w zasadzie swymi punktami określił SLD jako najbliższe prawdziwej lewicy, nie określa się ono przez antyklerykalizm, rewolucyjne nie jest, jest za aktywniejszą rolą państwa, naukowe nie jest już na pewno... idźta i głosujta!
@nie dla „rewolucji”, tak dla „zmiany”.
Szkoda, że pan Mencwel podobnych tekstów nie pisał w czasach PRL, wtedy pisał odwrotnie i jakoś realizm nie podpowiadał mu, że geopolityka itp. Człowiek kapitalizmu, skreślony dla lewicy.
Akurat Hajdarowicz to nie najlepszy przykład. Ten były członek KPN reprezentuje na równi z Palikotem warstwę nowobogackich, którzy zaczynali na antykomunistycznej (bogoojczyźnianej nieraz) prawicy, potem jednak dorobili się na majątku na transformacji i dostrzegli, że stare religijno-patriotyczne wartości uwierają ich, bo ograniczają swobodę luksusowej konsumpcji. Nieprzypadkowo zmiana poglądów często idzie tu równolegle do rozwodu (mający na ogół formę wymiany żony na nowy model) czy nawet jak w przypadku Hajdarowicza pochwały poligamii. Stąd ta nagła "lewicowość" nowobogackich. Być może jednak polskim lewicowcom taka "lewicowość" wystarcza.
Do czego zmierzam: to, co obserwujemy, to kryzys konserwatywnej nadbudowy, która okazuje się być niedostosowana do liberalnej bazy. Ale to nie oznacza lewicowości w sensie społecznym, a tylko przemiany obyczajowe. O ile krytyka Kościoła jest powszechna, to krytyka kapitalizmu zerowa, co najwyżej incydentalna. I mylą się ci, którzy sądzą, że po krytyce nadbudowy przyjdzie pora na krytykę bazy - klerykalizm krytykowany jest nie z pozycji socjalistycznych (tj. egalitarno-kolektywistycznych) ale z pozycji liberalnego indywidualizmu. Te same osoby, które ostro krytykują ingerencję Kościoła w ich życie są często równie wrogie wobec ingerencji państwa. Nie dalej jak wczoraj miałem taką dyskusję, w której antyklerykałowie atakowali sam fakt przymusowego pobierania podatków.
Nie odwagi tylko pieniędzy potrzebuje lewica.
Od fundamentów trzeba budować więc od pryncypiów się nie ucieknie.
Opozycja neoliberalizm czy socjalizm jest całkiem naturalna i najbardziej istotna w dzisiejszych przemianach społecznych chociaż właściwsze byłoby użycie określeń indywidualizm czy socjalizm, bo indywidualizm rozwija się na ideologii liberalizmu.
To fundamentalna sprzeczność naszch czasów i ta sprzeczność powinna być artykułowana przez lewicę, stawiana jako opcja. Społeczeństwo musi mieć świadomość czym jest indywidualizm a czym socjalizm rozumiany jako wspólnotowość, przeciwieństwo indywidualizmu. Neoliberalizm przechyla szalę na stronę indywidualizmu, zakłamując socjalizm przez historyczne asocjacje. Socjalizm trzeba rozumieć jako wspólnotowość i tu jest rola lewicy. Dajmy impuls do wspólnotowości.
Zadaniem lewicy byłoby wstępnie odkłamać socjalizm jak to już ktoś mądry postulował ;)
Dopiero po uzyskaniu takiej świadomości społeczeństwo może sięgnąć (bez rewolucyjnego obalania tego co jest) po wspólnotowe, oddolne, pozarządowe narzędzia rozwoju o których autor wspomina, a lewicowy rząd powinien wspomagać takie inicjatywy.
Obawiam się także, że *lewica* autora tekstu zapatrzona w idola wolności pogubi na drodze społecznej gospodarki rynkowej ważny postulat sprawiedliwości społecznej. To wydaje się prawdopodobne, bo te niezbędne regulacje gospodarki rynkowej mogą zdominować przedstawiciele Kapitału w myśl zasady *demokracja demokracją, a prawo musi być po naszej stronie* :), jak to się ostatnio przydarzyło z ACTA.
Moje obawy uzasadniam nie tylko swoją intuicją. Ostatnio oglądałem dyskusję z udziałem filozofa niemieckiego młodszej generacji Richarda Davida Prechta ( kojarzy mi się z Sierakowskim) Ten w pewnym momencie wygłosił przekonanie, że liberałowie którzy stawiają na pierwszym miejscu wolność zapominają o tym, że wolność bez sprawiedliwości społecznej staje się bezużytecznym mamidłem, prowadzi albo do kompletnego chaosu, albo do władzy oligarchii.
Ciekawe ile czasu zajmie całej lewicy zrozumienie, że elitarna własność środków produkcji jest z natury rzeczy sprzeczna z ideą sprawiedliwości społecznej, a płynąca z niej potężna władza urąga jakiejkolwiek demokracji.
Wydawałoby się, że dziś widać wyraźnie, że po epizodycznym sukcesie, koncepcja welfare state nie jest na tyle silna, by oprzeć się szturmowi (koniecznie neło-)liberalizmu, czy może prościej interesom kapitalistów, ale nie, mrzonki o społecznej gospodarce rynkowej są wciąż żywe. Podobno nadzieja umiera ostatnia...
Na marginesie, ja tu nie twierdzę, że należy podpalać banki, robić rewolucję, albo wręcz przeciwnie. Póki co rzecz dotyczy jedynie diagnozy obecnego stanu rzeczy, w mniejszym stopniu tego, jak "być powinno", a dopiero po tym można będzie zastanawiać się nad strategią działania...
Przy ich zachowaniu zaś nie będzie równości a bez niej także wolności. Obywatelami natomiast będą tylko ci, którzy już nimi są, czyli właściciele. Po co więc lewica, by doskonalić to, co już jest ale nie w kierunku społecznej sprawiedliwości? Nie piszę się na to, choć nie przestaję być entuzjastą lewicowości.
Lewica nie powinna walczyć z "ciemnogrodem", bo to są ofiary przywiązania do tradycji i źle ulokowanej lojalności.
Walczyć trzeba z Kościołem jako takim o"ciemnogrodzian", którzy są ludźmi najczęściej biednymi, wymagającymi opieki państwa a nie potępienia i zapomnienia.
Już tu to kiedyś pisałem - walka z tradycją, to walka
zaplanowana na wiele pokoleń i bez pewności zwycięstwa.
Ponieważ jednak Kościół używa wiernych jako tarczy w walce o swe przywileje, więc nie da się uniknąć ostrych słów krytyki pod adresem jednych i drugich.
Ludziom trzeba stale przypominać, że "broniąc krzyża",
bronią tak naprawdę pałaców biskupich a nie kościołów, że pieniądze płynące na katechetów czy kapelanów wypływają z ich kieszeni.
Że głosując na prawicę, nie głosują za Panem Jezusem
przeciwko poganom, ale za utrwaleniem swej zależności od
księdza proboszcza, który nawet jeśli jest porządnym człowiekiem to i tak obowiązuje go ślepe posłuszeństwo biskupom i robi tak, by korzyść przynieść Kościołowi a nie ludziom pracy.
Że patriotyzm to co innego niż wierność Kościołowi.
Czy to zrozumieją to już inna sprawa ale chowanie głowy w piasek, tak jak to robił dotychczas SLD, to droga do klęski wyborczej i zaprzepaszczenie szans na zmianę.
Przeciwnika trzeba wskazać i pokonać, bo w przeciwnym wypadku w sprzyjających okolicznościach, on nas pokona.
Co przecież już się stało - lewica jest całkiem bezradna,
okrzyknięta bezzasadnie partią złodziei i karierowiczów.
Więc nie ma co udawać strusia.
Roger, skoro chodzi o kasę to są następujące możliwości:
a) przeprowadzić ekspropriację burżujów,
b) rozkręcić działalność gospodarczą,
c) napisać wniosek do Unii o grant na zrobienie rewolucji,
d) żebrać u Palikota.
Którą odpowiedź wybierasz. Chyba zgadnę...
Tylko socjalizm, tylko społeczna własność środków produkcji może odmienić naszą rzeczywistość. Żadne tam "zmiany", "wykorzystanie rynku do dobrych celów", i inne "łatanie dziurawego swetra".
Tylko rewolucja - która może być całkowicie bezkrwawa - może doprowadzić do socjalizmu! Innej drogi nie ma.
Dziwne, że po 145 latach od wydania I tomu Kapitału niektórzy nadal wierzą, że kapitalizm da się udobruchać.
Historia udowodniła dwie rzeczy.
Pierwsza - socjalizm MOŻE zostać zdegenerowany przez rządzącą biurokrację.
Druga - rozwiązania socjaldemokratyczne ZAWSZE zawodzą i nigdy nie znoszą kapitalistycznego wyzysku i niesprawiedliwości, jedynie nieznacznie go łagodzą.
jaki jest problem w tym że KP wydaje niezrozumiałe książki z socjologii. To przez to nie ma w Polsce lewicy?! Zamiast (niczym wujo dobra rada) mówić innym czego nie powinni wydawać, wydawaj swoje, zrozumiałe!
Od słuchania zarzutów wobec KP o hermetyczność i akademickość to już uszy więdną. Chcą tacy być? ich sprawa i wolna wola! Wyznaczyli sobie swoje poletko zainteresowań i odwalają na nim znakomitą robotę. w czym problem? chyba w tym że w Polsce zawsze "życzliwi" wiedzą lepiej, co kto inny powinien robić, a najlepiej żeby było jak w tej modlitwie, boże spraw żeby sąsiadowi zdechła krowa.
Inna sprawa, że Krytyka kilkakrotnie zaprzeczyła tej akademickiej hermetyczności, chociażby wychodząc na ulicę z Kolorową Niepodległą czy dawniej angażując się w pielęgniarskie Białe Miasteczko.
Samo uwalnianie ludzi od kościelnego "ciemnogrodu" niewiele pomoże, bo bez edukacji jego miejsce zajmie astrologia, wróżbiarstwo i inna tego typu ciemnota, a ludzie wpadną w sidła żerujących na tym paskarzy, dla których Kościół jest jedynie konkurentem. Najgorszym, bo ma praktycznie monopol na prawdę o tzw. życiu duchowym.
Z drugiej strony, jeśli zapewni się odpowiednią edukację, to i religia, czy rzeczona astrologia przestanie być źródłem manipulacji, tak jak czytanie poezji nie przeszkadza w rozumieniu tekstów pisanych prozą...
Szanse na zbudowanie ustroju opartego na demokratycznej władzy rad robotniczych, na społecznej własności środków produkcji, na wolności słowa wynoszą - 50 na 50.
Stosując się do programu socjaldemokracji szanse na zniesienie wyzysku kapitalistycznego, anarchii rynku, bezrobocia, imperialistycznej grabieży na trzecim świecie wynoszą - 0.
"Szanse na zbudowanie ustroju opartego na demokratycznej władzy rad robotniczych, na społecznej własności środków produkcji, na wolności słowa wynoszą - 50 na 50."
***
"Wolność słowa" i "władza rad robotniczych", to postulaty wzajemnie sprzeczne, co zostało już sprawdzone w praktyce.
Chyba, że Pan dopiero co się urodził i nie wie co działo się na świecie w ciągu ostatnich stu lat.
Ale zostało to dokładnie opisane i każde dziecko wie, że rzekomo szlachetne zamiary bolszewików zamieniły się w koszmar milionów ludzi. I dopóki żyją jeszcze ludzie pamiętający czasy tamtego totalitaryzmu, żadnych szans 50/50 na restytucję nie będzie.
"Stosując się do programu socjaldemokracji szanse na zniesienie wyzysku kapitalistycznego, anarchii rynku, bezrobocia, imperialistycznej grabieży na trzecim świecie wynoszą - 0."
***
Strasznie Pan ambitny ale słabo poinformowany - wszystkie te problemy świata, które chce Pan usunąć przy pomocy ustroju opartego na władzy rad robotniczych płyną
nie z wyzysku, ale ze strukturalnego niedostatku surowców i przeludnienia, powiązanego z zapóźnieniem technologicznym. Żadne rady robotnicze tego stanu rzeczy nie poprawią - trzeba szukać dróg realnych, a taką jest
socjaldemokratyczna droga rozwoju.
Natomiast "rady" taki sposób miały, po prostu równiej dzieliły to, co wyprodukowały. Nie pozwalały marnować środków na pałace, bo każdemu musiało wystarczać jakieś tam "M". Nie trzeba więc poszukiwać dróg do budowy jeszcze wspanialszych pałaców dla nielicznych i jeszcze podlejszych nor dla większości. Wystarczy wrócić do "rad" do i "M", oczywiście mówiąc w uproszczeniu.
Najważniejsze dla diagnozy jest właściwe rozpoznanie sytuaacji.
Żeby wiedzieć chociażby kto rządzi, tego większość nie wie, chociaż czuje, że jest źle rządzona i chociażby się zatraciła w staraniach i wysiłkach pozostanie w grupie, która nie będzie miała udziału we wzroście produktu ogólnego i nadziei na lepsze życie. Świadomość tego rodzi się powoli. Zaczął się ruch społeczny Occupy Wall Street, Ruch Oburzonych inne ruchy
Żeby chociaż wiedzieć na pewno kogo można opatrzyć etykietą kapitalisty. Dezorientacja na tym polu jest kompletna. Panują jeszcze XIX wieczne stereotypy.
Żeby chociaż wiedzieć dokładnie jak funkcjonuje światowy system kapitałowy i jaki wpływ ma na funkcjonowanie oraz stan państw i społeczeństw. I tutaj jak się zdaje prawda zasypywana jest lawiną propagandowych śmieci.
Żeby chociaż wiedzieć czym jest ten ne(ł)oliberalizm, bo chociaż to słowo powtarzane jest do obrzydzenia to jednak niewielu nawet ludzi lewicy zdaje sobie sprawę z czym mamy do czynienia. Stąd lekceważenie tego zjawiska i szukanie ukojenia u ś.p. K.Marksa.
Żeby chociaż wiedzieć jakie drogowskazy ideowe są prawdziwe, a jakie fałszywe.
Żeby chociaż wiedzieć, znać swojego prawdziwego, ideologicznego wroga. Czy jest nim np. Kościół Katolicki, który powoli traci na znaczeniu, czy może neoliberalny Kościół Kapitału ?
Żeby chociaż wiedzieć na pewno kto jest lewicowcem, a kto nim nie jest. Wielu bowiem ulega złudzeniom gdy ktoś zakłada czerwoną czapeczkę i mówi ja lewica.
Jak widać przed diagnozą musi się rozegrać walka o świadomość ludzi zatrutych neoliberalnym czadem.
przymuszanie do czegokolwiek żadnej świadomości nikomu nie ukształtuje. Jeżeli kogoś przymuszać byłoby trzeba, oznacza to ni mniej ni więcej, że ten ktoś nie jest na takim poziomie, by swoją świadomość samodzielnie i dobrowolnie zmienić. Jak do tej pory to widać wyraźnie, że ludzie wolą gorzej, ale po swojemu. Jak więc ma się udać w tej sytuacji stworzenie świata przyjaznego dla każdego?
Gdyby stał się cud i np. dziś każdy miałby identyczne szanse i identyczny majątek, to już pojutrze mielibyśmy znowu to, co mamy teraz.
Tu trzeba na coś się zdecydować: albo dajemy ludziom wolność i niech na bazie własnych pomyłek kształtują sobie swoją świadomość, albo dopuszczamy pewne formy przymusu nie bacząc na nic, by jednak całość pchnąć nieco naprzód.
Jak do tej pory to ludzie nauczyli się korzystać ze swojej wolnej woli jedynie wówczas, gdy mogą komuś zaszkodzić. Do myślenia w kategoriach całości, w kategoriach dobra wspólnego jeszcze nie dorośli. Ludzie myślą, że tylko ten, kogo na kradzieży złapią, to złodziej. Tymczasem złodziejem jest każdy, kto kradnie.
Jeżeli ktoś sam ze sobą lubi bawić się w kotka i myszkę, a potem nagle stwierdza, że swój czas stracił bezpowrotnie i żąda od społeczeństwa za ten zmarnotrawiony czas rekompensaty, to nie ma na nią szans, bo nie ma z czego jej wypłacić.
Co da wymyślanie najpiękniejszych nazw na najwspanialej wymyślone systemy polityczne, gdy człowiek do żadnego z nich nie pasuje? Zawsze jest trochę tego, trochę czego innego. Według mnie, inaczej wcale się nie da.
Manifest, k...wa...
Którzy ludzie tak myślą?
Całe miesiące na próżno szukałem znaku, że ktoś przeczytał moje uwagi. A dziś mam szczęście. Angka Leu, autorka dwu tysięcy z hakiem komentarzy odpisała :)
Na Twoje pytanie, w zamyśle retoryczne, nie ma prostej odpowiedzi. Co innego działanie docelowe, co innego działanie w okresie przejściowym. Co więcej, mój kolega Karol twierdzi, że w starym systemie muszą pojawiać się elementy konstytujące przyszły system. Czyli b) jak baza ekonomiczna jest przydatna.
Po pierwsze - skończ z tymi panami, panów już dawno obaliła komuna ;-]
Po drugie - historia bynajmniej nie udowodniła, że władza rad robotniczych i wolność słowa to postulaty wzajemnie sprzeczne. Stalinowski brumaire to nie władza rad robotniczych. Zaraz powiesz, że to Lenin pierwszy wydał dekret ograniczający wolność prasy. Tak, wiem, Lenin.
Przypomnijmy jednak okoliczności w jakich to nastąpiło: wojna rozpętana przez Białych Rosjan (Denikin, Kołczak, Wrangel), Amerykanów (korpus czechosłowacki), Francuzów, Anglików, Japończyków, Niemców. Szalejący biały terror, który był przyczyną czerwonego, a który wg. książki 'Wokół terroru białego i czerwonego 1917-1923' pochłonął 250 tys. ofiar (na czerwonych) oraz 100-300 tys. ofiar (pogromy na Żydach). Warto przypomnieć, że już pod koniec listopada 1917 roku Biali rozstrzelali pod murami Kremla cały batalion czerwonych jeńców.
Więcej na ten temat znajdziesz tutaj -->
a) http://www.internacjonalista.pl/historia-i-wspoczesno/31-spor-o-rewolucj-padziernikow/737-andrzej-witkowicz-historycy-bolszewicy-terror.html
b) http://www.1917.net.pl/?q=node/2749
Myślę, że dobrze byłoby również przytoczyć fragment leninowskiego dekretu o prasie:
"Wszyscy wiedzą, że prasa jest jedną z najpotężniejszych broni w rękach burżuazji. Specjalnie w obecnej chwili, w krytycznej chwili umacniania się władzy robotników i chłopów, nie można było pozostawiać w rękach wroga broni, w tej chwili równie niebezpiecznej jak bomby i karabiny maszynowe. Oto dlaczego zastosowano tymczasowe środki wyjątkowe dla przerwania potoku błota i oszczerstw , w którym żółta i zielona prasa chętnie by utopiła młode jeszcze zwycięstwo ludu
Gdy tylko nowy ustrój zostanie utrwalony, wszystkie administracyjne restrykcje w dziedzinie prasy zostaną cofnięte; prasa będzie posiadała zupełną wolność (...)
Jednakże, licząc się, z tym że ograniczenie wolności prasy nawet w chwilach krytycznych dopuszczalne jest tylko w granicach niezbędnych, Rada Komisarzy Ludowych postanawia:
1) Zamknięciu podlegają tylko organy prasy:
a) Nawołujące do nieposłuszeństwa lub wystąpienia przeciwko rządowi robotniczo-chłopskiemu
b) Siejące zamęt przez jawnie oszczercze przekręcanie faktów
c) Nawołujące do czynów przestępczych ściganych sądownie
2) Tymczasowe lub stałe zamknięcie organów prasy zostaje dokonane tylko na podstawie decyzji Rady Komisarzy Ludowych
3) Dekret niniejszy ma charakter tymczasowy"
Niestety Lenin nie zdążył doczekać do utrwalenia władzy ludowej, zachorował, potem szybko zmarł. Po jego śmierci ( a właściwie to jeszcze przed) władzę zagarnęła biurokratyczna klika bezwzględnego Stalina.
Nie było szans na zniesienie tymczasowego dekretu o prasie.
Ale nawet jeśli przyjąć hipotetycznie, że Lenin i Bolszewicy (nie staliniści) chcieli cenzury na zawsze (co jest nieprawdą) - to i tak ostatecznie nie udowadnia to, że władza rad robotniczych i wolność słowa to postulaty wzajemnie sprzeczne.
Bo kto powiedział, że przyszła władza rad robotniczych ma kopiować jota w jota decyzję, jakie podjęto prawie 100 lat temu w zacofanym, pół-feudalnym kraju...?
Po trzecie -
Tarak napisał: "Strasznie Pan ambitny ale słabo poinformowany - wszystkie te problemy świata, które chce Pan usunąć przy pomocy ustroju opartego na władzy rad robotniczych płyną
nie z wyzysku, ale ze strukturalnego niedostatku surowców i przeludnienia, powiązanego z zapóźnieniem technologicznym. Żadne rady robotnicze tego stanu rzeczy nie poprawią - trzeba szukać dróg realnych, a taką jest
socjaldemokratyczna droga rozwoju."
Na świecie rocznie produkuje się tyle żywności, że każdy mógłby się najeść do syta i to nawet jeśli było by nas 5 razy więcej na planecie!!!
Mimo to każdego dnia z głodu umiera ok. 20 tys samych tylko dzieci. (oficjalne dane raportu ONZ)
Socjaldemokracja rządziła i rządzi w wielu rozwiniętych krajach - i co?
I nic. Bo też nic być nie może. Mechanika kapitalizmu nigdy nie pozwoli socjaldemokracji na zmiany. Nawet jakby socjaldemokracja ich chciała...
Nigieria ma tyle ropy naftowej, że mogłaby być drugą Norwegią (lub chociaż drugim Iranem). Kongo jest bogate w metale rzadkie (słyszałeś pewnie o tzw. wojnach konsolowych ?) W ogóle cała Afryka jest bardzo bogata w surowce. Nic z tego, skoro zachodnie i teraz również chińskie koncerny trzymają na nich przysłowiową łapę, czerpiąc zyski na wyłączność.
Zapóźnienie technologiczne. Jak najbardziej, ale co jest jego przyczyną? Kolonializm, następnie kapitalistyczny imperializm.
Jeśli w krajach trzeciego świata nie nastąpi rewolucja, to rodzimego przemysłu jak nie mają - tak nie będą mieli. (ludność służy jako tania siła robocza dla zachodnich koncernów, które korumpują miejscowych polityków.). Długi jakie są tak będą jeszcze większe.
Oczywiście, rewolucja w odizolowanym kraju, w warunkach zglobalizowanego kapitalizmu od razu nie przyniesie poprawy. Rewolucje taką należy rozszerzać na inne kraje, by wspólnymi siłami tworzyć socjalistyczną gospodarkę. Nie jest to sprawa łatwa - ale innej drogi nie ma.
Z jednym się mogę zgodzić - program socjaldemokracji może dokonać poprawy.(kraje skandynawskie, RFN, Francja, Brazylia Luli). Jest to jednak tylko "łatanie dziurawego swetra", "więcej ochłapów z pańskiego stołu". Co więcej poprawa takowa nie jest trwała. Trwa dopóki kapitaliści obawiają się zorganizowanej klasy robotniczej. Gdy owa klasa przestaje się organizować, gdy zaczyna przyjmować za własną świadomość burżuazyjną - poprawa zanika.
Po upadku ZSRR i chwilowym regresie naukowego socjalizmu Marksa ,można zaobserwować stopniowe obniżanie się poziomu życia w krajach europejskich.
Ten proces ciągle trwa i w najbliższych latach będzie się drastycznie pogłębiał. W pozytywnym scenariuszu efektem tego może być ponowna organizacja europejskiej klasy robotniczej wokół sprawy socjalizmu.
W negatywnym - faszyzm, kolejna krwawa wojna światowa.
Jedno jest pewne - na dłuższą metę prawdziwą zmianę może przynieś wyłącznie socjalizm, czyli władza rad robotniczych + społeczna własność środków produkcji.
Innej drogi nie ma.
Oczywiście w krajach trzeciego świata poprawę przyniesie rewolucja polegająca na zamianie burżuazji kompradorskiej na narodową, ale w dalszej perspektywie prawdziwą zmianę, tak jak w rozwiniętych krajach, dopiero socjalizm.
Te zaś kreuje system społeczno - gospodarczy. Nie można więc twierdzić, że przyjmujemy ją dobrowolnie.Przeciwnie, zmuszeni jesteśmy kształtować ją w taki sposób, jaki wymuszają ją sytuacje. Inaczej wypadamy za burtę. A więc przymus to nie tylko policja, to także splot całego szeregu czynników ekonomicznych i administracyjnych ale także kulturowych.
Twój wywód jest klarowny. Popieram go.
Adrem, nie rozumiem dlaczego nie odniosłeś się wprost do tego, co napisałem o charakterze własności w kapitalizmie. Zamiast tego udzielasz wskazówek jak dać się zamknąć w ramach pojęciowych mitologii tego ustroju.
Wybacz, ja wolałbym jednak spojrzeć na problem obiektywniej. Wiara w jakieś "Kościoły Kapitału"/"Kościoły Ne(Ł)oliberalizmu" (idealistyczne berybojki, ucieczka od konkretów) mnie nie przekonuje, a jeszcze mniej alternatywa jaką proponujesz, czyli nawrócenie na ich herezję, powiedzmy, "Kościół Socjalu", który nie przekracza przecież granic _wiary_ w Jedynego Boga - kapitalizm. (Właśnie wyobrażam sobie ateizm polegający na przekonywaniu, że wiara w Boga to zło, bo... liczy się tylko Szatan :-)))
W kontekście powyższego nie dziwi mnie dlaczego twierdzisz, że "przed diagnozą musi się rozegrać walka o świadomość". Chodzi przecież o to, by tę (Twoją) diagnozę wprowadzić do obiegu bez dowodu, jako nową, tę "właściwą" już, "świadomość".
Do zakwestionowania kapitalizmu nie potrzeba bynajmniej "ś.p." Karola Marksa, choć jego prace krytyczne mogą być bardzo pomocne. Nie jest bynajmniej prawdziwy, jak próbujesz tu przemycić znowuż bez dowodu, pogląd, że kwestionowanie kapitalistycznych porządków jest cechą właściwą jednej, jedynej ideologii. Otóż, nie, to jest właśnie początek diagnozy i, co najciekawsze, wychodząc od tego można przecież dojść do wniosków, które ten porządek uznają za korzystny (-: Przypuszczam, że dyktatury proletariatu w postaci władzy tzw. partii robotniczej w imieniu robotników za ideę stricte demokratyczną nie uznasz, ale dziwnym trafem władza kapitału w imieniu wszystkich z nierównością Ci się nie kojarzy. Dopiero gdzieś daleko w nadbudowie propagandowej doszukujesz się zła.
Jeśli o "czerwoną czapeczkę" i lewicowość chodzi, to ja z pewnością nie jestem owym lewicowcem - nie zasiadam po żadnej stronie do biesiadnego stołu burżuazyjnych ideologii. W dyskusji czy lepiej stracić prawą nogę, czy lewą rękę zajmują stanowisko, że lepiej nic nie tracić.
---
Tarak:
"wszystkie te problemy świata, które chce Pan usunąć przy pomocy ustroju opartego na władzy rad robotniczych płyną nie z wyzysku, ale ze strukturalnego niedostatku surowców i przeludnienia, powiązanego z zapóźnieniem technologicznym. Żadne rady robotnicze tego stanu rzeczy nie poprawią - trzeba szukać dróg realnych, a taką jest socjaldemokratyczna droga rozwoju."
Wnioskuję, że skoro to nie problem wyzysku, ergo socjaldemokracja nie będzie walczyć z takimi wiatrakami, to ma ona w posiadaniu kamień filozoficzny, który raz na zawsze rozwiąże problem niedostatku surowców. W przeciwnym wypadku nie widzę tutaj argumentu przeciwko władzy rad robotniczych, na rzecz "socjaldemokratycznej drogi rozwoju" ;-)))
Tarak:
"Ale zostało to dokładnie opisane i każde dziecko wie, że rzekomo szlachetne zamiary bolszewików zamieniły się w koszmar milionów ludzi. I dopóki żyją jeszcze ludzie pamiętający czasy tamtego totalitaryzmu, żadnych szans 50/50 na restytucję nie będzie."
O złotych czasach kapitalizmu ludziom się jednak udało zapomnieć i powiedzieli "precz!" "socjaldemokratycznej drodze rozwoju" oddając serca adremowemu "Kościołowi Ne(Ł)oliberalizmu", więc nic tu nie jest jeszcze przesądzone.
Panie Taraku. W związku z tym, że ludu na świecie przybywa, a surowców ubywa utrzymanie kapitalistycznych stosunków produkcji (i podziału) jest nieracjonalne i wręcz niehumanitarne, bo prowadzi wprost do coraz większych katastrof społecznych i przyrodniczych. To sprawia, że wprowadzenie socjalistycznych stosunków produkcji (i podziału) staje się koniecznością. Jeśli ludzkość ma uniknąć pogrążenia się w kapitalistycznym barbarzyństwie musi wprowadzić socjalizm.
"Jedno jest pewne - na dłuższą metę prawdziwą zmianę może przynieś wyłącznie socjalizm, czyli władza rad robotniczych + społeczna własność środków produkcji.
Innej drogi nie ma."
Nic dodać nic ująć.
ale chyba nic z tego co napisałeś nie zrozumiałem, prawdopodobnie i Ty mnie nie zrozumiałeś. Podejrzewam, że nieprawidłowo mnie szufladkujesz. W każdym razie w ramach tego co mi przypisujesz to właściwie nie wiem o czym mówisz, bo wszystko co spreparowałeś na mój temat jest mi obce. Może znasz mnie lepiej niż ja sam siebie :).
Piszę już dość długo na tym forum chociaż nie tak często, ale chyba moja charakterystyka powinna być Ci znana, bo czytasz od czasu do czasu moje teksty tak jak i ja Twoje. Wobec tego, że jak widzę dalej nie jestem zrozumiany napiszę swoje credo w skrócie.
Uważam się za człowieka o poglądach lewicowych. Lewicowość rozumiem jako dostrzeganie i bunt wobec niesprawiedliwości społecznej. Lewicowość kojarzę z socjalizmem. Uważam że lewica to socjalizm w najogólniejszym ujęciu. Bez socjalizmu jako ideologii nie ma lewicy i odwrotnie. Socjalizm to najogólniej wspólnotowość.
Kapitalizm uważam za formację społeczną w której uznana społecznie prywatna własność kapitału stanowi podstawowe źródło prywatnego zysku. Kapitałowi zaś przypisuje się i prawnie legalizuje cechę zdolności wytwarzania wartości dodatkowej.
Neoliberalizm postrzegam jako wiarę, a nawet Kościół Kapitału, którego najistotniejszą rolą jest otumanianie ludzi w celu wychowywania ich jako pokorne owieczki w służbie Boga, wielkiego kapitału. Kościół ten żyje głównie z datków (grantów) instytucji i organizacji finansowych należących do systemu o którym dalej.
Globalizację widzę jako uwolnienie (uskrzydlenie) wielkiego kapitału zarówno w przestrzeni jak i od politycznych zależności i hamulców.
Widzę także światowy system finansowy, który utworzył liczne struktury na świecie. Nazywam go światowym kartelem finansowym Są to wielkie banki, wielkie firmy ubezpieczeniowe (jak np. AIG), wielkie instytucje finansowe dysponujące setkami miliardów dol. czerpiące zyski z obracania kapitałem. Struktury te uzyskały niezwykłą, nieformalną, ponademokratyczną, ale bardzo skuteczną władzę nad wszelkimi rządami wykorzystywaną do stanowienia korzystnego dla siebie prawa i egzekucji zdobytych korzyści finansowych jak i do uzyskiwania wielomiliardowych *pakietów* pomocy socjalnej w razie poniesienia strat w czasie prowadzonych gier rynkowych. Kartel żyje z ekonomicznej eksploatacji społeczeństw państw całego świata.
Uważam, że w obecnej chwili najbardziej szkodliwym zjawiskiem jest to ostatnie i najważniejszym zadaniem ludzkości na dzisiaj jest uwolnienie się od władzy tego kartelu. Nie mam złych zamiarów, które mi przypisujesz. Być może świat wygląda inaczej niż ja go widzę, jestem otwarty na inne poglądy z wyjątkiem poglądów neoliberalnych i jemu pochodnych (to tak jakby ateistę nawracać na katolicyzm).
Oczywiście mogę Ci przyznać rację, że sytuacja jaką opisuję jest wynikiem grzechu pierworodnego elitarnej własności kapitału, ale uważam że jak nas napadną bandyci to trzeba się jakoś zorganizować do obrony zamiast zastanawiać się nad przyczynami bandytyzmu w ujęciu socjologicznym. Inni także to rozumieją organizując się w różne organizacje protestu społecznego co na początek, uważam, jest dobrym objawem. W przeciwnym razie może się okazać, że nie będzie już komu protestować, albo do protestów nie będzie już sił.
Przyznam Ci jeszcze rację, że nie udowadniam niczego, a piszę to co widzę, czuję, przeżyłem, przeczytałem (ostatnio np. książkę pt. *Gangsterwirtschaft > wie uns die organisierte Kriminalität aufkauft* Jürgena Rotha z dość dobrze opisanymi źródłami informacji).
Może więc nie jestem dość konkretny. Ciebie z kolei proszę o konkretne wskazanie jak widzisz możliwość przeprowadzenia *odelitarnienia* własności kapitału, uwłaszczenia mas lub unieważnienia kapitału, albo napisz ogólnie jak Ty widzisz ten świat i możliwość jego naprawy.
*Ciekawe ile czasu zajmie całej lewicy zrozumienie, że elitarna włCasność środków produkcji jest z natury rzeczy sprzeczna z ideą sprawiedliwości społecznej, a płynąca z niej potężna władza urąga jakiejkolwiek demokracji.*
Myślę, cała lewica już to o dawna dobrze rozumie, generalnie oczywiście. Problem leży w tym, że nie wie co z tą wiedzą zrobić.
Diabeł siedzi w szczegółach :)
ja także nie podzielam poglądu, że istotne problemy świata wynikają
*ze strukturalnego niedostatku surowców i przeludnienia,*
jak głosi od dawna na tym forum pan Tarak.
O wiele bardziej wynikają one ze znanych wad gospodarki kapitalistycznej.
Właśnie niedawno czytałem o żywności.
Na świecie tracimy rocznie ok 1,3 mld ton żywności. W samych Niemczech o dość dużej gęstości zaludnienia ok 20 mln ton gotowej do spożycia żywności niszczy się bądź wykorzystuje na cele inne niż spożycie.
25 mld euro kupionej i nie wykorzystanej żywności idzie do śmieci.
Dziesiątki mld wydaje się na spalenie bądź utylizację. Koszt wyżywienia dziecka w Afryce wynosi ok 400 Euro rocznie.
Budżet Min Obrony USA 720mld USD.
no bo przecież nie tzw. zwykli ludzie! Ci chcą mieć lepiej, więcej i coraz więcej. Czy to będzie w socjalizmie czy feudalizmie nie gra dla nich żadnej roli.
Przecież widzisz, do czego są ludzie zdolni - mianowicie do niczego. Tzw. biedni wyciągają tylko ręce po datki, a pracować im się nie chce. Oni oczekują, że ktoś da im posady dyrektorskie i oni pracować będą tylko wskazującym palcem: ty zrobisz to, a ty to.
Gdyby ludzie byli zdolni do stworzenia systemu sprawiedliwości społecznej, to taki system byśmy już dawno mieli.
Zauważ, że w momencie, gdy napiszesz, że każdy zdrowy człowiek powinien na siebie zapracować, a najlepiej jeszcze i na tych, którzy z różnych przyczyn do pracy zdolni nie są, to od razu zostaniesz napadnięty i nazwany a to pol potem, a to stalinowcem. Kto takim mózgi poamputował, nie wiadomo. Przecież im jest obojętne, skąd im się będzie brało koryto, dla nich ważne jest, żeby było pełne.
System polityczny nie bierze się z powietrza, lecz tworzą go ludzie. Tylko i wyłącznie ludzie. Jeżeli teraz tzw. kapitalizm ma się dobrze, to jedynie dlatego, że ludzie go wspierają. Chodzą grzecznie do pracy - bo i jak inaczej, gdy rachunki są do płacenia?, przymykają oczy na to, że każą im pracować po godzinach i za mało za pracę płacą.
Dlaczego to możliwe? No bo na ich miejsce czeka już ktoś mniej wrażliwy na punkcie płacy i praw socjalnych. Kto więc miałby dla tych ludzi jakiś socjalizm budować? I czy ich na siłę do niego przekonywać?
Przecież sami ludzie chcą tylko pracować dla siebie, a nie na rzecz całego kraju, na rzecz lepszego funkcjonowania państwa. No i na tym korzystają kapitaliści.
Kapitalistów jest mało, ludzi pracy jest dużo. I mimo wszystko to mniejszość narzuca większości swoją wolę. Dlaczego? No dlatego, że większość na to narzucanie się zgadza. Czy chętnie, nie ma tu znaczenia, bo liczą się tylko fakty.
Jeżeli ja z kapitalizmem chcę mieć jak najmniej wspólnego, to zdecydowałam się pracować na siebie własnymi rękami. Ile znasz osób, które są chętne na zginanie pleców i pracę na siebie samego? Ja znam tylko niewielu, takich jak my ze Starym. I nam powodzi się dobrze.
Ludzie chcą być od innych zależni, bo nie mają ochoty ponosić odpowiedzialności za własne życie. Wolą, by ktoś nimi kierował. Choć twierdzą co innego, to jednak jest tak, że chętniej sprzedają się i swoją pracę takim np. kapitalistom. Do niezależności dąży tak naprawdę bardzo niewielu. Ludzie wolą narzekać, ale nie chcą nic zmieniać.
Namawiam każdego, by piekł sam chleb dla siebie. Byłoby to korzystne także i z tego względu, że wówczas można by było wymusić na rolnikach ekologiczną uprawę zbóż; ludzie żądali by mąki czy ziarna ekologicznego, no to i rolnicy musieli by wyjść temu naprzeciw.
Także unia nie mogła by narzucać nam śmiecia zmienianego genetycznie, pieczonego z mąki paszowej pędzonej ogromną ilością polepszaczy, by wyszedł z tego chleb. Niejadalny, powodujący choroby, ale ludzie kupują. Bo ponoć nie mają wyjścia. Kto ma to zrobić za nich, by chleb był dobry? Oni sami nie chcą! Wolą narzekać.
Owoce gniją sadownikom, bo nie ma gdzie sprzedać, ale ludzie kupują w sklepach dżemy, w których zawartość owoców wynosi parę procent. Reszta to nie wiadomo co. Tanie jest, ale za to tanie ktoś płaci. Na przykład ten, co pracuje w fabryce i zarabia za mało. Koło się zamyka i powody do narzekania ma każdy pod ręką.
Dlaczego kobiety nie robią już przetworów?
Jakaś idiotka pisała, że pol pot uprawiał ogródek działkowy i siał marchewkę.
Ile mogłyby kobiety zaoszczędzić na lekarstwach dla siebie i reszty rodziny, gdyby odżywiały się odpowiednio? Jedzenie to lekarstwo. Powinno być. Ale jest trucizną.
Stąd te wszechobecne reklamy środków przeciwbólowych, przeciw nadkwasocie, wzdęciom i innym sensacjom przewodu pokarmowego, z którego przecież biorą się wszystkie choroby bez wyjątku!
Odpowiednio odżywiający się człowiek ma siłę, nie choruje, nie beka i nie pierdzi nadmiernie, oraz nie miewa bólów głowy. Jedzenie trucizny i zażywanie trucizny, by ogłupić mózg, który ma na te trucizny nie reagować, nie służy nikomu.
Kasę z tego mają wielkie korporacje. Konkretnie kilka z nich - więcej ich nie ma - podzielone na podfirmy z nazwane dla zmyły inaczej. Chemia spożywcza jest w jednych rękach. Chemia gospodarcza też w jednych. A ludzie jak półgłupy chodzą po sklepach i szukają produktów jakiejś specjalnej firmy. To jest zawsze ta sama firma, tylko nazywa się inaczej.
Tani proszek do prania nie pierze, droższy pierze trochę, bardzo drogi pierze nieźle, ale nie zawsze; konsument ma bowiem być zmuszony szukać czegoś nowego nieustannie i dlatego z żadnego produktu nie może być dłużej zadowolony.
Stąd te jogurciki a to świetne dlatego, że mają "duże kawałki owoców", a to jeszcze lepsze dlatego, że "owoce są doskonale przetarte". Przecież człowiek sam musi wiedzieć, czy woli jogurt z owocami, czy z pulpą owocową.
Zaraz jakiś dupek się żachnie, że przecież jest wybór. No jest, ale nie taki, jak ten dupek chce, tylko taki, jak zaplanował dla niego kapitalista, któremu wysługują się nieco więksi od dupka dupkowie.
Dlaczego ludzie walczą o dostępność tzw. leków, a nie walczą o ogólną dostępność dobrego jedzenia? Czyżby cały naród był chory i stąd ta ogólnonarodowa histeria z powodu reformy refundacyjnej?
Kapitalizm istnieje dlatego, że ludzie chcą kapitalizmu. Każdy inny ustrój polityczny wymagałby od nich większego zaangażowania własnych sił i redukcji oczekiwań i żądań.
Dobrze jest mieć wiarę w człowieka, ale jeszcze lepiej nie być oderwanym od rzeczywistości.
To co nazywasz "marnotrawstwem" - to po prostu nadmiar żywności w stosunku do potrzeb, stanowiący istotny element komfortu życia. Tak jak "nadmiar" powierzchni mieszkalnej, łóżko dłuższe od wzrostu człowieka o pół metra o nie o dwa centymetry, wygodne fotele w samochodzie czy samolocie.
Co do naukowości marksizmu:
od dawna na tym portalu (i jeszcze gdzieś, w publicystyce) można przeczytać, że marksizm jest nauką, i ona jako taka, wytycza obiektywnie słuszne kierunki rozwoju i wystarczy jedynie dobra wola
społeczeństw ( albo zryw rewolucyjny) aby wszystkie trapiące ludzkość problemy rozwiązać.
Trzeba więc wyraźnie podkreślić, że marksizm nie jest "nauką", jest jedynie dziewiętnastowieczną teorią filozoficzną i polityczną, odnoszącą się do tamtych stosunków społecznych i świadomościowych ludzi pracy.
Marksizm nie zasługuje na miano "nauki", bo nie potwierdził swoich tez w procesie falsyfikacji,
a głównym jej elementem był eksperyment . Wszyscy wiemy, że ZSRR po 70 latach zrezygnował z prób urzeczywistnienia marksizmu. Pominę tu kwestie swobód obywatelskich tego systemu i związane z nimi ludobójstwo, bo wielokrotnie było to opisywane. Rosja porzuciła socjalizm, bo jej stratedzy doszli do wniosku, że kontynuacja nieuchronnie doprowadzi załamania demograficznego i gospodarczego, czego skutkiem będzie utrata niezależności ( poprzez utratę kontroli nad złożami surowcowymi) i zepchniecie państwa rosyjskiego do roli dostawcy surowców.
Za tym poszłaby degradacja narodowa i społeczna połączona z jeszcze większą pauperyzacją.
A na to nie było zgody nawet wśród marksistów.
Woleli powrócić do sprawdzonego przez stulecia systemu.
Inaczej zachowały się Chiny.
One też zrozumiały, że gorset marksizmu krępuje ich dynamikę rozwoju, ale wybrali inną drogę, zamienili partię komunistyczną w biurokrację wzorowaną na konfucjanizmie epoki Han, na czele której stał Syn Nieba ( obecnie pierwszy sekretarz KPCh), pełniący swój urząd z "Mandatu Nieba".
W tym ujęciu członkowie partii to czun tzu, ludzie szlachetni, wyrozumiali, tolerancyjni, światli
i altruistyczni. Ten model rządzenia był w chinach zakorzeniony w podświadomości tak dalece, że nie budzi żadnego sprzeciwu co do legalizmu. Wystarczyło jedynie przewartościować niektóre pojęcia dotyczące dążenia do zysku, obce klasycznemu konfucjanizmowi i przystąpić do rozwoju.
Krótko mówiąc Chiny używają parawanu komunistycznego dla wprowadzenia nowoczesnego kapitalizmu.
Ten przydługi wstęp jest po to, żeby uzmysłowić obecnym tu marksistom, że marksizm nie został potwierdzony eksperymentalnie ( a raczej eksperyment wypadł negatywnie) i stał się jedną z wielu niepotwierdzonych teorii, na bocznym torze współczesnej myśli społecznej.
Odwoływanie się dziś do marksizmu, to jakby powrót do teorii geocentrycznej, obalonej przez Kopernika 500 lat temu.
Co do wyżywienia świata i rzekomego marnotrawstwa:
Od czasu Marksa, co często przypominam , liczebność świata zwiększyła się siedmiokrotnie – od 1 mld do 7 mld, przy czym za czterdzieści lat będzie nas ponad
9 mld.
Taki kolosalny przyrost ludności nie byłby możliwy, gdyby dostępność żywności pozostawała na stałym poziomie, bo to właśnie ilość tej żywności przesądza o przyroście naturalnym.
Jeszcze kilka liczb dla porównania : 10.000 lat p.n.e. było nas nie więcej niż 1 do 10 milionów,,
po upływie 5000 tysięcy lat zaledwie 5 do 20 mln, w I wieku ne. nie więcej niż 170-400 min,
w V w. 190-206 mln, w XV w 350-370 mln, by wokoło 1820 roku osiągnąć wspomniany 1 mld.
Proszę porównać te liczby i zastanowić się jaki wielki wysiłek organizacyjny musiało podjąć społeczeństwo, by od tego czasu tak gwałtownie zwiększyć swą liczebność.
Czy przy takiej skali produkcji żywności i dystrybucji uda się wyeliminować jakieś straty ? Nie wierzę w to, ta skala przerasta naszą wyobraźnię.
Co do przysłowiowej Nigerii - państwa surowcowego :
czy Nigeryjczycy byliby w stanie pod względem technologicznym wydobyć tę ropę, przerobić na
tysiące produktów pochodnych i czerpać z tego zyski ? - wątpię, może za sto lub dwieście lat, ale świat potrzebuje tej ropy już teraz a słabi na tym świecie nie mają racji, co udowodnił nie raz, nie dwa realny socjalizm. I Nigeria nie jest tu wyjątkiem. To z tego właśnie powodu Rosjanie zrezygnowali z socjalizmu chcąc utrzymać swój status mocarstwa i związane z tym przywileje.
Musieli poświęcić anachroniczny system, który zresztą od samego początku nie realizował zapowiadanych obietnic.
BO OD SAMEGO MIESZANIA, HERBATA NIE STANIE SIĘ SŁODSZA.
"Kapitalizm istnieje dlatego, że ludzie chcą kapitalizmu."
Ludzie pragną socjalizmu, tylko jeszcze o tym nie wiedzą. Ale masz rację, że kapitalizm istnieje tylko dlatego, że klasa robotnicza zgadza się na najemnictwo i wyzysk. Gdyby nie było przyzwolenia na takie stosunki kapitaliści musieliby przegrać raz dwa. Na tym polega cała trudność, że zachowawcza siła integracji klasy robotniczej z kapitalizmem jest większa od rewolucyjnej siły emancypacji klasy robotniczej. Robotnicy nie tylko nie dążą do obalenia kapitalizmu, ale nawet biorą na siebie ciężar jego cyklicznych, immanentnych kryzysów. Bez takiej postawy klasy robotniczej kapitalizm zawaliłby się w rezultacie swoich sprzeczności i robotniczego buntu. Żeby przejść kryzysy i kapitalizm działał dalej potrzebna jest posłuszna, czyli zintegrowana z kapitalizmem, burżuazyjna klasa robotnicza.
Taka klasa robotnicza nie dokona rewolucji socjalistycznej. Do tego potrzebna jest klasa robotnicza, która stawia sobie za cel wyzwolenie pracy, a zatem upodmiotowienie przez przejęcie gospodarki i polityki we własne ręce. Potrzebna jest klasa robotnicza zorganizowana pod sztandarami komunizmu. Dlaczego tak nie jest?
Kapitaliści mają szeroki zakres środków, żeby integrować klasę robotnicza z kapitalizmem kijem i marchewką. Pałą albo lepszą płacą, dzieleniem robotników, tworzeniem swojej agentury wśród robotników, wspieraniem konkurencji między robotnikami oraz ideologiczną i kulturalną tresurą dzień w dzień, od rana do wieczora. Robotnicy mają burżuazyjną świadomość, więc grają według burżuazyjnych reguł gry kierując się burżuazyjnym indywidualizmem, zamiast proletariackim kolektywizmem. Na różne sposoby, środkami pedagogicznymi, administracyjnymi, ekonomicznymi, ideologicznymi, a gdy trzeba policyjnymi burżuazja urabia klasę robotniczą, żeby była posłuszna, karna i zdyscyplinowana, żeby nie tylko godziła się na wyzysk, ale żeby traktowała to jako stan naturalny, niezmienny i jedynie słuszny, który trzeba bronić gdy jest kryzys i trzeba zaciskać pasa.
Wszystko to sprawia, że rewolucyjny potencjał klasy robotniczej jest zneutralizowany. Burżuazyjna klasa robotnicza jest siłą zachowawczą, która nie dąży do zmiany stosunków społecznych, do wywłaszczenia wyzyskiwaczy, do socjalizmu i komunizmu. Burżuazyjna klasa robotnicza może co najwyżej bić się o utrzymanie poziomu materialnego (albo jego podniesienie) w ramach kapitalizmu. Przykładem jest Grecja, gdzie klasa robotnicza walczy o utrzymanie poziomu płac i socjalu w ramach kapitalizmu, a nie o socjalizm. To jest burżuazyjna klasa robotnicza, która walczy jedynie o podział, a nie o stosunki społeczne, które związane są ze sposobem produkcji. A zatem ich walka ma charakter zachowawczy, ponieważ koniec końców przyczynia się do utrwalenia i umocnienia kapitalizmu, do zneutralizowania rewolucyjnego potencjału klasy robotniczej. To ruch integracji klasy robotniczej z kapitalizmem, a nie proletariackiej emancypacji w postaci rewolucji socjalistycznej.
Co możemy przeciwstawić? Tylko komunistyczne idee.
Z jednej strony masz całą armię kapitalizmu, z burżujami i ich pomagierami, lokajami, agentami, siepaczami, kapłanami, sędziami, artystami, uczonymi i filozofami, którzy wyzyskują (lub pomagają wyzyskiwać i z tego żyją) i tresują klasę robotniczą, a z drugiej strony masz komunistów. Cały wielki aparat burżuazyjnej dyktatury, z jej potężnym aparatem masowego prania mózgów w postaci mediów kontra komuniści. Jak tu wygrać? Jak przeciągnąć klasę robotniczą pod komunistyczne sztandary? My mamy tylko nasze idee, oni maja wszystkie środki perswazji i przymusu.
Idea proletariackiej emancypacji przegrywa z siłą integracji z kapitalizmem.
Sądzę, że nie ma innej drogi jak walka ideologiczna przeciw burżuazyjnej ideologii wśród klasy robotniczej, pozyskiwanie robotników dla komunistycznego programu i organizacji i długi marsz do rewolucji proletariackiej, a później dalej do socjalizmu i komunizmu. Kapitalizm ostatecznie zostanie zniesiony. To kwestia czasu i kosztów społecznych. To tylko kwestia jak daleko świat musi pogrążyć się w barbarzyństwie gnijącego kapitalizmu, żeby klasa robotnicza podniosła sztandar komunizmu. Niestety wydaje się, że koszty będą musiały być bardzo duże, żeby do tego doszło. Tak czy inaczej pewnego dnia cały świat będzie komunistyczny, bo kapitalizm będzie przynosił coraz większe katastrofy społeczne i ekologiczne, aż jego zniesienie stanie się niezbędne. Idea emancypacji klasy robotniczej przeważy nad integracją z kapitalizmem. To będzie koniec kapitalizmu, ale dopiero początek długiej drogi do komunizmu.
Taraku - chyba specjalnie nie wspomniałeś, że idee Marksa dotyczą przede wszystkim spraw społeczno-ekonomicznych. Pominąłeś najważniejsze.
Weź do ręki Kapitał, poczytaj wybrane fragmenty, a przekonasz się że marksizm to jak najbardziej nauka.
Poza tym twoje argumenty o niewydolności socjalizmu są po prostu nie prawdziwe. Propaganda kapitalistyczna jak widać robi swoje. (Tu warto dodać, że jeszcze do lat 70 na Zachodzie raczej mało kto negował ekonomiczną wydajność socjalizmu. Ot taka ciekawostka)
Rosja w 1917 roku na skutek wielowiekowego zacofania(sic!) przedstawiała sobą obraz nędzy i rozpaczy.
Podług książki P.Kennedy "Mocarstwa świata"(specjalnie podaje autora nie komunistę), w 1920 roku, czyli po kataklizmie I wojny światowej oraz wojny domowej, wskaźnik produkcji przemysłowej dla ZSRR wynosił 12,8 (rok 1913 = 100 punktów). W 15 lat później wynosił już 533,7.
Dla porównania: USA w 1920 r. - 122,2, w 1935 r. - 140,3
Niemcy w 1920 r. - 59, w 1935 r. - 116,7
(Zauważ, że z powyższego wcale nie wynika, że ZSRR więcej produkował od USA, gdyż dane te nie odnoszą się do skali globalnej. Piszę to na wypadek, gdybyś był tzw. "humanistą")
A skoro już mowa o skali globalnej, to przejdźmy do udziału niektórych państw w światowej produkcji wyrobów przemysłowych:
ZSRR: 1929 r. - 5,0 %, 1938 r. - 17,6 %
USA: 1929 r. - 43,3 %, 1938 r. - 28,7 %
Niemcy: 1929 r. - 11,1 %, 1938 r. - 13,2 %
Wielka Brytania: 1929 r. - 9,4 %, 1938 r. - 9,2 %
Francja: 1929 r. - 6,6 %, 1938 r. - 4,5 %
Nie chcę mi się już przytaczać danych o ilości sieci kolejowych w poszczególnych państwach, produkcji traktorów, wydobycia węgla czy stali.
Ale zaufaj mi, ZSRR radził sobie dobrze.
Poza tym weź do ręki książki dwóch jawnych antykomunistów - Marka Sołonina i Wiktora Suworowa - a przekonasz się, że w 1941 r. ZSRR posiadał najliczniejszy i najlepszy pod względem jakościowym (tak, dobrze przeczytałeś) sprzęt wojenny.
A to, że mimo wszystko o mały włos nie uległ zagładzie pod naporem faszystowskiego potwora wynika wyłącznie z: beznadziejnej organizacji, braku wyszkolenia,beznadziejnego dowództwa będącego skutkiem czystek w armii, nieprzygotowania do wojny, arbitralnych decyzji Stalina, paniki.
Podsumowując, w czasie 24 lat od Rewolucji Październikowej bardzo zacofany ekonomicznie kraj z przeważającą ludnością chłopską, z ogromnym analfabetyzmem, stał się drugim supermocarstwem gospodarczym świata i pierwszym militarnym!
I to wszystko pomimo stalinowskiego terroru, stalinowskiej biurokracji, korupcji, itp. !!! A wyobraź sobie jakie sukcesy by odniósł bez biurokratycznej, stalinowskiej degeneracji!
Potem przyszła wojna, z powodu ignorancji w dowodzeniu i organizacji aż 27 mln (sic!) obywateli ZSRR straciło życie, zakłady przemysłowe w większości legły w gruzach. Ale życie toczyło się dalej, trzeba było się podnieś i odbudowywać kraj. Niestety ZSRR nie miał tego szczęścia co Niemcy, w które Amerykanie wpompowali wiele mld dolarów.
ZSRR nie otrzymał żadnej pomocy od Ameryki,ale wprost przeciwnie - on zmuszony został do ekonomicznej i militarnej konfrontacji z nią.
Z czasem zaczął tą konfrontacje przegrywać, co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę wielowiekowe zapóźnienie w rozwoju, przerażający cios jaki otrzymał podczas wojny, oraz degeneracje rządzącej biurokracji.
Poza tym ZSRR wcale nie musiał upaść, owszem przeżywał kryzys, ale jakie państwo nie przeżywało nigdy kryzysu? Upadł, bo tego chciała rządząca biurokracja, która doszła do wniosku, że lepiej wyjdzie na tym jak się uwłaszczy niż na tym, że zarządza majątkiem narodowym.
Upadł bo ludzie nie chcieli ograniczania wolności słowa i biurokratycznej opresji. Upadł, bo ludzie dali się omamić, że ekonomicznie wyjdą na tym lepiej i każdego będzie stać na własny dom i drogi samochód tak jak w amerykańskich filmach.
Minęło już 21 lat od upadku ZSRR, do tej pory Rosji nie udało się nawet zbliżyć do stanu produkcji sprzed 1991 r.
Liczebność ludność (biorąc pod uwagę terytorium dzisiejszej Rosji) w 1991 r. wynosiła 149 mln.
Zgadnij, ile wynosi obecnie? 142 mln.
Czego chcesz więcej? Mam Ci podać ile narkomanów pojawiło się na ulicach? Ile bezdomnych dzieci?
Proszę bardzo, obejrzyj sobie ten film (Dzieci z Leningradzkiego) ---> http://www.youtube.com/watch?v=GuoLnhZSvOM
Wnioski wyciągnij sam.
1. Wybacz, Adrem, my już sobie kiedyś dyskutowaliśmy na podobne tematy i wtedy nie było dla Ciebie takie oczywiste, że "przyczyną nierówności jest zła własność kapitału produkcyjnego".
2. Złe "neoliberalizmy" i "Kościoły Kapitału" to w rzeczywistości zabiegi oddzielające negatywne cechy kapitalizmu od niego samego.
Będziesz miał plan jak je skutecznie pokonać, to będziesz wiedział jak pokonać kapitalizm...
3. Jak kogoś napadają bandyci, to dąży do tego, by ich unieszkodliwić, a nie do tego, by grzeczniej rabowali, czy też postanawia zaniechać walki z bandytyzmem na rzecz opodatkowania zrabowanych łupów na rzecz sierotek, którym rodziców bandyci zamordowali.
4. Wizję jak powinien wyglądać świat i jak do tego doprowadzić to tutaj każdy ma swoją, "najmojszą". Brakuje mu tylko najważniejszego, czyli poparcia innych, więc wszystko zaczyna się i kończy na potyczkach o to, czyja wizja jest ciekawsza. Nie tędy droga, skoro nawet co do oceny stanu faktycznego nie ma zgody, bo komuś zawsze "diabeł tkwi w szczegółach"...
Niewątpliwie takie wizje stymulują wyobraźnię, ale wszystkie one są weryfikowane przez rzeczywistość na bieżąco. I to już, powtórzę się, na etapie ich poparcia przez innych. Wniosek może być taki, że należałoby je raczej wypracowywać wspólnie. Póki co, nie ma nawet z kim, bo większość jest odurzona "czadem kapitalizmu" i najbardziej rewolucyjne z rewolucyjnych pomysłów jakie ma, to uratować choćby skrawek welfare state. Nie muszę chyba dodawać, że ta większość to i tak mniejszość pośród tych, którzy po prostu akceptują kapitalizm takim jakim jest.
To nie był upadek. To był przewrót pałacowy, nagrodzony zresztą Noblem,
dla kogo chcesz budować komunizm? Kto ma stanowić rzeczone ofiary na drodze do jego osiągnięcia? Proszę, zrozum mnie dobrze. Ja nie szydzę w najmniejszym nawet stopniu z tego, co piszesz, z Ciebie samego rzecz jasna także nie!
Gdyby przyjąć Twoją wersję budowy nowego świata należało by zdecydować, czy może istnieć człowiek decydujący "kto do nieba a kto do piekła". Kto będzie wygranym, a kogo należałoby unicestwić, żeby zwyczajnie nie przeszkadzał w budowie dobrych i słusznych rzeczy.
Czy czujesz się na siłach być, tym co decyduje o ludzkim życiu? Ja z całą pewnością: nie! i dlatego namawiam do zachowania spokoju i rzeczowej dyskusji z obecnym rządem.
Zobacz tu na Forum, jacy są ludzie. Jeden taki z pseudonimem narzędzi rolniczych i kowalskich "broni biednych". Ale jak to robi? Co to znaczy w jego wydaniu ta obrona biednych? Otóż znaczy to ni mniej ni więcej, że jak dawać będą biednym, to i jemu też coś należeć się będzie. On nie ma nawet zamiaru dążyć do tego, by biednym się polepszyło, bo są biedni. Nie! On chce przy okazji "odbiedniania" także sam na tym coś ugrać.
I to jest właśnie problem. Obecnie też może dało by się jakoś w miarę godnie żyć. Ale ci, co już coś mają, chcą nieustannie mieć więcej i swoje żądania przykrywają walką o "polepszenie losu biednym". Rząd ma dać nie tylko biednym, ale także i im - w końcu "jakaś sprawiedliwość być musi" :))) Tyle do rozdawania nie ma, więc siłą rzeczy zawsze stracą na tym najbiedniejsi. I nie tworzy tych biednych rząd jako taki, lecz ludzie, pazerni bez granic.
To, co zrobił z ludźmi kapitalizm, to zarażenie ich ciężką, przewlekłą i nieuleczalną CHOROBĄ MATERIALIZMU. Ona jest przyczyną zła wszelkiego, ona jest przyczyną nieszczęść wszelkich.
Porównajmy taki fakt: w Niemczech, gdy obcy przyjdzie o coś zapytać pod jakiś dom, to nie zostanie nawet wpuszczony za furtkę. KAPITALIZM=MATERIALIZM.
W Rosji, na Ukrainie, czy jeszcze częściowo w Polsce, gdy ktoś przyjdzie pod dom o coś zapytać, jest zapraszany do środka; gościa częstuje się herbatą i dzieli z nim nawet ostatnim kawałkiem chleba. Ludzie, którzy byli w Rosji czy na Ukrainie mogą to potwierdzić.
Socjalizm preferował raczej rozwój duchowy, ludzie nie mają jeszcze zakodowanej pazerności i wynikającej z niej nieufności do każdego.
Czy Niemcy po II wojnie chętnie oddawali Polakom wszystko, co ukradli i zrabowali? NIE! Trzeba było lat by odzyskać nasze dzieła sztuki, a wielu nie odzyskamy nigdy.
Tymczasem niejaki Rutkowski wysługuje się Niemcom ścigając nadgorliwie złodziei samochodów, ponoć Polaków. Tym samym przykleja do nas etykietkę złodziei.
Żebyśmy nie wiem ile im ukradli, nie będzie to nawet w małej części tym, co Niemcy ukradli nam. Czy my z nich robimy złodziei? Nie. Oni robią złodziei z nas, a niejaki Rutkowski jeszcze im w tym pomaga.
Nie znaczy to, żeby nie zwalczać złodziejstwa. Należy je zwalczać. Ale nie za cenę robienia z całego narodu polskiego narodu złodziei.
Niemcy są narodem morderców, potomkami SSmanów wyrywających paznokcie łączniczkom z powstania warszawskiego. Czy zniweluje to nawet niechby najlepszy samochód ukradziony przez domniemanego Polaka?
Kapitalizm wykorzystuje możliwość programowania ludzkiego mózgu. "Szkoły marketingu" czyli manipulowania ludźmi były swego czasu oblegane. Dlaczego? - z ludzkiej pazerności.
Jak możliwe byłoby teraz zresocjalizowanie ludzkości po tym ciężkim zainfekowaniu jej przez materializm i chciwość?
Wygląda na to, że jedynie większy kataklizm przywróci w ludziach rozsądek. I uniknąć tego już się nie da, bo ludzie nie wyrzekną się materializmu dobrowolnie.
Zawsze gdy mowa jest o skali ogólnoświatowej, marksiści przechodzą do dyskusji o szczegółach, a wiadomo: im bliżej, tym mniej lasu a więcej drzew.
Nie da się dyskutować o sprawach globalnych rozpatrując incydenty.
Pan widzi te sprawy w ten sposób, że gdyby nie ŹLI LUDZIE
u władzy w państwach komunistycznych, to komunizm opływałby we wszelkie dostatki a ludzie byli szczęśliwi, a tymczasem sprawa wygląda tak, że od początku istnienia państw komunistycznych ludzie nie byli szczęśliwi, a system trzymał się na bagnetach, co w powodowało wielkie klęski głodu (o skali dziesiątków milionów ofiar), a w Rosji jedyną dziedziną rozwijającą się
( kosztem pozostałej gospodarki) był przemysł zbrojeniowy. Reszta narodu tkwiła w marazmie, z którego jeszcze długo nie wyjdzie.
Teraz co do tych złych ludzi u steru.
Społeczeństwo to jest samosterowny organizm i jeśli na swe czołowe miejsca w społeczeństwie wyłonił najpierw złego człowieka Stalina, a potem złych ludzi Chuszczowa, Breżniewa,Czernienkę, Gorbaczowa czy z drugiej strony Mao Tse Tunga, to taki system jest obiektywnie zły.
Bo nie daje żadnej gwarancji, że w przyszłości również nie wyłoni innych ZŁYCH LUDZI na czołowe miejsca państwowe.
Co by nie mówić o kapitalizmie, jest to system społeczny ukształtowany w tysiącletnich procesach rozwojowych i jako taki jest najbardziej produktywny.
Ciemną strona kapitalizmu jest nie wyzysk ( co mnie już nudzi, bo co to jest wyzysk ? jak to policzyć ? Marks próbował ale wyszło mu byle co) ale nierówności społeczne wynikłe z niejednakowej pozycji zajmowanej przez poszczególnych ludzi.
Ale z drugiej strony ten mechanizm awansu społecznego, jednych kosztem pozostałych, jest zgodny z ewolucyjnym archetypem wyniesionym z naszej zwierzęcej przeszłości.
To właśnie pozbawienie ludzi w krajach komunistycznych takiej ścieżki awansu umożliwiającego zajęcie wyższej
pozycji w hierarchii społecznej, były powodem marazmu a w ostatecznym rozrachunku, przegranej z systemem kapitalistycznym.
Cały skomplikowany system statusów organizujących życie społeczne decyduje o ekonomicznej sprawności całego
społeczeństwa.
Ten kij ma jednak niestety dwa końce - z jednej strony jest bardzo wydajny ekonomicznie a z drugiej rodzi różnice zbyt daleko idące, wywołujące frustrację
przegranych. Każdy taki przegrany myśli: dlaczego nie ja jestem milionerem, kierownikiem, dyrektorem, prezesem czy wreszcie prezydentem, przecież jestem tak samo uzdolniony jak tamci. Ale w firmie może być tylko jeden dyrektor a w państwie tylko jeden prezydent, bo gdy historia potoczy się tak, że istnieje dwuwładza, to jedynym rozwiązaniem jest wojna i tragedia tysięcy ludzi wciągniętych w ten konflikt wbrew swej woli.
Więc te przywileje trzeba ograniczać ustawowo i milionerom i dostojnikom (socjaldemokratyczna droga rozwoju) a do tego potrzebna jest świadomość wyborców.
Główne tezy Marksa, że "byt określa świadomość "i ta ,
że "z wszystkich związków międzyludzkich stanowiących podstawę grupowej solidarności najistotniejsze są te
wynikające ze stosunku człowieka do środków produkcji"
stwarzające w ten sposób fikcyjny nowy typ człowieka : homo economicus, dla którego więzi rodzinne czy narodowe są mniej ważne od przynależności klasowej - są błędne.
Nigdy nie było żadnego homo economicus, bo organizm społeczny jest nieporównanie bardziej złożony niż to sobie Marks wykoncypował. Dziś wiemy to o wiele lepiej niż w połowie XIX wieku ( choć i wtedy były głosy sprzeciwu dla takiego prymitywnego uproszczenia).
Rozwinęła się cała gałąź nauki pod nazwą najpierw socjobiologii, a potem po niewielkich korektach , psychologii ewolucyjnej, opisująca zachowanie ludzi w dużych grupach społecznych, zaprzeczająca tym głównym tezom marksizmu i bez wątpienia słusznie.
Świat nieustannie rozwija się, a marksizm okopał na pozycjach niemożliwych do obrony i dlatego prawdopodobieństwo jego powrotu w znanej postaci,
jest zerowe.
Zadaj sobie pytanie: co by było gdyby w 1917 r. cały rozwinięty świat, czyli Ameryka i Europa zachodnia, przeszedł na socjalizm a w Rosji zapanował kapitalizm na modłę latynoską. Jak myślisz kto by wygrał zimną wojnę?
"Ciemną strona kapitalizmu jest nie wyzysk ( co mnie już nudzi, bo co to jest wyzysk ? jak to policzyć ? Marks próbował ale wyszło mu byle co)"
Wyzysk polega na zawłaszczaniu przez kapitalistę wartości dodatkowej wytwarzanej przez robotników w procesie produkcji.
Marks świetnie to zdefiniował w sposób naukowy.
"co w powodowało wielkie klęski głodu (o skali dziesiątków milionów ofiar),:
Może Pan podać źródło, czy mamy wierzyć na słowo?
"Co by nie mówić o kapitalizmie, jest to system społeczny ukształtowany w tysiącletnich procesach rozwojowych"
Tysiącletnich? Tu proponuję jednak douczyć się, bo jakby nie liczyć taki okres nie wchodzi w grę.
"Świat nieustannie rozwija się, a marksizm okopał na pozycjach niemożliwych do obrony i dlatego prawdopodobieństwo jego powrotu w znanej postaci,
jest zerowe."
Konkretnie które pozycje są nie do obrony?
Kto powiedział, że Marks jest nieomylny i przedstawił prawdy objawione? Rzecz w tym, że Marks to tylko naukowiec-rewolucjonista i może stawiać błędne tezy, może się mylić.
Upieranie się przy tezach, które okazały się błędne lub zdezaktualizowane to wypaczenie dogmatyczne, które należy zwalczać. Komunizm to nauka, którą należy rozwijać przez weryfikowanie w praktyce, w życiu.
Rzeczywisty rozwój historii poszedł inną drogą niż przewidywał Marks, ale Marks nie był prorokiem, ani jasnowidzem, ani nieomylnym papieżem tylko naukowcem-rewolucjonistą. Pokazał nam jak badać historię, a nie zostawił zestaw dogmatów, które należy klepać jak modlitwę.
Antykomuniści widzą w Marksie proroka, którego przepowiednie się nie sprawdziły i wielce nad nim triumfują: patrzcie mylił się! Tak jak Tarak. Nie rozumieją, że Marks był tylko naukowcem-rewolucjonistą i prowadził badania naukowe, a nie objawiał światu prawdę od samego boga. Prowadził działalność naukową i rewolucyjną, a nie nauczanie religijne.
Niektóre jego tezy (choćby nawet wszystkie co do jednej) nie sprawdziły się, ale jego naukowa i rewolucyjna metoda badania społeczeństwa jest aktualna i należy ją rozwijać wraz z rozwojem rzeczywistości, żeby uniknąć dogmatyzmu.
1. Ad 1. Wiem, że nie rozróżniasz poszczególnych rodzajów kapitałów np. produkcyjnego,
rentierskiego czy spekulacyjnego co ja zwykłem czynić. Dla Ciebie wsio ryba. Dlatego mnie znów nie zrozumiałeś. Poza tym, nie wiem czy podobnie rozumiemy pojęcie *elitarna własność środków produkcji*.
Ad 2. Może chociaż tu się zbliżymy w poglądach.
Jeśli jakieś A, coś (ktoś) ma takie cechy jakie ma, to po zaniknięciu tych cech po jakimś czasie, będzie to dalej A czy już jakieś B ? Bo ja zawsze twierdzę, że np. człowiek jest tym kim jest obecnie, a nie tym kim był w przeszłości. Wszystko się zmienia. Więc jak unieszkodliwimy szkodliwe cechy kapitalizmu to stworzymy właściwie nowy system w drodze przekształcenia.
Ad 3. Tutaj chyba nareszcie się zgadzamy, ale jeśli się zgodziłeś ze mną to zaczynam mieć wątpliwości czy dobrze mnie zrozumiałeś. Bo widzisz, pomyśl o tym, że bandyci są częścią systemu, co z tego że ich unieszkodliwisz (jednego unieszkodliwisz, a stu przyjdzie na pogrzeb:) i umocnią system. Czy nie lepiej od razu obalić własność prywatną i wprowadzić komunizm :)?
Ad 4. Moją wizję przedstawiam jasno i cieszę się, że tak wiele osób myśli podobnie czego dowodem są liczne ruchy protestu na świecie i liczna publicystyka na ten temat. Problemem jest to, że te ruchy protestu są jeszcze relatywnie słabe, ale mechanizm systemu jest taki, że w ciągu paru dziesięcioleci bezsens i szkodliwość dzisiejszego systemu społeczno ekonomicznego stanie się jasna dla olbrzymiej większości.
Co do Twojej wizji to nie bardzo wiem jaka ona jest, bo starannie unikasz odpowiedzi na pytania *natury technicznej*. Domyślam, że marksiści lepiej się czują w sferze słusznych haseł, truizmów i ostatecznych rozwiązań, a jeśli życie mówi inaczej to tym gorzej dla życia.
Mówiąc konkretniej poczucie własności u ludzi wykształciło się przez wiele tysięcy lat ewolucyjnie będąc rozwinięciem instynktu samozachowawczego. Mamy to do dzisiaj. Dopiero komunizm może to unieważnić, ale nie można osiągnąć komunizmu unieważniając poczucie własności. I tu się koło zamyka.
A dlaczego nie można ?
Wyobraź sobie, że żyjemy w świecie w którym powietrze jest już tak zatrute, że nie można oddychać, a ludzie umierają jak muchy na choroby płucne itp. Co robić ?
Jedni mówią, że trzeba zmniejszyć i potem zlikwidować źródła zanieczyszczenia powietrza. Inni mówią, że ludzie powinni się przestawić na oddychanie pod wodą tlenem zawartym w wodzie (jak ryby). Kto się szybko przystosuje ten będzie zdrów, a kto nie... Każdy ma swoją wizję :).
p.Bartek:"Wyzysk polega na zawłaszczaniu przez kapitalistę wartości dodatkowej wytwarzanej przez robotników w procesie produkcji."
***
To jest dopiero bełkot, zresztą powszechnie znany.
p.Bartek:"Może Pan podać źródło, czy mamy wierzyć na słowo?"
***
Może to być wiara na słowo, bądź wiara we własną wiedzę, lub też wiara w Internet - do wyboru.
p.Bartek: "Tysiącletnich? Tu proponuję jednak douczyć się, bo jakby nie liczyć taki okres nie wchodzi w grę"
***
W górę czy w dół ?
A może jako cywilizacja istniejemy dopiero od Narodzenia Marksa ?
p.Bartek:"Konkretnie które pozycje są nie do obrony?"
***
Konkretnie wszystkie - i społeczne i ekonomiczne i polityczne.
p.Bartek:"...i wielce nad nim triumfują: patrzcie mylił się! Tak jak Tarak."
***
Osobiście nie mam nic do samego Marksa, ale potępiam marksistów. Zrobili sobie z jego teorii trampolinę do kariery politycznej, bazującej na frustracji społecznej niemożliwej do usunięcia w ŻADNYM ustroju politycznym.
Pisałem o tym powyżej, więc nie będę powtarzał.
Jeśli chodzi o Lenina i jego zgraję, to moim zdaniem był to cynizm, który zaowocował politycznym i gospodarczym upadkiem Rosji, zahamowanie jej w rozwoju, co utworzyło
korzystny układ geopolityczny dla Niemiec i to mimo
przegrania obu wojen światowych.
Tupiesz i tupiesz. Pewnie nie wiesz, że prawdy nie zatupiesz. To rewolucja zacofaną Rosję zamieniła w światowe mocarstwo. A kiedy od niej odstąpiła, przestała nim być. Sam Putin przyznał, że to odstąpienie było wielkim nieszczęściem XX wieku.
No i sam Pan widzi, że nie ma nic do powiedzenia. Pytam o źródła i nie potrafi Pan ich podać, podaje Panu definicję wyzysku i wykręca się Pan słówkiem "bełkot", bez podania argumentów.
Jak rozumiem wciąż głowi się Pan nad odpowiedzią dla dnk?
"Zadaj sobie pytanie: co by było gdyby w 1917 r. cały rozwinięty świat, czyli Ameryka i Europa zachodnia, przeszedł na socjalizm a w Rosji zapanował kapitalizm na modłę latynoską. Jak myślisz kto by wygrał zimną wojnę?"
autor: dnk, data nadania: 2012-03-01 13:02:04, suma postów tego autora: 138
w tym wypadku inna taktyka - przemilczenie.
Szczegółowej analizy marksizmu nie mam tu ochoty przedstawiać, bo zajęłoby mi to zbyt wiele czasu, a na koniec i tak zadałby Pan to samo pytanie.
Na fanatyków nie ma mocnych !
Ale z Pana dziwak - prez. Putin powiedział tak o rozpadzie Imperium Radzieckiego - uwolnienia Polski, Litwy, Estonii, Rumunii, Bułgarii, NRD, Czechosłowacji, Węgier , Ukrainy, Białorusi a w Azji: Kazachstanu, Turkmenistanu, Tadżykistanu, może jakieś pominąłem, aha, Azerbejdżan i Gruzja.
Już sama ta wyliczanka powinna dać Panu do zrozumienia z jaką "przodującą pokojową siłą" świata mieliśmy przez ostatnie kilkadziesiąt lat do czynienia.
To tego imperium żałował prezydent Putin, a nie komunizmu.
A co do tupania - tupnij się w głowę p.Steff.
Taraku - To Ty jesteś fanatykiem. Fanatykiem antykomunizmu.
Podręczniki do historii napisane w "wolnej Polsce" przez "niezależnych i obiektywnych ekspertów" ukształtowały Cię całkowicie. Powtarzasz ich kłamstwa słowo w słowo. Gdy tylko słyszysz słowo socjalizm - od razu zapala Ci się w głowie czerwona lampka.
Kapitalista, u którego zapewne pracujesz lub pracować będziesz, a który okrada Cię co dzień z wytworzonej przez Ciebie wartości dodatkowej, powiedziałby na to - "Prawidłowy odruch, on będzie dobrym pracownikiem, będzie znał swoje miejsce".
My, komuniści mający na swoich sztandarach Marksa, Engelsa, Lenina, Trockiego, Luksemburg, Liebknechta,Che Guevare po prostu nie chcemy być parobkami "Dobrodziejów Chlebodawców". Tylko tyle i aż tyle.
Ty niestety już nawet nie potrafisz sobie wyobrazić życia bez kapitalisty.
"Zadaj sobie pytanie: co by było gdyby w 1917 r. cały rozwinięty świat, czyli Ameryka i Europa zachodnia, przeszedł na socjalizm a w Rosji zapanował kapitalizm na modłę latynoską. Jak myślisz kto by wygrał zimną wojnę?"
autor: dnk, data nadania: 2012-03-01 13:02:04, suma postów tego autora: 138
Dlaczego nie otrzymaliśmy jeszcze Pańskiej jedynie słusznej odpowiedzi?
Zastanawia się Pan nad odpowiedzią? Coś długo to trwa.
"Kapitalista, u którego zapewne pracujesz lub pracować będziesz, a który okrada Cię co dzień z wytworzonej przez Ciebie wartości dodatkowej, powiedziałby na to - "Prawidłowy odruch, on będzie dobrym pracownikiem, będzie znał swoje miejsce"."
Nie wiemy czym zajmuje się Pan Tarak ale jakoś śmiem wątpić, żeby wytwarzał wartość dodatkową. Sądzę, że pan Tarak żyje na koszt klasy robotniczej, co nas akurat łączy. Dzieli nas to, że Tarak chce, żeby robotnicy pozostali najemną siłą roboczą, a my dążymy do wyzwolenia pracy. Takie taraki to pomagierzy wyzyskiwaczy - chociaż żyją na koszt klasy robotniczej, wysługują się kapitalistom.
Wiem, Adrem, że lubisz zaciemniać i rozmywać, aż się czarnego od białego nie będzie dało rozróżnić, więc i obca jest Ci brzytwa Ockhama. Z tego też powodu postanowiłeś nie zrozumieć mojego wcześniejszego komentarza. W porządku, zatem: ciach! ;-)
1. To o czym Ty mówisz, pardon, rozróżniasz, to mechanika tego systemu, której akceptować nie muszę, a nawet chyba nie mogę, jeśli ją kwestionuję, prawda?
W naszej dyskusji poprzez kapitał rozumiem środki produkcji, zarówno materialne, jak i intelektualne, z posiadania których wyłączona jest przeważająca większość ludzi.
2. Chcesz po prostu, łapiąc za siedzisko, podnieść krzesło, na którym siedzisz. Ja, zapatrzony w fizyczne truizmy, w to nie wierzę.
3. Lepiej.
4. Wizję czego, Adremie, przedstawiasz, bo ja tu niczego takiego nie widzę?
"Poczucie własności" posiada zarówno pająk pilnujący muchy złapanej w sieć, jak i gryzonie robiące zapasy na zimę. My tu jednak rozmawiamy o *prawie własności*, które sztucznie, przy pomocy aparatu przymusu, rozszerza to "poczucie" ponad potrzeby i zdolności indywidualnej kontroli, do niebotycznych wręcz rozmiarów.
Wobec powyższego, reszta Twojego wywodu nie dotyczy tematu.
Dodam, iż bardzo istotny jest fakt, że działa tu sprzężenie zwrotne, tzn. owo sztuczne prawo własności daje olbrzymie możliwości wpływania na ów aparat przymusu. Tobie się wydaje, że tę zależność można wyeliminować za pomocą "ruchów protestu"...
Zapewne nerwy cię poniosły, w przeciwnym razie nie doradzałbyś mi czegoś, czego sam nie potrafisz. Bo umiesz tupać się w swoją głowę? Nie wierzę.
Wyliczyłeś dobrze. Wszystkie te kraje zgodnie pracowały dla swoich narodów. I nagle trzech facetów, popijając gorzałę w kniejach białoruskich, wbrew woli tych narodów, bo tuż po referendum, współpracować zaprzestali. Oczywiście Rosjanie a przede wszystkim ich nieliczne elity, na tym zyskały ale pozostałe nacje skazane zostały na biedę. Bo widzisz, Związek Radziecki był takim imperium, w którym metropolia, czyli Rosja, dopłacała do prowincji. Internacjonalizm przegrał zatem z nacjonalizmem. Niestety, UE na tym tle też zaczyna mieć problemy. Jeżeli skończą się podobnie, to stracimy jak ludzie radzieccy. A wtedy zapanują znów wielcy i to na swoich warunkach. O prowincje martwić się nie będą.
Ponieważ dyskusja dość żywa, pojawiają się ciekawe tezy pozwolę sobie powtórzyć parę pytań na które zwykle nie otrzymuję odpowiedzi. Może tym razem dostanę. Pytania dotyczą kilku kategorii przy pomocy których zwykle opisuje się świat w tego rodzaju debatach. Są to wyzysk, kapitał, kapitalista, sprawiedliwość społeczna.
tu się Pan nie wybroni, ponieważ oni obwiniają Pana o wymyślenie i wprowadzenie kapitalizmu na świecie :)))
Oni chcą jeść chleb i nie interesuje ich, skąd się on bierze. Dlatego będą potępiać każdego np. rolnika głównie za to, że mu grad wytłukł zbiory, albo że mu powódź plony zniszczyła. Nie będą widzieć ani czynników obiektywnych, ani nie będzie ich interesować nic ponad własne uprzedzenia.
Wzmocnienie Niemiec było od zawsze w planach dyplomacji zachodniej. I będą one wzmacniane niezależnie od tego, ile wojen wywołają i ile wojen przegrają. Celem jest opanowanie przez Zachód Rosji - obojętnie, jak by się ona nazywała, czy byłby to ZSRR, czy inna wspólnota. ZSRR był liczniejszy niż sama Rosja, więc i zadanie było trudniejsze i najpierw należało ten związek państw rozprężyć. Oni na Zachodzie tak sobie ustawili politykę, że nawet inaczej nie mogą. Jedyna szansa w tym, że jednak będzie jakiś koniec świata i świadomość ludzi kiwnie się kolektywnie w stronę współdziałania, a nie wzajemnego się zwalczania.
Ciekawe, że wciąż ktoś powołuje się na "CYWILIZACJĘ ŁACIŃSKĄ". Historia pokazuje nam, że jest to bękart bez czci i wiary. Ale widać taki właśnie jest potrzebny do osiągnięcia celów Zachodu.
W ramach tego zwalcza się prawdziwą cywilizację helleńską, bazującą głównie na humanizmie i dążeniu człowieka do rozwoju duchowego. Ciekawe, że nie naucza się już greki w żadnych szkołach. Nie jest to przecież przypadkiem. Ludzie posiadając pełne humanistyczne wykształcenie byliby dla drapieżnej "cywilizacji łacińskiej" niewygodni. "Cywilizacja łacińska" wymusiła na ludziach rezygnację z poszukiwania Boga i prawdziwego celu życia. Grecy kładli główny nacisk na wolność jednostki i traktowali życie ludzkie jako drogę do poszukiwania PRAWDY, także poszukiwania Boga w człowieku. Różnica jest bardzo widoczna i zasadnicza.
Może stąd te bezpardonowe ataki na Grecję? Może stąd te naciski zewsząd na Greków, by puścić ich z torbami?
Tylko, co potem?
Jeśli przyjąć definicję Marksa to w najprostszych przypadkach właściciel fabryki kontra robotnik wszystko jest jasne. Funkcję robotnika można rozciągnąć na ogół pracowników najemnych, których praca ma jakąkolwiek społecznie uznaną wartość.
Pomijam dalej niewygodne dla marksistów sytuacje gdy robotnik sam jest właścicielem środków produkcji, ale jest zmuszany do płacenia podatków czyli dzielić się wartością dodatkową z innymi którzy tej wartości bezpośrednio nie wytworzyli.
Pytanie brzmi: Jeśli właściciel środków produkcji zdobył je własną pracą lub w inny legalny sposób, a poza tym uczestniczy w procesie produkcyjnym pośrednio jako dawca pomysłu, organizator, kierownik, decydent, odpowiedzialny za proces produkcyjny, ponoszący ryzyko finansowei (ew straty), karne to czy ma prawo do części wartości dodatkowej, która została wyprodukowana, a słowo wyzysk można zastąpić podziałem wytworzonej wartości dodatkowej.
Sprawa się może skomplikować gdy zakład składa się z kilku części produkujących odmienne wyroby. Na jednych jest zysk, na drugich jest strata. Pytanie: czy tylko ci robotnicy którzy wyprodukowali towar przynoszący zysk mają mieć udział w wartości dodanej czy tamci u których wystąpiły straty nie,albo może mają przynieść z domu zeby solidarnie z właścicielem pokryć stratę ?
W procesie produkcyjnym bierze udział część robotników pośrednio produkcyjnych nie biorących udziału w samej produkcji. Pytanie: Czy im się udział w podziale wartości dodanej nie należy ? Jeśli tak to w jakiej proporcji ?
Pytanie: Jeśli w jednej branży produkcyjnej wypracowana wartość dodatkowa jest bardzo duża z przyczyn np. rynkowych, a w innych mała to czy sprawiedliwe jest, że w zakładach tej branży robotnicy są byliby lepiej sytuowani od tych którzy produkują mniej opłacalne wyroby ?
Wydaje się, że już samo zastanowienie się nad tymi pytaniami spowoduje uznanie, że mowę o okradaniu klasy robotniczej z wytworzonej wartości dodatkowej powinno się dzisiaj zastąpić kategorią sprawiedliwej płacy, czy może sprawiedliwego podziału wypracowanego bogactwa. Są jakieś pomysły ?
Jeśli odrzucić jednak pracę najemną jako narzędzie wyzysku w ogóle(*nie chcemy być parobkami* itp.), to jaką formę stosunków produkcji i usług preferujecie ? Wszystko państwowe, wspólne czy wszystko indywidualnie własne i kazdy pracuje na własny rachunek ? A może spółdzielczość do której namawiam ciągle, ale która nie może się jakoś rozpowszechnić na większą skalę ?
Zadaje Pan dziwne pytanie i jeszcze oczekuje odpowiedzi:
"...co by było gdyby w 1917 r. cały rozwinięty świat, czyli Ameryka i Europa zachodnia, przeszedł na socjalizm a w Rosji zapanował kapitalizm na modłę latynoską. Jak myślisz kto by wygrał zimną wojnę?"
***
Przeszła na socjalizm w stylu leninowskim zapewne ? a to, do dziś problemu przeludnienia pewnie by nie było - system załatwiłby tę sprawę tak zwyczajnie, jak zwyczajnie załatwił w Rosji.
Wszak obozy pracy to taki zwyczajny ludzki sposób bytowania
(wg. Pana i kompanionów).
O żadnej zimnej wojnie mowy by nie było.
Bo po co "zimna", gdy problemy sporne można rozstrzygnąć w zwykłej wojnie, "gorącej".
Tak swoje problemy rozstrzygnął ZSSR z Finlandią, a wcześniej zanim jeszcze próbował z Polską, rozwiązał swe problemy z krajami Kaukazu i Azji Środkowej, więc po co jakaś tam "zimna" wojna, wszak zwycięzców nikt nie sądzi.
Gdzieś czytałem, że po tych obozach śmierci na Kołymie już nawet śladu nie ma. Nie żeby ktoś specjalnie te baraki rozbierał, a skąd, one tak zwyczajnie , jak to w komunizmie , rozpadły się pod wpływem klimatu, a NIKT pomyślał żeby ofiary w jakiś wyraźny sposób uczcić.
Bo jednostka w komunizmie niczym, kto by tam dbał o jednostkę skoro ma się pełną gębę frazesów o szacunku dla ludzi pracy jako klasie.
Bo komunizm to taki zwyczajny system mordowania prawdziwych przeciwników, domniemanych (i ich krewnych i znajomych)
dla dobra klasy robotniczej.
A pan z całym przypisywanym sobie humanitaryzmem pragnie powrotu tego systemu, bo Marks z Leninem powiedzieli, że sprawiedliwszy jest od kapitalizmu.
No, to ja zadaję teraz Panu takie dziecięce pytanie: na czym polega ta przewaga komunizmu nad kapitalizmem ? skoro po podbiciu pół świata ( razem z Chinami) padł jak norka w konfrontacji z kapitalizmem ?
I odpowiem za Pana, bo nie jest Pan wystarczająco uczciwy, by udzielić odpowiedzi zgodnej z prawdą - padł, bo był mniej produktywny, mniej wytwarzał dóbr konsumpcyjnych możliwych do sprzedaży w całym świecie, za co mógłby zaspokoić potrzeby własnej gospodarki, pozostały mu już jedynie zapasy surowcowe.
Żyje pan złudzeniami p.Bartku.
Trochę rzeczywiście żałuję, że dałem się wciągnąć w dyskusję z ludźmi, którzy serio utrzymują, bieda jest skutkiem wyzysku, definiując przy tym wyzysk jako zawłaszczenie wartości dodatkowej wypracowanej w procesie produkcji.
Jako objawienie traktują tezę Marksa, że jeśli na skutek działalności gospodarczej, uzyskany efekt finansowy jest wyższy niż inwestycja, to ta różnica pochodzi z ukradzionej robotnikom wartości dodatkowej, którą nazywa wyzyskiem.
Jeśliby zamieszczone w "Kapitale" wzory obrazujące ten efekt traktować dosłownie, to początkowy kapitał kapitalisty nie pochodzi z banku( w którym trzeba za niego zapłacić odsetki)
ale ze środków własnych kapitalisty, a on sam nie płaci żadnych podatków.
Tak może twierdzić jedynie kompletny dyletant ekonomiczny.
Te wzory nie uwzględniają także zakupionych patentów lub kosztów poniesionych na budowę fabryki i wdrażanie nowej produkcji, a nawet wniesionej do interesu pracy własnej kapitalisty, który jak wiadomo powinien pracować za darmo.
No i najważniejszego - że gdyby kapitalista , który ma za co żyć, bo prowadzi produkcję ze środków własnych, machnął ręką
na zyski i zamiast inwestować pojechał na ryby, to ci "poszkodowani wyzyskiem" pomarliby z głodu.
Wykazuję tu jedynie absurdy samej doktryny, bo w istocie źródłem biedy jest niska produktywność gospodarki danego kraju.
Więc prawdę mówiąc, nie złości mnie postawa neokomunistów, bo i tak jest bez żadnych szans na powrót do władzy ale to, że tak bezkrytycznie powtarzają dawno skompromitowane hipotezy.
Powie ktoś, że te wzory nie są całkiem dosłowne i traktować je trzeba jako pewne uproszczenie pozwalające zrozumieć istotę sprawy. Ale jeśli uproszczenie dotyczy każdego z użytych do zobrazowania doktryny pojęć, to efekt jest niemiarodajny.
Więc i cała doktryna tyle warta co te przybliżenia.
Czyli nic.
To, że uskarżasz się na *zaciemnianie i rozmywanie* z mojej strony świadczy tylko o tym, że nie zadajesz sobie trudu wniknięcia głębiej w problematykę o której mówimy ciesząc się, że teza którą stawiasz *jest taka prosta i piękna*. Tak ją polubiłeś, że nie chcesz poddać jej próbie wytrzymałości na kwestie wynikające z empirii życia, bojąc się, że się pokruszy.
Rozróżniaj chociaż akceptację od zrozumienia tego mechanizmu współczesnego kapitalizmu. Ja Ci nie każę akceptować, ja chcę żebyś zauważył i dostrzegł różnice i dobrze poznał mechanizm systemu zanim wydasz wyrok co mu obciąć :).
Ja nie próbuję wznieść się w górę chwytając za siedzisko. O wiele bardziej bliskie rzeczywistości jest, że chciałbym naprawić, przekonstruować to krzesło, żeby pewnie i wygodnie siedzieć, a nawet wznieść się ponad dotychczasowy poziom, a Ty mówisz, że najpewniej siedziałoby się na kamieniu :) ?
Ja przedstawiam wizję lepszej przyszłości w nowym systemie który będzie zawierał potrzebne komponenty dzisiejszego systemu, a jednocześnie usunięte zostaną te komponenty które powodują niezrównoważony rozwój, katastrofy finansowe powodujące hamowanie lub cofanie się społeczeństw w rozwoju, za czym kryje się wiele tragedii ludzkich.
Ty wymyśliłeś, że lepiej od razu unieważnić prawo własności nie chcąć dyskutować na temat jak by to wyglądało w praktyce.
No właśnie, jak by to wyglądało ?
Bo prawo własności mógłbyś gdzieś, będąc nowym Leninem, zdelegalizować, ale co dalej. Mieliśmy już prawie taki stan po nacjonalizacji gospodarki w Polsce po 45.
Tylko że można zdelegalizować prawo własności, ale nie można było zdelegalizować poczucia własności, które pozostało w świadomości człowieka. To jest właśnie różnica pomiędzy prawem własności a poczuciem własności. To ostatnie każe ludziom dbać o swoje, a to co należy do wszystkich traktować jak niczyje. I co dalej ? Postawisz przy każdym policjanta ?
Nie wywiniesz mi się Misiu. Żądam przedstawienia scenariusza zniesienia prawa własności i wizji funkcjonowania gospodarki w warunkach zniesienia prawa własności. Koniec bujania w obłokach.
Sposób zagospodarowania wartości dodanej ..... i przyczyny nędzy w świecie nie szuka Pan w kumulacji bogactwa w nielicznych rękach ?
A dlaczego jest tak w tzw. cywilizowanym świecie
cytat ______________
W Polsce przedsiębiorcy, jak wszędzie na świecie, bardzo narzekają na zbyt wysokie koszty pracy. Choć w stosunku do innych krajów Unii Europejskiej są one stosunkowo najniższe, a czas pracy jest najdłuższy. Jednak o tym czy koszty pracy są zbyt wysokie decyduje efektywność nakładów poniesionych na siłę robocza, na płace.
W naszym kraju przedsiębiorca z każdej złotówki wydanej na fundusz płac uzyskuje około 1,71 zł, w Rumunii 1.10 zł, w USA 1,53 zł, w Niemczech 1,18 zł, we Francji i Danii 1,17 zł. A tylko w Rosji stopa zysku sięga 2,22 zł.
_____________________________________ koniec cytatu
i nadal Pan uważa, że za nędzę ludzi w RP nie jest winny kapitalista robiący w niej interesy a konkretnie jego chciwość :)
Dlaczego też
chciwość polskiego kapitalisty > chciwości amerykańskiego kapitalisty ?
Wartość dodana cóż tak niewiele trzeba by kapitalista podzielił się rzetelnie z pracownikiem najemnym a nie jego okradał :(
Rzetelny podział wartości dodanej odbywał by się z korzyścią dla ich obu, bo kapitalista miałby klienta kupującego jego produkty ......
Tak rzetelnie z pracownikiem najemnym dzielił się wartością dodaną Jan Wedel ikona polskiego rzetelnego kapitalisty .....i jego socjalna a dochodowa firma.
Podam też drobny przykład ze swego podwórka ...... mój pradziad przedwojenny rzemieślnik w II RP tak płacił czeladnikom
....... by jego pracownik mógł utrzymać 5 osobową rodzinę.
Czyli w biednej II RP można było a w III RP nie?
Gdy zaś kapitalista zbyt kumuluje bogactwo to kupi sobie co najwyżej n mercedesów a może n samolotów...... a może n pałaców a może stać go będzie na kosmiczną przejażdżkę ...... itd.
Myślę, że problemem współczesnego kapitalizmu stało się nadmierne gromadzenie bogactwa w niewielu rękach, czyli zamrażanie kapitału, który powinien pracować pro publico bono ......
Człowiek na ogół to mała istota która z własnej woli nie podzieli się rzetelnie z drugim.
Kain nie tylko nie podzielił się z Ablem ale go też zabił .....
Trzeba, więc zmian systemowych ...... a nie trzymania pracowników najemnych za gębę przez policję i wojsko - jak to jest w obecnym modelu kapitalizmu liberalnego autorstwa Margaret Thatcher.
Pozdrawiam.
jacekx marksista
(Nie)ciekawe jest rozumowanie krytyków marksizmu. Z jednej strony, jak nana, biadolą oni nad tym, że siła bezwładu miernoty, gnuśności i złej woli przygniata "zdrową tkankę" społeczeństwa (i to wciąż, nawet po upadku szatańskiego spisku bolszewików!), z drugiej zaś - jak tarak wywijają sztandarem z wypisanym hasłem, że każda przewaga dowolnego sk...syństwa na niwie stosunków społecznych jest dowodem na nieodwracalną beznadziejność (chory idealizm) aspiracji pokonanych.
Jedno z dwojga: albo przywoływany przez nanę "materializm" jako symbol burżuazyjnego egoizmu ma nieobalalną przewagę nad "idealizmem" nowej, niepokornej, nieosadzonej w rutynie, wolnej myśli (ze względu na przyrodzone ludzkie lenistwo), albo należałoby - aby być w zgodzie z tarakiem - uznać, że "materializm" jest - po prostu - lepszy od "idealizmu". Bo eksperyment "idealizmu" został skutecznie sfalsyfikowany w ciągu tysiącleci historii ludzkości nieskończoną liczbę razy.
Komunizm wpisuje się na długą listę owych "przegranych spraw", których niesłuszności dowodzi niezbicie sam fakt, że są "przegrane".
No to niech nana - z całym szacunkiem do "pana taraka" - przyjmie do wiadomości, że jej internetowa walka o zdrową żywność jest wedle kryteriów tarakowych niesłuszna, bo z góry przegrana (w kapitalizmie). Ponieważ nie ma możliwości (obiektywnie - jak twierdzi tarak) nastarczenia wszystkim zdrowych produktów żywnościowych, to większość i tak będzie musiała żreć gówno genetycznie modyfikowane o aromacie identycznym z oryginalnym.
Rzecz w tym, że Kandyd-nanie to nie przeszkadza, dopóki "ze swoim Starym" mogą uprawiać swój ogródek na tym najlepszym ze światów. Wyładowuje złość na tych głupcach, którzy nie chcą - jej śladem - uprawiać swojego ogródka. Nie przyjdzie jej do blond główki myśl, że nie ma (ziemia jest także zasobem naturalnym - kłania się tarak) wystarczającej ilości ziemi dla wszystkich chcących się utrzymać z niej w sposób całkowicie autarkiczny, czyli aby prowadzić gospodarkę naturalną. Jest to, swoją drogą, całkowicie sprzeczne z logiką kapitalizmu i ten "styl życia" został przez kapitalizm zmieciony wraz z zagonieniem takich, jak "nana ze swym Starym" do manufaktur i innych domów pracy. Ale czemuż oczekiwać logiki od dwójki przemądrzałych krytyków marksizmu?
Według taraka można starać się nałożyć "pewne" (umiarkowane, aby tylko nie drażnić kapitalisty) ograniczenia na przywileje klas wyzyskujących. Ale jednocześnie tarak nie ukrywa, że nie ma większych szans na skuteczność tego ograniczania. Nierówności są bowiem wynikiem przyczyn obiektywnych (za mało żarcia, żeby zapchać wszystkie głodne gęby) i chodzi nie o to, aby wszystkich nakarmić, ale o to, aby utrzymać w ryzach możliwość buntu głodnych (zadanie socjaldemokracji od czasu, kiedy ta wyrzekła się socjalistycznego celu na rzecz ruchu, czyli ucieczki do przodu kapitalizmu kosztem mas. Dowód? Ratowanie systemu finansowego kosztem poziomu życia społeczeństw, co stoi w sprzeczności z zasadami liberalnego kapitalizmu i wolnej gospodarki rynkowej). Gdyby nie było socjaldemokracji, to do obiektywnego i moralnie neutralnego faktu istnienia głodnych (nawóz zdrowej konkurencji) doszłoby jeszcze to, że ci, którzy są syci, mogliby dostać niestrawności ze zdenerwowania.
Oczywiście, skretyniali Afrykańczycy mogliby hodować marchewkę (ewentualnie czerwoną cebulę) w ogródku przydomowym zamiast złośliwie zdychać z głodu w świetle kamer. Celebryci, k.... mać!
Możesz sobie żądać, Adremie, co Ci się tylko żywnie spodoba :-)
Wątpię tylko czy masz legitymację po temu. Twoja "wizja lepszej przyszłości" polega na tym, że bierzemy coś realnego, pozbywamy się jego wad, wstawiając w zamian jeszcze parę zalet i świętujemy... nową utopię. Jeśli ja miałbym podobnie liczyć się z rzeczywistością, co Ty, to mógłbym napisać np. tak: a wyobraź sobie ZSRR bez Stalina, bez cenzury, bez biurokracji, bez bezpieki, a za to bogatszy niż SZA i z wzorowo funkcjonującymi radami robotniczymi. Może być? ;-)
Pytasz co z "poczuciem własności"? I ja o to pytałem: co z tym "poczuciem własności" u kapitalistów, których chcesz "cywilizować"? Myślisz, że nie odpowiedzą pięknym za nadobne? Nie widzisz, że ta cała demokracja jest bardzo ulotna w starciu z brutalną siłą, jaką jest kontrola nad siłami wytwórczymi ludzkości? Siłą zdolną zmieniać i korumpować rządy, wywoływać kryzysy, destabilizując życie ludzkości i tak dalej i tak dalej. Zakładasz, że z tego się nie korzysta, i że się wyjątkowo nie skorzysta nigdy więcej ze strachu przed "ruchami protestu"? Co mógłbyś im przeciwstawić w ostatecznej instancji? - odpowiedz sobie na to pytanie, zamiast wciąż bujać w obłokach...
Kościoły Kapitału i Ne(ł)oliberału to efekt czyichś celowych i zdecydowanych działań, a nie kara zesłana przez Najwyższego. Jeśli taka próbka Ci nie wystarcza, to może spójrz czego doznają ludzie mający to nieszczęście, że mieszkają tam, gdzie kapitał chciałby sięgnąć po surowce. Warto też wspomnieć jak kapitał ratował Niemcy przed widmem komunizmu, przy okazji podpalając Świat...
Ja tu nie roszczę sobie pretensji do kierowania w stronę jedynej właściwej drogi do Raju, wskazuję jedynie gdzie jest wróg. A jako, że nie jestem twórcą żadnej niepowtarzalnej koncepcji naprawy świata, więc z całym spokojem mogę darować sobie przedstawianie "wizji", literatury na te tematy nie brakuje.
Zgodnie z moimi przewidywaniami Misiu nie przedstawiasz żadnej wizji, żadnej koncepcji wyprowadzenia świata z drogi permanentnej stagnacji, recesji i w końcu prawdopodobnie samozagłady. No bo nie tylko *nie rościsz sobie pretensji do kierowania w stronę jedynej właściwej drogi do Raju*, ale podejrzewam, albo nie masz odpowiedniej wyobraźni, albo chęci wejścia w szczegóły związków przyczynowo skutkowych funkcjonujących w rzeczywistości.
Jeśli tak to pozostaje tylko wybrzydzanie na pomysły innych czyli krytyka polityczna dla samej krytyki. A ja Ci powiem, że taka postawa to błąd i to jest chyba przejaw liczenia na siłę wyższą, Pana Boga (jeśliś wierzący), albo zesłania ducha komunizmu i nastanie światowej rewolucji zdolnej zburzyć gmach Kościoła Kapitału i przeorać istniejące stosunki społeczne.
Widzisz, ja czasami żałuję, że socjalizm w wydaniu PRL czy ZSRR został przez obalaczy obalony, zmarnowała się danina krwi milionów ludzi walczących o uwolnienie się z jarzma ówczesnego kapitalizmu. Być może ten socjalizm można było uratować, ulepszyć. Nie wydaje się to jednak możliwe. Wszystko wskazuje na to, że rewolucja wyprzedziła zbytnio świadomość ludzką i była tylko reakcją na ucisk, próbą przywrócenia ludziom godności, w końcu nieudaną. A czy lepszy Stalin, czy Trotzki lub inny batiuszka, albo władza w rękach Rad by pomogły w zwycięstwie socjalizmu na świecie tego niestety nie wiemy.
Twój problem jest, że nie widać dzisiaj żadnych przesłanek zadziałania owej vis maior, a nawet jeśli stałoby się, to i tak nie wiadomo co dalej. Ot powoła się nieomylne rady robotnicze i jakoś to będzie. Do wskazania właściwej drogi do raju potrzeba przynajmniej mieć wizję jak ten raj ma wyglądać, a tutaj znów na przeszkodzie stoi brak wyobraźni. Zostawmy więc marksistów z ich marzeniami o komunizmie, a zastanówmy się lepiej co można zrobić konkretnie, dzisiaj, w istniejących warunkach.
Co będzie można zdziałać zależy od tego ilu ludzi uzyska świadomość, że tak dalej nie można, że system stał się nieznośny i trzeba z tym skończyć. Świadomość taką zdobywa się w drodze edukacji i wiedzy o świecie, oraz własnych przemyśleń co do sytuacji własnej i innych ludzi. Krytykę polityki, a właściwie jej braku, bo widać tylko jej kolaborację z Kościołem Kapitału, stymuluje i stymulować będzie pogarszanie się sytuacji zwykłych ludzi. Jesteśmy w fazie zdobywania świadomości i organizowania ruchu oporu.
A w tej chwili co możemy zrobić to popierać ten ruch i ośmieszać neoliberalną ewangelię, która otumania ludzi masowo, bo jeden otumaniony potrafi otumanić kilku innych :). Poza tym starać się o lepsze wybory polityczne, przywracanie niezależności państwa na bazie republikanizmu, poprawianie demokracji i cnót obywatelskich w procesie edukacji. W pojedynkę świata nie zmienimy na lepsze, ale powinniśmy tak czynić jakby to było możliwe. Dlatego za Janem Mencwelem pozwolę sobie zawołać:
Odwagi!
Pozdrawiam
*****
*Nie ważne jak szybko się poruszasz, ważne czy poruszasz się we właściwym kierunku.*
Pisze Pan:
"Jeśli przyjąć definicję Marksa to w najprostszych przypadkach właściciel fabryki kontra robotnik wszystko jest jasne."
***
Co tu jest dla Pana jasne ?
Wartość dodatkowa w "normalnej ekonomii" jest zyskiem pochodzącym z oprocentowania procesu produkcji stawką zysku (dowolną).
Ale nie u Marksa:
"Jest rzeczą oczywistą, że wartość dodatkowa nie może pochodzić z samego procesu cyrkulacji
towarów. Gdyby każdy starał się osiągnąć zysk podnosząc cenę np. o 10%, wówczas to, co zarobiłby jako
sprzedawca, straciłby jako nabywca, a jedynym rezultatem byłby powszechny wzrost cen, z którego nikt
nie miałby korzyści. Równie oczywiste wydaje się, że źródłem wartości dodatkowej nie mogą być
materiały wchodzące do procesu produkcji. Wartość, którą materiały posiadają na początku, została
przeniesiona ostatecznie na produkt, ale nie ma powodu mniemać, by posiadały one tajemną moc
powiększania swej wartości. To samo dotyczy – choć może w sposób mniej oczywisty – budynków i
maszyn zastosowanych w procesie produkcji. Różnica polega tylko na tym, że budynki i maszyny
przenoszą swoją wartość na produkt końcowy wolniej, to znaczy po pewnej ilości następujących po sobie
okresów produkcji, a nie od razu, jak np. materiały. O materiałach i maszynach można oczywiście
powiedzieć, że są fizycznie produkcyjne, w tym znaczeniu, że praca posługująca się nimi może dać
produkt większy niż praca działająca bez nich, lecz w żadnym razie nie można mieszać tak ujętej
produkcyjności fizycznej z produkcją wartości. Z punktu widzenia wartości nie ma powodu, by
przyjmować, że materiały lub maszyny mogą przenieść na produkt więcej niż zawierają same. Pozostaje
więc tylko jedna możliwość, mianowicie, że źródłem wartości dodatkowej jest siła robocza."
Skąd tu jakaś pewność, że pozbawiony stopy zysku wyprodukowany towar ma jakąś w ogóle wartość dodatkową ? - kwotę większą niż wniesiona inwestycja w płacę (po potrąceniu pozostałych kosztów stałych: surowców, odpisów, podatków itd) ).
To jest wielka tajemnica marksizmu ale wszyscy marksiści
powtarzają tę brednie po wielokroć.
A to się wypłakałeś na fartuszek nany. Czy lżej ci? No popatrz, a ci głupcy nadal twierdzą, że kapitaliści to złodzieje, bo zawłaszczają wartość dodatkową ludzi pracy. I więcej, bo słusznie nazywają to smrodem a nie zapachem jak ty swoją usprawiedliwiającą złodziejstwa ekonomię.
Po czytaniu tych wszystkich „obalaczy kapitalizmu” w rodzaju Sierpa-i-Młota, przyjemnie jest przeczytać opinię kogoś, kto przynajmniej wie o co toczy się spór.
Dla Pana jest to sprawiedliwość społeczna , rozumiana jako bezwarunkowy egalitaryzm, dla mnie pokrycie zapotrzebowania na żywność i inne towary niezbędne we współczesnych warunkach,
a które uważane są powszechnie za dobra należne z tytułu samego istnienia.
Pan dla uzyskania celu gotów jest poświęcić pół populacji , byleby zniszczyć wszelką indywidualność przeczącą egalitaryzmowi, ja zaś uważam, że dla wyżywienia i odziania tych rodzących się nieustannie miliardów, warto wykorzystać wiedzę i pomysłowość elit społecznych .
Komunistyczny pomysł, by intelektualistów zaprząc jak woła do wozu i przymusić do wysiłku innowacyjnego skończył się upadkiem całego systemu i Pan może szukać sobie innych
( spiskowych) powodów tego upadku, ale jedynym powodem klęski realnego socjalizmu, była mała produktywność, wynikła ze znanej zasady, że „ z niewolnika nie ma pracownika”.
W dziedzinie zbrojeń Pańscy ulubieńcy rozwiązali ten pozornie nierozwiązywalny problem w ten sposób, że wsadzili ich do obozu i zagrozili śmiercią ich bliskim. Na niewielka skalę jest to metoda dobra, ale nie w odniesieniu do całej gospodarki. Żaden dyrektor radzieckiego przedsiębiorstw nie śmiał wykazać się inicjatywą, bo a nuż nie spodoba się towarzyszom zwierzchnikom i główka może polecieć.
To są strukturalne przyczyny upadku poprzedzone niebywałym ubóstwem szerokich mas.
Przy czym samego elitaryzmu bynajmniej nie zlikwidowano – dostojnicy jak byli tak zostali, tylko z innej grupy społecznej i jeszcze bardziej nieodpowiedzialni w tym co robili.
Więc z tego punktu widzenia klęska komunistów jest totalna, a Pan walczy o system, który nigdy nie został zrealizowany i ponieważ wiemy już czym nie stał się komunizm, więc diabli wiedzą o co Pan walczy.
Ja natomiast jestem pragmatykiem. Wiem, że społeczeństwo to nie jest glina, którą można dowolnie modelować, więc dążę do tego, by w ramach tego co nieuniknione, wyrównać na wyższym poziomie jakoś życia ludzi pracy, pokonując przeszkody metodami, które ustanowili obecni beneficjenci systemu, a których zmienić nie mogą nie narażając się na Nową Rewolucję Francuską.
"Bo po co "zimna", gdy problemy sporne można rozstrzygnąć w zwykłej wojnie, "gorącej".
Tak jak imperialiści np. w Wietnamie. Lista imperialistycznych agresji w czasie zimnej wojny jest długa, ale Tarak tego nie odnotowuje i stawia zarzut ZSRR. Hipokryzja panie Tarak.
Gdyby rewolucja proletariacka wygrała na rozwiniętym Zachodzie, a reakcja burżuazyjna zwyciężyła na zacofanym Wschodzie to wynik zimnej wojny byłby odwrotny. Nie potrzebna byłaby wtedy żadna "gorąca" wojna, bo burżuazyjne dyktatury Wschodu zostałyby obalone przez rewolucje proletariackie, przez wojny wewnętrzne. Interwencja radzieckiego Zachodu nie byłaby potrzebna.
O wyniku konfrontacji ustrojów zdecydował przede wszystkim potencjał gospodarczy i technologiczny. Walka nie była równa, bo zdecydowała przewaga gospodarcza rozwiniętego Zachodu nad zacofanym Wschodem. Morał jest taki, że z wyniku tej konfrontacji nie można wyciągnąć wniosku o wyższości kapitalizmu nad socjalizmem, ponieważ strony nie miały tych samych potencjałów na starcie.
Przewagę materialną imperialistycznego Zachodu można było zniwelować jedynie przez całkowite upolitycznienie mas, wciągnięcie mas do rządzenia przez sukcesywny rozwój ustroju radzieckiego, przez nieustanna mobilizację gospodarczą, polityczna i ideologiczną, przez stałe podnoszenie zaangażowania mas i ich odpowiedzialności za efekty budownictwa socjalistycznego. Obiektywną przewagę Zachodu można było nadrabiać angażując masy w rządzenie, tak by traktowały one socjalizm jako własne dzieło i poczuwały się do jego obrony do ostatniej kropli krwi. Stało się inaczej i w państwach socjalistycznych nastąpiło odtworzenie stosunków kapitalistycznych w nowej formie, z biurokracją partyjno-państwową w roli nowej burżuazji, jeszcze przed otwartą kontrrewolucją 1989 roku.
bo zawsze musi Ci jedno wykluczać drugie. Tymczasem można i trzeba poszukiwać środków godzących jedno z drugim.
W Afryce nie było głodu do czasu, aż przyszli tam bladzi. Rzeczywiście uprawiał każdy, kto chciał, swój ogródek i nikt głodu nie cierpiał. Nawet nie mieli dokładnie wytyczonych granic, lecz mieli terytoria określane przebywaniem danego plemienia na danym obszarze z wielkimi tolerancjami granicznymi. Co więc mi tu zarzucasz, Beb? Zabrali im ziemie, to muszą głodować.
Obecnie tyle ziemi leży odłogiem jak jeszcze nigdy w historii ludzkości. Czy dziwić ma, że jest głód? W tym celu ziemia została przejęta przez kapitalistów, by potem leżała odłogiem i żeby ludzie głodowali.
To, że Szanowny Pan Tarak jest zdania odmiennego niż ja nic nie znaczy. On by sobie kupował dwudziestą brykę najnowocześniejszą, jak sobie nowy szpadel. Pan Tarak raczył powiedzieć, że nie chce ludzi kierować do gazu, lecz że redukcja populacji ma następować stopniowo, stymulowana warunkami życia. Nie widzę tu żadnej sprzeczności z tym, co ja myślę.
Czytałam taką ciekawą rzecz, że dopiero gdy na świecie urodzi się - mówiąc prosto - każda dusza do urodzenia chętna, wówczas nastąpi przełom w Kosmicznej Świadomości i "materiał ludzki" zostanie posortowany na nowo pod względem świadomości, jaką każdemu z ludzi udało się w trakcie życia w ciele materialnym osiągnąć. Mnie się to podoba i pracuję nad sobą.
Czy Ty wykupisz się w godzinie ostatniej zebranymi dziełami Marksa - nie wiadomo. Wykluczyć nie możesz, że sam Marks mógłby mieć coś przeciw temu, zwłaszcza, że zachowujesz się prostacko i jednocześnie posługujesz się jego imieniem. Może on nie chce, żeby byle kto wycierał sobie nim gębę? Skąd wiesz?
Może nie mieści Ci się w głowie, Beb, ale nie każdy chce mieć dokładnie to samo co sąsiad. Jeżeli akurat Ty masz w sobie zaszczepioną tą bezinteresowną zawiść i chcesz nieszczęściem każdego obdzielać po równo, to co się dziwisz, że nikt z Tobą iść nie chce?
Marks już swoje odpracował i czas najwyższy zostawić gościa w spokoju. Nikt nie jest na tyle wielki, żeby po nim nie mógł przyjść ktoś jeszcze większy.
Nie ma powodu przydzielać każdemu ziemi, ale rozumieć trzeba, że tylko ziemia jest w stanie ludzi wyżywić. Czy może Ty, zamiast bułeczek pszennych jadasz na śniadanie "Manifest" Marksa?
Uważam, że ci, którzy nie są w stanie się inaczej utrzymać, powinni uprawiać jakąś działkę rolną. W przeciwnym razie są obciążeniem dla społeczeństwa, które chce czy nie chce musi ich utrzymywać. Więc zamiast tworzyć warstwę patologiczną naszego społeczeństwa - z racji nieprzydatności i braku pracy - lepiej dla tych ludzi i dla wszystkich ogółem byłoby, gdyby ci ludzie mogli na siebie zapracować przynajmniej pod względem zaopatrzenia w żywność.
Z przykrością stwierdzam, że złośliwość, Beb, przysłania Ci rozsądek. Są od wieków sprawdzone metody zintegrowania ludzi w społeczeństwie, a jedną z nich jest np. sprzedawanie wytworów pracy własnych rąk, a to w postaci marchewki, a to koszyków wyplatanych ze słomy. Zawsze się znajdzie ktoś, kto potrzebuje tego czegoś, co ktoś inny ma do zaoferowania.
Jeżeli już sobie pozwalasz na złośliwości, no to weź pod uwagę, że na Ciebie i Twoje teorie żadnych chętnych nie było i dlatego też wyniosłeś się na wieś. To, że nie chce Ci się uprawiać ogrodu świadczy zaledwie o tym, że nie rozumiesz konieczności stosowania zasady "właściwy człowiek na właściwym miejscu". Zajmujesz ziemię a udajesz kogoś innego niż jesteś. Na Twój intelekt nikogo złapać już nie będziesz mógł. Na marchewkę, świeżutką, prosto z grządki i owszem.
Wydaje Ci się, że jak się na życie obraziłeś, to dokonałeś jakiegoś wielkiego czynu. Z pewnością nie! Ty odrzucasz obecne swoje życie, a ono odrzuca Ciebie. I to dlatego trzymasz się nieboszczyka Marksa pazurami. Nie masz odwagi zrewidować swoich poglądów i żyjesz dniem wczorajszym.
Żebyś nie wiem jak się naprężał, żebyś nie wiem jak machał Marksem każdemu przed nosem - Ty Marksem nie byłeś nigdy i nim nie będziesz. Możesz być sobą, też nie mniej ważnym człowiekiem, ale jak widać nie masz na to odwagi.
Widzisz, Adrem, fakt, że nie wdaje się w dyskusję o "rodzajach kapitału", uznając to za pułapkę, nie znaczy, że o tych różnicach pod sklepem nie usłyszałem.
Pododnież z "wizjami", to że ich tu nie prezentuję, nie oznacza, że ich nie mam. Oczywiście nikt i nic nie broni Ci w tej sytuacji domniemywać inaczej, przyjmuję to z pokorą. Jednak to, co Cię boli w tym wypadku, to fakt, że nie możesz "bronić" tej swojej "wizji" poprzez... zaatakowanie mojej. Doceń jednak, że w zamian masz szerokie pole, by przedstawić i obronić swoją, skoro jesteś tak bardzo jej pewien. Szkoda tylko, że z tego nie korzystasz :-)
W jednym masz z pewnością rację, niewiele wskazuje na to, by istniały dziś szanse na pozytywną zmianę świata, ponieważ niepodzielnie panuje nam wiara w ten Twój Kościół Kapitału, z rozróżnieniem z mojej strony na "ścieżkę prawej ręki" reprezentowaną przez ne(ł)oliberalizm i "ścieżkę lewej ręki", przez swą słabość i historię godną potraktowania najwyżej jak niedaleko odbiegającą herezję, czyli socjaldemokratyzm.
W związku z powyższym, uważam, że zadaniem na dziś nie jest "nawracanie"* na swoje "wizje", lecz jedynie opór przed wandalizmem, jakim jest zamazywanie różnic między czarnym a białym, jaki uprawia się również i tutaj.
Piszesz o tej swojej "wizji", a zaraz po tym proponujesz: "zastanówmy się lepiej co można zrobić konkretnie, dzisiaj, w istniejących warunkach". Przyznam, że póki co nie dane mi było poznać i docenić jej świetności, ale powątpiewam w jej wielkość, jeśli to strategia obliczona na wygranie jednej, czy nawet kilku bitew, bez perspektywy ostatecznego wygrania i zakończenia wojny (to się, z tego co zrozumiałem, stać powinno samorzutnie)...
O nie, nie.
Nigdy i nigdzie nie twierdziłem, że kapitalizm to system bez skazy. To Pan mi to imputuje.
p.Bartek:
"O wyniku konfrontacji ustrojów zdecydował przede wszystkim potencjał gospodarczy i technologiczny."
***
Pełna zgoda i o tym właśnie piszę.
Przez prawie trzy pokolenia komunizm nie potrafił wypracować
równoważnego potencjału gospodarczego.
p.Bartek:
"Stało się inaczej i w państwach socjalistycznych nastąpiło odtworzenie stosunków kapitalistycznych w nowej formie, z biurokracją partyjno-państwową w roli nowej burżuazji, jeszcze przed otwartą kontrrewolucją 1989 roku. "
***
To nie jest wypadek przy pracy ale fundamentalna wada tego systemu. Nie ma sensu budować czegokolwiek na takim fundamencie, bo nie ma trwałej budowli bez mocnych fundamentów.
Teza nany:
"W Afryce nie było głodu do czasu, aż przyszli tam bladzi."
"Zabrali im ziemie, to muszą głodować."
"W tym celu ziemia została przejęta przez kapitalistów, by potem leżała odłogiem i żeby ludzie głodowali."
(Tarak by może łaskawie wytłumaczył nanie, że gdyby ta ziemia nie leżała odłogiem, to produkty ziemi przejętej przez bladź-kapitalistów nie "posiadałyby stopy zysku" i klasa ta nie mogłaby nieść kaganka rozwoju cywilizacyjnego).
Niemniej wniosek nany jest następujący:
"... ci, którzy nie są w stanie się inaczej utrzymać, powinni uprawiać jakąś działkę rolną. W przeciwnym razie są obciążeniem dla społeczeństwa, które chce czy nie chce musi ich utrzymywać. Więc zamiast tworzyć warstwę patologiczną naszego społeczeństwa - z racji nieprzydatności i braku pracy - lepiej dla tych ludzi i dla wszystkich ogółem byłoby, gdyby ci ludzie mogli na siebie zapracować przynajmniej pod względem zaopatrzenia w żywność."
Do kogo pretensja? Do marksistów? W PRL tworzono warstwę patologiczną, utrzymywaną przez społeczeństwo? Zgoda, była to warstwa biurokracji. Ale raczej nie to ma na myśli nana. Ani tarak. Według taraka, socjalizm upadł, bo był nieefektywny. Został zastąpiony przez kapitalizm, który zracjonalizował gospodarkę. Logika kobieca czy pijacka?
Po takim pokazie możliwości logicznego myślenia nie dziwi kolejna enuncjacja nany:
"To, że Szanowny Pan Tarak jest zdania odmiennego niż ja nic nie znaczy."
Faktycznie, logika obydwojga wyklucza istnienie jakiegokolwiek znaczenia, które zazwyczaj staramy się przypisać wypowiedziom oponentów.
"Pan Tarak raczył powiedzieć, że nie chce ludzi kierować do gazu, lecz że redukcja populacji ma następować stopniowo, stymulowana warunkami życia. Nie widzę tu żadnej sprzeczności z tym, co ja myślę."
Te "warunki życia" opisała nana w swoich tezach. Fakt, nie kieruje się ludzi do gazu. Pozwala im się humanitarnie umrzeć z głodu. To, że nana i tarak umywają ręce od odpowiedzialności za system, którego bronią: tarak - intelektualnie, nana - wręcz przeciwnie, to jest tylko dowód na całkowitą rozbieżność między ich subiektywnym dobrym samopoczuciem a obiektywną, moralną degrengoladą.
Program przezwyciężenia sprzeczności kapitalizmu według nany:
"dopiero gdy na świecie urodzi się - mówiąc prosto - każda dusza do urodzenia chętna, wówczas nastąpi przełom w Kosmicznej Świadomości i "materiał ludzki" zostanie posortowany na nowo pod względem świadomości, jaką każdemu z ludzi udało się w trakcie życia w ciele materialnym osiągnąć."
Rozumiem, że afrykańskie dusze nie chciały się urodzić, tylko je zmuszono (kto?) do tego i dlatego mają takie pieskie, bo niechciane życie. Nana i tarak za to rwali się do tego łez padołu, co widać, słychać i czuć.
Psychologia Afrykańczyków według nany:
"nie każdy chce mieć dokładnie to samo co sąsiad. Jeżeli akurat Ty masz w sobie zaszczepioną tą bezinteresowną zawiść i chcesz nieszczęściem każdego obdzielać po równo..."
Dlatego nana mówi: "W Afryce socjalizm nie przejdzie! Hurra!"
Dowód według nany:
"Są od wieków sprawdzone metody zintegrowania ludzi w społeczeństwie, a jedną z nich jest np. sprzedawanie wytworów pracy własnych rąk, a to w postaci marchewki, a to koszyków wyplatanych ze słomy."
Afrykańczycy i robotnicy wszystkich krajów, sprzedawajcie wytwory swojej pracy! A nie, k..., swoją siłę roboczą.
Że też Marks na to nie wpadł!?
"Marks już swoje odpracował i czas najwyższy zostawić gościa w spokoju. Nikt nie jest na tyle wielki, żeby po nim nie mógł przyjść ktoś jeszcze większy."
Tylko dlaczego to ma być nana z tarakiem?
Tylko dlaczego to ma być nana z tarakiem? - pisze EB
***
Ale kto tak twierdzi ? - przecież nie kto inny jak sama EB.
Przypisuje swoje własne obsesje rozmówcom.
To nazywa się rzutowanie.
Panią Nanę ze mną łączy pragmatyczny stosunek do rzeczywistości
ale nie organizacyjny związek nakierowany na zwalczanie EB i jej kompanionów. Niech sobie żyją na marginesie społeczeństwa nikomu nie wadząc, bo i komu może zaszkodzić taka pstra paplanina ?
Tym różnimy się od samej EB, która nie jest tak tolerancyjna i przeciwników najlepiej widziałaby w obozie pracy, gdzie swą antyludową propagandę mogliby "uczciwie" odpracować.
Uczciwie to znaczy w pracy nad siły, żeby EB i jej kamratom niczego nie brakło, bo gdyby tak , nie daj Boże, dostała z głodu sraczki, to kto przekonałby "szerokie masy", że żyją w najlepszym z ustrojów: sprawiedliwym, zasobnym i bezpiecznym.
Prawdę mówiąc, ja na miejscu EB żyłbym w nieustającej traumie - oto świat, który tak ukochała, jak tylko potrafi oprawca swą ofiarę w związku sadomasochistycznym, odwrócił się od niej i wysłał na prowincję.
Tak było pięknie ale teraz ukochana ofiara nie chce się dalej poddawać biczowaniu.
NIEWDZIĘCZNICY.
Panie tarak
Ma Pan w tym punkcie rację, wyraziłem się niezbyt precyzyjnie pisząc:
"Jeśli przyjąć definicję Marksa to w najprostszych przypadkach właściciel fabryki kontra robotnik wszystko jest jasne."
Chodziło mi bardziej o sam fakt powstawania wartości dodatkowej i na ogół brak bezpośredniej partycypacji w niej ze strony siły roboczej. Marks jednak nie rozważa tej opcji, że wartość dodatkowa pomniejszona o podatek stanowi wynagrodzenie przedsiębiorcy, a część podatkowa rodzaj partycypacji siły roboczej. I w tym wypadku dochodzimy do problemu sprawiedliwego podziału o czym pisałem dalej w swoim poscie, ale to już szerszy aspekt tej kwestii.
Marks z jednej strony pisze enigmatycznie o wartości użytkowej produktu (Gebrauchswert), ale po przejściu do obliczania wartości dodanej posługuje się już kategorią ceny produktu. Poza tym w wyliczeniu tzw. stopy wyzysku czyli stosunku wartości dodanej do wartości płac nie uwzględnia wpływu stopnia technicznego uzbrojenia pracy, co prowadziłoby do wniosku, że w zakładach o wysokim stopniu automatyzacji robotnik jest bardziej wyzyskiwany niż w zacofanych technicznie :).
Z drugiej strony ze statystyk niektórych krajów rozwiniętych przemysłowo np. Niemcy, widać, że zyski przedsiębiorców rosną wielokrotnie szybciej niż płace realne siły roboczej. Można z tego wyciągnąć wniosek, że *elitarna własność kapitału* jest narzędziem zawłaszczania nie tyle wartości dodatkowej w procesie produkcyjnym co wartości dodatkowych wynikających z postępu technologicznego, organizacyjnego, kulturowego, będącego dorobkiem społeczeństwa w ogóle przez jego mniejszość.
najpierw coś wymyślasz a potem w to wierzysz. Twoja sprawa i baw się sama ze sobą dobrze. Ani nie potrafisz rozmawiać po ludzku, ani logicznie myśleć. Gdyby Marks żył, to z pewnością nie chciałby mieć w Tobą, ani z BeBem nic wspólnego. Nieprzyjemni z Was ludzie, dla proletariatu zupełnie bezużyteczni.
"Trochę rzeczywiście żałuję, że dałem się wciągnąć w dyskusję z ludźmi, którzy serio utrzymują, bieda jest skutkiem wyzysku, definiując przy tym wyzysk jako zawłaszczenie wartości dodatkowej wypracowanej w procesie produkcji. Jako objawienie traktują tezę Marksa, że jeśli na skutek działalności gospodarczej, uzyskany efekt finansowy jest wyższy niż inwestycja, to ta różnica pochodzi z ukradzionej robotnikom wartości dodatkowej, którą nazywa wyzyskiem."
Jeżeli efekt finansowy jest wyższy niż inwestycja, to znaczy, że kapitaliście udało się zrealizować wartość dodatkową na rynku, czyli osiągnąć zysk. Wartość dodatkowa powstaje natomiast niezależnie od tego, czy "uzyskany efekt finansowy" jest lub nie jest "wyższy niż inwestycja".
Produkt można osiągnąć niezależnie od tego, czy używa się do tego kapitału, czy też nie. Powołajmy się tu na naszą nieocenioną nanę, która przecież nie da sobie wmówić, że bez zaciągania pożyczek w bankach nie można wyhodować marchewki. Więc niech tarak nie wyciera sobie gęby naną.
W procesie produkcji zawsze powstaje jakiś produkt, a dopiero od warunków rynkowych, od popytu i podaży zależy, czy ten produkt przyniesie "efekt finansowy", czy też nie. Kapitalizm tym się różni od gospodarki naturalnej, że jeśli ów produkt nie przyniesie oczekiwanego "efektu finansowego", to w oczach swego właściciela nie ma żadnej wartości. Mamy do czynienia ze stratą. Czyli - nikt się nie pożywi, ani nie odzieje, jeśli kapitalista nie ma "efektu finansowego". Nieważne, że fizycznie dobra zostały wyprodukowane i fizycznie istnieją.
Natomiast komunista Marks mówi, że ważne jest, iż powstał produkt, owa wartość będąca wynikiem przetworzenia zasobów naturalnych. Obiektywnie zwiększyło się bogactwo społeczeństwa, czyli powstała wartość dodatkowa. Prywatne zawłaszczenie owej wartości dodatkowej powoduje, że podział nie dokonuje się bezpośrednio, przez wolną decyzję ludzi pracy, ale staje się zapośredniczony przez konieczność realizacji zysku przez kapitalistę. Czyli przez konieczność udźwignięcia w zysku całej struktury kapitalistycznego, pasożytniczego układu choćby rozbudowanego systemu bankowego (finansjery międzynarodowej).
W miarę rozwoju kapitalizmu i wolnej konkurencji, kapitaliści sami ograniczają ową konkurencję poprzez organizowanie się w monopole. Chcą bowiem, jak każdy normalny człowiek, maksymalnie ograniczać ryzyko w swoim biznesie. Warunki realizacji wartości dodatkowej stają się więc coraz bardziej skomplikowane. Jest to wynik naturalnej ewolucji wolnego rynku, który co jakiś czas resetuje się poprzez wojny, klęski głodu, załamania koniunktury itp. Nigdy nie wraca jednak do stanu wyjściowego, co stanowi powód do biadań zwolenników liberalizmu. I nany.
Ale to też ich problem.
"Jeśliby zamieszczone w "Kapitale" wzory obrazujące ten efekt traktować dosłownie, to początkowy kapitał kapitalisty nie pochodzi z banku (w którym trzeba za niego zapłacić odsetki) ale ze środków własnych kapitalisty, a on sam nie płaci żadnych podatków."
A skąd bierze się kapitał finansowy banków?
Poza tym - a jaki sposób tarakowi wychodzi, że początkowy kapitał kapitalisty "nie pochodzi z banku"? Zamienił się z naną na blond główkę? Marks jasno pisze, że na wartość dodatkową składają się: renta gruntowa, ODSETKI OD (POŻYCZONEGO) KAPITAŁU i zysk kapitalisty. Zresztą jest to oczywiste od Smitha czy Ricardo, ba, od fizjokratów. Dla taraka to dopiero jest odkrycie na miarę XXI wieku!
Podatki obciążają część przypadającą na zyski. Naucz się pan czytać, panie tarak!
"Tak może twierdzić jedynie kompletny dyletant ekonomiczny."
I dalej:
"Te wzory nie uwzględniają także zakupionych patentów lub kosztów poniesionych na budowę fabryki i wdrażanie nowej produkcji, a nawet wniesionej do interesu pracy własnej kapitalisty, który jak wiadomo powinien pracować za darmo."
Schemat Marksa ujmuje proces produkcji w jego dynamice. Stąd może trudność w jego zrozumieniu. Kapitały: stały i zmienny we wzorze Marksa są odtworzeniem poprzedniego cyklu produkcyjnego, natomiast wartość dodatkowa zmaterializowana jako zysk, daje możliwość rozszerzenia owej produkcji. Dlatego "C" (kapitał stały) i "V" (kapitał zmienny - płace robocze) mają postać kapitału wniesionego przez kapitalistę, jak pisze tarak, ze środków własnych. Albowiem tę część kapitału kapitalista odtworzył już w poprzednim cyklu produkcyjnym. Inaczej nie byłoby go na rynku.
Rozszerzenie produkcji jest uwarunkowane osiągnięciem zysku i to jest uwidocznione we wzorze Marksa w postaci "M" (wartość dodatkowa). Wmawianie Marksowi, że nie ma tego u niego, jest czystą bezczelnością.
Aby więc rozszerzyć produkcję, do czego potrzebne są, np. patenty, budowa nowych hal fabrycznych itp., konieczne jest, np. zaciągnięcie kredytu. To sprowadza "ciężką artylerię" taraka do znanego nam, starego wzoru, który jakoś, mimo gryzienia palców przez krytyków Marksa, zachowuje swoją aktualność. Wiadomo, że zysk jest niepewny. Kapitalista ma taką sytuację - aby zakupić środki trwałe (surowce i narzędzia produkcji) musi wydatkować pewną kwotę i tu nie ma zmiłuj. Można, co najwyżej, zaciągać kredyty, co odbije się na najbliższym poziomie zysku. Opłacić odsetki trzeba, rentę gruntową także trzeba uiścić, podatki zapłacić. Kapitaliście pozostaje tak naprawdę tylko jeden sposób na podciąganie w górę poziomu swego zysku: obcinanie środków wydatkowanych na kapitał zmienny (płace robocze). Tego zasobu (siła robocza) normalnie nie brakuje. Jeśli jednak brakuje, to zaczyna się sytuacja podobna do tej związanej z pozostałymi środkami produkcji - bardzo szybko okazuje się, że produkcja jest niemożliwa, zatyka się w błędnym kole niemożności realizacji "godziwego" zysku i następuje ucieczka kapitału do krajów o tańszej sile roboczej.
Właściciele innych środków produkcji, takich jak maszyny i urządzenia, patenty itp., ponieważ sprzedają swój produkt, a nie swoją siłę roboczą, mogą kumulować przychody i zabezpieczyć sobie byt na okres od jednego do drugiego cyklu produkcyjnego, a zazwyczaj nawet i o wiele dłużej. Mogą więc dyktować ceny, tak jak na to pozwala rynek. Ale w ich sytuacji rynek kształtuje korzystny stosunek popytu do podaży.
Inaczej jest w przypadku siły roboczej. Tutaj popyt i podaż powodują, że robotnik nie ma żadnej rezerwy, a więc, w swojej masie, robotnicy nie mogą dyktować cen siły roboczej. Historycznie ukształtowała się praktyka otrzymywania przez robotnika tygodniówki, czyli tyle, ile minimalnie potrzebował na przeżycie tygodnia. Krótka perspektywa ma tu ogromne znaczenie, ponieważ powoduje, że elastyczność płac w zależności od koniunktury jest powalająco większa i dotkliwsza niż w przypadku, np. producenta, który sprzedaje maszynę, której okres amortyzacji wynosi, np. 5 lat. Nabywający ją kapitalista musi podzielić się z producentem swoim przewidywanym zyskiem, a pazerność kolegi jest bezgraniczna. Targują, a w końcu ustalają jakiś consensus. Sprzedaż maszyny daje sprzedawcy zabezpieczenie na okres, dajmy na to, roku. A ponieważ sprzedawać może kilka maszyn jednocześnie i robi to w sposób ciągły - zabezpiecza się na kilka lat do przodu.
Różnica z robotnikiem jest chyba widoczna?
Siły roboczej robotnika nie sposób sprzedać jednocześnie kilkakrotnie, ponieważ musi on przebywać w miejscu zatrudnienia przez cały dzień roboczy.
Tutaj pojawia się kategoria wyzysku. Marks pisze, że jego koncepcja nie ma nic wspólnego z moralnym oburzeniem, kiedy analizuje obiektywną rzeczywistość. Dlatego jego myśl jest naukowa. Pisze wyraźnie, że z punktu widzenia legalności, wszystko jest w porządku - cenę siły roboczej dyktuje stosunek popytu i podaży. Nie sposób nie zauważyć, jak to napisaliśmy wyżej, że temu obiektywnemu stosunkowi "pomaga" prawna forma określania wynagrodzenia robotnika jako tygodniówki, ale nawet puryści prawni nie mogą tu nic zarzucić. "Wolny kontrakt"! Nikt nie każe robotnikowi podejmować pracy u "złego" kapitalisty. Może sobie wybrać lepszego. Jak go znajdzie. Powodzenia!
"No i najważniejszego - że gdyby kapitalista, który ma za co żyć, bo prowadzi produkcję ze środków własnych, machnął ręką na zyski i zamiast inwestować pojechał na ryby, to ci "poszkodowani wyzyskiem" pomarliby z głodu."
Przeczy temu doświadczenie historyczne, na które lubi się powoływać tarak. Mamy przykłady z rzeczywistości, kiedy właściciele porzucali fabryki, a produkcję przejmowali robotnicy i wyprowadzali zakład z impasu, do jakiego doprowadził go właściciel niezadowolony z poziomu osiąganego zysku. Inna sprawa, jakim kosztem własnego poświęcenia. Ale to inna bajka. Ważne jest, by zauważyć, że właściciel jest w każdej chwili zastępowalny, a pracownicy bez właściciela nie są bynajmniej skazani na śmierć głodową.
"Wykazuję tu jedynie absurdy samej doktryny, bo w istocie źródłem biedy jest niska produktywność gospodarki danego kraju.
Więc prawdę mówiąc, nie złości mnie postawa neokomunistów, bo i tak jest bez żadnych szans na powrót do władzy ale to, że tak bezkrytycznie powtarzają dawno skompromitowane hipotezy."
Tarak skądinąd twierdzi, że przyczyną biedy są obiektywnie ograniczone zasoby naturalne skonfrontowane z eksplozją demograficzną na świecie. Jednocześnie twierdzi, że źródłem biedy jest niska produktywność gospodarki danego kraju. Obawiam się, że te tezy są zwyczajnie wzajemnie sprzeczne. Pierwsza teza jest maltuzjańska, druga jest zaprzeczeniem maltuzjanizmu. Maltuzjanizm przyjmuje, że korzystanie z zasobów planety jest grą o sumie zerowej. Osiągnęliśmy bowiem stan, w którym przyrost żywności nie nadąża już za przyrostem demograficznym. Jeśli tak rozumować, to nie sposób utrzymywać, że wszystkie kraje mają jednakową szansę podnieść produktywność swojej gospodarki, choćby nawróciły się na najbardziej nawet drapieżny kapitalizm. Ba, ograniczone zasoby planety powodują, że jeśli jeden kraj odniesie sukces w rozwoju gospodarczym, to zrobi to kosztem innego. Per saldo więc nie ma szans na to, aby wszyscy wygrali rywalizację w tym zakresie. Zakładając równy poziom wszystkich gospodarek, możemy co najwyżej uzyskać mierną przeciętną, wynikającą z przywoływanych przez taraka ograniczonych zasobów planety. Czyli - dzielić biedę. A więc, warunkiem sukcesu gospodarczego nie pozostaje nic innego, jak pozaekonomiczne formy przechwytywania owych naturalnych zasobów. Podział owych zasobów wśród nielicznych daje wysoką średnią. Podział tych samych zasobów między kilkakrotnie liczebniejszą populację gwałtownie obniża średni poziom. Czyli znowu - dzielenie biedy.
Tarak jest maltuzjanistą lub antymaltuzjanistą w zależności od bieżącej potrzeby. I taki ktoś zarzuca Marksowi nienaukowość...
Podsumowując, skoro nie ma możliwości przezwyciężyć problemu niskiej produktywności w skali powszechnej z przyczyn obiektywnych, naturalnych, to bezsensem jest utrzymywanie, że przyczyną biedy jest niska produktywność. Skoro warunkiem wysokiej produktywności jednej gospodarki jest niska produktywność drugiej, co wynika z założenia o systemie ekonomicznym jako grze o sumie zerowej, to nie ma sensu poszukiwanie przyczyn biedy wśród czynników subiektywnych. Ponieważ silniejsze działanie mają czynniki obiektywne.
Oczywiście, zrozumiałe jest, że tarak nie jest w stanie nawet zrozumieć o czym pisał Marks i krytykuje tylko to, co sam zdołał z niego pojąć. A że niewiele, to jego problem oraz nieszczęsnych czytelników forów dyskusyjnych, którym robi on wodę z mózgu. Można krytykować każdą doktrynę bez litości, ale - na litość boską - należałoby chociaż spróbować zrozumieć to, co się chce krytykować.
Prawdę mówiąc ja także nie przedstawiłem żadnej *wizji* rzeczywistości do której należy zmierzać. O wiele bardziej postrzegam i preferuję konieczność samoobrony na dzisiaj, a na jutro być może zorganizowanego nacisku na władze, aby kształtować racjonalnie rzeczywistość zamiast pozwalać na jej kształtowanie przez mniejszość w interesie tej mniejszości.
Pozostaje mi wierzyć w ogólny postęp społeczny i humanistyczny kierunek rozwoju świata. Do tych celów warto przyłożyć swoją cegiełkę.
Pozdrawiam
i życzę przyjemnej niedzieli.
"Tym różnimy się od samej EB, która nie jest tak tolerancyjna i przeciwników najlepiej widziałaby w obozie pracy, gdzie swą antyludową propagandę mogliby "uczciwie" odpracować."
Proszę wskazać podstawę tego twierdzenia, albo odszczekać.
EB pisze:
"Jeżeli efekt finansowy jest wyższy niż inwestycja, to znaczy, że kapitaliście udało się zrealizować wartość dodatkową na rynku, czyli osiągnąć zysk. Wartość dodatkowa powstaje natomiast niezależnie od tego, czy "uzyskany efekt finansowy" jest lub nie jest "wyższy niż inwestycja"."
Zdaniem EB wartość dodatkowa powstaje także przy stracie.
A co na ten temat pisze Marks: Kapitał t. III cz2 s.466:
W ustroju
kapitalistycznym natomiast kapitalista działając w charakterze kapitalisty idzie na rynek z Pieniędzmi,
kupuje Towary (siłę roboczą i środki produkcji), a potem, po ukończeniu procesu produkcji, wraca na
rynek z produktem, ktory znowu przekształca w Pieniądz. Ten proces jest oznaczony jako P–T–P.
Pieniądz jest początkiem i końcem; brak tu racjonalności aktu T–P–T, gdyż pieniądz jest jakościowo
jednorodny i nie zaspokaja żadnych potrzeb. Jest ponadto jasne, że jeżeli P na początku posiada tę samą
wielkość, co P na końcu, cały proces nie ma sensu. Z tego wynika, że z punktu widzenia kapitalisty
jedynym procesem mającym znaczenie jest P–T–P’, gdzie P’ jest większe od P. Jakościowa przemiana
wartości użytkowej jest tu zastąpiona przez ilościowe zwiększenie wartości wymiennej jako celu
produkcji. Innymi słowy, wydatkując pieniądz na siłę roboczą i środki produkcji kapitalista postępuje
celowo tylko wtedy, gdy może w ten sposob osiągnąć większą ilość pieniędzy. Przyrost pieniędzy, czyli
rożnicę między P’ a P, nazywa Marks wartością dodatkową; stanowi ona dochod kapitalisty jako
kapitalisty i dostarcza „bezpośredniego celu i określającej pobudki produkcji”3.
3 Por. K. Marks: Kapitał, t. III, cz. 2, s. 466.
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
O wartości dodatkowej:
Kapitalista przychodzi na
rynek z pieniędzmi i kupuje maszyny, materiały i siłę roboczą. Następnie łączy je w procesie produkcji, w
rezultacie czego powstaje pewna ilość towarow; towary te zostają znow rzucone na rynek. Marks
przyjmuje, że kapitalista wszystko kupuje i wszystko sprzedaje według wartości. Mimo to jednak na
końcu ma więcej pieniędzy, niż miał na początku. Gdzieś po drodze stworzona została większa ilość
wartości, czyli wartość dodatkowa.
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
Co to znaczy według wartości ?- chyba to, że sprzedaje np. kilogram przędzy w postaci wyrobu w tej samej cenie co w postaci surowca dokładając do ceny koszty pracy ( i inne – odsetki od kapitału, amortyzację narzędzi , energię, itd.).
Jednym słowem u Marksa kategoria :"dochód" jest realizowana niezależnie od cen równowagi na rynku i jest prostą sumą tych składników.
Ale tak nie jest i nigdy nie było – cena, za którą Kapitalista sprzedaje swój wyrób zawiera w sobie zaplanowany zysk, związany z popytem na rynku - im wyższy popyt, tym większy zysk może osiągnąć kapitalista , co w żadnym wypadku nie jest związane z kosztami płacy. Widać to wyraźnie tych w rzadkich wypadkach, gdy kapitalista chcąc utrzymać się na kurczącym się rynku , sprzedaje swe wyroby bez zysku albo nawet ze stratą tak długo, aż powróci koniunktura.
No to gdzie wówczas podziała się wartość dodatkowa? Nie ma dochodu więc nie ma przyrostu kapitału, a jeśli nie ma przyrostu kapitału to nie ma wartości dodatkowej, o której pisze Marks.
A więc w tych przypadkach nie ma "wyzysku pracy"?
Robotnik nie jest wyzyskiwany , mimo że wykonuje tę samą pracę za tą samą płacę?
Z tego przykładu widać, że kategoria "wartość dodatkowa" o której Marks wnioskuje, że pochodzi z wyzysku pracy i jest czynnikiem obiektywnym, w istocie związana z rynkiem, a nie z pracą.
I radzę to EB dobrze zapamiętać jeśli nie chce narażać się na śmieszność.
Dalsze rozważania EB na ten temat są częściowo słuszne, częściowo nie, ale rozpatrywanym kontekście całkiem bez znaczenia.
EB pisze dalej:
"Poza tym - a jaki sposób tarakowi wychodzi, że początkowy kapitał kapitalisty "nie pochodzi z banku"? Zamienił się z naną na blond główkę? Marks jasno pisze, że na wartość dodatkową składają się: renta gruntowa, ODSETKI OD (POŻYCZONEGO) KAPITAŁU i zysk kapitalisty."
Gdzieś może o tym pisze ale nie w części poświęconej "wartości dodatkowej", poza tym renta gruntowa raz może ją zwiększać innym razem zmniejszać, tak jak jest w wypadku odsetek od kapitału, które pomniejszają dochód. Więc jeśli już nawet Marks zauważył, że istnieją w rachunku ekonomicznym, to wchodzą w skład "towaru", obniżając dochód , a więc wartość dodatkową.
Dlaczego nie dziwi mnie złośliwość pod adresem p.Nany ( i moim też) ? - chyba nawet EB to wie !
Dalej EB pisze tak:
„Tarak jest maltuzjanistą lub antymaltuzjanistą w zależności od bieżącej potrzeby.”
Już o tym pisałem – Malthus miał w nosie zasoby planety nie znał się na tym. Był statystykiem, ekonomistą i historykiem, który zauważył, że powierzchnia pól uprawnych jest niemal stała i związany z tym przyrost żywności nie nadąża za przyrostem ludności. Co to ma wspólnego z moim stanowiskiem ? Wszak wiadomo, że w przewidywalnym czasie będzie się produkowało żywność w "fabrykach ", rozlokowanych na obrzeżach metropolii , w wielkich organizacjach przemysłowych w niemal zamkniętym obiegu wody i samowystarczalnych energetycznie.
Problem leży w kurczących się zasobach surowcowych i niezależnie od tego czy ludzi przybywa, czy nie, będzie to najważniejszym problem naszej cywilizacji.
Jednak produktywność to także postęp technologiczny umożliwiający wyprodukowanie takiej samej ilości towaru przy zmniejszającym się zapotrzebowaniu na surowce. Państwo, które dysponuje takimi możliwościami odgrywa na rynku wiodąca rolę, więcej sprzedaje zużywając mniej surowców.
Więc jeśli piszę, ze ZSSR było słabo uprzemysłowione, to nie tylko dlatego, że miało mniej fabryk, ale również dlatego, że nie dysponowało technologią innowacyjną pozwalająca produkować oszczędnie i sprzedawać swe produkty na rynkach zewnętrznych a za uzyskany dochód importować wyroby przemysłowe komplementarne do swej gospodarki. Taka właśnie wymiana wielostronnie korzystna w obrębie krajów kapitalistycznych, spowodowała relatywne cofanie się gospodarki radzieckiej, energochłonnej i przestarzałej.
Ale czy to EB potrafi zrozumieć ? Ona myśli schematami, najlepiej marksistowskimi a Marks takich problemów nie przewidział.
pisze:
"Proszę wskazać podstawę tego twierdzenia, albo odszczekać."
***
Chętnie bym odszczekał, ale tak się składa, że EB NIGDY nie
potępiła Lenina, a to nie kto inny jak on wprowadził w 1918 roku obozy koncentracyjne, a 1922 roku nawet osobiście podpisał art.58 Kodeksu Karnego, na podstawie którego można było KAŻDEGO bez sądu wtrącić do obozu pracy.
I stąd wnioskuję, że taka praktyka polityczna jest bliska sercu EB.
Obrzydliwość! Gość uważa, że jedynie supremacja cywilizacji zachodniej może nas uratować przed zagrożeniami związanymi z wyczerpywaniem się paliw kopalnych, a więc wprost popiera imperializm Zachodu - w tym wojny w Iraku i Afganistanie, wraz z naszym udziałem, jako zgodnym ponoć z polską racją stanu - a innych będzie bezczelnie rozliczał za... brak(!) prawomyślnej krytyki Lenina. Aż się prosi, żeby tu zacytować Zeusa ;-)
W związku z tym, że nie potrafisz wskazać słów EB, na poparcie swojego stwierdzenia, że "przeciwników najlepiej widziałaby w obozie pracy" powinieneś odwołać bezpodstawny zarzut mający na celu zdyskredytowanie adwersarza.
Odpowiadasz za swoje słowa? Nachlapałeś jęzorem to teraz grzecznie przeproś Taraku.
Ponieważ nie zrozumiał Pan najwyraźniej mojej wypowiedzi, więc wyjaśnię to w nieco inny sposób:
obecni tu na portalu neokomuniści dokonują takiej sztuczki
logicznej polegającej na potępieniu Stalina za niesłychane okrucieństwo, dystansując się od niego chcąc pokazać, że komunizm w tej postaci jest winą ZŁYCH LUDZI, że gdyby Lenin, główny ideolog i rzeczywisty dyktator rewolucji, nie zmarł przedwcześnie, to ci ŹLI LUDZIE nie objęliby władzy i bolszewicki przewrót zakończyłby się sielanką.
Tymczasem prawda historyczna jest taka, że to Lenin, ów świetlany przywódca, wprowadził te obozy koncentracyjne a Stalin ten system sprawowania władzy jedynie rozwinął w duchu leninowskim.
Więc jeśli chce się uchodzić za przyzwoitego człowieka ,
trzeba potępić nie tylko stalinizm, ale i leninizm.
A tego EB nie uczyniła.
Obrzydliwe są różne rzeczy dla różnych ludzi.
Na przykład dla koszernych Żydów obrzydliwa jest wieprzowina,
dla miliardów pozostałych ludzi pożądana i ulubiona, albo mleko - Chińczyka mleko i jego przetwory napawają odrazą, w innych społeczeństwach ( nawet niedalekich, np.w Mongolii) stanowiące podstawę wyżywienia.
Moralistę M.Bucharina obrzydza wojna w Afganistanie, ale nie brzydzą go już średniowieczne stosunki społeczne wśród Afgańczyków.
Co tam- niech sobie mordują swoje kobiety dla "honoru rodziny".
Bo to jest "brzydliwość" sterowana doraźnym interesem.
I tyle też warta.
Co Pan opowiada za teorie o "złych ludziach"? Przecież sprawa została zbadana i wyłożona chociażby przez Trockiego w różnych pismach np. Zdradzonej rewolucji. Nie ma mowy o ocenach w kategoriach etycznych, tych "złych ludzi", których Pan tu wciska na siłę. O deformacji ustroju zdecydowały czynniki wewnętrzne i zewnętrzne, o charakterze społecznym i historycznym, a nie jacyś "źli ludzie".
Pana teoria o utożsamieniu leninizmu ze stalinizmem jest mocno naciągana. To się nie broni. Różnica jest bardzo wyraźna, a że jej Pan nie widzi to wynika z reakcyjnych poglądów, które Pan wyznaje, bo jednym z antykomunistycznych przykazań jest wciskanie kitu o tym, że leninizm i stalinizm to jedno i to samo. Ale nawet gdyby tak było to i tak nie jest to wyjaśnienie dla przypisywania adwersarzowi chęci zamykania oponentów w obozach pracy. Brnie Pan w swój bezpodstawny zarzut.
I niech tak zostanie !
Większość burżuazyjnych krytyków Marksa opiera swoją krytykę na założeniu, że celem Marksa był opis i wyjaśnienie mechanizmu działania kapitalistycznego rynku na wzór i podobieństwo ekonomii burżuazyjnej. Należy jednak poważnie potraktować podtytuł głównego dzieła Marksa, który brzmi "krytyka ekonomii politycznej". Marks podporządkował poznawanie mechanizmów rządzących gospodarką kapitalistyczną filozoficznej problematyce poszukiwania mechanizmów rządzących procesem ewolucji poszczególnych systemów produkcji, jakie miały miejsce w historii ludzkości, na podstawie materialistycznych prawidłowości rządzących owym procesem, tj. prawidłowości dających się wywieść z czysto ludzkich pobudek i reguł społecznych, bez uciekania się do idealistycznych koncepcji doszukujących się korzeni owych mechanizmów w siłach nadprzyrodzonych czy stojących poza polem społecznego oddziaływania. A tym bardziej - w sfetyszyzowanych iluzjach istnienia stosunków między rzeczami, nawet tych będących towarami na rynku.
Dlatego rozważania, szczególnie te zawarte w I tomie "Kapitału", czyli mające charakter pewnego zakończonego wątku myślowego - w przeciwieństwie do pozostałych tomów będących notatkami Marksa z jego pogłębionych studiów nad współczesną mu myślą ekonomiczną - odnoszą się do pewnego modelu, którego celem nie jest opis gospodarki kapitalistycznej po prostu, ale przedstawienie tego kapitalistycznego modelu jako pewnego zwieńczenia rozwoju systemu produkcji społeczeństwa. Jak nieco żartobliwie twierdził Marks: "anatomia człowieka jest kluczem do zrozumienia anatomii małpy". Co nie znaczy, że anatomię małpy można zastąpić anatomią człowieka i stwierdzić, że małpa jest ślepym zaułkiem ewolucji czy też zwykłą pomyłką historii.
Natomiast ukształtowana anatomia człowieka może wyjaśnić pewne kierunki rozwoju anatomicznego naczelnych w powiązaniu z faktycznym, empirycznym procesem rozwijania się funkcjonalności poszczególnych elementów anatomii człekokształtnych.
Podobnie gospodarka rynkowa w jej kapitalistycznej postaci jest efektem długotrwałego procesu rozwoju, a w rezultacie (kapitalizmie) można dostrzec fundamentalne cechy wzajemnego i zmieniającego się stosunku między społeczeństwem a przyrodą. Stosunek do przyrody staje się coraz bardziej zapośredniczony przez społeczeństwo w miarę, jak i same stosunki społeczne (między ludźmi) ulegają coraz większej komplikacji. Proces jest dwutorowy, wzajemny.
W I tomie "Kapitału" Marks wiąże "anatomię małpy" (produkcję w systemie prostej wymiany towarowej) z "anatomią człowieka" (gospodarką kapitalistyczną) w ten sposób, że prowadzi jakby rozumowanie w dwóch wariantach - równolegle. A mianowicie liczy wartość w jednostkach pieniężnych i w jednostkach... czasu pracy.
Gdyby chciał wyjaśnić wyłącznie gospodarkę kapitalistyczną, po co byłby mu potrzebny ten zabieg?
Ale, jak wspomnieliśmy wyżej, jego zamysł nie sprowadza się do tego, co chcą mu wmówić jego nieuczciwi krytycy, ewentualnie krytycy nie potrafiący zrozumieć jego zamysłu.
Marks twierdzi, że naturalnym celem produkcji jest wytwarzanie dóbr służących zaspokajaniu potrzeb ludzkich. Każdy produkt - jako rezultat pracy ludzkiej - ma wartość. Wartość użytkowa jest konieczną cechą produktu, aby ten mógł stać się towarem. Czyli - cecha użyteczności (polegająca na zaspokajaniu potrzeb ludzkich) jest warunkiem koniecznym funkcjonowania wymiany towarowej nie tylko na najbardziej prymitywnym szczeblu rozwoju społeczeństwa, ale i na jego najwyższym dotychczas, kapitalistycznym szczeblu.
Naturalnym i racjonalnym mechanizmem człowieka jest dążenie do wytwarzania owych dóbr zaspokajających różnorakie potrzeby. Naturalną formą stosunku społecznego jest więc proces opisywany przez Marksa schematycznie jako T-P-T, czyli posługiwanie się pieniądzem (P) jako neutralnym narzędziem służącym do zamiany dobra, jaki wytwarza jeden gościu w celu uzyskania przezeń dobra wytworzonego przez innego gościa.
W gospodarce kapitalistycznej mamy natomiast przekształcenie się tego "naturalnego" popędu w popęd czysto kapitalistyczny, a mianowicie w: P-T-P, czyli w taki mechanizm, w którym wytwarzanie towarów (dóbr, które nie mogą stać się dobrami dopóki nie przyniosą zysku, tj., na początek, nie przekształcą się w towar) jest celem samym w sobie, tj. zastępuje ów naturalny cel - uzyskanie dobra zaspokajającego określoną potrzebę.
Stosunek wymienny między poszczególnymi dobrami (towarami), niezależnie od szczebla rozwoju ekonomicznego, jest określany przez czas konieczny do wytworzenia jednostki danego produktu. Pieniądz jest tylko społecznie przyjętym w drodze konsensu, umowy, wyrazem owego stosunku.
Tak naprawdę, to gra popytu i podaży sprowadza się do owego stosunku nakładu czasu pracy koniecznego do wytworzenia danego produktu. Im krótszy ten czas, tym więcej produktu można wytworzyć w jednostce czasu, czyli tym niższa jego jednostkowa cena na rynku.
Wartość (w tym wartość wymienna) liczy się więc jednostkach czasu. Jest ona niezależna od warunków realizacji na rynku. Natomiast nie jest niezależna od ukształtowanego historycznie podziału pracy w łonie danego społeczeństwa. W wyniku procesu produkcji zostały wytworzone produkty, których stosunek ilościowy (jednostki fizyczne) teoretycznie pozwala na określenie relacji nakładów pracy liczonych w jednostkach czasu pracy. Ponieważ jednak w gospodarce kapitalistycznej mechanizm T-P-T został zastąpiony mechanizmem P-T-P, wartość wymienna i cena rozchodzą się zasadniczo. To rozejście się jest spowodowane istnieniem specyficznych dla kapitalizmu (dla społeczeństw klasowych w ogóle) stosunków własnościowych.
Przy tym, w społeczeństwach klasowych istota zagadnienia i różnica z systemem "naturalnym" (czyli systemem prostej wymiany towarowej) nie polega na tym, że kapitaliści wymieniają między sobą swoje towary. Gdybyśmy mieli do czynienia wyłącznie z wymianą zachodzącą między niezależnymi producentami, niemożliwe byłoby osiąganie zysku. Zysk jest specyficzną dla kapitalizmu postacią wartości dodatkowej, która jest fundamentem wzrostu gospodarczego i rozwoju cywilizacyjnego. W sytuacji, kiedy nie zostaje zrealizowany zysk, stwarzane jest wrażenie, że nie powstała żadna wartość dodatkowa. Nie jest to jednak prawdą.
Wartość dodatkowa nie może powstać z prostej wymiany towarowej. Jeżeli A wytworzył 1 siekierę, a w tym samym czasie B upiekł 2 bochenki chleba (w obu przypadkach chodzi o produkcję ponad własne zapotrzebowanie), to stosunek wymienny siekiery do bochenka wynosi 1:2. Czyli 1 siekiera "kosztuje" 2 bochenki, a 1 bochenek "kosztuje" 1/2 siekiery.
Inaczej: 1 siekiera została wyprodukowana w 1 jednostce czasu, zaś 1 bochenek został wyprodukowany w 1/2 jednostki czasu. Bochenek jest dwukrotnie tańszy od siekiery. Bochenek kosztuje 1 zł, zaś siekiera kosztuje 2 zł.
Co jest istotne w tym przykładzie? A i B zamienili się produktami według sprawiedliwego kursu wymiennego. Nie powstała żadna wartość dodatkowa. Ale czy aby na pewno?
Zaznaczyliśmy wyżej, że wymiana ta dokonała się (mogła się dokonać) przy założeniu, że zarówno siekiera, jak i bochenki chleba stanowiły nadwyżkę ponad potrzeby własne producentów. Inaczej, w sposób oczywisty, wymiana byłaby bezsensowna. Zarówno siekiera, jak i chleb są dobrami koniecznymi do przetrwania w społeczeństwie, które rozpatrujemy. (Można te dobra zastąpić innymi, jeśli chleb czy siekiera nie wydają się czytelnikowi dobrami niezbędnymi z jego punktu widzenia - chodzi o zasadę).
Wartość dodatkowa więc powstała i jest ona właśnie ucieleśniona w owych wymienionych produktach, tj. w 1 siekierze i 2 bochenkach chleba.
Natomiast siekiera i bochenek chleba niezbędne dla zaspokojenia własnych potrzeb producentów stanowią wartość odtworzeniową "zainwestowanego kapitału": C + V. Dodatkowa siekiera i dodatkowe 2 bochenki chleba stanowią M.
W I tomie "Kapitału" nie mamy do czynienia z najbardziej szczegółowym opisem gospodarki kapitalistycznej, ale z intelektualnym uchwyceniem istoty tej gospodarki. Ukazanie istoty opiera się właśnie na uwzględnieniu owych fundamentalnych prawidłowości zakorzenionych w przyrodniczym źródle wszelkiego typu gospodarowania, które określa i narzuca ramy funkcjonowania owych gospodarek.
Dogłębne zrozumienie mechanizmów gospodarki kapitalistycznej zajęło Marksowi dwadzieścia lat, a szczegółowe przedstawienie jego studiów i wysiłków mamy w pozostałych tomach "Kapitału" oraz w innych pracach ekonomicznych Marksa.
Krytycy Marksa nie rozumieją (bądź nie chcą zrozumieć) tego i doszukują się w I tomie "Kapitału" nieudanych prób poradzenia sobie autora ze złożoną materią nauki ekonomii. Oburzają się na "niedoskonałość" analiz Marksa, dochodząc ostatecznie do wniosku, że Marks jest przestarzały, bo przecież od czasu ekonomii klasycznej rozwinęły się modele ekonometryczne, analiza matematyczna, różnego rodzaju modele oparte na metodach ilościowych sprawiających wrażenie "mądrych" i precyzyjnych. Zupełnie jak gdyby narzędzia mogły zastąpić jasność analizy jakościowej.
Najlepszym dowodem na nieadekwatność krytyki Marksa dokonywanej przez ekonomię burżuazyjną i jej domorosłych popleczników jest mylenie pojęć, np. "wartości dodatkowej" i "wartości dodanej". Ba, nawet na lewicy uważa się tę podmianę pojęciową za zwykły "zabieg odświeżający", uaktualniający i doprecyzowujący myśl Marksa. Świadczy to tylko o pogłębiającym się rozchodzeniu się lewicy z samą istotą koncepcji Marksa.
W ten sposób odtworzyliśmy zamysł Marksa, który w I tomie "Kapitału" równocześnie wyjaśniał prostą gospodarkę towarową w kategoriach rozwiniętej gospodarki rynkowej kapitalizmu, jak i rozwiniętą gospodarkę kapitalistyczną w kategoriach prostej gospodarki towarowej. Porównywał "anatomię małpy" z "anatomią człowieka", używając jego obrazowej metafory. Usiłował zrozumieć mechanizm gospodarki kapitalistycznej, jej społeczny sens, a nie tylko opisywać rzekome zależności między przedmiotami fizycznymi, które przypadkowo znalazły się na rynku.
Dalsze rozumowanie jest dość proste: wymiana dokonana na rynku samych tylko produktów dodatkowych, ponad własne zapotrzebowanie, przez niezależnych producentów nie przynosi wartości dodatkowej, ponieważ sprowadza się do zamiany miejscami elementów tejże właśnie wartości dodatkowej. Gdyby A chciał wymienić swoją siekierę za 3 bochenki chleba, to byłoby to niemożliwe w przeciągu tego samego okresu (czasu), co poprzednio (przy założeniu niezmienionego procesu technologicznego wyrobu chleba i siekiery). Marks, za klasykami, powtarzał, że gdyby jeden sprzedawca chciał oszukać drugiego, sprzedając mu drożej swój towar, to straciłby na kupnie innego produktu, sprzedanego mu drożej niż po cenie równowagi, przez innego sprzedawcę. W danym okresie istnieje tylko jedna cena równowagi wszystkich produktów na rynku.
Dlatego wartość dodatkowa nie powstaje z cyrkulacji.
Skąd więc bierze się owa wartość dodatkowa? Co sprawia, że w ogóle może ona powstać?
W prostej gospodarce towarowej widzieliśmy, że mogliśmy wymienić tylko to, co wyprodukowaliśmy ponad własne zapotrzebowanie. W gospodarce kapitalistycznej również mamy "własne zapotrzebowanie", które oznacza konieczność odtworzenia wydatkowanych mocy produkcyjnych: środków pracy.
W prostej gospodarce towarowej jasne jest, że (przy innych warunkach nie zmienionych) możemy powiększyć wartość dodatkową tylko zmniejszając zapotrzebowanie własne. I tu w zasadzie odpowiedzieliśmy sobie na powyższe pytania. Reszta była już tylko kwestią eleganckiego przedstawienia tego rozwiązania przez Marksa, ze wskazaniem na fakty i zjawiska historyczne, które empirycznie potwierdzały jego hipotezę wywiedzioną dedukcyjnie z refleksji filozoficznej przyłożonej do przedmiotu ekonomii.
Otóż - "zapotrzebowanie własne" producenta zostało sztucznie oddzielone od osoby kapitalisty i przeniesione na nowy podmiot w społeczeństwie - pozbawioną własności środków produkcji nową grupę ludzi pracy. Dzięki temu oddzieleniu kapitalista mógł "bezboleśnie" (dla siebie) zmniejszać poziom "zapotrzebowania własnego" i zwiększać tym samym wartość dodatkową.
Dokonały się tu różnego typu zafałszowania, które były niezbędne dla stworzenia świadomości umożliwiającej zracjonalizowanie sytuacji oddzielenia części ludzkości od dysponowania środkami produkcji. Zrównano więc kategorię "siły roboczej" z kategorią "kapitału", co sprawiło, że narzucono kłamstwo, jakoby kategoria "siły roboczej" zamiast do "zapotrzebowania własnego" producenta odnosiła się do dysponowania wartością dodatkową. Tak jak zysk ma charakter zmienny i jak od jego poziomu zależy szybkość akumulacji kapitału, tak i zaczęło się wydawać, że "siła robocza" rozumiana jako "kapitał" (a nie jako "zapotrzebowanie własne") jest także zmienna i że to jest sprawiedliwe, albowiem wyraża stosowanie jednej reguły do wszystkich rodzajów "kapitału".
Jednym słowem, rzucono "zapotrzebowanie własne" bezbronnej, nowej klasy ludzi wyrzuconych ze swych działek stanowiących dotychczas mniej lub bardziej nędzne zabezpieczenie egzystencji na rynek i poddano fluktuacji uzależnionej od zmiennej koniunktury. Siła robocza ("zapotrzebowanie własne") stała się więc towarem. Weszła w zakres oddziaływania procesu T-P-T i P-T-P.
Siła robocza, rzucona na rynek jako towar, może zostać odtworzona lub nie. Czy może przynieść "wartość dodatkową"? Tylko w przypadku gwałtownego wzrostu popytu na siłę roboczą lub gwałtownego spadku podaży owej siły. W praktyce oscyluje więc wokół minimum przeżycia. Bierze się to z jeszcze jednego paradoksu właściwego kondycji robotniczej.
Jak widzieliśmy, specyfiką klasy robotniczej jest to, że "siła robocza" jest "towarem". Fałszerstwem burżuazyjnej, wulgarnej ekonomii jest wmawianie, iż jest ona jednocześnie "kapitałem". Gdyby tak było, robotnik byłby tożsamy z... kapitalistą finansowym, z bankierem. Użyczałby on bowiem swego "kapitału", traktując go jak towar, który ma mu przynieść zysk. Jednak robotnik uzyskuje za swój "kapitał" jedynie zwrot owego "kapitału" bez należnych odsetek. Jednym słowem, bezinteresownie kredytuje, a właściwie bezinteresownie wspiera kapitalistę w jego pomnażaniu zysku, nie otrzymując nic w charakterze zwyczajowej stopy pokrywającej wysokość straconych możliwości zainwestowania owego kapitału, ewentualnie odłożenia go do banku na określony procent.
Podsumowując: sama wymiana towarów przez właścicieli środków produkcji nie przynosi - w ujęciu globalnym - wartości dodatkowej. Wartość dodatkowa pojawia się, gdy dzięki wzrostowi sił wytwórczych, pojawia się możliwość obniżenia udziału dóbr zaspokajających "niezbędne zapotrzebowanie" producentów towarów w ogólnej masie towarów trafiających na rynek.
Rozdzielenie własności środków produkcji od kondycji producenta powoduje, że najkorzystniejszym sposobem podnoszenia poziomu wartości dodatkowej jest spychanie tempa wzrostu płacy roboczej (wartości siły roboczej) poniżej stopy wzrostu wydajności pracy.
Taki jest mechanizm wzrostu stopy zysku.
Większość krytyków Marksa sprowadza swój krytycyzm do zarzutu, że jego teoria nie powiela teorii burżuazyjnych. Przyjmując modele eksplanacyjne teorii burżuazyjnych jako kryterium naukowości usiłują oni dowodzić, że teoria Marksa jest gorsza, bo... jest od nich inna. Tymczasem Marks stawiał sobie inne cele poznawcze niż teoretycy burżuazyjni, a w szczególności inne niż teoretycy wulgarnej ekonomii. Epigoni wulgarnych ekonomistów nie są w stanie nawet zrozumieć, jakich odpowiedzi szukał Marks, nie są nawet w stanie zauważyć, że w ogóle pojawia się tu jakiś problem naukowy. Ponieważ nie dostrzegają problemu, trudno, aby potrafili zrozumieć rozwiązanie proponowane przez Marksa.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
6 marca 2012 r.
Gdyby o rozwoju świata decydowały argumenty w naukowej dyskusji bylibyśmy już na drodze do komunizmu, jednak o rozwoju decydują nie argumenty tylko walka klas. Nie przekonasz kapitalisty do socjalizmu, choćbyś wykazał mu czarno na białym, że wyzyskuje robotników, że niszczy planetę, że kapitalizm to kryzysy, głód, wojny, eksploatacja zacofanych krajów, liczne patologie społeczne. Może kilku kapitalistów zgodzi się z tym i przejdzie na stronę socjalizmu wbrew własnym interesom, dla idei. Większość jednak będzie walczyć do ostatniej kropli krwi o swój świat czyli stan posiadania. Nawet gdyby w pełni zdawali sobie sprawę z barbarzyńskiego charakteru kapitalizmu będą walczyć do końca. Gdyby było inaczej problem sprowadzałby się do oświecenia kapitalistów, a ci przekonani mocą nieodpartych argumentów sami wywłaszczyliby się na rzecz socjalistycznego państwa. Na to bym jednak nie liczył. A zatem droga oświecenia kapitalistów na drodze dyskusji nie przyniesie rezultatów. Zostaje walka klas, ale żeby ją rozniecić trzeba uświadomić klasę antagonistyczną w stosunku do klasy kapitalistów - klasę robotniczą - jako tą, która ma obiektywny interes, żeby obalić kapitalizm i zbudować socjalizm. Jeśli przekona się klasę robotnicza do socjalizmu to można podjąć walkę klasową o charakterze politycznym-rewolucyjnym, a nie tylko ekonomicznym. Walkę o społeczeństwo bezklasowe, a nie tylko ochłapy. Bez przejścia klasy robotniczej pod sztandar komunizmu o rewolucji można zapomnieć, bo kto jej dokona? Jeśli klasa robotnicza nie przejdzie pod sztandar komunizmu program rewolucji komunistycznej będzie z braku siły społecznej dążącej do jego realizacji utopią.
Klasa kapitalistów doskonale zdaje sobie z tego sprawę, że nie może dopuścić do przejścia klasy robotniczej pod sztandar komunizmu. Na wszystkie możliwe sposoby dąży do tego, żeby robotników trzymać z dala od komunizmu. A to płacą, a to socjalem, a to pałą, jak trzeba. Tresurą od najmłodszych lat. Praniem mózgu ze wszystkich stron. Wszystkimi możliwymi środkami materialnymi i duchowymi wychowują klasę robotniczą na posłusznych poddanych dyktatury burżuazji. Wszystkimi możliwymi sposobami gaszą walkę klas.
Pytanie brzmi w jaki sposób to zmienić? Co przeciwstawić? Co zrobić, żeby klasa robotnicza przeszła na pozycje komunistyczne i przekuła swój rewolucyjny potencjał w rewolucyjny ruch? Taraków nie przekonamy do socjalizmu, ale pytanie brzmi jak przekonać robotników? Jak doprowadzić do rozniecenia rewolucyjnej walki klas? Jak odrodzić rewolucyjny ruch robotniczy? Oto jest pytanie.
chęć zysku jak dotąd była i jest głównym motorem wszelkiej działalności zdolnej wytworzyć *wartość dodatkową*. Także i robotnicy chcą mieć większy udział w zyskach. Jeśli chcesz teraz przestawić wajchę na inne bodźce to co zaoferujesz ludziom w zamian, aby równie intensywnie działali jak w przypadku możliwości pomnażania swoich zysków ?
Uznanie otoczenia, pochwały, medale, odznaczenia, talony, poczucie dobrze wykonanej roboty dla wspólnego domu ?
To działało jakiś czas w realnym socjalizmie, ale później nastąpiła recydywa idei *złotego cielca*. Nastąpiło *zmęczenie materiału* (ludzkiego) jak mówił E.Gierek i socjalizm realny się rozsypał, a ludzie ruszyli w pogoń za zyskiem rozpychając się łokciami.
To jeszcze nie te czasy drogi Bartku.
To co można zrobić dzisiaj to tylko walczyć o sprawiedliwy podział wytwarzanego bogactwa, gdzie pierwszą potrzebą jest walka o świadomość niesprawiedliwości.
Ma rację.
Do takiego socjalizmu, który zapowiada konflikty społeczne większe niż w ustroju demokratycznym - na pewno nie.
Awantury w skali jednego państwa prowadzą nieuchronnie do
anarchii a ta do słabości gospodarczej, która z kolei pogłębia problemy będące powodem buntu.
W skali całego świata takie awantury będą przyczyną masowego wymierania ludzkości, a nie dobrobytu i postępu.
Socjalizmu rozumianego jako ustrój opiekuńczy, musi pragnąć całe społeczeństwo, razem ze swymi elitami a nie przeciwko nim.
Pan Bartek tego nie rozumie, bo nie wie, że celem istnienia jakiegokolwiek społeczeństwa jest przetrwanie gatunku.
Myśli naiwnie, że jak zabierze kapitalistom środki produkcji,
to poprawi tym poziom życia ludzi pracy.
To jest naiwność z kategorii tych, które wzbudzają śmiech a nie chęć współdziałania i dlatego p.Bartek pozostanie sam na tej przysłowiowej barykadzie.
A zmiany społeczne będą się dokonywały tak, jak dokonują obecnie, czyli powoli, w miarę zmiany mentalności ludzi.
Powoli ale nieuchronnie, bo tak funkcjonuje cała otaczająca nas przyroda, której jesteśmy częścią, razem z p.Bartkiem.
Adremie. Walka o podział, a nie o zmianę stosunków społecznych to w zasadzie walka o charakterze zachowawczym. To walka o płace i socjal w ramach kapitalizmu, a nie walka o socjalizm. Walka o podział to tylko plan minimalny. Plan maksymalny to zmiana stosunków społecznych (czytaj: zmiana stosunków produkcji). Nie widzę tu sprzeczności pod warunkiem, że poprawnie rozumie się hierarchię celów czyli walkę o podział traktuje tylko jako wstęp do walki o zmianę stosunków społecznych. Problem polega na tym, że plan maksymalny - socjalizm - został wykreślony z programów lewicy, a jedynym planem stała się walka o podział. Rezygnacja z perspektywy rewolucyjnej to kapitulacja klasowa i przyjęcie kolaboracji klasowej w zamian za wyższe płace i socjal. W efekcie kapitalizm jest nie zagrożony, a nawet wzmocniony i zakonserwowany. Lewica, która zrezygnowała z perspektywy rewolucyjnej to lewica burżuazyjna. To lewe skrzydło burżuazji, które do spółki z centrum i prawicą burżuazji walczy o utrzymanie kapitalizmu. Lewe skrzydło burżuazji to siła zachowawcza, a rozchodzi się o odbudowanie rewolucyjnej lewicy robotniczej. Zaproponowałeś rozwiązanie czysto socjaldemokratyczne czyli "kapitalizm z ludzką twarzą", ale pytanie brzmi jak powalczyć o socjalizm.
Rzecz sprowadza się do oddziaływania na klasę robotniczą. Z jednej strony na klasę robotniczą oddziałuje burżuazja o czym pisałem wyżej, a z drugiej komuniści. Dysproporcja sił i środków, możliwości wywierania wpływu jest taka, że możemy mówić o pojedynku Dawida z Goliatem. W tej sytuacji trudno pozyskać klasę robotniczą dla komunistycznego programu i organizacji. Nawet głębokie kryzysy kapitalizmu nie ograniczają pola manewru, zakresu środków, które burżuazja może zastosować, żeby utrzymać klasę robotniczą w ryzach. Czasami wręcz kryzys poszerza pole manewru i zakres środków, co widzimy obecnie, gdy burżuazja zwala koszty kryzysu na barki klasy robotniczej i warstw pracowniczych. Skutki kryzysu, które boleśnie odczuwa klasa robotnicza i warstwy pracownicze powodują, że łatwiej jest je dyscyplinować, chociaż powinno być przeciwnie. Jest kryzys, więc trzeba ciąć socjal, zamrażać płace, redukować zatrudnienie, albo wręcz zwijać interes i zwalniać wszystkich jak leci, więc tym bardziej robotnicy trzymają się tego co mają. Odpowiedź klasy robotniczej jest zatem defensywna, a nie ofensywna. I to wszystko podczas kryzysu, a co dopiero gdy dopisuje koniunktura. Wtedy już w ogóle wszystko gra, bo i czasami coś skapnie z tego wzrostu, bo burżuazja wspaniałomyślnie podzieli się (oczywiście pod naciskiem robotników).
Jeśli klasa robotnicza nie podejmie działań ofensywnych zmierzających do obalenia kapitalizmu i budowy socjalizmu to zawsze będzie tylko lepiej lub gorzej opłacaną siłą roboczą, dlatego musi wyjść poza ramy walki o podział, który zaproponowałeś. Pytanie jak przywrócić rewolucyjną perspektywę w ruchu robotniczym pozostaje otwarte.
Czy ja śnię, czy Ty mi tu, Pantaraku, usiłujesz sprzedać dawno skompromitowany kit, że inwazja na Afganistan miała służyć wyzwoleniu tubylców od "średniowiecznych stosunków społecznych"?! No, ale niech będzie, najwidoczniej w/g "przyzwoitych ludzi" wojna jest lepsza dla ludzi od "średniowiecznych stosunków społecznych", a jeszcze lepsza jest wojna _i_ "średniowieczne stosunki społeczne", czyli to, co dzieje się obecnie w Afganistanie.
Trzeba mieć niemały tupet, żeby rozliczać kogoś z (nie-)potępiania historycznych wydarzeń, jak się samemu popiera imperialistyczne zbrodnie mające miejsce _tu i teraz_.
"Gdyby chciał wyjaśnić wyłącznie gospodarkę kapitalistyczną, po co byłby mu potrzebny ten zabieg?"
***
To proste - aby uzasadnić ideę wyzysku pracy.
"...P-T-P, czyli w taki mechanizm, w którym wytwarzanie towarów (dóbr, które nie mogą stać się dobrami dopóki nie przyniosą zysku, tj., na początek, nie przekształcą się w towar) jest celem samym w sobie, tj. zastępuje ów naturalny cel - uzyskanie dobra zaspokajającego określoną potrzebę."
***
Nic podobnego - ten pokazany w "Kapitale" model w najbardziej dosłownym sensie odpowiada na zapotrzebowanie społeczne - bowiem dostarcza dóbr ( wszystko jedno czy obłożonych zyskiem,
czy nie) niezbędnych dla funkcjonowania społeczeństwa.
To jedynie taka manipulacja słowna u BB.
"
Stosunek wymienny między poszczególnymi dobrami (towarami), niezależnie od szczebla rozwoju ekonomicznego, jest określany przez czas konieczny do wytworzenia jednostki danego produktu. Pieniądz jest tylko społecznie przyjętym w drodze konsensu, umowy, wyrazem owego stosunku."
***
To bardzo zabawne uproszczenie - to tak, jakby ustalić wartość płyty z utworami muzycznymi jako czas niezbędny na wyprodukowanie tej płyty i czas niezbędny na jej nagranie,
podczas gdy dobrem zawartym w tym produkcie jest geniusz twórcy.
"Wartość (w tym wartość wymienna) liczy się więc jednostkach czasu. Jest ona niezależna od warunków realizacji na rynku."
***
Jedynie w warunkach wymiany "towar za towar".
W innych wypadkach nie
"Ponieważ jednak w gospodarce kapitalistycznej mechanizm T-P-T został zastąpiony mechanizmem P-T-P, wartość wymienna i cena rozchodzą się zasadniczo. To rozejście się jest spowodowane istnieniem specyficznych dla kapitalizmu (dla społeczeństw klasowych w ogóle) stosunków własnościowych. "
***
Nie ma tu żadnego rozejścia tak długo, aż nie pojawi się kategoria "zysk" - nadal kapitał uzyskany za wyprodukowanie "towaru" jest taki sam jak suma kapitału początkowego i koszt wyprodukowania tego "towaru". Na ten koszt skład się "praca"
rozumiana jako towar, ale żadnego ogólnego przyrostu kapitału na końcu tu nie ma.
W każdym razie nie zostało to wykazane.
"Wartość dodatkowa więc powstała i jest ona właśnie ucieleśniona w owych wymienionych produktach, tj. w 1 siekierze i 2 bochenkach chleba."
***
Nic podobnego - w pierwszej jednostce czasowej potrzebnej na wyprodukowanie siekiery gość wyprodukował siekierę dla siebie, ale drugą siekierę (na wymianę) zmajstrował w następnej jednostce czasowej i zamienił ją na dwa bochenki.
Nadal nie ma tu żadnej wartości dodatkowej, z której można by go ograbić.
"Najlepszym dowodem na nieadekwatność krytyki Marksa dokonywanej przez ekonomię burżuazyjną i jej domorosłych popleczników jest mylenie pojęć, np. "wartości dodatkowej" i "wartości dodanej".
***
Może ktoś myli ale nie w tej dyskusji
"
"W prostej gospodarce towarowej jasne jest, że (przy innych warunkach nie zmienionych) możemy powiększyć wartość dodatkową tylko zmniejszając zapotrzebowanie własne."
***
Wnioskowanie na podstawie nieudowodnionej , przedstawionej poprzednio, tezy.
Błąd.
"Dzięki temu oddzieleniu kapitalista mógł "bezboleśnie" (dla siebie) zmniejszać poziom "zapotrzebowania własnego" i zwiększać tym samym wartość dodatkową. "
***
Jak poprzednio - wnioskowanie na podstawie nieudowodnionej wcześniej tezy.
" Siła robocza ("zapotrzebowanie własne") stała się więc towarem. Weszła w zakres oddziaływania procesu T-P-T i P-T-P. "
***
"Zapotrzebowanie własne" to w tym procesie P-T-P koszty płacy, więc słusznie zaliczone zostało do towaru.
To był wybór Marksa - używał takiego nazewnictwa jakie mu przyszło do głowy.
W "normalnej ekonomii" nikt nie nazywa tych kosztów "towarem"
ale "wynagrodzeniem brutto".
"W praktyce oscyluje więc wokół minimum przeżycia. Bierze się to z jeszcze jednego paradoksu właściwego kondycji robotniczej."
***
To jawny nonsens.
A kto by kupował te wszystkie "produkty" gdyby klasa robotnicza nie dysponowała nadwyżką dochodu nad "dochodem niezbędnym do przeżycia" ?
Bez tych nadwyżek będących w dyspozycji ludzi pracy, kapitalizm w ogóle by się nie rozwinął.
BŁĄD i to do kwadratu.
"Jak widzieliśmy, specyfiką klasy robotniczej jest to, że "siła robocza" jest "towarem". Fałszerstwem burżuazyjnej, wulgarnej ekonomii jest wmawianie, iż jest ona jednocześnie "kapitałem". "
***
Jest towarem tylko u Marksa, gdzie indziej są to "płace brutto".
Kto twierdzi, że siła robocza to "kapitał" ? - no, Marks przecież, ale czy on był burżujem?
"Podsumowując: sama wymiana towarów przez właścicieli środków produkcji nie przynosi - w ujęciu globalnym - wartości dodatkowej. Wartość dodatkowa pojawia się, gdy dzięki wzrostowi sił wytwórczych, pojawia się możliwość obniżenia udziału dóbr zaspokajających "niezbędne zapotrzebowanie" producentów towarów w ogólnej masie towarów trafiających na rynek."
***
To jest dopiero majstersztyk marksizmu - marksistowska
kategoria "wartość dodana" bierze się z postępu technicznego,
z którym robotnik i jego płaca nie ma nic wspólnego!!!
Postęp techniczny wchodzi w tym równaniu P-T-P w towar, jako koszt obniżający końcowe P. Są to maszyny i koszt patentów, czyli koszty stałe, które nie zostałyby zrekompensowane produkcją, gdyby ta produkcja nie została zintensyfikowana.
Robotnik tak jak poprzednio pracował łopatą, tak po wprowadzeniu postępu technologicznego, pracuje na koparce - gdzie tu u diabła, jakaś strata dla robotnika ?
Teoretycznie oczywiście, bo jak kapitalista wykosztował się już na koparkę pracującą za pięciu ludzi, to rzecz jasna, musiał czterech zbędnych pracowników zwolnić, ALE TEN, KTÓRY ZOSTAŁ NIE PRZYSPARZA KAPITALIŚCIE ŻADNEJ "WARTOŚCI DODATKOWEJ" A JEDYNIE PRZYCHÓD, mniej więcej takiej samej wysokości co poprzednio tych pięciu ale i równoważnych kosztów związanych z amortyzacją tej koparki.
Taka jest idea postępu.
"Rozdzielenie własności środków produkcji od kondycji producenta powoduje, że najkorzystniejszym sposobem podnoszenia poziomu wartości dodatkowej jest spychanie tempa wzrostu płacy roboczej (wartości siły roboczej) poniżej stopy wzrostu wydajności pracy."
***
Tak jak poprzednio napisałem - źródłem wyzysku jest u pp BB
postęp technologiczny.
To jest absurd.
W rzeczywistości tempo przyrostu płacy jest skorelowane z podażą w ten sposób, że im więcej pracownicy zarabiają powyżej pokrycia swych minimalnych potrzeb, tym więcej mogą wydać pieniędzy na produkty kapitalisty i tym więcej tych produktów może kapitalista wyprodukować ( wydajność pracy). Robotnik sprzedaje wciąż ten sam swój czas pracy WIĘC NIE MOŻE BYĆ MOWY O WYZYSKU PRACY.
Żeby kapitalista nie splajtował albo sam nie musiał pracować na tej koparce, musi ułożyć się robotnikiem co do płacy.
No, chyba że żyłby w komunizmie, gdzie był urzędowy nakaz pracy za minimalną płacę, bo jak musi, to nie będzie się targował.
I taki jest pożytek z marksizmu.
Naśmiewam się z Pańskiej ,pożal się Boże , wrażliwości.
Poniał?
napisałem:
"To jest dopiero majstersztyk marksizmu - marksistowska
kategoria "wartość dodana..."
***
powinno być "...wartość dodatkowa..."
Nie bardzo wiem co rozumiesz przez słowa *kapitalizm*, *socjalizm*, te słowa w moim pojęciu nie stanowią prostej opozycji. Wyróżnikiem nie jest własność środków produkcji.
Nie wiem także co rozumiesz pod słowem lewica. Więc i socjalizm może rozwijać się w kapitalizmie i indywidualizm. Kapitalizm i socjalizm to pojęcia z innej półki i nie ma sensu ich porównywać tak jak np. wody z alkoholem etylowym.
Dla mnie lewicowość to dostrzeganie i bunt przeciw niesprawiedliwości społecznej. Lewicowość kojarzę z socjalizmem. Uważam że lewica to socjalizm w najogólniejszym ujęciu. Bez socjalizmu jako ideologii nie ma lewicy i odwrotnie. Socjalizm to najogólniej wspólnotowość, a jego opozycją jest indywidualizm.
Kapitalizm uważam za formację społeczną w której uznana społecznie prywatna własność kapitału stanowi podstawowe źródło prywatnego zysku. Kapitałowi zaś przypisuje się i prawnie legalizuje cechę zdolności wytwarzania wartości dodatkowej, a gdzie praca jest tylko jednym z wielu środków biorących udział w procesie produkcyjnym.
Pojęciem opozycyjnym do kapitalizmu byłby laboryzm czyli taki stan stosunków społecznych w któym praca jest podmiotem stosunków produkcji i posiada zdolność wytwarzania wartości dodatkowej, a kapitał jest tylko środkiem pomocniczym.
Dlatego apel obalić kapitalizm i wprowadzić socjalizm nie jest przyjmowany poważnie, przez większość ludzi, bo nie bardzo wiedzą jaki ten socjalizm będzie.
Uważam także, że socjalizm czy raczej laboryzm jako formacja społeczna nie może być celem. Celem może być sprawiedliwość społeczna, która zabezpieczy równość, przede wszystkim szans rozwojowych, równość wobec prawa i równość w prawie do stanowienia prawa czyli demokracja zamiast plutokracja. Socjalizm może być tylko środkiem, sposobem na szybszy rozwój gospodarczy i bezpieczeństwo socjalne.
Twoja analiza stanu obecnego jest prawidłowa z tym zastrzeżeniem, że dzisiaj mamy do czynienia z transformacją klasy robotniczej w klasę ogólną pracowników najemnych. Ludzi w bezpośredniej produkcji coraz mniej, a dobrzy fachowcy, specjaliści są także dobrze wynagradzani więc i rewolucyjne hasła na nich nie bardzo działają. Działa na nich głównie niesprawiedliwość w podziale wypracowanego bogactwa i fakt okradania ich przez kapitał, głównie finansowy chociaż nie każdy to dostrzega, ponieważ kapitał finansowy wpaja ludziom, że to państwo ich okrada.
Piszesz:
>Pytanie jak przywrócić rewolucyjną perspektywę w ruchu robotniczym pozostaje otwarte.
Spróbuję na to pytanie odpowiedzieć.
Po pierwsze, lewica rewolucyjna musiałaby przygotować spójny opis nowego systemu jaki miałby być wprowadzony , a do tego nie jest na razie zdolna . Wracanie do Marksa nic tu nie pomoże jeśli nie zaszkodzi.
Po drugie, musiałyby zaistnieć warunki mega kryzysowe w których świadomość społeczna wraca do ludzi (rozum utracony wraca od d... strony).
Pewną nadzieją jest chyba to, że oligarchia w swojej pazerności pogarszając sytuację wielu pracowników najemnych pilnie na tę perspektywę pracuje.
"Twoja analiza stanu obecnego jest prawidłowa z tym zastrzeżeniem, że dzisiaj mamy do czynienia z transformacją klasy robotniczej w klasę ogólną pracowników najemnych."
Nie mogę zgodzić się z tym zastrzeżeniem, ponieważ rozmywa ono bazę społeczną, którą uważamy za główną siłę napędową rewolucji. Tą siłą może być tylko klasa wytwórców czyli klasa robotnicza, ponieważ jest to naturalny antagonista klasy kapitalistów, podczas gdy "ogólna klasa pracowników najemnych" nią nie jest. Dlaczego? Dlatego, że klasa robotnicza wytwarza wartość dodatkową, a pracownicy najemni nie wytwarzają wartości dodatkowej. To oznacza, że klasa robotnicza jest okradana z wartości dodatkowej przez kapitalistów (wyzysk), a reszta pracowników najemnych żyje z części tej wartości dodatkowej, którą otrzymuje od kapitalistów. To oznacza, że w obiektywnym interesie klasy robotniczej jest zniesienie prywatnego zawłaszczania wartości dodatkowej przez klasę kapitalistów, podczas gdy dla pracowników najemnych obiektywnym interesem jest jedynie zwiększenie swojego udziału w podziale wartości dodatkowej (wyższe płace). To jest ta istotna różnica, która sprawia, że to klasa robotnicza jest klasą rewolucyjną, a najemni pracownicy mogą realizować swój interes klasowy w ramach kapitalizmu. Realizacja klasowego interesu klasy robotniczej oznacza konieczność rewolucji socjalistycznej. Realizacja interesu pracowników najemnych nie oznacza konieczności rewolucji socjalistycznej. Realizacja obiektywnego interesu klasy robotniczej oznacza zniesienie wyzysku, a realizacja interesu pracowników najemnych oznacza jedynie podniesienie poziomu płac.
W interesie górnych warstw pracowników najemnych (np. menedżerów) jest utrzymanie kapitalizmu, ponieważ rewolucja socjalistyczna oznaczałaby dla nich obniżenie udziału w podziale wytworzonej wartości dodatkowej. Dlatego też sojusznikiem klasy robotniczej mogą być tylko niższe warstwy pracowników najemnych, które oczekują po rewolucji socjalistycznej podniesienia swojego udziału w podziale wartości dodatkowej. To samo dotyczy zresztą klasy robotniczej, bo górne warstwy klasy robotniczej - arystokracja pracy - nie zyskają na rewolucji socjalistycznej, lecz stracą, ponieważ rewolucja socjalistyczna zlikwiduje nie tylko klasę kapitalistów, ale także uprzywilejowana pozycję arystokracji pracy.
"Ludzi w bezpośredniej produkcji coraz mniej, [...]"
To oznacza, że pod względem ilościowym zmniejszyła się baza społeczna dla rewolucji socjalistycznej (deindustrializacja). To fakt, ale czy z tego wynika, że należy ją poszerzyć o siły zachowawcze, o których piszesz w dalszej części zdania?
"[...] a dobrzy fachowcy, specjaliści są także dobrze wynagradzani więc i rewolucyjne hasła na nich nie bardzo działają."
Sam widzisz, że oni są zadowoleni z istniejącego ustroju. No może co najwyżej chcieliby zarabiać jeszcze więcej:
"Działa na nich głównie niesprawiedliwość w podziale wypracowanego bogactwa [...]"
Czyli chcą utrzymania kapitalizmu, tyle, że z większym własnym udziałem w podziale wartości dodatkowej wytworzonej przez klasę robotniczą. Żeby kapitalista mógł podnieść im płace musi albo więcej wycisnąć wartości dodatkowej z klasy robotniczej, albo mniejszą część wytworzonej wartości przeznaczyć na płace robotnicze.
Jak myślisz czy bliżej im do kapitalistów czy robotników? Czy spodziewają się zyskać na rewolucji socjalistycznej, czy stracić? Socjalistyczne państwo nie dopuści do istotnej dysproporcji płac miedzy robotnikami, a takimi "fachowcami", ponieważ względnie egalitarny podział bogactwa jest ważnym celem rewolucji socjalistycznej.
Bazą społeczną dla rewolucji socjalistycznej jest klasa robotnicza (bez górnej warstwy czyli arystokracji pracy), oraz niższe warstwy pracowników najemnych, a nie wszyscy pracownicy najemni.
"Pewną nadzieją jest chyba to, że oligarchia w swojej pazerności pogarszając sytuację wielu pracowników najemnych pilnie na tę perspektywę pracuje."
To jest bardzo wątpliwy powód do nadziei. Kapitaliści pod ich naciskiem poprawią ich sytuację materialną i rozładują napięcie. Do następnego razu. Dlatego właśnie idzie o zwycięską walkę o trwałą zmianę stosunków społecznych, a nie czasowe i nietrwałe zwycięstwa w walce o podział bogactwa.
A ja się z niczego nie naśmiewałem, bo to nie jest śmieszne. Tu nie chodzi o wrażliwość, lecz o (nie-)sprawiedliwość, czego faszystokopytne pantaractwo nie zrozumie, wszak jest święcie przekonane, że tzw. racja stanu, którą usprawiedliwia najgorsze szubrawstwa to nie są "doraźne interesy".
Nie sądziłem, że w dzisiejszych czasach można jeszcze poważnie prezentować takie poglądy. Spróbuję to jeszcze tutaj wyjaśnić.
Po pierwsze
Klasa robotnicza ulega transformacji w ogólną klasę pracowników najemnych i staje się społecznie nieistotna (zwłaszcza ta która ma potencjał rewolucyjny) tak pod względem ilościowym jak i ideowym. To ostatnie dlatego, że dla większości cel to wyższe zarobki za mniejszą pracę, a nie rewolucja i budowa ustroju sprawiedliwości społecznej.
Zatem klasa robotnicza po uzyskaniu władzy może stać się nową klasą wyzyskiwaczy
Ten proces transformacji jest procesem obiektywnym dającym się zaobserwować i wymierzyć. Można się z nim nie zgadzać ze względów doktrynalnych (bo to nie pasuje do Twojej teorii), ale nie zmieni to faktu. Tak samo ja nie zgadzam się z padającym dzisiaj deszczem, bo uważam, że słońce lepiej wpłynie na moje zdrowie :).
Po drugie
Jest dużym błędem przypisywanie klasie robotniczej jedynej roli w wytwarzaniu wartości dodatkowej. Piszesz:
*Dlatego, że klasa robotnicza wytwarza wartość dodatkową,
a pracownicy najemni nie wytwarzają wartości dodatkowej. *
To błąd a właściwie przekręt na rzecz doktryny szczególnej rewolucyjnej roli klasy robotniczej. W dzisiejszych złożonych stosunkach wytwarzania wartości dodatkowej odnoszenie jej do klasy robotniczej może wywołać tylko uśmiech.
Są dzisiaj procesy wytwarzania odbywające w ogóle bez udziału robotników chociaż wartość dodatkowa powstaje w wyniku pracy, także umysłowej. Jest ona zawarta w urządzeniach, automatach, aparaturach, technologiach.
Stąd można łatwo wywnioskować, że wartość dodatkową powinno się rozpatrywać jako wartość powstającą wprocesie wytwarzania bogactwa na poziomie społeczeństwa.
W wytwarzaniu wartości dodatkowej biorą udział wszyscy pracujący z naukowcami prowadzącymi badania podstawowe, przedsiębiorcami, a nawet zamiataczami ulic włącznie.
Po trzecie
Obalenie kapitalizmu ma sens tylko wtedy gdy wymyślimy lepszy system. Cały czas czekam na idee ze strony marksistów. Co będzie siłą napędową nowego systemu. W kapitalizmie jest nią kasa czyli zysk, powiększanie swojego kapitału. Jaka siła napędzi ludzi do intensywnej pracy w drodze do komunizmu ?
Dopiero jasne przedstawienie wiarygodnej alternatywy może doprowadzić do obalenia kapitalizmu.
Jeśli tego nie określimy i nie stanie się to dla dużej większości całkiem jasne to cała ew. rewolucja może być przekrętem wykonanym siłami zmanipulowanej, ale nieświadomej *klasy robotniczej* (vide Wałęsa i stoczniowcy, górnicy itp..), a do władzy dojdą manipulatorzy mający apetyt na władzę, ale bez kwalifikacji fachowych i moralnych.
Myśle jednak, że rewolucja taka nie jest możliwa, przynajmniej nie tymi siłami.
Po czwarte
warto skończyć z mitem *klasy robotniczej*, a zacząć pracować nad alternatywą ustrojową dla wszystkich ludzi pracy.
Przyznam, że brzmi zabawnie, ale co to jest ?
Nie lekceważ M.Bucharinie racji stanu - bo wyjdzie Pan na głupca.
"W dzisiejszych złożonych stosunkach wytwarzania wartości dodatkowej odnoszenie jej do klasy robotniczej może wywołać tylko uśmiech."
Adremie uśmiech to za mało, żeby obalić naukową teorię. Trzeba jeszcze wykazać na czym polega jej błędność. W moim przekonaniu jest ona prawdziwa i wciąż aktualna, nawet jeśli w rezultacie przemian w siłach wytwórczych zmieniła się sama struktura i liczebność klasy robotniczej.
"Klasa robotnicza ulega transformacji w ogólną klasę pracowników najemnych i staje się społecznie nieistotna (zwłaszcza ta która ma potencjał rewolucyjny) tak pod względem ilościowym jak i ideowym. To ostatnie dlatego, że dla większości cel to wyższe zarobki za mniejszą pracę, a nie rewolucja i budowa ustroju sprawiedliwości społecznej."
To się zgadza, że obecnie robotnicy stawiają sobie za cel wyższe zarobki, a nie rewolucję i budowę socjalizmu, ale czy z tego wynika, że należy program dostosować do tego celu i zrezygnować z perspektywy rewolucyjnej? Twoja odpowiedź jest oportunistyczna, bo zakłada dopasowanie się do tej tradeunionistycznej świadomości klasy robotniczej, podczas gdy my dążymy do podniesienia jej na rewolucyjny poziom. Dla nas tradeunionistyczne nastawienie robotników jest jako nastawienie zachowawcze blokadą, którą trzeba przełamać, żeby robotnicy przeszli na rewolucyjne pozycje. A zatem nie należy dopasowywać się do tradeunionizmu, ale podjąć z nim walkę z pozycji rewolucyjnych - komunistycznych. Dopóki tradeunionizm i socjaldemokratyzm nie zostaną wśród robotników pokonane przez kierunek rewolucyjny - komunistyczny kapitalizm będzie istniał w najlepsze. Tylko ideologia komunistyczna jest tym subiektywnym czynnikiem, który uaktywnia obiektywny potencjał rewolucyjny klasy robotniczej. Bez tego subiektywnego czynnika obiektywny potencjał pozostanie uśpiony.
"Zatem klasa robotnicza po uzyskaniu władzy może stać się nową klasą wyzyskiwaczy"
Przyznam się bez wykręcania ręki, że nie wiem w jaki sposób miałoby to nastąpić? Nie wyjaśnia tego ani zdanie poprzednie, ani następne.
"Ten proces transformacji jest procesem obiektywnym dającym się zaobserwować i wymierzyć. Można się z nim nie zgadzać ze względów doktrynalnych (bo to nie pasuje do Twojej teorii), ale nie zmieni to faktu."
Ale w którym miejscu przeczę temu, że w łonie klasy robotniczej zachodzą zmiany? W poprzednim komentarzu napisałem otwarcie:
"To oznacza, że pod względem ilościowym zmniejszyła się baza społeczna dla rewolucji socjalistycznej (deindustrializacja)."
Przyjmuję do wiadomości, że w wyniku postępującej deindustrializacji zachodzą zmiany niekorzystne dla perspektyw rewolucji, ale wyjściem nie jest rozmywanie bazy społecznej rewolucji przez odwołanie się do sił zachowawczych z szeregów "ogólnej klasy pracowników najemnych". Otwarcie przyznaję, że zaszły niekorzystne zmiany w stosunkach sił społecznych, a nie szukam na siłę bazy zastępczej wśród dobrze wynagradzanych "dobrych fachowców" i "specjalistów", jak Ty.
Starałem się wykazać, że oni nie mają interesu w rewolucji socjalistycznej i są w zasadzie częścią klasy kapitalistycznej. Ich położenie materialne po rewolucji ulegnie pogorszeniu, a nie polepszeniu i dlatego będą bronić kapitalizmu.
Tu dochodzimy do kolejnej sprawy:
"Jaka siła napędzi ludzi do intensywnej pracy w drodze do komunizmu ?"
Zanim przejdziemy do budowy socjalizmu i komunizmu najpierw klasa robotnicza musi zdobyć władzę polityczną. Nie oczekuję od klasy robotniczej, że dokona rewolucji z pobudek czysto ideowych. Głównym motywem działania pozostaje zainteresowanie materialne. Zauważ, że w swojej analizie bazy społecznej rewolucji kierowałem się kryterium korzyści materialnej: kto zyska, a kto straci na rewolucji socjalistycznej? Te kryterium dzieli społeczeństwo na dwa antagonistyczne obozy: rewolucji i kontrrewolucji. Po stronie rewolucji jest klasa robotnicza i niższe warstwy pracowników najemnych. Po stronie kontrrewolucji jest klasa kapitalistów i cała ich armia pracowników najemnych (górne warstwy: m. in. "dobrzy fachowcy" i "specjaliści", menedżerowie).
Tak samo w budownictwie socjalistycznym dużą rolę musi zachować zainteresowanie materialne.
"W wytwarzaniu wartości dodatkowej biorą udział wszyscy pracujący z naukowcami prowadzącymi badania podstawowe, przedsiębiorcami, a nawet zamiataczami ulic włącznie."
Dokonałeś pogodzenia wszystkich na zasadzie niemalże chrześcijańskiej miłości. Naukowiec, przedsiębiorca i zamiatacz ulic wszyscy razem w walce o wspólny kapitalistyczny dobrobyt! Koniec walki klas, zjednoczony naród solidarnie prowadzi budownictwo kapitalistyczne. Tylko robotnicy, których tu zabrakło muszą najpierw wytworzyć wartość dodatkową.
Po stronie rewolucji jest klasa robotnicza i niższe warstwy pracowników najemnych.
Klasa robotnicza, ale bez arystokracji pracy, o której zapomniałem.
Napisałem:
*W dzisiejszych złożonych stosunkach wytwarzania wartości dodatkowej odnoszenie jej do klasy robotniczej może wywołać tylko uśmiech.*
Ty na to:
*Adremie uśmiech to za mało, żeby obalić naukową teorię. Trzeba jeszcze wykazać na czym polega jej błędność.*
Ja napisałem tylko to co napisałem, także dalej dlaczego ten uśmiech.
Krytykuję tutaj nie samą pracę, teorię Marksa tylko fałszywe wnioski wyciągane przez jego epigonów dla których rzeczywistość stanęła w miejscu w którym Marx zaczął ją analizować.
Twoja odpowiedź natomiast to typowy przykład tchórzostwa intelektualnego, gdy zamiast podjąć walkę na argumenty zasłaniasz się *Kapitałem* jak tarczą.
To co tutaj w tym wątku prezentujesz to właściwie czysta ortodoksja.
No cóż, są różne światopoglądy oparte na wierze. Ten Twój opiera się na wierze w zbawczą moc rewolucji, a potem czeka nas komunistyczny raj, którego jeszcze nikt nie widział i nikt nie chce zaprojektować, ale z pewnością przyjdzie, tak jak życie pozagrobowe dla teisty, gdzie wierzący będą mieli darmowe mieszkania w raju pewnie i inne materialne bodźce, a niewierzący zostaną wtrąceni do piekieł. Tak przecież mówi teologia, a to dziedzina naukowa jak głosi hierarchia.
Każda wiara jest wynikiem jakiegoś zaczadzenia tak jest z chrześcijaństwem, islamizmem, neoliberalizmem i jak widzę także z marksizmem. Ja już od dawna jestem ateistą, a jak widzę, wszelkie wiary tracą swoich wyznawców i myślę, że (dzięki Bogu:) będzie tak dalej szło.
Napisałem:
*Zatem klasa robotnicza po uzyskaniu władzy może stać się nową klasą wyzyskiwaczy*
Ty odpowiadasz:
*Przyznam się bez wykręcania ręki, że nie wiem w jaki sposób miałoby to nastąpić? Nie wyjaśnia tego ani zdanie poprzednie, ani następne.*
Myślałem, że to jasno wynika z mojej wypowiedzi. Dodam jeszcze w takim razie, że przekonanie tej słusznej warstwy klasy robotniczej o tym, że to ona jest jedynym wytwarzaczem wartości dodatkowej może zaowocować pewnością, że jej się należy wytworzone bogactwo. Identyczny schemat jak w przypadku dzisiejszych posiadaczy kapitału, czego skutki są widoczne.
W tym wątku wyżej wyraziłem swoją wątpliwość:
*Obawiam się także, że „lewica” autora tekstu zapatrzona w idola wolności pogubi na drodze *społecznej gospodarki rynkowej* ważny postulat sprawiedliwości społecznej.*
Teraz widzę, że to samo grozi ze strony radykalnej lewicy.
Ty sam uzasadniasz moje obawy najlepiej pisząc:
*Nie oczekuję od klasy robotniczej, że dokona rewolucji z pobudek czysto ideowych. Głównym motywem działania pozostaje zainteresowanie materialne.*
Ty także zdajesz się zapominać o sprawiedliwości społecznej dzieląc ludzi na słusznych którym się należy, mniej słusznych którym się należy trochę mniej i wrogów którzy stracą wiele. Znamienne jest tutaj, że nie wspominasz o zasadzie *każdemu według ilości i jakości jego pracy* co byłoby zasadą laboryzmu o którym wspomniałem. Ty dzielisz ludzi według kryteriów klasowych i to jest żałosny błąd który popełniasz.
Żałosne jest także to, że ci którzy myślą o rewolucji socjalistycznej jako jedynej sile zdolnej wprowadzić socjalizm nie są w stanie wyciągnąć wniosków z klęski realnego socjalizmu i w efekcie nie są w stanie przedstawić wiarygodnej alternatywy ustrojowej ograniczając się tylko do tego doskonale jałowego *zapośredniczania* :) Marxa dla całkiem niezainteresowanych tym mas.
Właściwie ja już swoje powiedziałem w tym wątku i chyba wystarczy. Pozostaje mi raz jeszcze ponowić apel:
Warto skończyć z mitem *klasy robotniczej*, a zacząć pracować nad alternatywą ustrojową dla wszystkich ludzi pracy.
W swojej "krytycznej" rozprawie z naszym tekstem, tarak pisze:
"O "wartości dodatkowej" i "wyzysku pracy" wg.BB
"Gdyby chciał wyjaśnić wyłącznie gospodarkę kapitalistyczną, po co byłby mu potrzebny ten zabieg?"
To proste - aby uzasadnić ideę wyzysku pracy."
No właśnie. Tarak musi przyznać, że Marks nie powtarza za ekonomią burżuazyjną, tylko stawia sobie własne cele analityczne. Dlatego nie należy przymierzać Marksa do "jedynego słusznego" wzorca teorii ekonomii burżuazyjnej i twierdzić, że, skoro do tego wzorca nie przystaje, to jest gorszy. To zupełnie inny model. Fakt, że zrozumienie, iż można myśleć inaczej niż wulgarni ekonomiści przekracza możliwości taraka.
tarak: "... pokazany w "Kapitale" model w najbardziej dosłownym sensie odpowiada na zapotrzebowanie społeczne - bowiem dostarcza dóbr (wszystko jedno czy obłożonych zyskiem, czy nie) niezbędnych dla funkcjonowania społeczeństwa."
"Dostarcza" - dlatego twierdzimy, że wartość dodatkowa powstała. Problem zaczyna się z chwilą jej realizacji na rynku (w postaci zysku). Jak wiadomo, samo "dostarczenie" dóbr na rynek nie wystarcza, aby zaspokoić potrzebę. To chyba jest w stanie pojąć nawet tarak. Musi pojawić się tzw. popyt efektywny, co jest eufemistycznym określeniem na sytuację, że część populacji nie zaspokoi swoich potrzeb za pomocą owych dóbr.
Dla taraka i dla ekonomii burżuazyjnej problem kończy się na tym, że dobra wyprodukowano. A więc kapitalizm wywiązał się ze swoich zobowiązań wobec ludzkości. To, że głupi ludzie nie mają pieniędzy na kupno tych dóbr, to już ich problem i ich wina. Kapitalizm jest efektywny, co było do okazania! Hosanna!
Marks podejmuje próbę wyjaśnienia w miejscu, w którym ekonomia wulgarna (bo nawet nie klasyczna!) uważa, że nie ma żadnego problemu. Jest tylko zła wola głupich nędzarzy, którzy są nędzarzami, ponieważ mnożą się, jak króliki i chcą zeżreć malejące zasoby przyrody. Nie ma żadnego problemu związanego z istniejącymi stosunkami społecznymi. Tu nic nie da się poprawić, jest najlepiej, jak tylko może być!
Ba, nie wolno zadawać sobie pytań o to, na ile struktura społeczna jest wadliwa, bo grozi to naruszeniem kruchej równowagi mentalnej społeczeństwa i krwawą rewolucją wznieconą przez tych, którzy nie łapią się w kategorię "popytu efektywnego".
Ponieważ nie wolno - według taraka i wulgarnych ekonomistów oraz wulgarnych politologów - podawać w wątpliwość doskonałości realnie istniejącego społeczeństwa, koncepcja Marksa jest nieuprawniona. Nie ma znaczenia jej słuszność czy nie, jej naukowość czy nie. Tarak nie ma podstaw do wypowiadania się o tych cechach teorii Marksa, ponieważ odrzucenie marksizmu odbywa się u niego (i nie tylko u niego) na podstawie apriorycznego stwierdzenia, że podawanie w wątpliwość aksjomatów, na jakich opiera się współczesne społeczeństwo, jest nieuprawnione. Nie rozważa on później, ani w żadnym innym momencie tez Marksa, a tylko wybiera te, które jakoś nawiązują do tez wulgarnej ekonomii i odrzuca je jako fałszywe, ponieważ NIE SĄ WIERNYM POWTÓRZENIEM tez ekonomii wulgarnej. Ot, cała naukawa krytyka taraka.
tarak: "... To bardzo zabawne uproszczenie - to tak, jakby ustalić wartość płyty z utworami muzycznymi jako czas niezbędny na wyprodukowanie tej płyty i czas niezbędny na jej nagranie, podczas gdy dobrem zawartym w tym produkcie jest geniusz twórcy."
Sam tarak geniuszem nie błysnął. Jeśli "geniuszów" mamy na pęczki, to ich wartość maleje. A bierze się to z faktu, że w jednostce czasu możemy wyprodukować dużo więcej "genialnych" produktów. Do tego potrzebne nam są kampanie reklamowe, które sztucznie promują zbyt "genialnych" produktów.
Gdyby to, co mówi tarak było prawdą, to Ronaldo jest większym geniuszem niż Einstein, ponieważ jego "kupno" kosztuje miliony dolarów, zaś teorię względności Einsteina mogę sobie ściągnąć z internetu za frajer.
Czas potrzebny do wyprodukowania danego towaru jest kategorią zasadniczą, konieczną do zrozumienia funkcjonowania mechanizmu ekonomicznego społeczeństwa ludzkiego, nawet jeśli krytycy Marksa do genialnych nie należą. Dodatkowym elementem jest tu zwrócenie uwagi na fakt, że Marksa interesuje proces o charakterze masowym, stochastycznym, ponadto proces powstawania wartości dodatkowej, a nie tylko proces dystrybucji wartości dodatkowej, na który powołuje się tarak sądząc, że rozpatruje mechanizm gospodarczy analogiczny do tego, jaki rozpatruje Marks. Kolejny błąd wynikający z braku zrozumienia tematu, o którym tarak się wypowiada.
tarak: "Jedynie w warunkach wymiany "towar za towar".
W innych wypadkach nie".
i dalej: "Nic podobnego - w pierwszej jednostce czasowej potrzebnej na wyprodukowanie siekiery gość wyprodukował siekierę dla siebie, ale drugą siekierę (na wymianę) zmajstrował w następnej jednostce czasowej i zamienił ją na dwa bochenki.
Nadal nie ma tu żadnej wartości dodatkowej, z której można by go ograbić."
To już nie brak zrozumienia, to świadome przekłamanie. Wyraźnie piszemy o tym, że rozpatrywanie prostej wymiany towarowej służy uwypukleniu zjawiska, które narosło w drodze ewolucji na tym typie wymiany, prowadząc do przejmowania wartości dodatkowej wytwarzanej przez wytwórcę, który został pozbawiony własności środków produkcji. Wytwórca siekiery biorący udział w prostej wymianie towarowej JEST posiadaczem swoich środków produkcji. Wymienia swoją siekierę wchodząc w relacje z takimi samymi posiadaczami środków produkcji. Wymienia więc jedną siekierę na 2 bochenki chleba. Skoro mogło dojść do wymiany, to jasne jest, że POWSTAŁA wartość dodatkowa. Sama nazwa wskazuje, że jest to wartość ponad jakąś wartość podstawową. Ta wartość "podstawowa", to jest wartość zaspokajająca potrzebę samego producenta. Jedna siekiera wystarczy jej wytwórcy na własne potrzeby. Podobnie jest z piekarzem. Jemu wystarczy jeden lub dwa bochenki chleba. Wymienia dwa kolejne, ponieważ stanowią one produkt dodatkowy ponad własne zapotrzebowanie.
Wynika stąd jasno, że na rynku znajdują się: jedna siekiera i dwa bochenki chleba, a nie dwie siekiery i cztery bochenki chleba, CO MIAŁOBY MIEJSCE, gdyby własność środków produkcji była oderwana od kondycji bezpośredniego wytwórcy.
Własność środków produkcji ZOSTAJE oderwana od osoby bezpośredniego wytwórcy w kapitalizmie. Przedtem zostaje oderwana w niewolnictwie, w feudalizmie. W tych formacjach wyzysk ma jeszcze postać jawną (w niewolnictwie) lub na wpół jawną (w feudalizmie), polegającą na przymusie fizycznym. W kapitalizmie przymus fizyczny zostaje zastąpiony przymusem ekonomicznym. Jego skuteczność (nie tak oczywista, jak w przypadku przymusu fizycznego) wynika tylko i wyłącznie z faktu całkowitego oderwania bezpośredniego wytwórcy od własności środków produkcji.
W przeciwieństwie do prostej wymiany towarowej, opisanej wyżej, w kapitalizmie mamy do czynienia z wrzuceniem na rynek całego produktu danego okresu, danej jednostki czasu. Na rynek trafia nie tylko dodatkowa siekiera i dodatkowe bochenki chleba, ale także i te siekiery i bochenki niezbędne do zaspokojenia konsumpcji własnej.
Oczywiście, ten fakt dotyka również właściciela środków produkcji zatrudniającego bezpośrednich wytwórców. Również jego "konsumpcja niezbędna" jest uzależniona od realizacji produktu na rynku. Właściciel środków produkcji ma jednak w garści zasadniczy czynnik, którym może szantażować społeczeństwo i aparat państwowy, tj. środki produkcji. Poza jednym - siłą roboczą. Ale ta siła robocza - odwrotnie niż on - nie ma żadnego atutu w ręku, który byłby niezwiązany z jego fizyczną osobą.
Właściciel środków produkcji rzuca więc "swoją" produkcję na rynek. Gdyby postępował, jak w sytuacji prostej wymiany towarowej, wymieniłby swoje auta na żarówki BEZ REALIZACJI JAKIEGOKOLWIEK ZYSKU. Zachowałby jedno auto dla siebie, a za resztę kupiłby żarówki. Te żarówki wymieniłby na słoiki dżemu zachowując sobie 10 żarówek niezbędnych do oświetlenia jego domu. Słoki dżemu wymieniłby na sznurowadła zachowując dla siebie, np. pięć słoików dżemu. Itd., itp. W żadnym momencie nie zrealizowałby żadnego zysku. Zauważmy bowiem, że na końcu procesu wymieniania wszystkich dóbr wyszłoby mu tyle tylko, że wyprodukowane auta zamieniłby na dobra konsumpcyjne, potrzebne do utrzymania jego gospodarstwa domowego. Bez nadwyżki, którą mógłby z powrotem wrzucić w proces produkcyjny.
To samo powtarza się z przypadku wszystkich uczestników wymiany prostej. Zobrazowaliśmy to przedstawiając sytuację w uproszczeniu, posługując się jednym osobnikiem, który w kolejnych aktach wymiany wcielał się w kolejnych pozostałych uczestników tego rynku. Wszyscy bowiem, wymieniając swoje produkty, w kolejnych aktach wymiany rzucają na rynek produkt pomniejszony o własne zapotrzebowanie. Stąd - nie ma żadnego zysku.
Co więcej, nie ma też kapitału potrzebnego do rozszerzenia produkcji. Wróciliśmy bowiem do punktu wyjścia. Wszyscy uczestnicy prostej wymiany towarowej otrzymali potrzebne im do życia produkty, oddając wszystko, co wytworzyli ponad własne zapotrzebowanie. Jeśli chcą powtórzyć całą wymianę następnym razem, muszą zrobić to samo, co zrobili za pierwszym razem: zmniejszyć konsumpcję własną, aby tak wygospodarowaną nadwyżkę rzucić na rynek.
Mamy do czynienia z gospodarką, która się odtwarza wciąż na tym samym poziomie.
W kapitalizmie mamy jednak do czynienia z gospodarką rosnącą, odtwarzającą się na wyższym poziomie. Jak to możliwe?
W prostej wymianie towarowej mieliśmy do czynienia z tożsamością właściciela środków produkcji i bezpośredniego wytwórcy. Pojawienie się chłopa pańszczyźnianego pozwoliło właścicielom środków produkcji (ziemi) przerzucić ciężar uszczuplania zapotrzebowania niezbędnego na bezpośredniego wytwórcę - chłopa. System mógł funkcjonować dopóki nie wyczerpały się rezerwy proste tkwiące w historycznie ewoluującym systemie gospodarki chłopskiej. Ostatnie stadium wyczerpywania się tych rezerw wyrażało się, m.in. w konieczności uwłaszczenia chłopów. W przeciwnym przypadku mielibyśmy powtórzenie niewolnictwa, czyli zaniku możliwości przerzucania konieczności uszczuplania konsumpcji własnej na bezpośredniego producenta.
Kapitalizm stworzył sytuację wręcz "idealną" - odebrał resztki własności środków produkcji bezpośrednim wytwórcom, jednocześnie przerzucając na nich ciężar uszczuplania własnej konsumpcji. Przy okazji generując szereg nierozwiązywalnych w ramach kapitalizmu sprzeczności, manifestujących się w jakże dobrze znanym nam obrazku społeczeństwa niewolniczego, w którym całkowite wywłaszczenie bezpośredniego producenta paradoksalnie przerzuca pełny koszt jego utrzymania na barki "pana" w postaci konieczności redystrybucji wartości dodatkowej, którą ten ostatni miał nadzieję zachować niepodzielnie dla siebie. Jest to również obraz upadku formacji zwanych azjatyckimi. Mechanizm jest wszędzie ten sam. Dialektyka, głupcze: Osiągając najwyższy stopień wywłaszczenia bezpośrednich producentów, wpadasz jednocześnie w pułapkę konieczności utrzymywania ich. Stąd wynika - zrodzony przez fałszywą świadomość - obraz bezpośrednich wytwórców jako darmozjadów, uzależnionych od dobrej woli Dobrodzieja Pracodawcy.
W jaki sposób było możliwe wejście gospodarki na tory rozwoju? A ściślej mówiąc, jak było możliwe przyspieszenie tego rozwoju, który w ciągu stuleci był ledwie zauważalny, a nawet narażony - co historycznie mogliśmy zaobserwować - na zapaść? Otóż, dzięki, m.in. odkryciom geograficznym, które dały możliwość przerzucenia kosztów reprodukcji warunków niezbędnych do odtworzenia poprzedniego poziomu życia na ludy zamorskie. Przedsiębiorczy Europejczycy (z wydatną pomocą aparatów państwowych prowadzących wojny - militarne i gospodarcze (protekcjonizm) - u progu nowej epoki o prymat w dziele wykorzystania pojawiających się, nowych możliwości) uniezależnili się od konieczności uszczuplania własnej konsumpcji w celu utrzymania niewolników całkowicie pozbawionych własności środków produkcji. Oczywiście, była to kombinacja czynników ekonomicznych Europy (powolne uwalnianie chłopów od pańszczyzny oraz procesy wyzwolone odkryciami geograficznymi).
Oczywistym jest, że nowa klasa, burżuazja, ani myślała, aby dobrowolnie poddawać się regułom gry, którą tak genialnie obmyśliła dla pozostałych warstw i klas ludności. Mając monopol środków produkcji uznała, że nie zamierza wykorzystywać go do prowadzenia tak beznadziejnie stagnacyjnej polityki gospodarczej, jaka miała miejsce do tej pory. A przede wszystkim, nie ma mowy o tym, aby w nowy proces produkcji wchodzić dzięki uszczuplaniu własnych potrzeb konsumpcyjnych. Istnienie klasy ludzi wyzutych z prawa własności środków produkcji umożliwiło to, ale też i umożliwiło realizację dalszych pretensji burżuazji, a mianowicie zagwarantowania jej (w ramach gospodarki rynkowej) "godziwego" zysku z prowadzonej działalności gospodarczej.
Ale skąd wziąć środki na sfinansowanie tego zysku?
Wymiana wartości dodatkowej na rynku, jak widzieliśmy, sprawia, że całość produktu rozchodzi się do ostatecznych odbiorców nie pozostawiając nic w ręku idącego na rynek. Jeśli wszyscy wymieniają nadwyżki, to nie może się zrodzić z tego jeszcze jakaś kolejna nadwyżka. Może ona zostać wykreowana sztucznie wyłącznie dzięki oszustwu na jakiejś wymianie. Żaden z posiadaczy środków produkcji nie da się oszukać. Natychmiast by to wychwycił nie mogąc otrzymać w kolejnej wymianie wszystkich produktów innego wytwórcy (w naszym uproszczonym przykładzie jeden osobnik sprzedaje i nabywa całość danego produktu dostępnego na rynku). U Marksa był to warunek otrzymania za produkt danej jednostki czasu pracy produktu będącego wytworem takiej samej jednostki czasu pracy.
Powolny postęp techniczny sprawiałby, że rosnący produkt podwyższałby stopniowo poziom życia wszystkich wymieniających. Np. w kolejnym okresie nadwyżka wyniosłaby 2 siekiery, podczas gdy chleb wypiekano by w tradycyjny sposób, to wtedy 1 siekiera kosztowałaby 1 bochenek chleba. Siekiera by potaniała, producent siekiery nie odczuwałby straty, gdyż w tym samym czasie wyprodukowałby 2 siekiery, więc kupiłby znowu 2 bochenki chleba, zaś piekarz poczułby się bogatszy, bo mógłby mieć 2 siekiery zamiast jednej za swoje dwa bochenki chleba. wszystko przy założeniu, że surowce do produkcji siekiery dostarczałaby przyroda za darmo. W praktyce zmieniłyby się proporcje, których równowaga jest sprawą delikatną, o czym świadczy istnienie cechów, gildii i innych stowarzyszeń wytwórców, mających na celu przeciwdziałanie skutkom niekontrolowanego wzrostu sił wytwórczych i procesów demograficznych.
Ale nawet przy założeniu wzrostu technologicznego, nadal nie pojawia nam się szansa na powstanie zysku, albowiem - tak czy inaczej - wszystkie towary zostaną wymienione między ich producentami bez reszty. Aby mógł zaistnieć zysk, musi na masową skalę powstać sytuacja, w której jeden (a tak naprawdę w masowej skali) ze sprzedających swój towar poniósł koszt powstania wartości dodatkowej z wartości dodatkowej. Tak by było w prostej wymianie towarowej: konieczne byłoby jawne oszustwo popełnione na którymś z uczestników wymiany. Np.: rabunek. Wszystko byłoby jasne.
Ale w wymianie na rynku kapitalistycznym mamy do czynienia z wymianą towarów z zachowaniem pełnej ekwiwalentności wartości wymienianych towarów. Czyli zysk nie może powstać. A jednak powstaje. Dlaczego? Ponieważ jeden z towarów na tym rynku nie jest, tak naprawdę, towarem, tylko utowarowioną formą czyjegoś życia, czyichś potrzeb niezbędnych do przetrwania. Tylko i wyłącznie z powodu tego, że siła robocza jest traktowana, jak towar (to nie Marks wymyślił taki proceder, on go tylko nazwał), możliwe jest zalegalizowanie tego procederu, który w prostej wymianie towarowej byłby natychmiast trafnie zdiagnozowany jako bezczelny rozbój w biały dzień.
Kapitalista żąda, aby z procesu wymiany mógł wyciągnąć, np. 20-procentową stopę zysku. Inaczej mu się nie opłaca produkować. To prawda, ponieważ w międzyczasie surowce i materiały potrzebne do produkcji przestały być darmowymi darami natury, a stały się własnością tak samo pazernych kolegów-kapitalistów.
Dzięki postępowi technicznemu można było wyprodukować 10, 15, 20, 50, 100% więcej produktu. W tej proporcji, w jakiej zwiększyła się jednak produkcja danego towaru, spadła jego wartość (i cena, w proporcji uzależnionej od większej liczby czynników niż podstawowy czynnik czasu – tak na marginesie). Dlatego wzrost produkcji działa odwrotnie proporcjonalnie na wzrost zysku. I z tej też przyczyny nie tłumaczy możliwości powstania zysku - byłby to absurd, lecz jakże nagminny w wulgarnej ekonomii. Stopa zysku jest więc uzależniona od innych czynników niż proporcja cen na rynku. Od czego? Stopa zysku zależy od, oczywiście, od proporcji cen towarów na rynku, ale z jednym zastrzeżeniem: chodzi tu o cenę towaru zwanego siłą roboczą zestawionego z ceną pozostałych towarów.
Wartość dodatkowa jest to nadwyżka nad koszty odtworzenia zużytych surowców i materiałów oraz wartości siły roboczej zastosowanej do produkcji. Gdyby to rozpatrywać w jednostkach fizycznych, to - poza przedsięwzięciem poronionym od początku, np. wadliwym technologicznie - każdy proces produkcji przynosi w efekcie jakieś produkty powstałe z połączenia poszczególnych czynników procesu produkcyjnego. Gdyby wyprodukowano tylko trzy kostki masła, to zapewne osiągnęłyby one zawrotną cenę wynikającą z konieczności zrównoważenia popytu i podaży tego towaru, plus minus elastyczność popytu związana z istnieniem substytutów masła, np. margaryny. Dlatego tzw. zdrowa żywność osiąga zawrotne ceny i nie tanieje ze względu na istnienie substytutów spożywczych, niekiedy nie nadających się do spożycia, ale to inna bajka. Chodzi o pokazanie, że te "teoretyczne" rozważania są bliższe rzeczywistości niż by się to komu wydawało.
Jak zauważył Marks, proporcje czasu pracy użytych do produkcji danych dóbr (wartości) tylko do pewnego stopnia określają proporcje ich cen. Gdyby bowiem zyski były zależne wyłącznie od uzyskiwanych cen, dysproporcje między stopami zysku w poszczególnych gałęziach mogłyby być za duże. Następowałby o wiele większy przepływ kapitału między gałęziami w poszukiwaniu maksymalnej stopy zysku, co chwiałoby gospodarką jeszcze bardziej niż jest to normą w tym systemie gospodarczym. Stopa zysku nie tłumaczy więc wszystkiego. Sprzeczności między kapitalistami, między ich partykularnymi interesami są łagodzone dzięki istnieniu siły roboczej. To, co jeden kapitalista straciłby na rzecz drugiego, można więc niwelować dzięki zróżnicowanej stopie wyzysku siły roboczej w poszczególnych gałęziach gospodarki.
Stopa zysku jest określona przez Marksa jako stosunek wartości dodatkowej do całości wyłożonego kapitału, zaś stopa wyzysku jako stosunek wartości dodatkowej do kapitału wyłożonego na opłacenie siły roboczej. Ponieważ wartość dodatkowa musi zostać zrealizowana na rynku, musi uwzględniać "egalitarne" zapędy kapitału, który chce "sprawiedliwości" wyrażającej się w otrzymywaniu jednej "godziwej" stawki za zastosowany kapitał, niezależnie od dziedziny zastosowania (to jest, oczywiście, tendencja, ale jak najbardziej rzeczywista). Jaka będzie realna stopa zysku, zależy więc od warunków na rynku, od możliwości kapitału jako całości, a nie tylko poszczególnego kapitalisty. Kapitalizm ma niezwykle kolektywistyczne aspekty, nie mówiąc już o globalistycznych, internacjonalistycznych itp., jakże nieprzyjemnych pojedynczemu burżujowi.
Nad tym więc kapitalista nie panuje, jest bezbronny, jak dziecko wobec sił rynku (oczywiście, w uproszczeniu, zapominając o aparacie państwa). Odmienna jest sytuacja ze stopą wyzysku. Tu dopiero kapitalista jest panem na własnym podwórku! Gdzie ten mały, zestrachany człowieczek czujący swą znikomość w porównaniu z potężnymi siłami rynku?! Tutaj jest panem życia i śmierci swych robotników, a - przede wszystkim - panem w określaniu ich niezbędnych do życia potrzeb!
Jest właścicielem siły roboczej teoretycznie na określony czas, na przeciąg dnia roboczego. Ale tak naprawdę to dzięki temu, iż cena siły roboczej na rynku jest śmiesznie mała, kapitalista ma pełną swobodę ustalania, ile taki robotnik potrzebuje dla przeżycia. Raz więcej, raz mniej. Gdzie dążenie do zagwarantowania tego przeżycia na poziomie uzgodnionym kolektywnie, z całą klasą robotniczą? Nie posiadając własności środków produkcji, robotnik nie może "głosować" na rynku jako niezależny cenzusowo obywatel. Jest przedmiotem, a nie podmiotem i z tego są konsekwencje.
Zasadnicza jest taka, że te 10 czy 20% stopy zysku jest ustalane na podstawie gangsterskiego podziału między sobą przez kapitalistów wartości odebranej robotnikom z ich potencjalnego poziomu życia, gdyby mieli oni w pełni (tj. na równych prawach) uczestniczyć w rozwoju sił wytwórczych.
"Godziwy" poziom życia kapitalisty nie jest odnoszony do poziomu jego biologicznego przeżycia, ale do zastosowanego w produkcji kapitału. Prześledziliśmy jednak proces i wykazaliśmy, że jak wielki by nie był zastosowany kapitał (praca martwa czy inaczej: praca uprzedmiotowiona) nikt nie jest w stanie wycisnąć z niej ani grama więcej wartości, niż zostało włożone (tylko odtworzenie).
Powolny przyrost bogactwa społecznego sprawia, że uszczuplając swoje dotychczasowe zasoby, w jednostkach fizycznych mamy jednak więcej elementów tego bogactwa. Uszczuplanie idzie więc w parze ze wzrostem poziomu życia. To jest, oczywiście, sytuacja hipotetyczna, ekstrapolująca prostą wymianę towarową równych producentów-właścicieli środków produkcji. Kapitalizm jest inaczej ukształtowany. Tutaj mamy do czynienia ze wzrostem gwałtownym, połączonym z nie mniej gwałtownymi załamaniami. Chciwość powoduje, że nie czeka się na efekty wydzielanego jak na lekarstwo zasobu pozwalającego na zrównoważony (i powolny) wzrost gospodarczy. Odbiera się tak wiele, jak to tylko możliwe w danym społeczeństwie z zasobów na przeżycie klasy bezpośrednich producentów, aby umożliwić gwałtowny i konwulsyjny wzrost gospodarczy, który nie jest w stanie zostać "strawiony" przez dane społeczeństwo i zostaje zwyczajnie zmarnotrawiony, albo rozprowadzony w jakiejś wojnie.
Podsumowując: dzielenie zysku przez kapitalistów między siebie pozostaje zabiegiem z dziedziny science fiction, umożliwionym wyłącznie istnieniem prawdziwego stosunku społecznego, który wyraża się w stopie wyzysku. Tylko ta stopa tak naprawdę mówi nam o tym, na jakie tempo rozwoju może sobie pozwolić dane społeczeństwo. I JAKIM KOSZTEM.
Wulgarni ekonomiści nie lubią tego typu rozważań, ponieważ nie zależy im na dotarciu do prawdy o procesach ekonomiczno-społecznych, ale na obracaniu pozorami wyjaśnień, sprowadzanych do relacji między przedmiotami fizycznymi, jakby to one czuły, miały motywację i działały. Jest to intratne zajęcie, mimo swojej bezpłodności dla kwestii emancypacji społecznej. Za to całkowicie w duchu kapitalistycznej zasady maksymalizowania zysku choćby z kręcenia gówna.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
10 marca 2012 r.
"Ty dzielisz ludzi według kryteriów klasowych i to jest żałosny błąd który popełniasz."
Przyznaję się do tego grzechu, znaczy błędu. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina.
Ty natomiast prezentujesz chrześcijańską miłość bliźniego, niezależnie od przynależności klasowej. Wyzyskiwacz czy wyzyskiwany to nieważne, przecież razem wytwarzają bogactwo. Żeby tylko ten wyzyskiwacz się zlitował i podzielił, a mielibyśmy Królestwo Niebieskie na ziemi.
"Ten Twój opiera się na wierze w zbawczą moc rewolucji, a potem czeka nas komunistyczny raj, którego jeszcze nikt nie widział i nikt nie chce zaprojektować, ale z pewnością przyjdzie, tak jak życie pozagrobowe dla teisty"
Nie wciskaj mi tu łaskawie jakiejś wiary w raj komunistyczny, jeśli możesz. To nie jest kwestia wiary, ale walki klas. Kapitalizm sam się nie zawali, komunizm z nieba nie spadnie. Kapitalizm trzeba obalić, a komunizm zbudować na drodze walki klas i dyktatury klasy robotniczej. W tej dyskusji postawiłem pytanie jak odrodzić ruch rewolucyjny i przedstawiłem sytuację na froncie: dysproporcja sił na korzyść burżuazji w oddziaływaniu na klasę robotniczą, zmniejszenie bazy społecznej rewolucji. Co przeciwstawić? Jak rozniecić walkę klas? Postawiłem zatem zagadnienia dotyczące aktualnej kondycji ruchu robotniczego, żeby skierować go ponownie na rewolucyjne tory.
Nie wierzę w zbawczą moc rewolucji socjalistycznej, na zasadzie, że po rewolucji świat stanie się ustrojem idealnym, istną sielanką. Przejęcie władzy politycznej przez klasę robotniczą to dopiero początek długiej walki klasowej w warunkach dyktatury proletariatu. Nie będzie sielanki, ale mniej, lub bardziej ostra walka klasowa na drodze do socjalizmu i komunizmu. Tego uczy doświadczenie historyczne, że walka trwa tak długo, jak długo istnieją klasy i toczy się dalej także w warunkach państwa robotniczego. Nie ma zatem mowy o zbawczej mocy rewolucji, jako aktu. Rewolucja to nie idylla, ale nieustanna walka klas, aż do komunizmu.
"Obawiam się także, że "lewica" autora tekstu zapatrzona w idola wolności pogubi na drodze 'społecznej gospodarki rynkowej' ważny postulat sprawiedliwości społecznej"
A co to ta sprawiedliwość społeczna dla Ciebie? Dla nas sprawiedliwość społeczna jest wtedy, gdy społecznej formie wytwarzania odpowiada społeczna forma podziału. A dla Ciebie gdy wyzyskiwacz w większym stopniu podzieli się z wyzyskiwanym. Bardzo to chrześcijańskie i socjaldemokratyczne. Niech bogacz się podzieli i wszystko gra, mamy sprawiedliwość społeczną. Taka sprawiedliwość to burżuazyjna sprawiedliwość osłodzona socjalem.
"Ty także zdajesz się zapominać o sprawiedliwości społecznej dzieląc ludzi na słusznych którym się należy, mniej słusznych którym się należy trochę mniej i wrogów którzy stracą wiele."
Posługujesz się relatywnym pojęciem sprawiedliwości społecznej, podczas gdy my operujemy kategoriami obiektywnymi, jak wartość dodatkowa, wyzysk, klasa. To sprawia, że Twoje lamenty nad "sprawiedliwością społeczną" można traktować jedynie w kategoriach etycznych. A to jest żadna podstawa dla programu rewolucji społecznej.
Marks wprowadził do obiegu nowe pojęcia poprzednio nie występujące: "wartość produkcji na pokrycie własnych potrzeb"
oraz wartość "siły roboczej jako towaru".
Tę pierwsza można przyrównać do używanej dziś kategorii:
"minimum egzystencji" i od niej zaczniemy rozważania.
Marks pisze:
"Jak już widzieliśmy, kapitalista kupuje siłę roboczą według jej wartości, to znaczy, płaci
robotnikowi w postaci płacy roboczej kwotę odpowiadającą wartości jego środków utrzymania. Załóżmy,
że wartość ta jest produktem sześciu godzin pracy. Oznacza to, że po sześciu godzinach produkcji
robotnik dodał do wartości zużytych materiałów i urządzeń wartość, która, jak wiemy, pojawia się znów
w produkcie – dodatkową wartość wystarczającą dla pokrycia jego własnych środków utrzymania."
Marks czyni tu założenie, którego w dalszych rozważaniach używa jako udowodniony pewnik, a mianowicie że robotnik po okresie krótszym niż dzienny czas zatrudnienia ( w przykładzie 6 godz) wypracowuje kwotę odpowiadająca wartości jego środków
utrzymania.
Dalej Marks pisze:
"A więc dzień roboczy może być
podzielony na dwie części: pracę niezbędną i pracę dodatkową. W warunkach produkcji kapitalistycznej
produkt pracy niezbędnej przypada robotnikowi w formie płacy roboczej, a produkt pracy dodatkowej
przywłaszcza sobie kapitalista w formie wartości dodatkowej."
Czyli w pozostałych 6. godzinach robotnik wypracował
WARTOŚĆ DODATKOWĄ, za którą kapitalista już mu nie zapłacił.
W ten sposób Marks uzasadnia pojęcie "wyzysku pracy".
To początkowe WOLUNTARYSTYCZNE założenie, nie wynikające z żadnych działań empirycznych, przeniósł Marks do dalszej analizy jako zjawisko udowodnione i dlatego dochodzi ostatecznie do absurdalnych wniosków - nie wiadomo bowiem w rzeczywistości po ilu godzinach pracy robotnik wypracowuje wartość odpowiadającą pokryciu jego "niezbędnych potrzeb" - może dopiero po całym dniu roboczym, a może po dwóch dniach, a dochód kapitalista czerpie z obłożenia produktu zyskiem ? - skoro nie było badań, to wszystko można przyjąć za podstawę wnioskowania.
Drugim założeniem "wziętym z sufitu" jest u Marksa teza, że kapitalista płaci robotnikowi jedynie tyle, by pokryć jego "niezbędne potrzeby".
To twierdzenie też nie jest poparte żadnymi badaniami a
ma kolosalne znaczenie dla oceny całej koncepcji marksistowskiej. Gdyby bowiem było to twierdzenie prawdziwe, to kapitalizm mógłby rozwijać się jedynie w zakresie pokrycia
"potrzeb podstawowych", a jego ostateczna efektywność stanęłaby pod znakiem zapytania. Wegetowałby na poziomie rozwoju zbliżonego do stosunków feudalnych, gdzie też robotnicy
w cechach kupowali niezbędne do życia produkty.
Jednak już w czasach Marksa kapitalizm przezwyciężył tamten marazm i zaczął rozwijać się coraz prężniej doprowadzając do dzisiejszego rozwiniętego kapitalizmu.
Było to możliwe jedynie dzięki temu, że zarobki robotnicze w XIX wieku zaczęły coraz to wyraźniej rosnąć, a suma tych dochodów przekraczająca koszt pokrycia "niezbędnych potrzeb" stworzył RYNEK na produkty przemysłowe.
Więc jak widać samo życie zadało kłam teorii marksistowskiej.
Drugim takim pojęciem wprowadzonym przez Marksa była kategoria:
"towar - siła robocza".
Po co było wprowadzać takie cudaczne pojęcie skoro towar to:
"wytwór pracy ludzkiej zaspokajający jakąś potrzebę człowieka, produkowany na sprzedaż".
"Siła robocza" to nie jest żaden wytwór pracy ludzkiej, ale sama praca włożona w wyprodukowanie tego wyrobu.
Potrzebne to było Marksowi jedynie do tego, by móc pracę potraktować przedmiotowo a następnie podzielić na zapłaconą i ukradzioną jako wyzysk pracy.
Krótko mówiąc Marks napisał cały "Kapitał" do z góry przyjętej tezy i dlatego napisany jest takim bełkotliwym językiem.
Jeszcze co do tego przykładu z siekierą:
Jeśli gość wyprodukował dwie siekiery, jedną dla siebie a drugą na wymianę, to cały czas zaspokaja swe "potrzeby własne"
bo poświęcając czas na siekiery nie mógł go użyć go na pieczenie chleba, a chleb ( i inne produkty) były mu równie potrzebne.
A wartość przeznaczona na zaspokojenie potrzeb własnych nie jest wg. Marksa WARTOŚCIĄ DODATKOWĄ, o którą toczymy spór.
Na analizę dalszej części tekstu ppBB, szkoda czasu i mojego i każdego tak długo, aż nie uporają się z przedstawionymi na wstępie zarzutami.
Warto się zastanowić przed rewolucją, potem jak znalazł :).
Ach zapomniałem, potem będzie społeczny proces wytwarzania i społeczny proces podziału.
Tylko kto i według jakich kryteriów będzie dzielił ? Może według wytworzonej *tymi ręcyma* wartości dodatkowej ?
Co z tego będzie miał mój młodszy wnuk który będzie lekarzem ?
Wszak lekarze nie wytwarzają wartości dodatkowej!?
Pozdrawiam (po chrześcijańsku:)
Wszystko jest relatywne.
Co po kapitalizmie?
Okres przejściowy do socjalizmu i dalej socjalizm i komunizm. Długi marsz nieustannej walki klasowej, aż do społeczeństwa bezklasowego.
Najpierw nacjonalizacja gospodarki, a następnie jej sukcesywne uspołecznianie przez ustrój radziecki, tak żeby nie doszło do wytworzenia się kontrrewolucyjnej nowej burżuazji i przywrócenia kapitalizmu.
Należy położyć szczególny nacisk na to, żeby kapitalistyczne stosunki społeczne nie odradzały się w nowej formie w państwie robotniczym. Taka jest lekcja z historii ZSRR i realnego socjalizmu, gdzie nowa burżuazja dokonała kontrrewolucji.
"Tylko kto i według jakich kryteriów będzie dzielił ? Może według wytworzonej 'tymi ręcyma' wartości dodatkowej ?"
O produkcji i podziale decydować będą rady.
"Co z tego będzie miał mój młodszy wnuk który będzie lekarzem ?
Wszak lekarze nie wytwarzają wartości dodatkowej!?"
Nie wytwarza wartości dodatkowej, ale spełnia bardzo pożyteczną funkcję społeczną, która jest odpowiedzialna i wymaga wysokich kwalifikacji. W związku z tym należy się dobre wynagrodzenie, czyli równe, albo nawet nieznacznie przewyższające płacę wykwalifikowanego robotnika. Mało? Może obsługiwać tokarkę, albo kopać rowy jeśli woli. Ktoś inny będzie leczył ludzi. Dyktatura proletariatu zagwarantuje każdemu możliwość kształcenia i wyboru zawodu. Wyższe kwalifikacje oznaczać będą wyższe płace, ale nie ma mowy o utrzymaniu dzisiejszej dysproporcji miedzy lekarzem, a robotnikiem. Jednym ze sztandarowych haseł władzy klasy robotniczej jest egalitaryzm.
"Wszystko jest relatywne."
Powiedzmy klasowe.
No, no, tarak dotarł już do problemu "ostatniej godziny" Seniora. W tym tempie, do Wielkanocy przeczyta cały I tom "Kapitału".
"... w pozostałych 6 godzinach robotnik wypracował WARTOŚĆ DODATKOWĄ, za którą kapitalista już mu nie zapłacił. W ten sposób Marks uzasadnia pojęcie "wyzysku pracy".
To początkowe WOLUNTARYSTYCZNE założenie, nie wynikające z żadnych działań empirycznych, przeniósł Marks do dalszej analizy jako zjawisko udowodnione i dlatego dochodzi ostatecznie do absurdalnych wniosków - nie wiadomo bowiem w rzeczywistości po ilu godzinach pracy robotnik wypracowuje wartość odpowiadającą pokryciu jego "niezbędnych potrzeb" - może dopiero po całym dniu roboczym, a może po dwóch dniach, a dochód kapitalista czerpie z obłożenia produktu zyskiem? - skoro nie było badań, to wszystko można przyjąć za podstawę wnioskowania."
W poprzednich naszych tekstach tłumaczyliśmy założenia i strukturę rozumowania Marksa polegające na zestawieniu i zderzeniu prostej wymiany towarowej z gospodarką rozwiniętego kapitalizmu, dzięki czemu mógł on wykryć przekłamania i pułapki rozumowania współczesnej mu nauki ekonomii. Natomiast fragment, na który powołuje się tarak nie służy dowodzeniu, ale przystępnemu zilustrowaniu ogólnej teorii powstawania wartości dodatkowej, teorii wynikającej z innych analiz, filozoficznie uogólnionych w rozważaniach o towarze.
Jeśli zresztą już mówić empirycznie, to w czasach Marksa najczęściej zatrudniano robotników na tygodniówkę, nierzadko zaś - na dniówkę. Nie ma więc tu żadnego woluntarystycznego założenia Marksa. To po pierwsze.
Jeżeli kapitalista zatrudnił robotnika na dniówkę, to musiał mu zapłacić za możliwość przeżycia tego dnia do następnej, ewentualnej wypłaty. Jeżeli zatrudniał go na tydzień, to musiał mu zapłacić tyle, aby ten mógł ów tydzień przeżyć - do następnej wypłaty, która będzie za tydzień.
Nie w tym żadnej filozofii ani tajemnicy. To czysta empiria.
Po drugie. Niezależnie od tego, jaką jednostkę czasu przyjmiemy, na nakłady na produkcję składają się, poza kosztami siły roboczej, także nakłady na materiały i narzędzia pracy. Zawsze więc na wartość produktu wytworzonego w danej jednostce czasu pracy będą się składały co najmniej dwa elementy: wartość materiałów i narzędzi pracy oraz wartość siły roboczej zatrudnionej do produkcji. Jeśli tylko wartość materiałów i narzędzi pracy > 0, to tym samym wartość siły roboczej będzie < od wartości produktu wytworzonego w owej jednostce czasu pracy. To wyjaśnia "tajemnicę", skąd Marks wie, że kapitalista nie wypłaca robotnikowi pełnej wartości produktu jego pracy. I to nawet przy założeniu, że kapitalista - być może, jak sugeruje tarak - czerpie zysk dopiero z "obłożenia produktu [tymże] zyskiem".
Mówiąc krótko, wystarczy stwierdzić, że na koszt produktu nie składa się wyłącznie koszt siły roboczej, ale i koszt kapitału stałego (pomijając już zysk), aby zauważyć, że zarzut wobec Marksa jest niepoważny.
W logice taraka należałoby stwierdzić, że skoro nie wiadomo od której do której godziny dnia roboczego odtwarzany jest koszt materiałów i maszyn, a od której do której - koszt robocizny, to znaczy, że w czasie dnia pracy po prostu nie jest odtwarzany koszt nakładów na kapitał stały. Bóg jeden raczy wiedzieć więc, jak przenosi się ta wielkość nakładu na wartość i cenę towaru. Dlaczego nie obciąża, np. zysku?
Pozór "tajemnicy" całkowicie znika, kiedy stwierdzimy, że nie chodzi o to, od której do której godziny odtwarzamy tę lub inną część nakładów, ale o proporcje poszczególnych elementów składowych ceny (wartości) towaru. Np., jeśli C:V:M = 1:2:2, to proporcja ta będzie się odzwierciedlała w dowolnie wziętej jednostce czasu pracy: dniu, godzinie, minucie, sekundzie, niezależnie od długości dnia pracy.
Tarak: "Drugim założeniem "wziętym z sufitu" jest u Marksa teza, że kapitalista płaci robotnikowi jedynie tyle, by pokryć jego "niezbędne potrzeby". To twierdzenie też nie jest poparte żadnymi badaniami, a ma kolosalne znaczenie dla oceny całej koncepcji marksistowskiej. Gdyby bowiem było to twierdzenie prawdziwe, to kapitalizm mógłby rozwijać się jedynie w zakresie pokrycia "potrzeb podstawowych", a jego ostateczna efektywność stanęłaby pod znakiem zapytania. Wegetowałby na poziomie rozwoju zbliżonego do stosunków feudalnych, gdzie też robotnicy w cechach kupowali niezbędne do życia produkty."
To, że kapitalista płaci robotnikowi równowartość jego siły roboczej nie jest wymysłem Marksa, ale realną empirią. Płace robocze kształtują się bowiem na rynku pracy, co chyba nie jest tajemnicą nawet dla taraka. Empirią jest również tendencja kapitalizmu do spychania płac na poziom prostego, fizycznego przeżycia. Widać to przy okazji każdego załamania gospodarki kapitalistycznej. Cały XIX wiek był areną walki o niedopuszczenie do zwycięstwa owej tendencji, o podwyższanie płac, o udział klasy robotniczej w wartości dodatkowej.
Zauważmy jednak, że całe społeczeństwo nie składa się wyłącznie z robotników. Mamy też rosnącą armię urzędników państwowych różnego typu i lawinowo przyrastającą warstwę pracowników umysłowych. Dzięki wzrostowi wartości dodatkowej możliwe było danie utrzymania tym wszystkim grupom społecznym.
W stosunku do tych grup, klasa robotnicza, czyli klasa bezpośrednich wytwórców, była spychana na sam dół drabiny społecznej. W najmniejszym stopniu uczestniczyła ona w podziale wytwarzanej przez siebie wartości dodatkowej.
Pominiemy tu zwykłe brednie o braku empirycznych dowodów na fakt, że płace robocze w okresie pierwotnej akumulacji kapitału w XVIII i początkach XIX wieku były spychane poniżej minimum biologicznego przeżycia. Cały XIX wieku był okresem walki o podwyższenie płac i godne warunki pracy, czyli walką o oddanie bezpośrednim wytwórcom części wartości dodatkowej zagrabionej przez klasę kapitalistów. Badania dotyczące kondycji klasy robotniczej były prowadzone w mniej lub bardziej ograniczonym zakresie ze względu na brak zainteresowania nimi klas posiadających. Jednak Marks w "Kapitale" powołuje się na ciekawe raporty inspektorów pracy, które warto przeczytać ze zrozumieniem.
Każdorazowe kryzysy kapitalizmu pokazują wyraźnie, że "ostateczna efektywność" kapitalizmu wciąż staje pod znakiem zapytania, zaś przezwyciężanie zastoju odbywa się dzięki wojnom lub podbojom kolonialnym krajów trzecich. Nic się pod tym względem nie zmieniło aż do naszych czasów, czyli do XXI wieku. Jeżeli następowało wymuszone na kapitalistach oddanie części wartości dodatkowej (choćby poprzez opodatkowanie progresywne) na rzecz zaspokojenia potrzeb socjalnych, to odbywało się to za sprawą nieugiętej walki klasy robotniczej. "Przywileje" te są cofane kiedy tylko następuje załamanie koniunktury.
Tarak: "Drugim takim pojęciem wprowadzonym przez Marksa była kategoria: "towar - siła robocza". Po co było wprowadzać takie cudaczne pojęcie skoro towar to: "wytwór pracy ludzkiej zaspokajający jakąś potrzebę człowieka, produkowany na sprzedaż". "Siła robocza" to nie jest żaden wytwór pracy ludzkiej, ale sama praca włożona w wyprodukowanie tego wyrobu."
To nie Marks odhumanizował człowieka sprowadzając go do wymiaru "siły roboczej", on tylko nazwał po imieniu ten proceder.
Zastanówmy się. Skoro towar to coś, co zaspokaja jakąś potrzebę ludzką, to, jaką potrzebę zaspokaja siła robocza. Oczywiście, gdyby nie zaspokajała jakiejś potrzeby, to nie znalazłaby nabywcy. Co jest jasne i oczywiste. Tak więc to potrzeba stwarza towar, jakby powiedzieli przedstawiciele szkoły subiektywistycznej, a więc bynajmniej nie marksiści. Czy siła robocza nie spełnia kryteriów bycia towarem, skoro zaspokaja jakąś potrzebę ludzką? Czy nie jest wytworem ludzkiej pracy? A czyjej? Pana Boga?
A jaką to potrzebę zaspokaja? Czy aby nie potrzebę kapitalisty, aby połączyć materiały i narzędzia pracy w procesie produkcji. Za co jest on gotów zapłacić żywe pieniądze.
Tarak rutynowo przyjmuje rozumowanie ekonomii wulgarnej myląc siłę roboczą z pracą. Otóż siła robocza jest zdolnością do pracy ucieleśnioną w osobniku ludzkim, zaś praca jest działaniem, wcielaniem w życie owej zdolności.
Ekonomia wulgarna przyjmuje, że kapitalista płaci robotnikowi za jego pracę (a nie za jego siłę roboczą). To oznacza skądinąd, że powinien on otrzymywać równowartość wykonanej przez siebie pracy. Równowartością wykonanej przez robotnika pracy jest produkt tej pracy. Ale nie można oddać robotnikowi pełnej wartości produktu, ponieważ zawiera on poniesione przez kapitalistę nakłady na środki pracy. Gorzej już ma się sprawa z uzasadnieniem, że to kapitalista powinien sprawiedliwie przywłaszczać sobie zysk, skoro zwraca mu się już równowartość poniesionych przezeń nakładów. Dlatego dla anarchistów stosunek między robotnikami a kapitalistami sprowadza się do nagiej kradzieży.
Jakby nie patrzył, z górnolotnych słów o opłaceniu produktu pracy robotnika, okazuje się, że z tego produktu potrąca się nie tylko nakłady na kapitał stały, ale i pełną wartość dodatkową. Robotnikowi pozostaje znowu goły zarobek pozwalający na przewegetowanie do następnej wypłaty. Czyli goła wartość jego siły roboczej.
Tarak: "Jeszcze co do tego przykładu z siekierą: Jeśli gość wyprodukował dwie siekiery, jedną dla siebie, a drugą na wymianę, to cały czas zaspokaja swe "potrzeby własne", bo poświęcając czas na siekiery nie mógł go użyć go na pieczenie chleba, a chleb (i inne produkty) były mu równie potrzebne. A wartość przeznaczona na zaspokojenie potrzeb własnych nie jest wg. Marksa WARTOŚCIĄ DODATKOWĄ, o którą toczymy spór."
Tia, no to przejdźmy do empirii, którą tarak tak lubi. Jeśli historycznie zaczęto chłopom na zachodzie Europy zamieniać pańszczyznę na podatki płacone w formie pieniężnej, to zmuszano go do utowarowienia części jego gospodarstwa. Musiał więc produkować na rynek, aby wymienić płody rolne na pieniądze, które następnie oddawał w formie podatku. Czy w ten sposób zaspokajał potrzeby własne? Czy raczej potrzeby cudze?
Oczywiście, możesz powiedzieć, że dla zachowania swej ziemi musiał ponosić taką daninę, co było wyrazem zaspokojenia jego potrzeby własnej. Niemniej, było mu coraz trudniej zaspokajać tę potrzebę. Krok po kroku, z własności zostały ograbione ogromne rzesze ludzkie, którym pozostała już tylko własność ich siły roboczej, czyli zdolność do pracy.
Oczywiście, tarak ma do pewnego stopnia słuszność twierdząc, że w prostej wymianie towarowej (przykład z siekierami i chlebem) nie mamy do czynienia z tą samą wartością dodatkową, z jaką mamy do czynienia w rozwiniętej gospodarce kapitalistycznej. Zauważmy jednak, że pisaliśmy o tym, iż posługując się analogią: "anatomia człowieka kluczem do anatomii małpy", przenosimy umownie pojęcie wartości dodatkowej z rynku kapitalistycznego na prostą wymianę towarową, aby złapać moment rodzenia się nowego stosunku społecznego, który dopiero miał się ukształtować. Zauważmy, że wulgarna ekonomia przenosi i absolutyzuje stosunki zaczerpnięte z prostej wymiany towarowej jako stosunki między wolnymi i niezależnymi podmiotami-właścicielami środków produkcji (w tym i siły roboczej jako środka produkcji) na warunki rynku kapitalistycznego w apologetycznym celu moralnego usprawiedliwienia stosunku kapitalistycznego wyzysku. Przekłamanie wulgarnej ekonomii polega na udawaniu, że w obu sytuacjach mamy do czynienia z równorzędnymi podmiotami, podczas gdy w kapitalizmie robotnik jest pozbawiony faktycznej podmiotowości, która w społeczeństwie burżuazyjnym zasadza się na prawie własności.
Marks obnażył ten fałsz wulgarnej ekonomii i od jego czasów nikt nie zrobił tego lepiej. Dlatego staruszek jakoś nie może się pokryć patyną w spokoju i wciąż jest przywoływany jako jak najbardziej aktualny teoretyk.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
11 marca 2012 r.
"Natomiast fragment, na który powołuje się tarak nie służy dowodzeniu, ale przystępnemu zilustrowaniu ogólnej teorii powstawania wartości dodatkowej, teorii wynikającej z innych analiz, filozoficznie uogólnionych w rozważaniach o towarze."
***
No i proszę, EB dzieli naukę marksistowską, jak by nie było dotyczącą szerokich mas społecznych, na wersję gnostyczną i wulgarną, dla plebsu.
Więc niech EB przyjmie do wiadomości, że nawet najprostsza wersja dla mas, nie może być sprzeczna z wersją dla wtajemniczonych, no i wychodzi na to, że wartości dodatkowej nie udało się wykryć. Całe to rozumowanie, na które powołuje się EB, nie wykazało, żeby dniówka robotnicza była więcej warta niż dochód z jego pracy.
Prawda, stawki robotnicze były żałośnie niskie, ale może adekwatne do efektów jego pracy ?
Oczywiście , pamiętamy całe to rozumowanie, że skoro na końcu
kapitalista ma zysk, to ta różnica musi być.
Musi, bo Marks uznał, że gdyby pochodził z obłożenia produktu zyskiem, to cały proces napędzałby inflację.
A czy EB zna taki okres w historii kapitalizmu, żeby nie było inflacji ? - większej lub mniejszej w różnych okresach czasu, ale wyraźnej ?
Wątpię, bo przy całym swym fanatyzmie czytać jednak umie.
Ale najwyraźniej Marks badając gospodarkę kapitalistyczną o tej stałej skłonności pieniądza do inflacji, nie wiedział. Albo przyjmował abstrakcyjne, oderwane od realiów, założenia dla uzyskania wyników mających odnosić się do rzeczywistości.
Był chyba jednak głupi.
"... skoro na końcu kapitalista ma zysk, to ta różnica musi być.
Musi, bo Marks uznał [gdzie? - EB], że gdyby pochodził z obłożenia produktu zyskiem, to cały proces napędzałby inflację.
A czy EB zna taki okres w historii kapitalizmu, żeby nie było inflacji ? - większej lub mniejszej w różnych okresach czasu, ale wyraźnej ?"
Według taraka zysk pochodzi więc z obłożenia produktu zyskiem, a dowodem prawdziwości tego stwierdzenia jest fakt istnienia inflacji.
A wydawałoby się, że ignorancja taraka ma jakieś granice.
I tak oto tarak w swoim mniemaniu dowiódł, że Marks był zwykłym hochsztaplerem, by nie powiedzieć idiotą...
To nie ja coś udowadniałem, ale EB nie potrafiła udowodnić istnienia marksistowskiej "wartości dodatkowej" .
A jak nie ma "wartości dodatkowej" to i nie ma "wyzysku pracy".
Świat runął na głowę biednej EB i dlatego tak się piekli.
Ale niesprawiedliwość jest , tyle że ma inne źródło.
Nierzadko wskazywanie rozwiązań osobom, które nie są w stanie dostrzec problemu, kończy się pozorną porażką desperata, który wszakże widzi często dalej i ostrzej niż jego oponenci. Sytuacja, kiedy oponenci nie są w stanie nawet przebrnąć przez teorię, którą odrzucają a priori, tłumacząc się często kłopotem ze zrozumieniem hermetycznego języka lub żaląc na nie przystawanie owej teorii do zdroworozsądkowego lub powszechnie przyjętego kanonu widzenia rzeczywistości, naraża ich w sposób oczywisty na śmieszność. Zdarzają się jednak sytuacje, kiedy zbyt rutynowe przyswajanie teorii sprawia, że nawet jej zwolennicy nie zawsze są w stanie dostrzec i zrozumieć problemu, który stawia ich towarzysz.
Powyższe nie jest sytuacją hipotetyczną. Tak się zdarzyło również w dziejach marksizmu. Sytuacja taka dotyczyła w swoim czasie pracy Róży Luksemburg pt. "Akumulacja kapitału". Przedmiotem tego dzieła jest "charakterystyczna dla kapitalizmu, a wykryta i sformułowana przez Marksa, sprzeczność między warunkami produkcji i warunkami realizacji wartości dodatkowej, w rezultacie której system ten rozwija siły wytwórcze społeczeństwa wśród trudności - w specyficzny sposób pokonywanych - w tempie ogólnie biorąc obniżonym."
Nie będziemy się wdawać w szczegóły problemu postawionego przez R. Luksemburg (wyczerpująco opisane przez najlepszego w Polsce znawcę Róży - prof. Jana Dziewulskiego, z którego artykułu zaczerpnęliśmy przytoczone tu cytaty ("O rzeczywistej treści i walorach naukowych teorii akumulacji kapitału R. Luksemburg", "Ekonomista" nr 1/1970), albowiem nie chodzi w tym miejscu o samą teorię, co o charakterystyczne losy percepcji tej nietuzinkowej koncepcji. W każdym razie, Róża postawiła następujący problem: "kto jest odbiorcą produktów, które ucieleśniają część wartości dodatkowej przeznaczoną na akumulację?"
W tym momencie nie tyle przeciwników marksizmu (którzy, co oczywiste, w ogóle nie rozumieli problemu wartości dodatkowej), co jego zwolenników wręcz zatkało: "Jak to. Przecież Marks to wyjaśnił, a Róża Luksemburg doskonale zna wyjaśnienie marksowskie."
W rezultacie, praca R. Luksemburg spotkała się z ostrą krytyką ze strony innych marksistów, w tym N. Bucharina, z lekceważeniem także ze strony Lenina, z którym Luksemburg uwikłana była już w polemikę w kwestii narodowej. Jak pisze J. Dziewulski: "Niektórzy obrońcy Marksa odmówili (...) jakiegokolwiek naukowego sensu zarówno tej, jak i wszelkim innym próbom rozwinięcia marksistowsko-leninowskiej teorii rozwoju kapitalizmu." I, co najważniejsze: "W rezultacie nowe problemy zaczęła wysuwać ekonomia burżuazyjna. (...) Model Róży Luksemburg, który tak wielu ekonomistom wydał się zupełnie nonsensowny, umożliwił autorce wyciągnięcie bardzo istotnych wniosków. W wyniku odrzucenia 'Akumulacji' dopiero po wielu latach ponownie rozpoznano potrzebę tego typu konstrukcji. Nowe modele budowali początkowo - z nielicznymi wyjątkami, w tym jednym bardzo ważnym (Kalecki) - ekonomiści burżuazyjni." (tamże, s. 107).
I dalej: "... naukowa wartość 'Akumulacji kapitału' była (...) wysoka, a uznanie tej pracy przez myśl marksistowską za zasadniczo błędną było, z naukowego punktu widzenia, kosztownym nieporozumieniem. (...) Róża Luksemburg nie tylko pierwsza rozpoznała problem, ale też pierwsza zrozumiała potrzebę i podjęła próbę zbudowania teorii obejmującej 'całokształt dynamiki gospodarki kapitalistycznej, a nie tylko cykl koniunkturalny'."
W efekcie, opierając się na teorii Marksa, R. Luksemburg potrafiła sformułować zasadniczy dla funkcjonowania kapitalizmu problem realizacji nadwyżki w momencie (1913 r.), kiedy dla ekonomistów burżuazyjnych wszystko działo się jak najlepiej na tym najlepszym ze światów, kiedy niczym pasażerowie Titanica tańczyli oni nie przewidując zderzenia z górą lodową: I wojna światowa jako narzędzie (rola państwa i militaryzmu - dostrzeżone przez R. Luksemburg) rozwiązywania nagromadzonych sprzeczności rozwoju kapitalistycznego. Ba, dopiero w latach 30-tych XX wieku ekonomiści burżuazyjni odkryli "Akumulację kapitału" i jej prekursorski charakter w stosunku do chronologicznie późniejszej teorii keynesowskiej.
Dwadzieści lat trwało zanim ekonomia burżuazyjna zauważyła i pod presją najgłębszego dotąd kryzysu gospodarczego przyznała, że istnieje problem, który w 1913 r. sformułowała Róża Luksemburg. Luksemburg wyszła od krytycznego rozbioru Marksowskich schematów reprodukcji, badając rzeczywistość pod kątem sprzeczności, których istnienie leżało uśpione w samej teorii Marksa. Odczytanie w nowych warunkach schematów reprodukcji (nie mających, wydawałoby się, tajemnic) było inspiracją dla postawienia kroku naprzód w nauce ekonomii. I tak, pionierską wagę pracy Luksemburg podkreślała, np. wybitna ekonomistka brytyjska, należąca do tzw. lewicy keynesowskiej, Joan Robinson.
Nie każdy musi rozumieć teorię względności Einsteina, jednak tryumfalne dowodzenie Einsteinowi, że czasoprzestrzeń nie może się zakrzywiać, ponieważ każdorazowo jabłko spadające z jabłoni leci po torze prostym wprost na ziemię, wywołać może co najwyżej zażenowanie żałosnym poziomem bezkrytycznego samozadowolenia właściwego tylko skończonym ignorantom.
Epitafium do tej dyskusji zamieściłem na swoim blogu:
http://peregalit.wordpress.com/2012/04/19/ortodoksyjny-marksizm-versus-antydegresja-socjalizmu-cz-ii-literalne-i-nieliteralne-wyjasnienie-powstawania-wartosci-dodatkowej/
Dla zainteresowanych, którzy chcą mieć jasny pogląd na pewne sprawy.
PS. Szkoda, że brakuje dyskutantów, gdy do takich spraw trzeba się przygotować czy przeczytać dłuższy tekst. Ciekaw jestem, po jakim czasie dyskutanci powrócą znowu do swoich, starych argumentów.