Cisza może zamiast polemizować kto & za ile pisał do Forum Klubowego a kto do urbanowego Nie :
PISZ WIĘCEJ TAKICH TEKSTÓW !!!
Jak dla mnie jesteś jedyną gwiazdą w skaldzie REDakcji
---------
@ Marek
Choć raz mniej dystans & nie psuj dyskusji swoimi wpisami.
Ciekawy tekst. Zgadzam się z tezą, że należy szukać nowych form protestu, adekwatnych do zmieniających się warunków.
Ale mam zastrzeżenia. Fetysz radykalizmu nie jest w niczym lepszy od fetysza masowości. Akcja nie mająca poparcia opinii publicznej może doprowadzić do odwrotnych skutków - wystarczy poczytać internetowe komentarze pod newsami o protestach pracowniczych, wzywające by "wziąć nierobów za mordę".
Poza tym jestem bardzo podejrzliwy wobec wszelkiego myślenia w kategoriach "awangardy" - to pierwszy krok w kierunku antydemokratyzmu. Tą drogą poszli sto lat temu i bolszewicy, i rewolucyjni syndykaliści, i rodzimi piłsudczycy. Wiemy gdzie ich to zaprowadziło.
że zaczynasz myśleć niestereotypowo, a od razu zrównują cię z bolszewikami. Czy to nie daje do myślenia?
Poruszył bardzo ważny temat: poparcie społeczeństwa dla demonstracji i strajków. Wiadomo, przekaz medialny, który w 90% kształtuje poglądy społeczeństwa jest negatywny. Nie trzeba nawet wypuszczać przed kamerę "specjalistów" z BCC, wystarczy pokazać zdenerwowanych kierowców i już większość Polaków nienawidzi "roszczenionwego bydła".
Zresztą nawet mediów nie trzeba. Polacy są tak samolubni, że nie stać ich na jakąkolwiek solidarność z inną grupą społeczną/zawodową etc.
Zastrzeżenie Angki (czy jak tam sie to powinno odmieniać) cenne, ale w tym wypadku trochę na wyrost.
Wszystko zależy od tego jak rozumiemy i jak przekuwamy w polityczną/aktywistyczna praktykę "radykalizm". Zakładam, i mam nadzieję, że zgodnie z intencjami Autora, że chodzi tu o zdecydowane, często nielegalne działania jak zakłocanie porządku w supermarketach, sesjach rady miasta, fizyczne blokady różnych instytucji, a nie licytowania się kto głośniej krzyknie, że nie lubi kapitalizmu lub przygotuje sobie bardziej czerwony sztandar.
Awangarda to faktycznie pułapka, ale tak dlugo jak "aktyw" ma kontakt z grupami które zamierza reprezentować i szanuje ich opinie, demokracja (taka za przeproszeniem "prawdziwa") jest bezpieczna.
duże demonstracje (Solidarności z czerwca, pamięci o Smoleńsku tegorocznego 10 kwietnia) są niezbędne, gdyż dają poczucie ludziom o zbliżonych pogladach, że nie są osamotnieni i nie Znajdują się w totalnej mniejszości. A łatwo mogą oni ulec takiemu wrażeniu, odbierając media lub rozmawiając z ich klientami.
Z tym, że jeśli idzie o opcję skrajnej lewicy, to w tym punkcie dyskutuje ona jak lis o winogronach. Pułap jej możliwości organizacyjnych - to przecież demonstracja, gdzie było prawie 200 osób, a może jednak około 150, w rzeczywistości zaś - blisko 30.
Jarku, odcinali się od awangardyzmu. Czyżbyś o tym nie wiedział?
klikunastu miesiącach parktyka niekonwencjonalnych demonstracji już się upowszechniła.
Można tu wymienić np.:
- akcję ulotkową, plakietkową i plakatową "Nie czytam GWna"
- czytanie "obciachowych" (tzn. piszących prawdę) gazet w takich miejscach publicznych, jak Złote Tarasy
- akcję obywatelskiego nieposluszeństwa, polegającą na zablokowania konfiskaty krzyża pamięci pod pałacem prezydenckim
- codzienne śpiewy, modlitwy i demonstracje w miejscu po skonfiskowanym w końcu krzyżu
- zalążki antyrządowych miasteczek namiotowych w Warszawie oraz innych miastach Polski
- blokada (m.in. w OSssowie) zainicjowanej przez kancelarię prezydenta Bul-Komorowskiego akcji budowania pomników żołnierzy totalitarnej, przestępczej organizacji o nazwie RKKA
- "miesiącznice", przekreślające skutecznie reżimową doktrynę, zgodnie z ktorą Polaków nie obchodzi tragiczna śmierć ich współobywateli, bo interesują się oni wylącznie kasą
Że nie zawsze odpowiadało to lewicowej sztampie doktrynalnej? Ale było lewicowe w treści społecznej.
Zróbmy więc pikietę,
jakiej nie przeżył nikt,
niech rewolucjoniści walą, walą,
walą jak w dym,
cannabis niech się pali, pali, a ty
- radykalny bądź ile sił,
niech cały wiruje świat...
LEWICOWY STRATEG
na nową formę protestu:
SLD chce, w ramach kampanii wyborczej, kontynuować sejmową dintojrę za probę zatrzymania aferzystki B.Blidy.
Może by pomyśleć o pikiecie, gdzie przypomni się, ilu ludzi popełniło samobojstwo w konsekwencji lex blida o eksmisji na bruk.
I wyśmieje częstą u nas praktykę kreowania zbrodniarzy na ofiary?
który jest najczęściej oderwany od realiów i potrzeb przeciętnego obywatela. I dotyczy to tak samo niewielkich liczebnie pikiet, jak i większych demonstracji związkowych.
Notabene, na miejscu zwolenników PiS nie ekscytowałbym się tak liczebnością demonstracji "S". Być może robi ona wrażenie na samych uczestnikach, ale w skali np. Warszawy jest niezauważalna. Mało kto chodzi specjalnie pod URM "popatrzeć na demonstrację".
weście.
Demonstracja Solidarności blokowała ruch na wielu centralnych ulicach stolicy.
Zresztą towarzysze boją się coraz liczniejszych wystąpień przeciw ich systemowi, a tylko czasami próbują tworzyć wrażenie, iż dawna dobre czasy wrociły i teraz cały naród jest z Donaldem, jak kiedy był z Edwardem.
"Że nie zawsze odpowiadało to lewicowej sztampie doktrynalnej? Ale było lewicowe w treści społecznej."
A które z wymienionych przez ciebie działań (choć jedno) było "lewicowe w treści społecznej"? Chętnie się dowiem, bo ta zagadka jest naprawdę bardzo trudna.
którzy na podstawie niektórych wpisów mogą mieć hmmm... przesadzone wyobrażenia o skali demonstracji związkowych. Na temat znaczenia politycznego czy liczebności demonstracji się nie wypowiadam.
bunt przeciw systemowi establishmentowi i - co prawie na jedno wychodzi - ośmiornicy zżerającej zasoby kraju i blokującej rozwój jego regionów i pokoleń.
Na demonstracjach opozycji rozumie się doskonale, że walka o prawdę o Smoleńsku i walka przeciw korupcji, drożyźnie i dzikiej prywatyzacji - to jedno i to samo.
Nie ma to jak merytoryczny udział w dyskusji, co?
Używając twojego języka, "Potwierdzasz tylko to, co na twój temat napisałem" (w poście pod innym niusem) -
"Nic nie krytykować, nie dokonywać ewaluacji prowadzonych działań, nie wypracowywać nic własnego, nic nie proponować. Zostawić wszystko tak jak jest, bo jest jak ma być, a ma być tak jak jest"
zaproponowaliście coś nowego? To znaczy co konkretnie? Bo tutaj średnio raz na kwartał można od dawna przeczytać takie wywody Ciszewskiego, że "Solidarność" be, że skostniałe związki be, że biurokraci związkowi be, że w ogóle be wszystko co nie jest cacy, a cacy to Ciszewski i koledzy oraz ich pomysły typu pikieta, happening, radykalizowanie, w powyższym tekście za "świeży pomysł" robi jak widzę bojkot konsumencki. Tak jakby w historii polskich protestów nie było radykalizmu, happeningów, okupacji siedzib, kampanii bojkotowych czy wydarzeń medialnych - mogę ich z pamięci wymienić z kilkadziesiąt i wcale nie były bardziej skuteczne niż te "starodawne" i "masowe". Zresztą zarzuty Ciszewskiego są tym bardziej smieszne, że akurat "Solidarność" robi nie tylko demonstracje, ale też bardzo fajne i odbijające się szerokim echem kampanie medialno-społeczne, jak np. "Czy IKEA jest OK" albo "Uśmiechnięta kasjerka", albo akcje bojkotowe jak swego czasu np. ws. Frito Lay itd.
Jak ktoś przespał cały dzień na ciężkim kacu to z pewnością tak.
Nie twierdzę, że Ciszewski w tym tekście wykazał się jakims niesamowitym wizjonerstwem. Dla mnie to trochę zbiór oczywistych oczywistości, ale praktyka i życie tego portalu pokazują, że oczywistość oczywistości nie równa.
Na lewicy często zorganizowanie demonstracji uważa się za cel sam w sobie, a zgromadzenie dużej ilości uczestników za absolutny sukces. Kończy się to tak, że najpierw się pół roku demonstrację przygotowuje a potem przez pół roku ja wspomina.
Niezależnie od tego, czy zorganizujemy barwny i wesoły korowód, czy spektakl pod tytułem "zadyma" efekt jest ten sam: symboliczny albo żaden. Przykłady, "politycznie słusznych", mobilizacji antywojennych czy altreglobalistycznych spendów są tu dobra ilustracją, podobnie jak większość mobilizacji związkowych (przynajmniej w Polsce).
Wezwania do niezłomności i radykalizmu (a nie spektakli i działań pozorowanych) uważam za jak najbardziej pożądane.
cannabis? Przeciez anarchisci to punkowcy wiec pewnie browna pala:P
"Wydawałoby się, że taki masowy protest powinien odbić się szerokim echem i zepsuć samopoczucie rządzącym elitom. Nic bardziej mylnego" - w takim razie, czemu po demonstracji przez media przetoczyła się fala opluwania związków zawodowych i pracowników w ogóle, nieporównywalna do reakcji po żadnej demonstracji "radykalnej lewicy"?
"Demonstracja (...) zgromadziła głównie pracowników sektora państwowego" - nawet pobieżne przejrzenie zdjęć z demonstracji, dostępnych na stronach internetowych, m.in. kilku komisji regionalnych "S", pozwala zauważyć, że brało w niej udział wiele tysięcy pracowników zakładów prywatnych.
"(...) nie wiązała się z zakłóceniem pracy nawet w tych zakładach których przedstawiciele brali w niej udział" - poprzednia demonstracja porównywalna wielkością do tej (08.2008) spowodowała zakłócenia pracy w wielu zakładach, ponieważ wzięły w niej udział całe załogi lub na tyle duży procent pracowników, by uniemożliwić w nich pracę. Ciekawe, skąd autor zaczerpnął informację, że tym razem nic takiego nie miało miejsca?
"Liderzy działają czasem nawet jak cenzorzy tonując hasła oraz oceniając jakie transparenty są słuszne" - właśnie na opisywanej tu demonstracji znalazło się wiele transparentów z hasłami wyraźnie kontrastującymi z odgórnie narzucanym charakterem demonstracji (antyprywatyzacyjnych i antyrządowych - podczas, gdy przemówienia liderów miały wobec rządu charakter wybitnie koncyliacyjny). Kontrola liderów jest bardzo często nieskuteczna, co właśnie tym razem było widać. Wszystko wskazuje jednak na to, że autor na demonstracji nie był i opisuje ją na podstawie relacji medialnych/własnych wyobrażeń.
"Związkowe służby porządkowe pilnują aby gniew ludzi pracy był pod kontrolą i nie dochodziło do żadnych incydentów" - i często nie są w stanie ich upilnować, a do incydentów dochodzi, ale o tym autor już nie wspomni. Przykład majowej akcji pod KGHM jakby ktoś zapomniał. Również przykład demonstracji pod toruńskim Torfarmem, mającej miejsce mniej więcej w tym samym czasie, co analizowana w tekście demonstracja pracowników Cegielskiego, i oczywiście przemilczana przez autora.
"Nawet jeśli dochodzi do starć z policją mają one wydźwięk raczej symboliczny" - miewają też wydźwięk całkiem realny, np. na demonstracjach górniczych z 2003 i 2005r., które spowodowały realne zagrożenie dla rządzących i dzięki temu doprowadziły do spełnienia postulatów górników. Tymczasem na akcjach "radykalnej lewicy" zdecydowanie rzadziej, niż na akcjach związkowych, dochodzi choćby do "symbolicznych" starć.
"Wciąż niedoceniane są także działania skierowane do konsumentów, na przykład klientów supermarketów czy galerii handlowych" - tyle, że takie działania są prowadzone, i to w wielu miejscach...ale jasne, nie wystarczy takich działań prowadzić. Trzeba je "docenić" (cokolwiek to znaczy). Najlepiej zza ekranu komputera.
"O takiej mobilizacji można by mówić gdyby stanowiły dodatek do bojowej walki w miejscach pracy" - jedno z nielicznych zdań w tekście, które mogłoby prowadzić do jakichś ciekawych wniosków... ale tu właśnie wychodzi cała obłuda autora. Cały akapit dotyczący supermarketów jest właściwie o tym, że zamiast organizacji pracowników, autor preferuje akcje niezwiązanych z nimi grupek, skierowane do konsumentów. Po co mają jakieś durne kasjerki zakładać związek zawodowy - to jest "mentalne tkwienie w czasach gdy tradycyjne formy protestu były jeszcze skuteczne". Przyjdą radykalnie lewicowi działacze z transparentami, zrobią akcję skierowaną do klientów i jak za dotknięciem magicznej różdżki pracodawca poprawi warunki zatrudnienia (niemal identyczna wizja była już opisywana w kilku tekstach w "Krytyce Politycznej". Jak widać, myślenie "lewicowych" autorów odbywa się zawsze według tych samych schematów). Po tym akapicie widać wyraźnie, że "bojowe walki w miejscach pracy" to akurat ostatnie, czego sobie "lewica" życzy. A w ogóle jakąkolwiek walkę w miejscu pracy potrafi sobie wyobrazić tylko w sektorze usług.
"Czas także walczyć z sytuacją, w której z repertuaru działań organizacji pracowniczych całkowicie znikły na przykład strajki okupacyjne, nie mówiąc już o strajku czynnym czyli przejęciu przez załogę produkcji lub sabotażu" - znowu sensowne (częściowo) zdanie, tyle, że nie mające żadnego związku z resztą tekstu, wrzucone chyba na siłę, żeby zabezpieczyć się przed zarzutem ignorowania strajku jako formy walki. Nieskutecznie. Oczywiście autor w żaden sposób nie wyjaśnia, jak z tym "walczyć", bo przecież "radykalna lewica" nie dysponuje nigdzie siłami, pozwalającymi na zorganizowanie strajku okupacyjnego, a wywieranie wpływu na masowe organizacje pracownicze jest z góry odrzucone, jako dowód "mentalnego tkwienia w starych czasach". No i zrównanie tak jarającego internetowych lewaków sabotażu, będącego tak naprawdę wyrazem bezsilności robotników i czasami akurat w Polsce stosowanego, ze strajkiem czynnym i postawienie go nawet wyżej jako formy walki od strajku okupacyjnego. Piękne. Może autor powinien pojechać na następny strajk okupacyjny (od czasu do czasu takowe mają miejsce, ale z lewica.pl się tego nie dowiemy) i przekonać pracowników, że jednak lepszy jest sabotaż?
No i oczywiście standardowe sztuczki retoryczne w rodzaju: ustawianie sobie wyimaginowanego przeciwnika, któremu można przypisać dowolnie wybrane poglądy (przy okazji: co to są "różne ruchy społeczne"?), przechodzenie od (arbitralnie wybranych) jednostkowych przykładów demonstracji do uogólnień na temat demonstracji związkowych jako takich, całkowite pomijanie różnic pomiędzy większością członków związków zawodowych a biurokratami, pozorne odwoływanie się do strajków i "walki w miejscach pracy" gdy tymczasem autorowi wyraźnie chodzi o działalność awangardowych grupek, nie mających z załogą danego miejsca pracy nic wspólnego.
Cały tekst po to, żeby krytyką biurokracji związkowej (pozorną, bo krytyka, która nie ma szans dotrzeć do szeregowych członków związków, w niczym biurokracji nie szkodzi) osłonić mizerię "lewicowców". "Lewicowe" organizacje do tego stopnia straciły kontakt z ludźmi, że zamiast zbierać podpisy pod wnioskiem o prywatyzacji SPEC wspólnie ze związkowcami z "Solidarności", wolały to robić wspólnie z SLD - pomimo, że akcja SLD tak naprawdę nigdy nie miała na celu zablokowania prywatyzacji SPEC-u. W związku z tym, istotnie, organizacjom skupionym wokół portalu lewica.pl nie pozostało nic innego, tylko szczekać na pogardzane "masy".
to było ze współpracą radykalnej lewicy z SLD przy zbieraniu podpisow antyprywatyzacyjnych?
Przecież warszawskie SLD to wypróbowany sojusznik rządzącej w stolicy Platformy, a więc również jej polityki prywatyzacyjnej.
Jeżeli dobrze widzę, na zdjęciu ilustrującym artykuł jest Karol Guzikiewicz i ekipa ze Stoczni Gdańskiej - czyli ludzie, którzy, cokolwiek by na ich temat politycznie nie mówić, nie raz dostali solidny wpierdol od policji i co kilka lat są ciągani po prokuraturach za "czynną napaść na policjanta". Jak to się ma do tez autora?
Od lat słyszę o mitycznym wpływie na związkowe masy zgromadzone w głównych centralach związkowych. Tyle, że te mityczne masy albo fetują związkowych liderów, albo narzucono im taki kaganiec w postaci wewnątrzzwiązkowych procedur, że nie są w stanie nic zmienić w działalności całych central (których kierownictwo spoczywa w rekach tego samego kręgu działaczy od wielu kadencji).
Piszesz o starciach pod biurami KGHM. Związkowi liderzy byli zaraz po nich najgorliwszymi krytykami "prowokatorów" i "stosowania przemocy", zamiast ująć się za swoimi i powiedzieć "tak było starcie, ale prawa pracownicze są atakowane na co dzień".
Na ostatniej demonstracji fakt, biurokraci poluzowali smycz, ale to wszystko jest wpisane w show. Niech by jakaś grupa próbowała doprowadzić np. do okupacji jakiegoś gmachu itp.
Demonstracje górnicze z lat 2003 i 2005 to zupełnie inna sprawa. Mieliśmy wtedy kilkuletni okres wzrostu bojowości. W ogóle związki górnicze to zupełnie inny temat, dosyć szczególny na tle pozostałych organizacji związkowych.
Poza tym przeciwstawiasz strategię działań zewnętrznych grup organizowaniu związków. Jedno drugiemu nie przeszkadza. W wielu miejscach ludzie zbyt się boją aby otwarcie podjąć walkę. W takiej sytuacji akcja grupy wsparcia może ich ośmielić do działania.
Wreszcie istnieją firmy w których ze względu na polskie prawo nie da się założyć skutecznego związku (np. w zatrudniającym kilka osób butiku), o czym zwolennicy klasycznego syndykalizmu zdają się zapominać.
Faktycznie ma swoje zasługi, ale właśnie na demonstracji Ceglorza to on był jednym z tych opisywanych liderów bredzących po demo o "prowokatorach".
ale z kilkoma wymienionymi punktami się zgadzam:
- nie czytuję Głosu Wybrzeża ani Gońca Wałbrzyskiego
- demonstracyjnie czytuję publicznie Fakty i Mity, chociaż nie bywam w tzw. galeriach
- co do śpiewów w miejscu po krzyżu to uważam, że osobom chorym umysłowo nie należy przeszkadzać, o ile one nie przeszkadzają innym. To samo dotyczy mieszkania pod namiotem na podobieństwo Żydów w święto Sukkot. Ale nie uważajmy upośledzenia za oznakę lewicowości.
POzdro PISklaczki!
Pytam konkretnie, które z wymienionych przez ciebie działań są lewicowe. Dla ułatwienia wklejam listę:
"- akcję ulotkową, plakietkową i plakatową "Nie czytam GWna"
- czytanie "obciachowych" (tzn. piszących prawdę) gazet w takich miejscach publicznych, jak Złote Tarasy
- akcję obywatelskiego nieposluszeństwa, polegającą na zablokowania konfiskaty krzyża pamięci pod pałacem prezydenckim
- codzienne śpiewy, modlitwy i demonstracje w miejscu po skonfiskowanym w końcu krzyżu
- zalążki antyrządowych miasteczek namiotowych w Warszawie oraz innych miastach Polski
- blokada (m.in. w OSssowie) zainicjowanej przez kancelarię prezydenta Bul-Komorowskiego akcji budowania pomników żołnierzy totalitarnej, przestępczej organizacji o nazwie RKKA
- "miesiącznice", przekreślające skutecznie reżimową doktrynę, zgodnie z ktorą Polaków nie obchodzi tragiczna śmierć ich współobywateli, bo interesują się oni wylącznie kasą"
te działania są lewicowe w perspektywie lewicy mającej minimum przyzwoitości. Dla aktualnie się eksponujących SLD-owców, anarchistów, trockistów, hodżystów itd. - to oczywiście "prawactwo" i "faszyzm".
to nie żadne prawactwo. To dziecinada i psychiatryk
aktualnie "eksponuja" hodzysci? Czasami mysle ze my z innego kraju pochodzimy.
takiej palikotowskiej obelgi spodziewałem się po anarchiście z blokad Blumsztajna.
Jak epitetem "dziecinada" może posługiwać się działacz z kilkuosobowej niszy?
Nie lubię epitetu "psychiatryk", ale jeśli ktoś myśli, że przedpotopowe mrzonki anarchistów pasują do współczesnego społeczeństwa, to może w tym wypadku byłby on na miejscu.
Zatem o ile od tych "lewicowych" działań wzrosną emerytury i renty? Jak bardzo zmniejszy się bezrobocie i spadnie przestępczość? Co to zmieni w relacjach pracodawcy - związkowcy? Jaki ma to wpływ na poprawę pozycji kobiet? Co w związku z tym zmieni się w ochronie środowiska naturalnego? Czy ulepszy to funkcjonowanie służby zdrowia, ze szczególnym uwzględnieniem szpitali psychiatrycznych?
Nie musisz być precyzyjny w odpowiedzi, ale...tak mniej jak więcej.