W jakim świecie żyje ta "lewica"? Co komu po minimalnym wynagrodzeniu gdy zatrudniony jest na umowe śmieciową i pracuje zaledwie od czasu do czasu? Albo wprost pracuje poza regulacjami o płacy minimalnej....? To fikcja....
Tylko ciekaw jestem czy Autor szanowny, bedąc politykiem, wdrażałby swoje pomysły, i co ważne, czy wziąłby na siebie ciężar odpowiedzialnosci za ich skutki?
"Dlatego ustawa o minimalnym wynagrodzeniu za pracę powinna być znowelizowana w taki sposób, aby poziom najniższej płacy był w pierwszym etapie co najmniej równy kosztom utrzymania rodziny pracowniczej."
No dobrze, a jakaś analiza jak taka zmiana wpłynie chociażby na wzrost bezrobocia (bo wiem ze losem bankrutujacych przedsiębiorców lewica i tak sie nie przejmuje)? Jak by wpłynęła na przestępczośc gospodarczą, tj. zatrudnianie na czarno i bez żadnych praw? Bo że wszyscy powinni być bogaci to od dawna wiadomo, ale czemu kazdemu rząd nie da po 100 milionów też nie jest tajemnicą.
Bardzo słusznie! Dlatego lewica powinna postulować wprowadzenie godzinowej płacy minimalnej, co przybliżyłoby ją realiów życia przeciętnego pracownika, który często pracuje nie na umowę o pracę, lecz umowę zlecenie lub umowę o dzieło. Ile powinna taka urzędowa stawka godzinowa wynosić?
Moim zdaniem powinna ona być skorelowana z bieżącą ceną jakiegoś najbardziej podstawowego produktu. Takim produktem jest benzyna. Nawet jeśli ktoś nie posiada własnego samochodu ani nawet nie ma prawa jazdy, to porusza się pojazdami komunikacji miejskiej i międzymiastowej, kupuje towary, na których cenę ma wydatny wpływ właśnie cena benzyny (jak drożeje paliwo, drożeje wszystko).
Za minimalną godzinową płacę, czyli powiedzmy 7 euro (raczej nikt tam nie zarabia mniej, nawet na czarno), w Europie Zachodniej można kupić 5 (sic!) litrów benzyny (kosztuje tam ona ok. 1,4 euro). W Polsce za 6-7 zł można kupić zaledwie nieco ponad litr benzyny. Jest to rażąca dysproporcja biorąc pod uwagę, że cena benzyny w Polsce i krajach Zachodu jest właściwie taka sama (1,4 x 4 = 5,6)!
Nie ma więc żadnej przesady w stwierdzeniu, iż ceny mamy europejskie, a zarobki polskie, czyli głodowe. Rząd, który serio traktuje podnoszenie poziomu życia swoich obywateli powinien starać się te dysproporcje zmniejszać.
Sensownym byłby zapis, że płaca minimalna powinna stanowić równowartość np. 2 litrów benzyny, co obecnie stanowiłoby ok. 12 zł na godzinę. Jeśli ktoś, zatrudniając nawet na umowę zlecenie lub umowę o dzieło, dałby mniej, automatycznie złamałby prawo i naraził się na odpowiedzialność karną.
więc pole manewru jest, ale oczywiście trzeba patrzeć na konkretne branże i regiony (dlaczego płaca minimalna nie mogłaby być zróżnicowana branżowo czy regionalnie?), a z drugiej strony patrzeć na koszty utrzymania - a tu dużo do powiedzenia ma rząd (VAT, akcyza, ceny z elementami regulacji urzędowej, sztuczne bariery prawne np. w mieszkalnictwie).
@fancom
Nie wiem gdzie "tam" zarabiają minimalnie siedem euro na godzinę ale to chyba jest kraina twojej fantazji. Na "Zachodzie" niektórzy zarabiają nawet 2-3 euro na godzinę i to czasami zupełnie legalnie. Poza tym proponowane przez ciebie rozwiązanie stosowane jest automatycznie, wyznacza się minimalną stawkę godzinową z płacy minimalnej (miesięcznej, tygodniowej, dziennej) i nic to nie daje. A wiesz dlaczego? Bo pracując dwa dni tygodniowo i tak zarobisz tylko 192 przy twojej stawce paliwowej. Problemem jest ultraelastyczny system zatrudniania a nie sama wysokość stawki.
Może warto rozważyć ustalenie minimalnej wartości poniżej której wynagrodzenie nie może spaść NIGDY, bez względu na czas zatrudnienia.
Nie wiem, dlaczego ktoś miałby pracować tylko dwa dni w tygodniu. Obecnie pracuje się często 6, a nawet 7 dni w tygodniu i to nie po 8, ale po 10-12 godzin dziennie.
7 euro w moich fantazjach? Rozumiem, że wyjeżdżający masowo na Zachód Polacy jadą tam, żeby zarabiać 2-3 euro na godzinę?
Moje rozwiązanie nie stanowi remedium na wszystkie problemy, ale jest na pewno lepsze niż obowiazująca obecnie fikcja prawna z kwotą, która, owszem, jest wystarczająca, ale jako kieszonkowe dla nastolatka, który nie musi płacić rachunków, czynszu, kupować sobie jedzenia i nie ma nikogo na swoim utrzymaniu.