Jego uwzględnienie może być szanasą dla SLD.
nie chcę wyjść na takiego co poluje na twoje posty żeby się z nimi nie zgadzać z założenia, ale w tym przypadku też się nie zgadzam:)
politycy nie reprezentują już społeczeństwa, ani nawet swoich partii, oni grają swoje role w sztuce, która nazywa się Mediokracja - Ultimate Reality Show i specjalizują się w improwizacji w ramach odgórnie założonej charakterystyki postaci, którą przyszło im przed widzami odgrywać jak w Dangeons & Dragons - czym zdolniejszy aktor, tym więcej głosów dostaje od urzeczonej publiczności
deklarowanie się jako zainteresowanego polityką ma dzisiaj taką sama wartość, co przyznanie się do oglądania dziennej dawki Klanu, tylko że w tym reality show wszystko dzieje się niby na poważnie, więc raz na jakiś czas widz przez głosowanie może zdecydować, kto opuści dom wielkiego brata, a kto się do niego wprowadzi na kolejny sezon
więc aktorzy dwoją się i troją, żeby kamera jak najczęściej właśnie ich pokazywała, prowadzą swoje postacie przez kolejne przeszkody wymyślane przez mistrza gry i zdobywają coraz to wyższe stopnie wtajemniczenia, czy to byłby przenikliwy wzrok paranoika śledczego, czy niczym nieskalany i nieustający kontakt ze światem nadprzyrodzonym, czy mądrość dostępna tylko adeptom po dekadach życia w odosobnieniu, czy ćwiczenie się w walce ze wszechobecną hydrą ukladu (ta postać przez dlugi czas radziła sobie z problemem odrastających w czasie walki głów przez istnienie w dwóch ciałach jednocześnie)
dzięki czemu można zrozumieć, czemu tak wielu ludzi traci polityką zainteresowanie i przestaje w końcu głosować: ten show się im zwyczajnie przejadł, starzy aktorzy stali się nudni i nieprzewidywalni, a nowi nie wnoszą niczego nowego, show dryfując dzięki inercji akcji rozgrywającej się na scenie przestał istnieć w relacji do ich rzeczywistości
jeden ze związków zawodowych aktorów, sld postanowił po ostatnim pogromie w głosowaniu widowni zdać się na zdolności aktorskie Milera, który specjalizuje się, jak krytycy zapewne pamiętają w popularnych postaciach niezależnych i odwaznych kobiet z poczuciem humoru, wyrazistą osobowością, wysoką inteligencją i ciętym językiem którym zdobywa sobie sympatię sporej części publiczności
Miler niczym kiedyś Fallon w Dynastii, zniknął na kilka tysięcy odcinków, więc związek zawodowy aktorów sld uznał, że jego powrót powinien być odebrany jako długo oczekiwany powiew świeżości
kierownictwo partii skromnym zdaniem niżej podpisanego recenzenta zdając sobie sprawę z faktu, że wybór pomiędzy Kaliszem a Milerem jest wybieraniem, który z wyliniałych królików zostaie wyciągnięty w charakterze niespodzianki z pustego kapelusza, postanowiło zamienić sam wybór eksponatu w ekscytujące przedstawienie - dość zaskakujący wybieg, ale nie taki znów oryginalny jeśli przypomnieć sobie, że w amerykańskiej wersji Ultimate Reality Show ten trick jest stosowany już od dawna
odstawiając na bok moje genialne przenośnie:)
sld poniosło klęskę wyborczą, ale uparcie odmawia sklasyfikowania tego zdarzenia w charakterze objawu choroby, upierając się, że jest to sedno ich problemu
mamy mieć podobno cholera demokrację, politycy powinni być w kontakcie z ludźmi, żeby znać ich problemy i wprowadzać w życie pożądane przez ludzi a rozwiązania własne pomysły przedstawiając ludziom do analizy
żeby sld moglo mieć w przyszlości jakąś szansę, ludzie którzy zepchnęli go na dno, powinni je uwolnić ze swojej obecności zostawiając partię do dyspozycji ludziom ideowym, zamiast traktować ich jako pretekst dla utrzymywania obecności Lewica pomiędzy Sojusz i Demokratyczna
partia lewicowa w moim wyobrażeniu jest partią polityka A, który pracuje pomiędzy działaczami rychu lokatorskiego i lokator Y nie jest dla niego anonimową twarzą w tłumie, bo właśnie tej konkretnej między innymi osobie pomaga właśnie rozwiązac jego problem, tak jak to robił i robi w przypadkach lokatorów (wstaw tysiąc dowolnych liter alfabetu), kiedy jeszcze jako partia nie może zmienić zasad gry ustawionej tak, żeby lokator musiał przegrać
lokator Y nie jest pozostawiony sam sobie w relacji z pracodawcą, w partii jest polityk B, który poprzedza C, D i E... jest jeszcze wiele liter alfabetu i ról, które by tu oznaczały
granica pomiędzy politykami a działaczami powinna być zatarta, do partii powinni należeć ludzie, którzy potrafią trochę więcej niż płacić składki i podnosić ręce na zebraniach - członkostwo w partii lewicowej powinno być rozpoznaniem zasług i wartości z jednej strony i sposobem na ułatwienie podejmowania skuteczniejszego działania - choćby przez wystawienie właściwych, lokalnych ludzi do wyborów samorządowych
no ale ja sci-fi czytam...
politycy sld rozczarowali swoja publicznośc niezdolność do przekonującego zagrania postaci, którą sami sobie wybrali - co jest dla aktora dodatkowo żenujące - postaci lewicowego polityka i nie widzę jak PR, uśmiechy, sprytne odzywki i fikołki na planie i podskoki maja udowodnić, że ci panowie mają coś wspólnego z wiarygodnością
polityk, który przedstawia ex cathedra rozwiązania na problemy ludzi, bez słuchania ich własnych propozycji, który startuje w wyborach z zestawem gotowych odpowiedzi na palące pytania napisanych mu przez specjalistów w bankowości, rynkach walutowych i pożyczkach - polityk, który nie zwraca uwagi na rozwiązania zgłaszane przez samych wyborców
jest niczym więcej jak trochę lepiej wychowanym dyktatorem
Przynajmniej po ruchu lokatorskim, czy antyklerykalnym, czy np. mniejszosciach seksualnych nie da się tego zauważyć.
Owszem, te srodowiska artykułują pewne autentyczne potrzeby społeczne, i w tym sensie ich znaczenie trudno przecenić, ale w sferze recept to tam pusto.
Chciałbym,żeby twój wywód był opisem rzeczywistości a nie relacją twoich marzeń. Niestety więcej jest w nim tego, czego bym w nim nie chciał niż tego, czego bym w nim chciał. W jednym wszakże się z tobą w pełni zgadzam, że politycy bez względu na sztandary, za którymi się kryją, nie wyrażają oczekiwań społecznych. Gdybym nawet chciał temu zaprzeczyć, to nie mogę, bo musiałbym zlekceważyć jednoznacznie wymowny fakt, że 60% uprawnionych do głosowania Polaków żadnego z tych polityków nie wybierało, bo albo zostało w domach albo oddało głos nieważny albo oddało głos na kogoś, by zagrodzić drogę komuś innemu. Dlatego uważam, że autor w swoim tekście wyraża jednak coś z tego, czego oczekują ci, którzy w wyborach tych nie wzięli czynnego udziału lecz udział negatywny. I w tym znaczeni, mimo twojej krytyki, nadal podtrzymuję swą opinie.
a ktoś ich spytał i poczekał na odpowiedź?
demokracja nie jest systemem ludzi mądrych, jest systemem ludzi równych. można się z tym nie zgadzać i można to krytykować - rozwiązaniem jest edukacja, a nie zmiana systemu - jeśli w interesie mądrych są podejmowane decyzje przez mądrych, głupich należy zmądrzyć, co oznacza ni mniej ni więcej, że trzeba przestać ich ogłupiać (ostatni wniosek uważam za konsekwencję obserwacji Chomsky'ego)
nie mam zamiaru teraz dyskutować tutaj z tobą, czy postulaty którym nie możesz przyznać słuszności są słuszne, czy nie, bo wiem, że się z tobą nie zgadzam
jestem tu na tyle długo, żeby wiedzieć gdzie się z tobą nie zgadzam
każda dyskusja w którą bym się z tobą w tym wątku wdał byłaby bezcelowym sprzeczaniem się o nieistotne drobiazgi wynikające z tego że aksjomaty, które zdarzyło nam się przyjąć są różne, więc zostawiam to tak jak jest, nie wiedząc jak rozmówców przekonywać do zmiany aksjomatów
mimo wszystko argument, który podniosłeś przeciwko rozwiązaniom postulowanym przez wymienione przez ciebie grupy jest właśnie wykorzystywany jako usprawiedliwienie dyktatorów, którzy sa na tyle dobrze wychowani, że pytaja się ludzi o zgodę, czy mogą sobie nimi trochę porządzić - oni wiedzą lepiej
jak można dyskutować z kimś kto wie lepiej? jak można dyskutować z kimś, kto zrozumiał wszystko na tyle dobrze i kto wie co robić lepiej niż ty? człowiek, który się tak ładnie uśmiecha nie może być znowu taki zły, więc spokojnie postaw krzyżyk lokatorze/robotniku wróć do domu i zrelaksuj się.
i nie musisz się obawiać, że stracisz nad czymkolwiek kontrolę, twój nowy pan uprzedzi cię zanim ci cokolwiek zrobi.
ta kasta lepiej wiedzących i wtajemniczonych istniejąca od czasów jaskiniowców zdaje się jest jednym z najbardziej zniewalających i wyniszczających umysł rzeczy - tym bardziej że dzisiaj ma do dyspozycji media utrwalające przekonanie o konieczności istnienia tej kasty 24/7, zamiast o konieczności podniesienia jakości edukacji, żeby ilość ludzi zdolnych podejmować decyzje w swoim imieniu wzrastałą, zamiast maleć
i tu wpada do głowy pewna mało zabawna sprzeczność w twoim pojęciu prawidłowej polityki społecznej: z jednej strony zgadzasz się na wytrącenie z ręki swobód obywatelskich, jak jakiemuś dziecku nożyczek, z drugiej zgadzasz się na przyznanie pełni swobód ekonomicznych ze wszystkimi mozliwymi konsekwencjami wszystkich możliwych do popełnienia błędów - z wywoływaniem kryzysów włącznie, gdy jest się na tyle dużym, albo samobójstwem włącznie gdy jest się z kolei znów nie takim dużym
tego od teraz do samego końca nie musisz west czytać już jak nie chcesz, zmieniam temat na ten, który zdaje się w moim wcześniejszym poście wogóle cię nie zainteresował
zostawiając jednak poboczny wątek słuszności lokatorów, czy gejów, do których jak wiadomo szczęśliwie się zaliczam. Pisałem o niezdolności s-"l"-d do podjęcia racjonalnych działań, co udowodniło przyjmując z otwartymi ramionami i podrzucając w górę Milera. kierownictwo partii znudzone bezczynnym siedzeniem, zamiast spędzić swoje lata w opozycji na czymś tak produktywnym jak nawiązywaniem kontaktu i i dialogu ze zwykłym społeczeństwem, czy własną jakby nie było partią w terenie postanowiło się wykazać cynizmem po raz kolejny otwierając teatrzyk jednego aktora, którego zadaniem najwyraźniej znowu będzie skupienie na sobie tak silnego światła reflektorów, żeby rzucał jak najgęstszy cień, co by schować się mogli ci wszyscy zawodowi politycy, a on ich do następnego sejmu przeszmugluje
wyborcza wyniosła ponad 48%.
Więc gdzie te 60% "bojkotujących"?
Rzeczą sprawnie funkcjonującej partii jest stale ich o to pytać, stale wsłuchiwać się w odpowiedzi i bezustannie przekładać język potrzeb społecznych na język politycznej praktyki. Tak się w ostatnich latach stało w Polsce, że prawica robiła to sprawniej niż lewica. Uważam że lewicę cały czas stać na zaoferowanie społeczeństwu lepszego reprezentowania interesów kluczowych grup społecznych, ale to wcale nie oznacza oddania pewnych sfer w "outsorcing" organizacjom społecznym, a do tego sprowadzałoby się, jak się wydaje, postulowane przez Kwasniewskiego i jego protegowanego Kalisza otwarcie SLD.
"SLD powinien skorzystać z doświadczeń nowoczesnych europejskich socjaldemokracji". I dalej daje gotowce, które ta "lewica" porzuciła co najmniej 15 lat temu. A to, co zrobiła do tego czasu (1993-1997) - robiła z rozpędu, przyzwyczajenia i braku szczegółowej edukacji liberalistycznej. Potem się podciągnęła, a nawet mistrzów prześcignęła.
Może niech Autor wyśle ten elementarz Millerowi a nie wymachuje nim Czytelnikom?
I najważniejszego Autor nie podpowiedział uzurpatorskiej "lewicy" z PZPRowskiego łoża - SZTANDAR WYPROWADZIĆ!
.
nikyty... zgrabny esej Ci się napisało!
(*_*)
więc nie wiem czy jest do czego sięgać, Hyjdlo.
steff - w regulaminie lewicy.pl nikt nei napisał, że wszyscy muszą się ze mną zgadzać. Szkoda.
hyjdla - dziękuję, poniosło mnie:)
(że "nic specjalnie odkrywczego nowoczesne europejskie socjaldemokracje nie proponują"). Tam ISTNIEJĄ już pewne STANDARDY. Głównie w Skandynawii, co Autor ODKRYŁ przed nami.
Więc istotnie nie ma do czego sięgać. Trza się cofnąć...
Natomiast w Polsce zarzucono wypaczony socjalizm (słusznie) a "zmodyfikowano" zdegenerowany kapitalizm w jego najbardziej zrakowaciałych fragmentach (niesłusznie chyba, jak sądzisz, west?). Zacytuję Autora, co się będę wysilać:
"Cięcie wydatków publicznych kosztem najsłabszych grup społecznych, otwarcie na spekulacyjny kapitał, finansjeryzacja czy giełdyzacja gospodarki (przez co staje [się] ona nieprzewidywalna i nie poddająca się kontroli), prywatyzacja strategicznych sektorów (np. bankowość), obniżanie podatków bezpośrednich kosztem drastycznego wzrostu dotykających wszystkich obywateli VATu i akcyzy, ograniczanie usług publicznych i ich stopniowa komercjalizacja (edukacja, służba zdrowia, budownictwo socjalne, a ostatnio przedszkola itp.), dyskredytowanie ruchów pracowniczych na rzecz kapitału, podważanie zaufania do państwa, którego działania z samej definicji są szkodliwe, w przeciwieństwie do "racjonalnych" działań biznesu (instytucje finansowe i ich polityka w ostatnich latach). To wszystko stanowi elementarz doktryny neoliberalnej w ekonomii".
Tyle ODKRYŁ Autor. Więc trzeba na odwrót, no nie? Ino nie z LSD...
.
Nie wiem co to są te "specyficzne standardy skandynawskich socjaldemokracji". Że dziecko nie ma mamy i taty tylko rodzica A i rodzica B? Natomiast jasnym jest że kraj zapóźniony, jakim jest Polska, musi sięgać po rozwiązania obce, ale dlaczego akurat skandynawskie a nie np. niemieckie, amerykańskie czy japońskie, to nie wiem.
Natomiast wyliczanka autora, którą przytaczasz, brzmi ładnie, ale diabeł tkwi w szczegółach. Po kolei:
"Cięcie wydatków publicznych kosztem najsłabszych grup społecznych" - jakie znowu cięcie wydatków? Tak szybko jak Tusk to chyba nikt jeszcze państwa polskiego nie zadłużał.
"Otwarcie na spekulacyjny kapitał" - znowu konkrety są potrzebne. Jaki kapitał? W co on inwestuje? Czym to grozi? Bo spekulantami to mnie straszono w wieku wczesnoszkolnym, a potem się okazało że zupełnie niepotrzebnie.
"Finansjeryzacja czy giełdyzacja gospodarki (przez co staje [się] ona nieprzewidywalna i nie poddająca się kontroli)" - zapewne. Jest to pewien problem np. dla USA, ale Polski? Gdzie autor widzi tę "finansjeryzację" gospodarki? Czy autor wie co to jest GPW i czemu ona służy?
"Prywatyzacja strategicznych sektorów (np. bankowość)" - no tu można by trochę podyskutować, ale chciałoby się wiedzieć co autor proponuje. Nacjonalizację? Rozwijanie sektora publicznego? Jakiego (bo np. banki spółdzielcze to też sektor publiczny)? Skąd srodki?
"Obniżanie podatków bezpośrednich kosztem drastycznego wzrostu dotykających wszystkich obywateli VATu i akcyzy" - jakiego drastycznego wzrostu? VAT z 22 na 23%?
"ograniczanie usług publicznych i ich stopniowa komercjalizacja (edukacja, służba zdrowia, budownictwo socjalne, a ostatnio przedszkola itp.)"? Hmmm...w wymiarze czysto rzeczowym edukacja i służba zdrowia oferuje dużo więcej niż wtedy kiedy ja byłem dzieckiem, czyli w latach 1970-tych i kawałku 80-tych. Tu prosiłoby się o konkrety, co takiego, co zdaniem autora oferowała służba zdrowia czy edukacja za darmo, z niej zniknęło. Niewielki zakres budownictwa socjalnego jest problemem (moim zdaniem), ale primo - w PRL i tego nie było, secundo - nikt inny jak lewica z uporem maniaka walczy przeciwko racjonalizacji polityki mieszkaniowej, tertio -jak się chce to można, Ferenc w Rzeszowie jakos może realizować program budownictwa socjalnego.
"dyskredytowanie ruchów pracowniczych na rzecz kapitału". No znowuż ogólnik. To że prasa prawicowa jest "antyzwiązkowa" to wiadomo, ale do kogo mieć pretensje że nie ma prasy lewicowej?
"podważanie zaufania do państwa, którego działania z samej definicji są szkodliwe" - a tak z ręką na sercu, kto ufa państwu?
(*_*)
Też mnie trochę ta Skandynawia peszy, bo żeby do niej doszlusować, trza by połowę "przypadkowego społeczeństwa" wymienić, a resztę - tę "większą połowę" czyli "naród polski" - wysłać do Watykanu, no nie?
Osobiście optuję za rozwiązaniami niemieckimi, bo jankeskie z wiadomych wzgledów odrzucam, a Japonię już przerabialiśmy...
(*_*)
brakuje rzeczy podstawowej, a mianowicie sprecyzowania, kogo lewica głównego nurtu ma reprezentować. Dopóki na to pytanie nie zostanie udzielona jedynie słuszna :-) odpowiedź, tj. "lewica powinna reprezentować polskich ludzi pracy", to będziemy mieli festiwal pomysłów na refundację antykoncepcji, parytety w kopalniach, związki partnerskie etc. rzeczy czasem głupie, czasem nawet nie, ale nijak się mające do głównego zadania ruchu lewicowego jako siły politycznej. A Polacy będą szukać swoich reprezentantów w partiach prawicowych.
A na Niemcy, tak, trzeba się krytycznie orientować.
To byłoby zbyt proste i za mało. Bo pracują u nas nie tylko "polscy ludzie pracy", no nie? A będzie tych "niepolskich ludzi pracy" coraz więcej, west. Na zicher. A ci "niepolscy" powinni być dobrze traktowani i wynagradzani, bo inaczej będą dołować i tak już żałosne wynagrodzenia "polskich ludzi pracy". Dobrze byłoby, aby lewica tego pilnowała (tych standardowych standardów). Prawicy też by to nie zaszkodziło. Ale czy oni mają to czas?
Praca teoretycznie powinna trwać 8 godzin, a ponieważ trwa dłużej często bez umowy o pracę, bez płatnych nadgodzin, urlopów, chorobowych, itp... to tutaj jest zadanie bojowe polskiej lewicy. Prawicy polskiej zresztą także.
Ale mimo tego bajzlu na "polskim rynku pracy" ludzie po robocie mają "czas wolny", west. I często się kochają (nawet o zgrozo homoseksualnie!), płodzą dzieci nie zawsze chciane, a jak chcą mieć chciane, to in vitro jest zbyt drogie a niedługo będzie nielegalne z tego tylko powodu, że prawica ma większą siłę przebicia, bo nawet krzyż w Sejmie im w tym pomaga jak jaki totem pogański. I tu jest TAKŻE, a może PRZEDE WSZYSTKIM ZADANIE POLSKIEJ LEWICY, bo prawica zrobi wszystko, by było po staremu...
(*_*)
Najlepszy opis (zwłaszcza polskiej) polityki i rzeczywistości - Panta rhei :'.