posttrockiści NOWĄ PERMANENTNĄ REWOLUCJĘ rodem z Afryki Północnej tymczasem IDZIE NOWY KRYZYS.
Przed nami "DEKADA ŁEZ":
W roku 2007 wybuchł na świecie wielki kryzys finansowy. Polska na szczęście uniknęła recesji, ale i u nas spadło tempo wzrostu PKB, wyhamowały inwestycje, destabilizacji uległy finanse publiczne. Choć od wybuchu kryzysu mija kilka lat, nastroje pozostają niedobre. Firmy boją się podejmować inwestycje, banki boją się angażować środki w ryzykowne przedsięwzięcia, ludzie boją się o pracę, rządy boją się o swoją wiarygodność finansową. Mimo to można się czasem spotkać z tezą, że "kryzys się zakończył". Nie, nie zakończył się. I będzie trwać jeszcze wiele lat. Bo kryzys nie polega na spadku PKB czy cen akcji, ale na permanentnej niestabilności i załamaniu zaufania co do perspektyw rozwoju gospodarczego.
Kryzysy wybuchają niemal zawsze z tego samego powodu. Pierwotną przyczyną jest rosnące niezbilansowanie gospodarki. Rozjechanie się popytu i podaży, oczekiwań i realnych możliwości rozwoju, dochodów i wydatków w normalnych warunkach wywołuje szybką korektę rynkową - np. popyt rosnący szybciej niż podaż prowadzi do wzrostu cen, a nadmierna hossa na giełdach prowadzi z czasem do załamania się cen akcji. Jeśli jednak nierównowaga narasta latami z powodów fundamentalnych, a polityka gospodarcza nie potrafi się jej skutecznie przeciwstawić - kiedy wreszcie dochodzi do kryzysu, ma on również charakter głęboki, wieloletni i fundamentalny.
Wielka nierównowaga finansowa
Problemem światowej gospodarki jest dziś jednoczesne uformowanie się dwóch ogromnych, globalnych nierównowag. Pierwszą z nich jest narastająca od początku lat 90. wielka nierównowaga finansowa.
Aby zrozumieć sens tej nierównowagi, należy przypomnieć sobie rolę, jaką rynki finansowe odgrywają w rozwoju gospodarczym. Gospodarka rynkowa ma dwa oblicza. Jednym jest realna gospodarka - tam gdzie z użyciem pracy, kapitału i wiedzy wytwarza się towary i usługi (PKB). Drugim jest rynek finansowy, gdzie dokonuje się transakcji pożyczania pieniędzy, po to by oszczędności trafiły do realnej gospodarki, zmieniły się w kapitał i przyniosły zyski. Aktywa finansowe, którymi obraca się na rynku finansowym, to tylko zapisane na papierze przyrzeczenia zwrotu pożyczonych pieniędzy wraz z należnym wynagrodzeniem. Wynikają stąd trzy wnioski. Po pierwsze, taki, że nie ma transakcji finansowych bez ryzyka. Po drugie, że w odniesieniu do aktywów finansowych czasem bardzo trudno jest oceniać to ryzyko, a zatem trudno oceniać ich "rozsądną" cenę. No i po trzecie, że cały obiecywany na papierze dochód musi zostać najpierw wytworzony w realnej gospodarce.
W ciągu lat poprzedzających wybuch kryzysu skala rynku finansowego zwiększała się w tempie wielokrotnie wyższym od tempo wzrostu PKB. Pomiędzy rokiem 1990 a 2007 wielkość depozytów bankowych wzrosła z 20 do 60 proc. globalnego PKB, wartość obligacji z 25 do 80 proc., wartość akcji na giełdach z 15 do 70 proc. Najbardziej spektakularny wzrost odnotowano jednak w odniesieniu do instrumentów pochodnych, czyli takich aktywów finansowych, których dochód zależy od dochodu uzyskanego z innych aktywów. Łączna wartość kontraktów, na które opiewały te aktywa, wynosząca na początku lat 90. niewiele więcej od globalnego PKB, w roku 2007 była już jego dziesięciokrotnością (!). Tak gigantyczny wzrost możliwy był dzięki przepisywaniu obiecywanych sum z jednego papieru na drugi. Nie oznaczało to oszustwa - ale ogromną kumulację ryzyka, bo dochód z jednego aktywa zależał od tego, czy odpowiedni dochód przyniesie inne. Innymi słowy, rynek finansowy całkowicie oderwał się od realnej gospodarki i poszybował w przestworza, składając posiadaczom aktywów niemożliwe do realizacji, a w najlepszym razie obciążone ogromnym ryzykiem obietnice przyszłych dochodów.
Nie zamierzam dłużej odpowiadać na pytanie, co doprowadziło do takiej sytuacji. Złożyło się na to: zderzenie amerykańskiej kultury życia na kredyt z niesłychaną oszczędnością Chińczyków i Japończyków, kryminalna niefrasobliwość goniących za szybkim zyskiem amerykańskich banków, brak odpowiednich regulacji na rynku instrumentów pochodnych, wreszcie ludzkie błędy (w tym oczywiście błędy polityków gospodarczych). Ale efektem stał się proces gigantycznego "lewarowania" - tworzenia z ograniczonej puli kapitału wielokrotnie większej puli ryzykownych, wzajemnie powiązanych aktywów finansowych. Gwałtowne załamanie w latach 2007-08 doprowadziło do zmniejszenia rynku finansowego - część wartości straciły akcje, niektóre instrumenty pochodne zmieniły się w makulaturę. Ale skala rynku pozostaje nadal ogromna w stosunku do PKB, co oznacza, że skumulowane ryzyko jest wciąż wielkie. Zmieniła się za to jego struktura - przykładowo dwa lata temu na skraju bankructwa stały irlandzkie banki. Banki uratowano za pieniądze podatników, w związku z czym na skraju bankructwa znalazło się irlandzkie państwo.
Nie wiemy dokładnie, jakie jeszcze pułapki mogą kryć się w owej gigantycznej górze aktywów finansowych, które wciąż krążą po świecie. Nie wiemy też, jakie konsekwencje może mieć dramatyczny wzrost zadłużenia rządów głównych krajów świata (zwłaszcza USA i Japonii) ani jakie skutki pociągnie za sobą beztroskie wydrukowanie przez amerykański bank centralny bilionów pustych dolarów. Wydaje się jednak bardzo prawdopodobnie, że ryzyko będzie się materializować w formie kolejnych fal kryzysu finansowego, aż do czasu (odległego), gdy rynek finansowy i realna gospodarka znajdą swoją nową równowagę, na pewno odmienną od dzisiejszej.
Można oczywiście mieć nadzieję (choć nie pewność), że kolejne fale kryzysu będą słabsze od pierwszej, głównie dlatego, że nie będą stanowić już takiego zaskoczenia. Ale zawsze oznaczać będą ogromne kłopoty dla globalnej gospodarki, niestabilność kursów walutowych, utrudnienia w dostępie do kapitału, podminowanie zaufania do przyszłego rozwoju.
Wielka nierównowaga w realnej gospodarce
Druga wielka nierównowaga, z którą obecnie musi się zmierzyć świat, istnieje w realnej gospodarce. Jest to niezbilansowanie pomiędzy towarzyszącym wzrostowi PKB popytem a dostępnością podstawowych zasobów naturalnych - zwłaszcza surowców i żywności.
W ciągu minionych 20 lat globalny PKB realnie podwoił się, głównie skutkiem bardzo szybkiego wzrostu w części krajów rozwijających się (zwłaszcza na Dalekim Wschodzie). W tym czasie światowa produkcja energii wzrosła o 40 proc., a zbóż o mniej niż 30 proc. Podobnie było w przypadku większości surowców. Oczywiście można optymistycznie twierdzić, że rosnąca efektywność produkcji i rozwój nowych technologii pozwolą sobie z tym zjawiskiem z czasem poradzić. Obecnie jednak sobie z tym z całą pewnością nie radzą, o czym świadczy obserwowany właśnie dramatyczny wzrost cen wielu surowców i żywności. Lata 90. zwiodły nas pod tym względem na manowce - szybka poprawa efektywności, względna stabilność i sprzyjające warunki produkcji dały złudne wrażenie zrównoważenia rynków surowcowych. W ciągu obecnej dekady, przy obecnych trendach rozwojowych, jakiekolwiek przyspieszenie wzrostu lub ograniczenie podaży wieść jednak będzie do gwałtownego wzrostu cen, potęgowanego przez spekulacje na rynku instrumentów pochodnych bazujących na surowcach.
Między Scyllą i Charybdą
Uformowanie się dwóch wielkich nierównowag - jednej finansowej, drugiej w realnej gospodarce - oznacza, że w ciągu najbliższych lat światowa gospodarka najprawdopodobniej balansować będzie stale między groźbą recesji a groźbą inflacji. Eksplodujące co jakiś czas kryzysy finansowe będą podcinać podstawy wzrostu, zakłócając procesy inwestowania i podważając podstawy zaufania do stabilności rynków. Z kolei w okresach, w których gospodarka światowa będzie przyspieszać, natychmiast przyspieszać będzie również inflacja. Przypomina to w jakiś sposób - choć zapewne w ostrzejszej wersji - "straconą dekadę" lat 70. zwaną też dekadą stagflacji.
Problem leży również w tym, że nie bardzo dziś wiadomo, jak na taką sytuację powinna reagować polityka gospodarcza, zwłaszcza pieniężna. Groźba inflacji sugeruje trwały powrót do wysokich stóp procentowych. To jednak zwiększałoby ryzyko kolejnych niewypłacalności (zarówno instytucji prywatnych, jak i rządów), a w ślad za tym kolejnych fal kryzysu finansowego i postępujących w ślad za tym recesji.
Wszystko to razem oznacza, że przed nami zapewne wiele lat gospodarczych trudności, finansowej niestabilności i - w najlepszym razie - umiarkowanego tempa rozwoju.
Wnioski dla Polski
Po pierwsze, nawet gdyby było prawdą, że należymy do krajów stosunkowo odpornych na kolejne fale kryzysu (co wcale nie jest pewne), fundamenty rozwoju Polski muszą ulec trwałemu wzmocnieniu. Dotyczy to w pierwszej kolejności finansów publicznych, których niezbilansowanie może okazać się w przyszłości niesłychanie groźne. Nie ma co liczyć na to, że problemy same się rozwiążą w wyniku gwałtownego przyspieszenia rozwoju - niezbędne są zdecydowane działania stabilizujące budżet i przywracające kontrolę nad zadłużeniem. Po drugie, niezbędne są też działania na rzecz zapewnienia maksymalnej elastyczności funkcjonowania realnej gospodarki, w tym reformy strony podażowej (poprawa otoczenia biznesu i funkcjonowania rynków). Po trzecie, uważnie kontrolowana musi być sytuacja w sektorze finansowym, tak by utrudnić formowanie się w Polsce spekulacyjnych baniek i nadmiernego zadłużenia podmiotów prywatnych. Po czwarte, niezbędna jest bardzo ostrożna polityka pieniężna, która nie powinna pozwolić na przekształcenie się płynących ze świata impulsów inflacyjnych w spiralę płac i cen wymuszającą dewaluację złotego. I wreszcie po piąte, swoistą polisą bezpieczeństwa jest dla Polski członkostwo w Unii Europejskiej. Sprawą o krytycznym znaczeniu jest to, abyśmy mieli możliwie jak największy wpływ na jej funkcjonowanie - czego prawdopodobnie nie da się osiągnąć bez szybkiego wstąpienia do strefy euro.
Witold Orłowski
(za http://wyborcza.biz/biznes/1,100897,9561369,Przed_nami_dekada_lez.html)
I co, wolicie republikanów od Obamy? Niech mi już nikt nie wmawia, że demokraci niczym się nie różnią od tamtejszej prawicy. Jest pewna różnica między podwyższaniem podatków dla najbogatszych (demokraci) a cięciem wydatków (republikanie).
kiedy papier zadrukowany słowem dolar i bomby sterowane elektronicznie nie wystarczą, by wypełniać brzuchy ponad potrzeby pracą innych. Czy przyjmą to do wiadomości i uwierzą Obamie czy wybiorą awanturnictwo? Boję się, że wybiorą to drugie. Bo po prostu spadanie jest boleśniejsze. Niestety, wszyscy na tym stracimy.
Czarny Burack w Białym Domu ma wprawę w oglądaniu transmisji z egzekucji. Niech wyda dyspozycje, by rozstrzelać kilku największych wierzycieli, a od razu zadłużenie spadnie o 14 bilionów. Zostanie ino to po przecinku - pestka na ogryzku...
Zacząć od ChRL...
.
Dziwne, nic nie zepsułem, uczciwe pracuje , nie żyje tez z pracy innych a mam płacić za kryzys ustroju kapitalistów. Niech oni sami sobie go ratują, nie za moje pieniądze.
Rozstrzelać ChRL się nie da, bo taktyce milion na prawej, milion na lewej, a środkiem czołgi nie podoła nawet wyposażona w elektroniczne zabawki US Army. Nie mówiąc, że chińczycy też mają całkiem fajne śmiercionośne gadżety. Jakoś trzeba będzie spłacić. Pamiętasz wyciągniętą z gumowca gazetę w "Sexmisji"? Nagłówek krzyczał: "Bankrutujące USA odsprzedaje Alaskę". Nie tylko fantazje Lema się sprawdzają.
Najwyrazniej krapolska lewica nie potrafi wyciagnac wnioskow z przeszlosci.
Zyczenia USA "Wszystkiego Najgorszego" to zakladanie sznura na wlasny gardziolek jak bylo w przeszlosci.
I jezeli spelnilyby sie lewackie zyczenia to i tak wy tez za to zaplacicie, obojetnie czy wam sie to podoba czy nie
Rebel2 To zależy jaką lewice masz na myśli, ta socjaldemokratyczna, wolnościowa i antyautorytarna to tak, ta lewica drży przed upadkiem kapitalizmu, chyba bardziej niż kapitaliści.
Jakby napisali komu, pewnie zapamiętałabym. Może Chińczykom? Za ruble?
(*_*)
taka ruska fajna kapela, śpiewa: Otdawaj Amjerika Alasoczku!
Wychodzi na to ze tylko "socjaldemokratyczna, wolnościowa i antyautorytarna" lewica zachowala resztke rozsadku i instynktu samozachowawczego
Reszta lewicy jak stado baranow beczy na ta sama wyswiechtana antyamerykanska nute
Nauka dawno już poszła u nich w las. Władzę i demokrację oddali korporacjom przemysłowym, finansowym i wojennym... to teraz mają co mają - syf, kiłę, mogiłę. Nawet prezydenta wyciągają im prestidigitatorzy jak królika z szapoklaka. Rozpad Jankesolandii dokonuje się naszych oczach. Proces rakowacenia postępuje... ino odłamki na nas wszystkich polecą...
.
Pracuję uczciwie, karany nie byłem. A co za to mam?
Oddaje ponad 50 % dochodów na socjalne "przywileje innych".
W Polsce nie było bailout'u, w jaki więc sposób płacisz za ów kryzys?
ps. nie twierdzę, że nie płacisz.....
Jeśli popatrzymy na "cash flow" USA są w podobnej sytuacji jak Grecja czy Portugalia. Co w takim wypadku mogą zrobić?
1. Pożyczyć więcej kasy na rynkach;
Tylko kto pożyczy? Pewnie Chiny.... zobaczymy
2. "Poluzować politykę pieniężną" czyli po prostu dodrukować trochę banknotów z wizerunkami prezydentów;
Czyli tzw. podatek inflacyjny. USA są w o tyle lepszej sytuacji, że cały świat musi kupować dolary (jako jedyną walutę uprawnioną do handlu ropą) a więc składać się amerykański dług.
3. Pogonić Obamę. Zrobić zwrot przez sztag i pognać w stronę krwiożerczego k........, zostawiając nadmuchany socjal daleko w tyle.
""Poluzować politykę pieniężną" czyli po prostu dodrukować trochę banknotów"
QE to nie drukowanie pieniędzy.
nikt pieniędzy nie dodrukowuje fizycznie to tylko taka retoryka. Każdy wie o tym raczej.
Skoro nie, to po co piszesz o drukowaniu pieniędzy.
Powinno być: "Obama: Światu grozi..." i wystarczy.