w przemianach kulturowo obyczajowych społeczeństwa uzyskuje się w zamkniętych grupach dyskusyjnych,bez udziału tych których trzeba "nawrócić".
feminarium to coś dla logopedów?
to dopiero walczy z problemami kobiet, nic to prawa pracownicze, lokatorskie czy inne społeczne, najważniejsze są sprawy kulturowe np. związki partnerskie itd.Za taką "lewicowość" i "feminizm" to ja dziękuję jak mówi moja znajoma z Konfederacji Pracy
W następnym newsie nie zapomnijcie dodać ilu było bezrobotnych, zagrożonych eksmisją czy związkowców, na spotkaniu. I czy widział tam ktoś choć jednego robotnika.
Jestem wsciekla Wysmiewasz nasze sukcesy w walce o rowno uprawnienie A emerytury 67 to co pestka?
Rodacy![a moze sie myle]17tego stycznia rocznica wyzwolenia stolicy A Wy tylko o macicy
Coming soon
znowu będą p...lić o niczym.
Pewnie nie i byłoby chyba dość dziwne gdyby widział, bo to nie są sprawy dotyczące robotników. Poza tym bez przesady z tymi robotnikami. Wbrew pozorom (czy może raczej pewnym stereotypom) robotnikom nie wiedzie się w tym systemie wcale tak źle.
woda i powietrze ogólnie dostępne.Praca za czterech też niczego sobie podczas której pejczem nas nie traktują.Wynagrodzenie wysokie jak na nasze standardy powyżej 1 tyś.zł.Nie możemy za nie wysłać naszych dzieci na studia do Sorbony ale za to ile możemy za to nabyć puszek tyskiego.I najważniejsze mamy wolność i swobodę czego nam zawsze brakowało.
I właśnie to zdanie w jakiś sposób świadczy o (przepraszam za określenie) robociarskiej głupocie. Te całe studia są bowiem w Polsce bezpłatne, nie potrzeba na nie żadnych wielkich funduszy, jest to właściwie tylko kwestia odpowiedniej organizacji (a i to nie w każdym przypadku). Pomijam już podstawowy fakt, że nie każdemu są one do czegokolwiek potrzebne oraz że (nie oszukujmy się) nie każdy na nie się nadaje. Co oczywiście dotyczy nie tylko robotników.
tyle, że dzieciaka trzeba utrzymać (nawet jeśli zdobędzie jakąś gównianą fuchę) przez ten czas studiów, materiały dydaktyczne nie rosną na drzewach, trzeba za nie płacić (choćby koszty ksera), także z tą bezpłatnością i możliwościami wysyłania na studia nie są aż tak różowe, jak sądzisz.
gender to dzielenie włosa na czworo. ot, jakaś babka wpadła na pomysł, by, dobrze znane antropologom kultury (a i psychologom, socjologom itd) zjawisko istnienia jednostek czy grup nie spełniających jednoznacznie przyjętych kryteriów postrzegania ról społecznych charakterystycznych dla danej płci w danym społeczeństwie, przedstawić jako własne i wiekopomne odkrycie.
pomijam już fakt, że wszyscy przedstawiciele gender beztrosko i radosnie posługują sie dychotomią ciałą i duszy, tego co biologiczne i tego co społeczne. a stwierdzenie faktu, że jesteśmy zdeterminiowaniu przez własne geny - doprowadza ich do białej gorączki.
Cóż w tym nadzwyczajnego? Tzn. odróżniającego "okres studiów" od innych okresów życia (określanych przy pomocy etapów formalnej edukacji). Czyż nie "trzeba go utrzymywać" również w okresie szkoły średniej i podstawowej? I czym te okresy różnią się od następującego po nich okresu szkoły wyższej? Nie róbcie moi drodzy ołtarza z rzeczy pospolitych.