już choćby dlatego, że jego podział jest nierównomierny, a także dlatego, że (jak rozumiem) nie uwzględnia ani majątku, ani zobowiązań obywateli.
gdyż jak wchodziliśmy do UE zamożność mierzona w PKB była o 60% mniejsza od średniej Unijnej, co chyba warte by było odnotowania przy powyższej informacji.
ot cała prawda o "zielonej wyspie"
Lepiej żyć w kryzysowej Grecji niż w zielonej wyspie neoliberalizmu Tuska
Nie przykładałbym większej czy nawet jakiejkolwiek wagi do pomiarów tzw. pe-ka-be. Nikt mi oto nie wmówi, że Czechy są zamożniejsze od Portugalii (co nb. z jakichś tam względów zdaje się być miłe dla pewnej części polskiej lewicy). Z "nauk" społecznych, a tego typu statystki z tego co wiem stanowią podstawę jednej z nich - socjologii, w ogóle nic nie wynika.
otóż oglądałam jakiś czas temu cudny film o Rumunii. Przyroda niemal nietknięta brudnymi łapskami przemysłu, woda pitna niemal wszędzie, ptaki jak tęcze i niedźwiedzie za sąsiadów. Jednym słowem: raj! I pokazali "biedną" rumuńską wieś. Ludzie - każdy z nich jako rodzina, mieli swoje domy, własne! do tego jakiś sad i ogród. I często kawałek niezły pola czy łąki. Rzecz jasna krowę czy owce, konia też. I oni mieliby być biedni tylko dlatego, że jakiś niedouczony biurw stosuje wobec nich liczby, nie nadające się do opisania rumuńskiej rzeczywistości?
Dla porównania - "bogaty Niemiec" mieszkający w wynajmowanym=cudzym mieszkaniu, pracujący najemnie dla kapitalisty, który tracąc pracę jest też wyrzucany z mieszkania na bruk. I co da niemieckiemu "średniemu bogaczowi", że ma tv plazmowy, pralkę z 1.500 obrotami/min i szafy pełne "modnego" badziewia?
A taki "biedny Rumun"? Otóż, taki "biedny Rumun", gdy już zaorze i zasieje swoje poletko (co mu zajmie nie więcej niż tydzień w całym roku), to ma czas do zbiorów. Gdy jest sezon na śliwki węgierki, to suszy on je w wiejskich suszarniach, dostępnych dla każdego mieszkańca, a potem ma je na zimę jako źródło witamin i pierwiastków chemicznych. Dom ma własny, więc nikt go nie wyrzuca z niego. Obok domu szopę i kurnik, a w nim kury znoszące co dzień jaja. Z dwudziestu kur ma średnio 10 jaj dziennie, co daje w miesiącu 300 jaj,a w roku ponad 3.000. Przejeść tego niemal się nie daje. Kury mam, to wiem.
I taki Rumun ma CZAS. Spotyka się on codziennie z sąsiadami na pogawędkę, by wymienić się wiadomościami czy wspólnie popalić fajkę. Kobiety spotykają się w swoim gronie i też im się nie nudzi. Ich życie jest przewidywalne, ich czas należy do nich. Więc oni są niewyobrażalnie bardziej bogaci niż taki najemnie pracujący Niemiec, mieszkający w obcym mieszkaniu.
Kiedyś nie rozumiałam, dlaczego wciąż taki ów, co to komentuje takie cudne filmy o "Rumuniach" biadoli, jak to jest tym ludziom źle. Pokazują ludzi zdrowych i zadowolonych, a majaczą o biedzie i rzekomo trudnym życiu. Cel jest jeden: NALEŻY LUDZI ZNIECHĘCIĆ DO POSIADANIA ZIEMI, CO RÓWNA SIĘ POSIADANIU WOLNOŚCI, PONIEWAŻ JEST SIĘ W DUŻYM STOPNIU NIEZALEŻNYM. Kiedy jest trudno i ciężko, to jest trudno i ciężko. Ale większość czasu jest łatwo i przyjemnie. I tą prawdę chcą zatuszować usłużni komentatorzy. Przecież ludzie w miastach też pracują. A na wsi nikt nie pracuje osiem godzin bez przerwy i nie robi wciąż tego samego. Owszem, przy zwierzętach, np. krowie, to musi być to samo,ale wydojenie krowy to kwadrans, parę razy po 10min zabranie gnoju i podścielenie słomy, dwa razy dziennie dać jej coś do żarcia i tyle. Problem zaczyna się dopiero, gdy ktoś ma więcej krów i sam nie może ich obsłużyć. Wtedy męczy się sam nie mając faktycznie czasu, albo najmuje kogoś, kto jest w biedzie i płaci mu jak najmniej. Przyczyną tego jest wszakże ludzka chciwość, nie same krowy.
W ogóle w ludzkim życiu wszystko jest niejako skrojone na miarę ludzkich potrzeb i ludzkich możliwości.
Kiedyś, gdy chłop miał 5-10ha, to miał za co przeżyć i miał czas. Teraz, gdy chłop ma 200ha, tyra jak wół nie mając wolnej chwili, a w zimie dorabia odśnieżając np. drogi gminne. Jako posiadacz 10ha przez zimę siedział chłop w domu i grzał się przy ogniu.
Żadne dane matematyczne nie świadczą w ogóle o niczym. No, może tylko o tym, że ktoś stosując jakieś kryteria doszedł do jakichś wyników. I tyle.
Chcą nam w głowach zamącić. Człowiek stworzony jest do pracy - głównie fizycznej, tak są skonstruowane jego mięśnie i szkielet. Siedzenie na tyłku i podliczanie kolumn cyferek psuje wzrok, zwalnia metabolizm - co powoduje otyłość i zaparcia, rozleniwia mięśnie i osłabia kościec.
Wkładanie w fabryce przez osiem godzin dwóch oporniczków w płytkę drukowaną powoduje skretynienie człowieka z powodu monotonności wykonywanych czynności.
A w Rumunii, ci "biedni Rumuni" są w stanie zaplanować swoje życie nie tylko na bieżący dzień, ale i na przyszłe lata i plany te zrealizować, ponieważ są panami samych siebie. Ich życie jest różnorodne, wielopoziomowe, kolektywne. Nie cierpią oni na samotność, depresje, są zadowoleni i życzliwi światu i ludziom.
Cywilizacja w wydaniu kapitalistycznym to działanie przeciw ludzkości, na jej szkodę i zgubę.
Spowoduje on natychmiastowy wzrost zamożności Polaków.
Czyli problem, że niedostatek i nędza boli można rozwiązać
grządką rzodkiewek lub posiadaniem kurnika z grzędami :)
Ciekawe rzeczy piszesz Nano tylko szkoda, że Marks nie znał tej teorii bo nie powstałoby zło tego świata czyli Marksizm
......
i taki głupek jak ja nie mógłby się podpisywać jak się podpisuję.
jacekx marksista chrześcijański
z SLD
Całkowita racja i po stokroć zgoda. Miałbym tylko może drobną, kosmetyczną uwagę. Otóż wolne, niezależne, swobodne, rolnicze życie wiodą przecież także np. Niemcy czy Francuzi. Bo czyż wśród tych euronarodów nie ma samodzielnych rolników? Nie wiem, może ich samodzielność jest mniejsza od Rumunów (bardzo prawdopodobne), ale nawet jeśli, przecież i tak są daleko bardziej wolni od pracowników najemnych w "miastach".
Znajoma pracuje od wiosny w RFN. "Bawi dzieci" (tj. wozi je do szkoły i odbiera stamtąd, uczy podstaw jęz. angielskiego itp.). Jest to rodzina rolnicza, posiadająca uprawy chmielu, jakiś las pod tartak i jeszcze coś w tym stylu. W Bawarii. W katolickiej Bawarii. Na każdym pietrze ich obszernego typowo bawarskiego domu wisi portret Benedykta XVI w biało-błękitnych bawarskich barwach. Do czego to mówię? Ano do tego, że przedstawione przez ciebie życie jest ideałem właśnie katolickim, którym ty tak pogardzasz.
mamy idealne życie, Bury to wie
wspaniałe, unikalne, niepowtarzalne ŻYCIE! I ono do tej pory nie wie nic o katolikach, protestantach, baptystach, hinduistach, żydach, islamistach i co tam jeszcze człowiek był w stanie wymyślić, by Boga - BYT DLA LUDZI NIEOSIĄGALNY - wcisnąć w mały, ludzki móżdżek.
Człowiek się rodzi i żyje. A inni ludzie narzucają mu z biegiem lat sposób myślenia, sposób ubierania czy nawet sposób jedzenia! Człowiek ma wrodzone cechy, pozwalające mu istnieć czy samodzielnie czy w grupie. I dopóki banda pomyleńców tego nie zepsuje, na świecie jest raj.
Tysiące lat Aborygeni istnieli w Australii. Nic nie zniszczyli, nic nie zabetonowali. Czy dlatego, że byli głupi? Czy tak samo głupi byli "Indianie" w Ameryce? Gdy byli głodni - jedli. Gdy byli zmęczeni - odpoczywali. Spali, gdy był czas na sen i wstawali, gdy słońce ich budziło. Tysiące lat. Wolni jak ptaki. I nie znali cholery, dżumy, tyfusu, ospy, kiły, rzeżączki, ejds, gruźlicy, próchnicy zębów i co tam jeszcze trapi obecnie "cywilizowany świat".
Bladzi (no bo kto jest naprawdę "biały"?) zamienili swoją wolność na samochody - na które muszą pracować, by z nich korzystać, i w których siedzą niczym śledzie w beczkach w czasie wielogodzinnych, wielokilometrowych korków, które wielokrotnie, regularnie i corocznie powstają na super autostradach zachodnich.
W zimie ludzie bladzi jadą w góry po to, by dać się wyciągnąć przy pomocy liny na górę, a następnie zjechać z tej góry na nartach i tak cały dzień i przez cały urlop.
W lecie bladzi jadą tam, gdzie jest słońce gwarantowane, by leżeć plackiem i się opalać mając raka skóry, udary słoneczne czy choćby tylko nieładne zmiany pigmentowe w głębokiej pogardzie - w razie co są ubezpieczeni i będą się "leczyć" - na raka dając się zatruwać agresywną chemią, zabójczym naświetlaniem albo pozwalając chirurgom wycinać wszystko to, bez czego jeszcze człowiek jest w stanie wegetować ( o życiu w takim pooperacyjnym stanie mowy być nie może i taki "uzdrowiony" ma przywilej żyć na koszt społeczeństwa jako "niezdolny do pracy").
To jest właśnie CYWILIZACJA BIAŁEGO CZŁOWIEKA: niszczenie siebie i niszczenie wszystkiego naokoło. Właściwie po nic.
Bo blady człowiek praktycznie nic z takiego stylu życia nie ma, bowiem jest niewolnikiem "własnego" telewizora - pracuje, by móc z niego korzystać; "własnego" samochodu - pracuje, by zapłacić ubezpieczenie AC/OC czy jakie tam jest, by móc tankować, naprawiać w warsztacie i tak bez końca.
Na lodówkę człowiek też musi pracować - także i u nas, choć już od dawna były w domach szafki podokienne z lufcikiem, w których od jesieni do wiosny temperatura była w granicach 4stC, czyli jak w lodówce. Ale teraz ludzie mają włączone lodówki cały rok - w naszym klimacie!
U bladych głupota goni głupotę. Tzw. zmywarki do naczyń wymuszają na właścicielu posiadanie paru kompletów naczyń stołowych i sztućców, by jedne były - brudne i zaśmierdzające się w zmywarce, a inne w użytku i lądujące w zmywarce. Także szklanki, w których pito wodę!!! Do zmywania w zmywarkach używane są niezwykle agresywne środki chemiczne, powodujące nawet "KOROZJĘ SZKŁA"!!! W sytuacji, gdy szkło jest właściwie odporne na wszystko, no z wyjątkiem kwasu fluorowego czy innych z tej grupy.
By zaoszczędzić WODĘ zmywarka zużywa jej ponoć bardzo mało, w efekcie czego naczynia ze zmywarki śmierdzą. Naprawdę śmierdzą. Mojej kumpeli to nie przeszkadza i bez żenady zdrapuje ona ze szklanek resztki przyklejonego w czasie mycia makaronu nalewając następnie do takiej szklanki herbatę. Ja już wypracowałam u niej to, że dla mnie szklanka jest specjalnie płukana pod bieżącą wodą. [Nasze naczynia myję na bieżąco ręcznie przy pomocy naszego wspaniałego, polskiego Ludwika.]
Bowiem po każdej wizycie u mojej kumpeli odbijało mi się cały dzień mydłem, gdy szklanki nie wypłukałam starannie po "umyciu" w jej zmywarce. Ona ma palpitacje serca, jej mąż ma problemy z krążeniem - za gęstą krew i jest od lat na tabletkach rozrzedzających krew i boi się skaleczyć, bo może się wówczas wykrwawić. Ja uważam, że jest to wina tych chemikaliów, jakimi opryskuje się "umyte" w zmywarce naczynia, by były "czyste" i "błyszczały". Przecież to z pewnością nie jest obojętne dla organizmu.
Tabletki "myjące" zawierają środki rozpuszczające białka. To można sobie łatwo wyobrazić, co robią te środki chemiczne w ludzkim organizmie. Poza tym to bzdura, że kupę naczyń można umyć w paru litrach wody. Bowiem do umycia tych naczyń do czysta potrzeba tyle wody, by były te naczynia faktycznie czyste. Przy użyciu mniejszej ilości wody czyste nie są, bo czyste być nie mogą.
Oszustwo w postaci tego, że zmywając w zmywarce oszczędzamy na wodzie, czyli płacimy za nią mniej, jest ewidentne. Biorąc bowiem pod uwagę konieczność kupienia wielkiej ilości naczyń, zużywanie prądu zasilającego zmywarkę, oraz kupowanie - drogich przecież! - środków myjących przeznaczonych do zmywarek, nie jest możliwe, by zakup zmywarki był inwestycją rentowną. Ale bladzi tak lubią. I dlatego, że tak lubią, to tak robią.
Można te "zdobycze cywilizacji" wyliczać jeszcze długo. Ale każdy to przecież wie, czego stał się niewolnikiem.
Natomiast tacy Aborygeni, czy Indianie, szli sobie do lasu - bogatego we wszelką florę i faunę, brali sobie z niego tylko to, co było im aktualnie potrzebne i w ilości koniecznej, używali tego stosownie do potrzeby i mieli CZAS WOLNY. Mogli cieszyć się słońcem, kolorami lata czy jesieni. Byli wolni - bo mieli wolny czas.
Nas nauczono, że inaczej, niż mamy, to się nie da. No, skoro się nie da, to męczmy się dalej, narzekajmy, chorujmy i umierajmy ze świadomością, że z tego życia praktycznie nic nie mieliśmy oprócz harówy by mieć rzeczy, które w godzinie śmierci do niczego nam się nie przydadzą, a całe życie nas tylko zniewalały. Jak ktoś lubi - proszę bardzo!
Zaś co do "przeludnienia" to jest to bzdura. Człowiek nie może sobie "zrobić" człowieka w ilości takiej, by było go za dużo. Zapłodnienie następuje niejako spontanicznie, człowiek nie jest w stanie tym sterować. Może - poprzez czynności seksualne - wejść w (tak to nazwę, bo jakoś muszę) w korytarz, na którym powstaje nowe życie. Ale cała tajemnica stworzenia na zawsze pozostanie przed człowiekiem ukryta.
Zapłodnienie in vitro to jeszcze gorzej niż gwałt, bowiem życie wymuszane jest przy pomocy metalowej igły. Twierdzą, że z tego powstaje człowiek. Naprawdę?
W każdym systemie zamkniętym - a taki jest nasz Kosmos - istnieje ograniczona możliwość powielania jego części składowych. Więc nie ma obawy, że ludzi będzie kiedykolwiek za dużo. Z pewnością istnieją mechanizmy regulujące całość i na te człowiek wpływu nie ma i mieć nie będzie.
Poza tym istnieje teoria, że gdy na świecie będzie maksymalna ilość ludzi, to wówczas możliwy będzie przeskok materialny? duchowy? co ludzie nazwali "końcem świata". No bo faktycznie, jakiś jeden świat się skończy, by istniał inny. Być może w danym układzie istnienie obok siebie różnych światów równoległych bazujących na materii nie jest możliwe.
Ciekawe jest, że ci, co wierzą w Boga (nie ma znaczenia, czy to Bóg w wydaniu katolickim czy innym) nie uważają, że ludzi jest za dużo. Ciasnotę odczuwają głównie ludzie negujący istnienie Siły Wyższej, stojącej ponad człowiekiem. I to oni uzurpują sobie prawo do decydowania, kto i ile dzieci ma mieć oraz kiedy. Przeszkadzają im inni, ale sami nie chcą zejść z tego świata, by miejsca było więcej. Ciekawe, co?
Biorą sobie prawo do czegoś, czego odmawianą innym. Na jakiej podstawie? I dokąd to może prowadzić?
Z historii wiemy już, dokąd. Bo to najpierw byli "dzicy", których bladzi zabijali na równi ze zwierzętami. Potem "poganie" mordowani bez skrupułów. Czy "czerwoni", "czarni" albo jacy tam bladym nie pasowali.
Teraz nagle za mało jest "surowców". Czy będzie może losowanie, kto do tych "surowców" zostanie dopuszczony, a kto musi odejść? Czy może jest już gotowa komisja decydująca w tej sprawie?
Za dużo na świecie jest nieszczęść, wyzysku, brutalności, chciwości. Ale niektórym przeszkadzają tylko ludzie...
Dużo ruchu na świeżym powietrzu, niczym nie zakłócony kontakt z naturą, zdrowa żywność, minimalizm w sztuce użytkowej...
wydaje się takim, że jak ma taki samochód, to jest dzięki temu kimś. Czyli co? - czyli bez samochodu jest nikim? I to miałby być ten maksymalizm? Ciekawe, a jest zwykłą złośliwością i głupotą...
są tym naszym wzorcem, tak jak kultury łowiecko-zbierackie indian północnoamerykańskich, a jeżeli nie, to dlaczego?
lecz wyjeżdżają do krajów "nierozwiniętych"? no dlaczego?
Zaś przedstawiciele krajów rozwiniętych mogą sobie jeździć dokąd chcą, a przedstawiciele krajów nieskażonej natury - poza garstką lokalnych elit - siedzą w rodzinnej wsi/zagajniku przez całe życie. Na tym polega różnica.
wybierają przebywanie na terenach "ludzi prymitywnych". Nie tylko nie będę ci na nic odpowiadać, ale nawet reagować wyłącznie wówczas, gdy będę miała na to ochotę. Jak na swoją działkę czy do swojego lasu cię nie wpuszczę, to na nic ci się twoje pieniądze nie przydadzą. Mój poziom życia jest znacznie wyższy od twojego, nie masz więc żadnych podstaw tak się stawiać. Ja nie muszę jeść byle czego i wdychać smrodów miejskich. Z rana nie mam przed oknem warczących samochodów, lecz np. dziś były trzy sarenki pod jabłonią, jedzące zamarznięte jabłka. A za oknem mamy znajome sikorki, które przylatują na słoninkę, co ją wywiesiliśmy za oknem, trochę dalej, w sosnach, są sójki a nawet ostrożne sroki. Do tego, co dla ciebie jest prymitywne, mam także i to, co według ciebie prymitywne nie jest. Więc dla mnie jesteś zwykły biedak.
od samego początku. W końcu tej odpowiedzi w niemieckich serialach "popularnonaukowych" dla gospodyń domowych nie znajdziesz (inaczej nie byłyby serialami dla gospodyń domowych).
Delikatnie zauważę tylko na koniec, że gdyby nie nielubiana przez Ciebie cywilizacja, to nie miałabyś okazji dzielić się w tym miejscu treściami obejrzanymi w TV (bo przecież nie przemyślanymi). Mogłabyś sobie co najwyżej porozmawiać z sikorkami. O ile by cię wcześniej nie zjadły wilki na przykład.
Abyś jednak nie myślała, że nie doceniam wagi Twych bukolicznych postów .....
to pozwól, że i ja coś od siebie w tym obszarze dołożę :)
Pośpiewajmy sobie wszak muzyka i śpiew łagodzą obyczaje......
W zielonym gaju słowa i muzyka: ludowe
A
Słoneczko zaszło, ale nie zgasło,
E A
i gwiazdki świecą tam nad borem.
D A
W zielonym gaju, ptaszki śpiewają,
E A
ptaszki śpiewają pod jaworem.
Nie mówcie gwiazdki i ty miesiączku,
coście widzieli tam wieczorem.
W zielonym gaju, ptaszki śpiewają,
ptaszki śpiewają pod jaworem.
Graj mi muzyczko, graj mi do rana,
z miłą tańcuję tam pod borem.
W zielonym gaju, ptaszki śpiewają,
ptaszki śpiewają pod jaworem.
Śpiewam ja śpiewam a serce płacze,
kiedy cię luba znów zobaczę.
W zielonym gaju, ptaszki śpiewają,
ptaszki śpiewają pod jaworem.
Szumi gaj, szumi, liście spadają,
a tam w lesie, ptaszki śpiewają.
W zielonym gaju, ptaszki śpiewają,
ptaszki śpiewają pod jaworem.
Marysia pasła, koniki pasła
koniki pasła pod jaworem
W zielonym gaju, ptaszki śpiewają,
ptaszki śpiewają pod jaworem.
Wreszcie przyjechał jej ulubiony
jej ulubiony z wojeneczki
W zielonym gaju, ptaszki śpiewają,
ptaszki śpiewają pod jaworem.
Maryś się cieszy, z radością spieszy
witaj, ach witaj Jasieńku mój.
W zielonym gaju, ptaszki śpiewają,
ptaszki śpiewają pod jaworem.
Pozdrawiam.
jacekx marksista chrześcijański
z SLD
A jednak drobnomieszczańska krew płynie w twoich żyłach, inaczej nie chełpiłabyś, że jesteś bogatsza od westa. Nic złego w tym nie widzę. Stwierdziłem tylko fakt.
nie napisałam, że jestem bogata, lecz napisałam, że uważam westa za biedaka. Nie widzisz różnicy?
Co widać po jej postach, he he