Tylko jedyny w towarzystwie facet ma coś sensownego do powiedzenia na temat seriali. Widać, że stara się wyciągać z nich jakieś wnioski, uogólniać, stawiać pytania, gasić emocje, by szukać reguł i ukrytych znaczeń.
Pozostałe dyskutantki mizdrzą się między sobą, przerzucają się autorytetami (zagranicznymi, a jakże!), przywołują - często bez specjalnego związku - zapamiętane sceny i bohaterów. W rezultacie zamiast typowo lewicowego narzekania na niską jakość popkulturowej papki serwowanej otrzymujemy babski magiel, gdzie pitoli się z satysfakcją o rzeczach absolutnie odległych nie tylko od rewolucji społecznej, ale choćby krytyki dominującej kultury. Najwyraźniej panie feministki z kraju nad Wisłą, z wszystkimi swymi fakultetami i doktoratami, też lubią pogapić się w "szklane oczko" (raczej plazmę) i poplotkować w gronie koleżanek. Byle o amerykańskich serialach. Nie to, że polskie są "obciachowe". Tylko, że gorsze "ciacha" w nich grają.
wszystko małpuje od Jankesów, a może tak wzorować się na francuskich czy angielskich serialach
"Bez Dogmatu" ma chyba zbyt wiele wolnego czasu, skoro śledzi te wszystkie kiepskie, śmieciowe seriale...
bo prawie nic z tej inteligentnej rozmowy nie zrozumiałam. Nie mam telewizora. Od pięciu lat.
Ostatnio jak byłam na wsi, to na "Julię", "Modę na sukces", "M jak miłość", "Na dobre i na złe" oraz kilka innych dzieł byłam skazana. Musiałam oglądać, bo mój "wolontariat" w pokoju gościnnym i telewizyjnym zarazem się odbywał. Ale to już zupełnie inny serial a nawet horror był...
Tak w ogóle to seriale niezłą sprawą są - dla analfabetów czytających ino program TV i biedaków, których na kino nie stać. Lepiej to niż wódę chlać.
.