że Raj Patel nie zastosuje swoich genialnych teorii do krajów socjalistycznych, np PRL, jaka tam była super ochrona środowiska dzięki temu że nie było ona towarem...
No ale czego się spodziewać po gościu który nawet nie zdaje sobie sprawy że łowiska właśnie NIE są sprywatyzowane. Gdyby były, właścicielom zależałoby na systematycznej odnowie fauny, wtedy czysta chęć zysku pracowałaby na korzyść całej ludzkości, tak samo zresztą jak we wszystkich innych dziedzinach gdzie zdefiniowano i egzekwuje się własność prywatną.
Wystarczyłoby, by łowisko należało do tych samych, co dokonują połowów, by sytuacja wcale nie była lepsza. Teraz masz tak, że ci co żyją z łowisk w ogóle o nie nie dbają, bo zmusza je do tego rynek i konkurencja (mechanizm systemowy), choć powinni, bo jak je zniszczą to z czego będą żyli? Jest to ta sama prymitywna logika, co twoja, zupełnie nie przystająca do realnego kapitalizmu. Utopia anarchokapitalistyczna głosi, że na niedociągnięcia własności prywatnej potrzebne jest więcej własności prywatnej, co jest gaszeniem pożaru benzyną.
Łowiska w dużej mierze należą do państw, które wprowadziły kiedyś pewne regulacje. Ostatnimi czasy zostały one znacznie zmniejszone ku uciesze liberałów ("wolny rynek"), ale nawet państwom nie wychodzi do końca egzekwowanie własnych resztek regulacji, bo jest to zwyczajnie bardzo trudne, a zyski przekraczają orzekane kary. Nasz utopista chce nam powiedzieć, że prywatny właściciel lepiej by egzekwował... regulacje, jakie nakłada, choć wcale nie jest to pewne, nawet nie jest pewne, czy nie zadowoliłby się rentą z możliwości połowów, mając w dupie stan ekologiczny.
Ale: regulacja państwowa zła, bo ogranicza rynek, regulacja prywatna dobra, choć robi to samo!
>>ci co żyją z łowisk w ogóle o nie nie dbają, bo zmusza je >>do tego rynek i konkurencja
Zapominasz o chęci zysku (przywołujesz ją tylko gdy ci wygodnie). Każdą osobę i każde państwo motywuje nie żaden enigmatyczny rynek i nie żadna konkurencja, ale zwykła maksymalizacja zysku. Jeżeli łowiska nie mają prywatnego właściciela, maksymalizacja zysku oznacza maksymalizację eksloatacji. Jeżeli łowisko ma prywatnego właściciela, maksymalizacja zysku wymaga odnowy fauny.
Istnienie wolnego rynku i konkurencji nie ma w tym wypadku żadnego znaczenia, państwa socjalistyczne eksploatują i zanieczyszczają środowisko w podobny sposób co kapitalistyczne z państwową własnością łowisk. Nawet bardziej, bo przecież same siebie nie będą regulować aby zmniejszyć swój własny zysk? Oczywiście, tam gdzie nie da się zdefiniować prywatnej własności, tam należy wprowadzić regulacje państwa, ale łowiska akurat nadają się idealnie do zwykłego sprywatyzowania.
Mylisz wolny rynek z brakiem państwa. Regulacje dzielą się na chroniące prawa własności oraz je łamiące. Libertarianie nie postulują braku państwa, ale wzmocnienie regulacji chroniących prawa własności a zlikwidowanie regulacji je łamiących. To jest widać ten niuans którego twój mózg nie jest w stanie już ogarnąć.
Daruj sobie te docinki rodem z korwinowskiego przedszkola, bo nie interesuje mnie rozmowa z nadętymi bufonami, co uważają, ze pożarli wszystkie rozumy.
Jak widać nie znasz nawet własnych mistrzów, np. Rothbarda, który postulował całkowite zniesienie państwa na rzecz prywatnych armii, policji i... ulic! Co prawda miał z tym pewien problem, bo społeczeństwo wyrzucone drzwiami wróciło oknem i sam Murray popadł w sprzeczność postulując istnienie praw (i chyba też sądów), które mają dotyczyć wszystkich.
Ochrona własności to np. ACTA, którą twoi koledzy uważają za to za "socjalizm", prezentując z kolei iście antykapitalistyczne i socjalistyczne uzasadnienie dla "komunizmu" w Internecie. Czyli, jak w danej chwili wygodnie tak nazywamy daną regulację "socjalistyczną" lub "konieczną do ochrony własności prywatnej" (czytaj monopolu właściciela).
Jeżeli państwa kierują się zyskiem, tak samo jak kapitaliści, to w takim razie do nich również odnosi się logika odnawiania łowisk dla zysku. A tutaj państwa, tak jak i prywatni kapitaliści, zadowalają się rentą, jaką dostają za zgodę na możliwość połowu. Jedna i druga sytuacja jest patowa.
Konkurencja jest ważna, ponieważ to ona w dużej mierze sprowadza obecny stan łowisk na skraj tragedii.
"Państwa socjalistyczne", czyli stalinowskie, były jak najbardziej nastawione na eksploatację i właśnie dlatego, że nie były niczym innym, jak tylko hybrydowymi dyktaturami biurokratycznymi, nie zważały na koszty. Motyw zysku działał tutaj w dość ograniczonym zakresie, raczej nie było innej możliwości stworzenia wzrostu gospodarczego, gdyż sama struktura zarządzania i brak demokracji robotniczej utrudniały wdrażanie postępu technicznego i norm jakościowych.
Dlatego wyjściem dla łowisk nie jest ani ich prywatyzacja, ani etatystyczne zarządzanie przez biurokrację, tylko poddanie ich demokratycznej kontroli ze strony społeczeństwa, tak by zrównoważyć zarówno interes pracujących rybaków, jak i ochronić środowisko. I to jest dopiero socjalizm.
>>poddanie ich demokratycznej kontroli ze strony >>społeczeństwa
Przecież to właśnie obecnie mamy, demokrację. Mówimy o najlepszych rozwiązaniach gospodarczych, a nie politycznych. Wszystko ci się miesza.
>>np. Rothbarda, który postulował całkowite zniesienie >>państwa
Rothbard był anarchokapitalistą, nie libertarianinem. To kolejny niuans który ciągle na ciebie czeka... Owszem Rothbard jest świetnym nauczycielem, choć masz rację jest dokładnie jak mówisz, państwo (państwo, nie społeczeństwo, czyli jeszcze jeden niuans) wyrzucone drzwiami wraca oknem. Ja uważam że to właśnie wynika z prac Rothbarda. Jego oddolnie tworzone wolnorynkowe agencje ubezpieczeniowe chroniące prawa własności to właśnie nic innego jak państwa.
Jeszcze co do Rothbarda, w skrócie wygląda to tak.
Ludzie gromadzą się w społeczności po to aby kolektywnie chronić własność prywatną. Wybierają rząd, ustalają prawo. Pojawiają się roszczeniowcy którzy chcą dostawać rzeczy za darmo, więc lobbują albo przejmują zupełnie rząd aby pasożytować na reszcie społeczeństwa. To wypaczenie oryginalnych agencji bezpieczeństwa Rothbarda, ale wypaczenie które jest okay, bo jest wolny rynek, tj nie ma monopolu państwa światowego, czyli w skrócie każdy może próbować emigrować do innej agencji bezpieczeństwa, tj państwa, gdzie jest mniej pasożytów takich jak ty.
między innymi, każde państwo socjalistyczne musi strzelać na granicach do swoich obywateli próbujących emigrować. Państwo socjalistyczne jest dokładnym zaprzeczeniem powodu dla którego państwo jako takie w ogóle zostało założone, więc gdyby nie zamknięte granice, szybko wszyscy by wyemigrowali, tj totalitarna elita roszczeniowej biurokracji która przejęła rząd nie miałaby na kim pasożytować.
Rothbard był libertarianinem, wynika to chociażby z jego "Etyki wolności". Że są równie odłamy mniej lub bardziej pro- lub antypaństwowe w libertarianizmie to jasne, ale nie znaczy to, że Rothbard był tylko anarchokapitalistą. Był też przez jakiś czas członkiem Libertarian Party z USA. Naprawdę, nie kastruj MNR z jego tożsamości, byleby tylko "wygrać" w dyskusji z oponentem.
W utopii "anarchokapitalistycznej" zarówno państwo, jak i społeczeństwo wraca oknem, właśnie dlatego że musi istnieć powszechność prawa, do którego muszą stosować się wszyscy, a to wynika z tego, że jednostki tworzą szerszy organizm połączony STOSUNKAMI SPOŁECZNYMI. Istnienie państwa tylko sankcjonuje te fakty, zaś rothbardowska przemoc firm ochroniarskich jest jedynie ukazaniem tego, że nie może być własności prywatnej bez państwa, czy organizmów quasi-państwowych. Własność prywatna w gospodarce wymaga ochrony typu klasowego (ochrona interesów jednej klasy społecznej).
Jak pokazuje historia kapitalizmu taki układ quasi-państwowy nie jest zbyt lubiany przez kapitał, dlatego woli on państwa z prawdziwego zdarzenia, a nie "kupowanie sobie państwa na wolnym rynku". Dla was nie liczy się realna dynamika działań kapitalistów, tylko ideał, który nie może zaistnieć. Stąd też podatki, niekiedy nawet nacjonalizacje - państwo tworzy warunki rozwoju dla kapitalizmu i niekiedy musi działać WBREW interesowi poszczególnych kapitalistów, którzy na tym tracą.
Zawsze mnie zastanawia dlaczego wśród wszelkiej maści internetowych liberałków jest taka masa chamów i bufonów bez kultury, mających problemy z normalną dyskusją, obrażających ludzi, których nie znają i nie wiedzą nic o ich pozytywnych wkładzie do społeczeństwa ("argument" ad personam). Żeby podłechtać sobie ego taki liberałek musi komuś naubliżać, bo czuje się lepszy, tylko dlatego, że wyznaje wątpliwą teoryjkę, odrzucaną przez samych zainteresowanych - właścicieli własności! A mnie znowu przychodzi smutny obowiązek uczyć takiego oseska podstaw kultury. Niewdzięczne zadanie, ale SPOŁECZNIE NIEZBĘDNE! Chamstwo trzeba tępić, nawet wśród libertarian.
Pasożytem jest ten, kto nie pracuje na rzecz dobra społecznego, nic z niego nie ma, i co więcej ta osoba nie chce i nie robi nic by to zmienić, czyli nie chce żyć z pożytecznej i koniecznej pracy, tak jak inni. Wypisz-wymaluj kapitaliści i właściciele ziemscy - dostają coś tylko za to, że posiadają własność, dzięki której mają kontrolę nad pracą innych osób. Robotnik, pracownik usług czy naukowiec - wszyscy oni wykonują pewną potrzebną pracę, za którą dostają wynagrodzenie. Kapitalista dostaje coś za nic, tylko dlatego że w ten czy inny sposób posiadł środki produkcji, wymiany czy transportu etc. Oczywiście nie znaczy to, że kapitalista nigdy nic nie robi, może być też - koniecznym, patrz funkcjonalny podział pracy - kierownikiem, ale co innego dostawać pensję za bycie kierownikiem, a co innego czerpać zyski z pracy innych (czyli z wyzysku) tylko z powodu posiadania własności. Marksizm, tak jak i libertarianizm, wychodzą - uwaga, będzie szok - z analogicznego założenia: że podstawą wolności jest możliwość decydowania o sobie. Tylko, że marksizm nie widzi tego w sposób skrajnie wulgarny i zindywidualizowany, że "każdy pod siebie przeciwko innemu", bo żyjemy w społeczeństwie, które także bierze udział w procesach gospodarczych. Marksizm "chce" by ci, co pracują decydowali o podziale produktu, jaki wytworzyli. Po to jest potrzebna demokracja robotnicza i system demokratyczny w zakładach w stylu rad robotniczych, jak te antybiurokratyczne i antystalinowskie w Polsce z 1956 i 1981 (celowo to podkreślam). Dlatego odrzucamy zarówno kapitalizm, jak i biurokratyzm stalinowski. W obu tych przypadkach ludzie pracy nie mają kontroli nad swoją pracą i produktem społecznym. Z kolei libertarianizm uważa, że wolność należy się tym, co tylko dostarczają maszyny i posiadają na własność środki do uspołecznionej pracy ludzkiej, ale sami nie pracują, tak jak robotnik/pracownik, by wytworzyć nadwyżkę ponad koszty. A więc "chce" by osoby, które pracują, były pod batem tego, który żyje z ich krwawicy. Robotnik, zmuszany przez przymus ekonomiczny, nie ma kontroli nad produktem swojej pracy, jak i nad całym procesem wytwarzania, a więc nie decyduje o sobie.
Jak zwykle nie zrozumiałeś o co chodzi z demokratycznym zarządzaniem. W rzeczywistości nie da się całkowicie oddzielić mechanizmów politycznych od gospodarczych, pokazuje to codziennie funkcjonowanie realnego kapitalizmu (tylko w mitach libertarian tru-kapitalizm jest poza państwem i nie ma ich wzajemnej ingerencji). System, który uważam za alternatywę dla kapitalizmu, nie ukrywa tego, że jest mechanizmem polityczno-ekonomicznym. Organy demokracji robotniczej, zarządzające na poziomie zakładu, mają swoje rozgałęzienie "piramidalne" w górę i kreują też polityką gospodarczą państwa. Nic mi się nie miesza, po prostu ty nie znasz zasad socjalizmu. Właśnie demokracja na poziomie zakładu, ale i tworząca strukturę planowania gospodarczego w górę (nie mylić z decydowaniem przez centralę w stolicy o ilości guzików w fabryce w terenie), łączona z kontrolą nad procesem pracy przez samych robotników oraz z rynkiem konsumenckim, jest w stanie stworzyć efektywny system ekonomiczny. Jest on jednak wbrew interesom i kapitalistów i biurokratów partyjno-państwowych.
>>Organy demokracji robotniczej, zarządzające na poziomie >>zakładu, mają swoje rozgałęzienie "piramidalne" w górę i >>kreują też polityką gospodarczą państwa.
Nie da się tego osiągnąć, bo żaden zakład nie zdecyduje demokratycznie o zmniejszeniu zatrudnienia lub całkowitym zamknięciu tego samego zkładu, a bankructwa są wymagane co najmniej tysiącami rocznie w skali samej Polski aby był jakikolwiek postęp gospodarczy. Więc albo totalitarna centralna biurokracja, albo wolny rynek. Z tym że totalitarna centralna biurokracja robi to dużo wolniej i nieefektywniej niż wolny rynek.
A znasz jakieś doświadczenia historyczne związane z samorządem robotniczym, tym jak funkcjonował etc.?
Kto powiedział, że będziemy utrzymywać zawsze i w każdych warunkach zakłady nikomu do niczego niepotrzebne? Nie chodzi o to, by utrzymywać wszystko w każdej sytuacji, ale żeby minimalizować koszty ludzkie, a sama załoga zakładu nie będzie mieć DECYDUJĄCEGO głosu w sprawie dofinansowania z pieniędzy publicznych - siłą rzeczy musi to podlegać pod szerszą dyskusję i szersze gremium decyzyjne. Ale zakłady trzeba zamykać z głową, a nie tak, że pozamykano kopalnie za Buzka, a teraz jest popyt na węgiel i można byłoby na tym zarobić, dać ludziom pracę. Nie jesteśmy etatystami biurokratycznymi, taki Trocki nimi gardził, twierdząc, że etatyzm to marnotrawstwo i dziadostwo (jest o tym w "Zdradzonej rewolucji").
Naprawdę nie widzisz swojego rozdwojenia jaźni pomiędzy
>>samorządem robotniczym
a
>>będziemy utrzymywać [...]
>>załoga zakładu nie będzie mieć DECYDUJĄCEGO głosu
???
Zawsze u was to samo, w telewizji będzie propaganda o samorządzie robotniczym, a w realu będzie o wszystkim decydował Przewodniczący Partii.
>>zakłady nikomu do niczego niepotrzebne
Pierwszym zadaniem każdego samorządu robotniczego odpowiedzialnego za swoich pracowników jest obrona swoich pracowników przed stratą pracy i/lub obniżką pensji. Zgoda???
Dlatego w fabryce maszyn do pisania, gdy ktoś inny na rynek chce wprowadzić komputery, samorząd robotniczy nie powie że okay, to my się zwijamy, ale będzie lobbował rząd o wprowadzenie zakazu sprzedaży komputerów na rynku. Oczywiście, w takiej sytuacji nawet rząd socjalistyczny się na to nie zgodzi, ale o to właśnie chodzi, w socjaliźmie musi być centralny rząd który podejmuje takie decyzje, dokładnie te same które normalnie podejmuje wolny rynek (czyli konsumenci poprzez swoje zakupy).
Innymi słowy, dyktat konsumenta na wolnym rynku można zamienić na dyktat Przewodniczącego Partii. To jedyna opcja. Samorząd robotniczy to sobie może najwyżej zadecydować jakiego koloru naklejki będzie miał ich produkt, a i to niekoniecznie, bo przecież generalnie ci robotnicy nie mają pojęcia o przedsiębiorczości (gdyby mieli, byliby przedsiębiorcami a nie robotnikami), więc jak mogą poprawnie decydować o kolorze naklejek które stanowią integralną część produktu w sprzedaży. Bardziej może o kolorze naklejek na opakowania produktu, ale takich których klient nigdy nie widzi. O, o tym może samorząd robotniczy decydować.
A większość przypadków nie jest wcale tak oczywista jak w przykładzie powyżej. Niektóre fabryki są po prostu mniej wydajne niż inne, z wielu przyczyn, organizacyjnych, lokalizacyjnych itp. Aby osiągnąć najniższą cenę dla konsumentów (tj aby zmaksymalizować poziom życia klasy robotniczej) należy zamknąć mniej wydajne fabryki i przetransferować siłę roboczą w inne zastosowania. A na to się już nawet centralny rząd socjalistyczny nie zdecyduje, co dopiero samorząd robotniczy. I oto nagle kolejki za papierem toaletowym się pojawiają :)
Podsumowując, państwo socjalistyczne może funkcjonować, choć w skrajnej biedzie, jedynie z centralną totalitarną biurokracją. Samorząd robotniczy w skali całego kraju zrujnowałby gospodarkę w ciągu kilku miesięcy, jeśli nie tygodni. Innymi słowy, w czasie gdy samorządy bawiłyby się w "szerszą dyskusję", na ulicach z głodu umieraliby ludzie. To dlatego każda rewolucja od razu robi centralny totalitaryzm. Nie dlatego bo jacyś gorsi, mniej ideowi socjaliści zrobili ZSRR czy Kubę, ale dlatego bo już po paru dniach widać że się po prostu inaczej nie da. Albo powrót do kapitalizmu, albo centralny totalitaryzm.
A najśmieszniejsze jest to że jedynym środowiskiem gdzie efektywnie mogą funkcjonować samorządy robotnicze jest... kapitalizm. Oczywiście mówię tutaj o współwłasności robotników, czyli np udziały w akcjach, szeroko stosowane na Zachodzie, czy całkiem spółki gdzie pracownicy=właściciele (np niektóre spółki prawnicze). Bo zauważ NIC nie przeszkadza robotnikom założyć konkurencyjnej firmy. Znaczy, nic nie powinno przeszkadzać. Realia są takie że wprowadziliście wysokie progresywne podatki dochodowe, więc robotnik, nawet dobrze zarabiający, ma małe szanse zebrać wystarczający kapitał, dogadać się z podobnymi, założyć firmę konkurencyjną.
Efektem waszej własnej lewicowej polityki podatków dochodowych jest skazanie robotników na bycie robotnikami do końca życia, czyli dokładnie pozbawiacie ich możliwości realizacji tego właśnie ideału samorządów robotniczych.
Jliber:
"Dlatego w fabryce maszyn do pisania, gdy ktoś inny na rynek chce wprowadzić komputery, samorząd robotniczy nie powie że okay, to my się zwijamy, ale będzie lobbował rząd o wprowadzenie zakazu sprzedaży komputerów na rynku."
Kiedyś była taka firma, która produkowała w Kanadzie maszyny do pisania na czechosłowackiej licencji. Najdziwniejsze w niej jest to, że nie zbankrutowała wraz z pojawieniem się komputerów. Nazywała się Commodore.
A Korei Południowej pewna firma produkowała makaron. Nazywała się Samsung.
Rozumiesz, Jliber, czy wyjaśnić?
Dokładnie, Kanada, Korea Południowa, a nie Kuba czy Korea Północna, choć też wszystkie na K. Rozumiesz, misiu, czy wyjaśnić?
Widzę, że jednak nie zrozumiałeś mojej wypowiedzi, skoro piszesz od rzeczy, powtarzając te swoje regułki. Otóż, chodzi ogólnie o to, że firma produkująca towar przestarzały, czy nie dający perspektyw na rozwój, spokojnie może zmienić branżę, zamiast bankrutować, zwalniać pracowników i ogólnie pozostawiać po sobie jedynie zgliszcza, co w Twojej teorii zabrzmiało wręcz jak dogmat.
A na marginesie, nie słyszałeś o postępach Kuby w dziedzinie biotechnologii?
>>chodzi ogólnie o to, że firma produkująca towar >>przestarzały, czy nie dający perspektyw na rozwój, >>spokojnie może zmienić branżę, zamiast bankrutować
Zamiast ZBANKRUTOWAĆ, dokładnie. Bo w krajach kapitalistycznych wolnorynkowych takich jak Kanada czy Korea Pn można ZBANKRUTOWAĆ, gdyż tam najważniejszy jest ZYSK. Widzisz teraz jak ważna jest REALNA potrzeba groźby bankructw? Natomiast w krajach socjalistycznych najważniejsze jest dobro pracowników, więc jakiekolwiek przebranżowienie musi zyskać najpierw ich akceptację. A po co mają się wysilać skoro ich firmy nie mogą zbankrutować.
Firmy istnieją nie tylko po to, by ludzie mieli gdzie czas tracić, ale też po to, by z tego wynikały jakieś korzyści. I bynajmniej nie chodzi tutaj o zyski pasożytniczych roszczeniowców, którym udało się przechwycić kontrolę nad tego rodzaju aktywnością ludzką i żerować na tym...
Jeżeli pracownicy fabryki maszyn do pisania będą mieli świadomość, że to oni staną się właścicielami pierwszych maszyn typu VIC-20, to już sami zadbają o to, by rozwój następował. W przeciwnym wypadku faktycznie bez kapitalistycznego bata się ich do żadnego działania pozbawionego z ich punktu widzenia sensu nie zmusi.
Twoim problemem jest to, że się uparłeś, iż barbarzyństwo być musi, ale widząc jego liczne wady, chcesz je ucywilizować. A tak się nie da, wóz, albo przewóz (-:
>>Firmy istnieją nie tylko po to, by ludzie mieli gdzie czas >>tracić, ale też po to, by z tego wynikały jakieś korzyści.
Firma wolnorynkowa została stworzona dobrowolnie, ludzie pracują w niej dobrowolnie, sprzedano jej dobrowolnie środki produkcji, następnie konsumenci kupili dobrowolnie jej produkty.
Teraz uwaga łamaga, zauważ że opisując każdy z tych etapów użyłem słowa _dobrowolnie_. Co to znaczy. To znaczy że nikt tych ludzi nie zmuszał, tj zrobili to ponieważ wg nich samych odnosili z tego działania KORZYŚĆ.
Innymi słowy, KAŻDY aspekt istnienia firmy wolnorynkowej, od jej założenia, zatrudnienia, kupno środków aż po sprzedaż produktów to jest JEDNA WIELKA OBUSTRONNA KORZYŚĆ dla ludzi którzy w tym uczestniczą, czyli właścicieli, przedsiębiorców, pracowników, dostawców oraz konsumentów. Gdyby tej KORZYŚCI nie było choćby na JEDNYM z tych etapów,i choćby po jednej ze stron każdego z tych etapów, firma wolnorynkowa natychmiast przestaje istnieć. Można powiedzieć że KORZYŚĆ dla społeczeństwa jest esencją i warunkiem koniecznym bytu każdej wolnorynkowej prywatnej firmy.
Natomiast barbarzyństwo jest oczywiste w PRZEMOCY PAŃSTWA przejawiającej się w różnych aspektach istnienia firm państwowych, korzystających z różnorodnych przywilejów aby istnieć ponad wolnym rynkiem, niezmiennnie stanowiąc na tym czy innym etapie SZKODĘ dla społeczeństwa.
Świat "wolnego rynku" to świat dzikich hord barbarzyńskich, Jliber. Silna hierarchizacja, autorytarna władza wodza, antagonistyczne nastawienie do innych - to "ryzykujący majątkiem" i struktury jakie tworzą. Przynależność do nich nie jest kwestią dobrowolnego wyboru, ale koniecznością. Tak jak niegdyś koczownicy łupili rozwijające się ludy rolnicze, tak teraz współcześni barbarzyńcy żerują na pracy i talentach cywilizowanych ludzi.
Jest dokładnie odwrotnie. Dlaczego ryzykujący majątkiem w ogóle ryzykują majątkiem? Czy zastanawiasz się kiedyś nad logicznym sensem własnych wypowiedzi? Ryzykują ponieważ ich sukces zależy od dobrowolnej współpracy innych ludzi. Pracownicy muszą się dobrowolnie zgodzić na płace które im oferują. Dostawcy muszą się dobrowolnie zgodzić sprzedać im środki produkcji. I co najważniejsze, muszą przyjść dobrowolnie konsumenci i kupić ich produkt. Dlatego właśnie ryzykują majątkiem, bo muszą funkcjonować w środowisku w którym muszą się spodobać wszystkim naookoło aby odnieść sukces.
Natomiast sukces hord barbarzyńskich nie zależy od dobrowolnej współpracy innych ludzi. Ich sukces zależy wyłącznie od siły przemocy wymuszania i zagrabiania, podobnie jak "sukces" PAŃSTWOWEGO INTERWENCJONIZMU.
To jest taka sama "dobrowolność" z jaką mamy do czynienia płacąc okup porywaczom za własne dziecko, albo haracz za "opiekę". Tylko w Twoim świecie "Kena i Barbie na Wolnym Rynku" tego nie widać...
A dlaczego "ryzykują majątkiem"? Taka już koczownicza natura. Aby móc wymuszać i zagrabiać nowe łupy trzeba sobie hordę zorganizować i ją odpowiednio wyposażyć.
>>To jest taka sama "dobrowolność" z jaką mamy do czynienia >>płacąc okup porywaczom za własne dziecko, albo haracz >>za "opiekę".
Jeżeli znasz zatrudnionych pod przymusem, dostawców których zmusza się do sprzedaży swych towarów, czy też konsumentów pod groźbą przemocy robiących zakupy, to przypominam masz obowiązek zgłosić to na POLICJĘ.
A jeżeli nie znasz, to przestań snuć farmazony.
>>A dlaczego "ryzykują majątkiem"? Taka już koczownicza >>natura.
Bezsensowna teoria. Ryzykują majątkiem ponieważ dążą do ZYSKU. Ciągle o tym marudzicie że przedsiębiorcy nic tylko o zysku myślą, i jest to akurat prawda, więc ci teraz już zupełnie mózg przegrzało.
To, że zaprzeczysz faktom, obdarzysz mnie paroma inwektywami i tupniesz nóżką nie zmieni w żaden sposób istoty sprawy.
1. Silniejsi wymuszają na słabszych takie warunki, jakie im odpowiadają, oczywiście tylko w takim stopniu, by ofiary, na której pasożytują nie uśmiercić fizycznie, czy gospodarczo, bo wtedy straciliby możliwość dalszego żerowania. Podobnie koczownicy nie mordowali do nogi napadanych rolników, tylko ich ograbiali.
Zgłaszanie na policję nic w tym wypadku nie da, ponieważ, jak już pisałem, posiadają oni PRZYWILEJE umożliwiające legalnie uprawiać tego rodzaju proceder.
2. "Ryzykują majątkiem dla zysku", tak, jak koczownicy ryzykowali swoim zdrowiem i ekwipunkiem, dokonując swoich łupieżczych najazdów. A wszystko po to, by zgromadzić nieproporcjonalnie duże łupy w stosunku do nakładu własnej pracy. O ile oczywiście rozbój, planowanie rozboju i przygotowania do niego tak nazwiemy, bo przed uczciwą pracą to się te indywidua bronią rękami i nogami.
Dyskutując z Tobą odnoszę wrażenie, że tracę czas na daremne przekonywanie sztucznej inteligencji, która i tak nie jest w stanie przekroczyć barier wyznaczonych jej przez twórców. Rzeczywiście nie potrafisz ogarnąć umysłem analogii?
Twoje analogie są upośledzone, fałszywe i szkodliwe. Transfery dóbr odbywające się przy użyciu przemocy państwowego interwencjonizmu (podatki -> dotacje) to właśnie silni wymuszający daniny od słabszych. Przypominam że podatki są przymusowe, tymczasem nikt nikogo nie zmusza aby kupił np Coca Colę. To właśnie podatków nie można zgłosić na policję, tymczasem przymus zakupu Coca Coli i owszem.
Jakim majątkiem ryzykuje najeźdźca? Co za brednie? Twierdzisz że najeźdzca najeżdża ze swoim majątkiem na plecach? Czy można wymyślić coś bardziej upośledzonego?
Najeźdźca poświęcał swój czas i majątek na szkolenie się w wojennym rzemiośle, uzbrojenie, pozostały niezbędny ekwipunek, a także prowiant. W tym czasie rolnik przeznaczał swoje zasoby na uprawę roli i hodowlę zwierząt, wliczając to wszelkie niezbędne urządzenia.
Analogia do czasów dzisiejszych jest taka, że w chwili, gdy robotnik, czy inżynier wykonuje pożyteczną pracę, to jakiś sutener, lichwiarz, czy spekulant "ryzykując majątkiem", okrada tych ludzi z wytworzonych przezeń dóbr.
Rola państwa w tym wypadku, to umożliwianie współczesnym koczownikom uprawiania ich procederu. W końcu wyłoniło się z potrzeby obrony ludów osiadłych przez koczowników, albo z nich samych się rekrutowało, jako zbrojne oddziały, by ostatecznie swą rolę służebną zamienić na władzę.
Teraz mam pytanie, nie o to czy się z tym zgadzasz, bo pewnie nie, ale czy rozumiesz w ogóle mój tok myślenia?
Przedsiębiorca nie robi na nikogo najazdów ani nikogo nie okrada. Nie chcesz, nie kupujesz.
Państwo i owszem, wymusza od ludzi pieniądze podatkami, używając przemocy, tj spróbuj nie zapłacić podatków, ewentualnie spróbuj nie zapłacić więcej w sklepie po inflacji.
Nie bardzo widzę co tu można wymyślić aby twój "tok" myślenia miał jakiekolwiek pozory sensu.
Oczywiście, że nie robi najazdów - to tylko analogia do agresywności poczynań kapitalistów - bo posłuszeństwo wymuszane przy użyciu mechanizmów wolnego rynku. To kwestia bezrobocia, barier wejścia na rynek, nieuczciwej konkurencji, patentów, reklamowej propagandy i tak dalej. Gdzieś pośród tego syfu jest też wykorzystywanie państwa do tego procederu, ale to tylko jeden z wielu sposobów.
Oczywiście mówimy tu o poważnym kapitale, a nie garażowym wytwórcy kapsli. Ten ostatni, gdy uda mu się jakimś cudem stworzyć coś nadzwyczaj wartościowego też może liczyć na przemoc. W najlepszym przypadku dostanie sowitą "odprawę" (jego firma zostanie wykupiona), a w najgorszym zostanie do końca życia z długami, jak się będzie próbował stawiać. Z drugiej strony nie należy zapominać, że na podwórkową skalę on również stara się uprawiać tę samą politykę względem innych.
Co się tyczy okradania, to oczywiście ma ono miejsce, na tym właśnie polega gromadzenie kapitału. Wiem, że się z tym nie zgadzasz, ale zechciej przyjąć do wiadomości, że ktoś może mieć odmienne zdanie od Twojego.
Zapytaj któregokolwiek robotnika, czy pasuje mu taki podział dochodów, jaki ma miejsce w kapitalistycznej firmie. Jeśli nie znajdziesz zadowolonych, to zastanów się dlaczego wciąż obowiązuje takie dziwne z tej perspektywy urządzenie świata. Demokracja ponoć jest, a prawo jest dla obywateli, prawda? :-)))
"Roszczeniowością" i tym podobnymi pierdołami nie zawracaj mi głowy, bo dziwnym trafem tylko "roszczeniowość" robotników nie jest zaspokajana, a kapitaliści w tym czasie cieszą się z takich uregulowań prawnych, które pozwalają zaspokoić ich roszczenia do wspólnie większości wypracowanego majątku i z tej przygody wychodzą, jako jedyni, z worami złota. Legalnie.