na Wyspę Świętej Heleny.
Za komuny takich fanaberii, jak skłoty, nie było - jest to najwyraźniej wymysł zgniłych kapitalistów z Zachodu.
Demo, w którym brała udział nie tylko tzw. "młodzież alternatywna", ale również tzw. normalsi, w tym rodziny z dziećmi, a tematykę powiązano z ogólnie beznadziejną polityką władz samorządowych wobec lokatorów. Wielkie brawa dla organizatorów
A policja podała, że było ok. 2 tys demonstrantów, to jak teraz policja zawyża liczbę uczestników?
pytanie DK.
Jako socjaldemokrata jestem za równorzędnością różnych rodzajów własności, więc wcale nie uznaję za nadrzędne, jedyne słuszne tzw. świętego prawa własności. W wielu przypadkach, według mnie, nie miało ono racji bytu. Dziś rano, jednakowoż, miała miejsce bardzo ciekawa rozmowa w radiu Tok Fm. Nie wiem z kim bo włączyłem za późno, ale ten człowiek, przedstawiciel, jak sądzę, władz miejskich, bardzo ładnie i jasno zaprezentował racje drugiej strony. Właściciel tego pustostanu płaci setki tysięcy złotych podatku od tej nieruchomości rocznie. To jest jego własność, zajęto ją bezprawnie. Należy się zastanowić jak każdy z Was by się poczuł gdyby grupa ludzi, niezdolna do jakichkolwiek rozmów, zajęła Wasze włości. Nikt do jasnej cholery nie może stać ponad prawem. Zarówno gardzę bogatymi, którzy prawo mają za nic jak i innymi. To jest własność tego człowieka, zajmują go ludzie, którzy nawet nie chcą się ugadać. Potrafię postawić się w sytuacji każdego człowieka. Ma on prawo prosić o pomoc państwo, sam byłby bezradny wobec grupy warchołów. I tyle.
A patrząc na nie tak sobie myślałem: Czy oni już wiedzą, że krowa, której mleko spija tylko jej właściciel, świętą nie jest? I pocieszałem się, że chyba wiedzą, skoro właścicielskiej woli się sprzeciwiają. Czy to może dać początek rewolucji? Tego jeszcze pewny nie byłem.
Jeśli ktoś kupuje teren i dopuszcza do jego degradacji i przez lata nie stara się nawet czegokolwiek wybudować to korzysta ze swojego prawa własności w sposób niewłaściwy. Takie prawo własności jest szkodliwe.
Myślę, że to nie jest właściwy argument. Z takim podejściem bałbym się przynajmniej raz w tygodniu nie skosić trawnika na swojej działce bo grupka anarchistów stwierdziłaby, że skoro nie pielęgnuję rabatek, nie właściwie zarządzam swoją własnością i można mi ją odebrać. Boję się pomyśleć co by było gdybym lubił angielski, dziki styl ogrodów... Myślę, że właściciel danego terenu, może sobie robić z nim co chce, o ile nie szkodzi drugiemu człowiekowi. Nie znam dogłębnie sprawy, ale nikt się nie zastanawiał, że może właściciel z zagospodarowaniem terenu czekał na dobry moment? Miał do tego prawo bo to jego teren, nikt tam nie mieszkał, więc nie miał obowiązku przeprowadzać remontów w celu utrzymania godziwego miejsca zamieszkania dla ludzi na przykład. Nie można uprawiać samowolki bo wszyscy by sobie do gardeł skoczyli. Argument ze złym rozporządzaniem własnością ma sens wtedy, gdy to złe rozporządzenie kogoś krzywdzi. Nie wolno rozporządzać cudzą własnością jak kto chce i bezprawnie. Poza Warszawą mam nieruchomość. Nikt tam nie mieszka, nie wynajmuję jej. I co? Też mi może ktoś wejść? No bez przesady, należy się opamiętać. Anarchizm w imię szczytnych idei często przerodzić się może w czystej wody bandytyzm.
funkcjonuje prawo pozwalające przejmować takie pustostany na zasadzie zajęcia i odczekania pewnego czasu. Jeśli właściciel w trakcie tego czasu nie odezwie się to eksmisja skłotersów jest możliwa już tylko na podstawie wyroku sądowego.
Ar:"Poza Warszawą mam nieruchomość."
Socjaldemokrata Ar to doskonały przykład na prawdziwość twierdzenia, że punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia.
Mam pytanie, bo naprawdę nie wiem, czy skłotersi próbowali skontaktować się z właścicielem? Jeśli tak to ile razy? Słyszałem, że nie, ale też mnie interesuje punkt widzenia anarchistów. Jeśli próbowali i nikt się nie odezwał, powinni również zapytać w urzędzie miasta, starać się do tego dojść, czy na pewno nikomu na ziemię nie wchodzą. A tu spotykam się z częstą postawą radykalnej, młodzieńczej lewicy: wszyscy wrogowie, z nikim nie rozmawiamy, z państwem trzeba walczyć. A to naprawdę jeszcze bardziej rozsierdza ludzi, też tzw. normalsów bo większość z nich nie lubi warcholstwa. Takie zachowanie nie zjednuje nowych ludzi do zmiany. Nie jestem absolutnie anarchistą, ale na wiele ich przedsięwzięć patrzę ciepło. A tu i w innych przypadkach po prostu oni mnie złoszczą. A co dopiero ludzi, którzy na co dzień o nich nie słyszą!
z właścicielem, który nie interesuje się swoim gruntem i nic z nim nie robi. Szkoda czasu.
Posiadanie jest chronione jak własność a kiedy trwa nieprzerwanie wiele lat zamienia się we własność w drodze tzw zasiedzenia.
sprawa, że firma Stora Enso, na której znajduje się Elba, nielegalnie zajęła wiele hektarów ziemi w Chinach i Ameryce Południowej. Dlatego mówienie w tym kontekście o obronie prawa do własności zakrawa na absurd.
to, ze ktos zajmuje pustostan i go urządza, skoro właściciel ma to gdzieś. nie dbając (nie z biedy, a z niechlujstwa) o swoją nieruchomość doprowadza ją do ruiny, więc powinien się cieszyć, że ktos o nią dba. jakby właściciel budynku i władze miasta umieli mysleć, to na obecności squatu możnaby ugrać wiele więcej niż tylko troche forsy - już sama cicha tolerancja squatu czy nawet wspieranie okolicznościowe inicjatyw squattersów przez władze miasta i właściciela terenu, dałaby bufetowej i ekipie trochę procentów w wyborach samorządowych.
niestety, u na srządzi prawo własności "to je moje i nie dam".
>firma Stora Enso, na której znajduje się Elba, nielegalnie zajęła wiele hektarów ziemi w Chinach i Ameryce Południowej.
pewnie właściciel jej nie używał, to sobie taki korporacyjny skłot zrobili hehe