Lewicowi przywódcy, Ronald Reagan i Margaret Thatcher, finansowali socjalistyczną "Solidarność" w jej walce z prawicowym reżimem PRL, kraju bezrobocia, bezdomności i skrajnych nierówności społecznych.
@w pierwszej połowie lat 80., zdecydowaną większość pomocy dla walczących ugrupowań i podziemnej Solidarności, skierowali do Polski działacze lewicowych i związkowych środowisk z Europy Zachodniej. Prawica do pomocy zrewoltowanym robotnikom się nie kwapiła.
Dwa zdania a ile przekłamań. Pseudolewicowe, przeważnie amerykańskie bądź trockistowskie, chętnie wykorzystywane przez imperialistyczne służby specjalnie. A jak to wszystko się odbywało przedstawia Peter Schweizer w Victory czyli Zwycięstwo: Tajna historia świata lat osiemdziesiątych CIA i "Solidarność", Warszawa 1994.
Jeśli kogoś czytanie boli, to można poszperać w sieci.
http://www.carlbernstein.com/magazine_holy_alliance.php
szli miesiąc temu w jednym pochodzi z korwinistami, których guru chwalił niejednokrotnie wprowadzenie SW i rozprawę z "roszczeniowymi związkami zawodowymi". I właśnie dlatego są pacanami.
Autor pisze:
*Żenują mnie te wszystkie wyreżyserowane oficjalne obchody, w których na pierwsze miejsce wybijają się ci, którzy przyłożyli rękę do wielomilionowego bezrobocia, zniszczenia związków zawodowych i powstania głębokich nierówności społecznych.*
Mnie także żenują, a czasami nawet śmieszą.
Ale ostatnio zdaje się, nawet Lech Wałęsa się zorientował, że coś nie tak się porobiło i przebąkuje o tym czasami w telewizorze :).
Nie wiem czy to duża pociecha dla tych co nie mają szans na normalną pracę, mieszkanie, założenie rodziny i nadziei na spokojną starość, albo dla tych, którym odmawia się chemioterapii, bo w Funduszu Zdrowia limit pieniędzy się skończył.
No i właśnie wszystkiemu winien znany generał J. i jego prawicowi poplecznicy pod duchowym przywództwem JPII :).
W tym idiotyźmie brakuje najważniejszego tylko jednego dowodu.
O tym, że towarzysze z $LD, to jedyna i prawdziwa opozycja dla PZPR , jaka kiedykolwiek działała w naszym głupawym kraiku!
Chciaż przyznać muszę, że coś w tym jest.
Przecież to nikt inny , jak towarzysz Miler z KCPZPR, rozwiązał nieboszczkę PZPR.
I wszystko wskazuje, że i córeczki ()$LD) sztandar również lada moment wyprowadzi.
Kto więc wie? Może , to i rzeczywiście jest opozycjonista!
Może takimi zasługami dla demokracji zasłużył na ORŁA BIAŁEGO!
Co na to towarzysz komorowski?
Ciekawe? BO to tacy zbici przyjaciele..?
No ja wiem...?
TFU!
Jak rzekł mały kapral "polityka to gra pozorów"... Niestety, również w polskiej, (post)polityce dominującą ideologią jest cynizm.
Również, a może szczególnie w polskiej... :'
Najlepiej w formie filmowej
http://www.youtube.com/watch?v=cPy4_P5j9ow
stan wojenny wprowadzony zgodnie z prawem jest traktowany jako nielegalny,
A POWIESZENIE PO CICHU W NOCY KRZYŻA W SEJMIE ZE ZŁAMANIEM WSZELKICH PRAW OBECNYCH ZOSTAŁO PRZEZ OBECNYCH POSŁÓW POBŁOGOSŁAWIONE I PRZEGŁOSOWANE JAKO LEGALNE?
Nielegalne działanie: przedostanie się do budynku sejmu w nocy, przemycenie tam symbolu katolików i Watykanu oraz powieszenie tego na ścianie.
Ewidentne złamanie prawa polskiego, które zabrania osobom prywatnym np. przestawić choćby zwykły znak drogowy, za co grozi sąd i kara, więc i wieszanie symboli państw obcych w naszych rządowych budynkach jest niezgodne z naszym prawem i o ileż bardziej surowo powinno być przestrzegane prawo nie umieszczania w sejmie przedmiotów niedozwolonych prawem polskim.
Nie ma żadnej ustawy nakazującej wieszanie obcych symboli w naszym sejmie. Więc wieszanie ich tam jest niezgodne z prawem. Ponieważ zostało to dokonane niezgodnie z polskim prawem, powinno być zgodnie z polskim prawem usunięte.
Jeżeli nasi posłowie przegłosowali pozostawienie niezgodnego z naszym prawem symbolu obcego państwa w naszym rządowym budynku, a nie ma takiej ustawy, która by stanowiła o zawieszaniu krzyża w sejmie, to nasi posłowie również postąpili niezgodnie z obowiązującym prawem.
Krzyż mógłby ewentualnie być powieszony w sejmie, gdyby była ustanowiona odpowiednia ustawa na ten temat. Wówczas sens miałoby głosowanie posłów, jakie niedawno się odbyło.
Posłowie nie mają żadnego prawa uprawomocniać nielegalnego działania poprzez głosowanie.
Krzyż w sejmie jest nielegalny i głosowanie nad jego zostawieniem czy usuwaniem było niezgodne z prawem.
Krzyż więc powinien stamtąd być usunięty niezwłocznie.
wcale nie jest problemem - natomiast łamiący konstytucję konkordat jest i to ogromnym, bo faktycznie sprowadza Polskę do roli kondominium.
z wielu historycznych absurdów tego tekstu:
Solidarność, oczywiście, podejmowała rewindykacje typu pracowniczego, ale najważniejsza w tym ruchu społecznym (zorganizowanym w strukturze regionalnej, a nie branżowej, co w przypadku klasycznego związku zawodowego byłoby absurdem) było obalenie chorego, opartego na ekstremistycznej ideologii marksistowsko-leninowskiej ustroju gospodarczego.
kują, a żaba nog podstawia.
Z Solidarności - jak podkreśla Andrzej Gwiazda - nikogo nie eleminowano z góry. Mogli tam przyjść również marksiści i ekstremiści lewicowi innycgh wyznań, którzy świeżo odkryli, że PRL jednak nie jest ideałem każdy poza nimi to zawsze wiedział, alepiej poźno niż wcale, by zacytować tytuł ciekawego programu radia Tok FM). Jeżeli chcieli i umieli robić coś pożytecznego, mogli nawet zostać działaczami tego związku. Aczkolwiek, prawdę mówiąc, o żadnym z nich się nie słyszało, żeby czegoś wielkiego dokonał albo siedział. Widocznie kruk krukowi, a marksista marksiście oka nie wykole. Ich sladowa obecność w "S" nie zmienia faktu, że ich deklamacje o złu kapitalizmu w szeregach tego ruchu przyjmowano wzruszeniem ramion.
Jeżeli jednak obecnie uzurpują oni sobie prawo do tradycji "S", to można się tylko uśmiać.
Solidarność walczyła o to, żeby marksizmu oraz ideologii skrajnie lewicowej w Polsce nie było w ogóle, a nie - żeby (jak chciała ta niszowa grupa) było jej jeszcze więcej niż za Gierka i Jaruzelskiego.
Zresztą, jeśli byli tak czynni w Solidarności, to dlaczego po roku 1989 nie pokazali, co potrafią? Dlaczego nie zorganizowali ani jednej zauważonej - w skali kraju - demonstracji? Dlaczego nie zaistnieli w ani jednych, choćby lokalnych wyborach?
latach 1980-81, każdy wiedział, że najważniejszą kwestią jest zakończenie radzieckiej okupacji Polski. Dlatego PRL-owskie jednostki sił zbrojnych Układu Warszawskiego walczyły wtedy przede wszystkim (wbrew temu, co twierdzi autor) z "patriotami i Polakami".
A że nie są w stanie tego zrozumieć epigoni ideologii internacjonalizmu? Między innymi dlatego przegrywają oni na całym świecie, a już w Polsce szczególnie.
@ich deklamacje o złu kapitalizmu w szeregach tego ruchu przyjmowano wzruszeniem ramion.
Jak to? Przecież alttstetiner i Durango95 zapewniają, że naród polski miał antykapitalistyczne aspiracje. Stan wojenny był prawicowem ciosem pełnej bezrobotnych i bezdomnych PRL, w nową bardziej lewicową Rewolucję Październikową.
z 2011-12-17 16:08:43 (Solidarność bez lewicowców walcząca o dziki kapitalizm i pewnie pomnik Reagana, z cytowaniem lewicowego Gwiazdy:)) jest tak absurdalny i zabawny, że naprawdę tym razem prowokacja udała ci się jak za dawnych wpisów.
Tekst jest w miarę dobry, ale na taki temat to mogłoby być coś o wiele lepszego i dłuzszego (od razu do tych co powiedzą: "napisz sam", ja nie umiem lepszego napisać i nie pamiętam tamtych czasów, ale na pewno są tacy którzy to potrafią).
ile spaliles tych czolgow "prl"?
.
ciekawe jest to, że propagandę o prawicowym ludzie i prawicowej Solidarności rozsiewają tak różne opcje jak środowisko ubecko-jaruzelskie, korporacyjne reżimowe media w stylu TVN oraz komentujący ABCD.
A może wcale nie takie różne te srodowiska?:)
A czytał kolega program uchwalony na I zjeździe krajowym NSZZ z 1981? Rozumiem, że dokument ten to jedno wielkie odrzucenie praktycznych wskazówek "lewicowego ekstremizmu" na rzecz "kapitalizmu", o którym wszyscy robotnicy tylko marzyli i wzdychali do niego namiętnie.
Eh... Już wiemy, dlaczego ABCD tak dobrze czuł się w "Dziś" - tam w końcu non stop atakowano Solidarność z lat 80tych jako prawicową i prokapitalistyczną. Teraz te same brednie powtarza reakcja PiSowska. Czyżby kolejny (niezbyt) egzotyczny sojusz przeciwko socjalizmowi?
PS: doceń Wałęsę niewdzięczniku!!!
Samorząd postulowany na zjeździe S" - to był duży postęp w stosunku do ustroju gospodarczego ekonoma i stupajki, który istniał w PRL.
Myślę, że na zjeżdzie ścierały się dwie szkoły myślenia ekonomicznego: jedna (którą reprezentowal np. Kropiwnicki) chciała przez samorząd dojść do kapitalizmu, który wytworzy wystarczająco wiele, żeby zapewniać te same dobra, które ekonomowie i stupajki obiecywali, ale nic z tego nie wychodziło. Opcja druga (ówczesny Modzelewski; nie mowię tu o dzisiejszej maskotce elit okrągłostołowych) była gotowa na eksperyment z samorządem.
Oba te warianty doskonale pasują do diagnozy JarKacza, że na zjeździe "S" zebrali się ludzie, którzy byli zdecydowani obalić "socjalizm" narzucony przez ZSRR.
mentalność działaczy "S" możesz poznać na dzisiejszych demonstracjach opozychji. Tym bardziej, że ci ludzie "Solidarności", ktorzy przeżyli Kiszczaka i Balcerowicza, stawiaja się tam w komplecie.
W "S" nikt nie mial ochoty na dyskusje o aktualności Marksa czy tym bardziej Lenina. "S" nie walczyla o pelne wydanie Althussera, tylko o transmisję Mszy Św. w radiu.
Nie było też flirtu z docenianiem ZSRR jako "alternatywy dla kapitalizmu" ani godzenia się z okupacją radziecka w imię "realizmu geopolitycznego". Te tropy myślowe są odrzucane również, gdy idzie o stosunek Polski do dzisiejszej Rosji.
Jeśli jednak fundamentem ideowym "S" był patriotyzm, to godził się on doskonale z egalitaryzmem, negacją przywilejow pasożytniczych elit itd.
"S" po prostu wykraczała poza anachroniczny, XIX_wieczny podział na lewicę i prawicę.
A czy ja kwestionuję, że chcieli obalenia stalinizmu? Nie. Stalinizm polityczny i ekonomiczny miał zostać zlikwidowany. Ale rzecz w tym, że mało kto chciał kapitalizmu jako systemu ekonomicznego (chyba, że ulegasz propagandzie PZPR w tej sprawie...).
Zjazd NSZZ chciał oprzeć kalkulację ekonomiczną na rynku, czyli mówiąc po ludzku, żeby były normalne sklepy, ale w ramach planowania i demokracji robotniczej (zaskakujące jest jak, mimo braku bezpośrednich inspiracji, jest to bliskie Trockiemu - patrz "Soviet Economy in Danger" i "Walka o produktywność pracy" w "Zdradzonej..."). Program ten wyewoluował z klęski ruchu rad robotniczych 56-58 i miał szansę na stworzenie robotniczego socjalizmu samorządnego, gdyby nie stan wojenny. Jeżeli taki klerykał, a zarazem działacz rad z 56' jak Seweryn Jaworski, publicznie deklarował że trzeba powoływać rady, ale szybko tworzyć ich strukturę "do góry", by nie zostały tylko na poziomie zakładu, bo wtedy PZPR znowu je zniszczy, to chyba nie był to program kapitalizmu.
Tego właśnie nie widzą ci, którzy nie myślą w sposób klasowy - ruch robotniczy, który od początków XX wieku był, przynajmniej deklaratywnie, przywiązany do idei demokracji robotniczej, a którego formą była NSZZ, kierując się instynktem klasowym i własnym interesem, chciał ustanowienia nie kapitalizmu, ale prawdziwego socjalizmu. I to widać w programie, który teraz wszyscy, łącznie z PiSiackim IPNem ukrywają przed społeczeństwem. To, co się stało po stanie wojennym, czyli po likwidacji masowego ruchu robotniczego, kiedy władzę nad nim nie miały już walne zgromadzenia załóg, ale prawicowa i neoliberalna inteligencja, zaczytująca się Hayekiem, to już inna bajka.
Jeżeli w obecnej Polsce ktoś czerpie z tradycji wielkich walk klasowych robotników z reżimem stalinowskim, to nie ci, co hucznie obchodzą Grudzień 70', PiSiory, Palikoty czy POwsce, ale właśnie radykalna lewica, dla której program uchwalony na I KZD Solidarności nie jest tylko przejawem ciemnoty ekonomicznej robotników, ale doświadczeniem walki o samorząd robotniczy.
@NSZZ, kierując się instynktem klasowym i własnym interesem, chciał ustanowienia nie kapitalizmu, ale prawdziwego socjalizmu.
po likwidacji masowego ruchu robotniczego władzę nad nim nie miały już walne zgromadzenia załóg, ale prawicowa i neoliberalna inteligencja, zaczytująca się Hayekiem.
Masowy 10 milionowy ruch chce prawdziwego socjalizmu i pod wpływem jednej przegranej bitwy (stan wojenny) milknie i oddaje głos "prawicowej neoliberalnej inteligencji"? Coś tu nie gra.
Weźmy katolicyzm, co z tego, że po wojnie był prześladowany, była wiara wiec przetrwał nawet 50 lat prześladowań, a tutaj wiara w prawdziwy socjalizm umiera jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Dlaczego?
Ano dlatego, że wśród Polaków nie było żadnej wiary, ani w socjalizm, ani w egalitaryzm, ani w żaden prospołeczny ustrój ekonomiczny. Komuniści narzucali ówczesny język publicznej debaty (pojęcia takiej jak: klasa robotnicza, socjalizm, interesy klasowe itd.) wiec prokapitalistyczna Solidarność też się nim posługiwała. A głupi trockiści, wolnościowiści i inni użyteczni idioci Reagana & Thatcher wzięli ten język na serio i po 30 latach wciąż żyją w tym Matrixie dla lunatyków politycznych.
twierdzisz
'Jak to? Przecież alttstetiner i Durango95 zapewniają, że naród polski miał antykapitalistyczne aspiracje. Stan wojenny był prawicowem ciosem pełnej bezrobotnych i bezdomnych PRL, w nową bardziej lewicową Rewolucję Październikową.'
Nie wiem, jak Durango95, ale ja nie deklarowałem opinii o aspiracjach narodu polskiego, poetyka Romana Dmowskiego jest mi totalnie obca. Skąd ci bezrobotni i bezdomni w PRL się wzięli, to nie wiem, takich zarzutów wobec reżimu Gierka czy Jaruzelskiego nikt nie stawia, tym bardziej ja, po cóż więc to błaznowanie? Klasa robotnicza miała bardzo zróżnicowaną świadomość społeczną, co jest także niewątpliwą zasługą partii niezmiennie rządzącej, nie tylko jej pionu ideologicznego. Rewindykacje robotnicze miały charakter w znacznej mierze lewicowy, chyba, że ktoś przyjmuje i udowodni, że postulat skrócenia czasu oczekiwania na mieszkanie do lat pięciu (postulat przyjęty w porozumieniu szczecińskim) ma z natury charakter prawicowy i godzi w kierowniczą rolę partii, która może nawet coś dać, ale nie powinna czuć się do tego zobowiązana. Postulat radiowej transmisji mszy świętej był zwykłym postulatem demokratycznym w kraju o większości katolickiej. Przypomnieć jednak należy, że na I Zjeździe Solidarności wniosek o włączenie mszy do programu zjazdu został zdecydowaną większością głosów odrzucony.
To, że stan wojenny zasadniczo zmienił układ sił, także klasowy, w Solidarności jest po prostu bezsporne. Przed 13 grudnia jak cokolwiek ktoś chciał w związku załatwić, to musiał to robić w regionie, przekonać delegatów, przekonać załogi. Jak przewodniczący miał inne zdanie niż delegaci to zmieniał zdanie albo zmieniano przewodniczącego. Oczywiście też mógł się nie upierać i realizować wolę większości. W
Pseudomaoizm ma znowu problemy zrozumienia prostej arytmetyki walki klasowej i zmian jakie zachodzą w ruchach społecznych pod wpływem wielkich wydarzeń. Za mało analizy realnej historii, za dużo stalinowskich czytanek.
Jeżeli pod wpływem stanu wojennego, zamiast demokracji zakładowej, mamy rozbite struktury, które wcześniej liczyły miliony, a potem tylko tysiące, których glebą działania przestały być masowe środowiska robotnicze, a stały się kościoły i mieszkania prawicowej inteligencji, to trudno się dziwić, że NSZZ z roku 81' przestała istnieć jako siła społeczna, zmieniając swoją naturę w drobnomieszczańską, w dużej mierze nastawioną już nie na samorząd robotniczy ("bo to nie wyszło i to w ogóle jakaś utopia, by robotnik rządził"), ale na "przywrócenie normalnej gospodarki, jaka istnieje w USA". Nie wspominając już o tym, że cała ta sytuacja drastycznie wykolejała świadomość społeczeństwa, bo władza, która deklarowała socjalizm była antyludowa, a więc ludowy "musi być" kapitalizm. I to wygrało dzięki stanowi wojennemu, ponieważ "samorząd poniósł porażkę" - czyli jedyna realna lewicowa alternatywa dla restauracji kapitalizmu. A potem już prosto: biurokracja dogadała się z elementami restauratorskimi i tak oto doszliśmy do Planu Balcerowicza, uwłaszczenia nomenklatury i "opozycji demokratycznej". Niestety, ale brak poważnej partii rewolucyjnej był w PRL bardzo mocno odczuwany, stąd ten cały bajzel.
Po stanie wojennym nastąpiło zaś nie tylko spolaryzowanie postaw, ale wycofanie się znacznej części ludzi z aktywności społecznej (tzw. prywatyzacja zachowań), zmienił się także fizyczny kontekst aktywności. Pomieszczenia związkowe skonfiskowano, stąd spotykano się głównie w dużych mieszkaniach bądź pomieszczeniach kościelnych. Każdy, kto kiedykolwiek prowadził negocjacje, wie, jak ogromne znaczenie ma miejsce negocjacji, nie muszę też dodawać, że rozległe domy czy wielopokojowe mieszkania nie były i nie są charakterystyczne dla proletariatu. Także zbieranie składek, początkowo nawet efektywne i przeznaczane zarówno na tworzenie poligrafii jak i na pomoc rodzinom internowanych – po kilku miesiącach załamywało się. Struktury zaczęły się budować od góry, od kontaktów międzynarodowych, gdyż zrzuty sprzętu poligraficznego trzeba było jakoś uzgodnić, a przemyt oparto przewóz adresowanych do kościoła katolickiego darów. Podobnie też sprzęt ustawiano nie w wynajmowanych przez robotników pokoikach, ale w domkach jednorodzinnych. Jeśli to nie zmodyfikowało klasowego charakteru odbudowywanych w stanie wojennym struktur Solidarności, to znaczy, że byt nie określa świadomości. Porównanie z kościołem katolickim nie ma najmniejszego sensu – kościół jakoś nie budował się w zakładach pracy, jak Solidarność, a także nie toczyła się w nim walka ideowa między zwolennikami samorządności robotniczej, socjaldemokratami, biurokratami czy liberałami. Pomijam też to, że kościół katolicki nigdy nie został w PRL zdelegalizowany. Ale może mlm wie lepiej i historia wyglądała inaczej
Ponadto etykietowanie ludzi różniących się poglądami jako użytecznych idiotów tylko dlatego, że przegrali, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie ma się za sobą najmniejszych zwycięstw czy porażek jest dość słabe. Podobnie Kościuszkę można określić jako pożytecznego pruskiego idiotę, gdyż nie tylko nie wygrał, ale spowodował III rozbiór Polski i Warszawa stała się nagle Warschau. Pomijam fakt, że swego czasu, część lewicy działała konsekwentnie w latach 80-tych na terenie solidarnościowym, tworząc później PPS, a część, między innymi piszący te słowa - podjęła próbę walki na terenie OPZZ.
Nie wiem, jak ocenić narzekanie na ten okropny polski naród, który nie był przywiązany do wartości lewicowych i nie walczył o uspołecznienie produkcji. A jakiś inny bardziej był? Czeski? Może wschodnioniemieccy towarzysze? Rosjanie? Kazachowie? Chińczycy? Rumuni? A tam Solidarności nie było...
Niech kolega pseudomaoista poczyta to o czym się tutaj mówi, czyli program I KZD Solidarności. Jeżeli ustanowienie samorządu robotniczego i usuwalności delegatów, to restauracja kapitalizmu, to naprawdę trudno z takim kretynizmem dyskutować. Oczywiście w stalinowskim świecie, gdzie jedyny "socjalizm" to biurokratyczna dyktatura, nie licząca się ze społeczeństwem, taki samorząd to "kontrrewolucja", bo likwiduje wszechwładzę partii, która nie odpowiada przed nikim, prócz KPZR. Pseudomaoizm nie ma zielonego pojęcia o dynamice klasowej, ani w ogóle nie upatruje w klasie robotniczej motora zmian społecznych. Od tego jest biurokracja stalinowska, co też pokazało doświadczenie wszystkich krajów "socjalistycznych".
Czy władza stalinowska narzucała język socjalizmu? Może narzucała, ale właśnie dzięki temu robotnicy w 56' i 81' odkryli, że władza KŁAMIE. Że mówi się o demokracji socjalistycznej, a tu żadnej demokracji nie ma, że mówi się, że klasa robotnicza panuje, a przecież panował biurokrata z nominacji partyjnej. Że realizuje się interes społeczny, a to przecież biurokrata i partyjniak dostaje mieszkanie przed robotnikiem. Że plan nie jest tworzony by zaspokoić potrzeby społeczne, ale żeby partyjni mieli "co robić" na stołkach kierowniczych (stąd np. rozdęty fundusz inwestycyjny, kosztem funduszu konsumpcyjnego). Że jest równość, ale urzędnik ma towar za żółtymi firankami, niedostępny dla "hołoty". A polska klasa robotnicza już podczas okupacji sympatyzowała z ideą uspołecznienia gospodarki, ale oczywiście nie pod butem tyranii stalinowskiej (por. co zrobiono z raczkującym systemem komitetów robotniczych w 1945 rękami min. Minca). Tak samo było w 1956 roku. Na pytanie Gomułki skierowane do Lechosława Goździka, czy ruch rad robotniczych chce kapitalizmu (!!!), ten odpowiedział, że "nie chce", ale chce zarządu robotniczego i nie żeby Centrala decydowała ile dokładnie skarpet ma produkować jakaś tam fabryka, bo to jest nonsens i żeby społeczeństwo mogło normalnie kupić, to, co chce w sklepie. Centrala ma ustalać cele strategiczne, ale wykonanie trzeba pozostać dołom. Proste, jasne i marksistowskie. Tak więc, skończ z tymi bredniami o braku egalitaryzmu wśród polskiej klasy robotniczej. Egalitaryzm był, ale nie było - owszem - akceptacji stalinizmu.
znaczącą liberalizację gospodarczą i 'turystyczną' od mniej więcej 1984 roku. Polski, zazwyczaj młody, przedsiębiorca-przemytnik stał się zjawiskiem masowym nie tylko w Berlinie Zachodnim czy wiedeńskim Mexico platz ale na delhijskim Paharganj. To był wprawdzie biznes reglamentowany - trzeba było wszak dostać paszport, ale tolerowany i stanowił przykład sukcesu materialnego dla znacznej części młodego pokolenia. Swoisty sukces liberalizmu na mapie ideowej Polski lat 80-tych wziął się moim zdaniem, nie z oczarowaniem pismami Hayeka czy Friedmana, ale właśnie tym, poza oczywistymi kłopotami ZSRR.
nie ma Solidarności bez mszy za ojczyznę (już w latach 1980-81 bez mszy nie obywał się żaden poważniejszy strajk), krzyży z kwiatów (o ktorych genialnie pisał Pietrzak w piosence, ktora ożyła w ostatnich dwóch latach), debat robotniczych o szansach Powstania Listopadowego, na które przyjeżdżal nawet... Michnik. A jakoś nie słyszałem, żeby w istniejących jeszcze wówczas zakładach im. Róży Luksemburg, gdzie Michnik kiedyś pracował, odbyła się dyskusja o internacjonalizmie. Solidarność - to patriotyczne kazania ks. Małkowskiego, którego Kiszczak, Urban i Piotrowski typowali z początku jako pierwszego do - nazwijmy to - radykalnej akcji ( w ostatniej chwili dopiero zdecydowali się na Jerzego Popiełuszkę. Gdzie jest teraz ks. Małkowski? Na kombatanckich debatach o trockizmie w Solidarności? Nie, na Krakowskim Przedmieściu, gdzie wymyślił hasło: "Krzyż do góry, różaniec w dłoń, bolszewika goń, goń, goń", cktóre dodawało nam sił w najczarniejszych dniach ataków bojówek "Mesjasza lewicy".
Solidarność - to rownież wizyty Jana Pawła II, ktore przypominały, że "każdy ma swoje Westerplatte", kiedy chciało się już opuścić ręce.
Solidarność - to wreszcie, oprócz warszawkowych talk-show dla zagranicznych dziennikarzy, na ktorych brylował J.Kuroń, także mrówcza praca działaczy, o których mniej może mówił Wolna Europa, ale o których ludzie, którzy nie ograniczali się do słuchania radia, doskonale wiedzieli, że na nich wszystko się trzyma. Takich dzialaczy, jak Macierewicz I Kaczyńscy, ktorzy podnieśli Polskę z dna upadku po 13 grudnia 1981 i - po blisko 30 latach - po 10 kwietnia 2010.
Solidarność - to oni. Oczywiście, nie tylko. To także działacze podziemia w swoim czasie tłuczeni prawie na śmierć w aresztach PRL, którzy jednak mieli siłę 11 listopada popędzić na "Marsjan" ostatniego 11 listopada z okrzykiem: Solidarność! Solidarność! Solidarność Walcząca!
da się oddzielić "S" od - uchwalonego przecież na Zjeździe - posłania do narodów Europy Środkowej i Wschodniej, w którym po raz pierwszy od roku 1945 ludzie z podbitej przez Moskwę części Europy powiedzieli hegemonowi kremlowskiemu, że "lepiej byśmy stojąc umierali niż mieli klęcząc na kolanach żyć".
A kto po kilku dekadach podniósl Polskę z błota, w które została wdeptana butem kagiebowskiego "połkowieda"? Ten sam człowiek, który na zjeżdzie "S" w Gdańsku odgrywał jedną ze swoich pierwszych ról w teatrze "Weltgeschichte".
Krótko mówiąc "Solidarność" była obrazem przyszłości, protoplastą politycznych podziałów typowych dla demokracji burżuazyjnej, od lewicy do prawicy.
Bez względu na te podziały łączył solidaruchów antykomunistyczny konsensus, krytyka systemu od podstaw, gospodarki centralnie planowanej, zanegowanie sojuszu z ZSRR, RWPG oraz Układu Warszawskiego.
I tylko z tego powodu z lewicowego puntku widzenia zatrzymanie "Solidarności" 13 grudnia 1981 było pozytywem. O 8 lat odwlekło powrót bezrobocia, bezdomności ale i klerykalizmu nad Wisłę.
"Mówił o milionach dolarów, które za posrednictwem siatki wywiadu Mosadu zostały przekazane - umownie rzecz ujmując - opozycji demokratycznej w Polsce".
Kto "mówił" ? Ronald Reagan. Czy to tytuł albo przynajmniej lead? Nie, to jedno zdanie w jednym artykule z hagiograficznej fali jaka się ostatnio przetacza przez "prawicowe" media z okazji 100 rocznicy urodzin Ronalda Reagana. Tytuł zresztą też jest fajny: "Dziekując Bogu za Reagana".
To cytat z mojego bloga, a cytowany tekst ukazał się w naszym Dzienniku
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110205&typ=my&id=my12.txt
Rozważania autora czy popierała lewica czy prawica nie mają przy tym ani sensu ani znaczenia. A już oburzenie wyrażane z pozycji jak rozumiem "prawdziwego" lewicowca, że Piasecki "kolaborował" z władzami PRL to znak, że autor nie wiele o historii wie i zupełnie nic z niej nie rozumie.
Może gdyby go nie było wkroczyliby Sowieci i PRL nie upadłby parę lat później. Cieszycie się ze stanu wojennego bo zatrzymał i osłabił Solidarność, ale przecież rozpadu PRL nie powstrzymał. Dlatego powinniście raczej krytykować generała najbardziej ze wszystkich dyskutantów, że nie dopuścił on do bratniej pomocy, która (o ile miałaby miejsce - według Was miałaby na pewno) być może uratowałoby PRL. Jaruzelski - grabarz Polski Ludowej.
Nawet jesli uznać gen. Jaruzelskiego za grabarza PRL (1989) a raczej jego moskiewskich przełożonych, to przecież "Solidarności" (wpychającą PRL na siłę do grobu) i jej sponsorów z kapitalistycznego Zachodu z niczego nie rozgrzesza. Bezrobotni i bezdomni wciąż ciążą na waszych durangowych (bez)sumieniach.
to po co w takim razie stan wojenny? Myślałem że ty i inni jego zwolennicy popierają go z racji powstrzymania i utarcia nosa Solidarności. A tu się okazuję, że parę lat po stanie wojennym, a więc pacyfikacji Solidarności, Jaruzelski dogaduje się z nią i mamy koniec PRL... Coś tu chyba zdecydowanie nie gra. To wina Solidarności, że Jaruzelski się z nią później dogadywał? Wniosek dla twardych zwolenników PRL powinien być następujący - Jaruzelski to zdrajca, który wprowadził stan wojenny żeby dla ZSRR upozorować powstrzymanie i rozgromienie Solidarności a parę lat później, kiedy agonia bloku wschodniego była faktem, dokonać zniszczenia Polski Ludowej. Każdy zwolennik PRL powinien być wściekły na Generała że nie poprosił on Sowietów o pomoc i interwencję. Chyba wolałbyś mlm, żeby ludzie z Solidarności skończyli pod gąsienicami radzieckich czołgów albo na bagnetach, a nie tylko w ośrodkach odosobnienia, zgadza się? Wiem, że tak, przecież twardy z Ciebie komunista i rewolucjonista... a Jaruzelski taki grzeczny i ugodowy, stan wojenny, każdy szanujący się komunista Twojego pokroju powinien go wyśmiać i krytykować na każdym kroku.
Jaruzelski z nikim się nie dogadywał, tylko wykonywał rozkazy z Moskwy. Gdyby Gorbaczow nie kazał mu oddać władzy "Solidarności" to bezrobocie i bezdomność znalibyśmy tylko z newsów o demokratycznym Zachodzie. Jaruzelskiego należy chwalić za stan wojenny a krytykować za 89, "Solidarność" zaś (i jej klakierzy) zła była w swej antykomunistycznej istocie, tak jak w 81, tak i w 89.
Pomijając fakt, że są to brednie - po takiej publicznej deklaracji Czterem Literom nie pozostanie już nic innego poza wylizywaniem JarKaczowi (czyli TW Balbinie) tyłka w sensie dosłownym. Ewentualnie może obsłużyć swojego Fuhrera z przodu.
czyli watykańskim okupantom, będzie miał w przyszłości zapewnione miejsce w podręcznikach psychiatrii. Takiego przypadku specjaliści nie znajdą jak świat długi i szeroki. Tak więc nasz pożyteczny pomyleniec ABCD już w zasadzie został utrwalony przez historię.
Spokojnych prasłowiańskich Godów (boć przecież Żyd Jehoshua wiosną się był porodził) wszystkim (Czterem Literom też) życzę.
skoro nie rozwalił on Solidarności ani nie uratował PRL? Z chęcią się dowiem, jakie widzisz jego pozytywy jego zadeklarowany komunista.
a wiesz, ile milionów dolarów zainwestowali Amerykanie w demolkę III Rzeszy?
Ile pieniędzy i spzętu dali bezzwrotnie radzieckiej ojczyźnie towarzysza Wiesława?
tawariszcz Merkozy: poszczujemy Polaków na Stany Zjednoczone, żeby tym zastępczym tematem odwrocić ich uwagę od realnych zagrożeń dla swojej niepodległości. Co wy na to?
WŁADIMIR
Ty lepiej zapytaj, ile wpompowali w jej powstanie.
dlaczego mieli pompować pieniądze w zaprzysięgłego wroga anglosaskiej "plutokracji"?
anglosaskiej?
Byt określa świadomość , ale na sposób heglowski.
Za to żadnego homo economicus nie ma i nigdy nie było -
był i jest zawsze homo sapiens, ze swoimi słabościami i nadziejami. Trzeba by go było najpierw wymordować, żeby zrobił miejsce dla tamtego, ale próba podjęta przez Lenina, Stalina, Pol Pota i innych drobniejszych "dobroczyńców" nie powiodła się: im usilniej się starali, tym większą nienawiść wzbudzali u tych, co jeszcze żyli.
NARÓD OKAZAŁ SIĘ ZA GŁUPI ŻEBY ZROZUMIEĆ ICH GENIALNE PLANY
i przy pierwszej okazji pokazał ich następcom, co o tym myśli.
Ludzie pragną dobrobytu połączonego z egalitaryzmem i praworządnością, ale nie za cenę ograniczenia ich człowieczeństwa.
A ograniczenie człowieczeństwa, to właśnie to, do czego
w zasadzie sprowadzają się marksistowskie ideologie.
Ludzie nigdy z własnej woli nie przystaną na państwo marksistowskie, bo już wiedzą czym jest.
Więc, altstettinerze - gadasz do ściany.
A pozostając przy swoim złudzeniu, okazujesz całkowite niezrozumienie oczekiwań tzw.ludu.
Więc jesteś nieco zabawny w tym swoim zadęciu.
wroga?
wojennego. I nie tylko zachodnich. http://tiny.pl/h1nj9
wroga plutokracji anglosaskiej.
ABCD:
"a wiesz, ile milionów dolarów zainwestowali Amerykanie w demolkę III Rzeszy?"
Dobrze powiedziane, zainwestowali. I zwróciło im się to z nawiązką.