to niestety słaba gazeta,zwłaszcza jeżeli np porównamy ją do Polityki czy nawet Wprostu, w Przekroju za dużo spraw światopoglądowych
Lewicowcy pracują, mniej zatem mają na to czasu. Z tego jednak nic w sferze stosunków społecznych nie wynika. W każdym bądź razie na głosy to się nie przekłada, podobnie jak kazania. A poza tym czy te pisma są rzeczywiście lewicowe?
za wnikliwy komentarz redakcyjny.
Ponieważ lubię się czepiać, więc nie odmówię sobie zauważenia, że psuja go trochę rytualne epitety ("lewicowy" - z projektowaną konotacją emocjonalną, ktorą po orwellowsku można o[pisać jako "superdwojplusdobrze" i "prawicowy" (pera analogiam: "dwojminusźle", ale liczy sie treść.
Rzeczywiście, Przekrój jest utrzymywany z zyskow na Uważam Rze.
Postawmy pytanie: dklaczego biznesmen Hajdarowicz uprawia taką filantropię? W III RP - jak wiadomo - nie ma biznesu niezależnego. Każdy przedsiębiorca jest uwiklany w pewne sieci, struktury czy układy zależności. Myslę, że nieformalni zleceniodawcy Hajdarowicza pozwalają mu wydawać poczytne pismo opozycyjne jedynie w zamian za finansowanie organu ekstremalnej frakcji obozu rzadzacego.
liczący 40 milionów ludzi, to nawet sprzedaż najbardziej poczytnych tygodników, śrubowana przez instytucjonalne prenumeraty, jest po prostu znikoma. Ponad 90% społeczeństwa nie czyta żadnego ze wspomnianych tytułów.
i to po prawej stronie sceny politycznej :-)
wartościowe tytuły, do których pisywał Porta Zycha - "Trybuna", "Dziś", "Forum Klubowe"...
Tematy światopoglądowe to nadbudowa, więc powinno się zaczynać przede wszystkim od ekonomicznych. Polska była i nadal jest bardzo zabetonowanym krajem w tej sferze, jednak wszystko ma swój czas i miejsce, a w czasie zaostrzającego się kryzysu i związanych z tym różnego rodzaju problemów społecznych lewica powinna skoncentrować się na gospodarce. Ale z czym do kogo, cóż, Polska.
Jak się zajmuje głównie promocją legalnej poligamii i multikulti (to powinno być na marginesie, a nie piedestale), zamiast społecznymi i życiowymi problemami realnie występującymi w kraju, których niestety coraz więcej, to tak jest.
Być może nie ma się z czego cieszyć. Oczywiście dobrze, że tego nie czytają, nie chłoną bowiem demoliberalnego jadu. Z drugiej jednak strony pytanie dlaczego nie czytają? Czy dlatego, bo im nie odpowiada prezentowana w tych gazecinach zdegenerowana wizja świata? Czy może dlatego, że część ma trudności ze zrozumieniem słowa pisanego (nawet poziomu burżuazyjnych "dziennikarzy").
należałoby udowodnić, że lewicowy tygodnik, koncentrujący się na tematyce ekonomicznej, móglby liczyć na większą sprzedaż niż Przekroj z obecnym profilem.
Może warto zwrocić się do wydawcy Uważam Rze z prośbą o sfinansowanie jeszcze jednego tygodnika?
A jakim to życiowym problemom Gość Niedzielny i Uważam Rze zawdzięczają swoją poczytność?
Ludzie w ogóle nie czytają, panuje ogólna teoretyczna bieda i - w konsekwencji tego - skuteczne zafałszowanie świadomości.
jednak czyta i nawet kupuje tygodniki.
Zamiast narzekać, że ludzie nie czytają, warto się zmierzyć z pewną deklaracją, która od lat kursowała na lewicy. Zgodnie z nią, "system" miał blokować debatę publiczną, eliminując z niej treści lewicowe. W efekcie, spory wokół polityki czy ekonomii miały się ograniczać do wymiany ciosów między dwoma odłamami prawicy, które z kolei niczym się jakoby nie rożniły, jako iż pierwszy, konserwatywny, był rzekomo neoliberalny gospodarczo, a drugi, głoszący programowy neoliberalizm, ulegał Kościołowi i konserwatywnej części opinii społecznej. Masy natomiast łaknęły podobno publicystyki lewicowej. Deklaracja ta została sprawdzona empirycznie. Na rynku pohjawił się Przekrój (a wcześniej - Krytyka polityczna). Okazało się, że nie uzyskują one wielkiego rezonansu. Wydaje się zatem, że wspomniana deklaracja opierała się na fałszywych założeniach.
To spróbujcie kupic Przekrój w poniedziałek po południu w większym mieście. Przewaznie musze obejść 3-4 kioski zanim jeszcze cos wyszperam, wszędzie "wyprzedany", "już się skończył". I to nie tylko moje doświadczenie...
wynosi niewiele ponad 20 tys.
Zakładając, że część rozchodzi się w mniejszych ośrodkach, na wielkie miasta przypada ok. 15 tys.
Relacja "magenty" może być bliska prawdy. Paradoksalnie, pismo słabo sie rozchodzace może być trudniej kupić niż tytuł poczytny. Kioskarze, obawiając się problemów ze zwrotami, biorą w tym pierwszym wypadku ilość symboliczna - po 1 do 2 egzemplarzy.
Jest też p-rawdopodobne, ze wydawca urealistycznił nakład, obniżając go do jakichś 30 tys. Wobec tego, nie za bardzo miałby z czego dawać, gdyby nawet kioskarze zgłaszali zapotrzebowanie.
Średni jednorazowy nakład "Przekroju" w I półroczu 2012 wynosił 56 564, rozpowszechnianie płatne razem - 27 261 egz.
bez opowiastek o "rozpowszechnianiu płatnym" (czyli obejmującym także sprzedaż za 1/3 ceny np. liniom lotniczym czy knajpom) wyniosły za I półroczne 2012 roku, czyli za okres szefowania Kurkiewicza:
21 451 egz. - średnio tyle osób świadomie i za pełną cenę kupowało każdy numer.
Jeszcze ciekawsza jest tendencja sprzedaży "Przekroju" pod rządami Kurkiewicza w ujęciu miesięcznym:
luty 2012 - 23930 (nakład 84000)
marzec 2012 – 20724 (nakład 80000)
kwiecień 2012 – 22470 (nakład 80000)
maj 2012 - 18749 (nakład 74000)
czerwiec 2012 - 17674 (przy nakładzie 70000)
Poza drobnym odbiciem w kwietniu - równia pochyła, a dokładnie biorąc przez zaledwie 5 miesięcy spadek o ponad 6 tys. egz. W tym samym okresie inny lewicowy tygodnik, "Przegląd", miał spadek znacznie niższy - z 21462 egz. w lutym do 19713 w czerwcu, i to, co ciekawe, przy zawsze niższym nakładzie w wysokości 60-62 tys. egz.
Blablamy sobie na lewicowym forum i jest fajnie w internecie !
Pozdrawiam.