to znaczy, korzyści i szkody. Ja czytałam to kilka razy, ale nie byłabym na tyle bezczelna, by móc z całą pewnością powiedzieć, że jest tak, jak Autorka to przedstawia.
Kontrola internetu jest konieczna, pytanie tylko, co to ma być za kontrola i kto ma ją przeprowadzać.
Nie ma co ukrywać, że internet jest jak brzytwa w ręku małpy. Emocjonalne podejście do sprawy ACTA zamazuje wiele aspektów tej ustawy. Nie ma co też udawać, że ktokolwiek wie, jak to zrobić, by wszyscy byli zadowoleni. Po prostu jest to teren nowy, do którego musi być dopiero dopasowane odpowiednie prawo.
Ludzi nie można jeszcze puścić samopas. Np.pornografia w internecie kosztowała już życie wielu dzieci. Czy ważniejsze jest to, żeby móc sobie swobodnie popisać, czy to, żeby ukrócić proceder pedofilski?
Z tymi prawami autorskimi to według mnie tylko ściema. Taki autor też sam z siebie nic nie wymyśla, lecz na bazie tego, co zobaczył lub przeczytał, czyli korzysta z dorobku intelektualnego innych ludzi. Czy im też płacił za ich "dorobek intelektualny" ? - przecież nie.
Cała ta akcja protestacyjna z ACTA zbiega się "cudownym trafem" z protestami w Polsce. Ciągłe ataki na rząd osłabiają nasz kraj. Dziś rozmawiałam ze znajomą, która ma znajomą lekarkę, i ta wytłumaczyła mojej znajomej, co to są "leki za złotówkę". Otóż na te leki za złotówkę składamy się my wszyscy, bo one złotówkę kosztują tylko dla kupującego. Aptekarz zarabia na tym różnicę między tą złotówką, a ceną właściwą.
Ostatnio na przykład kierowcy protestowali przeciw wysokim cenom paliwa. Pretensje mieli do rządu. Ale jaki to ma sens? Przecież to nie rząd ustala ceny na paliwo. Gdyby rząd zrezygnował z akcyzy, to rzeczywiście brakowało by pieniędzy w budżecie - na płace dla nauczycieli, na wypłatę emerytur, na utrzymanie wojska, policji i administracji, czyli państwo uległo by rozkładowi.
I tego stanu rzeczy nie odwróciłby "nowy rząd", ponieważ gdy nie ma pieniędzy, to ich nie ma. I nawet nie byłoby wówczas skąd ich wziąć. Za co urządzono by "nowe wybory"? Kto by poopłacał komisje, skąd brałby kasę na apanaże dla swoich, wepchniętych na stołki? czy może istniej możliwość, byśmy byli zarządzani komisarycznie przez Unię Europejską? Z wojskiem naszym problemu by nie było, ponieważ nie ma tego dużo i łatwo wchłonęło by je NATO. Policja złożyła by nowe przysięgi nowym panom - i tyle. Czy jaki jest scenariusz na wypadek upadku naszego rządu i niemożności powołania nowego? U nas nie ma królowej, jak w Belgii, która choć spełnia rolę jedynie reprezentacyjną, to nie przeszkadza jej to być właścicielką większej części majątku narodowego, więc w geszeftach jest na bieżąco.
Kierowcy powinni pomyśleć, dlaczego są wciąż wyższe ceny na paliwo. Kto to powoduje i dlaczego. Od czasu "hegemonii USA" w wyniku wojen agresywnych zdestabilizowane zostały rynki paliwowe. Wojny te wywołane zostały w tym celu i tak dokładnie jest, jak było zamierzone.
Teraz USA jeszcze chcą, by zmusić Iran do wstrzymania zaopatrzenia Europy w ropę przy pomocy embargo. Czy to obniży ceny paliw? Czy temu też będzie winien polski rząd?
Jeżeli kierowcy protestują przeciw rządowi, a ten nie ma żadnego wpływu na ceny paliw - ponieważ mamy KAPITALIZM, przypominam - to są to protesty sterowane, a nie spowodowane niezadowoleniem kierowców z pracy rządu.
Taki numer już przerabialiśmy z "solidarnością" i "godnością dla robotników", którzy mają teraz o wiele gorzej, niż za czasów PRLu. Nie powinniśmy się ponownie na to nabrać, bo już wiemy, czym się to skończy i nie trzeba do tego żadnej wielkiej wyobraźni.
Dlaczego telewizja państwowa u nas pokazuje kierowców narzekających na rząd, ale nie ma w niej miejsca na wyjaśnienia rządu? - trzydzieści sekund było dla Tuska, dla wciąż tego samego "kierowcy" ponad pięć minut. Dlaczego telewizja polska nie jest płaszczyzną, na której rząd mógłby nawiązać kontakt z obywatelami?
Jeżeli te protesty będą skuteczne, mam na myśli np. kierowców, ale pewnie dojdą do tego i inne grupy niezadowolonych, to rząd może i obniży akcyzę na paliwo. O parę groszy. O te parę groszy podniosą koncerny naftowe cenę ropy, a kierowcy będą płacić więcej. Z tym, że w polskiej kasie będzie mniej pieniędzy na wypłatę świadczeń z puli rządu. Pytanie: komu to służy? czy ludziom? NA PEWNO NIE!
Jeżeli blokować ACTA, to rzeczowo, spokojnie, i co najważniejsze: bardzo przejrzyście. Tak, by pod ten protest nie udało się podczepić jakiegoś nieszczęścia dla nas.
Lepiej, by niektórzy mieli okazję do szyderstw względem mnie, ponieważ ja się mylę, niżby mieli po fakcie płakać, że jednak miałam rację. Mnie na żadnej racji nie zależy.
Tak tylko przypominam, gdyby koś tego nie zauważył.
Bo o wolność zawsze walczyliśmy my z nimi a oni z nami i między sobą. I nie inaczej jest teraz. Szkoda, że autorka wywiadu fakt ten przeocza.
[Z tymi prawami autorskimi to według mnie tylko ściema. Taki autor też sam z siebie nic nie wymyśla, lecz na bazie tego, co zobaczył lub przeczytał, czyli korzysta z dorobku intelektualnego innych ludzi. Czy im też płacił za ich "dorobek intelektualny"? - przecież nie]
Zależy o które prawa chodzi. Prawa autorskie dzielą się na osobiste i majątkowe. Osobiste to m.in. prawo do ojcostwa utworu, majątkowe natomiast są najkrócej mówiąc prawem do zarabiania na nim. Autorskie prawa osobiste nie podlegają zbywalności, autorskie prawa majątkowe zaś są najczęściej przenoszone przez autorów (twórców) na rzecz wydawcy (kapitalisty). Chyba więc jasne samo przez się, że w tej ustawie chodzi o autorskie prawa majątkowe, czyli o zabezpieczenie kapitałowi zysków czerpanych z czyjejś twórczości. Sorry za te wyjaśnienia, ale powyższa wypowiedź nany świadczy, że niektórym są one potrzebne.
Autorskie prawa osobiste przeważnie są na każdym kroku naruszane przez kapitał. Znam przykład autorki-tłumaczki, której prawa wydawca (kapitalista) złamał w najbardziej elementarny sposób - nie podpisał dzieła jej imieniem i nazwiskiem. Autorka wystąpiła oczywiście do sądu z żądaniem zadośćuczynienia finansowego. Sąd, niezbyt w ogóle orientując się w rzeczy (albo raczej udając), jedynie nakazał wydawcy... "przeprosić" autorkę. O żadnym zadośćuczynieniu finansowym jego zdaniem nie może być mowy. Tak oto wygląda w kapitalizmie respektowanie autorskich praw osobistych. Autorzy zresztą często nie mają świadomości swych naturalnych praw. Nawet jednak gdyby ją mieli nic wielkiego by z tego nie wynikało. Kto bowiem za nimi stanąłby? Inni autorzy? He, he, oni tylko czekają na problemy swych "konkurentów". Państwo? Doskonały żart! Zadaniem kapitalistycznego państwa jest ochrona kapitalistów - w tym przypadku posiadaczy i dysponentów autorskich praw majątkowych. (Cały czas mówię rzecz jasna o autorach dzieł drukowanych, jak wygląda w przypadku np. programów komputerowych nie mam pojęcia, ale nie przypuszczam, by jakoś zasadniczo odbiegało od powyższego). Tak że reasumując niekoniecznie musi to być taka ściema. Państwu, ponieważ jest ono wyrazicielem interesów kapitału, rzeczywiście może zależeć na poszanowaniu praw autorskich. Z tym że autorskich praw majątkowych, zazwyczaj należących do kapitału. W niczym nie zmienia to jednak podstawowej sprawy, a mianowicie likwidowania ostatniego przyczółka wolności, jakim jest Sieć. Tym oto sposobem po raz kolejny okazuje się, że uroszczenia państewka i "prawa" kapitalistów idą ze sobą w parze.
na przykład, temu, kto wynalazł dźwięk. Wszystko inne to już przetwarzanie tych dźwięków, czyli korzystanie z tego, co już ktoś wymyślił.
To samo z pisarzami - najpierw niech płacą temu, co wymyślił pismo. Najlepiej od każdej litery.
Nie ma praktycznie na świecie ani jednego człowieka, który potrafiłby cokolwiek samodzielnie wymyślić. Zawsze jest to robione na bazie posiadanych wiadomości - dostarczonych przez innych ludzi, i z materiału już istniejącego.
Ponieważ jak wiadomo, z niczego można zrobić wyłącznie nic.
Więc żadne prawa autorskie nie mają sensu. Poza tym nigdy nie wiadomo, czy ktoś już wcześniej o tym nie napisał/pomyślał/powiedział, bo nie ma możliwości tego naprawdę i w stu procentach sprawdzić. Więc w tym wypadku zyski z "praw autorskich" miałby ktoś, kto ma dostęp do możliwości wymuszenia na ludziach zapłaty za to, co mu do głowy przyszło. Przy tym głowy to on sobie też sam nie wymyślił.
Przykładowo, gdyby rolnik chciał mieć do każdego kartofla płacone prawa autorskie, to biada narodowi!
Jeżeli ktoś kupi sobie kartofle, to może robić z nimi, co mu się podoba, może je podarować sąsiadowi, zrobić z nich pyzy, posadzić na działce, żeby wyrosły nowe, albo zostawić, żeby zgniły i śmierdziały.
Tak samo ma się rzecz np. z książką. Jeżeli ktoś chce książkę kupić, no to kupuje. Nie da się kupować książki na strony, lecz całość. A może komuś całość niepotrzebna, tylko mały wycinek?
Z tymi "artystami" i ich "prawami autorskimi" chodzi tylko o to, że każdy "twórca" marzy o tym, by stać się milionerem, na wzór niektórych - promowanych przez media wówczas, gdy przemilczani są inni, wcale nie gorsi, a często przeciwnie! - i gdy nie udaje się to na zasadzie dobrowolności, to chce to na ludziach wymusić. Nie ma natomiast przymusu bycia "twórcą". Gdy się komuś ten "zawód" nie podoba, no to zawsze można zrobić opłacany przez urząd pracy kurs obsługi miotły i swoim czynnym działaniem poprawiać estetykę naszych miast i wsi. Też praca jak najbardziej twórcza.
Poza tym żadna prawdziwa sztuka nie powstała nigdy - i nigdy nie powstanie - dla pieniędzy. Istotą sztuki jest jej uniwersalizm, wynikający z natchnienia - co jest jednoznaczne z odczuwaniem harmonii z Wszechświatem i brania stamtąd wizji, co się automatycznie przekłada na jakość dzieła.
Robienie czegoś dla kasy daje efekty widoczne także u nas; sama chałtura, badziewie, byle co. Za głośne, za nachalne, ordynarne, napaćkane przypadkowo. Nie ma już ani ładnych obrazów, ani ładnych rzeźb, ani przyjemnej muzyki. Widocznie człowiek może zrobić tylko to, co ma niejako w środku. Ludzie stali się byle jacy i ich produkty też są byle jakie. Nie cieszą one ich samych i nie cieszą ich odbiorców.
W pewnym zakładzie fryzjerskim jest ponoć tabliczka z napisem:
"uprasza się o nie słuchanie muzyki płynącej z głośników, ponieważ jest ona tylko dla personelu".
Jeżeli autor książki bierze za nią pieniądze, a w przypisach są dwie strony wyszczególnione, z kogo zrzynał, to co to za autor? I gdzie on coś wymyślił? Od wieków jeden korzysta z przebłysków intelektu drugiego. Kto komu i za co ma w tym wypadku płacić? Czy za związanie wielu wyjątków z wielu książek innych autorów w jedno "dzieło"? Czasochłonne to jest, niewątpliwie. Ale nie jest to w żadnym razie dzieło własne.
Z czegoś taki autor żyć musi, to fakt. Ale żeby zaraz żądać za to milionów?
Prawa autorskie do wszystkiego ma tylko i wyłącznie sam Stwórca, Bóg Wszechmogący. Przerabianie jednej martwej materii w inną martwą materię nie jest żadnym tworzeniem czegoś nowego.
Jeżeli zaś chodzi o samą wolność, to wypada się zastanowić nad jej istotą. Gdzie kończą się bowiem moje granice, a gdzie zaczynają granice bliźniego i to w taki sposób, żebyśmy oboje mogli czuć się wolni?
Dla Sierpa i Młota
mam pasujący jak ulał fragmencik z Wańkowicza:
"Stale powtarzała się historia tego petenta, który ubiegał się o miejsce w orkiestrze:
- Nie umiem grać, ale jedno miejsce podejmuję się objąć: mogę machać pałeczką".
Przeciętni autorzy książek, bez różnicy czy literatury pięknej, czy np. "Fizyki dla dociekliwych", nie dopominają się milionów choćby z tej prostej przyczyny, że na ogół nie mają ku temu podstaw prawnych. Z chwilą odpłatnego całościowego przeniesienia swych autorskich praw majątkowych na wydawcę, co przeważnie jest warunkiem wydania książki, de facto tracą oni wszelkie prawa do swego dzieła (oczywiście za wyjątkiem praw osobistych, ale to nie wchodzi w zakres tych rozważań). Tym samym "prawo" dochodzenia się owych milionów mają korporacje wydawnicze.
strasznie duzo sie rozpisujesz, ale tym razem czytanie tego nie ma najmneijszego sensu
pierwsze zdanie wystarczy - "kontrola internetu jest konieczna"
otoz nie tylko nie jest konieczna, jest wrecz generalnie zbedna, a nawet w niektorych co najmniej aspektach niedopuszczalna
i to wszystko w tym temacie!
daj bowiem jakikolwiek konkretny argument za kontrola internetu, tj. tlumaczacy ze jakkolwiek realnie szkodliwe w realnym swiecie moze byc to, co tam sie gdziekolwiek znajduje w wirtualnej rzeczywisosci
podejrzewam natomiast ze cala reszta Twego wywodu jest co najwyjzej na nowo rozwazaniem Lessiga
ba, nawet służba zdrowia, bo więcej jest ludzi zdrowych niż chorych. Traktujesz to z pozycji "mnie to nie dotyczy". Optymalne byłoby, gdyby konieczna nie była. Jednak jest to niemożliwe. Ludzie zatracili poczucie granic - uczciwości, przyzwoitości itd. więc samo nie będzie się to regulować, lecz musi być regulowane z zewnątrz. Wyobraź sobie chociażby, że każdy, kto chce, mógłby przysyłać Ci reklamy - jest wolność, więc wolno i to bez ograniczeń.
Może trudno Ci w to uwierzyć, ale do wielu wniosków dochodzę niejako sama. Owszem, gromadzę nieco wiedzy, ale nie biorę wszystkiego, jak leci. I co ciekawe, często jest tak, że gdy dochodzę do jakiegoś wniosku, to tuż potem trafiam na książkę akurat o tym.
wrecz idealnie potwierdza moje twierdzenie
w wirtualnym swiecie nie dzieje i dziac sie nie moze nic realnie na prawde niebezpiecznego, uzasadniajacego jakikolwiek zasieg panstwowej kontroli
na argument o reklamach odpowiadam - niech sobie ich sla ile chca i gdzie chca: do programu pocztowego jak i do przegladarki mam filtr na reklamy; produkty te nie sa oferowane przez panstwo, a tylko one sa skuteczne, NIE jakakolwiek silna panstwowa kontrola
dotyczy to moim zdanie wszystkich tzw. "problemow" ad internetu; jesli panstwo chce chronic np. dzieci przed pornografia czy przemoca w siedzi, niech placi programistom za tworzenie dobrych filtrow itp. aplikacji, zeby je rozdawac rodzicom za darmo; tak samo moze panstwo placic za tworzenie filtrow przeciw reklamom, jesli spoleczenstwo uzna w demokratycznym procesie, ze chce na to przeznaczac podatki
nie ma natomiast zadnego powodu, aby panstwo placilo z podatkow spoleczenstwa, np. za obsluge "z urzedu" organow scigania i karania czlonkow spoleczenstwa za cokolwiek wrzucanego do sieci
czekam na dalsze argumenty...
ps. jesli chodzi zas o ochrone wlasnosci intelektualnej - producenci chca w taki sam sposob przerzucic na panstwo i spoleczenstwo koszty swojego zabezpieczenia, a przeciez kto im broni zabezpieczac swoje "wyroby" jak tylko sobie chca; byleby tylko nie oczekiwali od rzadu scigania tych co sobie to wszystko omina na wlasne potrzeby