Tak było zawsze, gdy trzeba było podzielić się chlebem z kimś, kto mówił i żył trochę inaczej. Wszystko było dobrze, dopóki chleba nie brakowało... Kiedy zaczyna go brakować, wtedy zabiera się go właśnie tym innym. Doświadczali tego Polacy w latach trzydziestych masowo rugowani pod byle pretekstem. Dlatego chleb powinien być w Polsce. Ten na obczyźnie może być słony. Trzeba się z tym liczyć. Niestety reformatorzy o tym zapomnieli, kiedy rujnowali nasze fabryki. Oj, łezka się kręci... Ale ona niczego nie zmieni. Tupanie nawet wzmacniane modlitwą także.
pięknie, ale każdy, kto pomieszkał trochę w Holandii i widział zachowanie części Polaków czy innych imigrantów, nie powinien się dziwić, że takie inicjatywy mogą znaleźć jakiś-tam posłuch...
byłem w holandii trochę czasu, pomieszkałem i pojeździłem stopem, trochę ludzi tam poznałem:
w latach 70-tych przyjęli bardzo chętnie dużą ilość immigrantów, tym razem twierdzą, że kraj jest już pełny
polacy mają styl pracy niewolnika, który jeszcze w rękę pocałuje w podziękowaniu za możliwość wyprucia sobie żył, daja się oszukiwac na wypłatach, dają sobie nawet nie wypłacić pieniędzy wcale, tylko na zaliczkach jadą
mieszka się tam na kampingach, które robią za lokalne biura zatrudnienia. holender, który szuka tymczasowego pracownika w gospodarstwie, lub szklarni przyjeżdża na taki kamping i ogłasza ofertę, którą dostaje osoba, która ma najdłuższy staż na kampingu, pod warunkiem, że ma dobre układy z resztą ludzi. jeśli ta osoba nie ma już gdzie upchnąć dodatkowej pracy, wtedy praca spada na osobnika drugiego w kolejności pod względem czasu pobytu na kampingu.
są też kampingi nielegalne, założone przez samego pracodawcę, zazwyczaj przy pracach typu zbieranie jagód - niski dochód, tani nocleg odliczany od wypłaty. pracownicy musza sie ukrywać przed sąsiadami, nie wolno im na przykład chodzić po okolicy w większej grupie, na pole jadą zamknięci w samochodach dostawczych - większość z ludzi tam pracujących przepija zaliczki i nie prowadzi własnej ewidencji należności, więc łatwo ich oszukac przy wypłacie na końcu sezonu
w szklarniach obok polskich pracowników legalnych pracujących przez polską agencję na dziennej zmianie, pracują też polacy z kampingu na nocnej zmianie, ale już nielegalnie. legalni dostają pieniądze bez problemu, nielegalni gdy upomna sie o wypłatę dostają ją, ale są wyrzucani za bramę, więc pozostali boją się upomnieć. kiedy praca się kończy i wzyscy pracujący do końca stawiają się po pieniądze, brama jest zamknięta. słyszałem o pracodawcy, który przez telefon oświadczył wtedy, że jest rozczarowany
to co polacy odstawiają w pracy da się nazwać tylko słowem "zapierdol", którego holendrzy nauczyli sie oczekiwać od pozostałych holendrów
poza tym fajny kraj do jeżdżenia na rowerze
Z komentarza Tomasza Kłuska:"poklask zdobywa jawnie rasistowski portal" Zaraz, czegoś tu nie rozumiem. Czyżby to ten portal, który zachęca do składania skarg na imigrantów z Europy środkowo-wschodniej miałby być rasistowski? Może jestem jakoś niedouczony,nie widzę bowiem zbytnich różnic rasowych między mieszkańcami Europy środkowowschodniej a Holendrami. Może by mi ktoś wytłumaczył, jaką rolę w tym wszystkim odgrywa rasa??
mogli się bawić wówczas w tolerancje. Teraz, gdy przychodzi podzielić się chlebem, odzywa się ich prawdziwy, parszywy charakter. To nie są Słowianie, którzy zaproszą gościa przygodnego na herbatę i podzielą się z nim jedzeniem. Co to za wielka sztuka grać łaskawca, gdy kasa pełna? Teraz, gdy zaczynają im się kłopoty, widoczna staje się ich prawdziwa natura.
Tylko Polacy, żyjący niegdyś według zasady "gość w dom, Bóg w dom" patrzyli w naszym kraju przez palce na ekscesy cudzoziemców, traktując ich prymitywizm jako ciekawostkę przyrodniczą i nie nadając temu żadnej wagi.
Holendrzy nie znają gościnności, a już darmowej na pewno nie. Co więc może dziwić, że gdy muszą nagle na siebie pracować uczciwie, Polacy stanową dla nich konkurencję?
Gdyby im przeszkadzało to, że jakiś człowiek zachowuje się nieodpowiednio, pisano by o CZŁOWIEKU, JAKO TAKIM, Z JEGO NAZWISKIEM, a nie eksponowano by jego narodowości jako głównej cechy negatywnej.
Holendrzy okazali się takimi samymi rasistami jak wszyscy inni rasiści. Być może chcieli by, by ludzie myśleli o nich jako o osobach tolerancyjnych, ale obecnie nie ma ku temu żadnych podstaw.
Nigdy na Zachodzie nie pracowałem czy precyzyjniej - nie zarabiałem w takim charakterze jak większość Polaków, ale tak właśnie wyobrażam sobie tam pracę sporej części naszych rodaków. Zapierdol i niewolnicza mentalność świetnie wpisuje się w polskie rzekomo umiłowanie wolności. Słowa Polska i Wolność stanowią sprzeczność, wzajemnie się wykluczają. He, i pomyśleć, że nawet na tym portalu jest osoba chwaląca polską "pracowitość" i przeciwstawiająca ją "rozleniwieniu" innych nacji, jako ogół po prostu bardziej od nas cywilizowanych.
@dzierzwa
Mianem rasy kiedyś określano naród albo grupę pokrewnych sobie narodów. W takim sensie można więc mówić o rasie np. słowiańskiej lub germańskiej (do której przynależą Holendrzy), zaś niechęć do wschodnich Europejczyków można nazwać rasistowską. Takie wytłumaczenie mi się przynajmniej nasuwa, ale mogę się mylić.
Mam wrażenie, że Polacy sami się nie szanują - również tu w Polsce. Inaczej nie pozwoliliby się tak wyzyskiwać. Firmy, które łamałyby kodeks pracy, miałyby kłopoty.
A u nas mówi się, że "tak już jest, taka rzeczywistość, nic się nie da zrobić", zaciska się zęby i się wypruwa żyły dalej.
Nie przesadzasz trochę w wychwalaniem gościnności Polaków? Moim zdaniem jest ona w dużej mierze mityczna. Polacy chętnie zaproszą do domu, ale bliskich i dalszych krewnych, ale kogoś obcego, bezinteresownie? Pracowałem trochę w latach 90. w Austrii, u wielu pracodawców, na tzw. stójce na Brunnerstrasse. Nie spotkałem się wówczas z przejawami rasizmu wobec Polaków. Raz tylko jeden z nich poradził nam, żebyśmy zarobionych u niego pieniędzy nie przepili. Niestety, wielu spośród moich rodaków tak właśnie czyniło. Po skończonej dniówce szło się do babki Jugolki na metę kupić krowę, czyli dużą flachę taniego wina albo do Billi na rogu po piwko. Jeśli zaś chodzi o ówczesne zachowanie Polaków na obczyźnie, to oceniam je negatywnie. Przy ich samochodach zawsze były kupki śmieci, drobne rzeczy po prostu wynosili z marketu za pazuchą. Jakiś Polak obrabował wówczas Austriaka z kolekcji sreber wartych milion szylingów. Jugosłowianin, u którego pracowaliśmy żalił się, że Polak który u niego pracował w wolnej chwili... ukradł mu radio z samochodu. Pomimo to zaprosił nas potem do domu i nakarmił. Słowiańska gościnność? To może właśnie na Bałkanach lub u Rosjan, bo nie u Polaków.
nie neguję wszakże, że bywają też i inni. Czy uważasz, że mamy nieustanny obowiązek eksponować nasze narodowe niedoskonałości? Inne narody przechodzą nad swoimi niedoskonałościami do porządku dziennego i eksponują swoje mocne strony. Dlaczego nie mielibyśmy robić tego i my?
Za moich czasów w Wiedniu ustawiali się na Herbststrasse, Brunnenstrasse to było targowisko, jedno z większych w Wiedniu.
Oczywiście, że Austriacy bywają mili i tolerancyjni. Ale gdy autobusy pełne Polaków przyjeżdżały na Mexicoplatz i tam nie było ani jednej toalety, ale sikać gdzieś człowiek musi, to ich sympatia bardzo szybko się skończyła. Mogli Austriacy ustawić tam sraczysławy przenośne, bo przecież władze wiedziały, że Austriacy kupują przemycany towar - ser salami, piżamki, srebrną biżuterię itp - od Polaków i że Polacy w tym celu do Austrii przyjeżdżają. Ale woleli, by sytuacja eskalowała i żeby z tych handlowych wycieczek ludzie wracali z mieszanymi uczuciami. Tak samo najwidoczniej działają władze holenderskie. Jakiś cel w tym mają, ale tego to już musimy się sami domyślić, bo oni przecież nie powiedzą.
Wyjątkowo parszywe świnie też spotkałam. Gdy pracowałam jako kelnerka w knajpie z dyskoteką, to przychodziła tam grupka kasztanów - tych tak można nazwać, choć innych Austriaków nigdy tak nie nazywałam - i zamawiali jakieś drinki. Gdy chciałam kasować, to twierdzili, że już zapłacili. I tak parę dni z kolei. Powiedziałam o tym szefowi, on nie potrącał mi z wypłaty za tych dziadów, ale w efekcie zwolniłam się, bo nie chciałam, by szef miał w firmie konflikty. Musiałby się Austriakom postawić, a ja przecież byłam cudzoziemka. Austriak będzie trzymał z Austriakiem, niezależnie od tego, czy jakiegoś Polaka lubi, czy nie. Tego też powinniśmy się od innych nacji uczyć i to pilnie!!!
Austriacy chlali nie gorzej niż Polacy. Różnica polegała na tym, że oni byli u siebie. U pewnych Szwajcarów - ludzi niezwykle sympatycznych, krowa stała już od rana na stole i tak w ciągu dnia obciągali oni te dwa litry bużule dojrzewanego na odmrażaczach do samochodów - była taka afera w Austrii. Ludzie chorowali, bo świnie dawali coś w rodzaju alkoholu metylowego do młodego wina. Pracując w Austrii jakiś czas jako sprzątaczka miałam całkiem niezły wgląd w ich życie prywatne i mogę zaręczyć, że nie są oni w żadnej dziedzinie bardziej cywilizowani niż my. A nawet w pewnych punktach Polacy wypadali przy nich mocno na plus. Na przykład ja nigdy nie mówiłam nikomu nic, co widziałam, a widziałam niejedno! Że tak powiem: dyskrecja zawodowa, czyli innymi słowy dobre, socjalistyczne wychowanie.
Jeśli zaś chodzi o Polaków na obczyźnie, czy w ogóle ludzi na obczyźnie, to nie ma się co dziwić, że zachowują się czasem nietypowo. Obce środowisko, brak łączności z resztą społeczeństwa, obcego, nie chcącego przybyszów, brak wsparcia rodaków, ciężka praca za marne pieniądze, poczucie wykorzystania i poniżenia, płacenie za miejsce do spania jak za całe mieszkanie itd. itd.
nie mogą wywołać u przybyszów uczuć innych niż oderwanie od reszty i chęć zapicia problemu, który przerasta.
Z pewnością znalazłbyś Polaka, któremu Jugosłowianin też ukradł radio. Tak to już bywa. Złodzieje są wszędzie po równo, w każdym narodzie. Z tym, że niektóre narody się tego wypierają. Ale złodziei maja, co poświadczają autochtoni skazani za kradzież odsiadujący wyroki.
Ja pielęgnuję u nas słowiańską gościnność. Lubię dobrze nakarmić każdego naszego gościa. Żyć by mi to nie dało, gdyby ktoś wyszedł od nas głodny. Nieraz, gdy upiekę jakieś dobre ciasto, mam nadzieję, że może przyjedzie listonosz z listem i będzie można go poczęstować. Nie trafiłam jednak przez całe te lata ani razu.
Moja Matka, gdy pojechała w swoje rodzinne strony na Wschód, w poszukiwani śladów dzieciństwa, trafiła do bardzo biednych ludzi. Mieli tylko trochę herbaty i chleb z dżemem. I natychmiast zaprosili do stołu! Moja Matka, gdy o tym opowiadała, płakała ze wzruszenia. Ja też chcę być dobrym człowiekiem i pielęgnować prastarą, słowiańską gościnność.
Nie jest prawdą, że stół musi się uginać pod żarłem. W ostatnie wakacje była u mnie kumpela z Wiednia z towarzystwem. Któregoś popołudnia wróciliśmy wcześniej do domu z wycieczki. Jedliśmy coś po drodze, ale ja chciałam jeszcze coś dać do jedzenia. Ugotowałam ryż na sypko i zastanawialiśmy się, co z tym zrobić, ponieważ nikt nie był naprawdę głodny. Ale zażądano, bym postawiła ten garnek z ryżem na stole. I postawiłam. Dałam talerzyki, do tego śmietanę żywcem w plastykowym kubku, różne dżemy, miód i co tam na słodko jeszcze pasowało. Przy tym ryżu siedzieliśmy niemal do północy. Każdy sobie nakładał sam ryż, a do tego wypróbowywał różne wersje czy z miodem, z cynamonem, jabłkami, dżemem czy tylko śmietaną i cukrem. Wieczór był niesamowicie udany. Wszyscy byliśmy zaskoczeni, że bez żadnych starań atmosfera przy stole była taka przyjemna. Myślę, że udało nam się tamtego wieczoru po prostu spędzić mile ze sobą czas. Nikt od nikogo nic nie chciał, nikt na nikim nic nie wymuszał i nikt od nikogo niczego nie oczekiwał. Po prostu super!
Może goszczenie kogoś na siłę, chęć pokazania się, a nie pobycia z kimś razem, psuje podstawę gościnności. A może nie jest nią wcale, bo nie ma za zadanie zadowolić gościa, lecz gospodarzowi dać się pokazać w lepszym świetle? Kto to może wiedzieć?
Holendrzy może się boją konkurować a może po prostu nie chcą. Bo właściwie to dlaczego i w imię czego mieliby konkurować???
Konkurencja to jeden z dogmatów neoliberalizmu i każdy odmawiający przystąpienia do niej czyni słusznie z lewicowego tudzież ogólnohumanistycznego punktu widzenia.
"tolerancyjni to Holendrzy byli, gdy mieli bogate wpływy z kolonii mogli się bawić wówczas w tolerancje. Teraz, gdy przychodzi podzielić się chlebem, odzywa się ich prawdziwy, parszywy charakter"
Hm, wynika z tego, że te swoje kolonie utracili dopiero teraz, w każdym razie jakoś tak niedawno. Dziwne, bo wydawało mi się, że utrata Indonezji, w praktyce jedynej liczącej się holenderskiej koloni, nastąpiła już w 1945 roku (nb. zapoczątkowując rozpad całego współczesnego systemu kolonialnego na świecie).
pokazał ludziom jeszcze raz swoje oblicze, mianowicie dolne plecy.
Znamienne jest, że tacy np. Włosi jeździli do Niemiec pracować, a tacy Niemcy jeździli do Włoch na urlop. Ktoś kogoś zrobił w bambuko, czyż nie?
Rozpatrzeć można też przy okazji kwestię moralności. Tej podstawowej, do której namawia także Laskowik, by kobiety częściej rozkładały ręce niż nogi.
Otóż w NRD puszczalstwo było niezwykle pospolite. Panieńskie dzieci nie były żadną skazą na wielokrotnym dziewictwie matek. Dla dzieci to dobrze, dla matek - fatalnie. Nie były one bowiem w stanie wypracować w sobie należytego związku z własnym dzieckiem, które w razie co mogło być bez problemu oddane do domu dziecka. Wszystko funkcjonowało niemal wzorowo, ale czy o to tylko chodzi, gdy nowy człowiek przychodzi na świat?
Zapewnienie dziecku niechcianemu jak najlepszego życia jest oczywiste. Ale czy koniecznie muszą na świat przychodzić dzieci przypadkowe, niechciane?
Berluskoni też przejechał się na własnym przyrodzeniu. Tolerancja tolerancją, ale szanować klejnoty nie zaszkodzi żadnemu mężczyźnie.
W Holandii też pewnie już osiągnęli masę krytyczną w tolerowaniu narkomanii, lenistwa i beztroskiego życia na koszt państwa, które kasę zapełniało łupiąc byłe kolonie.
Pracowici emigranci są dla nich solą w oku, bo nagle okazuje się, że na chlebek trzeba prawdziwie zapracować. Więc cóż może dziwić, że u nich do władzy dojdzie teraz ktoś, kto im będzie obiecywał powszechne oszczędzanie sił w pracy i wynikający z tego mimo to dobrobyt.
Znaliśmy już coś podobnego. Nazwano to faszyzmem. Przy okazji można przypomnieć sobie rolę Holandii w drugiej wojnie światowej. Jakoś nie słychać o ich bohaterskim działaniu z tamtych lat.
Nie słychać? A może wypadaloby po prostu sięgnąć po jakieś książki? Bez siegania mogę Ci tylko przypomnieć o niejakiej Audrey Hepburn, która pomagała holenderskiemu ruchowi oporu. Holandia utraciła swoje imperium kolonialne już dawno temu. Ich perłą była Indonezja - niepodległa od ponad 60 lat. Bo Gujanę Holenderską (też niepodległy od prawie 30 lat Surinam) i Antyle Holenderskie nie posób nazwać nawet miniimperium. Jak widać od wielu dzisiecioleci Holandia radzi sobie bez kolonii. Dzięki czemu? Na pewno nie dzięki lenistwu, lecz właśnie pracowitości Holendrów.
Mogę uwierzuć Ci na słowo, że jesteś niezwykle gościnna i jak tylko zapukałbym do Twojego domu, to na hasło "Lewica.pl" wpuścisz mnie i zapewnisz wikt i opierunek jak długo zechcę Gdzie mieskzasz ;) Na Brunnerstraase, wylotowej ulicy z miasta, nie było targowiska, lecz jedna z dwóch wiedeńskich stójek. A więc uważasz, że złodziejstwo można usprawidliwić? Ci ludzi mieli pieniądze. Człowiek bez żadnych kwalifikacji i z zerową znajomością niemieckiego bez trudu mógł złapać choćby jednodniową fuchę. Chyba, że zarobione szylingi przepił, to wtedy nie miał. Ze zdumieniem zobaczyłem, że mój kolega wyniósł ze sklepu nie płacąc grzebień. Nie było go stać? Nie zrobiłby tego w sklepie w rodzinnej wiosce, bo przyłapany na kradzieży byłby obgadywany przez sąsiadów przez długie lata. Ale na obczyźnie przecież nikt się nie dowie. Moi ukochani rodacy ukradli mi w Austrii pożyczony śpiwór, a potem kurtkę. Mój inny serdeczny kolega oszukał i okradł mnie jednak tu, w Polsce. Jeżdziłem po tym sporo po świecie i coś podobnego mnie nie spotkało. Nigdzie mnie nie okradziono.
źle przeczytałam tą Twoją Brunnerstrasse, myślałam, że chodzi Ci o Brunnengasse, ale nie chciałam Cię poprawiać. Brunnengasse była niedaleko Herbststrasse i urzędu pracy, dlatego mi się skojarzyło. Nie chodziłam "na stójki", to mam prawo nie znać Brunnerstrasse. Nie łapałam jednodniowych fuch, więc nie wiem, czy to było takie łatwe. Ile Ci płacili za godzinę? I gdzie mieszkałeś? Czy mogłeś sobie za te fuchy wynająć mieszkanie? Haupt - czy Untermiete? Można wręcz odnieść wrażenie, że Austria tylko na Ciebie czekała.
No zobacz, właśnie Misiowi Bucharinowi chciałam zapewnić wikt i lokum jedynie na hasło lewica.pl, ale on wolał mnie obrażać.
Co to znaczy, że miałbyś prawo mieszkać u mnie, jak długo zechcesz? I z takim nastawieniem, zwykłego pasożyta, uważasz, że ja chciałabym Cię gościć, żebyś mnie rujnował? Ja mam na myśli prawdziwych gości, prawdziwych ludzi, a nie lewusów, co szukają sobie naiwnych.
Więc z tą gościną u mnie to masz już przerąbane. Nie ma obowiązku przyjmować w progi kogoś, kto nawet gospodarzom dobrze nie życzy. Nic dziwnego, że spotykasz samych takich, co to albo Cię okradną, albo zrobią Ci inną przykrość. Jeżeli Tobie samemu zależy na tym, by świat był dość parszywy, no to taki masz.
Grzebień wyniósł Twój kolega ze sklepu nie płacąc?
Śpiwór pożyczony Ci ukradli? To nie stać Cię było na własny? Już poniżej 100 szylingów można było kupić jakiś plastykowy śpiwór. Płacili Ci jednak tak mało, że musiałeś śpiwór pożyczać. I kurtkę Ci ukradli? I serdeczny kolega okradł Cię i oszukał? To z kim Ty się zadajesz?
Fajnych sobie szukasz kolegów. Ale co się dziwić? Z mojej gościnności wyśmiewasz się, choć nawet mnie nie znasz. Każdy sądzi według siebie - tak to już jest. A sam nawet nie umiesz znaleźć sobie odpowiednich kolegów. Widocznie już na pierwszy rzut oka jesteś frajer i tak Cię traktują. Może masz w sobie duszę kolaboranta, właziłeś Austriakom w dupę bez mydła chcąc na tle Polaków wypaść lepiej, to nic dziwnego, że Cię okradali i nie szanowali. Takich też znałam, co to składali się z samej wazeliny. Okropność.
Dużo to ta A.Hepburn nie nawalczyła, choć faktycznie wspaniała była z niej aktorka. No i czym jeszcze się Holendrzy wykazali? Stulecia całe rabowali i mordowali gdzie tylko udało im się przybić statki. Mam gdzieś zapisane, ale nie chce mi się szukać, o wyspie, na której wylądowali Holendrzy (oglądałam w niemieckiej tv), jak wymordowali ludzi, jak gwałcili tubylcze kobiety, jak niedobitków zmuszali do przyjęcia katolicyzmu stosując tortury.
Rozumiem, że to, iż urodziłeś się w Polsce traktujesz jako pomyłkę? i masz pretensje do mamusi i tatusia, że nie są Holendrami albo Austriakami? A to ci pech! Współczuję...:))))
W historycznym ujęciu Holendrzy uchodzą akurat za jeden z najbardziej pracowitych narodów Europy (vide np. osuszanie polerów czy naszych ulubionych przez sierpa-młota Żuław). Ma to (lub ma mieć) związek z ich protestancko-kalwińską etyką. Może oni boją się pracowitości w polskim rozumieniu? Czyli zasuwania jak dzikie woły za grosze i na dodatek bycia z tego swoiście dumnym.
--
"Rozsądni Holendrzy współpracują z gospodarką Wielkich Niemiec" (van Kloss do Márty Kovács).
wystarczy popatrzec na sklad etniczny gujan zeby zauwazyc ze akurat holendrzy najgorzej na tym wychodza.nawet anglicy i francuzi byli zniesmaczeni postepkami holendrow w stosunku do tubylcow a przeciez oni tez nieskazitelnie bialych rekawiczek nie nosili.
z ta pracowitoscia holendrow to chyba lekka przesada.nie zauwazylem jakis wspanialych objawow ich pracowitosci.wg mnie nana ma racje,cale ich bogactwo to pochodna kolonializmu i neokolanializmu.
to głównie ekspansja handlowa i ekonomiczna, nie zaś typowo militarna jak w przypadku Brytyjczyków czy Francuzów, Holendrzy byli na to po prostu za słabi. W przypadku wspomnianej Indonezji nie podbijali oni zbrojnie wysp, tylko podporządkowywali sobie miejscowych kacyków, pozostawiając im lokalną władzę. W gruncie rzeczy był to bardziej kolor na mapie, gdyż oprócz głównych miast Holendrzy nie sprawowali tam realnej władzy. Prawdą jest też, że stracili ją prawie od razu po wojnie, dodatkowo przecież znajdowała się wcześniej pod okupacją Japonii, więc Holendrzy od dawna nie mają z niej żadnych zysków.
Chyba coś tu nie gra. Słynne holenderskie kompanie handlowe (wschodnioindyjska i zachodnioindyjska) powstały w pierwszych dekadach 17 wieku, w 16 zaś Holandia przeszła na protestantyzm.
Co nam po Twojej gościnności, skoro nie masz za grosz poczucia humoru? Jeszcze przed podwieczorkiemm poobrażałabyś gości. Do kolacji by już chyba nie dotrzymali. Mój niewinny, jednozdaniowy żart skwitowałaś sążnistym monologiem pełnym zjadliwej ironii. Być może miałem pecha do rodaków. Ty widocznie spotykałaś samych wspaniałych. Nigdzie nie stwierdziłem, że wśród innych narodów nie ma złodziei. To co pisałem było reakcją na Twoje wynoszenie pod niebiosa rzekomej niesamowitej gościnności Polaków i oskarżaniu wszystkich Holendrów en bloc o rasizm i lenistwo. Mam wrażenie, że to Ty jesteś mniej obiektywna. Podczas gdy ja przytaczam autentycnze przypadki z mojego życia, Ty teoretyzujesz i generalizujesz. Nie uważasz, że Twoje uwagi na temat mojej ówczesnej kondycji finansowej są prostackie? Nie wiem czy warto Ci o niej w ogóle pisać. Pewnie by Ci było wstyd, ale byś się do tego nie przyznała.
nana napisała: Może masz w sobie duszę kolaboranta, właziłeś Austriakom w dupę bez mydła chcąc na tle Polaków wypaść lepiej, to nic dziwnego, że Cię okradali i nie szanowali. Takich też znałam, co to składali się z samej wazeliny.
Co za bezczelna insynuacja! Twoje chamskie uwagi na mój temat tylko pogłębiają moje negatywne zdanie o Polakach. Jak nie oszukają, okradną, to obsobaczą. Nie raz już dawałaś czadu na tym forum. Odreagowujesz jakieś frustracje? To może nie na mnie, dobrze?
czyżbyś nie wiedział, co to takiego jest gościnność? No to Ci wyjaśnię: gospodarz sam sobie zaprasza gości, zawsze i bez wyjątku. Czy to są ludzie mu wcześniej znani, czy przypadkowi, to już podlega decyzji gospodarza. Wpraszanie się do kogoś nie ma z gościną nic wspólnego.
Nie wiadomo, dlaczego czujesz się obrażony. Dopatrujesz się zjadliwej ironii w tym, co ja napisałam? Odpłaciłam Ci jedynie żartem w takim tonie, w jakim Ty się do mnie zwróciłeś. I od razu opuściło Cię poczucie humoru. Jeżeli jest naprawdę śmiesznie, śmieją się dwie strony uczestniczące w dowcipie. Tego też nie wiesz? Żarty na czyjś koszt nie mają z poczuciem humoru nic wspólnego.
Ja bardzo dobrze wiem, dlaczego wychwalam Polaków. I mogę Ci to nawet powiedzieć, bo sam na to nie wpadniesz. Otóż, gdy my sami siebie chwalić nie będziemy, a nie chwali nas nikt obcy - bo nie ma w tym żadnego interesu! - to startujemy z bardzo słabej pozycji. Od stuleci urabiają nam opinię kraje ościenne - głównie zachodnie, i jest ona dla nas zwykle niekorzystna. Sami tam, u siebie, nie nadają zbytniego rozdźwięku swoim wynaturzeniom, narodowym słabostkom czy narodowym przywarom. A jeżeli już, to zezwalają na krytykę głównie tylko swoim ziomkom. My natomiast - czego jesteś sztandarowym przykładem - pozwalamy byle przybłędzie wycierać sobie nami gębę. Czas z tym skończyć. Ponoć mają nas obowiązywać "europejskie standardy". No to niech obowiązują. Chwalmy się swoimi sukcesami a przemilczajmy nasze niedoskonałości dokładnie tak, jak czynią to na Zachodzie.
Mam podstawy, by twierdzić, że Holendrzy to rasiści i że żyją także po dzień dzisiejszy z łupów zrabowanych w koloniach.
Jakie podstawy masz Ty, by ich bronić i obsrywać przy tym Polaków?
Czyżbyś uważał, że tylko Ty możesz podać jakieś autentyczne przypadki ze swego życia? I dlaczego dla równowagi nie przytaczasz tych pozytywnych, lecz usiłujesz wymusić na mnie, bym dołączyła do podkreślania tych negatywnych, bo akurat Ty tak wolisz?
Czy jak się z kimś spotykasz, to z mety opowiadasz, że masz dziurawe zęby, wrzody na żołądku i że śmierdzą ci stopy? Czy uczciwie przedstawiasz się z tej najgorszej strony, a przemilczasz swoje zalety? Przecież to też byłaby sama prawda. A jednak znajomość budujesz na czymś innym. Dlaczego więc bawisz się w sędziego i na podstawie jednostkowego zdarzenia oczerniasz Polaków generalnie?
Tym, co ja piszę, nie szkodzę nikomu. Ty, tym co piszesz - szkodzisz. Czyżby taka widoczna różnica umykała Twojej uwadze?
Właśnie dlatego, że spotkałam wielu trudnych ludzi, nauczyłam się ich szanować. I przynajmniej zadaję sobie trud, by ich rozumieć, a nie osądzać - jak to sobie uzurpujesz Ty.
Wyobraź sobie, że ten Twój znajomy kradnąc grzebień być może coś tam odreagował. Ludzie wyjeżdżając na Zachód nie mieli pojęcia, że będą tam traktowani jak intruzi, że nie będzie dla nich miejsca do mieszkania ani nie będzie dla nich pracy.
Dorywcze łapanie zajęcia, by doraźnie przeżyć, wyniszcza ludzi niesamowicie. A jeszcze w dodatku, gdy taki Polak jechał za pożyczone pieniądze do kapitalistycznego raju by zarobić także na pozostawioną w kraju rodzinę.
A tam, na obczyźnie, ani pracy, ani mieszkania, ani możliwości legalnego życia. To demoralizuje. Zostaliśmy przez kapitalistów oszukani. I ludzie, gdy się w tym zorientowali, reagowali na to różnie. W tym przypadku, człowiek ukradł grzebień. Czyżbyś wolał, by gromadził on w sobie agresję i potem kogoś napadł i poważnie poturbował?
Nie siedzisz w innych ludziach i nie baw się w jedynego sprawiedliwego na tym świecie. Osądzać możesz surowo najwyżej siebie samego, bo znane Ci są pobudki działania. O innych pojęcia nie masz i nie krzywdź ich udając lepszego od nich. Nie jesteś od nich lepszy. Na ich miejscu zrobiłbyś to samo. Dziękuj Bogu, że nie musisz być na ich miejscu, lecz możesz być na swoim.
Od kiedy prawda jest prostacka? Czy bieda jest wstydem? Niemal wszyscy w Austrii byli na początku bardzo biedni. Łóżko w wieloosobowym pokoju kosztowało dużo, zarobić można było mało i to głównie na czarno. Ludzie nie mieli ubezpieczenia zdrowotnego i gdy ktoś zachorował, szedł na dno, o ile nie miał przyjaciół. Co jest w tym prostackiego z mojej strony?
Wiadomo, że było Ci ciężko. Ale nie wiń za to Polaków. Oni tak samo jak Ty chcieli przeżyć. Każdy ma prawo zrobić to po swojemu.
Mnie dane było życie, w którym nie musiałam nigdy nikomu nic ukraść. Czy to jednakże upoważnia mnie do tego, żeby szkalować - i to bezinteresownie! - ludzi, którzy nie mają siły mego charakteru?
Kiedy mi jest wstyd, decyduję sama, naprawdę nie masz i nie będziesz miał na to żadnego wpływu.
Ja na Tobie nic nie odreagowuję. Bo nie mam co. Jak co dzień leżą sobie przy mnie nasze dwa - bardzo miłe - psy, drwa palą się w kominku, cisza, spokój. Za dnia podziwialiśmy przelatujące klucze gęsi lecących na Wschód, a od świtu mamy koncert żurawich zalotów, których tej wiosny jest więcej niż zwykle i one maja gody jakieś 50m od naszego domu. Pod folią wzeszła nam pięknie rzodkiewka a w ogrodzie szczypiorek wieloletni już za parę dni będzie się nadawał do jedzenia. I czy ja mam w tych warunkach czas na stres?
Swoim wpisem chciałam Ci zaledwie pokazać, że piszesz o zdarzeniach, w jakich sam uczestniczyłeś, a nie stać Cię na choćby zarys zrozumienia tego, o czym piszesz.
Obrażony czuć się możesz dowolnie. I ze mną nie będzie i tak to miało nic wspólnego, lecz jedynie z Twoim stanem emocjonalnym.
Portal opisujacy przestepstwa popelniane przez zydow.
Zobaczymy czy to sie skonczy tylko na potepieniu.