Blair rzeczywiście postrzega swoją politykę w kategoriach niemal mesjanistycznych. Najbardziej zabawne są jednak próby tłumaczenia się z dawnych, dość radykalnych wypowiedzi i działalności w ruchu na rzecz rozbrojenia. Facet twierdzi, że zawsze uważał radykalizm za zło, ale będąc w Labour Party musiał być lewicowy. Jak jego pozycja urosła, mógł zacząć zmieniać partię.
To żałosne, że przywódcy partii, która reprezentuje i co najważniejsze zrzesza klasę robotniczą, zachowują się jak najbardziej cyniczni burżuje i fabrykanci. Nie jest to zjawisko ani nowe ani ograniczone do Wielkiej Brytanii. Od kiedy partie socjaldemokratyczne zaczęły tworzyć rządy, ich ministrom bardziej zależało na dobrych stosunkach z kapitalistami i utrzymaniu kapitalistycznego porządku, z państwową policją, armią, bankami i systemem wyzysku, niż rozwiązywaniu problemów klasy robotniczej. Pomimo pewnych reform, które dzisiaj nazwalibyśmy dość radykalnymi w porównaniu z oportunizmem współczesnych socjaldemokratów, rządy takie utrzymywały kolonie, napadały na inne kraje w imieniu korporacji (trustów), grabiły świat, głosowały za kredytami wojennymi, szczuły się nawzajem do wojennej rzezi (vide II Międzynarodówka). Tak było w ciągu lat w przypadku Francji, Belgii, Włoch, Niemiec, USA, krajów skandynawskich i innych miejsc. Nawet w takim zadupiu jak Polska, która z racji swojej marginalnej roli międzynarodowej nie mogła posiadać kolonii i ich grabić, panowie socjaldemokraci poszli w ostatnich latach na całość "trzecia drogą" i napadli na Afganistan i Irak. A niesławni "baronowie SLD" zaczęli się kojarzyć ludziom w Polsce ze słowem lewica i dzięki nim lewica nie jest postrzegana przez ludzi pracy jako ich formacja. Jakkolwiek w Polsce mnie to nie dziwi, trudno trochę zrozumieć, że w przypadku takiej partii jak Partia Pracy, w której dziesiątki tysięcy członkiń i członków określa się jako "100% percent Socialists", dopuściła do tak daleko posuniętej degeneracji. Należy sądzić, że sytuację tę odwrócić może masowa radykalizacja społeczna, która rozpocząć się może od takich wydarzeń jak rozpoczynająca się właśnie w Hiszpanii rewolta.
Kłopot w tym, że zawsze pozostaje pytanie: czy lepiej iść na zgniłe kompromisy i mieć możliwość zmieniania świata, czy pozostać przy radykalizmie i obserwować degrengoladę. Nie wiemy, czy gdyby nie New Labour, konserwatyści nie rządziliby jeszcze kilka kolejnych kadencji, aż państwo opiekuńcze nie zostałoby rozmontowane do reszty. To samo jest z Obamą: wiadomo, że ma lewicowe poglądy, ale musi prowadzić umiarkowaną politykę, bo prawactwo przebiera nogami do władzy. Wyborów nie da się wygrać bez centrowego elektoratu i trzeba trafić przynajmniej do jego części.
Ja raczej odwrotnie widzę tę sprawę. Gdyby nie to, że Partia Pracy przez całą erę blairyzmu wysługiwała się kapitalistom, prywatyzowała, pozbawiała ludzi przywilejów socjalnych, napadała na inne kraje, to dzisiaj nie doszli by do władzy Konserwatyści. Wcześniej na Partię Pracy głosował elektorat robotniczy, który chciał socjalizmu. A za czasów Blaira dostał neoliberalizm w najbardziej agresywnej postaci. I dlatego Partia Pracy tak straciła i przegrała z Torysami w wyborach. Nie dlatego, żeby torysom wzrosło poparcie, ale dlatego, że część z elektoratu Partii Pracy nie poszła do wyborów. To samo jest teraz w Hiszpanii. Socjaliści wygrali w ostatnich wyborach parlamentarnych, bo ludzie uwierzyli w pseudo-czerwone frazesy Zapatero. Ale wyszło szydło z worka i się okazało, że są cięcia i prywatyzacja jak za czasów Partido Popular. I teraz PSOE dostała w kość w wyborach lokalnych. Nie dlatego, że jest zbyt "radykalna", tylko dlatego, że lekceważy wartości lewicy i znowu zachowuje się jak prawica, dlatego, że bankierzy i ich zyski są dla rządu ważniejsze niż ludzie pracy.
Twoja teoria wyjaśnia ostatnią porażkę Partii Pracy i spodziewaną PSOE, jednak nie wyjaśnia ich wcześniejszych sukcesów, a także klęsk z lat 80. (Wielka Brytania) i 90. (Hiszpania). W latach 80. Labour Party była znacznie bardziej lewicowa niż za Blaira, ale ponosiła dotkliwe porażki. Po liftingu w latach 90. stała się maszynką do wygrywania wyborów. Co ciekawe Blair jest przekonany, że gdyby Brown nie odszedł od idei New Labour, lewica wygrałaby wybory również w 2010 r.
Labour Party była/jest tak samo prawicowa jak Torysi (którzy przecież nie zatriumfowali w wyborach)na pewno sukces odnieśli pozujący na bardziej lewicowych od LP - Liberalni Demokraci,to od nich zależał skład koalocji rządowej.
Blair - to taki polski Kwaśniewski i Miller. Zresztą nie kryli, że są jego fanami.
PS demokrata - podpisuję się pod twoimi opiniami. SLD przegrało i przegrywa nie dlatego, że chce coś ratować z dorobku PRL lecz przeciwnie, dlatego, że ją opluwa, że się na nią wypina, że przyłącz się do tych, którzy chcą nam wmówić, że była trędowata.
Z tymi Liberalnymi Demokratami to bym tak nie przesadzał. Mieli kilka lewicowych postulatów, ale generalnie przed wyborami, a tym bardziej po nich, byli znacznie mniej lewicowi niż Labour Party. Teraz LibDem to właściwie pieski łańduchowe torysów.
Nie zgadzam się też ze stwierdzeniem, iż Labour Party jest tak samo prawicowa jak torysi. Różnice w programach politycznych były i są kolosalne. Nawet jak chodzi o działania, to jednak za rządów Blaira zrobiono wiele dla "wyrównywania szans". Wiem, że dla radykalnej lewicy to za mało, ale w obecnych warunkach politycznych, również tych na Wyspach, to już spore osiągnięcie. Konserwatyści zajmują się już niemal wyłącznie cięciem, Blair natomiast do swojego działania dokładał lewicowe akcenty. Dla mnie Labour Party od lat 90. jest partią centrolewicową.