Kiedy nasi wyjdą na ulice i zażądają takiej oświaty, jaka byłą w PRL-u. Wiem, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Ale jednak żal, że się o tamtej rzece nie pamięta nawet przy takiej okazji jak ta w Chile.
Nie ma co narzekać, tylko trzeba się włączać w różne inicjatywy. DZS wszyscy znają, są też bardziej lokalne ruchy:
http://wrzenie.blog.pl/
http://okupe.blogspot.com/
Jasne, że nie ma złudzeń, ze u nas będzie to samo. Czytam właśnie książkę "Edu-factory. Samoorganizacja i opór w fabrykach wiedzy" - jak na razie jest o uczelniach w Stanach. Przy tym, co się tam wyrabia, Bolonia to jest bagatelka. Trend jest wszędzie wyraźny: ustanawiać i podnosić czesne, obniżać koszty "usług edukacyjnych"
Byłoby bardzo źle czekać w imię zasady "lepiej znaczy gorzej"; już na teraz potrzebny jest silny głos, który powie, co trzeba myśleć o wprowadzeniu płatności za drugi kierunek, który powie, że na dziecko w przedszkolu (to nie szkoła średnia ani wyższa, ale idzie o podejście) prywatnym idzie z budżetu więcej pieniędzy niż na to w publicznym. Jest wiele miejsc, na których można zbudować szańce, trzeba tylko rzucać wciąż podobne argumenty jak kamienie. Inaczej - wobec tego, że młodzi protestowali przeciwko ACTA (i raczej za jakąś formą internetowego ogłupienia niż powszechnym dostępem do wiedzy), nie zaś przeciwko płatnościom za studia - bardzo długo nic nie osiągniemy.
przez piewców balcerowiczoidów i ipnowskich miłośników boskiej II rp - raczej już stanie na barykadach po stronie piewców płatnej edukacji, obniżania jej poziomu i kompletnej komercjalizacji niż przeciwko nim.