Przede wszystkim takich posunięć jak:
- zaprzestanie polityki cięć społecznych w trakcie recesji lub stagnacji, co tylko pogarsza sytuację,
- zwiększyć tymczasowo wydatki ( a tym samym deficyt budżetowy) w stosunku do dochodów, aby wygenerowac impuls popytowy - można obniżyć też niektóre dochody - zwłaszcza obniżyć VAT i podatki od niskich wynagrodzeń, by zwiększyć konsumpcję ze strony niższych klas, aby osiagnąc wzrost popytu wewnętrznego),
- zamknąć agencje ratingowe, aby nie generowały kryzysu niskich oczekiwań wśród konsumentów i producentów, który zwykle przeradza się w recesje, uruchomić paneuropejską optymistyczną i skuteczną propagandę rządową,
- zamiast stosować formy "druku pieniadza", zwiększajace aktywa bankowe, które, zamiast do udzielania kredytów, bardziej przyczyniają sie do spekulacji, należy "wydrukowac pieniądz" tak aby trafił on do tych, których dotychczas dotknęły oszczędności,
- wprowadzić podatki dotyczące transakcji finansowych nie w wysokości śmiesznych 0,5%, ale co najmniej kilku lub kilkunastu procent. Leczenie z wolnego rynku musi być skuteczne, a nikły procent nie zmieni metod działania spekulantów. Najlepiej podatek od transakcji ustanowić na podobnym poziomie jak podatki dochodowe. Transakcje te bowiem też przynoszą dochód ... nielicznym. Nawet, jeśli liczba transakcji drastycznie spadnie, to będzie to jednak ograniczenie niestabilnej i wirtualnej w dużej mierze gospodarki na korzyść relnej produkcji i usług.
Obecny kryzys wynika z faktu głebokiej defensywy ideii marksistowskiej i całkowitego braku socjalistycznego modelu gospodarki w świecie. Rozpasani kapitaliści są bezkarni w drenowaniu siły roboczej co skrajnie zachwiało proporcje w dochodach obenego proletariatu a właścicieli środków produkcji oczywiście na korzyść kapitalistów.
Przekaladając to na język zrozumiały to lud ma tak mało pieniedzy, że nie jest w stanie kupić pełnowartościowej żywności patrz sukces Biedronek nie mówiąc już o kupieniu M2 za gotówkę lub na raty ale nie 30 letnie.
Myślę że to nie jest cena zaporowa dla przeciętnej pracowniczej rodziny.
Inna sprawa że wszyscy by chcieli do Warszawy :-)
Już wiem na pewno,że West, to zaprogramowana katarynka prawicowa. To nie jest istota ludzka. To maszynka do wysyłania treści prorządowych i nie może być w "niej " empatii" jak to w maszynie. West nie śpi, nie je(no, może żre prąd),i ma zasób kilku tysięcy sformułowań i ..TYLE. Czy TY drogi forumowiczu dyskutowałeś kiedyś ze swoim narowistym autkiem?. rezultat taki sam, jak z Westem.. nieważne argumenty, jak "autko" chce stanąć na środku jezdni, to stanie.. i nie ma mocnych. dlatego wg Westa 100 000 zł na prowincji,to łatwo dostępna kwota dla przeciętnej rodziny i tylko idiota ma inne zdanie, bo WEST WIE LEPIEJ...
Choćby dlatego, że koszt ich wybudowania jest spory w porównaniu z tym, ile wypracowuje przeciętny człowiek. W PRLu, wbrew sklerozie niektórych ślepych apologetów ancien regime'u, też mieszkań nie rozdawano na własność za darmo albo za parę złotych.
A jednak rozdawano, i to w dodatku tym, którzy "narobili bachorów tej wrednej władzy" i to była ta cena ,(jak dla mnie wysoka). Tak tak,nie za wartość trzech pensji jednorazowo,ale za dwie przeciętne pensje małżonków ( około 2500-3500 w porywach)bank da kredyt z rata około 1600- do 2300za miesiac w zależności od ilości lat, czyli im więcej lat, tym mniejsza rata, ale za to więcej zadłużenia. Jeśli sie wynajmuje mieszkanie i spłaca raty to nic tylko "napad na Bank " daje gwarancje przeżycia.W sytuacji ludzi którzy nie mają możliwości mieszkania z rodzicami, najczęściej jest to tylko niespełnione marzenie ... Jeśli ktoś czytał mój poprzedni post, to chyba już uwierzył, że West to program.
Czy wiesz co to były tzw. "książeczki mieszkaniowe"?
Nie można pojęciom z epoki gospodarki nakazowo-rozdzielczej przypisywać współczesnego znaczenia. Przykładowo informacja że "w sklepie dają po 2 rolki papieru " NIE OZNACZAŁA że jest jakaś promocja, czy akcja reklamowa i dostaniesz papier toaletowy za darmo, tylko że papier w sklepie akurat chwilowo był i trzeba się było szybko urwać z pracy i pędzić na łeb na szyję do sklepu, żeby zdążyć z zakupem póki towar się nie skończył.
Pierwsze spółdzielczo-zakładowe mieszkania oddawano od 1958 roku.czekało się na nie około 2 lata i połowę kosztów mieszkania dopłacał zakład pracy. Równolegle były oddawane mieszkania dla rodzin z "trudnych warunków mieszkaniowych" oraz dla szczególnie potrzebnych fachowców i to za darmo, oczywiście nie licząc czynszu.w latach 70-tych tak zwany wkład mieszkaniowy był na poziomie kilku tysięcy, reszta to dopłata zakładów pracy.I jeszcze jedno.. wcale nie było tak wielkiego zainteresowania mieszkaniami spółdzielczymi.Głównie czekano na mieszkania z przydziału i zakładowe. "Run" na te spółdzielcze, to wynik znaczącego wzbogacenia się "ludzi pracy" w latach "Gierkowskich "i wtedy wprowadzono "książeczki mieszkaniowe".Ponieważ społeczeństwo miało coraz większe aspiracje, tylko krok dzielił Polaków od eskalacji żądań coraz większych i doszło w końcu do wybuchów inspirowanych przez nigdy nie wygasłe (od 45 r) ogniska " podziemia" sterowane prze zachodnie państwa. Jak się skończyła ta zabawa w "daj kurze grzędę" , to widać dzisiaj...
Co dla komunistki zresztą nie takie dziwne. Model "zakład pracy udostępnia pracownikowi mieszkanie" to model jeszcze XIX-wieczny, kiedy kapitaliści budowali mieszkania przy zakładach pracy. To z tego modelu, jeżeli chodzi o wielką własność ziemską, pochodzą osławione "czworaki".
Całe szczęście, komuniści i socjaliści w Polsce połapali się w problemie w połowie ubiegłego stulecia i odtąd datuje się renesans spółdzielczości mieszkaniowej. Jak widać, połapali się nie wszyscy.
Co do "wybuchów społecznych" inspirowanych przez "wiadome siły" to warto jednak zejść na ziemię. Jeżeli w ostatniej ćwierci XX wieku, w połowie "dekady sukcesu" wprowadza się nagle kartki na cukier, to dziwne by było gdyby ludzie się nie zbuntowali.
west - co się czepiłeś tak tych kartek na cukier? Produktywność naszego kraju zawsze była niska, wystarczyło zmniejszenie pomocy zzewnątrz by kartki stały się niezbędne. Bunt był w sposób oczywisty podsycany przez wrogów naszego kraju, przecież to wiadomo. Ludzie dali się podburzyć i ...wywalczyli "wolną" Polskę dla swoich nowych panów. Teraz też brak im kartek na cukier: biletów narodowego banku polskiego. I perspektyw. Lepiej? Wreszcie wolni? Jeśli jesteś księdzem czy szlachetką - to i owszem. Reszta nie ma głosu.
niedostępnym dla uboższych warstw społeczeństwa? A kiedy byłeś ostatnio w sklepie? :-)
.cukier na kartki..hm.. w państwie "na permanentnym dorobku" mając odpowiednie środki i sprzyjające "poziemne siły" ZAWSZE MOZNA DOPROWADZIĆ DO paniki 'zakupowej.Wystarczy wykupić większą ilość taniego (cukier w Polsce był zawsze tani, wbrew głoszonym przez Głos Ameryki,Radio Londyńskie i RWE..) artykułu pierwszej potrzeby, i puścicić plotkę, ze n.p. zdrożeje o 50% i panika gotowa.. i wszyscy a szczególnie ci którzy przeżyli koszmar wojny oczywiście szybko zaopatrzyli się w ten produkt,co w konsekwencji wymiotło ze sklepów i magazynów prawie wszystkie zapasy ,ktore normalnie starczyły by na wiele miesięcy.A dodam jeszcze, ze cukru rodzimej produkcji mieliśmy pod dostatkiem, także na eksport. Przypomnę jeszcze, jakie niezadowoleni z jakości i słodkości wywołało sprowadzenie do Polski w ramach pomocy "Kubie" cukru trzcinowego, który teraz w ramach mody żywieniowej jest celebryckim rarytasem.. W wtedy,Rząd PRL, wprowadził ,zresztą słusznie owe kartki na cukier.. West,wyobraz sobie (zakładając, że masz wyobraznię)że dzisiaj wszystkie 'przekaziory i poczta "pantoflowa" podają do wiadomości ,że od jutra paliwo zdrożeje o 50 % to czy jutro kupisz choćby litr, tego powszechnie używanego Płynu?