to dlaczego każdy kto może (i na ile może) wybiera w razie choroby lecznictwo prywatne?
A ja zadałbym pytanie: dlaczego niemal wszyscy bogatsi Polacy mając do wyboru prywatne i publiczne szpitale, wybierają te drugie? "Gigantyczne inwestycje w prywatne szpitale okazują się niewypałem" - Dziennik Gazeta Prawna.
Chodzi się prywatnie do specjalisty, oczywiscie porządnego i oczywiscie prywatnie, a potem w razie potrzeby to już on organizuje żeby w przepełnionym szpitalu załatwić pacjentowi "jedynkę".
Na mojej stronie internetowej :www.janorkisz.pl, zakładka aktualności można przeczytać protokół NIK kontroli prawidłowości prywatyzacji szpitala w Olkuszu i wypełniania funkcji nadzorczej przez Zarzad Powiatu nad ZOZ i NZOZ Nowy Szpital w Olkuszu, a zakładka "Olkuski szpital" kończy sie fragmentem sesji Rady Powiatu , kiedy podejmowano uchwałe o prywatyzacji.Zachęcam do lektury.
Wiem, jak to wygląda. Więc chyba wszystko jasne.
w Norwegii jest państwowa , i działa. I kto tu cos powie?
przez kilkadziesiąt lat należala do bloku radzieckiego i zostala zdruzgotana przez jego absurdalny system gospodarczy?
ale teraz to jasne: należałeś do bloku radzieckiego :) !!! Fakt, że system tamten dał Ci wykształcenie za darmo jest najlepszym dowodem jego absurdalności.
W Norwegii to mógłbyś co najwyżej pracować w schronisku dla kotów. I słusznie. Możesz dbać o jednego kota, możesz i o kilkadziesiąt. Innych swoich zdolności jak do tej pory nie udało Ci się tu przedstawić.
już kilka razy ci to tłumaczyłem.
W PRL nie było kształcenia za darmo.
Realne ceny podręczników np. były horrendalne. PRL wydawał je w niskim nakładzie, który szybko się wyczerpywał.
Jeżeli student spoza dużego miasta nie chciał mieszkać w akademiku, gdzie wobec stłoczenia jego użytkowników jak sledzi w beczce w jednym pokoju i fatalnych warunkach materialnych, uczyć się nie można było ani dudu, musiał wynająć stancję. A co jeść? W barach mlecznych karaluchy biegały po stolikach. W sklepach było nico. A kupować nielegalnie od chłopa kosztowało i to jak!
"publiczna służba zdrowia" i jakie jej elementy zasługują na zachowanie, jakie na reformę i jakie na likwidację. A także jaka powinna być forma obrony tych wartych zachowania, i czy ta obrona musi się odbywać w ramach istniejących struktur własnosciowo-organizacyjnych służby zdrowia.
i to pod każdym względem. Bo to i wzrok masz słaby, i pamięć żadną, no i znaleźć w obecnej sytuacji też się nie możesz. Płaciłeś za naukę w PRLu w sytuacji, gdy dla wszystkich innych była ona darmowa. Podręczników nie miałeś i nie miałeś z czego się uczyć - ale co narzekasz? ponoć nie było czego się uczyć, bo to i nie było żadnych profesorów, nie było uniwersytetów, ba! nawet Polski nie było a Ty na migi zrobiłeś u byle kogo doktorat. Jakże więc Ci nie współczuć? Ja współczuję Ci bardzo!
U Ciebie, ABCD, musiało być strasznie! Dziadek, który Ci zatruł dzieciństwo i młodość swoimi niespełnionymi ambicjami, Twoi rodzice nie radzący sobie z codziennością no i Ty sam - odizolowany od rzeczywistości, złośliwy i opanowany strachem. Nie pomogły studia, tytuły i rasowy kot. To nie świat jest nie w porządku. A jeżeli jest, masz w tym swój znaczący udział.
Spróbuję wytłumaczyć jeszcze raz:
miałem podręczniki i lektury obowiązkowe, gdyż kupowałem je w antykwariatach i na czarnym rynku po horrendalnych cenach.
W podobnej sytuacji byli inni studenci.
Tak wyglądała "darmowa edukacja" w PRL.
by płacić te horrendalne ceny? Rosły Ci w doniczkach na oknie, czy jednak Twoi rodzice zarabiali dostatecznie dużo, by było Cię stać?
Nie zniechęcaj się, ABCD, tłumacz dalej cierpliwie. Po jakimś czasie zrozumiesz, co tłumaczysz i tłumaczenie stanie się zbędne.
Czy takie podręczniki, co to je za wielką kasę kupowałeś, to teraz biedni ludzie zamieniają na samochody? Coś tam sugerowałeś. Ty te lektury na samochód też zamieniłeś? Stirlitz - a może Szczupak? - co prawda mówił, że tak się nie da, ale jak tak robiłeś, ABCD - hamer za "Anielkę", to musi to być prawda.
Edukacja była za darmo. A w kontekście Twojej zamiany - lektura za pojazd - to jeszcze na tym interes zrobiłeś. Wtedy to 100zł, co dziś równa się groszy 10, a tani hamer kosztuje przecież prawie złotówkę! Czy może "Antka" kupiłeś za dziesięć tysięcy starych złotych? A to wtedy co innego. Zapłaciłeś za tego hummera za dużo :)
Siostrzeńcowi tłumaczysz, że państwo nie ma obowiązku nic obywatelowi dawać, ponieważ obywatel musi sobie zapracować. Toż Ty traktujesz PRL jak najukochańszą matkę uważając, że miał on wobec Ciebie aż tak daleko idące zobowiązania. Bo to i edukację darmową brałeś, i podręczniki chciałeś mieć do tego też za darmo. Nie przesadzasz z tą miłością do Ojczyzny - PRLu?
A tu coś o służbie zdrowia
http://www.youtube.com/watch?v=BcZYUVgY7f0&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=moE4Cxg-iMY&feature=related
Co do pierwszego punktu: dziadek miał pewne "zaskórniaki" sprzed wojny.
Jak mi była potrzebna nowa partia podręczników, to sprzedawal na czarnym rynku srerne monety z Pilsudskim.
"darmowa edukacja" w sensie braku czesnego była w znakomitej większości europejskich krajów kapitalistycznych. Z tym, że tam kupowało się podręcznik w paperbacku po cenie hot-doga.
srebro uratował z wojny! I za to kupował Ci książki? Gdyby Twój dziadek normalnie pracował, jak każdy Polak, to na Twoje podręczniki wydałby niewielką część swoich zarobków. A emeryturę od PRLu to Twój dziadek brał? Czy do śmierci żył za te uratowane srebra? A komu to sprzedawał? Przecież wszyscy byli ponoć biedni. Czarny rynek był? A jakim cudem? Przecież pisałeś, że wszyscy siedzieli w więzieniu, jeżeli nie byli w partii. No więc jak? I UB nic Twojemu dziadkowi nie zabrało? Tolerancyjni byli, nie? Szanowali własność prywatną, choć piszesz co innego.
Poza tym to jak myślisz - czy w innych rodzinach dziadkowie nie wspierali swoich wnuków? czy nie wspierają ich teraz? Nie mają srebra ni złota, dzisiejsi emeryci, bo pracowali za miskę zupy przy odbudowie Ojczyzny. Nie w głowie im było gromadzenie kruszców, lecz budowa domów. Czy Twój dziadek też się udzielał?
Namęczył się Twój dziadek niepotrzebnie. Szczęśliwy i tak nie jesteś.
W PRLu srebro było bardzo tanie. To Twój dziadek handlował raczej Piłsudskim, a nie srebrem. Czy teraz też ktoś by na to reflektował?
No mówię Ci, żal mi Ciebie. Masz jakiś feler w głowie i nie jesteś w stanie po prostu żyć. Moja Matka nie miała nic do sprzedawania, ponieważ z wojny uratowała tyko życie. Zimy w latach pięćdziesiątych były bardzo mroźne i śnieżne. Nieraz miałam dłonie i stopy zmarznięte tak, że Matka odmrażała mi je pod zimną wodą. Co to był za ból! Nie miałam rękawic, buty po dwóch starszych braciach - albo za duże, albo za małe, albo dziurawe. Ale wiesz co? Nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Szalałam razem z innymi dziećmi w śniegu; biliśmy się śnieżkami, lepiliśmy bałwany, zjeżdżaliśmy z górki na sankach. Do domu - często zimnego, bo nie było pieniędzy na węgiel - wracałam jako ostatnia, bo szkoda mi było zabawy z innymi, więc zostawałam na dworze ile się dało. Było fantastycznie. A Ty masz w pamięci, że Ci dupsko zmarzło, bo kolega Cię popchnął i upadłeś w zaspę. Moja Matka postanowiła, że poradzi sobie sama i nigdy nic od pomocy społecznej nie wzięła, choć jej pomoc niejednokrotnie proponowano. Nauczyło nas to zdrowego podejścia do życia. W Ciebie dziadek wszczepił jad, którym do dziś plujesz. Z tego, co piszesz, nigdy tak naprawdę źle Ci się nie powodziło. Nieszczęśliwi byliście, bo chcieliście co innego, niż mieliście i nie było was na to stać. Przecież to głupie. Nie marnuj choć teraz życia na pierdoły. I tak wszyscy wylądujemy w piachu.
Podręczniki na Zachodzie były drogie. Przed laty i teraz też drogie są. Używane są naturalnie tańsze. Ale i u nas używane były za symboliczną złotówkę.
Nawet skonsultowałam się ze Starym w sprawie tych Twoich drogich podręczników. Musiałbyś być jednak wówczas biedniejszy, niż my w latach pięćdziesiątych, a przecież tak nie było. Możliwe, że kupowałeś jakieś ekstra wydania jakichś rarytasów literackich. Ale i to świadczy pozytywnie o PRLu, bo oznaczało by to, że takie rarytasy były w obiegu.
Czasami masz momenty, że można się identyfikować z tym, co piszesz. Szkoda, że jest to tak rzadko. Może nawet mógłbyś sam produkować białe kruki, a tak, to kraczesz jak wrona jaka.
w PRL potrafiła kosztować przeciętną pensję.
A w biblio po 1 (słownie: jeden) dostępny egzemplarz ustawiały się kolejki.
Oczywiście, dzieła Lenina i przemówienia Jaruzelskiego były tańsze.
wszystkiego można się przyzwyczaić.
Ale czy warto?
Do PRL - raczej nie było warto.
Choć mam z tamtych czasów i pozytywne wspomnienia. Do dziś pamiętam, jak nasza reprezentacja stłukła radziecką "sborną" w hokeja. Dziadek wyciągnął wtedy czekoladę van Houtena, ktorą spróbowałem pierwszy raz w życiu. Pycha!
do pracy fizycznej skłonny nie jesteś, raczej uważasz się za "rasę panów" i w związku z tym masz nieproporcjonalne do możliwości wymagania. Nie chcę Cię martwić, ale to oznacza pewne prymitywne rysy Twojego charakteru. Więc ta błękitna krew Twojego dziadka najwyraźniej Ci nie służy. Bo to ani folwarku nie masz, ani służby. Nie masz fabryki ani nawet małej firmy. Jesteś wyrobnikiem żyjącym z pisania byle czego, poprawnego politycznie - w danym momencie i nic Ci nie daje, że rąk brudzić sobie nie musisz. Jak byłeś nieszczęśliwy, tak jesteś. Nie chodzi przecież o to, żeby się do czegokolwiek przyzwyczajać. Choć nie ukrywam, że do dobrego przyzwyczaić się jest łatwiej. Chodzi o to, że jedynie osobniki zdolne do przystosowania się uczestniczą w Ewolucji. Reszta to plankton, służący za pokarm osobnikom dostosowującym się na bieżąco do zachodzących zmian. Jedyne, czego się trzymasz, to czas, ale nie Twój, lecz Twojego dziadka. Czy nie widzisz, że masz puste ręce?
proponuje ad rem, czyli o rzekomo darmowej edukacji lub słuzbie zdrowia w PRL.
ewenementem w skali kraju był KUL, ale tam byli liczni "sponsorzy", więc praktycznie też i tam było za darmo. Moja Matka sama utrzymywała swoje dzieci i wszyscy mamy całkiem niezłe wykształcenie. Bo było całkowicie darmowe, a książki, także skrypty, czy co tam było potrzebne, były bardzo tanie.
Ja proponuję Ci też coś: nie kłam.