Pomysł dochodu gwarantowanego przez państwo warto podrZucić do "rozkminy" działaczom PiS. W innym wypadku będzie on tylko egzotyką.
dobry wywiad. Mądre odpowiedzi. Cymes.
Michel Husson,
Koniec pracy i powszechny dochód?
Sporo nurtów politycznych, zresztą dość różnorodnych, opiera swoje projekty przeobrażeń społecznych na tezie o końcu pracy. Wyciągają z niej wniosek, że dziś osią, wokół której powinny ukształtować się takie projekty, jest postulat powszechnego dochodu. Chcemy tu wskazać na sprzeczności takiego stanowiska, które w istocie wynikają z wycinkowego w najlepszym razie pojęcia o przeobrażeniach kapitalizmu.
Punktem wyjścia i nicią przewodnią wszelkiej refleksji o pracy powinna być dwoista natura pracy. Po stronie negatywnej jest to stosunek wyzysku, panowania, alienacji, a niektóre jego formy, również „najnowocześniejsze”, graniczą z niewolnictwem. Zarazem jednak jest to sposób uznania społecznego i przestrzeń realizacji. Te dwie strony są nierównomiernie obecne w konkretnych sytuacjach, ale żadna nigdy nie jest nieobecna. Można zastanawiać się nad tym nieustającym napięciem wokół trzech tematyk: cierpienia w pracy, wykluczenia „pozbawionych pracy” i aktywności kobiet. W swojej klasycznej książce pt. Cierpienie we Francji Christophe Dejours przeprowadza prowokacyjną paralelę między kapitalistyczną organizacją pracy a organizacją obozu koncentracyjnego. Wykazuje jednak również, że duża część dostrzeżonych przez niego cierpień bierze się nie tyle z samej sytuacji zależności, ile z rozdarć, które pociąga ona za sobą w związku z głębokim dążeniem do znalezienia w pracy przyjemności [1]. W innych studiach socjologicznych mówi się o „paradoksalnym zaangażowaniu” pracowników najemnych, na których nie działa tylko „kij” (wszelkiego rodzaju kary, groźba bezrobocia), ale również „marchewka” uznania przez innych i satysfakcji wynikającej z dobrej roboty. To samo można stwierdzić w stosunku do bezrobotnych.
Utrata pracy i rosnące oddalenie od pracy wywołują poczucie własnej bezużyteczności, przynależności do grona tych, których Robert Castel nazywa „nadliczbowymi”. Większość bezrobotnych aspiruje do ponownego znalezienia pracy i duża ich część jest na to gotowa, jeśli nawet ma to oznaczać, że zgodzą się na zatrudnienie na szczególnie niepewnych warunkach, które – jak to nieraz bywa –nie zapewni im dochodu wyższego od zasiłków, o które mogą się starać.
Wreszcie, wzrost aktywności zawodowej kobiet od kilku dziesięcioleci jest innym objawem tej aspiracji. Ta aktywność trwa, mimo wzrostu bezrobocia i dyskryminacji – czy to polegającą na niższych płacach, czy na dłuższym czasie pracy – z którą borykają się w pracy kobiety.
Tak więc, wszelkie jednostronne spojrzenie na pracę jest fałszywe. Należy odprawić z kwitkiem alegorie pracy wywodzące się z pewnej tradycji marksistowskiej (w wersji stalinowskiej) i hymny na cześć wyzwolenia poza pracą, które zwłaszcza w Pożegnaniu proletariatu teoretyzował André Gorz [2]. Oba oblicza pracy są ze sobą nierozdzielnie związane i nie ma emancypacji społecznej bez wyzwolenia pracy.
Teorie końca pracy
Teorie końca pracy, które mają kilka wariantów, funkcjonują zgodnie z następującym rozumowaniem:
– postęp techniczny redukuje pracę do niewielu rzeczy i pełne zatrudnienie jest definitywnie nieosiągalne,
– zamiast „pełnego zatrudnienia” celem powinna być więc „pełna aktywność”,
– ponieważ nie ma pracy dla wszystkich, hasło „praca to prawo” należy zastąpić hasłem „należy się dochód”,
– bezrobotni będący „działaczami” i nieregularnie pracujące osoby z przemysłu rozrywkowego to zapowiedź przyszłego pracownika-obywatela.
Te twierdzenia opierają się na elementach rzeczywistości, ale są dyskusyjne, bo niekompletne. Odpowiedzialności postępu technicznego za wzrost bezrobocia nie można jednoznacznie ustalić. Wzrost wydajności pracy zmalał w porównaniu z latami pełnego zatrudnienia: dziś we Francji mamy dziesięcioprocentowe bezrobocie przy niespełna dwuprocentowym wzroście wydajności pracy; w latach sześćdziesiątych wydajność pracy rosła dużo szybciej (ok. 5% rocznie), podczas gdy stopa bezrobocia nie przekraczała 2%. Gdyby wzrost wydajności pracy był bezpośrednią przyczyną bezrobocia, konfiguracja musiałaby być odwrotna.
Wolumen pracy, tzn. ogólna liczba godzin pracy najemnej, nie zmniejsza się, tym bardziej, gdy rozumuje się w skali światowej. We Francji okres ożywienia gospodarczego (1997-2001) pozwolił stworzyć 2 miliony miejsc pracy i obniżyć liczbę bezrobotnych o milion. Oznacza to, że w pewnych warunkach gospodarka może tworzyć miejsca pracy i że istnieje duży rezerwuar chętnych do zajęcia tych miejsc. Takie stwierdzenie przeciwstawia się pewnemu fatalizmowi głoszącemu, że tworzenie miejsc pracy jest niemożliwe – temu poczuciu dobrze dała wyraz Viviane Forrester w Horrorze ekonomicznym [3]. Jest wiele niezaspokojonych potrzeb, których zaspokojenie mogłoby spowodować tworzenie miejsc pracy; jedyny problem polega na tym, że zaspokojenie tych potrzeb nie jest dostatecznie rentowne. Tak więc, to nie postęp techniczny sam w sobie generuje bezrobocie, lecz jego wdrażanie „na sposób kapitalistyczny”. Innymi słowy, wzrost wydajności pracy stwarza bezrobocie tylko wtedy, gdy dopasowania nie zapewnia skracanie czasu pracy. Rzuca się to w oczy, gdy rozumuje się w skali XX w.: wydajność pracy wzrosła 13,6 razy, ale siła nabywcza wzrosła tylko 6,9 razy. Ta luka nie doprowadziła do niepohamowanego wzrostu bezrobocia na skutek skrócenia czasu pracy w ciągu ubiegłego stulecia o około 45%. Innymi słowy, gdybyśmy dziś nie pracowali o połowę krócej w porównaniu ze średnią z początku XX w., połowa ludności byłaby bezrobotna. „Pełnego zatrudnienia” nie można więc definiować niezależnie od przeciętnego czasu pracy; niedostatek miejsc pracy jest ściśle związany z niedostatecznym skróceniem czasu pracy.
Projekty powszechnego dochodu
Jedną z najbardziej radykalnych implikacji tez o końcu pracy jest twierdzenie, że należy dokonać redystrybucji dochodu niezależnie od uczestnictwa w jego tworzeniu. Tymczasem to praca tworzy bogactwo dzielone w formie dochodów i podział powszechnego dochodu byłby kompensowany przez pracę tych, którzy jeszcze by ją mieli. Wystąpmy na chwilę w roli adwokatów diabła wytaczając znany argument, że gdyby istniała gwarancja, iż nie pracując otrzyma się międzyzawodową wzrostową płacę minimalną, nikt nie zgadzałby się pracować w zamian za takie wynagrodzenie. Zwolennicy powszechnego dochodu odpowiadają na to, że w takim razie pracodawcy byliby zmuszeni oferować atrakcyjniejsze płace. Lecz ta odpowiedź jest absurdalna: nie można postulować dochodu gwarantowanego, który równałby się płacy minimalnej, jeśli z góry wiadomo, że w tych warunkach żaden pracownik najemny nie zgodziłby się pracować za płacę minimalną. W logicznym postulacie należałoby określić poziom płacy minimalnej i indeksację poziomu gwarantowanego dochodu na jego podstawie (np. 75%).
Trudno więc uniknąć zróżnicowania. Sprowadza się to jednak do przyznania, że społeczeństwo powszechnego dochodu byłoby skazane na nieubłagany dualizm: z jednej strony ci, którzy mają pracę, z drugiej strony ci, którzy mają tylko dochód. Jaki mechanizm społeczny pozwoliłby określić tych, którzy mają znajdować się w jednym położeniu, i tych, którzy mają znajdować się w innym? Wszelki dalszy wzrost wydajności pracy skutkowałby zmniejszaniem się liczby miejsc pracy niczym skóra szagrynowa i tylko zaostrzałby tę trudność. Natomiast w społeczeństwie czasu wolnego wzrost wydajności pracy skutkowałby w pierwszej kolejności skracaniem czasu pracy dla wszystkich zgodnie z zasadą: „pracować mniej, aby wszyscy pracowali”, która leży u podstaw egalitarnego społeczeństwa.
Wreszcie, jest, rzecz jasna, problem finansowania: jak dokonywałby się transfer bogactw od tych, którzy je wytwarzają, do tych, którzy tylko by je konsumowali? Samo postawienie tej kwestii często wywołuje u zwolenników powszechnego dochodu żywe reakcje. Ich zdaniem ci, którzy ją stawiają, muszą być nudnymi ekonomistami, którzy nie rozumieją, że to aktywność, a nie tylko płatna praca tworzy bogactwo. Lecz ta odpowiedź nie jest bardziej przekonująca w tej samej mierze, w jakiej zwolennicy powszechnego dochodu kładą bardzo mocny nacisk na to, jak powinien być on wysoki, bo jeśli byłby za niski, nic nie odróżniałoby ich projektu od takich wersji liberalnych, jak podatek negatywny wypłacany w krajach anglosaskich osobom pozbawionym pracy. Po to, aby dochód gwarantowany był nośny w prawdziwe przeobrażenia społeczne, musiałby osiągnąć znaczny poziom – rzędu 750 euro miesięcznie.
W takim razie kwestia finansowania staje jeszcze bardziej na ostrzu noża i sprowadza się do następującego pytania: jaki stosunek społeczny zachodzi między robotnikiem produkującym pędzle a uwolnionym od wszelkiej pracy artystą, który nimi maluje? Na jakich warunkach wymiana między jednym a drugim może być równomierna czy prawowita?
Trzeba więc powrócić do spraw grubej forsy, aby ustalić, jaki podział dochodu narodowego pasuje do gwarancji godziwego dochodu dla wszystkich. Okazuje się, że na to przecież rozsądne pytanie pada niewiele odpowiedzi, z wyjątkiem obliczeń, które zaproponował René Passet [4], a wykorzystali na własne potrzeby uczniowie Toni Negriego [5]. Oto jak Passet reasumuje swoją propozycję: „Każdy Francuz powyżej 20 roku życia korzysta z rocznego świadczenia na poziomie progu ubóstwa i każda osoba poniżej 20 roku życia korzysta z dochodu na poziomie połowy tamtego.” Jeśli zaktualizujemy na 2003 r. sumę ustaloną przez Passeta w 1996 r. (40 tys. franków rocznie) i przeliczymy ją na euro, ogólny koszt tak wyliczonego powszechnego świadczenia wyniesie około 370 milliardów euro, czyli nieco ponad jedną czwartą PKB. W celu sfinansowania tej sumy, Passet proponuje puścić w obieg „oszczędności wynikające ze zniesienia części obecnego systemu osłon, z którym dublowałaby się gwarancja dochodu; zasadniczo, zgodnie z klasyfikacją francuską, chodzi o zasiłki macierzyńskie i rodzinne, zasiłki dla bezrobotnych, zasiłki na starość, ale nie o zasiłki zdrowotne i chorobowe, które byłyby utrzymane”. Pokrywa to około trzy czwarte sumy, którą należałoby znaleźć, a resztę można by rozłożyć w czasie dokonując redystrybucji nowej wartości stworzonej przez wzrost gospodarczy.
Ten projekt wyraźnie nie trzyma się kupy. Przede wszystkim, odpowiedź polegająca na rozłożeniu w czasie obala chiński mur, który rzekomo miał oddzielać wywrotową wersję dochodu gwarantowanego od wersji neoliberalnej, w której taki dochód miałby wynosić nieco ponad 3 tys. euro rocznie. W takim przypadku za pierwszy krok w kierunku powszechnego dochodu można by uznać premię za zatrudnienie. Tymczasem w rzeczywistości chodzi o perwersyjny mechanizm, który sprowadza się do przyznania racji dyskursowi pracodawców o „nadmiernej” wysokości niskich płac i przerzucenia na państwo odpowiedzialności za „uzupełnienie” płac, z których nie można wyżyć. Wraz ze zmniejszeniem składek uiszczanych przez pracodawców, jest to najlepszy sposób ściągania całej hierarchii płacowej w dół.
Przede wszystkim jednak puszczenie transferów socjalnych w obieg jest nie do przyjęcia. Zdumiewa, że ani Passet, ani Carlo Vercellone, który przejął ten pomysł, nie zdają sobie z tego sprawy. Zasadniczo jest to ogromny transfer kosztem emerytów. Po takiej reformie wszystkie emerytury usytuowałyby się na poziomie progu ubóstwa. Z tytułu świadczeń na starość 12 mln osób powyżej 60 roku życia otrzymuje dziś około 184 miliardy euro, tj. około 12,5% PKB. Po proponowanej reformie otrzymywałyby one tylko powszechne świadczenie (ok. 7500 euro rocznie), które byłoby średnio o połowę niższe niż obecnie. Tylko emeryci korzystający z innych zasobów niż emerytura dysponowaliby dochodem przekraczającym próg ubóstwa. Passetowi i Vercellone bardzo trudno byłoby bronić takiego projektu w toku debaty o emeryturach, gdyż sytuuje się on w bezpośredniej opozycji do osi mobilizacji społecznej.
Tak samo byłoby z bezrobotnymi, z których żaden nie otrzymywałby świadczenia powyżej progu ubóstwa. Zwolennicy takiego stanowiska w ruchu bezrobotnych też mieliby duże trudności z jego obroną, gdyby tylko zeszli z terenu abstrakcyjnego dyskursu. Jeśli chodzi o świadczenie macierzyńskie i rodzinne, jest to trudniej ustalić, gdyż nie wiadomo, czy rodzice osób poniżej 20 roku życia, które korzystałyby z połowy świadczenia, mogliby dysponować nim zgodnie ze swoją wolą, czy też trafiałoby ono na książeczkę oszczędnościową, którą młody człowiek dysponowałby po osiągnięciu 20 roku życia. Krótko mówiąc, chodzi o rozdzielenie między pracowników globalnej masy płacowej (wraz ze składkami) bez podważenia podziału wytworzonej wartości na płace i zyski.
Wreszcie, jeśli chodzi o miejsce kobiet w tych wszystkich projektach, ciąży na nich głęboka dwuznaczność. Ponadto jest rzeczą uderzającą, że literatura poświęcona powszechnemu dochodowi praktycznie nigdy nie uwzględnia wymiaru płci i nie zastanawia się nad specyfiką pracy kobiet. Niewątpliwie nie przypadkiem: kwestia prawa kobiet do pracy w sposób szczególnie wrażliwy ujawnia sprzeczności tez o powszechnym dochodzie. Jeśli praca najemna to tylko niewola, kobiety powinny być zadowolone, gdy odsuwa się je od pracy, a następnie zażądać gwarantowanego dochodu jako kompensaty za swoją aktywność społeczną. Nie sposób jednak nie dostrzec, że to rozumowanie zderza się czołowo z egalitarnymi aspiracjami kobiet w dziedzinie zatrudnienia. Wypłacanie im zasiłku, aby nie pracowały, czy dlatego, że nie pracują – oto projekt, który wcale nie jest szczególnie postępowy, a gwarantowany dochód zaczyna przypominać zasiłek wychowawczy czy nawet bardzo wątpliwą płacę macierzyńską [6].
W ogóle dziwi, że – jak się wydaje – nikt nie zauważa sprzeczności między projektami powszechnego dochodu a dążeniem do uznania praw społecznych. Polega ono na bezpłatnym dysponowaniu dobrami wspólnymi, a nie na dystrybucji dochodów. Zwolennicy powszechnego dochodu zawsze wyrażają swoje projekty w kategoriach pieniężnych i w ten sposób odwracają się np. plecami do postulatu bezpłatnej służby zdrowia. Jakie rozwiązania są naprawdę postępowe w kwestii mieszkaniowej: polityka municypalizacji gruntów i budowy mieszkań socjalnych czy wzrost zasiłków mieszkaniowych? Ten tropizm pieniężny faktycznie prowadzi zwolenników powszechnego dochodu (z czego zresztą nie zdają oni sobie sprawy, gdyż w ogóle nie dostrzegają takiego problemu) ku rozszerzaniu sfery utowarowienia. To co najmniej dziwne.
Pomieszanie powszechnego dochodu z dochodem gwarantowanym
Choć terminologia na tym polu nie jest wyraźnie umocowana, można wyróżnić dwie koncepcje, które różnią się swoimi horyzontami. Postulat dochodu gwarantowanego jest z rzędu tych postulatów, które mają rozwiązać palący problem społeczny: gdy żądamy podwyżki minimów socjalnych, chodzi nam o to, aby tu i teraz zapewnić bezrobotnym godziwy dochód. Tymczasem powszechny dochód określa się jako podstawową dźwignię projektu przeobrażeń społecznych. Rozróżnienie tych dwóch pojęć to bardzo ważna rzecz. Pierwszym powodem jest to, że ci, którzy nie są przekonani do projektów powszechnego dochodu, wcale nie ignorują natychmiastowej potrzeby zapewnienia godziwego dochodu tym wszystkim, którzy go nie posiadają. Kultywowane na tym polu zamieszanie pojęciowe pozwala zwolennikom powszechnego dochodu dyskwalifikować krytykę pod swoim adresem twierdząc, że świadczy ona o zupełnym braku zainteresowania losem bezrobotnych. To oczywiście bzdura – jedni i drudzy biorą udział w mobilizacjach na rzecz dochodu gwarantowanego. Drugą stroną medalu jest czynienie z powszechnego dochodu kręgosłupa alternatywnego projektu i w ten sposób dyskontowanie walki bezrobotnych – tak, jakby legitymowała ona postulat powszechnego dochodu. Skutkiem jest wekslowanie ruchu bezrobotnych na boczny tor, bo neguje się jego walkę o prawo do pracy. Takie podejście, dyskwalifikujące jako „robociarski” postulat powrotu do pełnego zatrudnienia, który zwolennicy powszechnego dochodu utożsamiają w swojej propagandzie z przymusowym zatrudnieniem na niepewnych warunkach, utrudnia rozwój globalnego projektu obejmującego ogół pracowników najemnych – pracujących i bezrobotnych.
Nieubłagana logika orędowania za powszechnym dochodem jest taka, że z zatrudnienia na niepewnych warunkach czyni jedynie możliwą zapowiedź nowego społeczeństwa. Nieregularnie zatrudnionych pracowników przemysłu rozrywkowego przedstawia się jako „pracowników” przyszłości. Jednak wbrew mętnym teoriom kapitalizmu „poznawczego”, wcale nie obserwuje się tendencji do zastępowania ogółu pracowników najemnych tego rodzaju pracownikami. Współczesny kapitalizm naciera na co najmniej dwóch frontach. Z jednej strony rzeczywiście rozwija nowe formy zatrudnienia, które, jeśli ktoś chce, może nazwać „poznawczymi”, a w których wiedza pracownika i nakłady na nią, ponoszone przez niego poza czasem pracy, stanowią jakościową nową siłę wytwórczą, którą kapitalizm stara się pozyskać i wykorzystać w swoim interesie. Lecz z drugiej strony kapitalizm reprodukuje bardzo klasyczne formy superwyzyskiwanego proletariatu i udaje mu się zintensyfikować pracę ogółu pracowników najemnych.
Rzeczywistość społeczna nie jest więc zgodna z tezą o końcu pracy, która stawia hipotezę nieubłaganego kurczenia się sfery pracy najemnej i przepowiada swojego rodzaju samorozpuszczenie się kapitalizmu w „gospodarce wiedzy”. Jasne, że kapitalizm się przeobraża, ale w żadnej mierze nie można powiedzieć, że więdnie, tak, jakby pole zastosowania jego logiki stopniowo się kurczyło, pozostawiając wolne pole rozkwitowi nowych rodzajów stosunku do pracy. Dlatego wyzwolenia pracy nie można osiągnąć w sposób peryferyjny, w jakimś ruchu polegającym na dezercji poza kapitalistyczne serce stosunku pracy najemnej. Rzecz polega więc na powierzchownym radykalizmie, który rezygnuje z oddziaływania na położenie standardowego pracownika najemnego – i to akurat wtedy, gdy szerzenie się czegoś, co Marks nazwał „rezerwową armią przemysłową”, jest warunkiem wzmożonej intensywności pracy. Akurat wtedy, gdy z powodzeniem szerzą się tezy głoszące, że praca traci swoje kluczowe znaczenie, kapitalizm utwardza się brutalnie i marginalizuje tych, którzy już nie mogą pozostawać w stosunku do pracy właściwym dla pracowników najemnych. Wielką słabością tych teorii jest wreszcie to, że nie doceniają tendencji współczesnego kapitalizmu, który zmierza do opanowania całej sfery społecznej i stara się zmusić całą tę sferę do uległości wobec jego logiki towarowej.
Zredefiniować alternatywy
Główną osią walki powinno być więc skrócenie czasu pracy dla wszystkich, połączone z rozszerzaniem sfery bezpłatnego zaspokajania potrzeb społecznych. Z tego punktu widzenia skrócenie czasu pracy i zakaz zwolnień grupowych konkretnie stawiają kwestię odtowarowienia siły roboczej. Dziś równomierny rozkład godzin pracy przyniósłby około trzydziestogodzinny tydzień pracy, który mógłby być jeszcze krótszy, gdyby zlikwidowano zbędne miejsca pracy. Stają się one niezbędne np. ze względu na to, że korzystanie ze służb publicznych nie jest bezpłatne, albo na to, że wzrastają wydatki na nieproduktywną konkurencję. Stopa życiowa podniosłaby się głównie na skutek rozszerzenia praw społecznych (prawa do pracy, opieki zdrowotnej, mieszkania itd.), zapewnionego przez uspołecznione finansowanie (bezpłatność lub quasi-bezpłatność).
Ten projekt napotyka dwie główne przeszkody: strukturę podziału bogactw i prawo własności. Jego realizacja wymaga zakwestionowania stosunków pracy w samych przedsiębiorstwach poprzez kontrolę pracowniczą nad najmem do pracy oraz warunkami i organizacją pracy. Zarazem ma on oparcie w gwarantowaniu zasobów pracowniczych i ciągłości ich dochodów.
Krótko mówiąc, zamiast przeciwstawiać postulat gwarantowanego dochodu postulatowi nowego pełnego zatrudnienia, należy powiązać postulat czasu wolnego z postulatem przeobrażenia czasu pracy. Przezwyciężenie tej sprzeczności wymaga wynalezienia takich form organizacji, które uporałyby się z czynnikami rozczłonkowania klasy robotniczej (pracownicy najemni/bezrobotni, wielkie zakłady/podwykonawcy, sektor publiczny/sektor prywatny, mężczyźni/kobiety, wymuszanie konkurencji między pracownikami najemnymi za pośrednictwem globalizacji).
Łańcuch strategiczny byłby wówczas, z grubsza biorąc, następujący: połączona afirmacja prawa do pracy i prawa do ciągłości dochodu, kontestacja obecnej struktury podziału bogactw, wymóg skrócenia czasu pracy połączonego z proporcjonalnym do niego wzrostem zatrudnienia, kontrola pracownicza nad najmem do pracy, odrzucenie władzy pracodawców nad zatrudnieniem i warunkami pracy, odtowarowienie siły roboczej, zakwestionowanie własności prywatnej. Hasło przyświecające temu podejściu mogłoby więc brzmieć: wszyscy pracownikami i pracownicami najemnymi, aby znieść pracę najemną.
(tłum. Zbigniew M. Kowalewski)
[1] Ch. Dejours, Souffrance en France: La banalisation de l’injustice sociale, Paryż, Seuil 1998.
[2] A. Gorz, Adieux au prolétariat: Au-delŕ du socialisme, Paryż, Galilée 1980.
[3] V. Forrester, L’horreur économique, Paryż, Fayard 1996.
[4] R. Passet, L’illusion néo-libérale, Paryż, Fayard 2000.
[5] C. Vercellone (red.), Sommes-nous sortis du capitalisme industriel?, Paryż, La Dispute 2002.
[6] A. Eydoux, R. Silvera, „De l’allocation universelle au salaire maternel, il n’y a qu’un pas à ne pas franchir”, w: Th. Coutrot, Ch. Ramaux (red.), Le bel avenir du contrat de travail, Paryż, Syros, 2000.
http://www.monde-diplomatique.pl/LMD9/index.php?id=1
zaraz po tym jak wystawi te 3 mln mieszkań. Oczywiście warunek jest jeden, musicie dopuścić go do koryta.
Czyż nie Zychu? Znaczy się Marku.
dlaczego dochodu bez pracy nie wprowadziło SLD? Przecież tak dłogo rządziło.
"Gdyby był on na w miarę przyzwoitym poziomie - tysiąca złotych miesięcznie - kosztowałby rocznie przeszło 450 mld zł, czyli ponad jedną trzecią naszego obecnego PKB."
Do tego fragmentu wywód wyglądał bardzo ładnie. 1/3 PKB! A PKB to przecież nie to samo, co budżet państwa, który stanowi tylko pewną jego część.
A czy SLD-Gruppenfuehrer Mueller, klon swoim jestestwem urągający nie tylko temu portalowi, ale też poprzez nazywanie się Stirlitzem również Bohaterom Związku Radzieckiego, nie mógłby zostać przez swego Animatora przeniesiony w bardziej odpowiednie dla siebie miejsce? Np. na gaz-et-onet, gdzie znajdzie wielu kompanów m. in. do mądrych dysput o wynalazku zwanym dalekoPiSem Kłamczyńskiego, a także całkiem liczne stadko płaczek i innych sierotek pogrążonych w ż(a)łobie po Basi Wrażliwej.
Sądzę, że wystarczającym nieszczęściem dla tego miejsca jest już istnienie samego Animatora, który całkiem skutecznie razi swą beznadziejnością.
U nas może to nie przejść, bo Polacy wpojoną mają superprostacką ideologię *coś za coś*. Nawet na tym forum spotkać się przecież można było kiedyś z opinią w rodzaju: ja daję psu jeść, a pies "za to" łasi się do mnie; słowem - coś za coś, taki mam z psem "układ" (he, he). Niestety przeciętny polaczek prawdopodobnie nie pojmuje, że coś można darmo dawać i darmo otrzymywać. Albo że coś się komuś należy nie np. za to, co "robi dla innych", lecz z samego faktu bycia CZŁOWIEKIEM. Pod uwagę trzeba również wziąć tabuny zer, dla których "wypracowanie" sobie emerytury stanowi życiowy sukces. Jak oni znieśliby emeryturę obywatelską dawaną tym, którzy "nie chodzili do pracy"? Ten cios mógłby ich zabić.
"całkiem liczne stadko płaczek i innych sierotek pogrążonych w ż(a)łobie po Basi Wrażliwej."
Tyś nie miś, tyś zwykła świnia.
...ale czy gospodarka światowa wytrzyma taki popyt.
Stawiam na NIE, bo to jest główną przyczyną biedy.
I dlatego bez żadnych szans na realizację.
którym rzuci się ochłapy w zamian za likwidację kolektywnych metod zaspokajania potrzeb społecznych.
pomysły tego typu są szczególnie złe dla "pracodawców".
Zadaje se pytania retoryczne i sam se od razu nań odpowiada. Ot, retoryk!
Ty się pacz i ócz, west, a nie rozkminiaj!
(*_*)
Bardzo interesujące spojrzenie na pracę, która niekoniecznie musi dawać kasiorę. Kasiorę możemy brać ze wspólnej kiesy, a jak pusta to rozpruwać burżujskie bukłaki.
Jak czytam takie teksty, to wiem, że moje podatki zostały spożytkowane właściwie. Ten doktor jest super!!!
(*_*)
choć przyznaje brzmi humanitarnie. Każdy lewicowiec już tylko dlatego powitać go winien z uznaniem. Ja jednak tego nie zrobię, bo myślę, że ta bądź co bądź jałmużna dla zmyłki przyznawana będzie każdemu. A jałmużna - baz względu na formę - pozbawia ludzkiej godności, bo tylko praca, uczestnictwo w zbiorowym wysiłku ją zapewnia. Bez niej, nawet przy pełnym żołądku, człowiek przestaje być istotą społeczną, staje się niestety tylko jednostką biologiczną a więc zwyczajnym robaczkiem, oczywiście w kapitalizmie bardzo użytecznym, bo stanowiącym przestrogę dla innych.
...i uważa, że na retoryczne pytania trzeba dać odpowiedź.
Jak to kiedyś już napisałem - nie wie co czyta i rzadko kiedy wie co pisze.
to Herr Pantarak rżnie głupa, nie widząc szyderstwa...
.
steff... praca sama w sobie, by tylko podtrzymać funkcje życiowe jest upokarzająca. To dzisiaj dzieje się w Polsce.. Pewnie, że pomysł "na życie" dla społeczeństw postindustrialnych jest melodią przyszłości. Tak jak kiedyś mrzonką były emerytury. Dzisiaj nawet Fedakowa przebąkuje o "obywatelskich"...
Praca jako taka nie zawsze polega na wysiłku fizycznym lub umysłowym. Burżuj na pewno wylewa siódme poty kiedy główkuje jak orżnąć państwo na podatkach, zapłacić mniej "robolowi" (w majestacie "prawa"), albo wymyślić taki np. oscylator lub podpierdolić koszty obsługi OFE albo zażyczyć se "pomocy", bo mu bank prywatny zdechnie... Ty wiesz jaka to ciężka robota? (*_*)
Praca to także rozwój intelektualny, wolontariat, uprawa ogródka...
Ileż wynalazków, idei powstało dzięki "nic-nierobieniu"! Tylko dlatego, że "myśliciele" mieli brzuch pełny i dach nad głową. Choćby i taki Karol Marks, no nie?
(*_*)
Niestety dla niektórych od człowieczej JEDNOSTKOWEJ godności i wolności ważniejsze są (trzymajcie mnie, bo padnę ze śmiechu): "kolektywne metody zaspokajania potrzeb społecznych". Mówi to west, który niedawno, może z tydzień temu postulował tu wprowadzenie... przymusu pracy dla najuboższych.
[tylko praca, uczestnictwo w zbiorowym wysiłku ją zapewnia]
Phi, też mi. Skąd to kategoryczne "tylko"? Dla jednego - tak, dla drugiego - nie. Jeden realizuje się w pracy zbiorowej, innemu jest to obojętne, jeszcze dla innego zaś jest dokładnie odwrotnie: właśnie praca zbiorowa napawa go wstrętem. Są też tacy, którzy z rozmaitych względów nie mogą czy, nie bójmy się tego powiedzieć, nie chcą pracować. Tak - nie chcą. Czy oni są w czymkolwiek gorsi od pracujących? Czyż nie mają dokładnie takiego samego prawa do życia? Dlaczegóż więc by żyć muszą pracować, nawet wtedy gdy praca wypacza ich mentalnie, niszczy ich psychikę, ich rzeczywiste życie?
--
[Bez niej, nawet przy pełnym żołądku, człowiek przestaje być istotą społeczną]
Nawet jeśli, to czy człowiek musi być (jak to nazwałeś) istotą "społeczną"? Jak wyżej, jeden chce być ową istotą społeczną, a inny - nie.
Jak zwykle myślimy tak samo.
Resztą naprawdę się nie przejmujcie. Prymitywizm myslenia determinowanego walka o byt nie wszystkie naczelne jeszcze odrzuciły
wie o co chodzi ale nie potrafi się wysłowić.
To znany objaw.
Ale poważnie.
Postawione pytanie nie jest bynajmniej retoryczne, bo dotyczy zagadnienia zasadniczego - czy przyczyną biedy na świecie jest WYZYSK czy strukturalna niemożność zaspokojenia popytu .
Większość Pani współwyznawców dziewiętnastowiecznego socjalizmu, jak pp.M.Bucharin, Steff, BB, EB Rewolucjoner i inni, których w tej chwili nie pamiętam, uważa, że gdyby zabrać bogatym to z nawiązką starczyłoby dla biednych.
Moja teza jest inna - to brak towaru w ilości niezbędnej na pokrycie powszechnych potrzeb wywołuje biedę na świecie a wyzysk ( czyli rażąco nierówny podział zysku)
jest narzędziem równoważącym popyt z podażą.
I gdyby tak od jutra pracodawcy poczuli przypływ miłosierdzia i wypłacili swym pracownikom pensje w takiej wysokości, które oni sami uznaliby za sprawiedliwe, to światowa gospodarka padnie.
Odmianą takiego miłosiernego postępku oligarchii, jest propozycja powszechnego dochodu obywatelskiego, bo mechanizm jest podobny a skutek ten sam.
Więc jeśli dla Pani takie pytanie, o którym była mowa na wstępie, jest retoryczne - to witamy w klubie.
PS.A dlaczego Herr ?- nie dlatego, że mi to przeszkadza
bo nie mam takich kompleksów jak Pani, ale to ciekawe dlaczego nie np. monsieur ( bo może łatwiejsze w pisowni?).
"Społeczeństwo postindustrialne" podczas gdy zarówno produkcja przemysłowa jak i liczebność przemysłowej klasy robotniczej w skali globalnej nigdy nie były tak duże, a spadek zatrudnienia w przemyśle najbogatszych krajów wobec industrializacji Chin, Indii, Brazylii itd. to jest w sumie mocno ograniczony niewiele znaczący trend.
Z dochodem gwarantowanym jest tak niestety że mimo wszystko ludzie są z natury leniwi i po wprowadzeniu takiego przepisu po prostu straciliby motywację do jakiejkolwiek działalności zawodowej.
Lepszym rozwiązaniem jest ustawowe powszechne zatrudnienia. Jest to najlepszy sposób walki z wykluczeniem społecznym bo w pracy spędza się znaczną część życia.
Fundamentem istnienia społeczeństwa od zawsze była praca ludzka tak w starożytności, średniowieczu, XIX wiek jak i dziś. W tym temacie nic się nie ma po prostu prawa zmienić i wszelkie pierdy opalonych gandzią nowolewicowców o "końcu pracy" są nic nie warte i tylko kompromitują lewicę i w sumie nie różnią się nic od bełkotu ekonomistów głównego nurtu.
kto jest fast faszysta. Poniał, Herr von Pantarak?
.
"to brak towaru w ilości niezbędnej na pokrycie powszechnych potrzeb wywołuje biedę na świecie"
Naprawdę?
Bo moje obserwacje, jak również intuicja mówią mi, że towarów wszelakich mamy w nadmiarze. Wręcz o wiele za dużo gatunek ludzki wytwarza rozmaitych, zbędnych w gruncie rzeczy dóbr, które każdego dnia zasilają tylko strumień odpadów, jakie z siebie nieustannie wypluwamy.
Jeśli czegoś zaczyna nam brakować, to zasobów przyrody - powietrza, wody, paliw kopalnych. I na ich rozumnym używaniu należałoby się skupić, a nie na wytwarzaniu - za pomocą PŁATNEJ PRACY - kolejnych fal niepotrzebnych nikomu przedmiotów, których jedynym celem jest przyczynienie zysku właścicielowi wytwórni. I dlatego wmawia on (skutecznie, niestety) nieszczęsnym ofiarom, że tego wszystkiego (np. nowej komórki co rok) potrzebują.
Był bogaty z domu, więc z nudów całymi dniami leżał w sadzie pod jabłonią (to ponoć była "mekintosz") i gapił się niebo. Aż raz go ten mekintosz pizdnął w czachę i doznał olśnienia! I zaraz wymyślił prawo grawitacji, czyli że Ziemia przyciąga to co się oderwało, albo odpadło lub opadło... jak np. Herr von Pantarakowi szczena, no nie?
Jak by ten Newton musiał zrywać te jabłka, z drzewa dla jakiegoś badylarza MacIntosha, to by miał w rzyci leżenie pod mekintoszem, a nawet jak by se legnął, to ino po to, by se dychnąć...
(*_*)
był taki czas, gdy kapitaliści argumentowali, że wprowadzenie płatnych urlopów wypoczynkowych zrujnuje gospodarkę
to tak co do taraka...
Napisał:
"był taki czas, gdy kapitaliści argumentowali, że wprowadzenie płatnych urlopów wypoczynkowych zrujnuje gospodarkę"
***
Rzeczywiście, tak było.
Ale wprowadzone nowe technologie pozwoliły wyprodukować tę samą lub większą ilość produktu mniejszą ilością zatrudnionych, co pozwoliło fabrykantowi udzielić tym
pozostałym w fabryce urlopu.Bilans się nie zachwiał,
ale niemała grupa poszła na bruk.
Pamiętamy przecież z lekcji historii opowieść o niszczeniu nowych maszyn przez robotników zagrożonych bezrobociem po sprowadzeniu ich przez kapitalistę.
Później przyszedł czas na ubezpieczenia zdrowotne , mieszkania fabryczne i tak dalej - wszystko to poprzez większą wydajność pracy stymulowaną postępem technologicznym i rosnącej sile klasy robotniczej .
Ale kwestią zasadniczą jest to, że kapitalista dał, bo mógł i nie splajtował.
Ten obecny w Europie dobrobyt to właśnie wynik tych
okoliczności - postępu technologicznego i utrzymanej dzięki temu równowadze ekonomicznej i roszczeniowej postawie robotników.
Sama roszczeniowość klasy robotniczej bez tego drugiego czynnika doprowadzi do zapaści obserwowanej w Rosji Radzieckiej - nędzy i cmentarnego spokoju społecznego utrzymywanego metodami policyjnymi.
pisze:
"Bo moje obserwacje, jak również intuicja mówią mi, że towarów wszelakich mamy w nadmiarze. Wręcz o wiele za dużo gatunek ludzki wytwarza rozmaitych, zbędnych w gruncie rzeczy dóbr, które każdego dnia zasilają tylko strumień odpadów, jakie z siebie nieustannie wypluwamy."
**
Intuicja jest tu zawodna.
W skali świata brakuje surowców: wody, ropy, gazu, metali i tysiąca innych, by zaspokoić elementarne potrzeby biednych. Bo ludzi na świecie nieustannie przybywa i produkcja nie może nadążyć za potrzebami.
Podam taki banalny przykład, choć może nie powinienem :
każdy musi gdzieś mieszkać, ale żeby wybudować dom, trzeba najpierw wyprodukować energię niezbędną do produkcji cementu i stali, tę stal wytopić w martenach przy zużyciu tysięcy megawatów, później ją walcować
żeby nadawała się do zbrojenia lub pokrycia dachu,
doprowadzić wodę, kanalizację może internet i w ten sposób zużyć wielkie ilości energii i surowców dla stale powiększającej się rzeszy ludzi.
I nie pieniędzy tu brakuje na inwestycje ( bo bogaci poprzez banki inwestują swoje dochody właśnie w takie przedsięwzięcia, ale surowców, których zasoby nieustannie się kurczą i poprzez to stają się droższe.
W tych okolicznościach ten dom dla biedaka staje się coraz to trudniejszy do zdobycia.
Upaństwowienie gospodarki nic tu w tym mechanizmie nie zmienia - surowców nagle nie przybędzie.
Obdarowanie każdego obywatela dochodem gwarantowanym
( przez kogo? - wszak nagle zwiększenie popytu na wszystko to gigantyczna inflacja) spowoduje
zachwianie równowagi popyt - podaż i załamanie gospodarki świata. Bogaci może trochę zbiednieją ale biedni umrą.
To co Pani nazywa gigantycznym marnotrawstwem, to nasza cywilizacja właśnie. Chce Pani zrezygnować z Internetu, ciepłej wody w kranie, samochodu i centralnego ogrzewania? - to jest nasza rzeczywistość i do takiej rzeczywistości tęsknią biedni całego świata.
Warto o tym pamiętać.
...faszysta z debilką.
Ale może z powodu tej ułomności nie wie Pani także co to znaczy być debilką?
Zadziwiasz mnie, że nawet o tym nie wiesz albo udajesz, że nie wiesz. Bo socjalizm, zgodnie ze swą etymologią, zawsze to samo znaczył i znaczyć będzie bez względu na wiek, w jakim istniał czy istnieć będzie. Bo socjalizm - to "ideologia społeczna głosząca zniesienie prywatnej własności środków produkcji, postulująca m.in. zbudowanie ustroju społecznego, który doprowadzi do zniesienia podziałów klasowych oraz realizacji zasad równości i sprawiedliwości społecznej" - Słownik jęz. polskiego t 4 str. 432 Wydawnictwo Naukowe PWN w-wa 2003. A więc nie ma dziewiętnastoletnich socjalistów, są natomiast po prostu socjaliści albo ich nie ma. W każdym bądź razie twoje kryteria mają niewiele wspólnego z socjalizmem. Stąd rozbieżność naszych ocen różnych sytuacji społecznych, co oczywiście nie umniejsza wartości poznawczej ani moich ani twoich przekonań.
Newton leżąc pod tym drzewem też pracował i to z ogromnym pożytkiem dla nas wszystkich, bo tym swym "leżeniem" uczestniczył w zbiorowym wysiłku odkrywania praw rządzących światem, w którym żyjemy. Dzięki czemu to życie nam ułatwił. Bo nie tylko wytwarzanie rzeczy jest pracą, konstruowanie idei, wyrażanie uczuć także jest nią, czyli wszystko, co przynosi pożytek innym, bo przez to się realizujemy, nadajemy społeczny sens swemu istnieniu, przestajemy być tylko robaczkami.
zwłaszcza w systemie kapitalistycznym, gdzie jedni ciężko pracują i ledwo wiążą koniec z końcem, a drudzy pierdzą w fotele na Hawajach i opływają w luksusy... co ciekawe to ci ostatni właśnie najbardziej zdecydowanie mówią, ze coś musi być tylko za coś.
Takie pomysły o powszechnym dochodzie rodzą się właśnie dlatego, że tej pracy jest i będzie coraz mniej. Co się wiąże właśnie z postępem naukowo-technicznym. Z tą klasą robotniczą i jej znacznym zmniejszeniem w skali świata też do końca nie jest tak jak nam się wydaje. Po prostu z roku na rok coraz więcej robotniczych miejsc pracy przechodzi do Chin, bo kapitał nie ma granic i wcześniej czy później pójdzie tam gdzie poniesie niższe koszta pracy. Top jest więc dosyć europejski problem. Wraz z tym procesem (zakładamy, że rewolucji nie będzie) kwestia powszechnego dochodu staje się coraz bardziej paląca. Bo póki co na tym, że nasze telewizory i komputery robią Chińczycy to zyskują u nas burżuje a w Chinach Chińczycy... i ich burżuje.
Każda praca jest godna szacunku. I ta zarobkowa i ta niezarobkowa. Ale nie przesadzajmy, ona nie czyni wolnym. Wolnym czyni pewność egzystencji, ktora może ale nie musi wynikać z własnej pracy. Ale jeśli tej pracy nie ma? Dóbr od dawna nie wytwarza już tylko człowiek. Mogą się one brać z pracy maszyn i robotów, które w wielu miejscach zastąpiły robotników. Ale co ważne nie spowodowało to tego, że robotnik nie musi pracować i robi za niego robot, a on ma z tego dochód, bo ten robot robi wyłącznie dla korzyści kapitalisty. Ale gdyby przyjąć, ze ten robot robi po to, by robotnik nie musiał pracować i za to co zarobi robot, on spychałby z plaży wieloryby do oceanu, czy też siedząc z gitarą w ręku śpiewałby w hospicjum dla dzieci... to byłoby to coś cudownego i mechanizacja, która służy naprawdę ludziom.
Opowieści pana pantaraka o rzekomym wzroście popytu, który doprowadziłby do katastrfofy światową gospodarkę są nieprawdziwe. W wielu krajach jest niezaspokojony popyt na podstwowe środki do życia, których świat ma w nadmiarze, a może mieć jeszcze więcej. Ludzie głodują podczas gdy w innych krajach niszczy się to co mogłoby zaspokoić ich popyt, żeby tylko cena na dany produkt nie spadła. To jest sztuczne, uwarunkowane przez dzikie, chore zasady i cele kapitalistycznej gospodarki.
Szarfenberg pisze o tym, że powszechny dochód umacniałby system. Nie jestem tak do końca o tym przekonany, ale rozumiem obawy dogmatycznych rewolucjonistów, dla których umacnianie systemu to większy problem niż głód i bieda. Powszechny dochód daje czas na aktywność, także polityczną, więc nie jestem pewien czy człowiek pozbawiony strachu o zawartość garnka, nie dążyłby tym bardziej do jeszcze sprawiedliwszego podziału?
Powszechny dochód, musiałby siłą rzeczy doprowadzić do zmniejszenia nierówności społecznych. Od kogo jak nie od kapitalistów wzielibyśmy te ogromne pieniądze?
Jak na razie popyt w większości podstwowych artykułów potrzebnych ludziom do zycia, ta planeta jest w stanie zapewnić wszystkim. Ludzie nie umierają z głodu z braku żywności ale z braku pieniędzy na ich zakup. Co innego popyt na towary, których jest ograniczona ilośc czy też koszty ich wytworzenia są wysokie. Gdyby wszyscy, którzy otrzymają 1000 zł z tego powodu zapragnęli zakupić sobie złote korony, to dla wszystkich by nie wystarczyło to fakt. Wzmożony popyt na ograniczoną ilość złotych koron spowodowałby wzrost ich cen, co oczywiste i w konsekwencji większość ludzkości musiałby żyć bez koron na głowie;-(. Ale tak mi się wydaje, że bez korony to chyba można jakoś tam żyć? A gdy z paru głów one spadną, to innym będzie się żyło lepiej... najlepiej wraz z głowami ;-)
A generalnie większość pracy zarobkowej jaką ludzie są zmuszeni wykonywać jest rutynowa i nudna, więc co tu gloryfikować?
"W skali świata brakuje surowców: wody, ropy, gazu, metali i tysiąca innych, by zaspokoić elementarne potrzeby biednych. Bo ludzi na świecie nieustannie przybywa i produkcja nie może nadążyć za potrzebami."
Ale dlaczego nadąża za potrzebami bogatych? Czy oni jakoś bardziej potrzebują i bardziej zasługują na masło, chleb i mleko? Aha! bo oni mają pieniądze, które ukradli biednym!... A jeśli i biedni będą je mieli? Nawet jeśli tych dóbr jest za mało jak twierdzi pan pantarak, to przecież można je podzielić po równo.
Tych o naprawdę ograniczonej ilości to nie dotyczy, bo ich cena oczywiście pójdzie w górę, ale tych których jest pod dostatkiem a ich niedostatek sztucznei się utrzymuje, bo tak podpowiada logika zysków na której oparty jest kapitalizm.
Moze zaraz wyjedziesz pan z inflacją? A kto powiedział, że te pieniądze się dodrukuje i da ludziom? NIE, JE SIĘ ODBIERZE BOGATYM i będzie ich tyle samo co było!
Dzisiaj czas na powszechny dochód gwarantowany? A jutro?
Kiedyś Luke był tym który co przeczytał jakąś książkę to radował nas nowymi pomysłami na lepsze jutro, ale on przynajmniej czytał książki, a nie tylko wywiady w internecie :-)
ino nie wie, w którym garażu.
Blisko, blisko... ciepło, ciepło... Herr.
Ten dochód gwarantowany to coś jak urlop wypoczynkowy - na jakiś czas. Czasem dłuższy, czasem permanentny. I to się da wydrzeć burżujom. Po to m.in, by zbilansować postęp technologiczny z rosnącym bezrobociem, wrzenie rewolucyjne z chęcią zakupu żarełka, powszechny pęd do edukacji z brakiem czasu wolnego...
Główkuj, główkuj... podrzuć jeszcze jakąś zdobycz, którą wydarto krwiopijcom. Może urlopy macierzyńskie, zdrowotne, wczasy...
Dochód gwarantowany wyeliminowałby poza tym wiele innych świadczeń socjalnych. Może nie wszystkie ale większość. Bilans mógłby byś dodatni. Gra warta jest więc bojów.
[W tym korcu maku ty na pewno zainfekowany byłbyś pleśniakiem białym, Herr von Pantarak. Na zicher. Trza by cię było zutylizować]
.
jeśli tylko osłabia kapitalizm i zmniejsza wyzysk, póki nie jest możliwe wdrożenie pomysłu rewolucji.
Lokalny pieniądz w Grecji. W Polsce zaś na ten moment powszechny dochód i 70% podatki dla burżuji.
Inne miejsce, inny czas, inne pomysły... a na koniec i tak rewolucja ;-)
...ale "dziewiętnastowieczny socjalizm" to sposób myślenia współczesnych socjalistów nie uwzględniający doświadczeń wynikających z upadku Związku Radzieckiego, ujawnienia popełnionych wówczas zbrodni, przypisywanie całego zła demonicznej jednostce(Stalinowi), nie dostrzeganie sprzeczności tkwiących w ideologii. Błędy mogli popełniać (choć nie powinni ) dziewiętnastowieczni ideolodzy i rewolucjoniści, ale u dzisiejszych polityków świadczy o skostnieniu i oderwaniu od rzeczywistości.
Więc nie myślę o jakimś innym socjalizmie, ale o ustroju społecznym realizującym potrzeby ludzi pracy bez uciekania się do powszechnego upaństwowienia gospodarki, terroru, wywłaszczenia własności osobistej, stwarzającym jednocześnie warunki do rozwoju technologicznego, który jest jedyną gwarancją powszechnego dobrobytu.
Przywrócenie takiego ustroju, który jest opisany w słowniku jako "socjalizm" cofnie społeczeństwo w rozwoju
i da wynik przeciwny do zamierzonego - uzasadniałem tę
tezę wielokrotnie i chyba nie ma potrzeby tego powtarzać.
Pieniądze, które maja bogaci, nie leżą w żadnych ukrytych sejfach ( choć jakieś drobne sumy może tak), ale znajdują się w obrocie gospodarczym .
Za te właśnie pieniądze, poprzez Fundusze i banki, budowane są nowe fabryki, mosty, domy - jednym słowem wszystko.
Dzisiejsze pieniądze od dawna nie mają pokrycia w złocie, ani w jakimkolwiek surowcu, więc stanowią wartość jedynie w warunkach światowej równowagi bankowej.
Jeśli upaństwowić bogaty bank, to nie znajdziemy tam pieniędzy a wierzytelności , gdyż bank pieniądze swoich klientów zainwestował w jakieś przedsięwzięcie gospodarcze mające dać zysk tym klientom. Nie ma takiej siły by inne banki, dotychczas nie znacjonalizowane przymusowo, uznały takie wierzytelności.
Naiwny rewolucjonista będzie miał do podziału między biednych wartość murów i wyposażenie banku - czyli nic.
Gdyby jednak nagle, z poniedziałku na wtorek, jakaś nadnaturalna siła zabrała wszystkie banki poprzednim właścicielom, to w pierwszym rzędzie pozbawi dorobku całego życia miliony zwykłych ludzi, którzy oszczędzając na starość, lub w innym celu, trzymali tam swe oszczędności.
Jedyny skutek będzie taki, że wszyscy stracą a nikt nie zyska, więc lepiej sobie takimi pomysłami głowy nie zaprzątać.
Lepiej od razy powiedzieć, że zrywamy z gospodarką towarowo-pieniężną i zastępujemy ją jakąś inną formą obrotu. Jednak, jak na razie, innej formy ludzkość nie wymyśliła.
Pozostała wymiana "towar za towar" , ale to już jest taki regres cywilizacyjny, że najgłupszy nawet rewolucjonista takiego zamiaru nie ogłosi.
nie lepiej od razu iść tłuc szyby w żydowskich sklepach?
Czy ja dobrze rozumiem? Socjalizm jest przestarzały i się nie sprawdził? Dobre!
Otóż definicja ta dawno nie była tak aktualna jak dziś w obliczu wyzwań przed jakimi stoi ponownie świat. O ile w latach 60-70 niektórym mógł się wydawać "XIX wieczny", w czasach gdy też im się zdawało, że kapitał można pogodzić z pracą, o tyle dziś wiemy juz z całą pewnością, że jest to niemożliwe. Krótki okres państwa dobrobytu, którego zaznaczę zaznało tylko 5 czy 10% ludności świata tylko, minął bezpowrotnie.
Twierdzenie zaś, że XIX wiecznej idei ze względu na jej czas powstania nie można już wprowadzić w życie jest błędne już choćby z tego powodu, że... właśnie żyjemy w okresie, w którym bez żadnych problemów wprowadza się w życie XIX wiczną ideę liberalizmu, określanego dziś neoliberalizmem. Nikomu nie przeszkadza w tym fakt, że XIX wieczne kapitalistyczne stosunki społeczne i ekonomiczne, które powracają, doprowadziły właśnie świat do powstania faszyzmu i 2 wielkich wojen światowych. Trzeba być breszczatym na jedno oko by tego związku nie widzieć. Po wojnie odrzucono ten model kapitalizmu jako wyjątkowo kryzysogenny i zagrażający pokojowi na świecie. Obiecywano już stabilośc kapitalizmu po wsze czasy. Wszystko sie jednak zawaliło. Dziś gdy powraca ten XIX wieczny model, odrodził sie na dobre imperializm a w USA rządzą kolejni Hitlerzy, gościu mówi, że socjalizm jest przestarzały??? Racje ma Hyjdla oj ma!
"nie myślę o jakimś innym socjalizmie, ale o ustroju społecznym (...) stwarzającym jednocześnie warunki do rozwoju technologicznego, który jest jedyną gwarancją powszechnego dobrobytu."
Co za bezwzględna - i chyba naiwna - wiara w technologię.
Rozwój technologiczny sam w sobie NICZEGO nie gwarantuje. Rozwój technologiczny nie wsparty rozwiązaniami, które przeciwdziałałyby rozwarstwieniu i wykluczeniu, utrwali i pogłębi stan obecny: przesyt jednych i niedostatek drugich. Rozwój technologiczny nie oglądający się na koszty środowiskowe w szybkim tempie doprowadzi do braku elementarnych warunków do życia - co uderzy, rzecz jasna, w pierwszym rzędzie w biednych. Bogaci jeszcze dość długo (choć do czasu) będą mogli sobie kupić czyste powietrze, wodę, nieskażoną żywność, a nawet przestrzeń. Taki rozwój to nie rozwój, a ZWÓJ.
Dziwne, że nie dostrzegasz, że nasza "cywilizacja", nastawiona na przysparzanie (niektórym) zysku, polega na wytwarzaniu mnóstwa przedmiotów niepotrzebnych. Na produkcję których zużywa się, oczywiście, energię i surowce. Cykl życia komórki, lodówki, kanapy itp. skraca się coraz bardziej - choć technologicznie jest oczywiście w pełni możliwe wykonywanie przedmiotów trwałych. Oto manowce postępu technologicznego, którego jesteś czcicielem.
na ideologiczne zaklęcia. Można go oczywiście sztucznie przyhamować, ale doprowadzi to jedynie do tego że nowe rozwiązania będą powstawać np. w Azji a nie w Europie.
się nie sprawdził, bo nie wytrzymał konkurencji z kapitalizmem. To chyba oczywiste.
Całe szczęście że socjalizm to nie tylko "upaństwowienie" ze stalinowskiej definicji.
a czy tłuczenie szyb w żydowskich sklepach uważasz, że osłabiło kapitalizm niemiecki? ;-)
"Idea powszechnego dochodu obywatelskiego nie wydaje mi się rewolucyjna, nie uderza w stosunki własności, fundamenty kapitalizmu. Gdybyśmy zapytali Karola Marksa i innych radykalnych krytyków kapitalizmu, stwierdziliby zapewne, że to rozwiązanie ma niewielkie znaczenie dla zmiany systemu, nie podważa kapitalizmu, lecz jedynie obecny sposób myślenia o polityce społecznej."
Widać że autor nie zna poglądów Marksa i plecie takie głupoty, bez istnienia "rezerwowej armii bezrobotnych" kapitalizm nie jest w stanie funkcjonować, bo niby jak będzie się "dyscyplinować" pracowników przed coraz bardziej rosnącymi żądaniami płacowymi.
Pisze tak:
"Co za bezwzględna - i chyba naiwna - wiara w technologię."
***
W czasach gdy rodziła się idea socjalistyczna, na świecie żyło 1,5 mld ludzi i to po blisko 4 mln lat rozwoju.
Od tego czasu minęło około 150 lat, a ludność swiata zwiększyła do 7 mld.
To wszystko nie stałoby się bez rozwoju technologicznego obejmującego wszystkie dziedziny życia, od produkcji żywności po loty kosmiczne i nowe sposoby leczenia nieuleczalnych dotąd chorób.
Więc nie jest to wiara naiwna, ale wynikająca z obserwacji.
Ale Pani chodzi zapewne o to, że mimo takiego kolosalnego postępu nie udało się zlikwidować wielu ciemnych aspektow naszej cywilizacji.
Ale wystarczy sobie poczytać o tym jak wygladało życie robotnika w czasach Engelsa z dzisiejszymi warunkami
egzystencji. To jest postęp, jaki filozofom w głowach się nie mieścił.
W dzisiejszych czasach głównymi problememi ludzkości są
przeludnienie świata i ocieplenie klimatu, co powoduje, że dotychczas urodzajne gleby stepowieją.
Tym dwóm problemom może zaradzić jedynie postęp technologiczny i edukacyjny, w przeciwnym wypadku ludzkość zabije sama siebie.
Ocieplenie klimatu, powiazane ze wzrostem dwutlenku węgla, następuje na świecie cyklicznie od milionów lat,
i my ludzie powinniśmy skupić się na przeciwdziałaniu skutkom, a nie jak dzieci walczyć z rzekomymi przyczynami. Dała się Pani wprząc do rydwanu powożonego przez magnatów, z ktorymi deklaruje Pani walkę. Ale to inna sprawa.
W każdym razie bez technologii żadne problemy świata nigdy nie zostaną rozwiązane, co nie gwarantuje rozwiazanie wszystkich.
Finansjerę zwłaszcza.
"bez technologii żadne problemy świata nigdy nie zostaną rozwiązane, co nie gwarantuje rozwiazanie wszystkich."
A to już lepiej. Bo niedawno pisałeś, że rozwój technologiczny jest "jedyną gwarancją powszechnego dobrobytu."
W rzeczywistości - ani jedyną, ani wystarczającą.
"Pani chodzi zapewne o to, że mimo takiego kolosalnego postępu nie udało się zlikwidować wielu ciemnych aspektow naszej cywilizacji."
Nie tylko nie udało się zlikwidować wielu istniejących, ale udało się w miejce pokonanych stworzyć nowe. Kiedyś np. umieraliśmy na choroby zakaźne i z ran, obecnie - na choroby cywilizacyjne spowodowane w ogromnej mierze skażeniem żywności, wody i powietrza.
W tej sytuacji doprawdy nie ma powodów zachwycać się rozwojem jako takim. Jedynie przeformułowanie go i przekierunkowanie w stronę rozwoju ZRÓWNOWAŻONEGO - tzn. takiego, gdzie liczy się nie sam wzrost gospodarczy i technologiczny, ale także dobrostan ludzi i środowiska - stwarza jakąś perspektywę. Ślepa wiara w technologię to ślepy zaułek.
Związek Radziecki zniszczyły zbrojenia a nie społeczna własność środków produkcji i równy podział ich wytworów. Zbrojenia niszczą dziś USA. Różnica jest taka, że Związek Radziecki zbroił się, by obronić społeczną własność środków produkcji, USA czynią to samo, by zwiększać zasięg prywatnej ich własności. Związek Radziecki niemal cały swój potencjał intelektualno - technologiczny ukierunkował na zbrojenia. I przegrał. USA też przegrywają. Bo rzeczy, które ludziom do życia są potrzebne wytwarzają Chiny, Indie, Brazylia i inni. A więc nie społeczna własność środków produkcji zawiniła lecz sposób ich wykorzystania. Ludzie zatem powinni poszukiwać takich zabezpieczeń dla środków produkcji społecznych czy prywatnych, które będą je nakierowywały na zaspakajanie swych usprawiedliwionych potrzeb. I to jest najważniejsze a nie technologia dla technologii, zysk dla zysku, broń dla broni, środowisko dla środowiska itd, itd. Żeby zaś tak było, trzeba znów ożywić idee jakie wyraża socjalizm. A ten zawsze znaczy to samo, co słownik określa. I nic na to tataraku nie poradzisz. Żadne epitety ci w tym nie pomogą.
mędrkowanie na każdy temat :)................. a szczególnie
na tematy, które zna Pan widzę jedynie........... ze współczesnej publicystyki, która niestety podlega modom :), :), :)
Modny temat publicystyki .......... nadużywany ostatnio to globalne ocieplenie wywołane efektem cieplarnianym .............
Coraz częściej na szczęście niektórzy naukowcy zaczynają się temu przeciwstawiać.
Poszukajcie Panowie dyskutanci wyjaśnień tego zjawiska w astrofizyce która mi z racji wykonywanego zawodu nie jest obca.
Cóż tam takiego znajdziecie?
Znajdziecie tam
a) wyjaśnienie zjawiska cieplarnianego ale także jego skali
b) informację o wpływie aktywności Słońca na klimat na Ziemi
chodzi tu o tzw. plamy na powierzchni a są one wynikiem
zmian aktywności..........
c) informację o okresowości zmian aktywności Słońca
Ja przychylam się raczej do twierdzenia, że zmiany klimatyczne są znacznie bardziej wywołane zmianą aktywności Słońca niż efektem cieplarnianym.
Na zmiany aktywności Słońca nie mamy i sądzę, że nigdy nie będziemy mieli wpływu.
Temat efektu cieplarnianego został wywołany moim zdaniem przez kraje bogate, które opierają swą energetykę na energii atomu czy wykorzystują do tego ropę.
Pozwala ten temat krajom na pogrążenie gospodarek krajów biedniejszych opierających swą energetykę na węglu poprzez stworzeniem ich mniej konkurencyjnymi z powodu generowania wysokich kosztów ograniczania emisji CO_2.
jacekx socjalista naiwny
Co Ty nie powiesz? A ja nic nie wiedziałem, że po wybiciu szyb z żydowskim sklepiku przechodził on na własnośc ludu niemieckiego? Po wybiciu szyb w żydowskiej fabryce instalowały się tam rady robotnicze? A po wybiciu szyb w żydowskim banku, bank stawał sie bankiem społecznym? No patrz ja głupi nic na ten temat do tej pory nie wiedziałem! Znaczy się postęp był?;-)
polskiej edycji LMD. Warto poszukać.
Przecież 300000 zł na minute lepiej pasi.Dla wszystkich wyznań!http://www.youtube.com/watch?v=K2isBQSYTl0
...jedne zagrożenia znikają, inne się pojawiają - i nigdy nie było i nie będzie inaczej.
Ale długość życia wzrosła i wzrasta nadal.
Nie ujawniła Pani dotychczas swojej wizji świata ( oprócz ogólnikowej- ekologicznej) i dlatego nie mogę wytknąć wszystkich naiwności z tym związanych.
Więc z dalszą dyskusją poczekam na Pani stanowisko w
podstawowych kwestiach związanych z gospodarką.
""I to jest najważniejsze a nie technologia dla technologii, zysk dla zysku, broń dla broni, środowisko dla środowiska itd, itd."
***
Nikt czegoś takiego nie twierdzi.
Może Pan?
Technologia jest dla lepszego życia, zysk dla dalszych inwestycji, broń przeciwko takim awanturnikom jak Pan, którzy chcieliby znów rozwalić wszystko i zaczynać od nowa,
ochrona środowiska by żyć dłużej i zdrowiej itd.
Ale nie dogadamy się, bo Pan w rewolucji widzi postęp
społeczny i gospodarczy a ja regres.
A to jest różnica fundamentalna.
...brak zrozumienia o czym jest mowa.
Problemy , o których Pan wspomina w kontekście zmian klimatycznych były już na tym portalu wałkowane dwa lata temu, ale jakoś nie widziałem u Pana zrozumienia dla kosmicznych przyczyn ocieplenia, które szczegółowo przedstawiałem.
Dopiero teraz obudził się Pan?
Dlaczego Pan w swoich argumentach podpiera się nadal........... efektem cieplarnianym i koniecznością reakcji gospodarczej na niego ...........
To, że wielcy Tego świata wykorzystują naukę do swoich celów... to inna sprawa.
W ogóle to sprawia Pan wrażenie adwokata ...........
szeroko rozumianego kapitału ............ a nie chce Pan zrozumieć, że równowaga między kapitałem a pracownikami najemnymi poprzez prawa, które zagwarantowano im w ostatnim trochę ponad półwieczu została .......... zachwiana :(
Co rozumiem przez zachwianie stanu równowagi ( no może prawie równowagi)?
Ja jako stary związkowiec uważam to za chocholi taniec zabierania bądź ograniczania praw pracowniczych oraz ograniczania roli związków zawodowych a nawet wręcz ich marginalizowania.
To się ostrzegam jako związkowiec ......... Panowie kapitaliści RP ..........odbije tzw. czkawką.
Dlaczego?
Bo jako partner w konfliktach zostanie Wam tak jak w Grecji ........ ulica......... a ona jest nieprzewidywalna :(
jacekx socjalista naiwny
A gdzie napisałem, że ocieplenie globalne jest spowodowane "efektem cieplarnianym"? - wprost przeciwnie i to wielokrotnie.
Proszę czytać uważniej a mniej będzie nieporozumień.
Brunner:
""całkiem liczne stadko płaczek i innych sierotek pogrążonych w ż(a)łobie po Basi Wrażliwej."
Tyś nie miś, tyś zwykła świnia."
To jest właśnie sedno sprawy, że dla eseldurni - nawet tych którzy opowiadają niestworzone historie o "zwrocie w lewo" tej partii - świnią nie jest autorka nieludzkiego prawa dopuszczającego eksmisje na bruk, lecz ten kto "po niej nie płakał".
Osobiście nie wnikam w jakim celu Basia Wrażliwa złapała za giwerę, gdy ją psy odwiedziły, bo istotniejsze jest to, że nie miałaby tych nieproszonych gości, gdyby nie jej zaangażowanie w tzw. aferę węglową. Łapiące za serce historie niczym z jankeskiego filmidła, takiej świni jak ja, nie przesłonią również i tej prawdy.
-----------
Tarak:
"ale czy gospodarka światowa wytrzyma taki popyt. Stawiam na NIE, bo to jest główną przyczyną biedy."
...czyli samochód to doskonały środek lokomocji, ale nie można wlewać mu paliwa do baku, bo od jeżdżenia może się popsuć i... nie będzie czym jeździć. Lepiej żeby sobie kury w nim mieszkały, wtedy będzie nam służył długo i bezawaryjnie ;-)))
Tarak:
"Większość Pani współwyznawców dziewiętnastowiecznego socjalizmu, jak pp.M.Bucharin"
Rozumiem, że to podkreślanie wieku idei ma wskazywać na jej archaiczność, ale nie dajmy się zwieść, XIX wiek to nowoczesność w porównaniu z iście babilońskimi metodami "regulacji podaży i popytu".
Tarak:
"uważa, że gdyby zabrać bogatym to z nawiązką starczyłoby dla biednych."
A czy coś stoi na przeszkodzie, by wyjaśnić dlaczego nimożliwym ma być wyprodukowanie 2-3 "trójek" "dla ludu" zamiast jednej X6 z 4.4-litrowym v8 twin turbo w fabryce BMW? Pytam po raz n-ty...
Nikt tu nie rzuca hasłami w stylu "BMW 760 dla każdego", chodzi jedynie o taką zmianę gospodarki i wykorzystanie zasobów, by służyły one wszystkim ludziom. Optymalnie!
Tu trzeba zauważyć, że obecny kształt systemu prowadzi do tego, że nie tylko siły wytwórcze, ale również kierunek rozwoju technicznego jest wypaczony przez anormalną kapitalistyczną strukturę własności. Oznacza to, że nasze talenty niekoniecznie wykorzystywane są do rozwiązywania problemów ludzkości, ale w znacznej mierze trwonione na zaspokajanie zachcianek beneficjentów obecnego systemu. Stać nas na to?!
Tarak:
"I gdyby tak od jutra pracodawcy poczuli przypływ miłosierdzia i wypłacili swym pracownikom pensje w takiej wysokości, które oni sami uznaliby za sprawiedliwe, to światowa gospodarka padnie."
To jest właśnie patologia, że o działaniu gospodarki nie decydują faktyczne potrzeby ludzi, lecz finansowe manipulacje oparte na jakichś astrologicznych prognozach i badaniach (s)rrrynku. Taki system może i miał odrobinę racji bytu w XVIII wieku, ale dzisiaj człowiek dysponuje wystarczającą zdolnością przetwarzania informacji, by określić czego i ile ludziom aktualnie potrzeba.
Tarak:
"Obdarowanie każdego obywatela dochodem gwarantowanym ( przez kogo? - wszak nagle zwiększenie popytu na wszystko to gigantyczna inflacja) spowoduje zachwianie równowagi popyt - podaż i załamanie gospodarki świata. Bogaci może trochę zbiednieją ale biedni umrą."
Jakie znowu obdarowanie?! Niemal każdy z obywateli, z dobrym przybliżeniem można powiedzieć, że wszyscy, w ten czy inny sposób przyczynia się do wypracowania tego dochodu. Ergo, nie można kogoś obdarować czymś, co i tak jest jego.
Jakie znowu zwiększenie popytu na wszystko?! Za ten "gwarantowany" tysiąc złotych X6 sobie nie kupię. Ale co prawda, to prawda, rzeczywiście burżuje już o to zadbają, żeby wartość pieniądza (ceny towarów) ustalić na takim poziomie, by zwyczajny człowiek z dochodem gwarantowanym i pensją razem, nie kupił sobie więcej, niż przed wprowadzeniem PDG, więc taki pomysł niewiele zmienia.
Swoją drogą te katastroficzne wizje są mocno przesadzone. Ci, których czytanie nie boli dowiedzieliby się z artykułu przytoczonego przez Ostapa, że np. we Francji finansowanie tego wynalazku zostałoby w 3/4 pokryte ze zlikwidowanego celowego socjalu, który zastąpiłby właśnie PDG, więc te środki i tak już od dawna funcjonują w gospodarce, a ta brakująca 1/4 to, jak można przypuszczać, kapitał odkładany dla dzieci, zatem pomimo zmiany właściciela i tak możliwy do wykorzystania podobnie jak teraz na inwestycje poprzez bankowe kredyty. Zatem bez rewelacji, ani wielkiego dobrobytu z tego nie będzie, ani kapitalizm nie padnie.
Tarak:
"doświadczeń wynikających z upadku Związku Radzieckiego, ujawnienia popełnionych wówczas zbrodni"
Nie zabierałbym się do rozliczania cudzych zbrodni, gdy się w ramach troski o dobro ludzkości popiera zasady, które są przyczyną nieszczęść i głodu jej połowy. Po takich "troskliwych" ludziach można się spodziewać tego, że pewnego dnia wprost ogłoszą, że najlepszą metodą walki z przeludnieniem jest właśnie owo zagłodzenie tych "nadliczbowych". Wszak mordowanie Irakijczyków już znalazło usprawiedliwienie w postaci stwierdzeń, że Biała Rasa(tm) musi mieć możliwość marnowania surowców, by uratować ludzkość przed ich wyczerpaniem...
Tarak:
"Pieniądze, które maja bogaci, nie leżą w żadnych ukrytych sejfach ( choć jakieś drobne sumy może tak), ale znajdują się w obrocie gospodarczym. Za te właśnie pieniądze, poprzez Fundusze i banki, budowane są nowe fabryki, mosty, domy - jednym słowem wszystko."
Za takie wiekopomne odkrycie należy się Nobel ;-)
Nie chodzi o to, żeby "odbierać pieniądze bogatym, by dać je biednym" - nawiasem mówiąc tak prostacko rozumiane idee lewicowe rzeczywiście mogą odstręczać, ale to już PPKAM, a nie słabość owych idei - lecz o to, by te nowe fabryki i "jednym słowem wszystko" zaspokajały potrzeby wszystkich ludzi, a nie stanowiły pionków w chorej grze (rrrynkowej) garstki aspołecznych osobników.
--------
Bury:
"U nas może to nie przejść, bo Polacy wpojoną mają superprostacką ideologię *coś za coś*. [...] Niestety przeciętny polaczek prawdopodobnie nie pojmuje, że coś można darmo dawać i darmo otrzymywać. Albo że coś się komuś należy nie np. za to, co "robi dla innych", lecz z samego faktu bycia CZŁOWIEKIEM."
A może wynika to ze świadomości, że "bez pracy nie ma kołaczy"? Fizycznie. Tak, to właśnie "superprostacka" (co za potworek językowy) zasada rządząca światem, że aby mieć ciasteczko trzeba je najpierw upiec. Drobnomieszczańscy straganiarze mogą tego nie rozumieć, wszak oni nie pieką, a mają. Tylko po co złorzeczyć jeszcze piekarzowi?!
Bury:
"Pod uwagę trzeba również wziąć tabuny zer, dla których "wypracowanie" sobie emerytury stanowi życiowy sukces. Jak oni znieśliby emeryturę obywatelską dawaną tym, którzy "nie chodzili do pracy"? Ten cios mógłby ich zabić."
Ponieważ Twoja wypowiedź jest wyjątkowo chamska wobec "prostego człowieka", pozwolę sobie na insynuację podobnego rodzaju jakiej dopuściłeś się swego czasu wobec mnie. Jest to uprawomocnione tym bardziej, że to Ty sam zaproponowałeś taki sposób myślenia o motywacji innych ludzi ;-)
Otóż potrafię sobie wyobrazić, że jesteś właśnie takim nonkonformistą, któremu to udaje się nie płacić składek emerytalnych, ale nie miałby żadnych skrupułów, by sięgnąć po pieniądze wypracowane przez "tabuny zer", bo mu się należy i już. I niech żaden "polaczek" nie śmie mu nic zarzucić, bo to zbrodnia przeciw jego godności osobistej, która jest najważniejsza na świecie. Ładnie, prawda? :-)
Bury:
"Niestety dla niektórych od człowieczej JEDNOSTKOWEJ godności i wolności ważniejsze są (trzymajcie mnie, bo padnę ze śmiechu): "kolektywne metody zaspokajania potrzeb społecznych"."
Może to dlatego, że to właśnie tym kolektywnym metodom, poczynając od wspólnego polowania na mamuty, a na produkcji komputerów skończywszy, ludzkość zawdzięcza wszystko, co osiągnęła?
Mit samotnego indywidualisty zmieniającego swą wolą rzeczywistość jest może atrakcyjny estetycznie, ale nie praktycznie.
Bury:
"Mówi to west, który niedawno, może z tydzień temu postulował tu wprowadzenie... przymusu pracy dla najuboższych."
Ten przymus pracy to nie taka głupia sprawa. Np. Westowi przydałoby się, gdyby od czasu do czasu ponosił cegły na budowie, a i Sierp zdobyłby cenne doświadczenie życiowe podczas obsługi sprzętu asenizacyjnego. I nie zapominajmy o tzw. przedsiębiorcach, którzy lubują się w prowadzeniu niedochodowej działalności gospodarczej. Zarobiliby sobie na ZUS, a swoje nietuzinkowe hobby mogliby dalej uprawiać w czasie wolnym ;-)
Bury:
"Nawet jeśli, to czy człowiek musi być (jak to nazwałeś) istotą "społeczną"? Jak wyżej, jeden chce być ową istotą społeczną, a inny - nie."
Nie musi, ale to jeszcze nie powód, żeby życie całego społeczeństwa ustawiać pod kątem garstki tych "nie-społecznych".
Sam specjalnie nie przepadam za wieloma aspektami tego całego życia społecznego, ale nie mam na tyle pychy, by domagać się z tego powodu ich eliminacji, skoro zdecydowanej większości odpowiadają. Staram się je po prostu omijać i to wystarczy.
---------
Na koniec jeszcze chciałbym zauważyć, że taki dochód wcale nie musi być wyższy od minimalnej płacy, bo nie jest prawdą, że jak ktoś dostawałby więcej "za darmo", to nie poszedłby do mniej płatnej pracy. To stwierdzenie jest prawdziwe w przypadku zasiłku dla bezrobotnych, który wypłacany jest _zamiast_ wynagrodzenia za pracę, a w omawianym tutaj przypadku obie kwoty sumują się. Oznacza to, że taki pracownik nie tylko chętnie poszedłby do pracy, ale też i skłonny byłby ją podjąć nawet za mniejszą, niż obecnie kwotę, bo ani sam taki dochód gwarantowany nie zapewniłby mu dostatniego życia, ani też nie czułby takiej presji, by z kapitalistą walczyć o wystarczającą do zaspokojenia potrzeb płacę. Mniemam, że niektórym burżujom bardzo by się to spodobało. Skoro dziś ludzie są skłonni pracować za 1200 zł na czarno, to z PDG podęliby pracę i za 700 zł, również na czarno.
Aby nie być gołosłownym wspomnę o czymś co z nam "z życia". Mianowicie już dziś wielu emerytów, nawet tych z wysokimi emeryturami, podejmuje niskopłatne prace jeśli tylko im zdrowie na to pozwala i często jest to właśnie praca na czarno, bo obawiają się, niekoniecznie zasadnie, że ujawnienie takich dochodów doprowadziłoby do obniżenia im emerytur, a na opłacaniu składek z oczywistych względów już im nie zależy. Wyzyskiwacze o tym wiedzą i chętnie zatrudniają takie właśnie osoby.
Dodam jeszcze, że choć tego pomysłu za cudowny nie uważam, to przyznać trzeba, że ma on jedną niezaprzeczalną zaletę - jest uniwersalny. Za pomocą jednego narzędzia pozwala rozwiązać rozmaite problemy większej grupy ludzi, co jest lepsze od "rozmieniania się na drobne" w postaci walki o płace dla gospodyń domowych w poniedziałek, refundacji zabiegów powiększania piersi i(o "mniejszościach" nie zapominamy ;-))/lub penisa we wtorek, a zwolnienia ze składek ZUS dla niezaradnych przedsiębiorców w środę...
Z tego, że jest Pan fanem obciążania państw biednych jakimś
tam CO_2 .........ponieważ jest on powodem istotnego ocieplenia wycofuję się :(........
ale z reszty postu nie.............
Nadal uważam, że podejmuje Pan próby usprawiedliwiania pazernego kapitalizmu na Świecie .......
Szczerze ........ zupełnie niepotrzebnie :(
Pozdrawiam.
jacekx socjalista naiwny
kolektywne zaspakajanie potrzeb a zaspakajanie ich indywidualne.
Ja tu się zgadzam z Burym, że całkowicie naturalnym jest dla większości ludzi traktowanie priorytetowo potrzeb indywidualnych. Nie wiem czy spór jest tu w dobrym miejscu osadzony. Kolektywny może być interes. Kolektywna może być praca. Ale przecież praca nie jest celem. Celem jest zaspakajanie poprzez kolektywną pracę indywidualnych potrzeb członków kolektywu, które po prostu łatwiej spełnić gdy podejmujemy jakieś wysiłki wspólnie. Już nie mówiąc o tym, że wielu rzeczy po prostu sami nie możemy zrobić.
Powiem tak. W interesie niezamożnych ludzi leży kolektywna praca w celu zwiększenia szansy zaspokojenia właśnie indywidualnych potrzeb. Kropka.
Załóżmy budujemy w kolektywie przedszkole. Możemy to zrobić tylko przy wzajemnej współpracy. Ale, tu nie ma problemu jeśli posiadamy dzieci i chcemy by w tym przedszkolu znalazło się dla nich miejsce. Jednak gdy nie ma to związku z naszym indywidualnym interesem (dzieci nie mamy) chętnie się z tego kolektywu wyłamujemy. No taki jest człowiek. Chcę powiedzieć, że oczywiście zdolność do empatii, rozumienia potrzeb innych i poświęcania się w tym celu jest bardzo pożądana i szlachetna... ale nie leży tak znow bardzo w ludzkiej naturze. To zależy od społeczeństwa, jego poziomu świadomości itd. W kapitaliźmie ludzie tak raczej nie myślą.
Jeżeli technologia dla lepszego życia każdego człowieka, to tylko przyklasnąć ale jeżeli dla zaspakajania próżności tych, którzy od nadmiaru pękają, to najlepiej wysadzić ją w powietrze; inwestycje służące nam wszystkim zasługują na pełne uznanie ale te, w postaci apartamentowców na 150 kondygnacji z basenem i boiskiem tenisowym, czy te, w postaci jachtu o wyporności kilkunastu tysięcy ton, najlepiej wysadzić w powietrze, by nikt w przyszłości nie odważył się marnować naszej pracy i zasobów naszej planety na takie brewerie; broń, by używać jej z takimi rezultatami, jak w Wietnamie, Iraku, Afganistanie czy obecnie Libii, powinna być na zawsze wstydem ludzkości. Z tych więc m.in powodów wolę moją drogę. Nie mogę zrozumieć tylko dlaczego jej się boisz. I jeszcze przy okazji: dziękuję za włączenie mnie do dobrego towarzystwa.
Być może mówimy o tym samym używając jedynie przeciwstawnych (i na dobrą sprawę trudno definiowalnych) określeń.
różnica między socjalizmem i kapitalizmem jest też taka, że w tym ostatnim często opłaca się, bardzo opłaca, podejmować działania przeciw kolektywowi. A w socjaliźmie, odejść czy być z kolektywu wyrzuconym ma zazwyczaj złe skutki dla wyrzuconego.
Dlatego trudno mówić o słusznej idei kolektywnizmu w jakimś bardziej uniwersalnym ujęciu (nie zawężając tego tylko np. do działań związkowych) w państwie, w którym cnotą jest egoizm. A najgorsze jest to, że ten egoizm zwycięża i świeci przykładem, że tak warto czynić. Egoistów więc przybywa a kolektywistów ubywa.
Znowu myli się Pan co do tej mojej rzekomej obrony neoliberalizmu, ale wytłumaczenie tego Panu byłoby już dość obszerne i znowu wytknąłby mi Pan mędrkowanie.
Może i słusznie - diabli wiedzą dlaczego próbuję
wyjaśnić tutaj niektórym forumowiczom sprawy, o których wcale nie chcą wiedzieć.
Bo wygodnie jest żyć z klapkami na oczach i nieustającą nienawiścią w sercu za to, że komuś powodzi się lepiej.
To ta frustracja napędza postawy rewolucyjne, a nie prawdziwa bieda, która w Polsce dotyka ( wg. badań socjologicznych) 17-18% obywateli.
Trzeba mieć to nieustannie na uwadze.
Rumunia, Bułgaria, Litwa i Łotwa (dane Eurostatu). Taaaak w Polsce nie ma biedy;-)
Ja........ naiwny socjalista zazdroszczę ............
innym......... czego zazdroszczę?
Ano zazdroszczę:
a) rozumu
b) tzw. iskry bożej czytaj talentu
Trafił Pan kulą w płot, co do przyczyny braku mojej zgody na obronę współczesnego kapitalizmu, który moim zdaniem wyczerpał swoje możliwości rozwojowe.
Obecna droga, którą idzie UE, czyli próby ratowania kapitalizmu może być skuteczna jedynie ..... przez powrót do feudalizmu ........ i potem z powrotem............ czyli dziecinna zabawka jojo :).
Scenariusz widzę czarno ...........
Narody UE szczególnie te biedne :( ........ za gębę poprzez policję i wojsko ............ i wtedy elity finansowe górą.
Nastanie i rozkwitnie nam epoka neofeudalizmu .........
Pojawiają się więc 2 pytania:
a) Na jak długo rozkwitnie neofeudalizm ?
b) Czy nowa epoka postkapitalistyczna nie zostanie przerwana przez megarewolucję?
Pozdrawiam.
jacekx socjalista naiwny
Ps. Przypominam też, że jestem fanem ewolucji a nie rewolucji
Polska Prezydencja w UNII
..........................
Wystarczy jeno do rozwiązania problemu Greckiego
Polski pomysł .......... jego eksport :)
Okrągły Stół przy którym zasiądą protestujący Grecy ( a może Hiszpanie)
i oficjalni przedstawiciele Francji, Niemiec, Anglii oraz pozostałych członków Unii ..........
oczywiście pod naszym przewodnictwem..... :)
To takie proste ........... ale też takie trudne :(
Pozdrawiam.
jacekx socjalista naiwny
Ps. Pytanie czy PO podoła wdrożyć taki zwariowany pomysł ......:(
Pedofile też czasem twierdzą, że "nienawiść" do nich jest nieuzasadniona i wynika jedynie z frustracji zawistników, którym się pożycie seksualne tak dobrze nie układa, jak im. Ten rodzaj "argumentacji" jest gorzej niż żałosny, zwłaszcza jeśli zastępować ma rzeczową odpowiedź na wyraźnie przecież postawione pytania.
Osobną sprawą jest to, gdzie niby można spotkać te "rewolucyjne postawy" w tak masowej liczbie? Z pantaracznej wypowiedzi wynikałoby bowiem, że rewolucjonistów mamy więcej, niż wydanych przez pantaraczne zwidy koncesji dla biedoty...
a na dodatek wydaje się Panu, że przebiegłym.
Wszystkie Pańskie insynuacje są grubiańskie i wskazują na to, że kieruje Panem właśnie frustracja
i poczucie niższości.
Dyskusja z Panem jest bezcelowa, bo nigdy nie przedstawił Pan na czym polegać miałby ten Pański porewolucyjny raj.
Przedstawia Pan same ogólniki pozbawione przełożenia na realną gospodarkę.
Nie jest Pan tu wyjatkiem, w grupie , pożal się Boże, rewolucjonistów, nie ma takiego, który wie jak miałaby wyglądać organizacja życia spocznego po obaleniu dotychczasowego ładu.
Ale co do jednego ma Pan rację - takich głupców jak Pan jest zaledwie garstka, pozostali wyprzedzili Was
pod względem rozwoju cywilizacyjnego o 5 pokoleń.
To troszkę daleko, jak na samozwańczych przywódców NOWEGO ŁADU.
Przypominam, że ta dyskusja nie dotyczy żadnej "rewolucji", ani osobliwie mojego "porewolucyjnego raju", lecz powszechnego dochodu gwarantowanego, który to mieści się w ramach miłościwie nam panującego ustroju. No, ale jak się nie ma argumentów i nie potrafi odpowiedzieć na proste pytania, to nie pozostaje nic innego tylko łeb pochylić i na ślepo szarżować na wroga.
Na marginesie, kiedyś w dyskusji z burżujem, gdy postawiłem zarzut, że kapitalizm usiłuje komercjalizować wszelkie dziedziny życia, w odpowiedzi usłyszałem, że to ludzie niezamożni wciąż mówią o pieniądzach, natomiast kapitaliści poświęcają więcej czasu na kulturę i sztukę. Ot, takie jest właśnie zrozumienie sprawy u prawusów. Nie dziwią mnie więc i te wirtualne diagnozy psychologiczne...
Tarak się postawił, jak prawdziwy białogwardzista! Aż koń zarżał.
Gdyby tylko prychnął to pan pantarak by z niego spadł, a co dopiero zarżał? ;-)
...są z tej samej wsi.
Identyczna wizja świata i język są tym wyróżnikiem.
A więc wspiera ślepy kulawego - daleko zajdą, to pewne.