każdy powód jest dobry by dokopać Żydom.
Nie widzę nic w tym złego, że Izrael, żeby na nim nie utonąć, chce się do niej przybliżyć. Polityka wymaga gry a ta wielobarwności. Niewątpliwie interes Libijczyków w chwili obecnej tego wymaga. Jeżeli to obu narodom zaoszczędzi cierpień, to lewicowiec powinien temu tylko przyklasnąć.
A co niektórzy już zrobili z Kaddafiego antysemitę. Niegłupio wam teraz?
naprawde tak uwazasz?
marek.
po co im dokopywac jak sami robia co moga zeby byc posiniaczeni:)
mlm
pewnie glupio ale czy sie przyznaja?
Zawsze byłem za tym, by narody współżyły na zasadach partnerskich. I zawsze byłem przeciw temu narodowi, który chciał inne kształtować na swój obraz i swoje podobieństwo. Kiedy to robi Izrael- to jestem jego wrogiem, kiedy to robi Zachód - jak obecnie w przypadku Libii, również. Tego po prostu wymaga moja lewicowość, której fundamentem jest równość przed wolnością.
- Kadaffiemu
- Syjonistom
- Obrońcom jednych i drugich
@KULA W POTYLICĘ
Nie ma to jak usłyszeć radosne wezwanie lewicy antyautorytarnej.
by łączyć wszystko co 'złe' i się nie podoba jednym łańcuszkiem troszkę redaktorowi nie wyszły. Nie dość, że zarzut przyjmowania dyplomatów jest trochę infantylny, a pisząca go osoba chyba podświadomie domaga się, no właśnie czego? Rozstrzelania Libijczyków na granicy? To nawet w X wieku nie uchodziło.
Dodatkowo redaktor z komentarzem
"Niejednokrotnie otwarcie publicznie zrównywałem moralnie dzisiejszych fanatycznych obrońców Kaddafiego na świecie z tymi, którzy zniesławiają krytyków izraelskiego apartheidu i obrońców Palestyńczyków jako rzekomych "antysemitów". - szczególnie ta przyjaźń Libii i Izraela jest widoczna w stosunkach z przyjacielem Izraela, USA, które lubują się w zrzucaniu bomb na Kaddafiego. Jestem przekonany, że szanowny redaktor, który łatwo kupił kolejką po Iraku i Afganistanie wojnę o wolność sponsorowaną przez Stany przemyśli jeszcze raz zasady prawa międzynarodowego, prawo narodów do samostanowienia i brak moralnej wyższości USA i NATO nad krajami wobec których roszczą sobie pozycje Pana.
A komu sól w dupę? Pewnie tobie?
http://www.tvn24.pl/12691,1710393,0,1,hrw-libijscy-rebelianci-palili--grabili-i-pladrowali,wiadomosc.html
w imię CHErwonej Wolności.
Gdyby Stany Zjednoczone napadły na Izrael (niewykluczone, że kiedyś i tak się zdarzy), i gdyby 99% Palestyńczyków uznało, że trafiła im się gratka, to co, nagle syjonizmu bronić?!!!
Gdyby na Izrael napadły Stany pod przywództwem Obamy i gdyby wówczas Obama powiedział: "To państwo nie powinno było w ogóle powstać", to odparłbym: "Obama ma w tej kwestii rację. To państwo nie powinno było w ogóle powstać".
wg eb i bb ich skomplikowanego procesu myslowego tak powinno byc.powinnies dokonac samospalenia w obronie syjonizmu.
PMB, jesteś nieprawdopodobny. Gdyby USA napadły na Izrael, to, oczywiście, wy posttrockiści uznalibyście, że idzie rewolucja permanentna. A gdyby Izrael napadł na USA?
Ewentualna agresja amerykańska na Izrael zaowocowałaby wyłącznie zniszczeniem jakichkolwiek nadziei na pokojowe ułożenie stosunków Żydów i Arabów w ramach jednego, wspólnego państwa, na zasadach równoprawności. Nie byłoby to więc żadnym sukcesem rewolucji.
Mylenie rewolucji proletariackiej z rewanżyzmem narodowym trochę nie przystoi trockiście, ale uczniowi ZMK, heroldowi lewych skrzydeł różnych nacjonalizmów - czemu nie...
jestes rozbrajajaca.
jakas forme religijna uwazasz za narodowosc.ciekawe czy jest mozliwe pokojowe istnienie pomiedzy szamanistami a katolikami.
co tzn "ulozenie stosunkow pomiedzy zydami a arabami"?ciekawe ktorymi arabami?tymi wyznajacymi islam?a moze tymi chrzescjanskimi?albo alawitami czy druzami?idac dalej szyitami czy sunnitami?a moze sufi?hmm ortodoksami czy ewangelikami?a czy mozliwe z katolikami?itd...mozna tez odwrocic w druga strone,w judaizmie tez sporo roznych formacji.
niesamowite.w samym israelu nie uwazaja ze zyd to narodowosc :)wymyslaja roznych nowohebrajczykow itd...prosze a komunisci pomimo ze sa ateistami robia z odlamu religii narodowosc.
zaczyna to przypominac kwadrature kola z usa.narodowosc amerykanska.ciekawe czy z pln,srodkowej czy pld ameryki?i czy np.mohawk jest takim samym amerykaninem jak irlandczyk?a moze jest bardziej amerykaninem?
Nie czepiajmy się EB za to drobne fo pa.
Najwyraźniej zapominasz o specyfice języka polskiego i szerzej - języków zachodniosłowiańskich. W tych językach słowo Żyd ma znaczenie szersze niż ci się wydaje.
Zgodnie z Wikipedią: "Żydzi nie stanowią jednolitej grupy religijnej i etnicznej".
Co więcej:
"Żydzi zamieszkujący Izrael są nazywani Izraelczykami; określenie to jednak oznacza także wszystkich obywateli tego kraju (łącznie z Arabami), a czasem także wszystkich mieszkańców Izraela.
Zgodnie z zasadami języka polskiego, w którym nazwy narodowości zapisywane są dużą literą, a nazwy wyznawców poszczególnych religii - małą, członków narodu żydowskiego, niezależnie od ich wyznania, nazywa się Żydami, natomiast wyznawców judaizmu - żydami.
Istnieją zatem Żydzi niebędący żydami ze względów religijnych. Sytuacja odwrotna nie zachodzi nigdy, gdyż przyjęcie i praktykowanie judaizmu czyni każdego pełnoprawnym członkiem społeczności żydowskiej, zatem każdy żyd jest z definicji Żydem" (tamże).
przeczytaj co twoja zona napisala.nie jest do tego potrzebny cytat z wikipedii ktory jest niczym wiecej jak powtorzeniem wuroku najwyzszego sadu israela z roku 56 czy 52 nie pamietam.zasady jezyka polskiego nie maja znaczenia w tym przypadku.klania sie deklaracja onz i umiejetnosc papugi polski za francja.
hehe "Zyd" z iraku ma na pewno wiele wspolnego z "Zydem" z edynburga pomijajc wielkosc literki..
za chwile sie dowiem ze istnieje narodowosc iracka,jordanska,saudyjska itd...wg kreslonych linii prostych na mapie.
ps.
sn tez sie z tym spotykalem.rozbrajajace :)
Bardziej rozbrajająca nigdy nie byłaś. Nigdzie nie napisałem, że poparłbym inwazję Stanów Zjednoczonych na Izrael. Natomiast istotnie, gdyby ktoś wówczas napisał: "Izrael stał się ofiarą agresji głównego mocarstwa imperialistycznego" - z tym bym się zgodził, ale gdyby dalej stwierdził: "i w takiej sytuacji i w takim kontekście wszelka krytyka syjonizmu staje się nie na miejscu, a kto ją uprawia, ten wchodzi w jednolity front z imperialistami" - to zabiłbym go/ją śmiechem.
Jeśli umarłaś - to mój śmiech przekracza normy decybeli. Odezwij się, proszę, bo drżę ze strachu.
Dobrze, dość żartów, wiem, że kontekst to także rzeczywista śmierć rzeczywistych ludzi. Jeśli więc kiedyś pokażą w TV zbombardowane przedszkole i trupy dwustu żydowskich dzieci, powiem: syjonizm-zombie stał się elektromagnesem przyciągającym imperializm - jak kiedyś kaddafizm-zombie.
Zaraz, zaraz, PMB, jak zwykle przekłamujesz i odwracasz kota ogonem. Po pierwsze, to sam narzuciłeś założenie o agresji USA na Izrael jako paraleli do agresji NATO na Libię. Bądź więc konsekwentny.
W przypadku hipotetycznej agresji USA na Izrael oświadczasz, że zdecydowanie potępisz agresję, ale nie odmawiając sobie prawa do uprawiania krytyki strony zaatakowanej.
Czyli, odrzucając bawełnę, w jaką owijasz swoje credo, usiłujesz zbudować model "poprawnego politycznie" zachowania przystojącego każdemu przyzwoitemu lewicowcowi, który ma odrazę do przelewu krwi i chce, aby jego tchórzliwy konsens na zabijanie był czysty moralnie. Wybacz, ale zajeżdżasz drobnomieszczaństwem na kilometr.
Wracając do twojego porównania. W przypadku Libii jednak coś ci się poprzestawiały akcenty: NIE WIDAĆ na horyzoncie od miesięcy żadnego, zdecydowanego potępienia dla agresji NATO wobec Libii, zaś "krytyka" pod adresem Kadafiego ma charakter bezpardonowej agresji. Można by rzec, że tylko fakt braku bomb w posiadaniu tzw. radykalnej lewicy sprawia, że musicie zadowolić się agresją słowną wobec Kadafiego, zaś wasz krytycyzm wobec NATO jest tak subtelny, że... aż go nie ma.
A miałoby być - według twojej własnej paraleli - dokładnie odwrotnie!
Ale to nie dosyć bezczelności. Jakoś pomijasz jakże istotny element tego dosyć niewydarzonego porównania, a mianowicie istnienie rebeliantów. Wartościowsze porównanie byłoby wtedy, gdybyś założył, że w Izraelu wybucha "rewolucja". To co wtedy? Rozpatrujemy, wedle twojej fantazji, sytuację hipotetyczną.
Powinieneś być zachwycony taką sytuacją. Załóżmy więc, że "rewolucjoniści" - uznani przez współrodaków za zdrajców narodu - nie mają żadnych szans bez wsparcia interwencji zbrojnej. Co więcej, sytuacja jest teoretycznie wymarzona dla spontanicznego wsparcia "rewolucji" przez siły postępowe (i nie tylko) z otaczających krajów arabskich. Wreszcie Izrael przestałby istnieć, do tego rozłożony wewnętrznym chaosem i wojną domową. To co? Czy nadal utrzymujesz, że zdecydowanie protestowałbyś przeciwko rozlewającemu się procesowi "rewolucji", wspomaganemu przez ataki USA czy NATO wspieranych przez "rewolucjonistów" z krajów ościennych?
A jeśli tak, to czemu nie protestowałeś dzielnie od początku przeciwko atakom NATO na Libię? Pretensja zresztą nie do ciebie jedynie. Porównanie wagi kilku rachitycznych protestów tzw. radykalnej lewicy przeciwko agresji NATO-wskiej z wagą zmasowanego, nazwijmy to eufemistycznie - "krytycyzmu" wobec Kadafiego, pokazuje wyraźnie, że czasami "krytycyzm" nie mniej waży od zbrojnej agresji.
To porównanie, które sam wybrałeś dobrze pokazuje płycizny twojego myślenia. Usiłujesz stosować kryteria typu powszechników, czyli wartości i zachowań ważnych zawsze i wszędzie. Tymczasem analiza rzeczywistości pokazuje, że w praktyce, takie powszechniki mają wartość zerową. Ważne jest to, co wynika z każdorazowej analizy konkretnego zjawiska, z oceny, czy chodzi tu o proces faktycznie "rewolucyjny", czy też nie. Z pozycji wartości absolutnie ważnych w każdej sytuacji nie sposób tu przeprowadzić sensownego rozumowania. Więc twoje porównanie jest bezsensowne i nie dowodzi żadnego przewidywalnego stanowiska w przyszłej sytuacji. Poza, oczywiście, jednym elementem - dla was usprawiedliwieniem mordowania nie jest nawet "rewolucja", ale "demokracja". Wynika to z ewolucji waszych poglądów i zastąpienia kryteriów rewolucyjności przez kryteria dostosowane do przemian społeczeństw zachodnich. Ta ewolucja ideowa i doktrynalna zmieniła całkowicie sens i istotę kontestacji systemu burżuazyjnego. Ograniczając się do kontestacji rozwiązań systemowych, a nie systemu jako takiego (co jest dziś normą nawet w najbardziej radykalnych formach protestu społecznego), równoległe uzasadnianie rozwiązań narzucanych przez różne interesy kapitału retoryką lewicowo-rewolucyjną jest zwykłym prostytuowaniem idei. Jest bowiem dorzucaniem swojego uzasadnienia, doczepionego do wystarczającego uzasadnienia przedstawianego przez burżuazję. Uzasadnienie "rewolucyjne" wlecze się w ogonie uzasadnień stosowanych przez kapitał powołujący się na frazes demokratyczny, a nawet za uzasadnieniem populistycznym. W gruncie rzeczy jest zbędne i świadczy o nadgorliwości tzw. lewicy radykalnej, która nie zamierza skorzystać z sytuacji, aby odróżnić się od nurtów prosystemowych.
Różnimy się zasadniczą oceną co do tego, czy w krajach arabskich ma miejsce, czy nie ma miejsca, rewolucja kwestionująca system kapitalistyczny. Usiłowanie sprowadzenia tej różnicy zdań do moralizatorstwa mija się z celem.
Nie próbuj więc robić nam wody z mózgu, bo nie masz szans.
Cała Twoja "polemika" jest bezprzedmiotowa. Moja analogia była z założenia ograniczona (stąd np. tytuł dwóch postów: "Reductio in extremis"). Zajmuję się osobą Kaddafiego więcej niż ona zasługuje z konieczności, żeby neutralizować tych robiących złą robotę na lewicy, dla których "łojejciu jejciu, jeszcze Kaddafiemu coś się stanie".
Napisałem, że nie należałoby bronić syjonizmu, nawet gdyby Stany Zjednoczone napadły na Izrael. Proste? Proste. I nie wymaga dalszego komentarza. Tak samo nie należy bronić w obecnej sytuacji Kaddafiego i kaddafizmu (czy raczej siódmej wody p kisielu kaddafizmu).
Napisałem, że nie należałoby po ataku Stanów Zjednoczonych na Izrael bronić syjonizmu nawet gdyby atak ten został masowo poparty przez Palestyńczyków (co zresztą byłoby chyba najprawdopodobniejsze). Co więcej, dla mnie jest oczywiste, że także w takiej sytuacji nie należałoby odejść o milimetr od obrony celów narodowych Palestyńczyków. Choć analogia jest daleka - tak samo nie należy w obecnej sytuacji odejść od obrony takiego celu jak obalenie reżimu Kaddafiego przez masy libijskie (a NIE przez NATO).
Napisałem, że gdyby prezydent Stanów Zjednoczonych stwierdził po ataku na Izrael, że powstanie tego państwa było nieszczęściem, to trudno byłoby się z tym kłócić. Podobnie trudno się kłócić z Obamą o to, że Kaddafi to paskudny satrapa.
I to wszystko. I zdaję sobie sprawę z głębokich ograniczeń tej analogii. Ty zaś - napisałaś polemikę z moim tekstem? Chyba z jakimś innym, nieznanym mi tekstem jakiegoś innego, nieznanego mi PMB. Wracaj na Marsa albo na Proxima Centauri, przedziwna istoto!
AD EXTREMIS oczywiście. Reszta bez zmian.
http://kompol.org/akt/index.html
Nawet jeśli podpuszczasz - diabli zawsze Cię wiedzą - to akurat tym razem masz rację.
I co? Na pierwszym miejscy opis kilku zbrodni wojennych - jak wiadomo popełnianych przez obie strony (a nie, przepraszam, Kaddafi nie popełnia zbrodni wojennych, bo ma zbyt dobre serduszko). Plus - jakże "rewolucyjny" - argument "legalnego rządu" i "nielegalnych band" (gdy nawet inicjatywy na rzecz zawieszenia broni, w które zaangażowała się Nikaragua, dawno oznaczały pośrednie uznanie powstańców jako strony w wojnie).
O zbrodniach po stronie powstańczej pisałem konkretnie dużo wcześniej:
http://lewica.pl/index.php?id=23706
...i jak widać, nie zmieniłem fundamentalnego stanowiska. KPP - która drukowała na swych stronach hymny pochwalne ku czci Stalina i potępienia trockistowskich co-tam-tylko - niech już zdycha politycznie. Tak jak obydwa reżimy libijskie - i ten w Trypolisie, i ten w Bengazi. Albo niech wracają z "kompolami" na Proxima Centauri.
Takie stanowisko zajmuję od dawna i nie widzę powodu do jego zmiany.
Bynajmniej nie zdycha.
tez tam wszedlem :) nie wiedzialem ze nasz bb z czegos takiego :)jak widac sie nie pomylilem sie w ocenie.
nasza strona internetowa jest ogólnie dostępna, to, jakbyś nie wiedział, http://www.dyktatura.info/
Za bardzo chcesz uprościć se sprawę.
że jesteś jedynie lustrzanym odbiciem dziury w podłodze. Oto, sromotniku, on: http://www.nagrzyby.pl/pazghul
teraz mnie rozbawiles setnie,naprawde dzieki :))))))))
moment. musze sie uspokoic.hehe
znalazlem grzyby rosnace u mnie w ogrodku hehehe nie wiedzialem czy jadalne to wyslalem tam zdjecie.okazalo sie ze trujace :)))
poniewaz w danii gdzie mieszkalem w momencie znalezienia owych grzybow nie ma tradycji zarcia ich a ja bardzo lubie grzyby to nie moglem znalezc informacji.polacy sa grzybozerni to znalazlem strone grzybiarzy zapytalem sie i cala wielka konspiracja.
za kiepski jestes na prokuratora u stalina.wyszynski posadzilby cie od razu za niespelnienie normy produkcyjnej.demaskator z ciebie slabiutki ale metody masz jak widze odruchowe.
ps.zeby ci ulatwic znajdziesz mnie takze na forum linuxmint,playonlinux i playonmac.profile pazghula w bioware,rift ale to juz nie moje tylko syna ktory uzywa tego nicku(jego autorstwo)w roznych grach.reszta pazghuli jest ze tak powiem "falszywa" choc nick podoba tez sie jego paru kumplom i uzywajaw roznych grach sieciowych.badz powazny.
i poprawianie sobie nastroju.na tej swojej stoneczce,strona nazwac tego nie mozna, uprawiasz kult samego siebie.ciekawe ze podajesz tylko swoje "swiatle" komentarze hmm dobra niech bede komentarze ale adwersarzy juz ani troche.pojecie "uczciwosc" jest ci prawdopodobnie nie znana.nic nowego.jak wczesniej pisalem metody juz przerbiane.a tak sie oburzales kiedy pisalem o dziwnych podobienstwach do tej radzieckiej parti.
nawet pluc nie umiesz dobrze.wielblad jest lepszy pluje celniej.
czy przypadkiem ten twoj caly marks nie byl pod wplywem hegla?hegla ktory okreslil murzynow: stworzeniami bedacymi na poziomie zwyczajnej rzeczy,przedmiotu bez wartosci.bez moralnosci,uczuc i nie posiadajacych zadnych elementow czlowieczenstwa.o indianach jeszcze gorzej sie wyrazal.
co dziwniejsze marks chyba nie skrytykowal(a wrecz sie zgadzal,afryka i jej ludnosc malo go obchodzila,kolonializm byl dla niego jak najbardziej usprawiedliwiony) hegla za to lecz czerpal calymi garsciami od niego.prosze a uczen marksa teraz z
nadzieja patrzy na czarnych kadafiego :)))
Pazghul, po kiego grzyba (ups, sorry!) TAK się denerwujesz?
Oczywiście, Marks miał raczej paskudny charakter, a poglądy niekiedy dość rasistowskie. O Murzynach wyrażał się faktycznie w sposób zwyczajnie chamski. Mimo, że sam nosił przydomek "Murzyn"...
Jeśli chodzi o, np. Żydów, to według swoich braci w Mojżeszu, był po prostu antysemitą. Z tym byśmy jednak polemizowali. Z Murzynami - sprawa jest oczywista.
Ba, nawet więcej, już nie Marks, a Engels powiedział, że Polacy są nation foutue, czyli - mówiąc eufemistycznie - mają przerąbane. Uzasadnienie jest druzgocące i nie pozbawione dozy słuszności. Marks raczej nie spuścił Engelsa ze schodów za to, więc chyba się z nim zgodził. Polacy, po prostu, zawiedli.
Z krytyką Polaków i Żydów u Marksa/Engelsa było tak, że wynikała ona z analiz gospodarczych lub politycznych, natomiast w stosunku do Murzynów była to odraza fizyczna, czyli coś bardzo niskiego. Analizy polityczne czy gospodarcze można podzielać lub nie, ale wobec stosunku opartego na kryterium fizycznym jest się bezbronnym. Na plus można mu policzyć to, że była to prywatna fobia, z którą się nie uzewnętrzniał. Zapewne więc nie uważał tego za powód do dumy.
My też nie. W sensie niepolitycznym jest to chyba coś równorzędnego do, np. homofobii.
To ostatnie porównanie ma służyć, oczywiście, udowodnieniu, że nie usiłujemy zbagatelizować wypowiedzi rasistowskiej w wykonaniu Marksa. Zdajemy sobie sprawę z wagi "poprawności politycznej" na radykalnej lewicy, chociaż my sami mamy ją gdzieś.
A na koniec - przyjmując poglądy polityczne Marksa, nie poczuwamy się do obowiązku, żeby robić z niego święty oleodruk. Nie musimy podzielać jego prywatnych fobii. I tyle.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
15 lipca 2011 r.
ja sie nie denerwuje.jestem rozbawiony,naprawde.
wszystko pieknie,fobie prywatne fobiami prywatnymi a analizy gospodarcze gospodarczymi.wygodne wyjasnienie.mozna zastosowac to do hitlera i paru innych "sympatycznnych" postaci w historii.wynika ze wszyscy sa schizofrenikami.wg junga czy freuda(zawsze mnie sie myla)ktory tez czerpal garsciami z hegla.itd..itp
"Napisałem, że nie należałoby po ataku Stanów Zjednoczonych na Izrael bronić syjonizmu nawet gdyby atak ten został masowo poparty przez Palestyńczyków (co zresztą byłoby chyba najprawdopodobniejsze)."
A nie: "... SZCZEGÓLNIE w sytuacji, kiedy ten atak będzie masowo poparty przez Palestyńczyków"? Kto spośród postrockistów zaryzykowałby oderwanie się od mas? W tej sytuacji posttrockiści znaleźliby się w konieczności licytowania się w popieraniu Palestyńczyków, w ramach szorstkiej, braterskiej rywalizacji na arenie lewicy radykalnej. Tak, jak dzisiejszym przypadku Libii, równowaga między potępieniem agresji a nie-bronieniem syjonizmu byłaby raczej mocno zachwiana.
Ponieważ posttrockiści w żadnym razie nie stanowią siły decydującej na scenie politycznej, można powiedzieć, że obrona czy potępienie syjonizmu nie wpływałoby w żaden sposób na rzeczywistość. Od stanowiska lewicy radykalnej bomb USA ani nie przybędzie, ani nie ubędzie. A skoro tak, to może warto zastanowić się nad subtelnościami, które w przypadku "wielkiej polityki" mocarstw nie odgrywają ważnej roli, natomiast są znaczącymi kryteriami podziałów wewnątrz samej lewicy częściowo rewolucyjnej.
Skoro rozróżnienie między wyważoną krytyką syjonizmu a jego warunkową obroną jest na tyle subtelne, że nie gra roli w niewirtualnej rzeczywistości, to faktycznie zaangażowanie w walkę w "realu" z pozycji nurtów nic nie znaczących okazuje się w efekcie bardzo podobne do opowiedzenia się po jednej lub po drugiej stronie.
Nasze stanowisko wobec Libii było próbą użycia tych właśnie "subtelnych" półtonów. Niech nikogo nie zmylą dość grube i przejaskrawione środki użyte do tego celu. Zwracaliśmy na to uwagę przez cały czas. Trudno więc ustawiać nas w jednym szeregu z bezwarunkowymi obrońcami Kadafiego, których wszak nie brakuje. Naszym kryterium była linia robotnicza. Wszystko to jest, oczywiście, do dyskusji. Można nas atakować z różnych stron za realizm tej linii (co robili pazghul i altstettiner).
Jednak wśród naszych oponentów przeważała taktyka pójścia na łatwiznę i ustawiania nas, tak aby pasowało to do linii ataku.
Zignorowano nasze wyjaśnienia dotyczące tego, że owa linia robotnicza odnosi się głównie do krajów ojczystych lewicy radykalnej, a nie do Afryki Północnej. To raczej posttrockiści przenosili swoje życzeniowe myślenie w tej kwestii i atakowali nas za niedostrzeganie procesu rewolucyjnego. Oni dostrzegali i stąd iluzja, że ruch ten jest nagle ni stąd, ni zowąd tak silny, że może z łatwością wykorzystać "naiwność" NATO i wykiwać kapitał.
Nasza ocena jest taka, że spontaniczne protesty w regionie znajdą rozwiązanie na pewno nie mające nic wspólnego z celami ruchu robotniczego. Większym realizmem cechuje się ocena pazghula, że dojdzie tam do przetasowań na tle plemiennym, wyznaniowym, wszystko, tylko nie robotniczo-rewolucyjnym.
Dla Arabii Saudyjskiej i warstw panujących w tych krajach agresja zachodnia jest, póki co, wodą na ich młyn. Do pewnego momentu idą ręka w rękę. Jak to panujący z panującym - zawsze się dogadają na plecach wyzyskiwanych. W pewnym momencie jednak może nastąpić rozejście się. Zachód wierzy w możliwość kontrolowania regionu dzięki narzuceniu (z wolą ludu) rozwiązań demokratyczno-burżuazyjnych. Zdławienie dyktatorskich reżymów w Egipcie, Syrii czy w Libii jest na rękę zarówno Zachodowi, który liczy na wprowadzenie demokracji i wraz z nią gospodarki liberalnej, wolnorynkowej, jak i Saudom dowolnych frakcji. Pokawałkowane przez wojnę czy utrzymane w całości dzięki saudyjskim pieniądzom kraje regionu będą służyły porządkowaniu i wyzyskowi ludności.
Dla wyzyskiwanych klas regionu jest to wybór między dżumą a cholerą.
Istnienie Egiptu Mubaraka, Syrii Asada czy Libii Kadafiego jest pozostałością po świecie dwubiegunowym, a więc przedłużaniem status quo w warunkach, kiedy to status quo jest nie do utrzymania. Wydarzenia w Afryce Północnej to pokazują bezdyskusyjnie. Jednak na przyszłość regionu nie ma wpływu lewica rewolucyjna, a więc realistyczne pozostają tylko scenariusze zarysowane z grubsza powyżej.
Chodzi więc o odróżnienie się od obu stron tego samego, antyrobotniczego medalu. Jeżeli nie przebija się nigdzie na świecie samodzielny głos ruchu wyrażającego interesy klasy robotniczej, to nie ma podstaw do przypuszczania, że rozwijająca się klasa w sobie w krajach arabskich będzie w stanie wyrwać się z ram, jakie jej narzucają więzy plemienne czy inne nieklasowe. Roli tej nie odegrają interesy mniejszości seksualnych czy kulturowych, z którymi mieliby się utożsamić robotnicy i tym samym nabrać radykalizmu. Nie radykalizmu brakuje bowiem w dzisiejszym świecie, ale klasowej koncepcji.
W tej kwestii jest sporo do nadrobienia nie tylko w krajach Afryki Północnej. Przede wszystkim braki są po stronie lewicy rewolucyjnej na Zachodzie. Jałowość walki klasowej w Europie wynika z wadliwej polityki lewicy antysystemowej. Jeżeli po 1968 roku radykałowie wyciągali wnioski, że trzymanie się doktryny klasy robotniczej było przyczyną niewykorzystania potencjału reformatorskiego, tkwiącego w systemie burżuazyjnym, to dziś, po czterdziestu latach, tkwią oni wciąż w tym samym paradygmacie. Stąd nieumiejętność programowego wyjścia poza postulaty przejściowe, czyli poza myślenie roszczeniowe, które jest typowe dla drobnomieszczaństwa.
W sytuacji konfliktu między koncepcją Zachodu a grą Saudyjczyków (nazwijmy to tak za pazghulem), w sytuacji, kiedy rząd dusz w społeczeństwach będzie sprawował drobnomieszczański populizm, radykałowie na lewicy będą się masowo opowiadali za "swoim" populizmem. Całkowicie w cieniu będzie solidarność internacjonalistyczna. Tak się w większości przypadków skończy polityka "spontaneizmu" w dzisiejszym wydaniu.
Nasza "obrona" Kadafiego jest próbą utrzymania azymutu i odmową opowiedzenia się za jedną ze stron. Wynika stąd, że to nie Kadafi jest tu stroną, ani Mubarak, czy Asad. Nie, te wydarzenia dawno już ich zabiły politycznie, zanim jeszcze zabiją faktycznie.
Naszym celem jest wywalczenie pozycji dla lewicy rewolucyjnej, dla komunizmu. Oczywiście, dzisiaj śmieją się z tego wszyscy naokoło. Ale nawet sami zainteresowani nie wierzą w siebie wystarczająco, aby zdobyć się na samodzielną grę. Od tego, co będzie z lewicą tutaj, na tzw. Zachodzie, zależą losy perspektywy komunistycznej na świecie. "Spontanicznie", to w regionie powstanie sieć wpływów Saudów, mniej lub bardziej zaprzedanych Zachodowi, ale z tego względu mających placet na wyzysk we własnym państwie. A lud poprze islamskich populistów prących do konfrontacji z superwyzyskiem Centrum, czyli Zachodu. Jedyną sensowną alternatywę dla tego ponurego scenariusza może dać ruch robotniczy. A jego samoorganizacja i świadomość zależy od mądrości politycznej lewicy rewolucyjnej.
Syzyf by zrezygnował...
Lewica radykalna podczepia się pod realne siły udając sama przed sobą, że ma do czynienia z jakąś lewicą. Ile razy można popełniać ten sam błąd?
A z innej beczki: wytłumacz, PMB, pazghulowi o co chodzi z tym "moczaryzmem". On sądzi zapewne, że to jakiś styl literacki, coś w rodzaju Romantyzmu czy Młodej Polski. Będzie to szczególnie smakowita odpowiedź w kontekście używanego przez ciebie terminu "syjonizm".
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
16 lipca 2011 r.
Oczywiście, pazghulu, masz rację w tym sensie, że u niektórych ludzi fobie prywatne stają się kanwą do dorabiania ideologii. Osobiście cenię marksizm również za to, że jest sztuką redukcji, jak rzeźba, a nie dodawania i zwracania nieprzetrawionego, jak bulimia. Może to estetyczny aspekt marksizmu?
Marks nawiązywał do Hegla w sposób nie bezpośredni. Stalinizm, ze swym obejmowaniem wszystkiego jako jednorodnej całości, wydaje się pod tym względem bardziej wulgarną formą heglizmu niż marksizmu. Materializm Marksa sprawia, że pretensje całościowych konstrukcji ideologicznych do absolutu są ograniczone konkretnohistorycznie.
http://www.vesti.ru/videos?vid=349039&cid=1