wynika z niej, że bezrobocie jest złe i należy je wszelkimi sposobami zmniejszać tworząc nowe miejsca pracy. Tylko, że na to nie ma pieniędzy, które wprawdzie można pożyczyć stając się jeszcze biedniejszymi poprzez działanie procentu.
A propos zarobków, Niemcy twierdzą że im w dziesięcioleciu 2000 do 2010 płace średnie realne spadły o ponad 4%, a nie wzrosły. Dane dotyczące mediany zarobków reanych są jeszcze gorsze spadek wyniósł 7,4%. http://www.spiegel.de/wirtschaft/soziales/sinkende-realloehne-deutsche-koennen-sich-immer-weniger-leisten-a-796625.html
Póki co można tylko zaciskać pasa płacić wyższe podatki, mniej zarabiać i generować tym dalsze bezrobocie, mniej kupować, mniej się leczyć, mniej żyć.
Oto neoliberalna ekonomia koziego rogu.
Warto także odnotować jedną błyskotliwą myśl, że rządy są w pełni suwerenne gdy wykonują polecenia suwerena, możnych rynków, sic!
Jak dla mnie to zabrakło jeszcze jednego pytania:
Kiedy światowy, lichwiarski system finansowy oparty o pieniądz jako dług i kapitał spekulacyjny doprowadzi do globalnej katastrofy społecznej ?
A szkoda, bo takie pytania trzeba zadawać.
A my, czy możemy się tylko przyglądać i czekać ?
Problem braku realnej pracy (o którym zresztą dyskutowaliśmy w blogu, dopisałem tam moją odpowiedź) ma charakter długofalowy, ale doraźnie - wystarczy forsować pracochłonne sektory gospodarki realnej, i dbać o niski poziom niezbędnych wydatków na utrzymanie. Owszem, wymaga to pewnych niepopularnych (zwłaszcza w pewnych kręgach politycznych i biznesowych) decyzji, ale nie wymaga ani jakichś nowatorskich pomysłów ekonomicznych, ani poważnych nakładów.
bo mówi, że troszczy się o to, co dla każdego z nas jest najważniejsze, czyli praca, bo z niej jest chleb i dach nad głową a także godność. Nie pajacuje jak ci od wzrostu i powszechnej biedy, przy których nazwiskach ich tytuły wywołują coraz częściej po prostu chichot ale i żałość, że za nie otrzymują forsę, o którą trzeba żebrać, by umożliwić wielu ludziom przetrwanie zimy. Bo wszystko co ludzkie ludziom powinno służyć a nie jakiemuś tam PKB! I tego właśnie broni ten prawdziwy profesor!
>wystarczy forsować pracochłonne sektory gospodarki realnej, i dbać o niski poziom niezbędnych wydatków na utrzymanie.
Obawiam się, że nie wystarczy. Nie jesteś zbyt odkrywczy, ten pomysł forsowano już wcześniej, np. zbieractwo. Jest pracochłonne, trzeba się od piątej rano do południa dobrze nachodzić po lesie, żeby zebrać trochę grzybów do sprzedaży i mieć trochę grosza na *niski poziom niezbędnych wydatków na utrzymanie*. Jagody, borówki, grzyby latem, zimą złom, makulaturę, puszki po piwie. Jeden z redaktorów *Wprost* powiedział wprost, że zbieracze mogliby zakładać firmy zbierackie (sic! :).
Balcerowicz namawiał także do pracochłonnych dziedzin wskazujac wschodnie *tygrysy* Hongkong, Tajwan czy Singapur z ich dobrze rozwiniętymi usługami w zakresie transportu rykszowego, pucybutowstwa, że o innych nie wspomnę. W Polsce także były próby, np. w Toruniu widziałem ryksiarze stali w okolicy mostu drogowego na Wiśle. Okazało się wkrótce, że ta dziedzina jest nawet zbyt pracochłonna, bo jak do rykszy wsiadły dwie tłuste baby, to ryksiarz ledwo dyszał,
a o wjechaniu pod górkę na ul Żeglarskiej do Kościoła św Janów nie było już fizycznej możliwości. No i upadło.
Czytałem także już o pucybutach, o producentach *łoscypków*, alkoholu, fajek itp.
To nie wymaga żadnych *niepopularnych (zwłaszcza w pewnych kręgach politycznych i biznesowych) decyzji*ani *poważnych nakładów*, to już jest.
Jest także masowe bezrobocie i exodus młodych ludzi za pracą.
Wymyśl coś innego.
ktoś ważny powiedział że:
*filozofowie (profesorowie, dop. mój) opisują rzeczywistość, chodzi jednak o to żeby ją zmieniać*
Żeby ją zmieniać trzeba myśleć niekonwencjonalnie, niekonformistycznie i trzeba mieć odwagę głosić to z czym nie zgadza się oficjalna propaganda głównego nurtu.
W Niemczech czymi to lewica z Oskarem Lafontainem i Sahrą Wagenknecht na czele. Bardzo wyraźnie opowiada się prof. Senf emerytowany ekonomista. Napisano sporo książek na ten temat.
W Polsce poza portalem Andrzeja Rossakiewicza (i paru autorów tam piszących) *Demokracja Finansowa* jakoś nie widać chętnych do walki o uczciwe finanse. Nawet prof. Kołodko, który w czambuł krytykuje neoliberalizm, jakoś nie wypowiada się zdecydowanie na temat roli i skutków obecnego systemu finansowego świata. Przynajmniej ja się nie spotkałem.
Rozumiem, że dla kogoś praca biurwy może być bardziej pociągająca, niż praca np. sklepikarza, rzemieślnika czy taksówkarza, o pucybucie nie wspominając. Ostatecznie ma ona pewne zalety, np. siedzi się osiem godzin w ciepłym pomieszczeniu, specjalnie nic robić nie trzeba, w fejsbuku można sobie życie towarzyskie prowadzić, itp.
Obawiam się jednak że dalszego forsowanego "tworzenia miejsc pracy" metodą mnożenia fikcyjnych etatów w sektorze publicznym nasza gospodarka może nie wytrzymać, zwłaszcza że gospodarką Hongkongu, Tajwanu czy Singapuru, niestety, nie jest.
.
Są miliny bezdomnych i głodnych. Ślepa ręka rynku nie dostrzega potrzeb takich jak oni. A są przecież jednymi z nas. Mają takie samo prawo do zasobów naszej planety jak każdy inny człowiek. Nie trzeba więc tworzyć wirtualnych miejsc pracy lecz organizować pracę dla zaspakajania także ich potrzeb. A gospodarkę oceniać również w zależności od tego czy także ich potrzeby zaspakaja. Bo nie apartamentowce na sto pięćdziesiątej kondygnacji są nam potrzebne lecz m.in. zwykłe mieszkania dla takich, jaka jest większość z nas.
a nie fikcyjne, i w miarę możliwości służyć zaspokajaniu dobra wspólnego.
Budowa dróg utwardzonych w Bieszczadach, konserwacja sieci melioracyjnej w suwalskiem, rekultywacja składowisk odpadów przemysłowych na Śląsku - to zadania, czekające na swoich cichych bohaterów.
Ale niestety każdy by wolał stanowisko referenta ds. równości płci w gminnym urzędzie integracji europejskiej.
Pewnie żartujesz? Chociaż... rynek, nie kierując się naszymi potrzebami, jak doświadczenie uczy, mógł i taki produkt podsunąć?
>Rozumiem, że dla kogoś praca biurwy może być bardziej pociągająca,(...) Ostatecznie ma ona pewne zalety, np. siedzi się osiem godzin w ciepłym pomieszczeniu, specjalnie nic robić nie trzeba, w fejsbuku można sobie życie towarzyskie prowadzić, itp.
Jak sobie przypominam, rzeczywistość sprzed 30 laty, w naszym zakładzie produkcji maszyn i urządzeń Rada Robotnicza wskazywała na *nieprawidłowości* w organizacji przedsiębiorstwa w którym mieliśmy stosunek umyślaków do fizyków mniej więcej jak jeden do czterech.
*Za dużo ludzi siedzi w biurach i pierdzi w krzesła, a te inżyniery to ino siedzą gadają i kawke popijają* mówiono o pracownikach działu przygotowania produkcji na zebraniach aktywu zakładowego.
Abstrahując od słuszności, jak widać, pomimo transformacji i neoliberalnego kapitalizmu do dzisiaj pokutuje ten *lewicowy* żargon :). Co wydaje mi się ciekawym fenomenem.
redukcje etatów i totalny bałagan programowy czytaj reforma szkolnictwa zawodowego i ogólnokształcącego :(
Na osłodę możemy zaśpiewać ......
szumi las i szumią knieje
Drużynowy jest wsród nas opowiada starodawne dzieje bohaterski
wskrzesza czas ...... :)
Pozdrawiam.
jacekx marksista chrześcijański
z SLD
Stary Belfer
Dawno, dawno temu .....
Nie za górami lasami a w mieście nad Zatoką Gdańską w czasach głębokiej komuny.
Któregoś dnia spotkali się sekretarze PZPR w tym mieście by radzić o nadmiarze kobiecych rąk do pracy ......bo nie było pracy dla kobiet.
Cóż wymyślili?
Wymyślili, że spółdzielnię pracy z miejscami pracy dla kobiet należy założyć i jak uradzili tak założyli.
Nazwano ją Miastoplast - na początku obróbka surowca z tworzywa a z czasem i skóra.
Firma działała wiele lat na rynku z sukcesami aż niewidzialna balcerowiczowska ręka rynku ją zburzyła.
Chcecie innego przykładu powołano też drugą spółdzielnię - usługi pralnicze a ktoś ją nazwał Śnieżką itd......
To było dawno, choć nie za górami i lasami w czasach głębokiej komuny.....
Pozdrawiam.
jacekx marksista chrześcijański
z SLD
że trzeba, mimo wstrętu, atakować obecny reżim równolegle z PISuarami czy nawet faszystami. Takie jest moje zdanie i będę je konsekwentnie podtrzymywał.
Może trzeba było słuchać aktywu, to byś nie musiał dzisiaj narzekać na polski neoliberalny kapitalizm?
A horrendalne przerosty zatrudnienia w we współczesnym sektorze publicznym to nie mój pomysł, dużo na ten temat pisał i mówił np. prof. Kieżun.
>Może trzeba było słuchać aktywu, to byś nie musiał dzisiaj narzekać na polski neoliberalny kapitalizm?
Musiałem wysłuchać, problem w tym, że z tego kompletnie nic nie wynikało, bo nie mogło, bo tam było i tak za mało ludzi:).
Gdyby ich zalecenia wykonać, spadłaby wydajność pracy, stopień wykorzystania materiałów i jakość produkcji. Wtedy jeszcze wcześniej narzekalibyśmy na neoliberalny kapitalizm :).
Ja uważam, że pracowników powinno być tylko tyle ile musi być, żeby wykonać w czasie i bez strat zamówienia i tak zawsze trzymałem.
>A horrendalne przerosty zatrudnienia w we współczesnym sektorze publicznym to nie mój pomysł, dużo na ten temat pisał i mówił np. prof. Kieżun.
Jak zwykle mylisz, i mieszasz różne sprawy.
Pani zatrudniona w urzędzie na stanowisku jakie stworzono prawdopodobnie wskutek zaleceń UE, do zbierania danych i pisania sprawozdań to jeszcze żadna biurokracja, podobnie jak w naszym zakładzie pracownicy w działach obsługi produkcji i innych.
Także i prof. Kieżun mówi o biurokracji, a nie o ew. przerostach zatrudnienia w zakładach pracy.
Przy okazji sprawdź w Wikipedii co znaczy pojęcie biurokracja.
Przy okazji zastanów się jaka była rola twoich ulubionych polityków dwóch panów B w rozwoju tejże nielubianej przez ciebie biurokracji (patrz reforma administracji).
Przerosty zatrudnienia w PRLu, zwłaszcza późnym, były wszędzie, tylko że w zakładach pracy na szczęście wyczyszczono je szybko po 1989 r. (jak wiesz zapewne), natomiast w budżetówce nie dość że się obroniły, to niestety rozrosły. Fakt - same się nie rozrosły, ktoś im na to pozwolił.
Bingo to co napisaleś w osttnim poście i widać żeś praktyk.
Ci co piszą o przeroście biurokracji zrówno z lewa i prawa
zapominaja, że taniec USTAW w RP tych mądrych, głupich, zbędnych i szkodliwych to produkt naszych posłów tworzących
nieraz bagno prawne coś koło 24.00 a nawet ......
może nad ranem.
Bez tej tzw. biurokracji i administracji w świetle jakości naszego prawa RP by się rozsypała :( ......
Pozdrawiam.
jacekx marksista chrześcijański
z SLD
Bingo to co napisaleś w ostanim poście i widać żeś praktyk.
Pozdrawiam.
jacekx marksista chrześcijański
z SLD
>Przerosty zatrudnienia w PRLu, zwłaszcza późnym, były wszędzie, tylko że w zakładach pracy na szczęście wyczyszczono je szybko po 1989 r.
Rzeczywiście, w ciągu kilku lat *na szczęście * ponad dwa i pół miliona ludzi straciło pracę. Lepiej chyba już nie można, we wskaźniku bezrobocia dogoniliśmy wiele rozwiniętych krajów kapitalistycznych :).
rozrost biurokracji jest wprost proporcjonalny do kiepskości i ilości (jedno z drugim idzie w parze) prawa stanowionego.
Im gorsze prawo tym większa biurokracja. Im bardziej kiepscy politycy tym więcej kiepskiego prawa. Znana osoba z polityki gospodarczej (nie pamiętam nazwiska), niedawno w jednej z rozmów w publicznej TV powiedziała, że w okresie przed transformacją ilość stron ustaw i rozporządzeń organów centralnych wynosiła ok 3000 stron rocznie. Teraz jest tego trzydzieści kilka tysięcy.
Produkcja tego legislacyjnego chłamu trwa i stanowi swego rodzaju kulę u nogi dla gospodarki.