Niestety Zachód to obrzydliwość moralna powodowana zachłannością.
Wyciśniętą cytrynę bardziej przypomina "anty-autorytarna lewica", co więcej ma ona zmartwychwstańcze właściwości i imperialiści zawsze mogą na nią liczyć w swych łupieżczych agresjach.. sorry, misjach wyzwoleńczych.
"Na filmie wideo widać, że Muammara Kaddafiego schwytano żywego i zlinczowano. (...) Po prostu zamordowano go, aby nie mógł stanąć przed żadnym sądem, bo mógłby opowiedzieć o tym wszystkim, co wiedział o stosunkach swojego rządu z CIA oraz z rządem i wywiadem brytyjskim, z Sarkozym i jego 'barbouzes' - ludźmi od brudnej roboty, z Berlusconim i mafią, oraz przypomnieć, kim są Dżibril i Dżalil, obecnie najbardziej widoczni przywódcy Tymczasowej Rady Narodowej, a przedtem jego wierni służalcy i agenci. (...)" (internacjonalista.pl)
Tyle Guillermo Almeyra.
Sami mówiliśmy - mając tę przewagę nad Almeyrą, że mówiliśmy to wcześniej, zanim jeszcze zlinczowano Kadafiego - że pułkownik to niewygodny świadek. Obecnie może to mówić spokojnie rosyjski minister spraw zagranicznych, Sergiej Ławrow, a nawet ONZ i Amnesty International. Almeyra odkrywa więc Amerykę w konserwach i to przeterminowaną.
Po śmierci Kadafiego bowiem akcenty rozkładają się już nieco inaczej. Skoro ten mord jednak się wydarzył, to bujanie w obłokach dywagacji o tym, co by było gdyby, staje się żałosnym i cynicznym tchórzostwem. Mamy do czynienia z realnym faktem. Warto zresztą zauważyć, że proces Saddama jakoś nie zachwiał pozycją oskarżanych przezeń "przyjaciół-imperialistów", jak również odbywające się w Hadze procesy "serbskich zbrodniarzy". Oskarżenia Kadafiego - w tej atmosferze politycznej, jaką kreują "lewicowcy" na świecie - byłyby jeszcze mniej poważne niż oskarżenia Saddama. Nie mówiąc już o tym, że pokazano by z procesu tyle, ile by sądzącym pasowało.
Otóż - zauważmy, że to nie NATO zlinczowało Kadafiego. Więc może zleciło ten mord? Być może. A może to "Abdel-NATO" wydał rozkaz i tłum zlinczował Pułkownika? To też trudno udowodnić.
Bartolik et consortes twierdzą wszak, że Libijczycy po prostu nienawidzą Kadafiego za jego tyranię. Więc chyba nie trzeba było specjalnej zachęty do linczu? Wystarczyło stanąć z boku i... nie interweniować.
Ale jeśli wystarczyło nie interweniować, to znaczy, że nie ma rozbieżności interesów między odczuciami zwykłych powstańców, spontanicznym, oddolnym ruchem sprzeciwu wobec tyranii a "przejmującymi powstanie" uzurpatorami. Gdyby bowiem taka sprzeczność istniała, zwykli powstańcy zapewne pragnęliby, aby Kadafi "sypał" swoich byłych kompanów. Ba, pomogłoby to zapewne bardzo w egzekwowaniu żądań pracowników firmy naftowej z Waha, którzy chcą ponoć pozbyć się szefów pochodzących z nadania reżymu Kadafiego. Nota bene, ponieważ Kadafi obsadzał - lokaj Zachodu! - firmy libijskie szefami libijskimi zamiast fachowcami z Europy czy USA, to nie ma dziś w Libii wielu specjalistów nie splamionych "kolaboracją" z reżymem. Więc na żądania oddolne - nie chcem, ale muszem - trzeba będzie nasadzić specjalistów zachodnich.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
21 października 2011 r.
Załączona przy tekście grafika Latuffa to dla mnie dowód jego geniuszu. Miliarder, który nieraz (przynajmniej z europocentrycznej i orientalistycznej perspektywy) wyglądał jak łachmaniarz, i z którego dawni wspólnicy zrobili łachmaniarza, żywiąc się jeszcze nim... jak sępy.
No i sam tekst doskonały. Brawo dla Lewica.pl za błyskawiczną publikację! Bywam dla tej redakcji nieprzyjemny (wrednie zapominając o sentymentach osobistych) - ale tym razem liczyłem na Was i się nie zawiodłem!
Almeyra nie przypomniał jednocześnie o naturze "wyciśniętej cytryny", niektórzy by piali z zachwytu. Więc kto tu odkrywa przeterminowaną Amerykę w konserwach?
http://www.tvn24.pl/12691,1721724,0,1,bog--nato--i-powstancy-wygrali-te-rewolucje,wiadomosc.html
to skądinąd przedstawiciele lewicy latynoamerykańskiej. Samo to świadczy o tym, że tę fałszywą "solidarność" z Kaddafim (czy teraz raczej jego epigonami) da się jeszcze rozbić w drobiezgi!
"Na cześć wojsk NATO wiwatuje nie tylko Misrata, ale i pozostałe libijskie miasta w tym stolica - Trypolis" - to się skądinąd czyta jak propagandę PRL-owską. Jak to zresztą TVN - są w tym dobrzy. Bratków czasem też tak się czyta - są w tym dobrzy.
http://www.pravda.ru/world/restofworld/africa/22-10-2011/1096107-kaddafi-0/
Czeka ich niestety gorsze życie niż mieli pod rządami Kaddfego. Sąsiedzi nie będą już im mieli czego zazdrościć, co Zachodowi pozwoli spokojniej spać. I na tym także polega jego perfidia.
Posttrockiści są z natury bardzo ostrożni. Nie mają wystarczających informacji o tym, co się dzieje "na dole" powstania libijskiego, nie mają też zapewne wystarczających informacji, aby zająć stanowisko w kwestii
wydarzeń w Grecji. Stanowisko Ostapa Bendera w tej ostatniej sprawie najlepiej ilustruje tę ostrożną taktykę posttrockistów opartą na ideologicznym i nieco ahistorycznym pewniku: "KKE jest najbardziej
stalinowską ze wszystkich europejskich partii 'komunistycznych'.(..) nie wiem, jak było naprawdę, ale anarchiści greccy nieraz się zachowywali w debilny i ultralewacki sposób (...) ale z drugiej strony KKE od początku prowadzi sekciarską politykę zwalczania i nie współpracowania z innymi siłami lewicy, za nic mając ideę jednolitego frontu robotniczego. (...) Tak się rewolucji socjalistycznej nie zrobi. Obie strony szkodzą pozytywnemu rozwojowi wypadków."
Ot, Salomonowe rozstrzygnięcie sporu! Ani stalinowcy, ani anarchiści!
Tak samo, jak w sprawie Libii - ani NATO, ani Kadafi!
Gdyby posttrockiści stanowili alternatywę, to może miałoby to sens. Ale tak się składa, że ani w Grecji, ani w Libii nie stanowią. Byłoby więc dobrze, gdyby ani NATO, ani Kadafi, ani stalinowcy, ani anarchiści nie przeszkadzali "rewolucyjnym masom". Wtedy posttrockiści przyszliby i z życzliwą, demokratyczną neutralnością pokierowali "rewolucją".
Nie macie informacji, czy też - po prostu - partia-matka jeszcze nie wydała jedynie słusznej interpretacji? Więc nie bredź, Ostapie!
"Nikt z trockistów nie popiera NATO" - twierdzisz. Nastroje prezentowane przez Workers' Alliance nie są zapewne odosobnione.
Żadne procesy polityczne nie zachodzą w próżni. Nie możemy liczyć na to, że da się działać w sytuacji całkowicie jasnej i klarownej, kiedy to "my" będziemy absolutnie świętymi, a "oni" - absolutnie złymi. W przypadku Libii raczej nie było wątpliwości co do prawdziwych zamiarów NATO. Lewica rewolucyjna nie jest jednocześnie żadną siłą rozgrywającą cokolwiek na scenie politycznej. A tym bardziej już na scenie libijskiej czy, szerzej, Afryki Północnej (może za wyjątkiem do jakiegoś stopnia w Tunezji). W starciu Kadafiego z NATO raczej też nie ma wątpliwości, kto jest stroną mającą przewagę. Co więcej, na własne rządy lewica zachodnia mogłaby próbować wpływać, w krajach arabskich - może co najwyżej kibicować zalążkom ruchów lewicowych.
Praktycznie więc lewica rewolucyjna na Zachodzie mogła dać wyraz swemu sprzeciwowi wobec NATO. Czy to zaszkodziłoby powstaniom arabskim?
Jeżeli twierdzicie, że powstania te wybuchły jako wyraz sprzeciwu wobec podporządkowaniu imperializmowi, to w jaki pogmatwany sposób godzicie to z ambiwalentną (bo taką była wasza postawa wobec interwencji NATO - nie da
się zakłamać faktów!) postawą wobec owej interwencji? Śmiemy twierdzić, że fala takiego protestu mogłaby dać impuls powstańcom do wysuwania żądań antyimperialistycznych, które w tym rozwinięciu sytuacji - nie zaistniały. Bo nie mogły! Sprowadzenie "rewolucji" do żądania obalenia Kadafiego jest parodią rewolucji!
Gdyby w Europie wybuchła fala sprzeciwu wobec polityce NATO, szerzej pojętej niż tylko stosunek do "wiosny arabskiej", mielibyśmy sytuacje polityczną o jakościowo nowym charakterze. Pies drapałby Kadafiego! Zniknąłby
zapewne w zawierusze rewolucyjnej, jakby nigdy nie istniał. Bo nie o niego toczyłaby się rozgrywka. Ale panom posttrockistom zabrakło "informacji"!
To na jakiej podstawie twierdziliście, że była w Afryce Północnej jakaś rewolucja o charakterze robotniczym? Tu mieliście informację? Kto jej wam dostarczył? CIA? Hillary Clinton? Czy inne wiarygodne źródła, tzn.
prasa burżuazyjna, która wydarzenia arabskie nazwała "rewolucją"? Nie możecie zaprzeczyć, że wyłącznie na tej podstawie faktów medialnych założyliście, że w krajach arabskich toczy się "rewolucja". Potem to już były tylko
konsekwencje tego apriorycznego, opartego na myśleniu życzeniowym, założenia.
Faktycznie natomiast miało miejsce niezadowolenie ludności tych krajów, spowodowane zresztą tymi samymi przyczynami, co niezadowolenie w Europie.
Dlatego obu tych procesów nie wolno było rozdzielać. A nierozdzielanie ich, to znaczy nie dać sobie narzucić podwójnych standardów oceny państw imperialistycznych - sprzyjających do pewnego stopnia powstaniom w Afryce,
ale będących przeciwnikiem w kraju. Ruch lewicowy w Europie może zadać cios tam, gdzie jest. Dziś macie tryumf imperializmu w Libii oraz taktyczny sojusz imperializmu z islamistami w krajach arabskich, co rzutuje na efektywność walki robotników europejskich z tymi samymi imperialistami na Zachodzie.
Wszyscy eksperci nie mają najmniejszych wątpliwości, że w krajach tych decydującą rolę odgrywają nie robotnicze masy, lecz armia (po części świecka i postępowa) i uzbrojone islamistyczne ugrupowania, czy w ogóle
islamiści.
Nawet w zeuropeizowanej Tunezji najprawdopodobniej to właśnie islamiści wygrają nadchodzące wybory.
W tej sytuacji można domniemywać, że siły postępowe niekoniecznie muszą się wyłonić z obozu antykadafistycznego. ("Postępowe" nie znaczy koniecznie
"rewolucyjne". Opcji rewolucyjnej nie ma. Porównania do Rosji z okresu rewolucji są kompletnie nietrafione.)
Libia, która zbuntowała się przeciw Kadafiemu, jest wdzięczna imperialistom. Przeciwnie do obozu kadafistowskiego.
To nie jest tak, że "brzydki imperializm" przejął "rewolucje arabskie". Rewolucji o takich celach, o które wam chodzi nie było. Przyjmijmy, że nie mieliście informacji o tym, jakoby było inaczej! Nawet jeśli istnieli pojedynczy ludzie o poglądach rewolucyjnych, to nie oni nadawali ton wydarzeniom w Tunezji czy w Egipcie, nie mówiąc już o Libii. Gdyby powstanie antyimperialistyczne w Europie zagroziło rządom imperialistycznym, wtedy była szansa, że idea takiej rewolucji znalazłaby poparcie mas. Ale nie w sytuacji, kiedy ocenialiście Kadafiego jako większe zagrożenie dla
rzekomej rewolucji-której-nikt-nie-widział niż NATO (mówiąc w skrócie).
Tu było sedno naszego konfliktu od samego początku, co - oczywiście - zamazujecie, mimo jasności wyłożonej wam kwestii. Dziś, w miarę jak sytuacja się stabilizuje, weryfikujecie wasze opinie - przyrasta bowiem zasób
informacji! Tak, jak informacja o tym, co się stało z Jugosławią nie była w stanie nauczyć was niczego. Więc nie pieprz, Ostapie, o niedoinformowaniu.
Przypominamy, dziś stoimy przed koniecznością podejmowania decyzji co do tego, jak się zachować wobec konfliktu lewicy w Grecji.
Posttrockiści milczą. Stoją z bronią u nogi. Czekają na informacje!
Partia-matka przemówi!
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
22 października 2011 r.
Ostap Bender, za swoim guru, ZMK, przysrywając "mentalnym stalinowcom" jednocześnie obnaża "mentalną impotencję" rozumowania posttrockistów. Zachwalając naukawą ostrożność posttrockistowskich "analityków" ("należymy
do osób, które starają się analizować realne procesy w realnym świecie i nie zawsze od razu jesteśmy w stanie zanalizować wszystko co się dzieje ze 100% dokładnością"), odmalowuje raczej przygnębiający obraz faworyzowanej przez nich "metodologii". Najpierw robi więc ostrożne zastrzeżenie: "kierownictwo rewolucji ludowej zostało zawłaszczone przez proimperialistów wojskowych (byłych kaddafistów) i na dobrą sprawę nikt nie wie, jak obecnie wygląda sytuacja 'na dole' tego powstania."
Zapomina jednak przytoczyć jakieś namacalne fakty, które dowodziłyby prawdy mało ostrożnej sugestii, jakoby poprzednio istniała pełna jasność co do tego, jak wyglądała sytuacja "na dole" powstania. Co więcej, Bender kontynuuje w tym samym, jakże ostrożnym, duchu:
"obecna sytuacja w Libii ma charakter wybitnie sprzeczny i niejasny" po to jednak, aby ni z gruchy, ni z pietruchy przejść do oskarżenia tych, których wstrzemięźliwość co do wyciągania wniosków z niejasnej sytuacji dorównuje
ostrożności posttrockistów: "Nie bierzecie pod uwagę, że lewica w krajach arabskich w pełni popiera powstanie w Libii, bo widzi w nim część rewolucji arabskich, a także czerpie z niego natchnienie do walki w swoich krajach."
Cholercia, w jaki to sposób jest możliwe, iż w warunkach niepełnego obrazu sytuacji, braku informacji, ogólnego poczucia, że mamy do czynienia z sytuacją "wybitnie sprzeczną i niejasną", jakaś "lewica w krajach arabskich
W PEŁNI popiera powstanie w Libii", a nawet "czerpie z niego natchnienie do walki w swoich krajach"?
Kto tu, k...., robi z kogo wała?
Jedyny wniosek, to ten, że "lewica w krajach arabskich" posiada informacje, których brakuje ostrożnym analitykom posttrockistowskim, a których nie chce im - z jakichś powodów, być może uzasadnionych - udostępnić.
Nic nie wiadomo, ale: "imperializm, przyczyniając się do obalenia Kaddafiego, plącze się w wielką niewiadomą, która może jeszcze zaskoczyć wszystkich, którzy Z GÓRY postawili krzyżyk na powstaniu libijskim".
No i ostrożność diabli wzięli! Bender jednoznacznie potwierdza naszą diagnozę, że poparcie dla "rewolucji arabskich" nie opiera się na żadnych twardych faktach, ani potwierdzonych informacjach (bo takich faktów ani
informacji nie ma), ale na "chciejstwie". Nic nie stoi na przeszkodzie, aby kształtować swoje opinie i stanowiska zgodnie z pożądaną, choć wirtualną sytuacją, ponieważ nie można z góry stawiać krzyżyka na procesie, którego
wprawdzie, według obiektywnej wiedzy, nie ma, ale który... MOŻE zaistnieć w przyszłości.
Do podbudowania tego optymizmu poznawczego, Bender ucieka się do paraleli historycznej z Rosją 1917 roku, abstrahując, jak na historyka-marksistę przystało, od konkretnohistorycznej analizy tamtego i współczesnego
układu sił.
Wbrew faktom, Bender stawia nam, "mentalnym stalinowcom", ciężki zarzut: "Nie interesuje was w ogóle, czy może dojść do powstania nurtu rewolucyjno-lewicowego, a to są realne kwestie, od których abstrahować nie można. Dopóki nie będziemy posiadać całościowej jasnej informacji, o
tym, co się dzieje w Libii i jakie siły co sobą reprezentują (a to wszystko jeszcze długo potrwa!), to trudno popierać powstańców w całej rozciągłości.
Ale to nie znaczy, że należy popierać Kaddafiego, dyktatora burżuazyjnego, który już dawno zatracił wszystkie swoje postępowe cechy sprzed półwiecza."
Tak my popieramy Kadafiego, jak wy NATO - można by na to odpowiedzieć.
Nie w popieraniu bowiem tkwi istota sprawy, o czym Bender dobrze wie, ale udaje, że jest inaczej. Dlaczego? Bo nie chce dyskusji w kwestii zasadniczej i woli ją sprowadzać do jałowej pyskówki, w której nie będzie miejsca na
zasadnicze pytanie o rolę i kwalifikacje posttrockistów do przewodzenia lewicy rewolucyjnej.
Otóż zarzut, że "nie interesuje" nas, czy "może dojść do
powstania nurtu rewolucyjno-lewicowego" jest totalnie chybiony, ponieważ przez całą dyskusję o tzw. rewolucjach arabskich, tylko ten temat był przez nas podnoszony
jako główny, jako oś, wokół której powinny się obracać rozważania związane z sytuacją w Afryce Północnej. Ba, zdecydowanie zaprzeczamy możliwości udzielenia na to pytanie sensownej odpowiedzi abstrahując od sytuacji
"nurtu lewicowo-rewolucyjnego" w Europie i na świecie. Co więcej, uważamy, że tylko w takim ujęciu całościowym można się w ogóle pokusić o udzielenie racjonalnej odpowiedzi, tym bardziej będąc zdanymi na informacje często jednostronne i wybiórcze.
Wracając do tekstu Bendera - nie jest tak, że na ostatecznie pewne wnioski będzie czas, kiedy z pożółkłych archiwów dowiemy się, kto co sobą naprawdę reprezentował 50 lat temu i wtedy dopiero historia rozsądzi, kto miał
rację. Takie spojrzenie wynika z metafizycznego podejścia do poznania naukowego. Nie tylko my - obserwatorzy wydarzeń w Libii i, szerzej, w Afryce Północnej - jesteśmy skazani na działanie w jakimś układzie sił.
Także powstańcy. A może nawet oni przede wszystkim. Dlatego nie ma większego znaczenia w globalnej rozgrywce, jak sami się określają, ale jak mogą grać w zastanym układzie sił.
Optymizm prezentowany przez posttrockistów, którzy "dają szansę" "rewolucji arabskiej" wynika nie z faktów, co do których Bender przyznaje wszak, że cierpimy na ich deficyt, ale z koncepcji teoretycznej, właściwej dla
posttrockizmu. Wbrew więc pozorowanej trosce Bendera o "twarde fakty", tak naprawdę ich brak nie stanowi o trudności w wyciąganiu operacyjnych wniosków kształtujących konkretną postawę wobec arabskich buntów.
Algorytm interpretowania wydarzeń nie odbiega od algorytmu stosowanego wobec dowolnych innych, rozgrywających się w dowolnych innych miejscach na kuli
ziemskiej, regionach. Wszystkie zrywy oddolne są uważane za rewolucje, ponieważ wyrażają postawy i dążenia mas, jakby nie były sprzeczne i pogmatwane. Dlatego Bender tylko udaje, że dąży do stworzenia choćby pozorów
uzasadnienia swego stanowiska wobec "rewolucji arabskich" na jakichś obiektywnie naukowych podstawach. Nie, w praktyce ocena sytuacji jest narzucana z góry: z definicji każdy ruch antysystemowy jest uważany za
rewolucyjny, a na uzasadnienie czas będzie później - najlepiej z perspektywy 50 lat potrzebnych dla odtajnienia archiwów.
Bender pisze: "nie interesuje ich [tj. nas] to, że imperializm miał zabezpieczone interesy w Libii także za Kaddafiego, nie wiedzą, że ta interwencja była próbą zdominowania rewolucji w świecie arabskim, tak by nie
poszła w kierunku 'antyZachodnim'."
Brak danych świadczących o tym, aby alternatywa wobec kierunku zachodniego istniała w rewolucji libijskiej. Gdyby nawet istniał taki plan w głowie jakiegoś "towarzysza", bez całej "infrastruktury" na potrzeby tak
przełomowego ruchu, do tego masowego, nie udałoby się utrzymać w tajemnicy ani celów, ani planowanych środków wiodących do owych celów. A więc - mielibyśmy na ten temat sporo informacji.
O czym innym świadczą biadania Bendera.
Na czym opiera swoją tezę, iż cele powstańców mogłyby się odwrócić w kierunku "antyZachodnim"? To jego słodka tajemnica, a w naszych oczach - oparta na myśleniu życzeniowym. Nie sposób zauważyć, że głównym,
wypowiedzianym akcentem owych "rewolucji" jest pragnienie demokracji na wzór Zachodni, a łącznikiem między powstańcami a opinią światową pozostaje podzielana niechęć do "dyktatorów". Ten cel był/jest do ugrania, a
interpretowanie pojęcia "demokracja" w kierunku "dyktatury
proletariatu" jest - co najmniej - nieuprawnione. Ba, w sytuacji, kiedy lewica rewolucyjna na tzw. Zachodzie nie rozliczyła się ze swoją przeszłością, nie uzyskała
wystarczającej jasności we własnych szeregach, trudno oczekiwać, aby społeczeństwa w krajach arabskich miały dojrzalszy pogląd na taktykę rewolucyjną, w której kształtowaniu współcześnie tak zasadniczą rolę odgrywają niewyjaśnione ani w teorii, ani w praktyce skomplikowane
historyczne zaszłości. Zaszłości lewicy rewolucyjnej można
przyrównać do bagażu, który przy nawarstwieniu eklektycznych naleciałości stanowi zasadniczą przeszkodę w przezwyciężeniu zaklętego kręgu niemożności. To, co
było atutem, dziś jest hamulcem. Coś, jak z Kadafim. Jednak posttrockistom brakuje chrześcijańskiej pokory: Drzazgę w oku bliźniego dostrzega, ale już nie belkę we własnym.
Iluzje na temat "spontanicznego" rozwoju wydarzeń w kierunku, w którym historia nie chce się przesuwać nawet przy współdziałaniu sił spontanicznych względnych ruchów masowych z "rewolucyjnym intelektem" na Zachodzie, opiera
się więc na zwykłym chciejstwie. Dopiero na tym fundamencie posttrockiści dorabiają ideologię bezpodstawności popierania Kadafiego, który nie był lepszy od imperialistów. A jednak przecież sami są wyznawcami zasady różnicowania mniejszych i większych
ciemiężycieli i zróżnicowanego do nich stosunku. Tutaj nie stosują tej zasady, ponieważ nie jest dla nich korzystna z punktu widzenia płaskiej pragmatyki. Początkowo uzasadniali konieczność obalenia Kadafiego tym,
że jego aparat represji dławił zalążek rewolucyjnego ruchu, aby później stwierdzić, że Kadafi jest nieliczącą się przeszkodą dla powstańców, z czego jednak nie wyciągnęli wniosku, że należy przejść od popierania
żądania obalenia "dyktatora" do zmasowanego - i zagrażającego podstawom demokracji zachodniej - żądania obalenia własnych rządów imperialistycznych.
Tylko pod tym warunkiem powstania arabskie mogłyby zyskać jakiś rewolucyjny wymiar. Inaczej są one tylko logiczną konsekwencją 20-letniego procesu demontażu świata po upadku ZSRR. Nie potrzeba dodawać, że - w interesie mocarstw imperialistycznych zyskujących w ten sposób jeszcze jedną szansę na wyjście z kryzysu strukturalnego kapitalizmu kosztem reszty świata.
W tym procesie posttrockiści pełnią funkcję dyżurnych, użytecznych idiotów.
Ale Bender rysuje inną wizję: "tak samo, jak stalinizm historyczny popierał i legitymizował jako 'ludowe' najróżniejsze dyktatury burżuazyjne, rozbrajając tym samym politycznie klasy pracujące (np. Sukarno w
Indonezji), tak teraz nasi rodzimy 'antyNATOwcy' popierają nowego 'bojownika antyimperialistycznego', sojusznika w walce Busha ze światem muzułmańskim i
kata lewicy libijskiej!" Nie zauważając, że w przeciwieństwie do mglistych przypuszczeń na temat domniemanej przyszłej ewolucji powstańców na pozycje
rewolucyjne, zachodzi proces jak najbardziej namacalny odtwarzania sytuacji podporządkowania Libii interesom kapitału bez pozorów równouprawnienia, o które dbał Kadafi. Co więcej, jeśli reżym Kadafiego był tak socjalnie
odrażający, jak to zdają się twierdzić posttrockiści, to próba zaprowadzenia demokracji na wzór zachodniej nie będzie działała na społeczeństwo jako katalizator nastrojów rewolucyjnych, ale wręcz przeciwnie. Jeśli zaś
ludzie zaczną wspominać Kadafiego z nostalgią, to posttrockiści i w ogóle lewica tzw. rewolucyjna nie ma czego nawet w Libii szukać. Tak jak w Polsce i krajach postsocjalistycznych.
Problem w tym, że nie ogółowi formacji posttrockistowskiej perspektywa rewolucji o charakterze klasycznym odpowiada. Jeśli celem i ambicją posttrockistów jest osiągnięcie takiego samego dna programowego, jak w krajach Centrum, to tu akurat mają spore szanse. I tylko tak rozumiany rozwój sytuacji może im dawać podstawy do optymizmu związanego ze zwycięstwem NATO w Libii.
Chociaż obecnie wydaje się, że optymizm związany z upadkiem reżymu Kadafiego ustąpił miejsca niepewności, którą poprzednio skutecznie niwelowała ślepa wiara w spontaniczną, oddolną rewolucyjność mas libijskich, wbrew
wszystkiemu i wszystkim. Znając posttrockistów europejskich, możemy tylko stwierdzić, że jakieś
podstawy dla optymizmu ciągle mają, skoro dla nich ruch jest wszystkim, cel zaś... wynika z ruchu.
Dalej Bender pisze: "mój nurt polityczny (CWI) nawołuje do tworzenia opozycyjnego zarówno wobec rządu pro-NATO-wskiego, jak i wobec kaddafistów, nurtu politycznego, opartego na robotnikach i innych warstwach ludowych,
którego celem winno być tworzenie oddolnych organów nowej ludowej władzy libijskiej, bazujących na rozwijaniu sprzeczności klasowych w obozie powstańczym (i obozie osieroconych kaddafistów)..."
Powiedzmy sobie otwarcie - ilu członków organizacji posttrockistowskiej i jaki procent społeczeństw w Europie podpisałoby się pod takimi celami. A ilu - pod hasłami demokracji? Skoro w Europie, w praktyce takie brutalne
postawienie sprawy skutkowało odrzuceniem po cichu programu rewolucyjnego na rzecz radykalnej demokracji, to możemy sobie ekstrapolować tę sytuację na Libię.
W efekcie, wydaje się, że program rewolucyjny jest tylko mimikrą części mas, na które oddziałują posttrockiści. Co pozwala na umiarkowany optymizm w kwestii wdrażania demokracji burżuazyjnej, ale nie posuwa nas nawet o
krok w zadaniu tworzenia spójnego programu rewolucyjnego, który będzie tak potrzebny.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
22 października 2012 r.
http://www.vesti.ru/only_video.html?vid=372256
Liczni zwolennicy i sympatycy Muammara Kaddafiego po śmierci jego i jego najbliższych nie potrafią odnaleźć się w tym świecie.
Część z nich do dziś nie chce przyjąć nawet tego faktu do wiadomości. Ich stan ducha najlepiej oddaje portal http://za-kaddafi.ru/.
Podobny "niezłomny", choć może mniej odlotowy, punkt widzenia na naszym krajowym podwórku prezentuje KPP(bis):
W LIBII WOJNA TRWA
Wojna w Libii przechodzi w kolejną fazę - wojny partyzanckiej. Większość żołnierzy i ochotników broniących oblężonych miast wydostała się z nich, celem podjęcia działań na tyłach wroga. Jest to jedyna szansa na odniesienie ostatecznego zwycięstwa. Zamknięcie w miastach wystawiało obrońców na niekończący się ostrzał artyleryjski i bombardowania NATO oraz nieuchronnie doprowadziłoby do zupełnego wykrwawienia się sił postępu.
Już teraz wiemy że ostatnie dni przyniosły marionetkom NATO ogromne straty - w walkach o Syrtę i Bani Walid zginęły setki bandytów, a tysiące zostało rannych, dziesiątki pojazdów wojskowych zostało zniszczonych."
Nie gorzej wypada stowarzyszenie Europejskie Centrum Analiz Geopolitycznych, założone notabene przez Mateusza Piskorskiego.
Kornel Sawiński z portalu geopolityka.org odnotowuje trochę inny aspekt sprawy:
ŚMIERĆ MUAMMARA KADDAFIEGO - KONIEC "ŁADU WESTFALSKIEGO"
20 października świat obiegła informacja o zabiciu Muammara Kaddafiego. Informacja ta nie jest zaskoczeniem w kontekście deklaracji amerykańskiej Sekretarz Stanu Hillary Clinton, która przed dwoma dniami, podczas niezapowiedzianej w Trypolisie, nawoływała wprost do zamordowania libijskiego przywódcy.
Wykonanie tego wyroku, w opinii zespołu analitycznego ECAG, prowadzącego od początku dramatycznych wydarzeń w Afryce Północnej autorski program „Libia 2011”, było ostatecznym aktem zerwania przez państwa zachodnie z europejskimi zdobyczami dotyczącymi kwestii suwerenności państwa, wypracowanymi po wojnie trzydziestoletniej w XVII w. Mamy obecnie do czynienia z oficjalną barbaryzacją relacji międzynarodowych, w których siła prawa została ostatecznie wyparta przez prawo siły. Wyrok, na Kaddafiego, który jasno wyartykułowała amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton jest absolutnym precedensem w historii stosunków międzynarodowych, pogwałceniem rezolucji ONZ, ustawieniem się, finansowo bankrutującego amerykańskiego imperium, całkowicie ponad prawe, z jednoczesnym powoływaniem się na to prawo.
Wyroku i likwidacji Bin Ladena, jako przywódcy wyjętej spod prawa międzynarodowego organizacji terrorystycznej nijak nie można porównywać podżeganiem do likwidacji i samą likwidacją oficjalnego przywódcy państwa, uznawanego na arenie międzynarodowej przez ponad 40 lat. Mimo, zabicia libijskiego przywódcy, oficjalnego zerwania ze zdobyczami Pokoju Westfalskiego i wejścia w zupełnie nowy rozdział relacji międzynarodowych, wojna domowa w Libii z pewnością szybko się nie zakończy. Jej partyzancka forma toczyć się będzie zapewne jeszcze przez długi czas.
16 października odbyło się tajne posiedzenie libijskiego rządu, na którym wyznaczono termin wybuchu narodowego powstania - na 25 października.
Kierowane z Bengazi libijskie zbrojne gangi, wspierane przez państwa zachodnie, Katar i al-Kaidę Północnego Meghrebu używają podstępu dla osłabienia morale obrońców, jednak kłamstwo ma zawsze krótkie nogi. Media państw imperialistycznych przekazały dzisiaj za "narodową" Radą Libijską, że w rejonie Syrty zginął Muammar Kaddafi. Jak zwykle ("Szczurza Rada" średnio raz w tygodniu zabija lub pochwyca któregoś z Kaddafich lub z kierownictwa państwa) okazało się to wierutną bzdurą - Algierska Agencja Informacyjna ISP podała że M. Kaddafi żyje i czuje się dobrze. Działające w ukryciu Zielone Komitety poinformowały, że Kaddafi ciągle kieruje libijskim ruchem oporu.
Dzielnym Libijczykom walczącym z imperializmem życzymy wytrwałości.
Tymczasem anarchiści, trockiści (nawet ci z Lutte Ouvriere) i posttrockiści W SWEJ PLURALISTYCZNEJ MASIE jak jeden mąż raczą się szampanem z powodu śmierci satrapy, zaznaczając, że piją i świętują przy aplauzie mass-mediów... wyłącznie we własnym gronie (patrz jakże znamienne pod tym względem wystąpienie rzeczniczki Lutte Ouvriere Nathalie Arthaud http://www.lutte-ouvriere.org/notre-actualite/communiques-44/article/mort-de-kadhafi-le-bal-des?lang=fr).
SWOJSKIE KAWAŁKI serwuje im "The New York Times", które mogłyby, jak słusznie zauważył Wadim Truchaczow, wyjść spod pióra "najbardziej nawet radykalnych komunistów i anarchistów".
CZYŻBY ŚWIAT UPADŁ NA GŁOWĘ?
"Kadafi umarł i nikt nie będzie po nim płakał" pisze Nathalie Arthaud (rzeczniczka Lutte Ouvriere) w najnowszym komentarzu odautorskim na stronie swej organizacji.
Nie wyłamując się z karnych szeregów posttrockistowskich, problem Kadafiego i powstania libijskiego sprowadza ona do :hipokryzji" imperialistów. Przypomina (cóż za odkrywczość!), że relacje między Kadafim a Zachodem opierały się na wzajemnym świadczeniu sobie usług: "Dyktator akceptował zachodnie przedsiębiorstwa i kupował zachodnią broń, urządzał polowania na emigrantów, a w zamian przywódcy zachodni przymykali oczy na prześladowania, egzekucje opozycjonistów i na tortury."
W duchu masowego ściemniania posttrockistowskich ciemnych mas, Arthaud powiela mało kogo przekonujące wywody o tym, że w sytuacji wybuchu "rewolucji", w sposób naturalny Zachód natychmiast odwrócił się od swego sojusznika. Czyżby w obawie, że Kadafi poprze antyimperialistycznych rebeliantów? Nie, dlatego, że Kadafi tłumił rebelię, której Zachód bał się tak bardzo, że zapragnął ją przejąć. I to nie po paru miesiącach, ale natychmiast po jej wybuchu. Logicznie rzecz biorąc - przejąć można coś dopiero po okresie braku przejęcia. Czyli po okresie, kiedy "rewolucja" rzekomo była antyimperialistyczna, radykalna i wręcz komunistyczna w swoich założeniach. To Zachód bał się, że Kadafi ją poprze, ewentualnie przejmie? Czy dlatego, że Kadafi wiedział, iż nie ma w niej nic do ugrania, ponieważ zryw nie ma nic wspólnego z antyimperializmem? Czy gdyby "rewolucja" była taka właśnie, antyimperialistyczna z założenia, to Kadafi jako stary demagog i przyjaciel Chaveza nie miałby czegoś do ugrania?
Czy nie nastąpiłby chociażby zamęt, swoiste qui pro quo, zdumienie... Nie, nic takiego nie miało miejsca. "Rewolucja" od początku była zdyscyplinowanym, karnym projektem "Demokracja", którym Zachód posługuje się w stosunku do krnąbrnych reżymów, podobnie jak MFW posługuje się planami naprawy finansów w tychże krajach.
Czy może raczej "przejęcie" nastąpiło w momencie, kiedy "rewolucja" była magmą, zapoczątkowaną przez spiskującą opozycję w szeregach władz reżymowych, o czym świadczą natychmiastowe "nawrócenia" członków rządu Kadafiego na przywódców powstania. Imperialiści, znani ze swej niechęci do ponoszenia jakiegokolwiek ryzyka, grali w ciemno, bo sytuację ocenili jako bezproblemowo przejmowalną. Wspaniali analitycy posttrockistowscy wysmażyli jednak konkurencyjną ocenę, że są w stanie zawalczyć z imperializmem o przejęcie owej "rewolucji". Szanse oceniali na zapewne fifty- fifty, bo przecież nie igraliby z losem niewinnych cywilów, nie?
Trochę nie wyszło, ale przecież kto mógł przewidzieć, że masy libijskie nie odwołają się do zwartego, niepodzielonego i odnoszącego sukcesy w europejskim i światowym ruchu robotniczym posttrockistowskiego kierownictwa! Zarzuty wobec posttrockistów są więc nieuzasadnione - każdy by próbował na ich miejscu mając szanse nie mniejsze niż Lenin w 1917 roku!
Błędna, jak się okazało w praniu (ale któż to mógł przewidzieć? - niech ludzie złej woli sobie ciskają oszczerstwa!), ocena stosunku sił kosztowała naród libijski dziesiątki tysięcy ofiar, ale cóż - posttrockiści urządzili sobie "laboratorium rewolucji". Odium nie spada na nich, ponieważ oni przecież od dekad - głoszą, że rewolucja to nie bezmyślny rozlew krwi, ale odpowiedzialna, trockistowska polityka opierająca się na niewzruszonym filarze demokracji.
Trochę nie wyszło...
Ale nie myli się tylko ten, kto nic nie robi!
Nathalie Arthaud - mając te wszystkie posttrockistowskie bzdury za uszami - podsumowuje z niezachwianym optymizmem: "Możemy więc cieszyć się ze śmierci tyrana. Ale nie razem z hipokrytami, którzy pozbyli się Kadafiego po wykorzystaniu go wczoraj i nadal podtrzymują licznych innych dyktatorów pożytecznych dla porządku imperialistycznego."
Kurde, dlaczego więc imperialiści nie podtrzymują innych pożytecznych imperializmowi idiotów z szeregów posttrockistowskich? A może podtrzymują? "Trockistka" Hilary Clinton?
Dlaczego Arthaud oburza się na hipokryzję zachodnich przywódców świętujących śmierć Kadafiego? Niby dlaczego to oni mieliby być hipokrytami? Mają powód, by się cieszyć - posttrockiści sami go podsuwają - Kadafi już nie sypnie poufnych informacji o swoich kontaktach z Zachodem. Zresztą - już to zrobił, bo po jaką cholerę zostawiałby na stole w swojej rezydencji Al-Azizija owe dokumenty, które mogli przejąć "powstańcy" i którym oczy powinny się otworzyć. Ale nie otworzyły się. Zadbali o to przywódcy, którzy "przejęli rewolucję" oraz dokumenty.
A jaki użytek zrobili z tych dokumentów posttrockiści? Użyli ich do wykazania, że ... Kadafi był "be":. I że zachodnie służby wykazały się "naiwnością" wierząc Kadafiemu, że nie będzie torturował członków opozycji (którą to argumentację bezmyślnie powiela Arthaud, Almeyra, za nimi Bartolik).
Patrząc z punktu widzenia późniejszych wydarzeń, to chyba posttrockiści postąpiliby tak samo, jak Kadafi ze spiskującymi za jego plecami konfidentami Zachodu, których rola w "rewolucji" sprowadziła się do ułatwienia imperialistom "przejęcia rewolucji".
W końcu okazało się, że to ci sami ludzie.
Dlaczego nazywać hipokrytami imperialistów, którzy mają rzeczywiste powody, aby świętować zakatowanie Kadafiego przez płatnych najemników NATO?
A jakie powody do świętowania mają posttrockiści?
Wpisując się więc w tę "Komedię ludzką" i przynaglani przez wydarzenia greckie, rzucamy hasło jednolitofrontowe: "Kadafi lives! Trotskyism is dead!"
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
23 października 2011 r.
ww.vesti.ru/doc.html?id=609556&tid=88994w
http://tiny.pl/h11nw
http://www.tvn24.pl/-1,1721835,0,1,syn-kaddafiego-stal-sie-dziedzicem-chce-zemsty,wiadomosc.html
@"The New York Times", które mogłyby, jak słusznie zauważył Wadim Truchaczow, wyjść spod pióra "najbardziej nawet radykalnych komunistów i anarchistów". CZYŻBY ŚWIAT UPADŁ NA GŁOWĘ?
Nie, nie upadł. Gdybyście byli uzbrojeni w rzetelną wiedzę historyczną i marksistowską busolę nie reagowalibyście jak oszołomione ślepe kocięta na fakt, że nie ma żadnej różnicy między troko-anarchistami a burżujami z The New York Times (na polskim gruncie TVN).
Może w końcu przejrzycie na oczy.
@"Trockistka" Hilary Clinton?
Zdziwilibyście się ilu jest prominentnych trockistów w administracji amerykańskiej. W latach 80 byli jeszcze tacy którzy osobiście zdążyli poznać trockiego i pobrać nauki od nauczyciela.
Ale z tego co widzę, w Polsce to wciąż tajemnica. I to może trochę tłumaczy zdziwienie na polityczno-militarny sojusz trockizm&imperializm.
Lewico, do książek! (wymagana znajomość j. angielskiego).
Wystarczy Zielona Książka i Krótki kurs historii WKP(b).
http://wikileaks.ch/cable/2008/08/08TRIPOLI679.html
Referring to Muammar al-Qadhafi's March 2 address to the General People's Congress, in which he called for government restructuring and radical privatization (ref C), Saif al-Islam conceded that he had been personally involved in the work of the committees tasked with implementing his father's vision. He emphasized that plans for restructuring the government are underway, and will involve reshaped local institutions and greater privatization. Arguing for aggressive privatization, he said "the state will not own anything" and "everything should be done by the private sector". (Note: As reported ref C, five committees were established to formulate plans for implementing Muammar al-Qadhafi's March 2 vision.
I dalej:
Criticizing the "forest of dictatorships" in the Middle East, he said modern Arab regimes were characterized by hereditary, dictatorial executives, "fanciful, ineffective parliaments" and human rights violations. Disparaging Arab governance, he complimented the state of Israel, in which a president could be forced from office on sexual harassment charges, and a prime minister on corruption charges. Reprising nomenclature he used in his 2007 Youth Forum address in Benghazi (ref B), Saif al-Islam nonetheless described Muammar al-Qadhafi's role as a "redline" that was beyond criticism and not subject to other government restructuring efforts. Likening his father's position in modern Libya to that of George Washington, Mustafa Kemal Ataturk and the Ayatollah Khomeini, he stressed that Muammar al-Qadhafi's role was historically unique and that neither he nor anyone else was entitled to inherit that mantle.
Nasi dzielni trockiści malując portret Kaddafiego w czarnych barwach, podkreślając, że Muammar od "humanitarnej interwencji" USA w Iraku grał już tylko w drużynie imperialistów. Tymczasem prezydent Kolumbii ujawnia drugą stronę medalu. Okazuje się bowiem, że Kaddafi NADAL finansował kolumbijską komunistyczną partyzantkę chłopską, a konkretnie FARC. Przynajmniej do 2008 r., czyli do momentu śmierci Raúla Reyesa, lidera tej partyzantki, rzecznika Fuerzas Armadas Revolucionarias de Colombia-Ejército del Pueblo (Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii - Armia Ludowa), uznawanego za drugiego pod względem ważności człowieka w strukturach organizacyjnych FARC, oraz potencjalnego następcę przywódcy partyzantów, Manuel Marulanda.
http://ria.ru/world/20111023/468207767.html
Z dokumentów ujawnionych przez Juana Manuela Santosa wynika, że wypłaty były regularne. Kaddafi przeznaczył na komunistyczną partyzantkę co najmniej 100 mln dolarów.
Wszystko wskazuje na to, że nigdy nie zaprzestał finansowania komunistów kolumbijskich.
I nie był to odosobniony wypadek.
O "snajperkach z FARC" (i "snajperach") było głośno podczas walk w Mistracie.
Nie dziwota zatem, że agencje informacyjne i powstańcy z Mistraty już po zajęciu Trypolisu rozprawili się z pojmanymi przez nich kolumbijskimi ochotniczkami i ochotnikami - "snajperkami" i "snajperami" z FARC, z... rewolucjonistkami i rewolucjonistami.
O fakcie tym informowały m.in. agencje rosyjskie. Podobny los spotkał wówczas także wszystkich pojmanych w Trypolisie Serbów. Nie musimy chyba wyjaśniać dlaczego.
Ty sobie przypomnij, jak (ex)maoista redagował "Czarną Księgę Komunizmu", a nie doszukuj się "trockizmu" w prawym skrzydle shachtmanizmu, które z trockizmem miało podczas swojego istnienia z minuty na minutę coraz mniej wspólnego. Dowiedz się czym jest trockizm, bo brednie wujka Joe już dawno są na śmietniku historii. Jak na razie nie powiedziałeś nic więcej niż prawicowa konkurencja neokonserwatystów. Brawo za autorytety.
Czym jest trockizm w praktyce w pełnej krasie pokazano pod auspicjami NATO w Libii, a czym jest ideowo o to najlepiej zapytać amerykańskich neokonserwatystów np Stephena Schwartza który woli, żeby zamiast "neo-cons" nazywano go "Trotsky-cons" a Trockiego będzie bronić "do ostatniego tchu i bez przeprosin".
Czy więc różnią się amerykańscy trockiści od polskich? Ano tym, że ci pierwsi są na samym szczycie amerykańskiej administracji i dobrze im się płaci, natomiast ci drudzy imperializmowi służą bezinteresownie.
Moglibyśmy teraz zacząć tyrady "czym jest maoizm". Oczywiście na zasadzie, że najłatwiej uprawiać demagogię. Ale byłoby to tak, jakby oceniać pismo Mao "W sprawie sprzeczności" tylko po tym, że przeciwstawił w nim "słuszną linię" Lenina i Stalina "niesłusznej linii" Trockiego i Bucharina - i w ten sposób przy okazji pozbylibyśmy się dylematów związanych z (nomen omen) sprzecznościami między jego często bardzo ciekawym dorobkiem teoretycznym a nieraz bardzo nieciekawą działalnością praktyczną. Lepiej jednak tego nie robić, za to zacytować jego słowa:
"Uważam, że jeżeli my - bądź to poszczególna osoba, partia, armia albo szkoła - nie jesteśmy atakowani przez wroga, to jest źle, gdyż oznacza to niewątpliwie, że znaleźliśmy się z nim w jednym błocie. Jeżeli zaś jesteśmy atakowani przez wroga, to jest dobrze, gdyż dowodzi to, że ustaliliśmy wyraźną linię podziału między nim a nami. Jeżeli wróg napada na nas zaciekle i przedstawia nas w najciemniejszym świetle jako ludzi pozbawionych wszelkich zalet, to jeszcze lepiej, gdyż dowodzi to, że my nie tylko ustaliliśmy wyraźną linię podziału między nim a nami, ale że mamy też wielkie sukcesy w pracy."
Amen.
i 23.10.2011 21:59 stanęli na wysokości zadania:
http://za-kaddafi.ru/node/5914
Nastąpiła tam rewolucja burżuazyjno-demokratyczna i... Rosja nadal w najlepsze uczestniczyła w światowej wojnie imperialistycznej. W takiej sytuacji tylko głupki mogły twierdzić, że nie minie rok, a do władzy dojdą bolszewicy.
http://www.izvestia.ru/news/504693
O to właśnie chodziło. Scenariusz przyszłych wydarzeń napisał już własną krwią Muammar Kaddafi.
Imperialiści rozbijają się po świecie napadając kolejne kraje. Szkoda, że tylu idiotów daje sobie wciskać ich kłamstwa. Że wolność i demokracja. Że tyran jest zły i ma bardzo ostre kły. A oni to łagodne baranki boże?
Są unurzani we krwi, ale oskarżają swoje ofiary o krwiożerczość. Idioci łykają ich kit i domagają się krwi. Lincz na Kadafim sprawił im radość i satysfakcję, że sprawiedliwości stało się zadość.
A imperialiści się śmieją, bo nie dość, że zdobyli ropę, to jeszcze idioci im kibicowali. A teraz dodatkowo opluwają tych, którzy wystąpili przeciwko nim.
http://www.pravda.ru/world/restofworld/africa/24-10-2011/1096125-kaddafa-0/
http://za-kaddafi.ru/node/5953
Ty, z tym Mao, to w ramach samokrytyki?
http://za-kaddafi.ru/node/5952
http://www.1tv.ru/news/leontiev/189159
http://counterpsyops.com/2011/10/24/hrw-works-for-nato-and-endeavours-to-cover-up-its-crimes-against-humanity-in-libya-and-all-over-the-world/
skoro Kaddafiego o świcie, skrycie, pogrzebali gdzieś na pustyni. Widoczne wiedzą, że cieszy się nadal wielką popularnością. Teraz będą musieli walczyć z męczęnnikiem i legendą.