia dodatkowych "praw do emisji" wynosi do 10 zł/MWh, przy cenie rynkowej prądu wynoszącej ok 200 zł/MWh, czyli do 5 %. To wartość maksymalna, nie wszystkie elektrownie przekraczają limit. To jest ten drastyczny wzrost?!

autor: Miś_Bucharin, data nadania: 2011-04-05 18:52:46, suma postów tego autora: 3566

A żywność w PRL była zdrowa? W tym późnym PRL?

Z pozaklasową wodą w większości rzek, dramatycznym skażeniem powietrza i gleb, niską kulturą nawożenia, dramatem w przetwórstwie?
O tym samym kraju mówimy?

autor: west, data nadania: 2011-04-05 19:07:24, suma postów tego autora: 6717

ekologia to też woda, i o niej to niezwykle ciekawie:

Odkrycia naukowe

„Nieskończona siła wody”

Wiktor Schauberger (1885-1958) – prosty leśniczy, dokonał prawdopodobnie najbardziej fundamentalnego odkrycia XX stulecia i swoją techniką powstawania wirów odkrył dla ludzkości całkowicie nowe źródła energii.
Ponad 60 lat temu człowiek ten pokazał jak można oczyścić naszą wodę naturalnym sposobem i jak wykorzystać jej ogromną siłę. Jeśli korzystalibyśmy z wiedzy Wiktora Schaubergera to mielibyśmy nie tylko wodę dobrej jakości, lecz także tanią i czystą energię pochodzącą z wody i powietrza. Wystarczy tu wymienić obecną zgubną technikę eksplozji na biotechniką bezwybuchowego zniszczenia, a wszystkie poważne problemy ludzkości byłyby rozwiązane. Właśnie dlatego one do tej pory nas nie opuszczają.
„Można zobaczyć na ile pozwala historia, że wszyscy, którzy zajmowali się wyjaśnieniem zagadki wody, byli strasznie przytłoczeni. Także wspominając fragmenty, które znajdujemy w starych książkach i które wyjaśniają nam istotę wody, a w następnych wydaniach znikają. Ochrona tajemnicy wody to również i środek gwarancji siły pieniądza. Procenty rosną tylko w niedoskonałej ekonomice.
Rozwiązując problem generacji wody i czyniąc możliwym otrzymanie każdej ilości oraz każdej jakości wody w jakimkolwiek miejscu, człowiek na nowo opanuje ogromne pustynne ziemie. Obniży tym samym cenę sprzedaży żywności, jak i cenę sprzedaży roboczogodziny maszyny do takiego minimum, że odpadnie wszelka chęć spekulacji na tym. Obfitość żywności i ekonomiczna wydajność maszyn stanie się takimi miażdżącymi dowodami, że ogólne wyobrażenie o świecie, a także cały światopogląd, ulegną zmianie.
Ochrona tajemnicy wody to najpotężniejszy kapitał nad kapitały. Z tego powodu każde doświadczenie służące do jej ujawnienia bezlitośnie jest dławione w zarodku.”
Wiktor Schauberger, który napisał te słowa ponad pół wieku temu, był człowiekiem wybitnym. Człowiekiem posłanym przez Boga, ażeby znów dać „oświeconym” ludziom starożytną wiedzę o istocie wody. Człowiek o bezkompromisowej uczciwości i pełen oddania przyrodzie. Człowiek, który całe swoje życie uparcie walczył i, załamanym, zmarł w nędzy i samotności.
Lecz pozostawił on spuściznę, której bogactwo jest bezcenne, a wiedza daje inspiracje stanowiące istotę wielu zdumiewających opracowań. Przy tym Wiktor Schauberger odkrył tylko to, co było już dawno wiadomo Inkom, Mongołom, starożytnym mieszkańcom Krety lub tybetańskim mnichom, a mianowicie fakt,iż każda woda wiruje i jeśli pozwolić jej, by płynęła naturalną drogą, można wywołać prawdziwy cud.
Wiedza Wiktora Schaubergera była rewolucyjna. Obaliła ona kilka praw hydrologii i wyszła szeroko poza ramy tego, co my, ludzie, wiemy o wodzie. Zadziwiające, że wielu uczonych do tej pory nie rozumie, o czym on mówił. Jeden z nich, prof. Wilhelm Balters, był zmuszony otwarcie przyznać: „Jak mogliśmy zrozumieć język Schaubergera, jeśli jego trud należy do przyszłości.” Lecz przyszłość już dawno nastąpiła!
Cofnijmy się do korzeni Wiktora Schaubergera. Urodził się on w 1885 r. na prowincji w austriackim mieście Holzschlag jako piąte, spośród dziewięciorga dzieci. Jego dziadek był ostatnim cesarskim leśniczym w Bad-Iszle w czasach Franza Józefa. Jego ojciec pracował jako główny leśniczy, jak też i dziadek, pradziadek i prapradziadek. Wiktor był prawdziwym „synem lasu”. Całymi dniami błąkał się sam w dziczy podobnej do nieprzebytego lasu znajdującego się wokół jeziora(…), na co mało kto wtedy się zdobył.
Ojciec Wiktora chciał wysłać syna na uniwersytet, aby tam nauczył się leśnictwa. Lecz Wiktor odmówił. Uważał, że wykładowcy tylko zniekształcą jego nieuprzedzone, naturalne spojrzenie na przyrodę, jak to się stało z jego bratem. Dlatego poszedł uczyć się do zwykłej szkoły leśnictwa i został leśniczym.
Jego pierwszy rejon należał do księcia Adolfa von Schaumburg-Lippe. Było to 21 tysięcy ha prawie nietkniętej puszczy pod (…). Schauberger kochał ten dziewiczy las, który pewnie nie widział jeszcze żadnego człowieka. Nietknięta przyroda lasu pozwoliła mu uzyskać pierwsze wrażenia i dała możliwość wniknięcia w istotę wody, co Wiktora szczególnie interesowało.


Moc schłodzonej wody

Pierwsze, co Schauberger zrozumiał to to, że woda nie lubi światła słonecznego. W lesie od dawien dawna istniało źródło, nad którym stała chata z kamienia. Po jej zawaleniu źródło zostało odkryte i przestało być chronione przed promieniami słonecznymi. Niebawem uległo ono wyschnięciu i nikt nie wiedział dlaczego tak się stało. Kiedy nad nim znów wybudowano kamienną chatę, woda pojawiła się ponownie.
Jeszcze za czasów dawnych Rzymian było wiadomo, że oni zawsze zakrywali swoje źródła kamiennymi płytami z niewielką okrągłą nasadką dla wody, do której wkładali odpływową rurkę w taki sposób, aby nie wchodziło do niej powietrze.
Woda lubi cień. Dlatego wszystkie źródła ukryte są w gęstych lasach lub głębokich szczelinach skalnych. Rzucające na wodę cień drzewa i krzewy na brzegach chronią naturalnie płynące rzeki i potoki. Oprócz tego, Schauberger zaobserwował, że zwiększony poziom wody powodziowej w czasie roztopów (kiedy woda nagrzewa się) tworzy płycizny z dennych nanosów, które często w chłodne jasne noce (kiedy woda ochładza się) są spłukiwane same przez siebie. Na podstawie tego wyciągnął on wniosek, że siła unosząca i siła (…) osiąga maksimum wtedy, kiedy temperatura wody jest niska, a jej przepływ swobodny.
Najpierw udowodnił on to zimą 1918 r., kiedy to miasto Linz odczuwało z powodu wojny ogromny deficyt drzewa na opał. W górach, w lesie, było dużo powalonych drzew, lecz brakowało zwierząt jucznych i wystarczającej ilości rąk do tego, by spławić las. Wówczas nikomu nieznany leśniczy Schauberger podjął się wodować las do doliny i wybrał do tego celu maleńki górski potok, pełen podwodnych kamieni, o którym wszyscy eksperci jednogłośnie stwierdzili, że spław lasu jest nim niemożliwy. Właśnie wtedy Wiktor Schauberger został skrytykowany za to, że jego poglądy niby są nieprawidłowe, a bezczelność niesłychana. Schauberger nieraz musiał przemawiać do rozsądku swoim krytykom. Poczekał on do poranka, kiedy to bardzo chłodna woda nieomylnie i we właściwym momencie zalała las. W ciągu jednej nocy całe drzewo przeznaczone do spławienia zostało spuszczone do doliny.
Później Schauberger zostanie znany ze swoich wspaniałych spływowych urządzeń.

Nr 7 (187) – cd.

O (…) kamieniach w wodzie.

Następnym fenomenem niezwykle oczarowującym Wiktora Schaubergera, były pstrąg i łosoś w górskich potokach. W jaki sposób pstrągowi udawało się nieruchomo zamierać w najburzliwszych potokach? Jak on błyskawicznie ustawia się przeciw nurtowi, zamiast zostać uniesionym przez wodę i w dodatku jeszcze przy powierzchni, a nie w zbawiennej głębi? Czy nie jest z tym związana umiejętność pstrąga odnośnie temperatury wody? Pomyślano – zrobiono: Schauberger podgrzał 100 l wody i wlał je do potoku powyżej tego miejsca, gdzie pływał pstrąg. Taka ilość wody nie mogła zasadniczo zagrzać wody w potoku, lecz po czasie pstrąg zaczął przejawiać zaniepokojenie, częściej uderzał płetwami. Z trudem utrzymywał się na swoim miejscu, a wkrótce został zepchnięty z nurtem w dół.

Graficzny podłużny przekrój odcinka koryta rzeki, na którym jest widoczne, jak z pomocą prostej jajowatej konstrukcji można zawirować wodne masy i zmieszać chłodną gruntową wodę z ciepłą wodą wierzchu, nadając wodom rzeki prawidłową temperaturę.

Wiktor Schauberger pytał siebie, jak pstrągowi udaje się pokonywać podwodne przeszkody i wodospady? Dlaczego on wyskakuje tym wyżej, czym bardziej burzliwie i szybciej woda płynie w dół? Zaobserwował, jak pstrąg bez ruchu wysoko szybuje w spadającym strumieniu i natychmiast z siłą rzuca się z góry do wodnego potoku, tak po prostu. Odpowiedź Schauberger otrzymał tylko przez dziesiątki lat intensywnej obserwacji wody. Dzisiaj wiadomo nam, że każda siła, materialna lub niematerialna, tworzy siłę równą sile przeciwdziałającej. Dokładnie tak, jak tornado wznosi zawirowaniem powietrzne masy na zewnątrz, ażeby później wciągnąć je do siebie, tak samo też płynąca woda przenosi energię skierowaną przeciwnie do ruchu wody. Ten potok energii, który można widzieć w wodospadzie jako jasny świetlny kanał wewnątrz wodnej strugi, wykorzystuje pstrąg, który wciąga się potokiem, jakby środkiem wodnej trąby (powietrznej).
Schauberger dokonał jeszcze jednego niewiarygodnego odkrycia. Księżycową, chłodną zimową nocą zobaczył, jak w jednym zbiorniku wodnym, utworzonym przez górski strumień, kamienie wielkości głowy, odrywały się od podłoża i wirując, jak pstrąg przed dużym „skokiem”, unosiły się na wierzch wody, kołysząc się na niej! Ciężkie kamienie! Schauberger nie wierzył własnym oczom. Jak siła je podnosiła?
To była właśnie ta drzemiąca w wodzie siła lewitacji, pozwalająca pstrągowi „skakać”.
Prawda, lewitują nie wszystkie kamienie. Tylko wyszlifowane jajoowalne kamienie tańczyły na wodzie, bez jakichś przeszkód; kanciaste nie unosząc się, leżały na dnie. Dlaczego? Dlatego, że forma jajowata osobliwie łatwo reaguje na ten ruch i kamienie mogą pokonać siłę przyciągania. To można sprawdzić samemu: biorąc okrągłe, cienkie, wąskie naczynie, napełnić je wodą i włożyć do niego jajko. Jak tylko zaczniecie z lekka poruszać (zawirowywać) wodą (np. ołówkiem), to można zobaczyć jak jajko powoli odrywa się i unosi wysoko na powierzchni, dopóki utrzymuje się wir.
Doświadczenie implozji przeprowadzone zostało przez syna Wiktora Schaubergera, Waltera. Widzimy, jak woda formuje hiperboliczny wir, dokładnie zgodny z prawem dźwięku. Chodzi tutaj o tak zwaną „dźwiękową wieżę”.

Nr 8(188) – cd.

Cuda techniki, skopiowane z przyrody.

Gdy u księcia Adolfa von Szamburg-Lippe pojawiły się kłopoty finansowe, postanowił on większą część lasu z rejonu Schaubergera przemienić w pieniądze, lecz transport z oddalonych części wyrębu był zbyt kosztowny. Eksperci przygotowywali różne propozycje, lecz żadna z nich nie była odpowiednia. Kiedy książę zwrócił się do swojego leśniczego, ten obiecał obniżyć koszty transportu z 12 szylingów/m3 do 1 szylinga.
Schauberger wykonał urządzenie do spławienia swojej konstrukcji za własne pieniądze. Spławną rynne rozciągnął na 50 km. Nie kierował się on do doliny najkrótszą drogą, lecz kręcąc, posuwał się do przodu. Tego jeszcze nikt nie widział. Od czasu do czasu Schauberger wylewał wodę z rynny i wpuszczał świeżą z górskich potoków. Dlatego, że pnie, według jego słów, dobrze ślizgają się w chłodnej wodzie.
Wiktor Schauberger opierał się nie tylko na własnych obserwacjach, lecz także na wiedzy swojej rodziny nagromadzonej przez wiele pokoleń. Jeszcze jego ojciec uczył, że woda pod wpływem promieni słonecznych uspokaja się i leniwieje w tym czasie, kiedy nocą i szczególnie przy świetle księżyca staje się wodą świeżą i żywą. I dziadek i ojciec umiejętnie kierowali wodnymi spadkami lasu. Dzięki rytmicznie zmieniającym się obrotowym prowadzącym oni tak je kończyli, że woda miejscami podnosiła się do góry.
Rozwiązanie, które przyjął Schauberger, zawierało się w tym, ażeby nadać wodzie prawidłowy ruch i temperaturę, a zbudowana drewniana rynna miała przekrój poprzeczy podobny do tępego końca jajka. Wzorował się on na zakrętach górskich dolin „dlatego, że woda sama pokazuje zupełnie naturalną drogę, którą chce płynąć. Ażeby optymalnie zadowolić swoje potrzeby, to należy kierować się jej życzeniami”.
Zadanie techniki to nie poprawianie przyrody, a budowanie według gotowego wzoru (schematu). Z tego powodu Schauberger utrzymywał, że różnica temperatury wody nawet o dziesiąte części stopnia ma duże znaczenie. To wywołało niewyobrażalny śmiech wśród hydrologów. Kiedy Schauberger dodał, że także u człowieka zmiana temperatury ciała o dwie dziesiąte już pokazuje, czy jest on chory, czy nie, ostatecznie uznali go za wariata.
Uczeni, okazało się, ogólnie mieli rację: przy pierwszym próbnym spuście spławnym las został leżeć, chociaż woda była chłodna, a kierujące łukowate krzywe prawidłowo obliczone.
Schauberger był w rozpaczy. Lecz tu pomogła mu opatrzność w postaci żmiji przekraczającej na jego oczach potok. Jak bez płetw udaje się jej tak szybko unosić w wodzie? Przy obserwacji ruchów żmiji, do głowy przyszła myśl. Schauberger pospieszył z powrotem, ażeby do łukowatych krzywych rynny przybić coś w stylu kierujących szyn, które powinny nadać ruch wodzie, podobny do żmiji.
Sukces był oszałamiający. Ogromne kłody, cięższe od wody, gwałtownie szły, kręcąc się do doliny (w dół). Zadowolony książę uczynił Schaubergera głównym zarządzającym wszystkimi rejonami. Wkrótce rząd w Wenie także usłyszał o wybitnym leśniczym i uczyniło go państwowym konsultantem do urządzeń spławnych. Pensja Schaubergera była dwa razy wyższa od specjalisty z wyższym wykaształceniem w tej dziedzinie. Z tego powodu była wypłacana w złocie, co było wielkim wyróżnieniem w tym inflacyjnym czasie.

Nr 9(189) – cd.

Walka z uczonymi

Wszystko to oczywiście nie sprzyjało posiadaniu przyjaciół wśród uczonych. I to, że wszystkie kopie z urządzeń Schaubergera u ekspertów nie funkcjonowały i każdorazowo musieli zwracać się do Schaubergera, też nie wpływało na poprawę wzajemnych stosunków. Po tym, jak wielu uczonych zwróciło się do parlamentu z pisemnym protestem odnośnie zawyżonej pensji Schaubergera, rząd chciał bezprawnie pozbawić go wynagrodzenia. Bezkompromisowy leśniczy wyciągnął z tego wnioski i rozpoczął pracę w dużej austriackiej firmie konstrukcyjnej. Dla tej firmy zbudował urządzenia spławne w wielu krajach Europy i wszystkie one były ocenione jako „cuda techniki”, lecz i tutaj Schaubergera oczekiwały przeciwności ze strony kolegów: specjalistów i techników. Rozstał się on jednak z frmą nie z powodu intryg, lecz dlatego, że właściciel firmy, chciwy na pieniądze, chciał wzbogacić się na umowie z Czechosłowacją. Kiedy Schauberger dowiedział się o tym, opuścił firmę. Lecz jeden uczony pomógł mu w tym momencie. Był to prof. Forchgejmer, jeden z czołowych hydrologów tego czasu. Przyjął on Schaubergera najpierw bardzo sceptycznie, lecz szybko przekonał się o jego umiejętnościach. Ten profesor nie miał nic do stracenia: „Jestem zadowolony, że mam już 75 lat. Mnie nie bardzo zaszkodzą, jeśli ja poprę pana ideę. Kiedyś przyjdzie czas i oni wszystko zrozumieją”.
Forchgejmer zorganizował forum, na którym było obecnych wielu profesorów, Schauberger miał wystąpić ze swoimi teoriami. Lecz obecni nie wykazali żadnej chęci, byli ironiczni i pełni wyższości. Kiedy jeden z nich nagle chciał krótko i jasno usłyszeć, jak reguluje się cieki wodne, Schauberger szarpnął się za kołnierz i wypalił: „Jak u wieprza, kiedy ten oddaje mocz”. Nastąpiła grobowa cisza. Tutaj wskoczył Forchgejmer, ratując sytuację, i wyjaśnił, że Schauberger całkowicie ma rację, gdyż woda rzeczywiście płynie, wirując, w kształcie łuku, co można obserwować na przykład w strudze moczu. Po tym zaczął pisać na tablicy symbolami i formułami, przy okazji objaśniając je. „Nie zrozumiałem z tego ani jednego słowa” – przyznał później Schauberger. Lecz inni profesorowie patrzyli na niego z uznaniem. Dyskusja trwała dwie godziny, przy czym publika zwracała się teraz do Schaubergera szczególnie uprzejmie i przyjacielsko. Na cześć Forchgejmera należy nadmienić, że on odrzucił swoją akademicką dumę i otwarcie stanął w obronie Schaubergera, którego poglądy uznawał nie tylko za „odkrywającą nową drogę w dziedzinie techniki budowy grobli i hydrotechnicznych urządzeń”, lecz był przekonany, „że nadejdzie dzień, kiedy dzięki ideom Schaubergera zmieni się otaczający świat”. Tak pisał on 50 lat temu w jednym ze specjalistycznych czasopism.

Jak oczyszczać rzeki naturalnym i tanim sposobem

Całe swoje długie życie Wiktor Schauberger mógł obserwować harmonię wody i lasu. On rozumiał, że bez lasu wkrótce nie starczy i wody. On widział dziewicze górskie potoki tam, gdzie się urodził. Ich podłoże porosło mchem i nawet przy silniejszych opadach one nigdy nie występowały z brzegów. Lecz kiedy las został wycięty, pierwsze na to reagowały potoki. One stawały się zaniedbane, mech z ich podłoża zostawał wymyty przez wodę, łożysko potoku stawało się nieczyste, pokrywając się śmieciami i iłem. Temperatura wody podnosiła się, gdyż nie było wokół lasu z jego przyjaznym cieniem. W następstwie łożysko potoków i koryta rzek zostały zniszczone, a brzegi rozmywały się. Silne deszcze lub topnienie śniegu powodowały powodzie.
Z tego powodu zaczęto opracowywać budowle do umocnienia skarp, wykładając brzegi rzek kamieniami i betonem. Lecz te budowle wyprostowały cieki wodne, kierując je niczym gorset. Woda nie może wtedy swobodnie spływać szemrząc i wirując. Ona ciągle próbuje zniszczyć umocnienia i wyjść z nienaturalnego koryta, co pociąga za sobą ogromne wydatki, dlatego że te wszystkie umocnienia potrzebują częstej naprawy.
W końcu lat XX Schauberger zaczął zaciekle walczyć z całkowitym wyrębem lasu i budowlami do umocnienia potoków, wierząc, że z lasu można likwidować i zabierać tylko procenty. On, sam wcześniej budując spławne urządzenia, wycofał się z tego pomysłu, kiedy stwierdził, że jego urządzenia służą przede wszystkim do powolnego wyrębu całych lasów. Schauberger wiedział, że woda zawsze dąży do ustanowienia swojej równowagi: rzeka sama może przyprowadzić do porządku koryto, jeśli tylko pozwoli się jej, by płynęła naturalną drogą. Schauberger widział działanie człowieka nie na prostowaniu koryta, lecz w tym, ażeby pomóc rzece znów naturalnie kotłować się: „Cieki wodne nigdy nie występują od swoich brzegów, lecz zawsze z wnętrza, od płynącego środowiska”.
Schauberger złożył także wnioski patentowe dotyczące kontroli górskich potoków i regulacji rzek, zgodnie z którymi przy pomocy hamujących elementów w odpowiednich miejscach, oś płynięcia rzeki zostaje skierowana do środka (wtedy prąd nie rozmywał dna lub nie zasypał piaskiem). Schauberger opracował również metodę mieszania ciepłych wód powierzchniowych z chłodnymi wodami gruntowymi, ażeby w danym momencie wyrównać temperaturę wody i powietrza. On wiedział dobrze, że temperatura wody ma wpływ na zachowanie jej przepływu.
Tragicznym przykładem umierania rzeki jest Ren. Kiedyś była to spokojna rzeka z krystalicznie czystą wodą, można było widzieć jej dno. Nocą powierzchnia rzeki świeciła roziskrzonymi złotem powstającym wskutek tarcia zderzających się otoczaków i stąd powstała legenda o złocie Renu, zgodnie z którą gnomy przygotowują w swoich kuźniach na dnie rzeki prześliczne ozdoby. Kiedy szwajcarski zarząd wysokogórskich lasów zaczął wyrąb lasu w górnym odcinku Renu, naruszyło to równowagę biologiczną i wtedy rzeka zaczęła wylewać. Dla powiększenia szybkości przepływu, ażeby rzeka sama oczyszczała swoje koryto, zaczęto Ren prostować. Teraz ił przemieszczał się w dół biegu rzeki. Doszło do konieczności wyrównania koryta. Ostatecznie cała rzeka została wyprostowana i w efekcie w całości wylewała. Przyczyną wszystkiego był wyrąb lasu: została naruszona nie tylko równowaga ekologiczna, lecz brakowało także potężnego efektu chłodzenia (wskutek parowania w koronach drzew ciepło jest wciągane przez system korzeniowy i las ochładza wody gruntowe i glebę). Kiedy na wyprostowanych brzegach nie było lasu, temperaura wody podniosła się. Opady nie mogły być teraz wchłaniane przez glebę i bez przeszkód płynęły do Renu, zatapiając ogromne obszary. To zmusiło do wznoszenia ścian jeszcze wyższych, kopania jeszcze głębiej, wydawawania jeszcze większych pieniędzy na nic (dla uciechy firm budowlanych). I nic nie może zmienić się w tym diabelskim kręgu.

Nr 10(190) – cd.

Ignorowanie przez władzę propozycji Schaubergera

Po wielkiej powodzi w 1935 r. Wiktor Schauberger zaproponował niemieckiej władzy, aby przede wszystkim oczyściła i uregulowała Ren naturalnymi siłami: „Pogłębić Ren do 4-6 metrów – to jest zadanie tylko techniczne. Wszystko rozwiązuje się regulacją temperatury wody i jest dalekie od tego, co zwykle wydaje się na korygowanie rzek”.
Schauberger chciał osiągnąć taki cel przy pomocy tak zwanego „energetycznego ciała” – prostego elementu regulowania, mającego odpowiednią formę. On powinien nadać wodzie opisany wyżej ruch. W ten sposób rzeka mogłaby oczyścić się sama. O tym, że ta prosta metoda działa, Schauberger już się przekonał: „Kiedy wbudowałem takie energetyczne ciało u siebie w domu w potoku, to w ciągu jednej nocy rzeka wymyła tyle, że 100 m3 piasku i nanosów dostało się do tak zwanego piaskowego łapacza, a potok w ciągu jednej nocy obniżył się w dół do skały”.
Ta metoda Schaubergera została wypróbowana w 1989 r. w instytucie miasta Kalmar (Szwecja) i potwierdzona w doświadczeniach laboratoryjnych.
Schauberger opisał władzom, jak wewnętrzna masa wody w środku rzeki przy jej regulowaniu popłynie szybciej i w następstwie, uniesie większe nanosy (ruch laminarny) w tym czasie, kiedy wzburzona woda przy brzegach automatycznie rozdrobni i rozetrze bardzo miękkie nanosy (ruch turbulentny), dopóki on nie osiądzie na brzegach w stanie mineralnego piasku. Dzięki temu rzeka będzie miała urodzajne brzegi, na których później pojawi się bogactwo świata roślinnego, by „ ochraniając, pokłonić się przed matką całego istnienia – wodą”. Lecz nikt nie zwrócił uwagi na propozycje Schaubergera.
Podobne gorzkie doświadczenie on miał już trzy lata wcześniej; w 1932 r. Schauberger napisała podobną rozprawę o tym, co trzeba przedsięwziąć, aby w prosty sposób uczynić znowu Dunaj przepiekną rzeką, którą kiedyś był. Jego praca została przyjęta do oficjalnego biuletynu międzynarodowej komisji w sprawie Dunaju, która rozpatrywała sprawę w imieniu wszystkich krajów położonych przy Dunaju. Kiedy władza ze wstydem przyznała, że rozprawę Schaubergera opublikowano w takim solidnym biuletynie, oni, niewiele myśląc, odwołali cały nakład, zniszczyli go i w październiku 1932 r. wydrukowali za ogromną sumę, powyżej 100 tys. szylingów nowe wydanie, gdzie rozprawy Schaubergera nie było.
I tak Dunaj i Ren, a razem z nimi większość innych rzek i obecnie, 60 lat później, leżą skute w ginącym duchu życia gorsecie, tylko z tą różnicą, że dzisiaj one muszą jeszcze walczyć z wszechobecnymi chemikaliami.

Las –kolebką wody!

Dla „zmiany substancji” wody dla Schaubergera ważne były nie tylko harmonijna zgodność laminarnego i turbulentnego ruchu, lecz i „pozytywna (dodatnia) zmiana temperatury”. Pod tym rozumiał on przybliżenie temperatury wody do +4ºC. Przy tej temperaturze i jednocześnie przy cyklicznym spiralnym ruchu energia wody wzrasta, woda staje się świeża i żywa. Przy „negatywnej (ujemnej) zmianie temperatury” ta nagrzana powyżej +4 ºC woda powoduje obniżenie energii wody i jej biologicznie złą jakość. Woda traci wówczas swoją unoszącą siłę i pojawiają się w niej chorobotwórcze zarodki.
Schauberger opisał cały obieg wody, jak ona cyrkuluje pomiędzy niebem a głębinami ziemi. Ważnym czynnikiem wiążącym jest las: dzięki parowaniu nad koronami drzew las ujmuje z ziemi ciepło. Takie ochłodzenie daje możliwość dla wód gruntowych, by podniosły się do góry (nawet w czasie suszy): zgodnie z prawem Archimedesa bardzo ciepłe masy wody nie mogą znajdować się pod chłodnymi. Jeśli las zostałby wycięty, to teren, który obejmuje wyrąb, nagrzewa się od promieni słońca. Woda gruntowa, a razem z nią złoża soli mineralnych obniżają się głębiej, gdzie one są niedostępne dla korzeni roślin. Źródła wysychają… W następstwie wysycha cała okolica. Można więc zrozumieć dlaczego Wiktor Schauberger nazwał las „kolebką wody”.

Nr 11(191) – cd.

Życiowa ważność jakości pitnej wody

Schauberger był także przeciwny pobieraniu gruntowej wody (zwykłej dzisiaj) pompą. Z jego punktu widzenia woda gruntowa „nie jest dojrzała”, ażeby wykorzystywać ją jako wodę pitną. Ona powinna jeszcze poleżeć głęboko pod ziemią. Tylko woda, która sama wychodzi na powierzchnię, to jest woda ze źródła – ona jest dostatecznie dojrzała (nadająca się do picia), gdyż ona przeszła cały cykl rozwoju.
Schauberger wcześnie zrozumiał konieczność konstruowania przyrządów, które zaopatrywałyby człowieka w wodę pitną, mającą jakość wody źródlanej. „Dzisiaj, kiedy prawie wszystkie zdrowe źródła albo umilkły, albo woda w miejscu swoich narodzin jest przechwytywana i jest dostarczana do osiedli błędnie zbudowanymi rurociągami, gleba i cały świat roślinny jest zdany na nieświeżą, niesmaczną, a w następstwie niezdrową wodę”. Potrzebna jest natychmiastowa pomoc, gdyż „ludzie, którzy są zdani rok za rokiem pić tylko wodę chlorowaną, mogliby kiedyś pomyśleć, jak wpływa na organizm woda przymusowo pozbawiona chemicznych dodatków, swojej naturalnej właściwości przejawiającej życie. Chlorowana i fizycznie zmieniona woda prowadzi nie tylko do zgodnego z prawami natury fizycznego rozpadu, ale jest też przyczyną pojawienia się duchowego rozpadu, a stąd do systematycznej degeneracji człowieka i wszystkiego, co żyje”.
W 1930 r. Schauberger skonstruował swój pierwszy aparat w kształcie jajka, który miał służyć do wzbogacenia wody. Dzisiaj istnieją różne opracowania zasady zawirowania Schaubergera, z których jedno jest zasadą VITA VORTEX.
Swoją wiedzę Wiktor Schauberger wykorzystywał w rolnictwie, gdzie z pomocą różnych jajowatych konstrukcji, spiralnych pługów, specjalnych kompostów i starych ludowych mądrości, które w świetle jego teorii od razu stały się zrozumiałe, osiągnął duże sukcesy. On także przyczyniał się do zwiększenia plonów bez użycia środków chemicznych.

Największym odkryciem Schaubergera była siła implozji. To, bez wątpliwości, jego najbardziej rewolucyjne odkrycie, dlatego że doprowadziło naszą technikę implozyjnych prac do absurdu. Cały wszechświat znajduje się w ruchu (wg Heraklita „panta rei” – wszystko płynie), a właściwie w ruchu (otwartej) spirali. W tym potoku przejawiają się dwie siły. Istnieje obracający się w prawo, skierowany do wewnątrz wicher implozji lub przyciągająca, wsysająca dośrodkowa siła. Ona jest twórcza, formotwórcza i sprzyjająca jakości siła. Cała przyroda stworzona jest na podstawie tej siły. Każda roślina, każde zwierzę, każdy człowiek, woda – wszystko w swojej twórczości przyjmuje pozytywną życiową energię i chroni się (uwalnia) od niedoskonałości.
W przeciwieństwe do siły twórczej implozji istnieje zwyrodniała lub degenerująca siła eksplozji (wybuchu). Ona – to obracający się w lewo, skierowany na zewnątrz odśrodkowy wicher, energia rozpadu. Taką formę ruchu rozpadu stosuje się tylko dla otwarcia już zużytego kompleksu (na przykład martwego organizmu).
Schauberger pisał: „Dośrodkowy cykliczny, spiralny ruch odpowiada obniżającej się temperaturze, sprężeniu i koncentracji. Odśrodkowa siła równa się podnoszącej się temperaturze, ciepłu, rozciągnięciu, rozszerzeniu i wybuchu”.
Tak więc teoria o tym, że wszechświat został utworzony drogą wybuchu, jest po prostu bzdurą. Gdyż siła wybuchu, którą my wykorzystujemy w naszych silnikach wewnętrznego spalania, jest nie tylko niszcząca w swojej istocie, lecz i skrajnie nieefektywna. Współczynnik sprawności większości silników wewnętrznego spalania nie stanowi nawet 50%. Innymi słowy, ponad połowa uwolnionej energii jest zmarnowana na próżno, najczęściej w formie ciepła; samochody można żartobliwie nazwać „grzejnikami okolicy”. I to jest nie tylko okropne marnotrastwo ropy naftowej, węgla, gazu itp. (wg słów Schaubergera one powinny zostać leżeć w ziemi, dlatego, że one są niezbędne dla powstania wody), lecz i w prawdziwym znaczeniu tego słowa, „technika śmierci” (Schauberger) niosąca całemu światu następstwo zagrażające życiu, które przyroda może poznać tylko przy rozpadzie i rozkładzie.
Wątpliwym „wieńcem (koroną)” tej fałszywej zasady jest rozszczepienie atomu.
Schauberger wziął w charakterze wzoru twórcze siły przyrody („U roślin przecież niczego się nie wysadza”), które dzięki minimalnemu rozchodowi energii, osiągają maksimum efektywności. „Nasza współczesna technika prowadzi siebie przeciwnie, jak chłop, który wiosną wrzuca do ziemi siedem ziemniaków, ażeby jesienią wykopać jednego”. Przy tym Schauberger pokładał nadzieje nie w ciśnieniu i temperaturze (silnikói wewnętrznego spalania), a w sile ssącej, w „wiecznie żywym początku” – sile implozji. Taka biotechnika nie tworzy odpadów ani zużytych gazów, a produkuje energię według taryfy, prawie równą zeru.
Z takim punktem widzenia Schauberger oczywiście nie przysporzył sobie przyjaciół. Tak na przykład związek inżynierów i architektów umieścił go pod pretekstem obserwowacji stanu zdrowia w domu wariatów. Na szczęście udało mu się go szybko opuścić, gdyż lekarz ocenił Schaubergera jako całkowicie zdrowego, o wysokim stopniu intelektu człowiekiem. To, że jego technika funkcjonuje, Schauberger udowodnił w swoich „wsysających się” i „pstrągowych” turbinach dla hydroelektrowni, gdzie współczynnik sprawności był o wiele wyższy, niż w zwykłych turbinach. Instytut Techniczny w Sztutgarcie przeprowadził w 1952 r. doświadczenia, które jednoznacznie dowiodły, że prawidłowo zawirowana woda jest w stanie kompensować siłę tarcia! Dne te zostały potwierdzone w 1981 r. w Królewskim Technicznym Instytucie w Sztokholmie.

Nr 12(192) – cd.

Twórca napędu dla lewitacji

Opierając się na naturalnych zawirowaniach wody i powietrza, Schauberger skonstruował domowe mini-elektrownie i także silniki napędowe dla samolotów. Wynalazca pierwszych odrzutowych samolotów, Hejnkel, prawdopodobnie „zapożyczył” swoje idee od Wiktora Schaubergera.
Jest rzeczą oczywistą, że naziści śledzili Schaubergera i postawili go przed wyborem: prowadzenie naukowo-badawczego obozu lub rozstrzelanie na miejscu.
W czasie wojny Schauberger opracował nowe typy silników napędowych dla rakiet. „Jeśli wodę lub powietrze zmusi się do uniesienia „cykloidalnie” (spiralnie) pod działaniem wysokoobrotowych wibracji, to prowadzi to do utworzenia struktury z energii lub wysokiej jakości subtelnej materii, która lewituje z niewiarygodną siłą, wciągając ze sobą korpus generatora. Jeśli by dopracować ten pomysł zgodnie z naturalnym prawem, to uzyska się idealny samolot lub idealną łódź podwodną i wszystko to bez nakładów na materiały produkcyjne”.
Czy faktycznie fukcjonował taki „UFO (nieopisany latający obiekt)-napęd” w naturalnej wielkości? Pytanie sporne lecz egzemplarz próbny przebił kopułę fabryki: ważył on tylko 135 kg i startował tylko z 0,05(…).
Później amerykańskie władze okupacyjne skonfiskowały całą dokumentację prowadzonych doświadczeń, a Schaubergera zabrali na 9 miesięcy „do niewoli”. W tym czasie Rosjanie zrewidowali jego mieszkanie w Wiedniu, a potem wysadzili w powietrze, aby nikt nie znalazł jego opracowań o lewitacji. Kiedy Amerykanie wypuścili Schaubergera, zakazali mu pod karą więzienia zajmować się w dalszym ciągu zagadnieniami w tym kierunku.
Wiktora Schaubergera można prawdziwie nazwać jednym z ojców swobodnej energii, otrzymania energii z „niczego”. Jasne jest, że on miał wiele propozycji w sferze ekonomicznej. Schaubergera zapraszały rządy Rosji, Anglii, Francji, Jugosławi i Bułgarii. Dobre propozycje otrzymywał także od angielskich finansowych i przemysłowych kręgów. Jak powiedzial sam Schauberger: „Stałbym się w krótkim czasie milionerem, jeśli zgodziłbym się wziąć się za robotę w takim wymiarze, zanim całkowicie dojrzeje idea”. Lecz ten nieugięty, odważny, nie idący na żadne kompromisy uczciwy człowiek odmówił na wszystkie oferty dlatego, że głos wewnętrzny podpowiadał mu, że jeszcze przyjdzie czas, kiedy jego odkrycia posłużą do uzdrowienia nauki całego świata.

Metoda implozji czyni energię atomową niepotrzebną

Tak jak Schauberger wiedział, że ani jedna dziedzina ekonomii nie rozwiąże przejścia z techniki eksplozji na biotechnikę, tak też nie oczekiwał żadnego wsparcia ze strony przemysłu. Schauberger nie dowierzał, przede wszystkim, monopolistom z energetyki i zbrojenia i bał się, że oni przywłaszczą sobie jego odkrycia, utajniając je dla ludzkości.
Celem jego było, z pomocą silników implozyjnych, uczynić energię jądrową (atomową) niepotrzebną. Uważał ją za największe niebezpieczeństwo. Dlatego więc otrzymywanie enrgii jego metodą byłoby o wiele tańsze.
Tak na przykład z 1 m3 wody na sekundę można by otrzymać minimum 4000 kW energii cieplnej, przy czym temperatura wody obniżyłaby się tylko o jeden stopień. Siła, która nie pozwalała Schaubergerowi przekupić się, znowu i znowu opierając się przeciwnościom, zostawiła Wiktora Schaubergera i odebrała mu jego przekonanie, jak ważne jest walczyć o życie: „Cywilizowana ludzkość, nie patrząc na swoją wyglądającą wysoką techniczną kulturę, dosiągnęła takiego niskiego poziomu, że ona już więcej nie zauważy, iż taki fizyczny i moralny upadek jest niczym innym, jak mającym miejsce nieprzerwanym rozpadem kultury. Z tego powodu świętym obowiązkiem ludzi ponoszących odpowiedzialność popełnionych błędów, jest ciągłe dążenie do skończonej poprawy następstw błądzenia”.

Nr 14(194) – cd.

Ostatnie lata życia

W końcu swojego życia Schauberger znajdował się w przygnębiającym finansowym położeniu. Wszystkie swoje doświadczenia i aparaturę opłacał sam. Kosztowało go to osiągnięcie sukcesu, kiedy władze odebrały mu opracowania i ktoś inny na tym zaczął zarabiać(a przydarzyło mu się to 12 razy) lub też jego odkrycia znikały bez śladu. W liście napisanym przed samą śmiercią, Wiktor Schauberger gorzko wspominał: „Wrócę do swojego lasu, ażeby tam umrzeć w spokoju. Cała nauka ze wszystkimi jej (…) jest tylko szajką złodziei, którą ciągną za nitki, jak marionetką i każą tańczyć do swej melodii”
Z powodu wielu rozczarowań był fizycznie złamany i cierpiał na astmę. Kiedy w 1958 r. jeden amerykański magnat zaproponował szeroko zastosować jego technikę, Schauberger poleciał do USA z synem Walterem, który całe swoje życie także poświęcił pracy nad wirami. Partnerzy posprzeczali się i Wiktora Schaubergera doprowadziło to do wyjazdu. To było mu darowane, lecz pod warunkiem, że podpisze porozumienie sporządzone w języku angielskim, istoty którego Schauberger nie rozumiał z powodu braku znajomości tegoż języka. Nie podejrzewając niczego, Schauberger podpisał dokument, zapisując tym samym wszystkie dokumenty, maszyny i prawa temu amerykańskiemu koncernowi (pojawia się pytanie, co zrobiono przez ostatnie 40 lat?). Na podstawie tego porozumienia Schaubergerowi zabroniono prowadzenia dalszych doświadczeń. Załamany, wrócił do Austrii, gdzie po 5 dniach zmarł, 25 września 1958 r., w wieku 73 lat w pełnej rozpaczy. „Wszystko mi zabrali. Nie jestem nawet panem samego siebie”.
Lecz całą historię życia tego wyróżniającego się człowieka należy zakończyć wizją, którą Wiktor Schauberger przedstawił jako naszą przyszłość, kiedy zagadka wody zostanie ujawniona wszystkim ludziom: „Człowiek przyszłości w pełni zawładnie materią i biorącej się z niej początek wysokojakościową subtelną substancją, on stanie się głównym służącym, a zarazem i panem przyrody. Baśniowe urodzaje zaopatrzą go w przepiękną żywność. On dosięgnie prawie absolutnej swobody w ruchu na lądzie, na wodzie i w powietrzu. W taki sposób sami sobie przerywamy walkę o życie, klasową walkę, walkę o byt i przede wszystkim wojny o bogactwa naturalne i jedzenie. Nastąpi dobrobyt, którego nie można sobie wyobrazić. Medycyna także będzie podlegać ogromnym zmianom. Rzeczywistość będzie taka, jak ją widział Paracelsus: będzie istniał specjalny środek, który zlikwiduje ból i zarazki. Ludzie nie będą znać chorób i w następstwie staną się pełni radości życia. Do ich dyspozycji będzie cały obszar wzdłuż i wszerz i on będzie służyć człowiekowi dzięki obecności wszystkch rodzajów surowców we wszystkich dziedzinach rozwoju.
Wszystko powstało z wody. Ona jest uniwersalnym surowcem każdej kultury lub fundamentem każdego ludzkiego i duchowego rozwoju. Zawładnięcie tajną (ukrytą) wodą – to koniec każdego rodzaju spekulacji lub rozrachunek z ich konsekwencjami, do których odnosi się wojna, nienawiść, chciwość, nietolerancja i niezgoda w każdej formie i rodzaju. Pełne zbadanie wody oznacza, w prawdziwym znaczeniu tego słowa, koniec z monopolami, koniec panowania i początek socjalizmu poprzez rozwój indywidualizmu w jego doskonałym rodzaju. W drodze do „procesów chłodnego utlenienia” eksploatacja maszyn stanie się calkowicie bezpłatna i tak wtedy cenne: produkty żywności, surowce, paliwo, wszystkiego będzie w nadmiarze…Zarodkiem takiej wysokojakościowej materii lub koncentracji ujemnych jonów geosferycznego pochodzenia są atomy syntezy i podnoszącej siły. One mogą być otrzymane w sposób mechaniczny w jakiejś ilości w postaci bakteriofagowych odgraniczonych stanów (jako naniesiona i zawieszona substancja) w powietrzu i wodzie za pomocą „cykloidalnego ruchu przestrzennej krzywej” bez jakiegokolwiek nakładu; podobnie do tego, jak to robi we wzburzonym potoku nieruszający się, unoszący się jedynie w wodzie pstrąg z pomocą kształtu swoich płetw i tułowia. On wówczas pozwala jedynie świeżej, źródlanej wodzie z geosferycznym typem napięcia płynąć poprzez płetwy.
W celu opanowania korony tworzenia drogi wolnej i swobodnej, należy stać się głównym służącym Pana i co za tym idzie, kierownikiem wspaniałego procesu ewolucji. Być może człowiekowi naszego stulecia dano jedyną szansę na drogę wąskim grzebieniem górskim do góry, z ryzykiem upadku w niepojęte głębiny – by stać się podobnym do Boga. Kto włada procesem przeobrażenia w twórczym sensie, ten otrzyma jakości stwórcy (twórcze). Kto włada procesem przeobrażenia w niszczącym sensie i realizuje to – ten jest instrumentem i sługą diabła”.

Benjamin Zajper


Literatura:
Callum Coats: „Living Energies”; Gateway Books
Olof Alexandersson: „Lebendiges Wasser”; Ennsthaler
Kronberger/Lattacher: „Auf der Spur des Wasserraetsels”; Uranus


Nr 15(195)

Wodociąg – wcześniej i teraz

Tylko w Szwajcarii około 50 tys. km rurociągów zaopatruje ludność w wodę pitną. Rury należy natychmiast wymienić, gdyż one są w takim złym stanie, że prawie 1/3 wody „gubi się”, bezużytecznie wpada do ziemi z powodu dziur i pęknięć. W 1994 r. 640 mln franków zostało włożonych w sieć wodociągową, lecz i to za mało.
Specjaliści uważają, że w celu utrzymania sieci w stanie pracy, w ciągu najbliższych 50 lat potrzebne byłoby min. 800 mln franków rocznie
To samo można powiedzieć o sieciach kanalizacyjnych: minimum 20% rur jest niehermetyczna i uszkodzona. Ażeby utrzymywać je w stanie nienaruszonym, należy corocznie wykładać do 2 mld franków, i tak w ciągu 50 najbliższych lat. W taki sposób tylko Szwajcaria w nadchodzące dziesięciolecia potrzebuje powyżej 100 mld franków na całą wodociągową gospodarkę, jeśli kraj nie chce mieć skażonej wody pitnej i wód gruntowych.
W Niemczech sytuacja jest gorsza. I niektórzy przedsiębiorcy wykorzystują i bogacą się na tym. Kto opłaca te gigantyczne sumy? – Oczywiście konsument. Według oceny specjalistów opłata za wodę pitną w Szwajcarii wcześniej czy później będzie większa niż opłata za ogrzewanie średniego mieszkania. Możliwe, że Wiktor Schauberger miał rację, kiedy w 1935 r. przewidując to, powiedział: „W końcu tego stulecia 1l wody będzie droższy od 1l wina”.
A dlaczego? Dlatego, że nasze wodne rurociągi są okrągłe, a w okrągłych rurach woda, po pierwsze nie może zawirować i staje się niesmaczna i bez życia, a po drugie, ciężkie składowe części, takie jak wapno, nie mogą unosić się wewnętrznym potokiem, one zostają wyniesione na zewnątrz, osadzając się i zatykając rury, dlatego że i tutaj stosujemy zasadę odśrodkowego wybuchu zamiast bezwybuchowej dośrodkowej siły.
Do tego jeszcze rury są wykonywane najczęściej ze sztucznych materiałów, takich jak plastik, płyty betonowe lub żeliwo, co jest złe dla energetycznej jakości wody.
Wiktor Schauberger używał dla ochrony „krwi ziemi” tylko naturalnych materiałów: drzewo, naturalny kamień.
Jak zmusić wodę do wzburzenia zawirowania, ażeby ciężkie części wpadały do wnętrza potoku oraz oczyściły się i ożywiły się same? Należy zrobić tak, jak proponował Schauberger: on wprowadził łukowatą prowadzącą kontrtorem szynę z szlachetnego metalu w okrągłej rurze (rura z podwójną spiralą) i woda zaczęła się burzyć. Lub można podglądnąć narody świata antycznego: w pałacu Kronosa na Krecie znaleziono system wodociągowy, który ma 4 tys. lat. W nim woda podnosi się, bez pompowania, z doliny na wierzchołek góry, na której stał pałac! Wszystkie rury miały stożkową kształt (zwężały się na jednym końcu). Woda była wstrzykiwana ze zwężonego końca rury do następnej rury. Tym samym, w nastepnej rurze utworzyło się obniżone ciśnienie, które impulsywnie wsysało wodę do przodu – w górę, na wierzchołek góry.
Starożytna egipska hydraulika także mogła podnosić wodę bez pomp na wysokie wierzchołki gór.
Dzięki stożkowatemu zwężeniu woda mogła z tego powodu wirować, co efektywnie zapobiegało utworzeniu się złogów na rurach. A w kanałach wód stokowych, spadających z gór, mieszkańcy Krety wykorzystali także elementy hamulcowe dla zawirowania wody, znane nam od Schaubergera.
Inkowie budowali dla swojej wody kwadratowe kamienne kanały, gdzie ona mogła wirować i chłodnym zacienieniu. I tylko my „oświeceni ludzie” upieramy się przy tych prostych okrągłych rurach.

autor: nana, data nadania: 2011-04-05 15:20:16, suma postów tego autora: 4653

w porównaniu z obecnym żarłem żywność z najpóźniejszego nawet PRLu była o niebo zdrowsza

ziemia nie była jeszcze tak wyjałowiona nawozami sztucznymi, większość rolników stosowała obornik naturalny, krowi i świński. Teraz na pola wylewają gnojówkę, zawierającą wszystko to, co dawane było świniom, żeby szybko rosły i nie chorowały. Gnojówka nie nadaje się do rozpylania na polach, ponieważ tworzy skorupę na glebie i żywe organizmy żyjące w żyznej warstwie gleby po prostu sie duszą z braku powietrza. No i cuchnie to na kilka kilometrów. Sam zapach to jeszcze nic, ale powoduje on uszkodzenie systemu oddechowego zawartym w gnojówce amoniakiem.

autor: nana, data nadania: 2011-04-05 20:46:45, suma postów tego autora: 4653

Ten apel brzmi jak kazanie do prostytukek i złodziei,

by dobrowolnie zrezygnowali ze swych profesji. Bez silnego rządu, kierującego się interesem społecznym a nie kasą, spekulacja będzie kwitła, bo taka jest natura wolnego rynku. Kto ma dużo, ma jeszcze więcej, kto ma mało, ma jeszcze mniej aż wreszcie zdycha. I modlitwami ani apelami tego nie zmienimy, jeżeli nie zmienimy stosunków własnościowych szczególnie w zakresie środków produkcji.Własność musi być podporządkowana interesom społecznym, bez tego miliony po prostu będą zdychać, co już się zresztą dzieje.Pięknoduchostwo w tym kontekście jest bezużyteczne, czy to się komu podoba czy nie. Brzmi to totalitarnie ale jest inne wyjście, jeżeli jest to jakie w rodzaju tych apeli. JPII też je uprawiał i co z tego zostało? To tak przy okazji zbliżającej beatyfikacji...

autor: steff, data nadania: 2011-04-05 21:27:18, suma postów tego autora: 6626

jeśli chodzi o żarcie to wszystko było lepsze ;-)

O wędlinach to nawet nie ma co wspominać. A przede wszystkim pomidory czy ziemniaki miały smak. Niestety młodsi tego nie pamiętają i nigdy już nie poznają, bo wiele odmian ziemniaka czy pomidora w kapitalistycznej gospodarce zostały uznane za mało wydajne i wyginęły, a inne się zdegenerowały, zdziczały czy jak?
Teraz dominują te, które kiedyś uprawiano na paszę.

A te kremówki pamietacie, cośmy na nie zawsze po maturze chodzili?... a nie, co ja gadam, kremówki to chyba nie.

Ale swoją drogą to może cos się nam ze smakiem z wiekiem robi?
Ja pamietam moją babcie, która podobnie mówiła, że przed wojną to dopiero były pomidory...
Trochę pewnie tak jest. Ale na pewno nie, jesli chodzi o wędliny. Hamerykańskie technologie żywieniowe sprawiły, że dziś jak psy drzewiej, żremy pomielone kości, polane konserwantami i jakimś promieniotwórczym roztworem.
Kiedyś dobrze uwędzoną szynkę nawet nie trzymaną w lodówce mozna było zjeść i po kwartale. Teraz w lodówce po 4 czy 5 dniach zaczyna się lepić i saczy się z niej jakiś dziwny roztwór.
Gdzieś kiedyś czytałem, że jakby dodać dziś do siebie wszelkie wyroby z jednej świni, postawić je na wadze, to okazałoby się, że... żyja u nas 4,5 tonowe świnie. Istne świńskie brontozaury. Miczurin z pomarańczami na Syberii to był neptek przy obecnych amerykańskich uczonych

autor: sierp_i_młot, data nadania: 2011-04-05 21:40:38, suma postów tego autora: 6205

Nano, sugerujesz że większość rolników w późnym PRL

nie stosowała w gospodarstwie nawozów sztucznych czy środków ochrony roślin? A to by się tow. Wiesław zdziwił, biedak był przekonany że chemizacja rolnictwa PRL została dokonana już za jego rządów...Rewelacji na temat "żywej wody", pozwolisz, nie skomentuję.

autor: west, data nadania: 2011-04-05 22:28:52, suma postów tego autora: 6717

nana

dobry tekst :) nie przejmuj sie westem, to jest typ maklera z wallstreet, wasko wyoczony i niedouczony, we wszystkim musi widziec kapitalistyczny zysk... "zywa woda" i "martwa woda" to okreslenie dla roznych postaci wody, wg. naukowych zrodel jest ich blisko 150. "zywa woda" jest nieporownywalnie lepiej przyswajalna przez organizmy zywe, dlatego nazywa sie "zywa woda".

natomiast woda w rurze w tzw. wodociagu, to jest najgorsza woda, zaraz po tej wodzie, jest woda butelkowana w plastykach made in coca cola (bonaqa,czyli kropla beskidu)... ja juz pomijam fakt, ze woda w rurociagach jest uzdatniana (takze dodatkami promieniotworczymi), czyli tak naprawde zanieczyszczana, bo w tym procesie nie chodzi o wode, tylko rury.

autor: dyzma_, data nadania: 2011-04-06 13:30:18, suma postów tego autora: 2960

Dyzma, dzięki za wsparcie.

Ja o tej wodzie napisałam w celach informacyjnych, ponieważ nigdy nie wiadomo, jaka informacja i kiedy może się komuś przydać. Już pisałam kiedyś, ale powtórzę, że wodę można uzdatnić (ale nie za bardzo brudną i przefiltrowaną choćby przez szmatkę czy kłąb waty, ewentualnie z węglem drzewnym, nawet takim do grilla, ale utłuczonym drobno, żeby zwiększyć powierzchnię absorpcji) nalewając ok. 3/4 wody do butelki plastykowej nawet, ale musi być przezroczysta, i kładąc taką butelkę (zakręconą nakrętką) w słońcu na dobę, a w pochmurne dni na kilka dób. Promieniowanie słoneczne dezynfekuje tą wodę. Wiedzieli o tym już od zawsze ludzie na wsiach rozwieszając garnki - szczególnie gliniane (są one w swej strukturze porowate) - na płotach. Suszono także pościel na słońcu, nawet w zimie, rozkładając ją w otwartym oknie. Nawet niedawno zobaczyłam w tv (niemieckiej) program o różnych sposobach prania. I tam pani powiedziała, że tkaniny z naturalnych włókien nie muszą być zbyt często prane w wodzie (majtki i skarpety tak - to wstawka dla Westa), jeżeli nie są widocznie zabrudzone, lecz że wystarczy je wywiesić na balkonie lub gdziekolwiek na świeżym powietrzu i tam poddać działaniu słońca. Takie "pranie na sucho" odświeża garderobę nadając jej nawet przyjemny zapach.


Władysław Gomułka był mądrym człowiekiem i byle czym nie miał zwyczaju się przejmować. Nawozów chłopi sypali mniej, bo ziemia była wówczas jeszcze nie tak zniszczona sztucznym badziewiem, i regenerowała się szybko do następnych siewów. Wymuszanie gwałtem na glebie, by dawała z ha zamiast trzech, trzy i pół tony ziarna (wiele więcej to się nawet dziś nie wygwałci) już teraz skutkuje zupełnym nieurodzajem, gdy gwałtu nawozami sztucznymi się zaprzestanie. Lat potrzeba, by nawożona naturalnie wytworzyła odpowiednią ilość mikroorganizmów nadających glebie żyzność. Jak widać, psuje się łatwo, ale często to już nawet naprawić się nie da. A ja Ci, West, przecież nie żałuję; mi nie przeszkadza, gdy na śniadanie zjesz czipsy i popijesz kolą, na obiad napijesz się koli i zjesz czipsy, a na kolację to już nic nie zjesz, bo masz wzdęty brzuch i zgagę. Jak tak lubisz, to co mi do tego? Zawsze Ci mówię: rób jak uważasz.

autor: nana, data nadania: 2011-04-06 14:09:08, suma postów tego autora: 4653

Widzę, nano, że bohaterka niemieckiego dowcipu

"Jak Polka uczy dziecko zakładać majtki? "Żółtym do przodu, brązowym do tyłu" miała w naszym kraju swój pierwowzór :-)))

autor: west, data nadania: 2011-04-06 15:17:10, suma postów tego autora: 6717

Goszyści ścigają rzekomych spekulantów,

a tymczasem rząd dokonuje neoliberalnego skoku na nasze emerytury!!!
LEWICOWY PATRIOTA

autor: bolo, data nadania: 2011-04-06 15:42:05, suma postów tego autora: 4522

Wprowadzic akcyze na wyroby cukiernicze

wszakże to biała smierć.Zakwaszanie organizmu ,otyłość ,pożywka dla bakteri w naszym organizmie.

autor: ajde, data nadania: 2011-04-06 17:35:34, suma postów tego autora: 291

West, czy Niemcy dopiero od nas nauczyli się nosić majtki?

a poza tym to jaki jest powód Twojej agresji? Z tymi majtkami i praniem nawiązałam zwyczajnie do tego, że twierdziłeś iż ja się nie myję, bo oszczędzam wodę. Nie rozumiem także Twojego dowcipu z majtkami. Jest w tym jakiś głębszy sens? Czy matki dzieciom zaznaczały nitkami kolorowymi, gdzie przód, gdzie tył? Może w chłopięcych majtkach to większy problem, ze względu na "kieszonkę". Nie wiem, co Ci jest. Kiedyś byłeś w stanie przedstawić swoje stanowisko, teraz tylko się czepiasz, bo coś Ci się nie podoba. Sezon niedługo, to będziesz mógł znowu kupić w niedzielę w jakiejś wsi loda . Czy o co Ci chodzi?

autor: nana, data nadania: 2011-04-06 19:13:04, suma postów tego autora: 4653

o wodzie i jej wspaniałych właściwościach jeszcze coś

http://www.youtube.com/watch?v=M8ThCQTpMcM&feature=related

autor: nana, data nadania: 2011-04-06 19:14:00, suma postów tego autora: 4653

przestac karac

za sprzedzna ulicy jajek, twarogu i czosnku,zalias zabierac mieszkanie za sprzedaz na ulicy glowkiczosnku , co zawdzieczamy PO.

autor: dcio, data nadania: 2011-04-06 20:48:02, suma postów tego autora: 391

#$%&#

"Dcio", czytając Twoje "zaliasy", zastanawiam się jaki Ty sobie tutaj chciałeś pseudonim wpisać ;-)

autor: Miś_Bucharin, data nadania: 2011-04-06 21:38:54, suma postów tego autora: 3566

Dodaj komentarz