od szczawiu i śliwek poseł Niesiołowski.
Ja się czasem zastanawiam co jeszcze lewica wymyśli aby zrazić do siebie robotnika.
Cud, czy robotnik lub jego dzieci nie mogą nie jeść mięsa?
dieta wegetariańska nie jest zdrowa dla żadnego dziecka. Matka może co prawda decydować, co ma jeść jej dziecko, ale wykluczyć nie można, że odbywa się to ze szkodą dla rozwoju dziecka. Bowiem zwierzęcych protein nigdy nie zastąpią proteiny roślinne. W ciepłych klimatach można jeszcze jakoś zrównoważyć brak białka zwierzęcego, ale nie w naszym klimacie. Poza tym to przystosowanie się do diety jarskiej jest procesem długotrwałym, przez wieki całe i pokolenia.
Akurat niedawno rozmawiałam z mężczyzną w sile wieku, który niemożebnie cholerował na wegetarianizm, bo bywszy takimż lat dziesięć był w stanie zrujnować sobie - jak powiedział - niemal całkiem swoje zdrowie. Problemy z kręgosłupem to jeszcze w miarę przyjemny objaw jego wegetariańskiej aktywności.
Uważam, że dzieci powinny mieć bardzo zróżnicowaną dietę i często one same wiedzą najlepiej, co powinny zjeść. Moje dziecko mając lat 2-5 nieraz nie chciało nawet tknąć mięsa, obojętnie w jakiej postaci, a nieraz wbijało zęby w udo kurczęce i zjadało do kości. Zaś synek mojej koleżanki zawsze wyciągał z kanapeczki szynkę i wyrzucał po kryjomu. Za to chętnie jadł parówki. Zdrowy organizm dziecięcy wie najlepiej czym powinien sobie uzupełnić dietę.
Matka podejmując za dziecko decyzję, że ma być ono żywione wyłącznie jarsko bierze na siebie dużą odpowiedzialność za jego przyszłe zdrowie. Tego na sto procent przewidzieć się nie da, że będzie to dziecku służyć.
Poza tym jak to by odbierało samo dziecko, że jego przedszkolni koledzy i koleżanki jedzą ziemniaczki z kotletem mielonym a ono dostaje same kartofelki? To nie przedszkole dyskryminuje dziecko wegetarianki,lecz wegetarianka wymaga dla swojego dziecka przywilejów, jakich nie mają inne przedszkolne dzieci.
Matka wysyłająca dziecko do przedszkola i wymagająca, by wszyscy zajmowali się wyłącznie nim z racji jedzenia/ nie jedzenia mięsa czy czegoś innego jest mocno oderwana od rzeczywistości. Jakąś jednorazową prośbę mogą przedszkolanki spełnić, ale nie mogą dostosowywać całego życia przedszkolnego do wymagań jednego rodzica.
Niechże ta wymagająca matka - wegetarianka założy przedszkole dla dzieci wegetarian i po kłopocie.
W normalnym przedszkolu dzieci biorą przykład jedno z drugiego i raczej chcą robić to samo i wyglądać tak samo a nie się z grupy oddzielać i wyróżniać.
Łańcuch pokarmowy to dzieło Stwórcy, który bardzo dobrze i szczegółowo określił istnienie i rolę danego gatunku. Nie ma tam zdarzeń przypadkowych.
Wyobraźmy sobie idealny świat wegetarianina: sama trawa jak okiem sięgnąć. Bo wymarły wszystkie zwierzęta roślinożerne z racji zaanektowania dla siebie całego roślinnego pożywienia przez wegetarian ludzkich. Nie ma owadów, nie ma więc i ptaków. Małp nie ma także ani słoni. Niczego, żadnego zwierzęcia, bo lwy z racji wymarcia antylop również wyzdychały... Są tylko smutni wegetarianie ludzcy jedzący trawę pod różnymi postaciami.
I pomyśleć, że to wszystko z miłości do zwierząt! Jest w tym jednak poważny hak, bowiem owi wegetarianie zachowują się tak, jak gdyby to oni wymyślili i stworzyli Kosmos, w nim Ziemię Matkę, ubrali tą Matkę Ziemię w piękne zielone sari z najprzeróżniejszych roślin i powołali do życia miliony zwierząt, z których jedno służy drugiemu za pożywienie. Czyżby Bóg był mniej miłosierny niż wegetarianie? Czy oni są od Boga lepsi? Bo Bóg pozwala lwu zjeść antylopę, pozwala mu ją gonić, zagryźć i zjeść? A wegetarianin nad tym się użala, zamiast zrozumieć sens istnienia takich właśnie form życia i takich właśnie zależności między nimi.
Nie chce ktoś jeść mięsa, to niech nie je. Ale dorabianie do tego jakiejś większej filozofii to oszustwo i działanie przeciw Bogu. Przeciw TEMU, który stworzył wszystko i wiedział dlaczego tak ma być. Nie ma więc podstaw, by wegetarianie chcieli naprawiać to, co zrobił Najwyższy.
Czym innym jest dręczenie zwierząt w fermowych obozach koncentracyjnych, czym innym jedzenie mięsa zwierząt będących głównie w tym celu uczestnikami Ewolucji.
Nie o to chodzi czy może tylko czy ma taką możliwość.
Czytając takie (i podobne) newsy odnoszę wrażenie, że rozmaite nowoczesne formy zabobonu (wiara w wegetarianizm; wiara w homeopatię; wiara w "samorealizację" itp.) zastąpiły masom dawną wiarę religijną.
nie jem mięsa już prawie 20 lat, nie mam problemów z kręgosłupem :)
problem z wyżywieniem dziecka nie leży w tym czy je, czy nie je mięso, ale w tym czy jest prawidłowo odżywione, zróżnicowana dieta wegetariańska, nie jest znów taka niemożliwa
gadka o przywilejach w przypadku przestrzegnia diety w przedszkolach jest nie na miejscu - podanie wegetariańskiemu dziecku mięsa, kiedy dziecko zostało wychowane jako wegetarianin, jest szkodliwe
łańcuch pokarmowy to dzieło ewolucji, stfórca to bajka dla małych dzieci
kolejna nanowa bzdura to ten jej idealny świat wegetarianina, jeśli możnaby prosić o ustanowienie czegoś w rodzaju moderatora, który będzie powstrzymywał "umysłowe" wymiociny od zanieczyszczania tego portalu, to ja bym prosił
wegetarianizm jest pełnowartościowym wyborem etycznym i filozofią, a wegetarianie mają prawo i obowiązek wymagania od instytucji, które świadczą usługę za którą sie im płaci dostosowania się. To nie ma nic wspólnego z przywilejami, czy widzimisię
Czy to wszystko co napisałaś dotyczy także dzieci niewierzące? Czy one tez muszą jeść tak jak według ciebie Bóg nakazał? Szczerze, nie masz pojęcia ani o wegetarianizmie ani o prawdziwym Chrześcijaństwem i jego stosunek do wegetarianizmu. I nie, wegetarianie nie jedzą trawki a do kartofelków podają przepyszne smazone kotleciki z soi, seitanu, fasolki lub innych warzyw.
A moje dziecko jest uczulone na zolty kolor. I zadam aby wszystkie przedszkola (bo jeszcze nie wiem do ktorego go posle) jezeli maja zolte sciany, zabawki czy zaslony (wogole cokolwiek zoltego) natychmiast je zmienily bo podam do sadu o dyskryminacje
Nowoczesny Rodzic
w menu.
Jajka, serki, jogurciki jesz? Zdradź.
...rozsądził pan Nikyty.
Należy zatem rozumieć, że ROZUMIE i WIE jakie są źródła ewolucji.
No, a jak już wie, to niech się z nami podzieli tą rewelacyjna wiedzą, bo w przeciwnym wypadku możemy uznać,
że ta wiedza jest na tym samym poziomie co znajomość ortografii.
A co do wpływu diety wegetariańskiej na zdrowie rozwijającego się organizmu, to pani Nana ma całkowitą rację i jeśli zdarzają się przypadki zdrowia u dorosłych wegetarian ( choć raczej niedługo), to już dla dzieci taka dieta skazuje je na liczne niedomagania i niższy potencjał twórczy w przyszłości.
No, ale jeśli dla fanatyka ważniejszy jest dogmat o świętości każdego życia ( tu kłania się inny dogmat, dość podobny, bo z podobnego filozoficznie źródła - o życiu poczętym) niż realne zdrowie i rozwój własnego dziecka, to niech karmi je kotlecikami z soi, czemu nie ?
Ale musi wiedzieć, że to z pobudek ideologicznych a nie merytorycznych !
zawsze ciekawiło mnie ,dla czego,dla tych "smakoszy zieleniny" tak ważny jest ten ich "sos" do kotlecików sojowych o smaku mięsa,czy ryby ???..jeśli mięso takie okropne ,to i smak jeszcze gorszy.. Nie cierpię tranu,który próbowano mi podawać na różne sposoby i tak mi obrzydł zapach ryb, że ich po prostu prawie nie jadam (szczególnie morskie),więc rozumiem taką "fobię" ale ze by jeść coś co nie jest mięsem o smaku mięsa, to zawracanie głowy ,a najpewniej ,to epatowanie oryginalnością.. Swoją drogą, to biedne te dzieciaki,bo ich cudowni rodzice wyłączają z normalnego dziecięcego świata różnych doznań..
,oczywiście,że tak,więc jak posyłasz dziecko do przedszkola,to niech będzie równo traktowane,czyli tak jak inne dzieci,bez osobnej "kuchni" i specjalistycznych dań,które są dużym problemem w t.zw. żywieniu zbiorowym.
a od dziesięciu lat mi kręgosłup nawala jak temu "mężczyźnie w sile wieku". Bo stara rura jestem po prostu, jak ten "mężczyzna w sile wieku". Nastąpiło u mnie i u "mężczyzny w sile wieku" zwykłe zmęczenie materiału i pospolite lenistwo, a nie wegetariańskie eksperymenty żywieniowe...
.
Od tutejszych specjalistów chętnie dowiedziałbym się kiedyż to Stwórca, bądź ewolucja przystosowała człowieka do odżywiania się świniami domowymi?
Czym różni się taka świnia od dzika łatwo sobie wyobrazić porównując choćby mocno początkującego kulturystę do "amerykańskiego hamburgermana" o zbliżonej masie.
W takie niuanse jak to, kiedy właściwie ukształtował się układ pokarmowy człowieka i jakie szanse na bycie mięsożerną w pełniejszym sensie, niż możliwość sporadycznego uraczenia się jakąś porzuconą padlinką, miała mała, słaba i łysawa małpa wnikać chyba nie ma nawet sensu. Niektórzy najwidoczniej myśląc o zdobywających pożywienie przodkach człowieka wyobrażają sobie północnoamerykańskich Indian polujących na bizony, a to w tym kontekście jest przypadkiem poważnego zaawansowania cywilizacyjnego.
Na jedno tylko zwrócę jeszcze uwagę. Otóż, jak bardzo służy kondycji zdrowotnej i potencjałowi twórczemu "mięso", widać jak na dłoni obserwując współczesne społeczeństwa, ale przecież Pantarak to jeden z tych, którym muzyka w tańcu nie przeszkadza, więc na sensowne wnioski i w tym wypadku nie ma co liczyć...
Szkoda tylko, że nie pochwalił Paninany za mądrość, zgodnie z którą człowiek w zimie potrzebuje zdecydowanie więcej protein (czyt. białka), niż w lecie ;-)
Misiu, tu nie o to chodzi czy soja jest zdrowsza niż schabowy czy odwrotnie, tylko o to, czy w imię fanaberii rodziców mamy tworzyć oddzielną dietę dla każdego przedszkolaka.
Tak jak Nana i Tarak w ogóle się nie orientujesz w kuchni wegańskiej i wegetariańskiej. Dlaczego nie możemy używać sosów z grzybów, z duża porcją lubczyka ? Dobry sos tylko dla mięs ? Zjedz samo ugotowane mięso w wodzie lub podsmażone na smalcu, czy aż tak tobie smakuje, bez ziół, pieprzu i innej zieleniny? Nie, dopiero sos z różnych warzyw i ziół go ulepsza. Więcej tolerancji, naprawdę świat jest wielki i kolorowy, nie wszystko się zaczyna i kończy na mięsożernych katolickich heteroseksualistach.
... człowieka do odżywiania się świniami domowymi?"
- dopytuje się pan M.Bucharin.
Pan M.Bucharin, to jeden z tych dyskutantów, którzy nie wiedzą ile mają nóg, dopóki im tego ktoś nie powie a przy okazji nie udowodni, że dwie, to lepiej niż trzy.
No, ale co tam, odpowiem: od wtedy, gdy świnia dała się udomowić.
Bo już wtedy ( a było to kilka tysięcy lat temu) dla wszystkich mięska z dzika nie starczyło.
M.Bucharin jest, jak widać, zwolennikiem dziczyzny.
O takich szczegółach, jak budowa przewodu pokarmowego naczelnych, może sobie p.M.Bucharin poczytać w Wikipedii, jeśli
dotychczas o tym nie słyszał, ale nie to jest przecież istotą walki wegetarian z mięsożercami, ale moda na wschodnią filozofię, a mianowicie dżinizm, wymyślony przez niejakiego Mahawirę, który w rygorystycznym traktowaniu ahisy posunął się tak daleko, że zagłodził się na śmierć, a potem także wielu jego zwolenników.
Tyle, że to było dwa i pół tysiąca lat temu !
Może i dzisiejsi wegetarianie nie myślą o tym, że takie "niezadawanie gwałtu innym istotom" prowadzi w konsekwencji do samozniszczenia, ale są na dobrej do tego drodze.
Jeszcze dalej w swej cudaczności poszli adżiwikowie pod przywództwem Gosiali, którzy wychodząc z tych samych założeń co dżiniści, posunęli się do takiego zaostrzenia ich reguł, że dla świętości ciała chodzili nago. Adżiwikowie przypuszczali wszakże, że żadna surowa asceza nie zmieni przeznaczenia i w ostateczności stanie się to, co i tak miało się stać , więc właściwie diabli wiedzą po co tak się poświęcali.
Podobnie jak dzisiejsi wegetarianie !
Oczywiście, w całej ludzkiej historii zawsze były jakieś mody która odchodzą, gubią znaczenie aby ponownie powrócić, moda na wegetarianizm, moda na mięso, moda chodzenia na tylnych łapach, na lewice, na liberalizm, na samochody, na małżeństwo, na chrześcijaństwo, na Amerykę, na komunizm, na łyżki, na papier toaletowy, na prysznic, na mleko, na szczupłą sylwetkę, na nationalizm, na farbowanie włosów, na myszkę miki itd. To część życia/ewolucji, można tez to nazwać modą.
Właśnie mamy strajk na Śląsku. Policaje terroryzują ludność uciążliwymi kontrolami. Ich prowokacyjne zachoewania osiągają szyty!!!! Społeczeństwo wkurzone do białości. Na kwiecień są szykowane masowe zwolnienia w produkcji sięgające dziesiątek tysięcy ludzi.
A tu co? CISZA???????!!!!
Ani mru mru!!!!
Widać gołym okiem jaką macie towarzysze wieź ze społeczeństwem.
NIC tylko GRATULUJE TOWARZYSZĄ!
TFU !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
ale odczep się od moich fobii (podobno wg.ciebie homo)i tp. Ja Ci jadłospisu nie narzucam. Akurat nie jestem przesadnie mięsożerna,więc nie będę schabu bronić jak Częstochowy,ale to TY jesteś nietolerancyjna usiłując narzucić swoje "fobie " innym. Doszłaś w swej nietolerancji do "wyznania wiary" ,jako zło ,czy coś w tym guście..napisane to było bardzo złą polszczyzną, tak ,że właściwie sama sie zapętliłaś. Poza tym zapewniam ćię że mój świat "starej baby" jest bajecznie kolorowy, nawet bez lubczyku,bo sama sobie potrafię go przenieść na "blejtram" bez smakowych doznań wegetariańskich.Ale szanuję twoje poglądy chociaż się z nimi nie muszę zgadzać,w końcu i tak powinnaś podziękować Nanie,że swoją pracą w ogrodzie pomaga przyrodzie w produkcji różnorakich kiełków.
kłamiesz świadomie albo i nie świadomie, ale kłamiesz. Nie masz pojęcia, jak wyglądało by Twoje życie, gdybyś nie była jaroszką. Bowiem nasze myślenie - sposób jego przebiegania - zależy także od spożywanego jedzenia.
Zaprzeczać możesz ile chcesz, ale są to fakty. Mianowicie, w czasie metabolizmu uwalniają się substancje, które zasilają organizm człowieka. I nie jest obojętne, co człowiek je, bo z tego, co on je produkowane są te elementy zasilające/regenerujące ludzki - i nie tylko - organizm. Jeżeli uważasz, iż wystarczy, że coś do brzucha wrzucisz i najważniejsze jest nie czuć głodu - Twoja sprawa. Najszybciej uczucie głodu likwiduje celuloza - nieprzyswajalna przez ludzki organizm z racji nie posiadania przez niego bakterii celulozę rozkładających.
Ale co tam, przetłumaczę kawałek z programu Quorks&co o jelitach człowieka:
jelita płodu i macicy są całkowicie sterylne. W czasie ciaży nie żyje ani jedna nawet najmniejsza bakteria w jelitach dziecka. Ale już przy porodzie w pochwie dziecko przejmuje do swojego ciała pierwsze bakterie przez usta i one się tam rozmnażają gwałtownie.
Jakie są to bakterie zależy od różnych czynników: czy to jest poród naturalny czy przez cesarkę?
Czy dziecko jest karmione piersią czy z butelki?
Już same te fakty wpływają na rodzaj bakterii, które każde dziecko od narodzin zbiera.
W dalszym przebiegu życia dużą rolę gra przypadek: z jakimi bakteriami dziecko ma do czynienia przez osoby, z którymi się styka, co je, co nałapie w piaskownicy.
Każdy człowiek indywidualnie w pierwszych latach swojego życia rozwija swoją własną florę bakteryjną.
I ona ma potem wpływ na całe jego życie.
Niektórzy badacze uważają, że nasza flora bakteryjna ma wpływ nie tylko na naszą wagę i zdrowie, ale także steruje naszym zachowaniem.
Bakterie jelitowe w ciągu naszego życia decydują o naszym metabolizmie. Ale nie tylko pomagają nam przy przyswajaniu pożywienia, lecz także współpracują z naszym systemem odpornościowym.
I przez to czynią nas podatnymi na określone choroby.
Matka i ojciec też dają swoje bakterie na drogę życia swojego dziecka.
Czy nasze zdrowie mieszka w jelitach?
Zakłócenie równowagi flory bakteryjnej w jelitach powoduje, że jesteśmy podatni na pewne choroby
Znaleziono powiązania nie tylko z chorobą jelita wrażliwego, raka jelit ale także z cukrzycą II stopnia.
Ale także w chorobach autoimmunologicznych, jak reumatyzm, multiple skleroza powiązania z florą bakteryjną uważają naukowcy za prawdopodobne.
Nawet choroby wieńcowe, wysoki poziom cholesterolu i podobne są w związku z tym dyskutowane.
Bakterie wpływają na nasze życie.
Nasz brzuch jest biotopem dla bilionów bakterii.
Różnorodność bakterii w naszym systemie trawiennym jest zadziwiająca.
Peer Bork i jego zespół w Europejskim Laboratorium Biologii Molekularnej w Heidelberg przeanalizowali dokładnie geny bakterii jelitowych.
I wiedzą teraz, że każdy człowiek ma w jelitach co najmniej 160 rodzajów różnych bakterii - z 1000 możliwych.
Następny wynik badań zaskoczył naukowców: oni oczekiwali, że bakterie są rozłożone w jelitach całkowicie przypadkowo. Zamiast tego znaleźli trzy typowe wspólnoty bakterii jelitowych.
Każdy człowiek może być przyporządkowany dokładnie jednej z tych grup. Jak w każdej wspólnocie tak i w tych tylko niektóre bakterie chcą żyć razem z innymi bakteriami.
Te wspólnoty bakteryjne zwane są Enterotypami.
Naukowcy porównali to z grupami krwi, ponieważ do jakiej grupy Enterotypowej człowiek należy nie jest zależne od płci, pochodzenia ani body mas index.
Przebadano próbki kału ponad 1000 ludzi z Europy, Azji i Ameryki.
Kto z kim mieszka? Nie tylko przypadek!
Nasze bakterie nie żyją ze sobą przypadkowo. Zawsze wytwarza się jedna z trzech grup i zawsze jeden rodzaj bakterii jest "prowadzący".
Typ jelitowy 1 ma jako bakterie przewodzące tzw. Bacteroides. Te bakterie rozkładają szybko cukier i przekazują do organizmu ludzkiego.
Typ jelitowy 2 jest pod przewodnictwem bakterii o nazwie Prevotella. W tej wspólnocie jest wiele rodzajów bakterii, które produkują witaminy, ale czy w wystarczającej dla człowieka ilości tego naukowcy nie wiedzą.
Typ jelitowy 3 - do niego należą bakterie kuliste Ruminococcus. Są to bakterie, które nawet niestrawną celulozę potrafią rozszczepić na cukier i tym uczynić ją przyswajalną dla człowieka. Ci ludzie są prawdopodobnie najlepszymi przerabiaczami pożywienia.
Mikrobiom - czyli wszystkie mikroorganizmy, które nas zasiedlają, wydają się mieć na nasze życie decydujący wpływ. Bakterie jelitowe umierają, gdy zetkną się z tlenem z powietrza, nie daje się wiec ich tak bezproblemowo hodować w laboratoriach. Więc raczej skupiają sie naukowcy na badaniu genomu bakterii.
Zaskakującym wynikiem było, że sławna bakteria "Escherichia coli" wcale nie jest tak częsta we florze bakteryjnej. We wszystkich trzech typach wspólnotowych stanowi ona tylko 0,5% wszystkich bakterii i jest na miejscu 50. Powodem tego, że jest ona często wykrywana jest, iż jest ona odporna na działanie tlenu. " - to tak w skrócie.
A szczupła sylwetka nic nie znaczy oprócz tego, że jej właściciel mało waży.
Nie dalej jak wczoraj był program o niemieckiej młodzieży płci żeńskiej (ciekawe, że chłopcy są jakby roztropniejsi), która to młodzież przez internet zakłada grupy "wspólnych zainteresowań", i głównym zainteresowaniem owej że grupy było odchudzanie w wersji hard. Bidulki ważąc ponad 40kg uważały się za grube i co dzień chwaliły się tym, ile to której w ciągu dnia udało się schudnąć - mierzone w dekagramach! Jedno wymionko z serkiem - znane u nas także w postaci wymionka całego składającego się z czterech "dójek" wypełnionych każda jedną łyżką twarogu przetartego z paroma miligramami owoców - dziewczęta te jadły godzinami! chwaląc się, która dłużej utrzymała to w ustach nie wymiotując. A tak! Zachód to potęga i takie też tam mają! W tym współzawodnictwie chodzi praktycznie głównie o to, kto wygra, a wygra ten, kto pierwszy umrze. Zaręczam, nie zmyśliłam ani słowa i wcale mnie to nie cieszy.
Człowiek jest dostosowany do zróżnicowanego pożywienia i żadne filozofie tego nie zmienią.
A dżiniści dodatkowo noszą maski na twarzach, by przypadkiem nie połknąć komara czy innego owada, bo to by uderzało w ich miłość do Natury, a także wyskubują sobie każdy - nawet najmniejszy włosek z ciała. No, to się nazywa harmonia z Naturą! Wszystko, co Natura ma im do zaoferowania oni uważają za złe, a najbardziej samych siebie.
A czy ktoś w tym artykule narzuca wegetarianizm innym dzieciom? A tak szczerze, dlaczego mięsożercy mogą narzucać swoje danie a już wegetarianie nie? I ty odczep się od mojej Polszczyzny, na pewno jest lepsza od twojej Angielszczyzny, jeszcze jedna fobia? No i tak, dziękuję Nanie za jej ogródek.
Jesteś przekonana o swojej racji, ja o swojej, jak wierzący i ateista. W artykule do którego dodajemy nasze komentarze jest mowa ze dzieci które są wegetarianie (tak rodzicie ich wychowały) powinny mieć dostęp do innych dan niż mięsnych. I co w tym złego? Naturalnie, maluch może uwielbiać mięso a rodzicie chcą żeby nie jadł, i vice versa, nie cierpi mięcha a rodzina go zmusza, a w Polsce to jest taki mały obłęd z tym zmuszanie dzieci do jedzenia. Badan jest wiele, do wyboru do koloru, co komu odpowiada zaś nawet nie będę wypisywać się. Ale powinien być wybór dla mniejszości, czy to ateista, homoseksualista, wegetarianin czy co tam jeszcze, nie powinni być od razu ośmieszani, atakowani. Jestem wegetarianką już chyba ponad dziesięć lat, przed tym byłam bardzo mięsożerna i nawet do dziś wspomnienia są miłe, a jak jestem poza domem i nie mam wyboru a jestem głodna to wcinam to co zdobędę. Przestałam jeść mięso przez empatie dla tych biednych zwierząt w tych przemysłowych hodowlach, gdybym wróciłam do mięcha, to tylko ekologicznego. Córka jako dziecko nie lubiła mięcha (tak samo jak ja, ale matka mnie zmuszała) nie chciała jesz te obrzydliwe tanie parówki przedszkolne, jeszcze nie byłam wegetarianką ale nigdy córkę nie zmuszałam do jedzenia czego nie chciała, potem córa polubiła mięso, dziś jak się wyczytała o jego szkodliwości (mówię o przemysłowej hodowli) to ogranicza. Jestem stanowczo przeciw wychwalania mięsa jako niezbędny dla zdrowia.
tarak:
"Należy zatem rozumieć, że ROZUMIE i WIE jakie są źródła ewolucji."
oczywiście, że wie i rozumie, ewolucja jest procesem dostosowywania się organizmów do warunków - jeśli się bliżej przyjrzeć jest to process doskonale zbadany przez naukowców
stfórca nie ma nic do czynienia z nauką - tłumaczyć zjawiska stfórcami jest objawem braku zdolności zrozumienia czytanego tekstu, a nie znakiem dojrzałości duchowej
"A co do wpływu diety wegetariańskiej na zdrowie rozwijającego się organizmu, to pani Nana ma całkowitą rację i jeśli zdarzają się przypadki zdrowia u dorosłych wegetarian ( choć raczej niedługo), to już dla dzieci taka dieta skazuje je na liczne niedomagania i niższy potencjał twórczy w przyszłości."
przykłady poproszę w takim razie
bambosz:
jeśli czegoś nie rozumiesz o wegetarianizmie, pytaj się wegetarian, zamiast plotkować o tym czego nie rozumiesz z resztą takich co mało kuma
to nie w smaku problem, ale w genezie
tylko parę wybranych problemów.
1. Witamina B12
jedynym źródłem wit. B12 są produkty pochodzenia zwierzęcego (np. organy wewnętrzne, jaja oraz mleko). W roślinach występują analogi wit. B12, ale nie są one dla organizmu ludzkiego biodostępne. Podobnie jest w przypadku drożdży. Zarówno piwowarskie, jak i konsumpcyjne, drożdże nie zawierają w stanie naturalnym witaminy B12 - uzyskują ją z zewnętrznych źródeł pochodzenia zwierzęcego często poprzez minipulacje genetyczne. Wit. B12 wytwarzana w jelitach nie jest absorbowana do organizmu... Hinduscy weganie, którzy emigrowali do państw zachodnich utrzymując dietę wegańską, masowo chorowali na niedokrwistość megaloplastyczną
2. Wit. D
wytwarzana może być przez organizm przy współudziale promieniowania UV Słońca. wytwarzana jest z cholesterolu. Dzienne zapotrzebowanie na tą witaminę wynosi od 1700 do 2500 j.m. (dane wg komitetu WHO ds witaminy D). Cholesterol albo dostarczany jest ze źródeł pokarmowych (znów tylko zwierzęcych) albo wytwarzany w organizmie z kwasów tłuszczowych (głównie znów pochodzenia zwierzęcego, bo to są kwasy nasycone).
Rośliny posiadają prowitaminę D2, która przy udziale różnych enzymów przekształcana jest do D3 - czynnej postaci. Problem polega na tym, że ergokalcyferol w dawkach dobowych powyżej 800 j.m. jest trujący dla organizmu człowieka. Oznacza to, że źródła pochodzenia roślinnego nie są w stanie zaspokoić nawet w połowie dobowego zapotrzebowania na tą witaminę...
3. Wit. A.
są dwie jej postacie - czynna wit. A, dostępna znów głownie w organach wewnętrznych lub prowitamina - betakaroten w roślinach. Ale betakaroten może zostać zaktywowany tylko w obecności zółci. Betakaroten więc zużywa żółć by zostać przekształocnym w prawdziwą wit. A. Żółć jest wytwarzana m.in. z cholesterolu, więc brak źródeł zewnętrznych zwierzęcych (weganizm) doprowadza z czasem do problemów metabolicznych...
4. wegetarianie są wolni od miażdżycy i chorób serca oraz raka bo nie jadają tłuszczów nasyconych
fakty:
płytki miażdżycowe są zbudowane głównie z nienasyconych kwasów tłuszczowych, a zwłaszcza wielonienasyconych, a więc takich, które obficie występują w olejach roślinnych, a nie z nasyconych zwierzęcych.
Czynnikiem miażdżycorodnym jest wysoki poziom cukru oraz insuliny we krwi.
wykazano, że kwasy tłuszczowe typu trans powodują arteriosklerozę, chorobę wieńcową, raka. Kwasy tłuszczowe typu trans występują w margarynach i tłuszczach roślinnych do pieczenia oraz w potrawach wytwarzanych przy ich zastosowaniu. Podobne działanie wykazują uszkodzone wielonienasycone kwasy tłuszczowe, które obficie występują w roślinach.
wykazano, że spożywanie nadmiaru kwasu tłuszczowego Omega-6 (wielonienasycony kwas tłuszczowy obecny obficie w np. oleju słonecznikowym) względem kw. Omega-3 jest główną przyczyną niektórych postaci raka oraz zawałów serca.
Kwasy szeregu Omega-3 są obecne przede wszystkim w rybach. Oleje roślinne zawierają wadliwe tj. niezdrowe proporcje tych kwasów. Za dużo posiadają bowiem kwasów Omega-6. Wielonienasycone kwasy tłuszczowe wymagają dużej dawki antyoksydantów, ponieważ łatwo ulegają w organizmie uszkodzeniu tworząc czynniki karenogenne i miażdżycogenne. Dlatego też, choć bardzo zdrowe i niezbędne, muszą być spożywane w umiarze i na pewno nie mogą być używane jako zastępnik tłuszczów nasyconych czy jednonienasyconych.
Od lat 70. społeczeństwa zachodnie (ale i polskie) zmieniły nawyki żywieniowe zmieniając tłuszcze pochodzenia zwierzęcego (smalec, masło oraz słonina) na tłuszcze pochodzenia roślinnego (olej słonecznikowy), a mimot to choroby nowotworowe oraz choroby serca i układu krwionośnego zwiększyły się wielorktonie, także u dzieci
Oxfordzkie badania na 53 tys. wegetarian pokazały, że wegetarianie są bardziej narażeni na nowotwory jelita grubego.
Uniwersytet Kolorado pokazał, że dieta sojowa u niektórych mężczyzn może doprowadzić do choroby serca, powodując jego przerost i zwłóknienie.
5. wegetarianie są wolni od cukrzycy
kolejny mit
istnieją różne postaci cukrzycy, w tym cztery, które stwierdza się właśnie w kulturach opartych na diecie wegetariańskiej.
są to cukrzyca białkozależna (z niedoboru pełnowartościowego białka)
kaloriozalezna (z powodu niedoborów kalorii w diecie, co powoduje zmianę ekspresji genów wątroby i trwałe włączenie glikoneogenezy, co powoduje wzrost glukozy na czco poza wartości referencyjne i prowadzi do uszkodzenia tkanek - podobny efekt jest u osób na diecie mieszanej, które się latami odchudzają)
insulinozależna (z powodu spożywania produktów wysokowęglowodanowych, wysoki poziom insuliny i cukru stale obecny w ciągu doby powoduje niszczenie komórek trzustki)
cukrzyca amylopektynowa - amylopektyna składnik zbórz, który powoduje to, że organizm staje się "głuchy" na insulinę jest to tzw. insulinowa oporność tkanek czyli cukrzyca typu II w pierwszym stadium
6. soja jest doskonałym zastępnikiem mięsa
to kolejny mit
tylko sfermentowana i wykiełkowana soja jest względnie bezpieczna dla człowieka. Niesfermentowana zawiera w dużych ilościach dwa składniki pożywienia bardzo szkodliwe dla człowieka:
izoflawony-fitoestrogeny (w tym genisteina)
oraz fityniany.
choć w badaniach ustalono, że do dawki 40 mg genisteiny na dobę nie wywołują u dorosłych mężczyzn zmian hormonalnych, to ilości w dawce już 3 mg na kg wagi należnej ciała (czyli 180 mg dla mężczyzny 175 cm wzrostu o bmi 20) powodują wzrost estrogenów oraz hamowanie testosteronu i jego pochodnych. przy dawce 5 mg na kg następuje całkowite wyłączenie osi przysadka-nandercza-jądra.
Dla porównania, zawrtość fitoestrogenów w suchej soi wynosi ponad 200 mg na 100 gram produktu, a soja nie jest jedynym produktem zawierającym fitoestrogeny.
U noworków karmionych mlekiem sojowym stężenie estrogenów we krwi jest od 12 do 23 tysięcy razy wyższe, niż przewiduje to norma. Odpowiada to podaniu noworodkowi 5 tabletek antykoncepcyjnych dziennie.
stwierdza się, że wśród urodzonych chłopców z matek wegetarianek jest pięciokrotnie więcej z wadami rozwojowymi narządów płciowych (spodziectwo, niezstąpienie jąder, hermafrodytyzm, bezpłodność)
Badania ukazały, że chłopcy urodzeni z hypospadia (spodziectwo) czterokrotnie częściej niż w zdrowej populacji są homoseksualistami w dorosłym życiu. Wynika to z oddziaływania hormonów matki w życiu płodowym na mózg płodu.
Ryzyko rozwinięcia się homoseksualizmu (egodystonicznego) u dzieci z wegetariańskiej matki jest o 30% większe, niż u matki niewegetarianki.
nawet dorośli mężczyźni mogą wykształcić cechy kobiece (ginekomastia, wydzielina mleka) pod wpływem spożywania dużej ilości soi co wykazały badania eksperymentalne Uniwersytetu Pólnocnej Karoliny.
Pediatrzy w USA, w którym przemysł dodaje soję do niemal wszystkich produktów spożywczych, obserwują wzrastającą liczbe chłopców z zespołem estrogenowym
fitoestrogeny/izoflawony są przyczyną pewnych form nowotworów piersi, dziecięcej białaczki, zaburzają działanie tarczycy i powodują bezpłodność u wszystkich gatunków zwierząt, które dotąd badano
Soja zawiera także inhibitory trypsyny, tj. substancje chemiczne, które blokują działanie enzymu trawiącego białko.
Praktycznie wszystkie produkty przetworzone na bazie soji są produktem zaawansowanej chemii. Taką soję płucze się w mocnych zasadach, potem wypraża w ultra wysokiej temperaturze (co niszczy obecne wielonienasycone kwasy tłuszczowe, a to potem rodzi sklerozę), płucze z enzymami i kwasami, w wyniku czego soja traci część aminokwasów egzogennych oraz witamin.
Do protein roślinnych rutynowo dodaje się neurotoksynę MSG, aby nadać im smak podobny do potraw, które naśladują.
Soja nieprzetworzona wykazuje podobnie jak inne strączkowe brak cysteiny i metioniny, tryptofanu. Co więcej, soja nie zawiera witamin A i D koniecznych organizmowi do przyswajania protein strączkowych, a jak wiemy wit. D budowana jest głównie z cholesterolu, a więc składnika zwierzęcego.
Co ciekawe, spożywające soję kultury azjatyckie łączą soję zwykle z rybą lub rosołem z ryby, które są bogate w rozpuszczalne w tłuszczu witaminy, lub z innymi tłustymi zwierzęcymi potrawami.
Ilość spożywanej soji w Japonii, kraju o najwyższym naturalnym kulturowym spożyciu soji nie przekracza 12 gram na dobę, a w diecie wegetarian zachodnich sięga 100 g na dobę...
fityniany z kolei to substancje, które uniemożliwiają wchłanianie takie składników pokarmowych jak cynk, żelazo, magnez, wapń. Tylko wielodniowe moczenie w wodzie (ciepłej) powoduje obniżenie zawartości fitynianów o 80% (zboża również zawierają fityny)
Fityny szkodzą również aparatowi wzrokowemu....
Z tego powodu u wegetarian spotyka się częściej anemię, zaburzenia neurologiczne, osteoporozę oraz zaburzenia wzroku (w Japonii 9 na 10 dzieci ma problemy ze wzrokiem)
Soja zawiera nitrozaminy, silnie nowotworowy czynnik.
A teraz sobie odpowiedzcie na pytanie, czy żywienie dzieci dietą wegetariańską jest żeczywiście takie zdrowe. Trzeba bowiem odróżniać fachową wiedzę od propagandy wege.
A ja powtarzam, badań jest różnorodnych, sponsorowane przez różne organizacje, i to tylko od nasz zależy co chcemy wyłapać z tego wszystkiego. Wszystkie argumenty Thora można obalić innymi badaniami, pro wegetariańskimi. Niestety, dobrze wasz rozumiem, bo gdyby ja dalej jadłam mięso to tez bym się zdenerwowałam ze ktoś ma bezcelność kwestionować zasady na których byłam wychowana, wierząc w nie tak samo jak nie omylność służby zdrowia i boga i sprawiedliwej zachodniej demokracje.
...- jeśli się bliżej przyjrzeć jest to process doskonale zbadany przez naukowców."- pisze pan Nikyty
*
No, niestety, nie jest to odpowiedź na moje pytanie o ŹRÓDŁO
ewolucji we Wszechświecie.
Nauka opisała procesy zachodzące w przyrodzie , nazywając je ewolucją, nie próbując nawet odpowiedzieć na zasadnicze pytanie:
dlaczego jest raczej coś, niż nic
co właśnie jest pytaniem o źródło procesów, tak doskonale Pana zdaniem, opisanych przez Naukę.
Żeby pomóc Panu zejść na ziemię, przypomnę, że jako ludzie potrafimy dostrzec jedynie około 4% rzeczywistości istniejącej we Wszechświecie, a to jet zdecydowanie za mało by wnioskować o całości.
Więc jednak nie wie Pan nic o źródłach ewolucji i tylko się Pan przechwalał przed kolegami forumowiczami.
Co do innych wątpliwości, o szkodliwości wegetarianizmu na organizm ludzki, to zrobił to wyczerpująco pan Thor,
więc powtarzał nie będę, z tym zastrzeżeniem, że miażdżyca jest wg.najnowszej wiedzy, skutkiem przewlekłego zapalenia wyściółki naczyń wieńcowych w odpowiedzi na kolonie bakterii
pozostałych po nie do końca wyleczonych zapaleń płuc i oskrzeli w postaci kolonii przetrwalników. Powoduje to uszkodzenie tej wyściółki, co organizm naprawia poprzez tworzenie płytki miażdżycowej. Ale ponieważ podstawowa choroba ( bakterie) nie zostaje wyleczona, to te płytki miażdżycowe tworzą zwężenie tych naczyń i w konsekwencji
zawał.
Inne jest też obecnie spojrzenie na rolę antyoksydantów w organizmie, itd.
Nauka nieustannie coś poprawia i twierdzenie, że jakiś obszar istnienia jest doskonale znany, to gruba przesada.
ja też kiedyś użalałam się nad "biednymi zwierzątkami" i udawałam, że nie wiem, skąd bierze się mięso. Po tym, jak zamieszkaliśmy na wsi musiałam się z tym skonfrontować. Wiele gatunków zwierząt ma szansę przetrwać tylko wówczas, gdy będą także użytkowane na mięso. Inaczej się nie da.
Na przykład nasze kaczki by nas zjadły w sensie finansowym, a potem to by nie miały nawet gdzie mieszkać, gdybyśmy musieli ziemię opuścić, przyjmując, że by się w ogóle narozmnażały, w co wątpię, ponieważ gdy mało jedzenia to i potomstwo nieliczne. To samo dotyczy kur. Dopiero w optymalnych warunkach zwierzęta rozmnażają się właściwie, ale robi ich się z czasem coraz więcej. Jedna kaczka może wysiedzieć i 15 jajek, kura też tyle. I co dalej? Niechby przeżyła tylko połowa kurcząt/kacząt, to z dwóch kaczek byłoby tego już 30! I każda chce jeść. Więc co? posadzić kaczkę tylko na trzech jajkach, żeby miała potem jedynaka? A gdy przyjdzie rok niekorzystny, to co? I gdy taki pisklak zdechnie, bo mu się nie zechce żyć - a tak się przecież też zdarza, że zdrowy, zadbany, a zamyka oczy i koniec - naturalna selekcja czy co.
Wiec rozum ludzki nakazuje, by hodować tyle np. drobiu, by gatunek mógł sam się wzmacniać przez wymianę krwi z krzyżowania niespokrewnionych za blisko osobników, a jednocześnie zapobiegać wymarciu linii. To reguluje prosty wynalazek w postaci rosołu z drobiu. Po prostu, gdy zwierząt jest więcej, to się ich więcej zje, a gdy mniej, no to zachowuje się je do następnej wiosny, by mogły się rozmnożyć i tylko albo wymienia kogutami/kaczorami z sąsiadami, albo dokupuje z wylęgarni parę piskląt dla odświeżenia krwi, bo inaczej w chowu wsobnego rodzi się marne potomstwo i wymiera.
Więc to wszystko jest bardzo racjonalne i odbywa się z obopólną korzyścią.
Ludzie z miasta maja siłą rzeczy wypaczone pojęcie na temat zwierząt.
Pierwszą naszą kurę to Stary zabijał niemal z zamkniętymi oczami, a ja ją patroszyłam też zamykając oczy bo się okropnie brzydziłam kurzych flaków. Cud, że sobie wtedy nie poodcinałam palców. Musiałam zrozumieć, co jak wygląda i dlaczego tak jest, i już problemu nie ma. Mało tego! Oglądając flaki wiem, czy nasz drób odżywiany jest odpowiednio, bo to widać np. na wątrobie. Ponieważ ja nie zabiłabym za żadną cenę żadnej kury ani kaczki, a Stary nie tknąłby flaków, to mamy zadanie podzielone i tym sposobem jemy czasem pyszny rosół czy pieczony drób. Po prostu wszystko należy robić tak, jak być powinno i problemu nie będzie.
Wracając do dziecka wegetarianki, to nie ma prawa wymagać ona dla siebie przywilejów, jakich nie mają inni. Życie w grupie polega na kompromisach i to nieustannych, inaczej nie jest możliwa wspólna egzystencja. Wiadomo, że większość ma prawo - biologiczne, wymagać, by to do niej dostosować dane działanie, a mniejszość musi się z tym pogodzić. Od tego zależy przetrwanie gatunku, a gwarantuje je tylko większość.
Co do oleju roślinnego, to po podgrzaniu jest on zwyczajnie niestrawny.
Lata całe nie jadłam placków kartoflanych, bo używałam wyłącznie różnych olejów i tak usmażone nie dawały się strawić.
Jakiś czas temu (parę lat?) zaczęliśmy stosować wyłącznie smalec i masło klarowane do smażenia. I co? Wyśmienicie!
Placki trawią się łatwo, są chrupiące i przepyszne. W zimie nie marznę, nie mam kataru, nie przeziębiam się, nie mam już zimnych rąk i nóg. Co tam zimnych - lodowatych. Gdy kiedyś podałam komuś na powitanie rękę to był wstrząśnięty tym, że można mieć aż takie zimne ręce. A ja myślałam, że inaczej nie może być. Tak to jest, gdy wierzy się "naukowcom" którzy jak papugi powtarzają za innymi "naukowcami" a ci jeszcze za innymi i tak dalej.
Miernikiem tego, czy człowiek dobrze się odżywia jest to, jak się on czuje, czy jest zdrowy. Tego nie zastąpi żadna teoria naukowa.
to przytocz te badania prowegetariańskie, które rzekomo mają obalić tezy postawione w moim wpisie wczesniejszym. Chlapać ozorem każdy potrafi, ale już wskażać konretne badania - nie bardzo. Kwestie izoflawonów czy fitynianów to nie są kwestie, które badano w kontekście wegetarianizmu! Np. izoflawony to czynnik używany w abadaniach nad rakiem do wywoływania nowotworu sutka u szczurów, myszy. Jeśli więc eksperymentalnie używa się tych substancji do tworzenia raka, to czy myślisz, że spożywane przez ludzi nie będą miały żadnego wpływu na zdrowie? To, co tutaj usiłujesz robić, to psychologiczne mechanizmy wyparcia, minimalizowania i projekcji, a wszystko związane z dysonansem poznawczym. Zarzucasz, że badania wykazujące negatywny wpływ pewnych czynników obecnych w diecie wege, są sponsorowane. Tylko przez kogo? A czy badania wege nie są sponsorowane np. przez przemysł przetwórstwa soi? Sam przemysł amerykański wydaje rocznie 80 mlionów dolarów (tyle przynajmniej udokumentowano) na łapówki dla urzędników i na kampanie prowegetariańskie i prosojowe, polegające na publikowaniu w mediach, w internecie czy w książkach różnych tez o rzekomym prozdrowotnych właściwościach soi niesprawdzonych doświadczalnie lub stojących w jawnej spraczności z badaniami państwowymi. I tą papkę propagandową grono wege sobie kupuje jako prawdę.... Tymczasem spośród badań nad izoflawoanmi czy fitynianami nie ma ani jednego badania sponsorowanego przez przemysł rzeźny. Mądrej głowie taka informacja wystarczy, żeby zrozumieć "o co biega".
Jak ktoś nie chce jeść mięsa, ok. ja mu nie wróg. Tylko niech do licha nie wmawia nieprawdy, że jego model żywienia jest w 100% zdrowszy od modelu mieszanego.
Zawsze myślałem że w badaniach chodzi o ustalenie prawdy obiektywnej.
Narodu Polskiego i jego Jedynie Słuszne Tradycje Żywieniowe propagandy?
http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/opinie/20130322/czy-zwierzeta-potrzebuja-nowego-jezusa
w chorej kapitalistycznej Polsce zlobki i przedszkola rezygnuja z "ciotek w kuchni" na rzecz firm cateringowych, czekac tylko jak mcdonald zajmnie sie cateringiem i kazde dziecko na obiad dostanie hepi zmyla ;)
gdyby nie było to takie smutne. Mięsożercy "zapominaja", że ich "zdrowe" mięso pochodzi z bydła karmionego najtańszą soją, oczywiście gmo, nawaloną pestycydami i nawozami sztucznymi w ilościach przekraczających wszelkie normy przyjęte dla ludzi. Ponadto otrzymują paszę z mączką rybną(a rtęć???) i mielone padłe osobniki własnego gatunku jeśli tak się okaże taniej. Skoro znacie już pojęcie łańcucha pokarmowego to powinniście rozumieć mechanizm kumulowania substancji. Poza tym razem ze "zdrowym mięsem" przyjmuje się też hormony, antybiotyki, choroby i wszelki dobytek chorobowy zwierzęcia. TYmczasem nie słyszałam o panice przed chorobami roślin, np. pilna szczepionka dla zagrożonych mozaiką tytoniową? Azjaci, wychowani na soi, soi, soi i jeszcze raz soi nie mają laktacji ani powiększonych piersi!!! co za historie. A i jeśli chodzi o płodność to autorzy badan nie slyszeli chyba że najliczniejszymi populacyjnie krajami są... sojowe CHiny i wegetariańsko - wegańskie Indie.
Babka chce wegetariańskiego, nawet nie wegańskiego, jedzenia dla swojego dziecka, a nie dla całego przedszkola. I ma widocznie powody. Nie każe ci niczego u siebie zmieniac, ochłoń bo cię hormony chyba z ubojni poniosły.
a żebyś wiedziała, tamten tekst ma wydźwięk propagandowy.
1. sugeruje, że zabijanie, żeby zjadać to nieetyczne zachowanie, czyli wynikałoby z tego, że lew, lampart, wąż i inne zwierzęta drapieżne są nieetyczne, bo powodują cierpienie zwierząt zjadanych. z jednej strony twierdzi się, że cżłowiek jest częścią przyrody, a z drugiej chce, aby się swej natury wyrzekł dla wyższych ideałów....
2. "nadmiar produktów odzwierzęcych szkodzi", tak samo nadmiar produktów roślinnych szkodzi, argument więc żeby przestać w ogóle korzystać z produktów odzwierzęcych można obrócić w tezę - nie jedzmy w ogóle rośln, bo również w nadmiarze szkodzą. to jest głupi argument
3. fermy zużywają dużo wody i powodują dewastację środowiska globalnego i lokalnego, czyli zwierzęta powodują dewastację środowiska, bardzo ciekawa teza, ale autor zapomina, że uprawowe kultury roślinne zwłaszcza monokultury również dewastują środowisko i również zużywają dużo wody, ziemię czynią wyjałowioną i jedynym nawozem użyźniającym są zwierzęta i ich odchodzy..... Można oczywiście użyźnić ziemię nawozami sztucznymi, ale ich wytworzenie to proces energochłonny często z użyciem ropy naftowej.... znów orgnizmów nieroślinnych
autor nie zdaje sobie sprawy z tego, że przeszło 2/3 powierzchni zasiewów choć może być używane do produkcji paszy nie może być używane do produkcji żywności dla ludzi, bo ziemie te są tak słabe, że nadają się tylko na produkcję pastewną, paszową, a nie spożywczą. Ale to do "zielonych wegetarian" nie dociera. Oni znają się lepiej na rolnictwie niż sami praktycy - rolnicy. Niektóre ziemie są tak ubogie, że np. zboza nie osiągają plonów trzech ziaren, tj. stanu pozbawaljącego na odnowienie zasiewów..... Tymczasem na pastwiskach zwierzęta zjadają trawę (bo praktycznie nic innego tam nie urośnie), walą kupę, która użyźnia to pastwisko, a same dostarczają np. mleka i mięsa oraz innych produktów. Kości z kolei mogą być zmielone i trafić z powrotem jako nawóz i tak cykl się zamyka, czego nie byłoby gdyby takie pastwisko próować przerobić na pole np. kukurydzy lub soi, która i tak nie wydałaby ekonomicznych plonów no i byłby problem z nawożeniem, bo skoro się masę zieloną zabiera z pola, np. 100 kg z ha, to trzeba przynajmniej 6 kg na ha zwrócić różnych mikro i makroelementów, tylko z czego? ktoś zorganizuje zbiórkę kupy i moczu mieszkańców, tak jak się zbiera i selekcjonuje śmieci? już to widzę....
A jednak, Thor, jak widać - nawet duchowni się już zastanawiają, czy aksjomat zabijania - tzn. ludzkiego prawa do zabijania zwierząt - jest naprawdę taki niepodważalny. Czasy się zmieniają... Co mnie cieszy, rzecz jasna.
- to tak naprawdę bazowanie na mięsie jest u nas tradycją dość nową. Polska wieś była tradycyjnie półwegetariańska, mięso jadano w zasadzie dwa razy do roku, na Boże Narodzenie i Wielkanoc. Tak jadała w dzieciństwie i młodości moja mama, tak jadam od 22 lat ja - z wyłączeniem mięsożernych świąt, rzecz jasna.
Czy wiecie, jaki znakomity kapuśniak gotuję w tę marcową epokę lodowcową? Bez żadnych żeberek czy boczku, za to z grochem, plus warzywa, majeranek i inne ingrediencje. Mój przyjaciel - mięsożerca, ale nie fundamentalista - zajada się nim. A kiedy mu zaproponowałam: "Możesz sobie dodać do tego trochę swojej kiełbasy", odparł: "Kochana, kiełbasa może mu tylko z a s z k o d z i ć". I to był największy komplement, jaki mogłam usłyszeć:-)
W młodszych latach pracowałam w zoo, nie jednego szczura itp musiałam uśmiercić. Moje motto nie zabijać jeśli nie ma takiej potrzeby, dla siebie, jako człowiek, takiej potrzeby przez długie lata nie mam. Kupuję pokarm dla swoich psów i kotów hodowany w normalnych wiejskich warunkach. Co do przemysłowej hodowli zwierząt , cierpienie w czasie śmierci to drobiazg z porównaniu z życiowym cierpieniem tych biednych zwierząt. A wiesz ze Czech już wynalazł sposób na hodowanie samego mięsa, kilka komórek, chyba klonuje lub cóż podobnego, no i jest stek bez myślącego zwierzaka. Ale mało kogo to interesuje bo przemysł zbudowany na przemysłowej hodowli zwierząt jest ogromny i bardzo potężny. Dopiero jak naprawdę zabraknie wody, coś się zmieni w tej sprawie.
Wykopaliska starych Słowian pokazują ze ich główne pożywienie to proso (jagło) i inne kaszy, fasola, warzywa i lokalne, jadalne korzenia, mięso spożywali tylko na uroczystość.
2. nie istnieje zjawisko nadmiaru produktów roslinnych w diecie
3. większość emisji gazów cieplarnianych pochodzi z przemysłowych farm zwierzęcych, nie ma co sie oburzać na fakty
"przeszło 2/3 powierzchni zasiewów choć może być używane do produkcji paszy nie może być używane do produkcji żywności dla ludzi"
zwierzęta w mięsnej produkcji przemysłowej nie sa wypuszczane na żadne pastwiska i karmione są paszą, która nie pochodzi z terenów o których piszesz
"Z tego powodu u wegetarian spotyka się częściej anemię, zaburzenia neurologiczne, osteoporozę oraz zaburzenia wzroku"
jestem wegetarianinem prawie 20 lat, nie mam żadnych objawów awitaminozy, znam wegetarian z dłuższym stażem (wliczając ludzi, którzy nie jedli mięsa od urodzenia), nie znam żadnego przypadku szkodliwych objawów - słyszałem o dwóch przypadkach anemii
Zawsze nie śmiech ogarnia jak czytam teksty o cierpieniu organizów niezdolnych do odczuwania uczuć wyższych, nie wiem skąd się bierze owa wiara, że tak prymitywne zwierzęta jak np ryby mogą odczuwać tak skomplikowane procesy psychiczne jak cierpienie (nagminnie mylone z bólem fizycznym). ewentualnie jakieś szczątki odczuwania cierpienia czy szczęścia mogą mieć niektóre gatunki małp człekokształtnych i np delfiny. reszta organizmów ze względu na budowę mózgu, brak autorefleksji, samoświadomości nijak nie moze cierpieć. Co najwyzej moze odczuwac ból fizyczny.
Ta "personalizacja" zwierząt bierze się chyba z nadmiaru disney'owskich bajek i idiotyzmów serwowanych w massmediach na tematy związane ze zwierzętami
Już dawno zauważyłam ze wielu ludzi ze skłonnością do anemii maja bardzo małe apetyty, a do mięsa obrzydzenie (ludzie cierpiący na fobie/zaburzenia pokarmowe itp), zaś zostają wegetarianami lub weganami ale, niestety, za mało jedzą, dosłownie jak wróbelki, co tylko pogarsza ich stan. Powinni zwiększyć porcje, czy to mięsne czy bez mięsne, ale oni nie są w stanie tyle zjeść i właśnie tacy ludzie często dają wegetarianom i weganom złą sławę.
"większość emisji gazów cieplarnianych pochodzi z przemysłowych farm zwierzęcych, nie ma co sie oburzać na fakty"
a nie przypadkiem z ocenanów?:)))
a mnie i śmieszą i przerażają czubki które nie są w stanie czuć empatii dla zwierząt
za wyborem wegetarianizmu nie przemawia i przemawiać nie musi antropomorfizacja zwierząt hodowlanych - jeśli jest to jedyna przsłanka jaka jesteś sobie w stanie wyobrazić i ustosunkować się, to jest to albo objaw protekcjonalnego podejścia, albo twoje ograniczenie. w obu przypadkach odpowiadać nie muszę
oceany pochłaniają część dwutlenku węgla, co powoduje zakwaszenie wody i prowadzi w perspektywie do zdestabilizowania łańcucha pokarmowego
istnieją badania które mogą sugerować, za wcześnie żeby powiedzieć z całą penością, że ocean arktyczny może być źródłem gazów cieplarnianych, badania nad tym dalej są w toku
przemysłowe farmy zwierzęce są największym źródłem gazów cieplarnianych, nie wspominając że źródłem niskiej jakości mięsa. zaraz za nimi są paliwa kopalne - przykład: roczna produkcja mięsa na pokrycie potrzeb psa trzymanego w domu jest większym źrodlem emisji, niż używanie samochodu przez ta samą rodzinę w tym samym okresie czasu
nie pomyślałam nigdy o tym! Ale porównując pod względem zużycia wody pies (jedzący mięsną karmę) i samochód też mamy ładny wynik. http://ni.lovefoodhatewaste.com/node/3838 dane dla typowych produktów jesli ktos jest zainteresowany.
Wracając jednak do artykułu wyjściowego - ciekawe jak wielkim szokiem dla polskiego systemu szkolno - przedszkolnego jest dziecko wegańskie... Jakby naprawdę trzeba było komuś tłumaczyć dlaczego nie ma się ochoty jeść czegoś co wyszło z kurzej, za przeproszeniem, duppy :|
co do artykułu pod którym komentują tu głównie antywegetarianie trzeba wskazać jeden drobiazg:
szkoły i przedszkola muszą się dostosować, nie ma argumentów usprawiedliwiających wrogość względem wegetarianizmu
reakcje antywegetarian są absurdalne, ich wyobrażenia śmieszne
Ale za to zajada sie zepsutym ogorkiem czy salatka z zepsutej kapusty :)
...pokarmowego.
Istnieje przekonująca teza, że gdyby był roślinożercą, to nigdy nie zostałby człowiekiem ze względu na niską kaloryczność żywności pochodzenia roślinnego.
Mówiąc wprost, to dzięki pokarmowi mięsnemu rozwinął się nasz mózg bardziej niż u innych zwierząt i teraz możemy deliberować nad niehumanitarnymi(!!!) warunkami hodowli.
Ktoś mógłby powiedzieć, że lew też jest mięsożerny a człowiekiem się nie stał, no ale lew nie żywi się jednocześnie owocami, roślinami czy grzybami, więc w jego pożywieniu nie znalazło się tak wiele różnorodnych składników, co w diecie ludzkiej.
I chyba o to chodzi w tej całej ewolucji homo sapiens - bogata różnorodność składników odżywczych.
proszę o merytoryczne argumenty a mie przekomarzanie się.
ad 2. nie istnieje zjawisko nadmiaru produktów roslinnych w diecie
istnieje, istnieje, począwszy od nadmiaru spożycia olejów roślinnych skutkujących nowotworami
np:
Sonestedt, Emily; Ericson, Ulrika; Gullberg, Bo; Skog, Kerstin; Olsson, Håkan; Wirfält, Elisabet (2008). "Do both heterocyclic amines and omega-6 polyunsaturated fatty acids contribute to the incidence of breast cancer in postmenopausal women of the Malmö diet and cancer cohort?". The International Journal of Cancer (UICC International Union Against Cancer) 123 (7): 1637–1643. doi:10.1002/ijc.23394. PMID 18636564. Retrieved 2008-11-30.
poprzez nadmiar węglowodanów czy spożycie amylopektozy z zbóż prowadzący do cukrzycy typu II
np.
http://care.diabetesjournals.org/content/15/11/1572.full.pdf
http://diabetes.diabetesjournals.org/content/60/3/899.short
http://ajcn.nutrition.org/content/61/2/334.full.pdf
aż po izoflawony z soi
http://www.biomedcentral.com/1472-6874/5/9
http://www.westonaprice.org/soy-alert/studies-showing-adverse-effects-of-isoflavones
izoflawony odkładają się w ciele niemowlaków (23 tys. razy wyższe stężenie na soi niż na mleku)
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/9848516
i te izoflawony zaburzają rozwój mózgu powodując krzyżową płeć
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/17109964
a tu izoflawony wpływają na DNA niszcząc je
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/9729267
a tu coś o częstości nowotwortu jelita grubego u wegetarian
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/19279082
incidence of colorectal cancer was higher in vegetarians than in meat eaters
ad 3. większość emisji gazów cieplarnianych pochodzi z przemysłowych farm zwierzęcych, nie ma co sie oburzać na fakty
bzdury nie poparte żadnymi naukowymi badaniami
raport FAO wskazywał na udział od 14 do 22%, ale naukowcy
zajmujący się chemią atmosferyczną podważyli te dane i oszacowali ten wpływ na 3%. Tak czy siak jest to dużo poniżej 50% aby twierdzić, że rolnictwo mięsne odpowiada w głównej mierze za efekt cieplarniany - tu masz przegląd różnych prac badawczych
http://apjcn.nhri.org.tw/server/APJCN/Volume22/vol22.1/Finished/3_Asa_16_24.pdf
największy wpływ na efekt cieplarniany z pojedynczych czynników ma transport, a nie rolnictwo, którego wpływy ocenia się od 3 do 7%
ad zwierzęta w mięsnej produkcji przemysłowej nie sa wypuszczane na żadne pastwiska i karmione są paszą, która nie pochodzi z terenów o których piszesz
chodzi o coś innego, że 2/3 terenów na których wypasają się zwierzęta lub uprawia się pasze nie nadaje się do uprawy dla ludności, tak więc likwidacja mięsożerstwa skutkowałaby jedynie powiększeniem się areałów niużytkowanych oraz zwiększeniem wycinki lasów pod uprawę zbóż i innych roślin dla ludzi, tak przynajmniej twierdza naukowcy
np. Fallon and Enig. Nourishing Traditions, (New Trends Publishing; Washington, D.C.), 2000
paradokslanie więc hodowla zwierząt, zwłaszcza mieszana z użyciem tradycyjnych form wypasu przyczynia się do oszczędzania lasów
argument w stylu, ja robię to a to od 20 czy 50 lat i nie choruję, np. palę papierosy, a mój dziadek pił i palił przez całe życie i dożył 105 lat, to nic innego jak dysonans poznawczy i samooszukiwanie się.
To, że w twoim otoczeniu nie ma negatywnych skutków wcale nie oznacza, że w populacji generalnej wegetarian nie ma...
Bo my musimy być silni i zdrowi
Choćby na skrobi choćby na skrobi
Bo my musimy być dziś mniej pazerni
Roślinożerni roślinożerni Roślinożerni roślinożerni
Nam polędwica oraz schab nie smakuje tak jak szczaw!!
http://www.straightdope.com/columns/read/2828/could-i-survive-on-nothing-but-potatoes-and-milk
odnośnie ziem ornych i użytków zielonych i możliwości ich wykorzystania
w Polsce ziemie klasy bonitacyjnej I-III a więc do wykorzystania pod produkcję rolniczą roślinną dla ludzi stanowią 21,7% gruntów rolnych. klasa IV to grunty pastewne pod żyto pastewne, ziemniaki (pastewne), marchew pastewną, łubin, koniczynę i wogóle pastwiskowe rośline. Wyjątkowo korzystnych warunkach ukształtowania terenu i nawodnienia można zadzić niektóre warzywa oraz sady. Stanowią one 35% ogołu gruntów, a gleby najsłabsze V i VI klasa to 37%, tylko pastwiskowe i to nie zawsze. 5% gleby górskie. Jeśli więc wykluczylibyśmy produkcję roślin pastewnych (które nie nadają się dla ludzi) to praktycznie większość gruntów byłaby niezagospodarowana, nieużytkami. Polska i tak ma względnie dobrą sytuację glebową, bo są państwa, w których ponad 90% ziemi to gleby VI klasy czy nawet pustynie.
To, że większość plonów zbóż i roślin idzie na paszę wynika właśnie z struktury gleb. Tak więc zarzucenie produkcji żywca spowodowałoby głód na ziemi.
Ktoś, kto nie chce zrozumieć tego po prostu nie przejawia żadnej empatii w stosunku do ludzi, a chełpi się empatią w stosunku do ziwerząt, bo dla zapobieżenia śmierci zwierząt gotów jest zagłodzić swój gatunek....
tarak
nasz układ pokarmowy jest dostosowany głównie do obsługi pokarmu roślinnego, choćby po zębach i proporcjach jelita grubego do cienkiego sądzić
a co do ewolucji postrzegasz ja teleologicznie i dlatego bzdurami sypiesz - ewolucja nie jest celem samym w sobie ale funkcją - pytanie "dlaczego" w przypadku ewolucji nie ma sensu, pytanie "co jest źródłem" jest śmieszne
z rozwojem mózgu to też nie jest taka prosta historia, przyjmuje się że rozwój mozgu zbiegł się z włączeniem mięsa do diety, ale poza tym że tak sie przyjmuje nic tej tezy nie popiera - równie dobrze rozwój mózgu mógł spowodować wykształcenie "sprytu" koniecznego do podjęcia działan skutkujących zdobyciem mięsa
thor
1. w ten sposób możesz sobie udowadniać szkodliwość nadmiaru powietrza w procesie oddychania (są gazy, które szkodzą), szkodliwość nadmiaru wody w diecie (co ma wisieć nie utonie) itp
bawi mnie jak usilnie starasz się powiązać nadmiar węglowodanów z dietą wegetariańską
nie jest to przykład absurdalnej idei nadmiaru produktów roślinnych w diecie - większość cukrów w diecie pochodzi z wysoko przetworzonych źrodeł - biały cukier, biała mąka etc - oczywiście, że będziesz się upierać, że to przecież produkty roślinne - ale oryginalna dieta ludzka, z przed-przemysłowych czasów nie używała wysoko przetworzonej żywności.
zmiana zwyczajów żywieniowych pociągnęła za sobą zmiany w organizmach, wprowadzenie takich ilości węglowodanów, tłuszczy i soli do dzisiejszej diety nie jest argumentem przeciwko wegetarianizmowi, jest argumentem za kontrolowaniem firm, które utrzymują laboratoria na badanie "złotego środka" pomiędzy cukrem, a solą w produktach spożywczych, żeby wyhodować sobie możliwie szeroką grupę uzależnionych klientów.
bawi mnie też jak wybierasz ze źródeł, które sam przytaczasz tylko te małe fragmenty zdań, które pasują ci akurat do poparcia tezy, pomijając że reszta tekstu albo przemawia za wegetarianizmem, albo udowadnia, że nie jest to problem wegetarian, a wszystkich, którzy jedzą cokolwiek (poświęciłem chwilę i poczytałem)
3.
http://www.un.org/apps/news/story.asp?newsID=20772&CR1=warning
http://51percent.org/
http://www.independent.co.uk/environment/climate-change/study-claims-meat-creates-half-of-all-greenhouse-gases-1812909.html
"ad zwierzęta w mięsnej produkcji przemysłowej nie sa wypuszczane na żadne pastwiska i karmione są paszą, która nie pochodzi z terenów o których piszesz
chodzi o coś innego, że 2/3 terenów na których wypasają się zwierzęta lub uprawia się pasze nie nadaje się do uprawy dla ludności, tak więc likwidacja mięsożerstwa skutkowałaby jedynie powiększeniem się areałów niużytkowanych oraz zwiększeniem wycinki lasów pod uprawę zbóż i innych roślin dla ludzi, tak przynajmniej twierdza naukowcy"
twoja odpowiedź jest nielogiczna, co mnie nie dziwi, od kiedy piszesz pod tezę, którą na siłę starasz się udowodnić
przeslanki:
A - większość mięsa spożywanego pochodzi z produkcji przemysłowej
B - zwierzęta na przemysłowych farmach karmione są paszą, która nie pochodzi z terenów nadających się tylko pod uprawę paszy
C - zwierzęta na przemyslowych farmach karmione są paszą, która pochodzi tylko z terenów nadających się tylko pod uprawę paszy
D - ilość roślin potrzebna do wychodowania kg mięsa jest większa od ilości roślin potrzebna do wyżywienia wegetarianina
zdarzenie
- wszyscy przechodzą na wegetarianizm
skutki:
A - przemyslowa produkcja mięsa staje się nieopłacalna i zostanie zakończona
B - tereny pod uprawę żywności zostają uwolnione, bez konieczności niszczenia lasów
C - żadnych zmian, poza tym, że tereny nadające się tylko pod uprawę paszy mogą być wykorzystane na tysiące nie związanych z rolnictwem celów
na koniec:
możliwe, że takie po prostu mam szczęście, nie jem mięsa i mam się dobrze - nie wiem, może popytaj się po necie czy istnieją jeszcze gdzieś takie cuda jak ja? przyda ci się trochę kontaktu z ludźmi, których cytując nie będziesz mógł przekręcać i cenzurować, żeby pasowali ci do tezy :)
"To, że większość plonów zbóż i roślin idzie na paszę wynika właśnie z struktury gleb. Tak więc zarzucenie produkcji żywca spowodowałoby głód na ziemi.
Ktoś, kto nie chce zrozumieć tego po prostu nie przejawia żadnej empatii w stosunku do ludzi, a chełpi się empatią w stosunku do ziwerząt, bo dla zapobieżenia śmierci zwierząt gotów jest zagłodzić swój gatunek...."
twoje dane sa przedawnione, vide pomidory z holandii
"roczna produkcja mięsa na pokrycie potrzeb psa trzymanego w domu jest większym źrodlem emisji, niż używanie samochodu przez ta samą rodzinę w tym samym okresie czasu"
To jest tylko dowód na to jakimi idiotyzmami są te wszystkie protokoły z Kioto itd.
A co do emisji z tych farm hodowlanych to rozumiem że gdyby te wszystkie krowy porozrzucać po małych gospodarstwach to by emisja spadła sama z siebie? Twój zarzut brzmi dość zabawnie bo ktoś gotów pomyśleć iż skupienie w jednym miejsu paru tys. zwierząt powoduje zwiększenie emisji CO2
Co do empatii wobec zwierząt to ja jestem świadomym konsumentem i wiem skąd sie bierze mięso na mym talerzu, więc jako mięsożerca z definicji nie mogę współczuć tym istotom, bo gdybym współczuł to bym ich nie zjadał.
A skoro nie współczuje krowom to nie mam powodu by współczuć psom czy kotom, które tak samo jak i krowy nie są zdolne do odczuwania cierpienia.
Od siebie dodam, iż mam wrażenie że wielu wegetarian chciałoby ograniczenia liczby ludzi na ziemi z powodu "ratowania Pani Ziemi"..tylko nie wiadomo co na to Pani Ziemia? A skoro nie wiadomo co Pani Ziemia o tym sądzi, to najlepiej niech o tym decydują "mądrzejsi".
Co wy sie przejmujecie co będzie za kilakset lat? Przypomina to 19wieczne opowieści wieszczące katastrofę w Londynie czy Nowym Jorku z powodu nadmiaru końskiego nawozu na ulicach.
Te opowieści o katastrofie związanej z globalnym ociepleniem napędzają kasę dla ludzi żyjących z handlu emisjami CO2. Oni popijają sobie 20letnią szkocką i palą najdroższe cygara płacząc przy tym ze śmiechu przy czytaniu opowieści o tym jak to oceany zaleją NY czy co tam jeszcze.
"To, że w twoim otoczeniu nie ma negatywnych skutków wcale nie oznacza, że w populacji generalnej wegetarian nie ma..."
sam nie rozumiesz własnych tez koleś
istnieje różnica pomiędzy papierosami, a wegetarianizmem
papierosy mogą i najczęściej powodują smiercionośne zmiany w organizmie
odżywianie człowieka to jednak inna bajka - niewłaściwe odżywianie musi skutkować w pewien określony sposób - nadmiary i niedobory poszczególnych składników zostały zbadane i opisane i jeśli występuje nadmiar, lub niedobór czegoś w pożywieniu: skutek musi wystąpić, to nie jest zdarzenie losowe
i co jest najciekawsze, wszystkie negatywne zjawiska wynikające rzekomo ze stosowania diety wegetariańskiej są najlepiej opisane przez absurdalnych wrogów wegetarianizmu.
ani ja, ani żaden z moich znajomych nie mamy prawa być wyjątkami od reguły, sorki stary - jeśli z taką pewnością podajesz te wszystkie naukowe fakty starając się udowodnić szkodliwość wegetarianizmu, to wyjaśnij mi i komukolwiek kto może śledzić te komentarze: jak to jest że nie doświadczamy skutków, które powinny zmusić nas do powrotu do mięsa całe dekady temu
organiczna hodowla jest mniej szkodliwa od przemysłowej
twój brak empatii już wcześniej podkreśliłeś - nic z czego warto być dumnym, ale mnie to akurat tak średnio rucha
argument o paryżu i końskim nawozie słyszałem już wcześniej - zdradza tylko głupotę ludzi go podnoszących i jest przykładem braku wiedzy o źródle cytowanych źródeł i ignorowania kontekstu
twierdząc, że skutki ocieplenia klimatu nam nie grożą, bo paryż nie leży głęboko pod nawozem ma tyle wspólnego z logiką, co ja z baletem
no chyba że jesteś w stanie mi powiedzieć co się jutro stanie takiego, co zminimalizuje zagrożenie i odwróci zmiany
tu chodzi o tzw. risk ratio, ale ty zdaje się tego typu pojęć nie pojmujesz. Nie wszyscy palacze papierosów umrą na raka, tak samo jak nie wszyscy zajadacze czerwonego mięsa umrą na nowotwór żołądka lub jelita, choć ryzyko względem wegetarian jest większe mniej więcej o 27% (co nie znaczy, że 27% zjadaczy mięsa umrze na raka!), ale już zamiana mięsa wołowego grilowanego lub smaqżonego na patelni na mięso kurczaka gotowane powoduje spadek ryzyka względem czerwonożerców o 15%-23% a różnica między zjadaczami tak przyrządzonego białego mięsa a wegetarianmi w zakresie zachorowania na raka jest nieistotna statystycznie. I tak oto znika prozdrowotna przewaga wegetarianizmu....
co do pomidorów, otóż przecież to napisałem, że na gorszych glebach można sadzić niektóre warzywa, choć plony są niskie. Nota bene te pomidory holenderskie to GMO. Wiadomo, że zwierzęta karmione soją GMO produkują słabe potomstwo, które umiera 6x częściej przed dojściem do dojrzałości.
Pomidorami się nie najesz. Przelicz sobie z łaski swojej ile potrzeba by dziennie zjeść pomidorów, aby dostarczyć np. 12000 kJ. tak ok. 17 kg :) Już o skutkach ubocznych tak wysokiej podaży potasu nie wspomnę.
Poza tym nie zmienia to w żadnym wypadku problemu nawożenia i braku zwierząt zasilających w azot i mikro oraz makroelementy glebę...
Mówienie o tym, że jesteśmy przede wszystkim przystosowani do trawienia roślin jest stekiem bzdur. Problemy z dużym spożyciem węglowodanów np. ze zbóż (produkty pochodzenia zwierzęcego prawie nie zawierają węglowodanów, poza np. wątrobą) czy problemy z metabolizmem wielonienasyconych kwasów tłuszczowych wydatnie przemawiają za tezą odwrotną. Gdyby tak było, jak chcesz, to nasz układ trawienny byłby kilka razy dłuższy i mielibyśmy więcej niż jeden żołądek i trawilibyśmy np. celulozę oraz wytwarzalibyśmy witaminę C w swoim organizmie. A tak nie jest. Co więcej, krótki przewód pokarmowy to cecha drapieżników.
Tak jak napisalem już wczesniej, nie chcesz jeść mięsa, wszystko w porządku, ale nie wmawiaj ludziom nieprawd i nie siej propagandy, jakoby wegetarianizm miał rozwiązać prawie wszystkie problemy zdrowotne i ekologiczne, co można przeczytać w wegepropagandowej literaturze. Nie wmawiaj - bo to nie jest prawda, to co tam się wypisuje.
Ja linki do opracowań przytoczyłem, a to tylko pare z wielu licznych badań dostępnych w zasobach. Ty nie podałeś ANI JEDNEGO źródła naukowego na poparcie swoich tez. I taka to jest dyskusja ze wegefantastami.
Jeśli się Pan jednak upiera, że człowiek należy do przeżuwaczy, to rzeczywiecie , nie ma o co Pana więcej pytać, bo odpowiedź można z góry przewidzieć.
Więc, powiedzmy, jesteśmy roślinożerni, jak krowy.
Więc pozostańmy na pastwisku, bo chyba rozumie Pan, że zajadając trawę i liście, nigdy nie wpadniemy na pomysł krzyżowania roślin by wyhodować pszenicę, proso, grykę i tysiące innych, dziś używanych w kuchni roślin, i dzięki tym krzyżówkom o stukrotnie zwiększonej plenności, pokryć zapotrzebowanie na energię takich odmieńców jak Pan.
Ale już nie całej ludzkości, co słusznie podkreślił
pan Thor.
Po prostu brakłoby powierzchni rolnych nadających się do upraw zbóż.
A takie dyrdymały o ditlenku węgla i metanie, które rzekomo, zagrażają klimatowi Ziemi, to może Pan opowiadać pani Zielonej, która w to wierzy - wedle najnowszych badań,
przyczyną ocieplenia się klimatu jest splot czynników kosmicznych ( promieniowanie gama) i niestałej aktywności
Słońca. Dotychczasowa teza o destrukcyjnym wpływie działalności ludzkiej na klimat, powędrowała do kosza.
Poza tym, gdyby miał Pan jakieś pojęcie o tym co pisze, to wiedziałby Pan, że nieporównywalnie większym źródłem
metanu niż hodowle zwierząt, są rozmarzające połacie tundry, zarówno rosyjskiej jak i kanadyjskiej, nie mówiąc już o aktywności wulkanicznej naszej planety.
Więc Pańskie uzasadnienie wegetarianizmu zamiarem
zatrzymania ocieplenia Ziemi, to tylko taka histeryczna
próba ideologizacji tego rodzaju odżywiania.
Nie ma w tym żadnej rzetelnej wiedzy!
I na zakończenie.
Pytanie o to dlaczego Wszechświat istnieje nie jest bez sensu, jak Pan pisze.
To jest najważniejsze pytanie, na które musimy, jako ludzkość znaleźć odpowiedz, choć nie od razu, bo najpierw musimy wyjaśnić rolę ciemnej materii i ciemnej energii, o których wiemy jedynie tyle że są, bo wpływają grawitacyjnie na "naszą" , fermionową materię, składającą się z cząstek elementarnych: kwarków, neutrin i elektronów i kilku oddziaływań noszących wspólną nazwę - bozony. Dopiero wówczas będzie można pokusić się o odpowiedź dlaczego materia zachowuje się tak, że w rezultacie doszło do powstania życia, w tym człowieka.
To nie jest puste pytanie o podtekście teologicznym, jak Pan pisze, lecz zagadnienie stricte poznawcze i jeśli to Pana nie interesuje, to jest Pan ubożuchny duchem, niestety.
I tyle na ten temat !
West:
"Misiu, tu nie o to chodzi czy soja jest zdrowsza niż schabowy czy odwrotnie, tylko o to, czy w imię fanaberii rodziców mamy tworzyć oddzielną dietę dla każdego przedszkolaka."
W zasadzie nie powinno się tworzyć oddzielnej diety, bo ją, jeśli byłaby dobrze skomponowana, wystarczyłoby odrobinę zmodyfikować, co nie powinno być trudne.
No, ale z tego co ja tutaj czytam, to obywatele tego kraju wszelakie składniki pokarmowe czerpią wyłącznie z "mięsa", albo... ziemniaków ;-)
A jak już jedzą owo "mięso", to oczywiście są zdrowi jak ryby, o czym świadczy powszechnie znany fakt, że w przychodniach przesiadują wyłącznie wegetarianie ;-)
----------
Pantarak:
"Od tutejszych specjalistów chętnie dowiedziałbym się kiedyż to Stwórca, bądź ewolucja przystosowała człowieka do odżywiania się świniami domowymi?" - dopytuje się pan M.Bucharin.
Pan M.Bucharin, to jeden z tych dyskutantów, którzy nie wiedzą ile mają nóg, dopóki im tego ktoś nie powie a przy okazji nie udowodni, że dwie, to lepiej niż trzy.
No, ale co tam, odpowiem: od wtedy, gdy świnia dała się udomowić. Bo już wtedy ( a było to kilka tysięcy lat temu) dla wszystkich mięska z dzika nie starczyło. M.Bucharin jest, jak widać, zwolennikiem dziczyzny."
Widzę tu dwie możliwości, albo Pantarak uważa, że organizm ludzki przystosował się do spożywania udomowionych przez siebie stworzeń w ciągu tych kilku tysięcy lat, albo w ogóle nie rozumie zagadnienia i nie pojmuje, że "mięso" to pojęcie abstrakcyjne, a w toku ewolucji człowiek mógł przystosowywać się do spożywania pokarmów o dość jasno określonym składzie i budowie. I tu dochodzimy do sedna, świnia pod tym względem znacząco różni się od stworzeń, które spożywać mieli ewoluujący pra-ludzie.
Pantarak:
"Istnieje przekonująca teza, że gdyby był roślinożercą, to nigdy nie zostałby człowiekiem ze względu na niską kaloryczność żywności pochodzenia roślinnego. Mówiąc wprost, to dzięki pokarmowi mięsnemu rozwinął się nasz mózg bardziej niż u innych zwierząt i teraz możemy deliberować nad niehumanitarnymi(!!!) warunkami hodowli."
Trochę na wyrost są te dziękczynienia, jeśli zważymy na fakt, że mózg odżywia się glukozą. Owszem, można teoretycznie przyjąć, że mięso zapewniało więcej kalorii - choć trudno byłoby znaleźć w przyrodzie odpowiednik tłustej kiełbasy, czy hamburgera ;-) - ale skoro teraz nie ma problemu z podażą pożywnego pokarmu roślinnego, to i uparte marnotrawienie sił na wytwarzanie w/w jest tylko hedonistycznym dziwactwem. To do pewnego stopnia tłumaczyłoby dlaczego, gdy choć jedna jedyna osoba poruszy temat wegetarianizmu w internecie, to zaraz pojawiają się hordy wolontariuszy dowodzących, że ten pomysł to samo zło. Tak się zastanawiam, kogo przekonują? Oponentów, czy siebie?
Na marginesie, istnieje teoria, zgodnie z którą za rozwój mózgu odpowiedzialne są niektóre kwasy tłuszczowe, cały jednak problem w tym, że o ile dziczyzna je zawiera, o tyle świnina już nie. Taka drobna różnica, ale jak już pisałem, Pantarakowi muzyka w tańcu...
----------
Thor:
"Margo
to przytocz te badania prowegetariańskie, które rzekomo mają obalić tezy postawione w moim wpisie wczesniejszym. Chlapać ozorem każdy potrafi, ale już wskażać konretne badania - nie bardzo."
A cóż tu jest do przytaczania, skoro w tej wyliczance już na początku pojawia się taka osobliwość:
"jedynym źródłem wit. B12 są produkty pochodzenia zwierzęcego (np. organy wewnętrzne, jaja oraz mleko). W roślinach występują analogi wit. B12, ale nie są one dla organizmu ludzkiego biodostępne. Podobnie jest w przypadku drożdży. Zarówno piwowarskie, jak i konsumpcyjne, drożdże nie zawierają w stanie naturalnym witaminy B12 - uzyskują ją z zewnętrznych źródeł pochodzenia zwierzęcego często poprzez minipulacje genetyczne. Wit. B12 wytwarzana w jelitach nie jest absorbowana do organizmu... Hinduscy weganie, którzy emigrowali do państw zachodnich utrzymując dietę wegańską, masowo chorowali na niedokrwistość megaloplastyczną"
"Ż-eczywiście megalo-p-lastyczną"? ;-)
Czytając od końca, zapytajmy czegóż to w diecie zabrakło "hinduskim weganom, którzy emigrowali", bo chyba nie "jedynego źródła witaminy B12" ze szczególnym uwzględnieniem "organów wewnętrznych"? :-)))
Ja odpowiedź znam, ale czy każdy czytający tego rodzaju "genialne" przemyślenia również?
A co ważniejsze, czy w ten sposób nie usypia się czujności milionów ludzi, którzy dzięki takim półprawdom nabierają fałszywego przeświadczenia, że wystarczy jeść "mięso", cokolwiek to nie znaczy, aby być zdrowym i nie mieć żadnych niedoborów?!
"twierdząc, że skutki ocieplenia klimatu nam nie grożą, bo paryż nie leży głęboko pod nawozem ma tyle wspólnego z logiką, co ja z baletem"
....nam (tobie i mi) nie grożą, co najwyżej naszym pra pra wnukom, a przykład tego przysłowiowego Paryża był po to by uzmysłowić iż czasem nie ma co się martwić tym co będzie za 100-200 lat. Ja pamiętam doskonale czasy kiedy publikowano raporty klubu rzymskiego i straszono tym dzieci w szkołach (m.in. mnie)
po ok 30latach okazało się że raporty te można wrzucić do kosza, tak jak strategię lizbońską
teraz nawet wyznawcy CO2 z zaciśniętymi zębami muszą przyznać że ta teoria z ociepleniem jest z deka g.no warta, stąd już nie uzywa się określenie "global warning" ale "climate changes"....parwda że "zmiany klimatyczne" brzmią bezpieczniej? robi się zimniej mamy 'zmianę klimatyczną'..cieplej? też zmiana..sucho? zmiana..mokro? zmiana
trąba powietrzna? zmiana...
brak trąby? też zmiana
pierwszy fragment o risk ratio nie jest odpowiedzią na to co napisałem, a napisałem, że wybierasz sobie fragmenty zdań, bo nie całe zdania nawet na poparcie własnych tez ignorując, większość tekstu, który dla twoich tez taki przychylny już nie jest
co do pomidorów, to nawet nie chciało ci się wyguglać o co biega w rolnictwie holenderskim - przykład z pomidorami jest przykładem na to jak można stworzyć produkt najwyższej jakości w europie, bez wykorzystania gleby, a GMO to sobie chyba z tyłka wytrzasnąłeś
ale żeby ten przykład zrozumieć musiałbyś wiedzieć przynajmniej gdzie informacji szukać:)
jeśli nie przyjmujesz do wiadomości faktu, że podstawą ludzkiej diety sa produkty roślinne, to przypomnij sobie piramidę pokarmową
podałem linki, zignorowałeś
Margo: "Wykopaliska starych Słowian pokazują ze ich główne pożywienie to proso (jagło) i inne kaszy, fasola, warzywa i lokalne, jadalne korzenia, mięso spożywali tylko na uroczystość." -
- no właśnie o tym mówiłam w moim poście. Masowe mięsożerstwo, w dużym stopniu napędzane przez przemysł mięsny, to zjawisko dość nowe, stare tradycje mamy półwegetariańskie. W tym miejscu i w tym klimacie.
Przy tym mięso, które jedli raz na jakiś czas przodkowie, było upolowane, ze zwierząt, które żyły na wolności, a nie w obozach koncentracyjnych. No i nie miało w sobie tych wszystkich hormonów i antybiotyków, standardowo dodawanych do paszy w tych obozach. To naprawdę niezdrowe dla homo sapiens.
Nie mam czasu ani potrzeby, aby przekonywać tu zajadłych mięsożerców, choć argumentów jest bez liku (patrz Nikyty i in.). Wielu z nich i tak potrzebuje więcej czasu, aby otworzyła im się klapka w mózgu. A czasy się zmieniają, populacja wegetarian i wegan rośnie i coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że zwierzę nie jest rzeczą. Więc będą mieli szansę.
Przy okazji zareklamuję nowo otwartą - kolejną! - wegańską knajpkę Krowarzywa, przy ul. Hożej 42 w Warszawie, z wegańskimi hamburgerami i nie tylko (krowa-żywa, kro-warzywa) Smacznego :-)
Że tylu tutejszych bywalców wciąż wierzy, iż dieta wegetariańska jest szkodliwa dla zdrowia.
Kochani, przecież nawet oficjalna, akademicka medycyna praktycznie wycofała się już ze swoich zastrzeżeń. Oficjalnie lansowana, sygnowana przez Instytut Żywności i Żywienia piramida pokarmowa ma jako grubą i rozległą bazę zboża, potem idą warzywa i strączkowe, potem owoce, a mięso i nabiał zajmuje maciupci czubek piramidy, zalecane do jadania nie częściej niż raz-dwa razy w tygodniu lub opcjonalnie - wcale. Nie widzieliście jej? W mediach, w środkach komunikacji?
Owszem, my, wegetarianie, też czasem chorujemy. Ale na choroby cywilizacyjne, typu rak, serce czy układ krążenia - statystycznie znacznie rzadziej niż populacja ogólna. Więc się o nas nie martwcie:-) I nie wleczcie się, plis, w takim ogonie.
już ci napisałem o tych twoich linkach, że te 2 raporty zostały zakwestionowane przez innych naukowców. Co więcej nawet prowegetariańscy naukowcy wskazują (z tego artykułu co podałeś) pewne korzyści z tytułu hodowli
"But livestock farming also yields benefits – there are some areas of land that can’t be used for food crop production. Livestock manure can also contribute to soil fertility, and farm animals provide us with non food goods, such as leather and wool, which would need to be produced by another means, if it wasn’t a byproduct from animal farming.”
Podstawowym problemem jest manipulacja informacją, bo to, że zwierzęta wytwarzają ponad połowę masy gazów cieplarnianych wytwarzanych przez gospodarkę ludzką nie oznacza, że w ponad połowie odpowiadają za efekt cieplarniany. A to dlatego, że każdy z gazów ma inny stopień wpływu na efekt cieplarniany.najmniejszy zklasyfikowany wpływ ma co2. GWP dla niego wynosi właśnie 1, ale jego ilość emitowana jest największa. Ilośc emitowanego CO2 ze zwierząt w porównaniu z innymi źrodłami (takimi jak np. wulkany, oceany, rozmrażające się połacie podbiegunowe, przemysł) jest tak niewielka, że praktycznie pomijalna w obliczeniach (ok.3%)
Potem jest metan, dla okresu 20letniego indeks wynosi 72, czyli 72 x więcej ciepła gromadzi w atmosferze, niż ta sama ilość co2. Udział czystego metanu szacuje się na 20% efektu cieplarnianego.
Metan nie tylko wydobywa się z dupy krowy, ale także jest podstawowym gazem wulkanów czy złóż roponośnych.
metan bardzo łatwo można zneutralizowac i przetwarzać, co zresztą się robi, wykorzystując w rolnictwie jako paliwo, czy w przypadku odchodów, wykorzystywany metan jest przez bakterie glebowe.
Raporty dotyczące np. USA, a więc kraju z wielkoprzemysłową produkcją trzody pokazują, że hodowla jest źródłem emisji 21% ogólnej masy metanu. Światowy udział hodowli w emisji metanu szacuje się do 16%.... Ale są różne szacunki ile np. taka krowa wypierdzi metanu. Jedni autorzy podają 40 litrów, inni autorzy 500 litrów, a to jest już różnica rzędu wielkości. Tak więc te wszystkie raporty to są grube szacunki. Wegetariańscy naukowcy podają górne szacunki, a to może się okazać 10krotnie zawyżonym wpływem na środowisko......
Generalnie rzecz biorąc ogólny wkład zwierząt hodowlanych w efekt cieplarniany szacuje się na 5,1% a np. samochodów na 4,9%. I te dane różni propagandyści wykorzustują do krzewienia postulatów, by wyeliminować z pożywienia mięso, ale jakoś nie stawiają postulatów, aby wyeliminować samochody. bardzo ciekawe podejście...
potem masz tlenki azotu z wskaźnikiem prawie 300, główny produkt przemysłu, wulkanów, środków transportu oraz gospodarstw domowych (uwalniane ze spalania w piecach i kotłach co)
a dalej produkty przemysłu - różnego rodzaju związki fluorowe oraz węglowodory, których indeks sięga 16000. Chemia fluorowców jest podstawowym działem chemii i przemysłu, a wywożone śmieci do Afryki i Ameryki Łacińskiej i tam spalane przez biedaków, by odzyskać np. metale wytwarzają nie wiadomo w sumie ile gazów fluorowców
Nie bez znaczenia jest też para wodna jako gaz cieplarniany, a para wodna wytwarzana jest w elektrowniach czy w ogóle w przemyśle na masową skalę, a jej wpływu nawet się nie uwzględnia w oficjalnych wyliczeniach. Podgrzegwanie w gospodarswach domowych wody do kąpieli przy miliardach ludzi też nie pozostaje bez wpływu na środowisko...
Nota bene, jak słusznie już mój przedmówca napisał, aktywność słoneczna jest tutaj dużym czynnikiem wpływającym na efekt cieplarniany, a w dłuższym horyzoncie czasowym wulkany, które jak sądza naukowcy odpowiadają za wyginięcie dinozaurów i efekt cieplarniany w przesżłości.
"Masowe mięsożerstwo, w dużym stopniu napędzane przez przemysł mięsny, to zjawisko dość nowe, stare tradycje mamy półwegetariańskie. W tym miejscu i w tym klimacie"
...czyli tacy Eskimosi czy Surojadzi poszli w innym kierunku ewolucyjnym gdyż od tysięcy lat podstawą diety ludów północy jest mięso, ich organizmy wg wegepropagandystów powinny się zasadniczo różnić od innych ludów
moje pytanie nie brzmiało kiedy zmiany klimatyczne, moje pytanie brzmiało co się stanie jutro takiego, co nas przed nimi uchroni
musi być że wiesz, bo przecież paryż pod nawozem nie jest zakopany
bo jeśli nie wiesz to masz logikę alkoholika
ześlizgnąłeś się już całkowicie z dyskutowania o wegetarianizmie na wymianę linków o gazach cieplarnianych z których będziesz sobie wybierał którym wierzysz, a którym nie
do tego powołujesz się na bzdurę o aktywności słonecznej i odkrywasz na nowo historię wyginięcia dinozaurów...
EOT z mojej strony
jakie jutro? Przecież nawet najwięksi oszuści z "great warning swindle" z ostrożności mówią o zagrożeniach w przestrzeni minimum 100 lat.
"bo jeśli nie wiesz to masz logikę alkoholika"
a ty wiesz co masz robić kiedy się okaże że to słońce i jego aktywność odpowiada za to ocieplenie? Co wtedy? Nałożycie na słońce jakieś limity?
...co ciebie czy mnie obchodzi co będzie za 100 czy 200 lat skoro dla nas koniec świata nastąpi za max. kilkadziesiąt lat...Tym się nie martwisz? Co zrobić by się uchronić przed tym konkretnym końcem świata?
Pojesz tej zieleniny, nie zapalisz nie wypijesz, będziesz żyl "ostrożnie" tak że max. "wyrwiesz" dodatkowo 10 lat i co dalej? jak pokonać "osobiste umieranie świata"? Masz receptę?
..o co? o coś co samo w każdym okresie ludzkości samo się weryfikuje.. A jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach.Planeta ,gdyby potrafiła mówwić , to ryknęła by bawolim głosem, nie rozmnażajcie się jak króliki, bo przestanę was karmić,nie zapaskudzajcie mojej ziemi koszmarnymi budowlami, bo was zmiotę z mojej powierzchni,żyjcie w zgodzie z waszym sumieniem, nie wywołując co chwilę coraz straszniejszych pogromów "bliźnim", bo najpierw was wysuszę,a potem zatopię,bo Ja jestem tym,co was zawsze przetrwa....poza tym Margo,wytykasz nietolerancję,brak równego traktowania i inne grzechy, sama będąc tego niechlubnym przykładem. Chcesz dla wegetarian innego traktowania,czyli nie wegetarianie mają koniecznie przystosować sie do twego trybu życia, bo w swoim mniemaniu jest lepsze..Ponadto żądasz, aby placówki z t.zw. żywieniem zbiorowym,które mają "normy żywieniowe",czyli zbilansowane diety dla poszczególnych grup wiekowych,nagle dla jednego przedszkolaka wymyślały specjalne i pracochłonne ( bo osobno przygotowywane)dania,bo Ty wyznajesz taką filozofie. Stwórzcie sobie taka placówkę ,i gotujcie co lubicie .Ale przecież nie po to nagle pojawiłaś się na tym podobno kiedyś odwiedzanym blogu,aby walczyć o wspólne dobro.Bo gdy chodziło o coraz większe faktyczne gnębienie pozbawianych systematycznie praw pracowników i ludzi żyjących poniżej minimum socjalnego,raporcie o 800 000 dzieciach głodnych i nie mających szans na wyjście ze strukturalnego życia w niedostatku,to nie walczyłaś jak lwica,o ich wyżywienie.Teraz wszyscy mają sie zajmować Twoja dietą, która,akurat tania nie jest, i w naszym klimacie ,nawet na wiosnę czyli od 21 marca tego roku nie będzie dostępna dla tych dzieciaków, bo nawet 10 kg szczawiu,nie znajdą , aby nabyć trochę kalorii i nie zamarznąć w zimnym, domu,albo w drodze do szkoły. Za to czytam, o tych " z lewicy" co to są nietolerancyjni, zacofani( czy aż do średniowiecza, czy może głębiej)nie powinni się wypowiadać przeciwko Twoim teoriom.To gdzie jest Twój obiektywizm?.. bo ja go nie dostrzegam.
..żeby zadowolić wegetarian,pozwólmy im na przymusowe wprowadzenie ich diety Eskimosom,tylko czy skutki tego "dobra", będą określone jako "ludobójstwo" ?.
Niestety, duża cześć lewicy Polskiej, nawet ci młodzi, mają dość konserwatywny pogląd jeśli chodzi o wegetarianizm i ekologie. Na zachodzi tez spotkałam takie poglądy ale u działaczy powyżej 70 lat.
Kiedyś rozmawiałam z starszym ekologiem który mi wytłumaczył jak te mięso zdominowało świat, w czasie II wojny USA powiększyło swoją produkcje zboża aby pomóc aliantom, jak zniszczone kraje po wojnie wstały ponownie na nogi i rolnictwo zaczęło u nich kwitnąc, USA nie bardzo wiedziała co z tym dodatkowym zbożem zrobić, padli na pomysł aby hodować więcej zwierząt które zboże skonsumują. Koniecznie trzeba było zrobić marketing aby ludzie kupowali więcej mięso, i to na całym świecie. No a wiemy jak dobrze Amerykanom idzie jeśli chodzi o marketing.
"Koniecznie trzeba było zrobić marketing aby ludzie kupowali więcej mięso, i to na całym świecie. No a wiemy jak dobrze Amerykanom idzie jeśli chodzi o marketing."
..no ba...przed tą akcją marketingową w Polsce jadło się tradycyjny szczaw i mirableki..samo zdrowie :)
ramones
mało cię obchodzi co będzie za 100 lub 200 lat, mało cię obchodzą zwierzęta które jesz, wogóle średnio cię rucha cokolwiek co nie dzieje sie w twoim najbliższym sąsiedztwie
więc co cię obchodzi co myślą inni, jaką dietę wybierają, jaką filozofię i jak decydują sie karmić własne dzieci?
reszta (nie chce mi się wymieniać po nickach - sami skumają że do nich piję):
czy ostatnio wzrosła znacząco aktywność wulkaniczna, a ja to jakoś przegapiłem?
czy ostatnio wzrosła aktywność słoneczna, którą nasa jakos przegapiło?
czy twierdzić, że placówki mają normy żywieniowe do przestrzegania których maja zmuszać klientów, nie narusza podstawowych praw obywatelskich, tych samych praw, których uparcie bronią, jeśli naruszają ich prawo do dyskryminacji mniejszości nie jest objawem schozofrenii przypadkiem?
wypraszam sobie, żebyś robił ze mnie i innych forumowiczów wariata. To nie ja zacząłem wątek globalnego ocieplenia, tylko odniosłem się szczegółowo do twoich wynurzeń i utyskiwania, że nic nie napisałem na twoje linki do raportów/wiadomości o emisji gazów cieplarnianych.
Zwykła grzeczność wymaga, aby odnosić się do próśb dyskutantów.
Co do aktywności słonecznej, no cóż, wg ciebie w NASA pracują idioci, bo bzdurzą, że 25% wzrostu temperatury obserwowane w ostanich dziesięcioleciach to efekt aktywności słonecznej....
http://www.nasa.gov/topics/solarsystem/features/solar_variability.html
A dlaczego podsyłam linki do opracowań naukowych? bo nie jestem naukowcem z własnym dorobkiem w tej dziedzinie. Opieram się na dorobku innych. Odsyłanie do badań naukowych to o wiele lepsza forma dyskusji, niż płodzienie z sufitu argumentów i "faktów" lub odsyłanie do blogów amatorów wegegoebelsów, jak to ty zrobiłeś.
Wszystkie twoje argumenty zostały merytorycznie odparte przy pomocy literatury naukowej i nie pozostaje tobie nic innego jak rżnąć głupa lub pisać "EOT".
Przecież ty tez marnujesz swój czas klepiąc tu na ten temat, ten czas byś mógł poświęcić dzieciom głodującym w Polsce, a ze ja właśnie nie klepię na komputerze na ten temat, no cóż, widocznie nie jestem taka szlachetna jak ty.
Czytam lewicę pl prawie każdy dzień, ale nie mam zamiaru klepać w klawisze na każdy temat a zwłaszcza ze Tusk musi odejść a lewica złączyć się i dokarmiać głodne dzieci, bo przecież chyba jest jasne ze jako lewak czytając lewice pl tego bym bardzo chciała. Ale szczerze, niezbyt wieże ze Tusk odejdzie, bo nawet duża część głodującego społeczeństwa odda na niego głos, a już na pewno mniej wierze ze lewica złączy się i dokarmi polskie dzieci. Jeszcze parę lat temu wiara była silniejsza, cóż, może brak wiary to dowód złego odżywiania.
W Polsce jestem już kupę czasu, dużo spędziłam czasu (na osobę pracującą) na ulicy, seminariach, w partiach, w organizacjach społecznych, spotkaniach, happeningach, wyborach, ulotkowaniach, demonstracjach i co tam jeszcze, dalej działam ale powolniej bo już nie te latka, no i fakt ze wyniki marne, dalej zbyt często ci strajkujący osłupiają mnie swoimi poglądami o zydo komunie a głodujący ze są za ale nie będą wychylać głowy bo i po co. Już naprawdę nie mam siły klepać na te tematy. I jeszcze wyznam mały sekret, dla mnie osobiście bardzo ważna jest ekologia, prawa zwierząt i dieta związana z tym i dlatego klepię na ten temat, a ty po co klepiesz jeśli to taka mało ważna sprawa?
"Odsyłanie do badań naukowych to o wiele lepsza forma dyskusji, niż płodzienie z sufitu argumentów i "faktów""
za każdym razem jak nie wiedziałeś co odpisać to ignorowałeś wątek, albo uczepiałeś sie wątku pobocznego i ciągłeś go jak gumę do żucia:)
połowę rzeczy napisałeś z sufitu, bo nie chciało ci się nawet wyguglać o czym piszę - jak z tymi pomidorami z holandii :)
wszystkie moje konkretne odpowiedzi i pytania trafiły w próżnię, więc słonko ty moje - nadal EOT z mojej strony
..lubię marchewkę,ale nie chcę marchewki..Tak samo jak lubię czasem deszcz,ale nie lubię deszczowego lata.. itd..
nie wymyślaj mi epitetów ,bo nie masz takiego powodu,nie w tym sprawa,aby sie licytować na \"osiągnięcia\" ale o szacunek dla innych poglądów,zwłaszcza,jeśli są one nie po twojej myśli. Jak chyba już wiesz,nie przekonałaś żadnego z oponentów,ale też I Ciebie nie przekonali nawet przedstawiając Ci wyniki naukowych badań .....i jeszcze jedno nikt z twoich przeciwników w dyskusji Cię nie obraził....czego nie można powiedzieć o Tobie z Zieloną.. tyle was agresji ? a podobno to mięsożerni " tak mają " ..p.s nie "nawracam" Was na mięsne dania,ale zwracam uwagę na zamieszanie i problemy jakie robicie aby narzucić Wasz sposób wyżywienia,nie licząc sie ze zdaniem znakomitej większości.
>nikt z twoich przeciwników w dyskusji Cię nie obraził....czego nie można powiedzieć o Tobie z Zieloną.. tyle was agresji ? a podobno to mięsożerni " tak mają "<
Bambosz, uprzejmie proszę o wskazanie, w którym miejscu byłam agresywna.
"nie przekonali nawet przedstawiając Ci wyniki naukowych badań"
tłumacz komuś dlaczego sie myli dni kilka, a na koniec jednymz daniem udowodni, że nic do niego nie dotarlo
..zamiast wylewać żółć na mnie,Nanę,Thora i innych ,wróćcie do swych "argumentów" i będziecie mieli potwierdzenie waszej agresji, n.p. takie perełki jak : czubek,logika alkoholika,ostoja konserwy ,a na dodatek,to jako mięsożerni heteroseksualni katolicy nic nie wiemy o Chrześcijańskim wegetarianizmie (?)ale mamy klapki na oczach,,...no i nic tylko się popłakać na zielonej trawce... Jeśli w taki "zabawny" sposób propagujecie swoją dietę ,to nie dziwię się że takie macie rezultaty.. Większość waszych argumentów, to doktryny i półprawdy, bo n.p. to,że Słowianie odżywiali się głównie pokarmem pochodz.roślinnego, a mięso jadali od święta, to czysta demagogia.. Słowianie bowiem świąt mieli bez liku co najmniej jedno w tygodniu,ale w podtekście, to miało sie kojarzyć z naszym współczesnym kalendarzem świat Państwowych. Dotyczy to także argumentów o innych okresach życia ludzkości,ze przewaga prod.roślinnych była znaczna. Tak była, ale nie wyłącznie i to jest ten "diabeł",bo o "rośliny" było łatwiej niż o "mięso ",a poza tym zboża i warzywa były łatwiejsze do przechowania.Wasza krucjata,jak widzę skończyła sie kiepskimi wynikami,bo zabrakło Wam rzeczowych argumentów i "rozumienia czytanych tekstów" .
Możesz bredzić w swoim podsumowaniu ile chcesz, światowa lewica i tak idzie naprzód i jeden dzień nawet dotrze do Polski, haleluja. No i gdzie do cholery jest West, tylko jego tu brakowało aby przedstawienie było jeszcze więcej wariackie (tak wiem, słowo obrażalskie numer 2).
my sié panie kolego nie dogadamy :)
Po co wyskakiwać ze słowianami...na polskiej wsi do końca lat 60tych mięso było pokarmem świątecznym, jadało się je zazwyczaj w niedzielę a w resztę tygodnia ziemniaki z kapustą.
Ktoś powie ze mięso było wtedy drogie a ktoś inny powie ze chłop polski miał wegetariańskie nawyki :)
Ale szkoda że nie przeczytałaś moich postów na początku wątku, nie byłoby nieporozumień.
Problem moim zdaniem w ogóle nie dotyczy tego czy wegetarianizm jest ETYCZNIE lepszy czy gorszy od normalnej diety. Mamy w Polsce wolność sumienia i tak niech zostanie. Jeżeli ktoś wierzy w św. Marchewkę i czuje się duchowym bratem ryjówki, to jego jego sprawa, niech je co chce.
Problem dotyczy tego, czy i w jaki sposób PRAKTYCZNIE zapewnić realizację postulatów wegetarian (i innych grup, bo niby dlaczego ktoś kto lnie chce schabowego ma mieć prawo do swojej diety, a ktoś kto nie lubi szpinaku-nie?). Otóż praktycznym sposobem wydaje mi się likwidacja kuchni przedszkolnych na rzecz cateringu ze zróżnicowaną kartą dań (oczywiście w przypadku przedszkolaków tu decydować muszą rodzice). Póki takich rozwiązań nie ma - trudno, zamiast pisać oburzone listy do ministerstwa proponowałbym zejść na ziemię i dostosować się do większości społeczeństwa.
No tak, biedny kraj to tez musi być zacofany. Co do tej większości społeczeństwa, jak jeden z indymediach kiedys napisał, jak większość będzie chciała ci wsadzić …. w …. to OK, trzeba się dostosować bo to większość. Jak dobrze ze jest dość duża liczba ludzi na tym świecie co nie chcą się dostosować do większości.
Te kobiety i tak nie rozumieją w czym jest problem, bo one chcą aby wszyscy przyznali im rację,ze tylko roślinki wolno jeść..i trzeba przewrócić system przedszkolny do góry nogami żeby zaspokoić ambicję jednej mamusi.Mam dla Niej radę (po raz drugi) na jedzenie wegetariańskie, potrzebne są większe ( niż dla pospólstwa) fundusze, i miłośników tych dań chyba stać na zorganizowanie przedszkola z taką dietą jaką sobie zamarzą.. Poza tym , dlaczego wasze dzieciaki mają być wyróżnione i inaczej traktowane, niż te "zwykłe" których rodzice często z trudem mogą opłacić miejsce w najtańszych placówkach,a z "waszą pomocą" przelicznik będzie jeszcze mniej korzystny. ps. West jak wiesz zawsze mamy odmienne zdanie, ale to jest ten przypadek, że ci co chcą "równości" ,tak naprawdę,chcą specjalnych przywilejów i sądzą,ze jeśli będą takie "nowoczesne" w swoim mniemaniu to oczywiście automatycznie będą miały rację...
"trzeba przewrócić system przedszkolny do góry nogami żeby zaspokoić ambicję jednej mamusi"
z jednej strony bambosz przesadza pisząc o przewracaniu systemu do góry nogami, z drugiej zachowuje się protekcjonalnie pisząc o ambicji mamusi :)
"na jedzenie wegetariańskie, potrzebne są większe ( niż dla pospólstwa) fundusze"
jak to zwykle przecież bywa, kiedy kupuje się produkty spożywcze, że jak dorzucasz do koszyka mięso to taniej cię zakupy wychodzą, niż kiedy do koszyka mięsa nie dorzucić :)
antywegetarianie w zabawne rzeczy wierzą, a wykarz im ich bzdury to sie obrażają i ze agresja i że chamstwo krzyczą :)
Zamiast tworzenia rozwiązań dla większości (z poszanowaniem praw mniejszości) - mnożenie liczby rzekomo "dyskryminowanych" mniejszości, wokół których wszyscy mają chodzić na paluszkach.
"Zamiast tworzenia rozwiązań dla większości (z poszanowaniem praw mniejszości)..."
przypominam że artykuł jest o tym że w placówkach w których karmi sie większość zgodnie z większości pragnieniami odmawia sie poszanowania praw mniejszości
:)
.
Zaintrygowało mnie to co napisałaś na początku tej dyskusji o "smakoszach zieleniny", a mianowicie to, że "tak ważny jest ten ich "sos" do kotlecików sojowych o smaku mięsa,czy ryby ???..jeśli mięso takie okropne ,to i smak jeszcze gorszy".
Zachodzę w głowę, ale nie potrafię sobie nawet wyobrazić cóż to za wynalazek, bez którego ja się tyle lat obywam, a który jest ponoć tak ważny. Szczególnie dziwi mnie istnienie takiego cudu, gdy sobie uzmysłowię, że to właśnie naturalny smak i zapach mięsa jest w milionach kuchni regularnie niszczony tak przy pomocy obróbki termicznej, jak i rozmaitych przypraw, ziół, warzyw, owoców, octu, sosów, czy panierek! Ciekawe dlaczego?
A właściwie jak smakuje owo mięso?! :-)
coś mi się zdaje że trzeba od podstaw z niektórymi, zanim zrozumieją bardziej zaawansowane zagadnienia, trzeba im wyjaśnić, że
- rosół z kury nie jest wegetariański
- ryba nie jest wegetariańska
- nie wystarczy z bigosu mięsa wydłubać
- dania bezmięsne nie są gotowane na księżycu
- kupienie 10 produktów spożywczych jest tańsze od kupienia jedenastu (nawet jeśli produkt #11 to kiełbasa)
jak już zakumają tych kilka drobiazgów, to będzie szansa, ze zrozumieją, że to nie jest wielki problem kucharkom w przedszkolach się dostosować
Gotować oddzielnie dla wegetarian i oddzielnie dla niewegetarian? Można. Jeżeli odpowiednio zwiększyć ilość roboczogodzin pracy (a więc obsadę etatów), ilość kupowanych składników, miejsca w kuchni, czasu na przygotowanie i podanie itp.
Płacicie - macie. Prywatnych przedszkoli nie brakuje, są pewnie i wegetariańskie. Nie - dostosujcie się.
West, czego Ty tutaj znowu nie rozumiesz? To nie jest lewicowe stanowisko, by wszystkie dziedziny życia ludzkiego oddawać w zarząd najprymitywniejszej buchalterii, więc i czynienie zarzutu, że dodatkowe zabiegi będą wymagały jakichś dodatkowych nakładów finansowych tutaj raczej poklasku nie powinny znajdować. Chodzi przecież o dobrobyt i dobrostan obywateli.
wiesz jak wygląda praca na kuchni? spędziłem kilka lat w hotelach, restauracjach, szpitalach i na kuchni urzędu wojewódzkiego w katowicach
dwie, góra trzy osoby są w stanie ugotować kilkadziesiąt dań w tym samym czasie na każde żądanie klientów, ale twoim zdaniem obsługa kuchni gotującej w systemie uproszczonym (jedno śniadanie, jedna zupa, drugie i podwieczorek dla wszystkich), nie jest w stanie przygotować w tym samym czasie opcji wegetariańskiej
sorki za opóźnioną odpowiedź, zabrało mi chwilę wycieranie łez ze śmiechu
podnoszeniem jakości w tym przypadku wyżywienia w przedszkolach (np. dzięki zwiększeniu wyboru potraw) a pisaniem przez rozhisteryzowane mamuśki listów do ministerstwa, mających na celu wyszarpanie jakichś przywilejów kosztem innych dzieci, personelu przedszkoli itd.
Co to ma wspólnego z kolektywizmem, z interesem wspólnym?
Wspolczuje ci jeśli nie dało ci życie poznać różnicy (ogromnej!) między KISZONYM ogórkiem oraz KISZONĄ kapustą a ZEPSUTYM ogórkiem czy też ZEPSUTĄ kapustą. Pacz i płacz ;P
od siebie dodam, iz to jest całkiem zabawne że zapewne ci wege domagają się rónolegle zakazu lekcji religii w przedszkolu (bo indoktrynacja i państwo ma być laickie) a zarazem chcą by państwo dotowalo ich "religię"..wiarę w "matkę ziemię"..w to że zwierzęta cierpią i że "mięso to morderstwo"
..co tam 40% praktykujących katolików..liczy się nasza 1% mniejszość! MA BYĆ PO NASZEMU I BASTA! a religia i krzyże won ze szkół..w zamian limity Co2 i marchewka
West, kolektywizm w Twoim rozumieniu to jak produkcja butów w jednym rozmiarze dla każdego, z tym, że łaskawie dozwalasz podniesienie ich "jakości" dzięki wytwarzaniu ich w kilku kolorach.
Nawiasem mówiąc, gdzieś zgubiła się logika w tym, co piszesz. Skoro to takie wielkie obciążenie ta jedna wegetariańska potrawa, to chyba jeszcze większym byłoby ich 7 szykowanych w zależności od widzi-mi-się dzieciaków. A jeśli nie, to i ta jedna wegetariańska nie byłaby problemem, nie sądzisz? I bez żadnych "cateringów", proszę, w końcu mówimy o zdrowiu i życiu dzieci.
Nie wspominam już nawet o tym, że teraz piszesz o daniach do wyboru, choć nieco wyżej oburzałeś się: "czy przedszkole to restauracja, gdzie można wybierać dania z karty?" Domyślam się, że tak gwałtowną zmianę wywołało u Ciebie uświadomienie sobie, że i ten problem może być furtką do namolnego promowania komercjalizacji wszelkich dziedzin życia człowieka (owe "cateringi"). Dałbyś już jednak spokój z takim pchaniem się z buciorami.
A "mamuśka" nie jest bynajmniej rozhisteryzowana, a przynajmniej nie bardziej, jeśli już koniecznie chcesz tak to nazywać, niż Ty, pieprzący tutaj farmazony o niebotycznych kosztach sporządzenia innej potrawy dla dzieciaka!
I nie zapominaj, że taki schabowy może kiedyś okazać się przejawem antysemityzmu, jeśli wiesz co mam na myśli. Ciekawe czy w takiej sytuacji też sugerowałbyś rodzicom znalezienie innego przedszkola, gdzie chodzą dzieci o podobnych potrzebach :-)))
Ramones, a Ty jesteś za religią w szkołach/wegetariańskimi daniami, czy przeciw?
"dwie, góra trzy osoby są w stanie ugotować kilkadziesiąt dań w t y m s a m y m c z a s i e na każde żądanie klientów"? Czyżby?
Przynajmniej szczerze: "spędziłem kilka lat w (...) szpitalach".
Szkoda że nie pomogło.
wegetarianizm to nie jest religia
Klasyczna, lewicowa polityka społeczna, zdrowotna czy edukacyjna polega na zapewnieniu wszystkim obywatelom , na jednakowym poziomie dostępu do określonych dóbr i usług.
Czy polskie szkoły i przedszkola zapewniają dzieciom posiłki? Zapewniają. Czy są to posiłki spełniające normy zdrowotne, sanitarne itp? Są.
Czy polskie przedszkola zapewniają dzieciom wybór posiłków w zależności od gustów smakowych, światopoglądu czy mody? Nie.
Czy powinny?
No to jest rzeczywiście temat do dyskusji. Ale tak czy inaczej wymagałoby to zmiany modelu żywienia w placówkach szkolnych i przedszkolnych.
Co do schabowego i antysemityzmu (czy antyislamizmu) - no rozsądny człowiek w tej sytuacji powiedziałby że stan wyższej konieczności wyklucza pojęcie grzechu, fanatyk - owszem - krzyczałby o antysemityzmie albo i wysadziłby się przed kuratorium.
Tylko czy musimy dostosowywać się do światopoglądu fanatyków?
wegetarianizm jest jak najbardziej systemem wierzeń..jest to wiara w to że człowiek nie jest mięsożercą oraz wiara w to że zwierzęta są równe człowiekowi i że ich życie jest tyle samo warte co ludzkie...
A ja osobiście jestem za tym by to większość narzucała swoje zdanie mniejszości (jak nauczał baćko Chavez) a nie by mniejszość terroryzowała większość. Nie ma systemu idealnego, zawsze będzie ktoś pokrzywdzony ale dyktatura większości powoduje mniej problemów niż dyktatura mniejszości...trudno co zrobisz.. dla mnie lepsze jest to ze jedna matka wegetarianka ma przechlapane że jej dzieciak nie wcina wege obiadu niż to że 99% matek nie wegetarianek ma płacić wiecej za przedszkole bo trzeba szanować diety wegetarian, żydów, muslimów czy eskimosów i surojadów
a jak wchodzisz do restauracji to myślisz, że stoliczki same sie nakrywają w godzinach szczytu?
KIszona kapusta czy ogorek jest "zepsutym" produktem w porownaniu ze swiezym. Podobnie ma sie z kwasnym (zsiadlym) mlekiem. Oczywiscie proces zepsucia jest kontrolowany i zamierzony co nie zmienia faktu ze jest to produkt "zepsuty"
Np. w USA "kwasne mleko" kojarzy sie z mlekiem ZLE zepsutym
Mozna kupic kefir, maslanke ale nie kwasne mleko (no moze gzies na Jackowie)
moze wegetarianizm nie jest religia ale tak jak religia jest calkowicie osobistym wyborem a jej fanatycznych zwolennikow podobnie jak fanatykow religijnych cechuje bezgraniczna nietoleracja co widac na tym forum
A wiec podobienstwo pomiedzy religia a wegetarianizmem jest duze.
Chcialbym jednak zauwazyc ze dotyczy to tylko i wylacznie Polski.
Przez wiele lat (koniec '80 polowa '90) ze wzgledu na prace zony obracalismy sie w towarzystwie zwolennikow organicznej "zdrowej" zywnosci, wegetarianow i weganow.
Nigdy nie spotkalem sie z taka agrasja i wymaganiami jakie prezentujesz ty
I znam wiele przypadkow ze "normalni" probowali wegetarianizmu po to zeby po paru miesiaca wrocic do normalnosci.
Osobiscie znalem chlopaka Vegana ktory nawet dziewczyny wybieral pod tym katem. Smialem sie z niego ze nie zrobia mu pewnej przyjemnosci w lozku bo to nie marchewka a one miesa do ust nie biora.
Byl szczesliwy do momentu kiedy zaczol sie zle czuc i przeszedl pelne badanie krwi.
Okazalo sie se mimo lykania garsciami naturalnych vitamin ma niedobor wszystkiego co mozliwe.
Rzucil veganizm, zostal normalny i bardzo sobie to chwalil
ramones
nie istnieje filozofia bez zalożeń - jeśli chcesz widzieć wegetarianizm jako system wierzeń, twoje stanowisko też nim jest
wracając do faktów - wprowadzenie opcji wegetariańskiej w stołówkach nie prowadzi do wzrostu kosztów
którzy wierzą że tzw. "panie z kuchni" nic innego nie mają do roboty w pracy, jak tylko przez 8 godzin stać przy garach żeby zapewnić każdemu dziecku oddzielne danie na miarę tego co mamusia przeczytała w ostatniej Pani Domu. A przez większość dnia to się obijają, jak to proletariat, nie?
Jestem socjalliberałem ale momentami rozumiem maoistów z ich "reedukacją przez pracę". Wielu współczesnym "lewicowcom" taka lekcja by się przydała.
paniom kucharkom k...a płacą za stanie przy garach przez 8 godzin :)
gotowanie w żywieniu zbiorowym nie jest aż tak skomplikowane, żeby na NASA to miało organizować
są ludzie i ludzie - i tyle
poza tym ten artykuł ciągle jest o braku tolerancji względem wegetarianizmu
większość komentarzy pod tym artykułem wskazuje też na irracjonalność antywegetariańskich postaw
1. Dobrze powiedziane, West, na jednakowym _poziomie_, co jeszcze nie oznacza, że każdy musi nosić buty o _tym samym_ rozmiarze.
2. "Wyższa konieczność" to była tuż po wojnie, gdy odbudowywano świat ze zniszczeń, a nie dziś. Celem lewicy nie jest totalitarne ujednolicenie - choć oczywiście bywało narzędziem, ale to co innego, choć wielu nawet tutaj nie rozumie tego rozróżnienia - to raczej brunatna, bądź stalinowska wizja.
3. Autorem kuriozalnej teorii zakładającej, że w Polsce ludzie źle zarabiają, bo nie starają się w dostatecznym stopniu i nie są odpowiednio wydajni jest niejaki West, a nie Nikyty. To wskazówka komu bardziej przydałaby się reedukacja przez pracę.
------
Ramones, a ja jestem za tym, by nikt nikomu niczego nie narzucał, jeśli nie jest to konieczne. Za oporem przeciw spełnieniu oczekiwań matki wegetarianki nie stoją przede wszystkim jakieś racjonalne argumenty, lecz to, co pięknie wyraża się w komentarzu Rebla: "my jesteśmy normalni", a co Bambosz uzupełnia propozycją nie do odrzucenia dla "odmieńców", by oddalili się w niewiadomym kierunku...
W grę chodzi tutaj też zawiść: "dla nich się robi wyjątki" i liberalna pazerność: "i ja za to płacę". Ciebie to oczywiście mało obchodzi, ale to nie jest lewicowa perspektywa.
Zajrzałam tu po paru dniach i wiedzę, że Bambosz nie wskazał, w którym miejscu jestem agresywna. Napisał za to kolejne kłamstwo: że wylewam tu żółć.
W takim razie daję krótkie resume tego, co napisałam:
1) zlinkowałam tekst o tym, że nawet księża się już zastanawiają, czy zabijanie zwierząt jest etyczne. To ciekawy znak czasów, przejaw postępów wegetarianizmu. Linkuję jeszcze raz:
http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/opinie/20130322/czy-zwierzeta-potrzebuja-nowego-jezusa
2)napisałam, że nie zamierzam was tu przekonywać, bo a) nie mam na to czasu b) większość z was i tak potrzebuje znacznie więcej czasu, by dojrzeć do diety/postawy wege, a niektórzy nie dojrzeją nigdy. To także kwestia rodzaju wrażliwości, a nie tylko wiedzy.
3)wyraziłam zdumienie, że pojawiają się tu poglądy o szkodliwości diety wegetariańskiej, skoro nawet oficjalna medycyna dawno wycofała się ze swoich obiekcji i oficjalnie zaleca maksymalne ograniczenie spożycia mięsa - na rzecz pełnego ziarna, warzyw i strączkowych (patrz piramida żywieniowa IŻiŻ).
Podtrzymuję to zdumienie. Owszem, kiedy ja w r. 1991 przechodziłam na wegetarianizm, zdarzały się reakcje pełne grozy ("Zachorujesz!"), jakie wciąż prezentują tu niektórzy. Od tamtego czasu minęły jednak 22 lata, a nauka drastycznie zmieniła stanowisko w tej sprawie. Dziwię się, że do was to nie dotarło.
Świat idzie naprzód i czasem nawet zmienia się na lepsze. Bronicie Okopów Świętej Trójcy. Albo zamku kamienieckiego.
A teraz proszę jeszcze raz o wskazanie, gdzie tu jest/była agresja bądź żółć. Milczenie będę uważała za przyznanie, że takowych nie było.
Widzę że nikuś dołączył do grona tych
którzy wierzą...
mógłbyś choć raz zabrać głos w temacie w którym masz jakieś doświadczenie, żywienie zbiorowe to akurat mój zawód wyuczony i z pracy w kuchni mam doświadczenie, wierzyć w to co panie z kuchni robią przez osiem godzin nie muszę, bo co one robią w pracy to ja wiem - te panie pracują
możesz przestać bawić się w hegla i udawać, że głęboko z tyłka możesz sobie wygrzebać "logiczne" argumenty :)
na codzień udawaj sobie inteligentnego westa z cynicznym zabarwieniem, który zabiera głos w sprawach, w których do wyrobienia sobie zdania każdy czuje się jakoś upoważniony
w końcu to żaden wysiłek wiedzieć jak naprawić ekonomię, czy w której szafie gejom będzie najwygodniej - wystarczy że dwa zdania z przecinkami we właściwych miejscach sklecić może i taki od razu czuje się upoważniony do wykładania prawd ostatecznych
ale w sprawach konkretnych, co do których inni wiedzą więcej od ciebie eastku, to się może nie wygłupiaj
A jak by wygladala dyskusja gdyby do przedszkola przyszedl ortodoksyjny Zyd i zazyczyl sobie dla dziecka koszernego jedzenia przygotowywanego przez przeszkolonego w koszernym gotowaniu kucharza.
Oczywiscie jest to sytuacja abstrakcyjna bo Zyd nie narazilby swojego dziecka na mozliwosc jedzenia niekoszernych potraw.
Zyd (jesli juz zajdzie taka potrzeba)posle dziecko do przedszkola ktore gwarantuje niekoszerne jedzenie, chociazby mial jechac na drugi koniec miasta
Dlatego dziwie sie wegetarianskim rodzicom walczacym w wegetarianskie potrawy w niewegetarianskim przedszkolu.
Jaka macie pewnosc ze kucharki nie podalyby dziecku kotlecika z kabaczkow ale z dodatkiem miesa mielonego i usmazonego na smalcu?. Albo mleko sojowe zmieszane z krowim? Po zlosci zmusicie przedszkole do dostosowania sie do waszych indywidualnych fanaberii to mozecie liczyc na zemste. Czyzbyscie nie zdawali sobie z tego sprawy.
Poslijcie dziecko do wegetarianskiego przedszkola.
Jezeli chcecie zjesc wegetarianskie potrawy idzcie do wegetarianskiej restauracji a nie brazylijskiego grilla
przedszkola nie są ani wegetariańskie, ani niewegetariańskie - ale chyba nie musze ci tłumaczyć ich głównej funkcji
wprowadzenie opcji wegetariańskiej nie jest ani trudne, ani dotkliwe, nie jest czymś za co kucharki sie będą mścić
jeśli uważasz że kucharka za wykonywanie swojej pracy będzie się mścić na dzieciach, którym ma gotować, bo jej się nie podoba, co one jedzą, to powinieneś uważać, że ta pani powinna zmienić pracę, zamiast wymagać od dzieci, żeby do innej placówki były wysyłane
Poglądy nikyty nie są ciekawe same w sobie, stanowią natomiast znakomitą ilustrację charakterystycznej dla współczesnych grup mniejszościowych mieszanki:
- zamykania oczu na fakty (kuriozalna teza o równoważności, w zakresie kosztów i nakładu pracy, przygotowania dań jednego i różnych rodzajów);
- ciasnego egoizmu maskowanego "walką o prawa (?) mniejszości; czy ktoś kto nie lubi szpinaku, albo knedelków, też będzie w ich rozumieniu "dyskryminowaną mniejszością"? wolne żarty :-)
- arogancji i pogardy dla ludzi(przypomnę: "paniom kucharkom k...a płacą za stanie przy garach przez 8 godzin", co skądinąd jest nieprawdą, na tych stanowiskach jest masa innych obowiązków).
W sumie ten sam schemat myślenia, o którym do wymiotów możemy się naczytać w neoliberalnych gadzinówkach przy okazji np. homoseksualistów.
Do lewicy przylgnęło niestety dużo tego śmiecia, trzeba ją z niego zacząć czyścić.
"Ciebie to oczywiście mało obchodzi, ale to nie jest lewicowa perspektywa."
... nie jestem lewicowcem , dla mnie idealna sytuacja jest taka że każdy posyła swego dzieciaka tam gdzie chce, ja do katolskiego przedszkola a ta mama do wegańskiego, zaś aparat państwowy zajmuje sie wyłacznie "wykluczonymi" dziećmi i tam karmimy ekonomicznie ....po taniości ..a jak ktoś ma jakieś tam katolickie,żydowskie, muslimskie czy wegańskie pomysły to mówimy "paszoł won"
z tym wege żarciem to tak samo jak muslim dostanie mieszkanie i sie będzie szarpał że nie ma okna w kierunku Mekki ..kogo to obchodzi? bierzesz albo spadaj...proste
A co w wprowadzeniem opcji koszernej? - czekam na odpowiedz
A co z prowadzeniem opcji bezglutenowej, bezjajecznej czy bezmlecznej?.
Stopien trudnosci ten sam
A moze niech dzieci przynosza sobie swoje jedzenie z domu.
Nie bedzie kucharek, nie bedzie gotowania nie bedzie problemu ani z normalnymi ani z wegetarioanami ani z koszernymi
PS. Ile znasz kucharek z przedszkola umiejacych gotowac potrawy wegetarianskie?
Chyba ze godzisz sie na: dzisiaj salata z ogorkiem, jutro salata z pomidorem, pojutrze salata bez dodatkow itd... bo to tez wegetarianskie potrawy
east ty jeszcze nie zakumałeś że o pracy na kuchni wiesz tyle co o wszystkich innych tematach w których głos zabierasz:)
perełki, które zostawić można bez komentarza - to fakt, że east będzie sobie decydował co jest mniejszością i bronił godności ludzi pracy :)
tych samych ludzi pracy, którzy nic jeno chytrze patrzą co by tu z miejsca pracy jeszcze ukraść na pohybel pracodawcy :)
rebel
opcja koszerna? proszę bardzo, nie mam nic przeciwko temu
bezglutenowa? dietę bezglutenową się stosuje z poważnych powodów, no chyba że uważasz że dzieci na diecie bezglutenowej mają w przedszkolu jeść glutenową, bo pani kucharka się na nich zemści za zmuszanie jej do gotowania nie tego co by chciała
bezjajeczna? bezmleczna? dla mnie to żaden problem
jeśli jakaś kucharka z intendentką nie są w stanie ustalić, ani przygotować zestawu dań wegetariańskich, to znaczy, że nie powinny nawet pracować w placówkach zbiorowego żywienia, bo to znaczy, że nie potrafią ani ustalić, ani przygotować żadnego menu :)
nie spodziewaj się że będę ci tu przepisy wrzucał w komentarzach - wykształcenie intendentki i kucharek wraz z ich doświadczeniem zawodowym są wystarczającymi podstawami do ułożenia odpowiedniego zestawu dań, więc jeśli znam jakąś kucharkę, to równocześnie znam kucharkę, która może coś ugotować bez mięsa
Nie bój się, wcale cię za człowieka pracy nie uważam :-) A to co nazywasz mniejszością ja nazywam innym wyrazem, nie mieszajmy pojęć.
"dzisiaj salata z ogorkiem, jutro salata z pomidorem, pojutrze salata bez dodatkow itd... "
No właśnie. Takie są wyobrażenia mięsożerców o menu wegetarian :-) :-) :-)
W internecie jest od jasnej cholery wegetariańskich i wegańskich blogów kulinarnych - poczytaj sobie, to poszerzysz wiedzę.
A panie kucharki są na szczęście profesjonalistkami, więc pociesz się, że wiedzą więcej od ciebie i posiłki wege nie są dla nich wyzwaniem. Uczą ich tego w szkołach gastronomicznych. Wiem, bo moje przybrane dziecko do takiej chodzi.
a do rzeczy coś napisać możesz? (bo tak średnio mnie obchodzi co sobie o mnie myśli ktoś taki jak ty)
kiedy czytam ze ktos tak malo tolerancyjny jak ty pisze ze nie mialby nic przeciwko koszernemu jedzeniu przygotowywanego specjalnie dla jedynego dziecka zydowskiego w przedszkolu to wiem ze trolluje
A znasz okreslenie "jarosz". To prawie wegetarianin z czasow komuny. Prawie bo potrawy jarskie nie zawieraly jedynie miesa.
A czy twoja przybrana nauczono przygotowac i ile potraw bez miesa, mleka, smietany, jajek czy sera?
Golabki z ryzem i kapusniak czy jarzynowa bez zasmazki znane sa z czasow komuny
>>przeczytaj z uwagą własne i zielonej komentarze.Staraj się zrozumieć zdania dosyć proste i nie wymagające większej niż średniej inteligencji napisane przeze mnie, i jeśli jesteś (pewnie tak o sobie myślisz) uczciwa w dyskusji, to mnie przeprosisz ( w co wątpię),bo "przypinasz mi łatki" wzięte z sufitu. Przytoczyłam napisane przez Was epitety,bez podawania całych tekstów, bo prawdopodobnie zbyt wysoko oceniłam Waszą zdolność pojmowania i kojarzenia cytatów . p.s ta "dyskusja" w mojej ocenie,potwierdza jeden z przytoczonych argumentów,że same "roślinki" nie wpływają dodatnio na pracę mózgu.
- Trzeba jeść mięso. Jest w diecie niezbędne, jest źródłem pełnowartościowego białka, niezbędnego zwłaszcza w diecie dzieci, a także najlepiej przyswajalnego żelaza. Praktycznie nie ma bardziej wartościowego źródła żelaza. Również szpinak ma go może całkiem sporo, ale jest przyswajane przez organizm ludzki tylko w blisko 5 proc., a żelazo z mięsa w 90 proc.
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,13650557,Dlaczego_profesor_nigdy_nie_zje_kielbasy__O_miesie.html?as=2
nie wiem ani jak, ani kiedy sobie wyrobiłeś pogląd o moim braku tolerancji i nie obchodzi mnie to
jeśli idzie o gotowanie dla ludzi to zakładam, że to placówki mają z zasady dostosowywać się do swoich klientów, a nie klienci do placówek
a co mnie bawi, to fakt, że każdy co pienił się przeciwko wprowadzeniu dla wegetarian dania wegetariańskiego - w każdym innym przypadku normalnie dałby się pokroić żywcem za poprzedni akapit
nie ma prawicowców wśród komentujących na lewica.pl, nie ma libertarian, korwinowców, ani liberałów - ja widzę już tylko bandę trolli bez przekonań i z tylko jednym celem: nie zgadzać się ze wszystkim, cokolwiek by tu przeczytali
większość komentujących nie miała bladego pojęcia ani o wegetarianizmie, ani o organizacji pracy w placówkach żywienia zbiorowego
większość z nich nadrabiała braki w rzeczowej wiedzy wymyślając argumenty ad hoc za każdym razem udowadniając dobitniej, że nie wiedzą jak wygląda praca na kuchni, jej planowanie i układanie jadłospisu i jego kosztorys
nikomu brak wiedzy w temacie nie przeszkadzał w pisaniu bzdur, jak zwykle zresztą, bo większość komentujących tutaj w momencie zdobycia umiejętności klepania po klawiaturze stwierdziła zna wszystkie odpowiedzi i prawdy objawione i wmawia sobie, że ma coś innym do powiedzenia, kiedy tak naprawdę tylko czas zabija, bo codzienność nudna
..Praca "na zmywaku" nawet w najlepszej zachodniej restauracji, nie jest wiedzą na temat t.zw. zbiorowego żywienia.. Wiem na ten temat sporo,bo kierowanie (kiedyś przeze mnie) sporym domem wczasowym,takiej wiedzy wymaga
ło. Wyłączenie jakiejś potrawy ,lub modyfikacja w ramach dostępnych produktów nie jest problemem, trudno jednak zastąpić podstawowe produkty białkowe i wysokokaloryczne które potrzebne są właśnie czynnym fizycznie konsumentom,a do takich zalicza sie i dzieci i także pracującym ciężko pracownikom "fizycznym".. Urzędasom i "klepiącym" w komputer, na pewno sałata wystarczy, ale spróbuj zastosować swoją dietę cud górnikowi, albo budowlańcowi. Nie dość,że masa objętościowa Go rozśmieszy to po godzinie pracy zechce Cię poszukać i wytłumaczyć Ci na czym polega "prawdziwa "praca.Czy myślisz, ze weganie i wegetarianie, to są ciężko pracujący ludzie? nie znam nikogo z tej grupy kto ubrudził by swe delikatne "łapki " jakimś wysiłkiem, chyba że na siłowni z dopalaczami..Nie próbuj swej demagogi przekładać na niewiedzę o tej specyficznej "modzie" na żarełko,swym oponentom, mam 2 koleżanki które karmią sie tym cudownym lekiem na zdrowie i niestety, ani nie są zdrowsze(?) ani szczęśliwsze.Maja za to problemy ze znalezieniem "eko produktów" w obcym mieście. jest jeszcze jeden argument ,którego nie bierzesz pod uwagę,że "wega" kupując te swoje tony zieleniny, żyją w błogiej nieświadomości o sposobach uprawy tychże roślin. Uprawa tradycyjna,ta z zastosowaniem nawozu naturalnego,kompostów,poplonów i bez herbicydów jest absolutnie nie opłacalna, dlatego rolnik, uprawia ziemie na 2 sposoby, dla SIEBIE i na sprzedaż.Nawet Horteks,Gerber dopuszcza uprawę nie restrykcyjnie ekologiczną .czyli to "zielone" jest częściowo EKO, tak jak "to jajeczko częściowo nieświeże". Zejdź na ziemie i nie siej demagogii.
Rebel: "Trzeba jeść mięso. Jest w diecie niezbędne, jest źródłem pełnowartościowego białka, niezbędnego zwłaszcza w diecie dzieci, a także najlepiej przyswajalnego żelaza. Praktycznie nie ma bardziej wartościowego źródła żelaza."
Uuuups. Wszystko dawno nieprawda. Masz wiedzę sprzed wieków, kiedy jeszcze obowiązywał dogmat niezbędności mięsa.
Wszystkie tzw. aminokwasy egzogenne, potrzebne do budowy ludzkiego białka, są zawarte w roślinach i nasz organizm je syntetyzuje. Wystarczy, że pożywienie jest odpowiednio zróżnicowane (ziarna, warzywa, strączkowe, ew. nabiał).
Białka zwierzęcego zresztą ludzki organizm też nie przyswaja w całości, tylko najpierw je rozbija na cegiełki-aminokwasy, z których potem syntetyzuje własne białko. Organizmowi jest wszystko jedno, skąd pochodzą te cegiełki - byle były.
Moja kuzynka-lekarka też do niedawna wierzyła, że tylko mięso ma jeden z tych aminokwasów - tryptofan, bo tak ją uczyli niegdyś na studiach. Ze zdumieniem się dowiedziała, że jest go od jasnej cholery w kaszy jaglanej.
Mięso najważniejszym źródłem żelaza? To ciekawe, dlaczego ja po 22 latach wegetarianizmu mam jego poziom blisko górnej granicy normy :-)
No i uporczywie ignorujecie to, co tu już dwukrotnie pisałam o oficjalnie lansowanej przez medycynę piramidzie żywieniowej i zaleceniach co do maksymalnego ograniczenia spożycia mięsa...
Potwierdzam słowa Zielonej. Spore ilości żelaza mają też rośliny strączkowe (szczególnie czerwona fasola), szpinak, orzechy, zboża, grzyby, a z owoców: jagody, morele i brzoskwinie.
skomentuję tylko twoje otwarcie komentarza odsylając cię do moich poprzednich komentarzy, w których wspomniałem o moim wykształceniu i doświadczeniu
poza tym sugeruję formatowanie tekstu
Ramones, wiem, że nie jesteś lewicowcem dlatego to nie u Ciebie dziwią mnie prawicowe przeświadczenia.
Swoją drogą, ciekawe co wymyślisz, gdy się okaże, że "po taniości", to właśnie po wegetariańsku? I nie piszę tutaj o kuchni stricte wegetariańskiej, wyszukanej i zdrowej, ale np. o takim przypadku, cytuję za Wybiórczą:
"Teraz wypada nam chyba oddać palmę pierwszeństwa w fałszowaniu żywności Islandczykom. To tam przeprowadzono kontrolę w zakładach produkujących pierogi z wołowiną. Szukano w nich koniny. Nie znaleziono jej jednak. Wołowiny zresztą też w nich nie było. Bo w ogóle nie było w nich mięsa! [...] Wsadem była masa przygotowana prawdopodobnie z tłuszczów roślinnych i białka sojowego."
Na marginesie, niestety nie wiem kto zacz ów "muslim" ;-)
------
West, jeśli kucharka ma "masę innych obowiązków, niż gotowanie", to znaczy, że liczbę personelu w kuchni drastycznie odchudzono, najpewniej zgodnie z liberalnymi dogmatami. Z tym istotnie trzeba walczyć, ale Ty chyba nie sądzisz, że ktoś uwierzy w tę Twoją troskę o pracownika, po tym, co tutaj wcześniej wypisywałeś. Bądź poważny.
------
Bambosz:
"Przytoczyłam napisane przez Was epitety,bez podawania całych tekstów, bo prawdopodobnie zbyt wysoko oceniłam Waszą zdolność pojmowania i kojarzenia cytatów ."
Czepiasz się Margo, jak pijana płotu, a to u Ciebie z kulturą nie najlepiej. Nie przyszło Ci do głowy, że ktoś może poczuć się urażony, gdy nazywa się go "smakoszem zieleniny", a zaraz po tym wypisuje jakieś brednie o "sosach o smaku mięsa i ryb", bez których ów "smakosz" żyć nie może? A to dopiero/już w pierwszym Twoim "kulturalnym" komentarzu w tym wątku.
Jeszcze raz pytam, co to za wynalazek, ten "sos"?!
Bambosz:
"ta "dyskusja" w mojej ocenie,potwierdza jeden z przytoczonych argumentów,że same "roślinki" nie wpływają dodatnio na pracę mózgu."
Dziękuję za kulturalny komplement. Sprawdźmy może dalej jak to z tym rzeczywiście jest? :-)))
Bambosz:
"Urzędasom i "klepiącym" w komputer, na pewno sałata wystarczy, ale spróbuj zastosować swoją dietę cud górnikowi, albo budowlańcowi. [...] Czy myślisz, ze weganie i wegetarianie, to są ciężko pracujący ludzie? nie znam nikogo z tej grupy kto ubrudził by swe delikatne "łapki " jakimś wysiłkiem, chyba że na siłowni z dopalaczami".
To, że Ty kogoś nie znasz, to jeszcze o niczym nie świadczy. Ja pracowałem na budowach, w hucie i pokrewnych miejscach, a i teraz nie przesiaduję za biurkiem. I co zabawne, to nie ja narzekam, że strasznie się urobiłem, to nie ja szprycuję się kawusią i napojami energetyzującymi, w przeciwieństwie do niektórych z moich kolegów, którzy dietę mają z pewnością "odpowiedniejszą".
Zresztą, tu mam problem, jeśli stwierdzenia, że wegetarianin żywi się głównie sałatą nie potraktuję jako lekceważącą obelgę, co będzie przecież aktem złem woli z mojej strony, to musiałbym przyjąć, że mam do czynienia z wyjątkowo ograniczonym indywiduum, które nie posiada najmniejszej wiedzy o temacie, w którym głos zabiera, co chyba byłoby jeszcze bardziej uwłaczające. Ale cóż ja poradzę, skoro ktoś sam się stawia w takim świetle?
Przeczytaj może co wyżej napisał Ramones, bynajmniej nie przedstawiciel "lobby sojowego": "na polskiej wsi do końca lat 60tych mięso było pokarmem świątecznym, jadało się je zazwyczaj w niedzielę a w resztę tygodnia ziemniaki z kapustą".
Było to zapewne w czasach, gdy chłop pracował za biurkiem, a nie w polu przy pomocy prymitywnych narzędzi (-:
Bambosz:
"mam 2 koleżanki które karmią sie tym cudownym lekiem na zdrowie i niestety, ani nie są zdrowsze(?)"
A ja mam wielu mięsożernych kolegów, znajomych, sąsiadów, którzy też nie są zdrowsi od wegetarian. Gdyby prawdziwe były promowane tutaj zabobonne teorie o szkodliwości wegetarianizmu, to _każdy_ wegetarianin bez wyjątku powinien chorować. I odwrotnie.
Bambosz:
"Jest jeszcze jeden argument ,którego nie bierzesz pod uwagę,że "wega" kupując te swoje tony zieleniny, żyją w błogiej nieświadomości o sposobach uprawy tychże roślin. Uprawa tradycyjna,ta z zastosowaniem nawozu naturalnego,kompostów,poplonów i bez herbicydów jest absolutnie nie opłacalna, dlatego rolnik, uprawia ziemie na 2 sposoby, dla SIEBIE i na sprzedaż.Nawet Horteks,Gerber dopuszcza uprawę nie restrykcyjnie ekologiczną .czyli to "zielone" jest częściowo EKO, tak jak "to jajeczko częściowo nieświeże"."
Nieśmiało chciałbym zauważyć, że te nienaturalnie uprawiane rośliny zajadają również nie-wegetarianie, w dodatku futrując się jednocześnie "mięsem" nafaszerowanym rozmaitymi chemikaliami. Gdyby zajadali tylko "mięsko", to już dawno gryźliby (wegetariańską?) ziemię. Wobec tego logika mi podpowiada, że jest to argument obosieczny, a Tobie nie?
Nie wątpię jednak, że Ciebie, jako kota Nany, ten problem nie dotyczy.
Są jednak inni, którzy np. nie bacząc na ostrzeżenia Thora przed szkodliwością soi, zajadają się rozmaitymi kupnymi pasztetami, kiełbasami, parówkami, czy pierogami, które tę soję zawierają. I to taką bynajmniej nie "EKO".
Widze ze zielenina nie wplywa dodatnio na umiejetnosc czytania .
Byc moze dane sa antyczne ale na wszelki wypadek podalem ci link do ich autora.
"*Prof. Tadeusz Szmańko jest absolwentem Akademii Rolniczej we Wrocławiu, obecnego Uniwersytetu Przyrodniczego. Od ponad 40 lat pracuje w Wydziale Nauk o Żywności tej uczelni"
Mozliwe ze Pan Profesow w porownaniu z twoja kuzynka LEKARKA
jest durniem ale w dalszym ciagu to jest jego opinia a nie moja
Rebel, zacytuj lepiej co Pan Profesor napisał o składzie wędlin, niech ci wszyscy troskliwi, którzy tutaj komentują mają okazję do oburzenia się na to, że w placówkach zbiorowego żywienia trują również "normalne" dzieci.
I druga sprawa, ten nie wiedział, że "trzeba jeść mięso", bo "jest w diecie niezbędne" i zobacz co mu się stało:
http://www.veganbodybuilding.com/?page=bio_robert
:-)
Dodam, że Pan Profesor, będąc "badaczem mięsa", a nie dietetykiem, ma w kwestii składu wędlin większe kompetencje, niż w temacie niezbędności tego czy innego artykułu spożywczego w diecie.
A teraz spójrz na tę anorektyczkę, czy ona ma jeszcze siłę, żeby podnieść ręce? Toż to wrak człowieka (-:
http://www.greatveganathletes.com/vegan_athlete_amanda-reister-0
A teraz pora na podsumowanie:
http://pepsieliot.files.wordpress.com/2013/03/vegans8-protein.gif
Wasze "cenne "uwagi dotyczące cytatów wybranych z tekstów Margot i zielonej przytaczam jeszcze raz,bo prawdopodobnie nie chciało wam sie szukać tych perełek,bo łatwiej pisać w kółko to samo,licząc na zmęczenie przeciwnika,niz odpowiadać na "temat" >>>> ..zamiast wylewać żółć na mnie,Nanę,Thora i innych ,wróćcie do swych "argumentów" i będziecie mieli potwierdzenie waszej agresji, n.p. takie perełki jak : czubek,logika alkoholika,ostoja konserwy ,a na dodatek,to jako mięsożerni heteroseksualni katolicy nic nie wiemy o Chrześcijańskim wegetarianizmie (?)ale mamy klapki na oczach,,...no i nic tylko się popłakać na zielonej trawce... Jeśli w taki "zabawny" sposób propagujecie swoją dietę ,to nie dziwię się że takie macie rezultaty.. Większość waszych argumentów, to doktryny i półprawdy, bo n.p. to,że Słowianie odżywiali się głównie pokarmem pochodz.roślinnego, a mięso jadali od święta, to czysta demagogia.. Słowianie bowiem świąt mieli bez liku co najmniej jedno w tygodniu,ale w podtekście, to miało sie kojarzyć z naszym współczesnym kalendarzem świat Państwowych. Dotyczy to także argumentów o innych okresach życia ludzkości,ze przewaga prod.roślinnych była znaczna. Tak była, ale nie wyłącznie i to jest ten "diabeł",bo o "rośliny" było łatwiej niż o "mięso ",a poza tym zboża i warzywa były łatwiejsze do przechowania.Wasza krucjata,jak widzę skończyła sie kiepskimi wynikami,bo zabrakło Wam rzeczowych argumentów i "rozumienia czytanych tekstów" .
>Słowianie bowiem świąt mieli bez liku co najmniej jedno w tygodniu
Doprawdy? A jakież to "święta"? Niedziele? I zwykli chłopi w każdą niedzielę jedli mięso? W jakim kraju?
OK, Rebel, przeczytałam ten tekst. Wcześniej tego nie zrobiłam, bo po co? Nie zajrzałam tu po to, żeby się z wami spierać, nie mam na to czasu, naprawdę. Tylko po to, żeby wam pokazać, że nawet księża się już zastanawiają nad etycznością zabijania zwierząt, zwłaszcza masowego.
Ale dałam się sprowokować - i przeczytałam.
No i po coś ty mi to pokazał? Przecież ten tekst to jedno wielkie megaostrzeżenie przed jadaniem wędlin. Te wszystkie polifosforany, azotyny itp., wysoko rakotwórcze, zaburzające równowagę fosforanowo-wapniową itp. - no ZGROZA po prostu.
I dopiero na końcu ten akapit, że trzeba jadać mięso, bo białko i żelazo.
Odpowiem tak:
1) to tylko jedna z możliwych opinii. W mediach możesz spotkać wszelkie możliwe opinie, również taką, że należy jadać WYŁĄCZNIE tłuste mięso, wywary z kości, słoninę i smalec - tzw. dieta optymalna, również sygnowana przez lekarza z dyplomem. Wybierzesz ją? (choć wiem, że są na lewicy entuzjaści tej diety - ich prawo)
2) twierdzę, że prof. Szmańko, pracujący - jak głosi notka informacyjna - od 40 lat, jest mamutem, reprezentantem starej szkoły, impregnowanej na nowe odkrycia (które nb. zwykle stanowią naukowe potwierdzenie wielowiekowej praktyki, bo przecież wegetarianie nie pojawili się na świecie dziś).
(No i, by zacytować Misia, "p. prof., będąc "badaczem mięsa", a nie dietetykiem, ma w kwestii składu wędlin większe kompetencje, niż w temacie niezbędności tego czy innego artykułu spożywczego w diecie.")
3) większość świata medycznego zgadza się obecnie, że podstawą diety powinny być pełnoziarniste zboża, warzywa i owoce, zaś mięso figuruje w zaleceniach tylko jako dodatek. Proszę, oto piramida żywieniowa, o kt. pisałam:
http://www.izz.waw.pl/pl/zasady-prawidowego-ywienia#g
Stąd już tylko krok do przyznania, że mięso nie jest niezbędne... Moim zdaniem tak się stanie.
Aha - dzięki, Rebel, za wskazanie tego artykułu - pokażę go mojemu przyjacielowi, żeby zobaczył, co zjada w wędlinach. Niedawno rzucił papierosy, może rzuci i mięcho?
oto p. 5 opisu piramidy żywieniowej Instytutu Żywności i Żywienia:
"Mięso spożywaj z umiarem, zastępuj je rybami i roślinami strączkowymi."
>>>nie pisałam Polacy, tylko Słowianie.. gdybyś czytał "wklepanki" zielonej, to byś wiedział,że chodzi o badania archeologiczne.. Ale po co czytać,jeśli można odpowiadać na "coś" czego nie przeczytałeś...
Bamboszu, powtarzasz się, piszesz w kółko te swoje "argumenty", czyli "doktryny i półprawdy", a przecież ja poruszyłem konkretne sprawy. Nie potrafisz pisać na temat?
Zauważ, że ja tu nie wnikam ile świąt mieli Słowianie, założyłem, że "mieli ich bez liku", jak ramonesowy chłop z lat 60-tych niedziel, nadal to jednak nie wyjaśnia z czego czerpali siłę do ciężkiej, fizycznej pracy w dni powszednie, skoro, jak tu dramatyzujesz, mięso jest do tego tak bardzo potrzebne, a wręcz niezbędne. Wyjaśnij, proszę, bo się te Twoje teorie kupy nie trzymają.
Pytałem się Ciebie co to za "sos o smaku mięsa i ryb"? Pytałem, ale odpowiedzi brak, co nie dziwi, bo to przecież ewidentna bzdura, do czego nie potrafisz się przyznać. A to jednak ciekawe, bo fakty są takie, że jeśli człowiek na targowisku ślini się do czegoś, to dzieje się to przed straganami z owocami i warzywami, a nie przed tymi z mięsem o naturalnym smaku i zapachu. A taki np. mięsożerny kot, dokładnie odwrotnie. Jakieś wnioski?
Chciałbym Ci zwrócić również uwagę na dziwną niekonsekwencję. Mianowicie z naciskiem powtarzasz, że człowiek musi jeść mięso, bo drzewiej jadł. Ale co ciekawe, to że jadł _rzadko_, już nie jest zobowiązujące? "Argumentem" tutaj ma niby być to, że o mięso było trudniej. Cóż, mięsożernemu wilkowi, czy lampartowi też nie łatwo, a jednak w chwilach niedostatku korzonków i jagódek z zadowoleniem nie pogryza, w krytycznej sytuacji umierając z głodu.
Jest jeszcze jedna ciekawa rzecz, o ile o zdrowie wegetarian, tudzież ich dzieci, tutaj się niektórzy tak przesadnie troszczą, o tyle jakoś nikt nie martwi się o zdrowie "normalnych" dzieci, jak to arcytolerancyjnie wobec wegetarian nazywa Rebel. Szkodliwa soja w mięsie? Cisza! Trucizny w kiełbasie? Cisza! I tak dalej. Ale mnie to osobiście nie dziwi, bo też nie o czyjekolwiek zdrowie tutaj chodzi, ale o zaspokajanie hedonistycznych zachcianek.
Myślisz, że to pierwsza, czy ostatnia taka dyskusja, z którą miałem do czynienia? Kiedyś w końcu odechciewa się tłumaczyć i wyszukiwać dostępne w Sieci publikacje, by potwierdzić swoje słowa, jeśli z góry wiadomo, że oponent i tak prędzej, czy później wyskoczy z sakramentalnym "tak było, jest i będzie, odmieńcy won!"
Na marginesie, niektórzy tutaj mają takie poglądy, że w ogóle ciężko z nimi polemizować, lepiej omijać. Np. niejaki Thor kiedyś na tym portalu pisał, że optymalna ilość białka dla zwykłego człowieka to 2 gramy na kilogram masy ciała. Autorytetem w tym temacie był dla niego podręcznik żywienia jankeskich zabijaków. Jednocześnie za odwapnienie organizmu winą obarczał głównie, jeśli nie jedynie, dietę bezmięsną. Jak ktoś serwuje takie mądrości, to nie pozostaje nic innego, tylko uciekać ;-)
Poza tym, to chętnie dowiedziałbym się więcej o tych słowiańskich świętach "bez liku" :-)
po chamsku linka wrzucę i niewegetarian zrażę bezpośrednią liczbą
http://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:%C5%9Awi%C4%99ta_s%C5%82owia%C5%84skie
13 świąt
Taką Maslenicę moglibyśmy akurat urządzić - śniegu pod dostatkiem, jest po czym jeździć saniami, no i pora, by spróbować go przegnać. A i blinów byśmy sobie podjedli... O dziwo! A nie kotletów z dziczyzny? W święto? Ech, ci Słowianie.
Ale ja tak sobie dobrotliwie podrwiwam, choć wcale nie zamierzam mięsożerców prowokować. Wiem, że i tak wielu jest takich, których nic nie przekona i do ostatniej kropli krwi będą bronić swoich Okopów Świętej Trójcy. Czyli swoich przegranych pozycji (patrz Nieboska Komedia Z. Krasińskiego)
I wiem, że do obalenia mitu o potrzebie jadania mięsa pozostał już tylko jeden krok. Przecież od lat 90. medycyna nic innego nie robi, tylko krok po kroku ustępuje ze swoich niezłomnych pozycji w tej sprawie. Oficjalna piramida żywieniowa jest tu dowodem. Btw. - nikt jej nie skomentował? Nie zakwestionował?
Na zakończenie: jak sądzicie, skąd zwierzęta mają w tkankach to całe żelazo i inne pierwiastki? No?
wszystkie pierwiastki powstaly w gwiazdach, ergo zelazo w miesie pochodzi z gwiazd :)
Mięsa można nie jeść. Jak i zbóż, warzyw, owoców czy grzybów. Można nie pić mleka (albo pić tylko mleko), jeść/nie jeść wieprzowiny czy wołowiny, itp.
Można też dorabiać do tego wszystkiego wzniosłe i uduchowione uzasadnienia.
Chodzi tylko o to że fanaberie dietetyczne należy realizować za własne pieniądze. Tak samo dotyczy to wegetarian, ortodoksyjnych żydów czy np. miłośników diety opartej o zwyczaje żywieniowe Indian Wielkich Równin.
ale akurat w tej sprawie i w tej dyskusji jestem zupełnie spokojna. Dlaczego - pisałam, ale streszczę:
a) bo wiem, że i tak was nie przekonam
b) bo wiem, że wegetarianizm i tak systematycznie idzie do przodu, jest zdecydowanie na fali wznoszącej.
I właśnie z tego drugiego powodu kwestia żywienia wege w przedszkolach nabiera znaczenia. To już nie jest fanaberia, jak piszesz, tylko równorzędny sposób żywienia. Który to pogląd zaprezentowało także Min. Zdrowia w cytowanym tu stanowisku.
bzdury piszesz, do tego po ignorowaniu argumentów na które nie mogłeś znaleźć odpowiedzi wcześniej
jeśli myślisz że można żyć przy wykluczeniu z diety zbóż, warzyw i owoców to wiesz jeszcze mniej niż myślałem
co by tłumaczyło większość z twoich postów
Owszem jest jakimś dowodem , ale na co ? - na to właśnie, że na szczycie tej piramidy jest MIĘSKO. Przy czym bardziej tu chodzi raczej o tłuszcz zwierzęcy niż o białko zwierzęce (choć też).
Nikt tu przecież nie twierdzi, że człowiek powinien posilać się wyłącznie mięsem - wprost przeciwnie, wszyscy przeciwnicy pani Zielonej zgadzają się, że najwłaściwszą jest dieta MIESZANA, a im bardziej zróżnicowana, tym lepiej.
Jeśli ktoś chce ryzykować życiem swych dzieci w obronie swych ideologicznych przekonań, to jego sprawa, ale wciąganie w to administracji szkolnej, to już gruba przesada.
Nie wiem co to znaczy że wegetarianizm "idzie do przodu"- jak burza, dodajmy, jak burza :-) - ale w tym przypadku istotne byłoby, gdyby większość społeczeństwa z innych powodów niż bieda wybrała dietę wegetariańską. Wtedy stołówki szkolne czy przedszkolne mogłyby się dostosować do ogółu społeczeństwa, a mniejszość jadać schabowe w domu.
Umyka mi co prawda w tym wszystkim odpowiedź na pytanie, dlaczego dzieci dręczone przez rodziców dietą wegetariańską nie miałyby posmakować mięsa chociaż w szkole - ale złóżmy to na karb quasireligijnego charakteru współczesnego wegetarianizmu.
to była, była, ale nie znalazła uznania w oczach PT Redakcji, a to nie komuna żebym miał pisać między wierszami.
jeśli o tym zmywaku pijesz do mnie:
nie pracowałem na zmywaku
pisałem wcześniej (przed zmywakiem najwyraźniej) że z wykształcenia i doświadczenia zawodowego z autopsji wiem jak wygląda praca na kuchni, jak się ją organizuje, jak wygląda układanie menu, oraz jak to wszystko wygląda od strony kosztów - zwłaszcza w placówkach żywienia zbiorowego
jedyne co potrafiłeś odpisać to jedna uwaga o szpitalu (błyskotliwa jak śledź o zmierzchu) i coś, czego najwyraźniej moderator nie przepuścił
wszystko co napisałeś ma się nijak do rzeczywistości (jak zwykle zresztą): wprowadzenie opcji wegetariańskiej nie podnosi kosztów i nie wymaga dodatkowego nakładu pracy - jeśli ciężko ci w to uwierzyć, to nie mój problem, nie jestem tu od tego, żeby ci wszystko na tym świecie tłumaczyć
kucharka, jak sama nazwa wskazuje zajmuje się gotowaniem, nie ma innych obowiązków - zapytany nawet nie potrafiłbyś wymienić co takiego kucharkę od gotowania twoim zdaniem ją odciąga
twoje i nie tylko twoje zdanie na temat wegetarianizmu nie ma znaczenia - nikomu nie musimy się tłumaczyć z tego dlaczego nie jemy mięsa, nie musimy nawet mieć wystarczająco "poważnych" powodów
jesteśmy mniejszością, niezależnie od tego czy uznajesz nas za mniejszość - płacimy za usługę, nie za ocenę naszych wyborów, czy dokonywanie ich w naszym imieniu
nie istnieje nawet jeden argument za tym, żeby dzieci wegetarian miały jeść mięso wbrew woli rodziców
tak już na marginesie: jeśli wyskakujesz z konopii z godnością robotnika, to spadasz do poziomu abcd, bo w twoim przypadku powiedzieć że to niewiarygodne, to niedomówienie
Pantarak:
"na to właśnie, że na szczycie tej piramidy jest MIĘSKO."
Nie, na szczycie tej piramidy znajduje się OLEJ! (-: Gdyby zatem rysunek ten traktować jako hierarchiczne wartościowanie produktów spożywczych, a nie wyłącznie ilościowe zestawienie równie ważnych, to należałoby uznać, że najważniejszą zasadą zdrowej diety jest picie oleju ;-)))
Pantarak:
"Jeśli ktoś chce ryzykować życiem swych dzieci w obronie swych ideologicznych przekonań, to jego sprawa, ale wciąganie w to administracji szkolnej, to już gruba przesada."
Ryzykować życiem? Chodzi o te 100 ton "mięska" CHORYCH zwierząt w TAJNYM magazynie, które odkryto u pewnego przedsiębiorcy - PADLINY mówiąc wprost? A może o to "normalne" pochodzące od zwierząt karmionych modyfikowaną genetycznie soją, albo wywołującą BSE mączką mięsno-kostną?
Zgaduję jeszcze, może o toksyny zawarte w kiełbasie, o których informuje prof. Szmańko?
----
West:
"Umyka mi co prawda w tym wszystkim odpowiedź na pytanie, dlaczego dzieci dręczone przez rodziców dietą wegetariańską nie miałyby posmakować mięsa chociaż w szkole - ale złóżmy to na karb quasireligijnego charakteru współczesnego wegetarianizmu."
Jeszcze bardziej umyka odpowiedź dlaczego "dręczone", ale wiadomo przecież, że z prymitywnym hedonizmem ludzi PRZYZWYCZAJANYCH od dziecka do żucia mięśni i ścięgien martwych zwierząt nie sposób konkurować za pomocą rozumu...
To bardzo proste - bo mięso jest smaczne! To już pomijając wszelkie dyskusje zdrowotne.
(na argument "mnie nie smakuje" odpowiadam z góry - być może, ale masz porównanie; dlaczego chcesz dzieci tego pozbawiać?).
Czyżby piramida żywieniowa nie została tu zrozumiana? Oto wykładnia:
Podstawa piramidy jest rozległa i gruba, co oznacza, że tych rzeczy powinniśmy jeść jak najwięcej. Powinny stanowić bazę naszego pożywienia.
Czubek piramidy jest relatywnie malutki, co oznacza, że tych rzeczy powinniśmy jadać niewiele i rzadko. (Rezygnować z mięsa na rzecz ryb i roślin strączkowych, jak podano w opisie.)
A przecież jeszcze w latach 80.-90. medycyna zalecała jak najwięcej mięsa! To tylko jeden z przejawów tego, że mięso jest w odwrocie, a wegetarianizm idzie do przodu. Nie, nie jak burza, West - powoli, ale za to systematycznie:-)
Jest zresztą wiele zbliżonych wersji tej piramidy, np:
http://www.sekretydiety.pl/czytelnia/piramida_zywienia/
http://kuchnia.wp.pl/zyj-zdrowo/health/1457/1/1/piramida-zdrowego-zywienia.html
i we wszystkich wskazuje się na możliwość zastępowania mięsa innym równoważnym źródłem białka. Czyli - opcjonalnie, a nie musowo, jak wciąż wierzycie.
Została dobrze zrozumiana - jeśli piszę, że "na szczycie"
to mam na myśli to, że w tej piramidzie mięso ( i tłuszcze zwierzęce, co pani Zielona nie chce zauważyć i nieustannie pisze jedynie o białku zwierzęcym) znajduje się na tej piramidzie.
Rozważania o tym, co i w jakich proporcjach, to sprawa otwarta, choć rzeczywiście, wg tej piramidy ich udział w diecie powinien być niewielki - ALE POWINIEN !!
A zdaniem wegetarian NIE POWINIEN!
Bogactwo pokarmu pochodzenia zwierzęcego leży głównie w tłuszczu, który jest najdoskonalszym magazynem składników odżywczych.
Czy pani Zielona słyszała taki termin "przyswajalność" ?
Na pewno, a właśnie tłuszcz zwierzęcy jest bardzo dobrze przyswajalny przez z człowieka.
Czy słyszała pani Zielona o społecznościach syberyjskich czy Eskimosach, dla których pokarm pochodzenia roślinnego byłby wyrokiem śmierci ? Nie dlatego, że trujący, ale z powodu niewielkiej kaloryczności.
Czy ludzie z innych rejonów świata mają inny układ pokarmowy niż Samojedzi? - jasne, że nie.
A zatem, dla przetrwania gatunku, pierwszorzędne znaczenie ma pokarm pochodzenia zwierzęcego i jedynie luksusowe warunki życia Europejczyka pozwalają na takie fanaberie jak
wegetarianizm. I to jest istota sprawy - na warzywach da się przeżyć tylko w klimacie ciepłym i umiarkowanym zamieszkując ogrzewane mieszkania ( takie nasze ludzkie norki).
To cechy genetyczne ludzkiego gatunku przesadzają o tym, jaki pokarm dla odżywienia właściwego homo sapiens jest optymalny i jest nim pokarm pochodzenia zwierzęcego, z opcją roślinną jako uzupełnieniem w warunkach zagrożenia śmiercią głodową, gdy łowy się nie powiodą.
A pani Zielona stawia te warunki odwrotnie.
Wolno jej, wszak żyje w warunkach sztucznych, z kaloryferami
i piecykami gazowymi, z nieograniczonym niemal dostępem do pokarmu roślinnego, który bez obróbki cieplnej ( z wyjątkiem nasion), ułożyłby bidulę w grobie z powodu wyniszczenia.
Ale nich pamięta, że to są dla człowieka warunki sztuczne
i nie dla wszystkich ludzi, nawet w naszej strefie klimatycznej, dostępne.
"Jem mięso, bo (moim zdaniem) jest smaczne".
A nie dlatego, że niezbędne czy zdrowe.
Oczywiście wiesz, że o tym, co odbieramy jako smaczne, decyduje w dużym stopniu przyzwyczajenie.
Natomiast być może nie wiesz, że jest na świecie mnóstwo smacznych rzeczy poza mięsem. Dość, żeby czerpać przyjemność z jedzenia, nie jedząc go.
które ułożą nam życie - od osobistego, poprzez odżywianie, aż po drogę kariery :-)))
Gdzieś przepadła mi moja odpowiedź na Pani wpis.
Generalnie problemem nie jest to co jemy, ale w jakich ilościach.
Bylibyśmy najzdrowsi wtedy, gdybyśmy potrafili ograniczyć się do spożywania bardzo małych ilości tłuszczy zwierzęcych zagryzając owocami i nasionami.
Ale natura wyposażyła nas w mechanizm gromadzenia rezerw na wypadek głodu i tej cechy nie potrafimy okiełznać.
I tyjemy.
Tak samo będziemy tyli od nadmiaru chleba jak i mięsa, z tym, że chleba objętościowo możemy zjeść więcej, co chwilowo zmniejsza nasze poczucie głodu.
Wegetarianizm to taka terapia zastępcza - jemy pożywienie niskoenergetyczne w nadziei, że nie utyjemy, co podobno jest zdrowsze od umiarkowanej nawet otyłości.
Ja osobiście jestem przeciwnego zdania.
A Pani jak chce, byleby nie narzucała Pani takiej niezdrowej diety dzieciom.
West, smacznej Coca-Coli i chipsów, a także piwa i papierosów też chcę dzieci pozbawiać. Podłość, wiem ;-)
Poza tym, widzę, że problem jakości produktów odzwierzęcych jest starannie unikany przez przeciwników diety wegetariańskiej. Taka to właśnie fałszywa troska o zdrowie, liczy się przede wszystkim hedonizm, o czym wyżej napisałem, a co chętnie potwierdziłeś.
Druga rzecz, nie ma idealnych wyborów, karmiąc mięsem pozbawiam te dzieci radości ze spożywania roślin (-:
---
U Pantaraka tradycyjnie wszystko stoi na głowie :-)
1) Jego zdaniem wzorcowym w tym temacie będzie wyjątkowy przykład Innuitów, których do wprowadzenia osobliwej diety **zmusiły ekstremalnie trudne** warunki panujące na terenach, na których się znaleźli, a nie ludy zamieszkujące tereny zdecydowanie dla gatunku naturalne, czyli te o klimacie ciepłym i umiarkowanym, gdzie, jak sam niechętnie przyznaje "na warzywach da się przeżyć".
Cóż, jeśli człowiek jako gatunek swą kolebkę ma na biegunie, to być może rzeczywiście jest genetycznie przystosowany do spożywania pokarmów niemalże wyłącznie zwierzęcych z ewentualnym uzupełnieniem roślinnymi. Tylko, że to jest ewidentna bzdura. W jakich warunkach wyewoluował układ pokarmowy człowieka, to myślę, że wszyscy wiedzą, nie jestem tylko pewien co do Pantaraka ;-)
2) Eskimosi wprawdzie żyją na tej swojej diecie, ale bardzo krótko. Uczciwość każe mi tu zauważyć, że to oczywiście nie jest wyłącznie wina diety, ale też ogólnych trudnych warunków życia. Dla kontrastu można by przywołać przykład żyjących w Himalajach Hunzów, których długowieczność jest niemalże legendarna, a których dieta jest całkowitym przeciwieństwem innuickiej. I nie są to bynajmniej rozbestwieni Europejczycy, którzy pielęgnują swoje najgłupsze fanaberie, ale lud żyjący jak najbardziej tradycyjnie. Innym takim przykładem mogą być Abchazi. Chyba tylko dla Pantaraka jest zagadką, który z nich jest bardziej zbliżony, tak do naturalnych warunków, w których "powstał" człowiek pierwotny, jak i do tych, w których obecnie żyje zdecydowana większość ludzkości.
3) Zżyma się Pantarak na "ogrzewane norki" Europejczyków, tak jakby chęć życia na wegetariańskiej diecie była głównym powodem ich istnienia. Niech będzie, logika jednak podpowiada, że skoro już w tych "norkach" ludzie żyją, w dodatku w klimacie ciepłym i umiarkowanym, a nie polarnym, to też i dieta ich powinna być do tych warunków dostosowana. Ewentualnie niech ludzie zamieszkają pod mostami. Idiotyzmem byłoby polecanie w obecnej sytuacji diety innuickiej, co z pełną powagą robi Pantarak.
4) Opowiada Pantarak, że pokarm roślinny bez obróbki termicznej "ułożyłby bidulę w grobie z powodu wyniszczenia", a tymczasem w diecie niekoniecznie wegetariańskiej aż się roi od pokarmów roślinnych spożywanych na surowo, a z mięsnych u nas tradycyjnie znana jest właściwie tylko jedną - tatar. Ba, surowe mięso większość wprost uważa za obrzydliwe, a z drugiej strony żyją sobie na świecie ludzie na diecie witariańskiej i jakoś umierać na przekór "pantaracznej biologii" nie chcą.
5) Ustalił Pantarak, że tłuszcz zwierzęcy jest "najdoskonalszym magazynem składników odżywczych". Osobliwa teoria dla kogoś, kto z jednej strony wie, że nie zawiera on przecież niezbędnego białka i np. witaminy C, a z drugiej ma świadomość, że organizm ludzki potrafi jako paliwo wykorzystać nie tylko tłuszcze i węglowodany, ale nawet białka. Wniosek: czegoś temu ideałowi brakuje i mniemam, że znalazłby się lepszy kandydat...
Osobną kwestią jest również to, że tłuszcz tłuszczowi nie równy. Ten rybi i foczy z diety Innuitów różni się od tego świńskiego, co niestety wciąż do Pantaraka nie dotarło.
Bez urazy - ale nie chce mi się dyskutować z kimś o cechach osobowościowych łączących typ śledziennika z mizantropem.
Generalnie jednak zrozumiałby Pan swoją ignorancję, gdyby jakimś przypadkiem zapoznał się z historią osiedlania się Eskimosów na tych niegościnnych obszarach i porównał ten czas do okresu poprzedzającego wspólny rozwój naszego gatunku.
To jest stosunek mniej więcej 4.000.000 do 12.000
( w najlepszym razie, bo dla większości badaczy nie przekracza 9.700 lat).
Przy czym rozwój przewodu pokarmowego człowieka nie zaczął przecież się od australopiteka, a wiele milionów lat wcześniej, więc ten stosunek jest jeszcze mniej dla Pańskiej tezy, korzystny.
Być może wydaje się Panu, że ten krótki okres - 10.000 lat, wystarczył by zmienić przewód pokarmowy homo sapiens
zamieszkujących rejony polarne, ukształtowany przez poprzedzające wiele milionów lat, ale to jest już Pański, humorystyczny wkład w naukę.
Umiar i zdrowy rozsądek przydają się w życiu. Tak, dzieci powinny odżywiać się zdrowo, ale rodzice którzy zakazują dziecku wypicia coca-coli w kinie czy na urodzinach kolegi, są dla mnie fundamentalistycznymi matołkami. To samo dotyczy rodziców którzy robią problem z mielonego w szkolnej stołówce.
Nawiasem mówiąc, o ludziach którzy siadają do stołu z tabelką wartości kalorycznych w jednej ręce, "Przeglądem Gastronomicznym" w drugiej i rocznikiem statystycznym PRL pod pachą, mogę powiedzieć to samo.
Brawo, West, umiar i zdrowy rozsądek, a tymczasem Ty upierasz się przy ekstremistycznym założeniu, że dzieci powinny jadać pyszną padlinkę z ubojni koło Rawy Mazowieckiej, ewentualnie wędlinki z Constaru, codziennie, a nie tylko na urodzinach u kolegi, co już podpada pod permanentne trucie i deprawowanie dzieciaka.
------
Pantaraku, jakie jest w ogóle przesłanie tego Twojego bełkotu?
Zdradzę Ci, że ja już od dawna przykład Inuitów ze względu na swoją niedorzeczność traktuję właśnie w kategoriach humorystycznych. A dlaczego, o tym poniżej.
Po pierwsze, dlatego, że żyją oni niejako na przekór naturze, organizmy ludzkie nie są przystosowane do takich warunków.
Po drugie, te **wyjątkowe, ekstremalne warunki** nijak się mają do warunków życia zdecydowanej większości ludzi, trudno więc tym drugim polecać tak bardzo nieadekwatne sposoby przystosowania. Jeśli ktoś pieprzy, siedząc w "ogrzewanej norce", że np. w Polsce też mamy śnieg i mróz, więc trzeba jadać jak Inuici, to jest rozbestwionym kretynem, który niewiele rozumie z otaczającej rzeczywistości.
Po trzecie, dlatego, że ich dieta nie jest wynikiem swobodnego wyboru, ale jest koniecznością. Ludzie żyjący w przyjaźniejszym klimacie wybierają zdecydowanie inną. To samo tyczy się np. szympansów, czy goryli, które mają praktycznie takie same układy pokarmowe.
Po czwarte, dlatego, że wraz z innymi przeciwnościami czyni ich ona **starcami tuż po 40-tce, a po sześćdziesiątce wpędza do grobu**.
Po piąte, dlatego, że dzieje się tak pomimo tego, że ta dieta nie opiera się na wieprzowinie z mięsnego - do której układ pokarmowy człowieka nie miał się kiedy przystosować, o czym pisałem dużo wcześniej, a co, jak widzę, wreszcie dociera z oporem do Pantaraka - lecz znacząco wartościowszą odżywczo dziczyzną.
Jeśli z tego przykładu ma płynąć jakiś morał, to chyba tylko taki, by zdecydowanie **nie wzorować się** na Inuitach, jeśli nie jest to absolutnie konieczne. Trudno się oprzeć wrażeniu, że ktoś kto rzuca takimi "dowodami" jest najzwyczajniej idiotą strzelającym sobie w stopę.
Równie mądre byłoby twierdzenie, że skoro zasypani w kopalni górnicy, aby przetrwać potrafią pić własny mocz, to musi to być bardzo dobrą praktyką, więc pijmy wszyscy "złocisty napój" na zdrowie! ;-)
...elegancko p.M.Bucharin,
bo nadal nijak nie może zrozumieć, że jeśli Eskimosi, po kilku milionach lat, poprzedzających ich osiedlenie się na dalekiej północy ,mogli przeżyć w chłodzie i braku światła, to jedynie dzięki tłuszczom.
A to oznacza, że ich przewód pokarmowy do takiego odżywiania się był bardzo dobrze dostosowany ZANIM zamieszkali lodową krainę.
I, że my, Europejczycy, identyczni pod względem budowy przewodu pokarmowego, też lepiej jesteśmy dostosowani do trawienia i przyswajania tłuszczy niż diety wegetariańskiej.
A o to przecież trwa spór.
A inwektywy, którymi M.Bucharin mnie obrzuca potwierdzają jedynie moją o nim opinię, wyrażoną w poprzednim wpisie.
przecież napisałeś coś co wogóle nie ma sensu
układ pokarmowy jest przystosowany w równym stopniu do przyswajania tłuszczy, białek, cukrów, witamin, minerałów i metali
świetnie sobie radzi z przyswajaniem arszenika i rtęci na ten przykład
w żadnym przypadku nie można sensownie twierdzić, że lepiej trawimy tłuszcz od pokarmów roślinnych :)
czy każdy co twierdzi, że nie trawimy roślin, zapomniał nagle o roli błonnika w układzie trawiennym?
Powiem krótko: najbliższym krewnym człowieka, jak wiadomo, jest owocożerna małpa. I przewody pokarmowe mamy podobne. Tak sprawił Dobry Pan Bóg, czy inna Siła Wyższa, Jakkolwiek Ją Nazywamy:)
Nie znaczy to, że człowiek nie potrafi dostosować się do innego pożywienia. Potrafi. W miarę ekspansji ze swej kolebki - Afryki stał się istotą wszystkożerną. Na Północy innego pożywienia poza mięsem i tłuszczem nie było, więc się dostosował.
Czy bez kosztów? - nie wiem. Ludy pierwotne nie były długowieczne, więc nie wiemy, jak u nich byłoby np. z miażdżycą naczyń w ciągu dłuższego cyklu życia. Nie wiemy też, czy nie zarobiły na nią w ciągu swego niedługiego cyklu, bo ich nie badano.
Ważne oczywiście jest to, że jadali głównie ryby i morsy, żyjące w krystalicznie czystej wodzie, a nie współczesne zwierzęta hodowlane, będące magazynem wszelkiej szkodliwej chemii. Na nich, Taraku, raczej nie przetrwasz.
Możesz jeść mięso lub nie. Jeśli decydujesz się je jeść - rób to możliwie rzadko i w miarę możności zastępuj je innymi produktami wysokobiałkowymi.
Jeśli go nie jesz - nie ma sprawy, możesz czerpać białko z innych równoważnych źródeł (nabiał, strączkowe, orzechy i nasiona).
We wszystkich omówieniach różne źródła białka traktuje się ZAMIENNIE.
Jeśli chodzi o tłuszcze, to zaleca się maksymalną rezygnację z tłuszczów zwierzęcych, jako że są to szkodliwe NASYCONE kwasy tłuszczowe, na rzecz roślinnych - nienasyconych.
Rozwinięcie macie np. tu:
http://www.namaksie.pl/body/8-zdrowie/89-piramida-pokarmowa-i-nowa-piramida-zdrowego-zywienia
że Miś napisał już to co ja - swoimi słowami :-)
I widzę też, co napisał Tarak o tych milionach lat.
Taraku - 4 miliony lat wspólnego rozwoju homo sapiens, a 12 tysięcy egzystencji Eskimosów na północy? Dobrze rozumiem? I ma to być dowód na to, że nasz przewód pokarmowy został genetycznie ukształtowany tak, że najlepiej trawi tłuszcz zwierzęcy, a źle trawi pokarm roślinny?
To powiedz mi, jak to się ma do:
1) naszego bliskiego pokrewieństwa z małpami, a nie np. lwami (czego raczej nikt nie kwestionuje)
2) ciepłego klimatu, w jakim wyewoluował człowiek, gdzie wysoko energetyczny pokarm (tłuszcz) nie jest potrzebny;
3) stanowiska współczesnej medycyny, która zaleca jak najmniej mięsa i tłuszczu zwierzęcego (jeśli już)?
Nigdzie nie napisałem, że układ pokarmowy człowieka ŹLE
przyswaja pokarm roślinny.
Przeciwnie - wiele razy tu podkreślam, że człowiek jest stworzeniem wszystkożernym, ale tłuszcze są podstawą zdrowej dla niego diety, a produkty roślinne składnikiem uzupełniającym .
To spora różnica w stosunku do tego, co Pani pisze o moim stanowisku.
O Eskimosach - bo widzę, że i Pani inaczej niż ja rozumie ten przykład.
Zacznijmy od Adama i Ewy.
Ludzie rozwinęli się w Afryce, a ich wyłonienie się poprzedziło kilka milionów lat rozwoju wspólnych dla różnych gatunków hominidów, którzy do dziś nie przetrwali.
Przez te kilka ( nie jedynie 4 ) mln lat zanim pojawił się australopitek, kształtował się jego układ pokarmowy.
Z tego co wiemy, w tym czasie był nie tyle drapieżcą do padlinożercą uzupełniającym jadłospis o owoce.
Jakieś 6 mln lat temu grupa hominidów odłączyła się od wspólnego pnia dzieląc się na przodków dzisiejszych szympansów i dzisiejszych ludzi. ( tu uwaga - szympansy uzupełniają roślinna dietę o mięso, o czym mało kto wie).
W tym właśnie czasie przewód pokarmowy człowieka był już ukształtowany .Ich dieta składała się z tłuszczów i owoców. Podobnie jak dziś ludzi i szympansów.
To skłania do przekonania , że dalszy rozwój hominidów został ukierunkowany taką właśnie dietą: mięso i owoce.
Pomińmy tu następne miliony lat i zatrzymajmy się przy homo heidelbegensis, który był wspólnym przodkiem neandertalczyka i homo sapiens. Było to jakieś 500 tys.
lat temu.
Nikt nie zaprzeczy, że gdyby nie przystosowanie neandertalczyka do spożycia mięsa, nie przetrwałby
aż do pojawienia się homo sapiens, bo żył w skrajnie surowych warunkach lodowcowych.
Od swego bezpośredniego przodka homo heidelbergensis
zarówno neandertalczycy jak i ludzie odziedziczyli układ pokarmowy lepiej dostosowany do spożywania mięsa niż
owoców, ale nie wkluczającego ich , co wyraźnie podkreślam.
Jakieś 12 tys. lat temu, homo sapiens pokonał morze Beringa
( wszystko jedno jak, czy przez pomost czy inaczej, to teraz nie jest istotne) i zasiedlił północne obszary Kanady.
To dzisiejszy Eskimos.
Żeby mógł tam przetrwać, musiał już wcześniej mieć przewód pokarmowy do tego dostosowany, bo w przeciwnym wypadku nie przetrwałby.
A tak się składa, że przewód pokarmowy Eskimosa niczym nie różni się od przewodu pokarmowego innych ludzi.
Czyli nadal lepiej przyswajamy tłuszcze niż inne pokarmy mniej kaloryczne i nikt rozsądny nie będzie twierdził, że ostatnie 10 -12 tys. lat wpłynęło w jakikolwiek sposób na te preferencje.
Najwyraźniej przykładu samych Eskimosów nie zrozumiała Pani więc zrobiłem maleńki wykładzik, cofając punkt wyjściowy do wyłonienia się pierwszych hominidów.
I teraz chyba już czas zamknąć ten temat.
bzdura
tłuszcze nie są podstawy diety - wogóle nie wiem jak można dojść do takiego wniosku, zwłaszcza przy piramidzie pokarmowej
pokarm roslinny pełni znacznie ważniejszą role, niż bycie składnikiem uzupełniającym
wygląda na to, że próbujesz przemycić tutaj tezy popularnej kiedyś diety kwaśniewskiego/atkinsa
"tłuszcze są podstawą zdrowej dla niego diety, a produkty roślinne składnikiem uzupełniającym"
- czyli mamy nową tezę: nie mięso, a tłuszcze?
"dalszy rozwój hominidów został ukierunkowany taką właśnie dietą: mięso i owoce"
- czyli tłuszcze czy mięso?
Nadal nie wyjaśniłeś mi, dlaczego w ciepłym klimacie hominidzi spośród innych (łatwiej dostępnych) pokarmów wybierali jako główny ten, który praktycznie dostarcza wyłącznie energii, a jest pozbawiony innych składników odżywczych. Zwierzęta w doborze pożywienia kierują się instynktem.
I podaj mi, proszę, źródło tych wiadomości. Strona dr Kwaśniewskiego? - dobrze zgaduję?
Nikity z zielenina powiewają nacią i żadne logiczne i naukowo udowodnione argumenty nie trafiają ,bo pewnie karoten z chlorofilem nie pozwalają.Ty piszesz,ze jesteśmy przystosowani do zróżnicowanej diety, ale w ich mniemaniu,zróżnicowanie "u Ciebie" to sie równa tylko mięso i tłuszcz zwierzęcy... ręce opadają.Bajka o dziadzie i babie, co to golono ,strzyżono..Taraku dobroduszny,myślę,że na nic twe nauki, bo cała 4-ro osobowa frakcja ostro zielonych,jest niereformowalna ( o przepraszam ultra nowoczesna i wyzwolona)i wie "swoje".Zastanawia mnie tylko,po co się tak trudzą, bo jakoś nowych wyznawców ortodoksów nie znaleźli oprócz Burego,ale ten jest zawsze w opozycji do tzw.komuchów i jak byś napisał,że prawaki to święci ,to by Cie obsobaczył. ps. ciekawe, kiedy Im to przejdzie?
Ma Pani rację, wygłupiam się próbując wytłumaczyć tym nieukom to, co mnie wydaje się oczywiste.
Ale na tym koniec.
Pozdrawiam.
zostać nazwanym nieukiem przez kogoś, co powołuje się na ingenezę i twierdzi, że efekt cieplarniany ma źródło w wędrówce układu slonecznego przez różne części drogi mlecznej
TO ZASZCZYT
"wygłupiam się, próbując wytłumaczyć tym nieukom to, co mnie wydaje się oczywiste" - napisał tarak.
No właśnie, taraku. Wydaje ci się. I ma prawo.
Tyle że nie stoją za tym żadne "logiczne i naukowo udowodnione" (jak pisze bambosz) argumenty.
Źródeł swojej wiedzy nie podałeś. Domyślam się, że są to poglądy Atkinsa/Kwaśniewskiego. One mają swoje grono wyznawców, ale to jedynie hipotezy, które większość świata medycznego odrzuca. Tu np. (Wiki):
"Many doctors and nutritionists argue that Atkins' claims that human beings did not evolve to properly digest carbohydrate are unsubstantiated, particularly because, they claim, the human diet has relied on carbohydrates to supply energy for thousands of years, with meat and dairy consumption being only sporadic"
Rozumiesz? "...ludzka dieta przez tysiące lat opierała się na węglowodanach jako źródle energii, mięso i nabiał jadano tylko sporadycznie".
Jeśli chodzi o przystosowanie Eskimosów, to wydaje mi się, że do tego przystosowania spokojnie mogło wystarczyć właśnie to sporadyczne jadanie mięsa.
I nadal nie rozumiem, dlaczego ich przodkowie-hominidzi, żyjąc w krainie obfitości pożywienia roślinnego, mieliby wybierać to znaczniej trudniej dostępne - tłuszcz zwierzęcy. Bardziej logiczne się wydaje, że tak jak ich krewni - naczelne tylko uzupełniali od czasu do czasu swą dietę o padlinę. Jak się trafiło. Niekoniecznie tłustą:-)
Jakkolwiek było - obecna wiedza medyczna mówi, powtarzam: chcesz jeść mięso - jedz, ale możliwie najrzadziej. Nie chcesz jeść w ogóle? - nie ma sprawy. Tłuszczów zwierzęcych unikaj, podobnie jak mięsa.
Czy się to Tarakowi i Bamboszce podoba, czy nie.
Bambosz do Taraka:
"Ty piszesz, ze jesteśmy przystosowani do zróżnicowanej diety..."
Ja też od początku twierdzę, że jesteśmy przystosowani do zróżnicowanej diety:-) I że w ramach tego zróżnicowania możemy wybierać - to lub to. To tylko wy się zżymacie, że nasz wybór jest be.
"...ale w ich mniemaniu, zróżnicowanie "u Ciebie" to sie równa tylko mięso i tłuszcz zwierzęcy... "
Nie, wiem, że Tarak uznał piramidę żywieniową i to, że mięso i tłuszcz zwierzęcy zajmują tylko czubek piramidy, co oznacza: jadaj je jak najrzadziej.
Dyskutowałam tu z jego poglądem o ewolucji systemu trawiennego człowieka. W efekcie której miałby on znacznie gorzej trawić pokarm roślinny niż tłuszcz zwierzęcy.
A tak btw. - skoro Tarak w to wierzy, to dlaczego uznaje piramidę i jedynie marginalne na niej miejsce mięsa i tłuszczu? A nie obstaje przy pierwszorzędnym? Skoro to dla układu pokarmowego człowieka jakoby genetycznie najlepsze...
co do diety atkinsa jest dokument który chyba można też na youtube znaleźć (ja widziałem na bbc) w którym jeden z prawdziwych naukowców, taki z tytułami i katedrą na uniwersytecie (nazwisko mi z głowy wypadło) powiedział, że to nie problem napisać nawet i 40 takich diet zachowując pozory naukowości i sam mógłby to spokojnie zrobić, ale z nauką one nie mają za wiele wspólnego
spróbuję go znaleźć jak byś była zainteresowana
Zreasumuję tę dyskusję.
My mówimy: tak, człowiek jest przystosowany do przyswajania różnorodnego pożywienia. W ramach tej różnorodności może mięso jeść lub nie. Wegetarianie wybierają „nie”, ponieważ:
- współczesne mięso jest zatrute
- współczesne metody hodowli są niehumanitarne
- „produkcja” mięsa na wielką skalę stanowi ogromne obciążenie dla planety
- bo lubią.
Wy mówicie: tak, człowiek jest przystosowany do przyswajania różnorodnego pożywienia, ale w ramach tej różnorodności musi jeść i mięso. Bez tego nie może być zdrowy. I dlatego na nas tu napadacie.
Waszemu stanowisku przeczą:
- fakty: jesteśmy zdrowi, a choroby cywilizacyjne są w populacji wegetarian znacznie rzadsze
- stanowisko współczesnej medycyny, która różne źródła białka traktuje zamiennie, jako równorzędne.
I to by może było właściwe podsumowanie.
Zreasumuję tę dyskusję.
My mówimy: tak, człowiek jest przystosowany do przyswajania różnorodnego pożywienia. W ramach tej różnorodności może mięso jeść lub nie. Wegetarianie wybierają „nie”, ponieważ:
- współczesne mięso jest zatrute
- współczesne metody hodowli są niehumanitarne
- „produkcja” mięsa na wielką skalę stanowi ogromne obciążenie dla planety
- bo lubią.
Wy mówicie: tak, człowiek jest przystosowany do przyswajania różnorodnego pożywienia, ale w ramach tej różnorodności musi jeść i mięso. Bez tego nie może być zdrowy. I dlatego na nas tu napadacie.
Waszemu stanowisku przeczą:
- fakty: jesteśmy zdrowi, a choroby cywilizacyjne są w populacji wegetarian znacznie rzadsze
- stanowisko współczesnej medycyny, która różne źródła białka traktuje zamiennie, jako równorzędne.
I to by może było właściwe podsumowanie.
.
http://youtu.be/laMuyJhMcE0
to nie jest ten sam dokument niestety, ale juz od poczatku widac ze spadek wagi jest zwiazany z rezygnacji z cukru
Pantarak jest bezkonkurencyjny.
Najwidoczniej jego zdaniem Inuici dokonali wyboru swojej diety, uznając, że mięso focze jest wartościowsze "w chłodzie i przy braku światła", niż ananasy i orzeszki ziemne (-:
A i tutaj też jest chłodno i ciemno - szczególnie w nocy, gdy zwykle smacznie śpimy pod kołdrą w swych "ogrzewanych norkach" - więc i dla nas inuicka dieta byłaby najlepsza.
I jak dyskutować z takim myślicielem?!
Najbardziej jednak rozbawiło mnie to, że Pantarak uznał za konieczne zauważyć, iż "mało kto wie", że "szympansy uzupełniają roślinną dietę o mięso". Przedziwne, wygląda na to, że i te stworzenia nie wiedzą, jaki jest najlepszy pokarm dla nich, czyli ów tłuszcz zwierzęcy. Mniemam, że gdyby wiedziały, to by stosowały głównie tę jedynie słuszną dietę, a wtedy byłby to powszechnie znany fakt, prawda?
Po cichu liczę, że Pantarak zajmie się krzewieniem "wiedzy" o Inuitach pośród nich, a nie tutaj (-:
Zielona, Pantarak, jak to u prawaków zwykle bywa, widzi świat hierarchicznie. Skoro tłuszcz jest na samej górze, to znaczy, że jest najważniejszy. Jakieś nasiona, warzywa i owoce, to zwyczajny plebs, motłoch. Dużo tego tałatajstwa, ale jest w sumie nic nie warte ;-)))
Co do tego odżywiania się przodków człowieka mięsem, to wyobraźmy sobie jakie szanse miała taka słaba małpa, jeszcze bez swojego rozwiniętego mózgu, a zatem i narzędzi, by upolować większe zwierzę? Łatwiej tedy twierdzić, że żywiła się padliną, bo ta przecież już leży i się nie rusza. Sęk w tym, że i ona miała wielu silniejszych amatorów, którzy niewątpliwie z przyjemnością konkurowali w jej zdobyciu z naszymi przodkami...
Zapomniałem też dodać, że szympansy z mięs najbardziej lubią... termity.
ja jestem znacznie lepsza w pisanym ang., niż w rozumieniu mówionego. Musiałabym odsłuchać kilkakrotnie, żeby wyłapać sens. Może zrobię to później.
Od siebie powiem tak: z tego, co czytałam, wyciągam wniosek, że dieta Atkinsa to rodzaj diety odchudzającej, i w tym zakresie jest, zdaje się, skuteczna. Na jakiej zasadzie? - może całkowitej rezygnacji z cukru. Może tego, że dostarczanie dużej ilości tłuszczu z zewnątrz paradoksalnie likwiduje produkcję własnego tłuszczu.
To rodzaj biochemicznego eksperymentu na organizmie, który może być przydatny dla grubasów, o ile potrafią tak jeść i się nie porzygać. Argumentacja, że to jedyna zdrowa dieta, bo przodkowie homo sapiens tak się odżywiali, wydaje mi się bez sensu. Tarak wycofał się z dyskusji, ale ja naprawdę nie pojmuję, dlaczego hominidzi w sytuacji obfitości łatwo dostępnego pokarmu roślinnego mieliby wybierać jako główny tłuszcz i mięso, gdy:
- w ciepłym klimacie Afryki byłby to wybór absurdalny
- natura nie wyposażyła ich w narzędzia do zabijania.
Bardziej logiczne wydaje się, że podjadali od czasu do czasu jakąś padlinkę, jak się trafiła, niekoniecznie tłustą. Tak jak ich bracia - naczelne. No, cholera, szkoda, że nie było przy tym telewizji - wiedzielibyśmy na pewno:-)
prawda jest taka, że Pantarak uznaje potrzebę jadania pokarmu zróżnicowanego. Uznaje też zalecenie, by mięsa i tłuszczu było w diecie niewiele. Ale muszą być - argumentuje, bo do trawienia tych rzeczy jesteśmy NAJLEPIEJ przystosowani genetycznie.
Ale skoro rzeczywiście najlepiej, to dlaczego mamy tłuszczu i mięsa jadać tak mało, symbolicznie zaledwie? I bazować na jakoby znacznie gorszym - z punktu widzenia przystosowania genetycznego - pokarmie roślinnym?
Tego nam Tarak nie wyjaśnił. I zapewne nie wyjaśni. Myślę, że się zakałapućkał.
Zielona, nie wiem skąd Twoje wnioski, skoro Pantarak twierdzi przecież wprost, że dla człowieka najlepszy jest "pokarm pochodzenia zwierzęcego, z opcją roślinną jako uzupełnieniem w warunkach zagrożenia śmiercią głodową, gdy łowy się nie powiodą", a "rozważania o tym, co i w jakich proporcjach, to sprawa otwarta". Niżej natomiast uzupełnia swój pogląd o teorię doskonałej "przyswajalności" pokarmu zwierzęcego, a słabej roślinnego, co, jak mniemam, może być w jego mniemaniu usprawiedliwieniem dla takich proporcji jak w piramidzie żywieniowej.
We wpisie z 4.04, godz. 20.22 Pantarak uznaje piramidę żywieniową, w której mięso figuruje jedynie w sposób symboliczny.
Co prawda w innych wpisach nadal obstaje, że tłuszcz zwierzęcy jest pokarmem najlepiej przyswajalnym i najwłaściwszym dla człowieka. I że najlepiej byłoby, gdyby ograniczył się tylko do niego.
A znowu kiedy indziej podkreśla wagę różnorodności pożywienia. Czyli przeczy sam sobie.
dieta atkinsa jest stosowana żeby szybko schudnąć, a powodem utraty tkanki tłuszczowej jest właśnie obcięcie z diety węglowodanów
generalnie tarak mnie śmieszył z tą przyswajalnością - badanie tego zajmuje się caly sztab naukowców i koncentrują się na większej ilości zagadanień niż przyswajalność tłuszczy :)
a jeśli przyswajalność miałaby byc decydującym czynnikiem, to podstawą naszej diety powinny być rtęć i arszenik
Zielona, wszystko bierze się z tego, że Pantarak rości sobie pretensje do naukowości wszystkich swoich dogmatów. Nie może więc ot, tak sobie, podważyć ważności piramidy żywieniowej, skoro wyjaśniasz mu, że to opracowane przez naukowców zalecenia, których nikt poważny nie neguje, więc... schował się za plecami Inuitów, czy Neandertalczyków wraz z ich "najdoskonalszym magazynem składników odżywczych". Reszta to już typowe dla niego wycofywanie się rakiem, albo przemilczanie niewygodnych faktów.
---
Nikyty, tak, ale tylko wtedy, gdy ta rtęć będzie pochodzić ze źródeł zwierzęcych ;-)
Nic, czego nie ma w Wikipedii, dla was nie istnieje i dlatego jesteście tacy głupi.
Z wyjątkiem może pani Zielonej, która jest idealistką.
Ale jedno nie wyklucza drugiego, więc kto wie ?
Tłumaczyć problemu stosunku energii potrzebnej do strawienia określonych pokarmów do energii dzięki nim uzyskanej, tłumaczyć nie będę, bo przy swoim malutkim rozumku i tak tego nie zrozumiecie.
Życzę zdrowia na tej durnej diecie.
a co się stalo z per "pan" per "pani"? :)
Ale racja, racja, kwestia "energii potrzebnej do strawienia określonych pokarmów" tłumaczy dlaczego wszelakie produkty mięsne jada się z węglowodanowymi bombami typu gotowane ziemniaki, chleb, czy kluski, a także dlaczego dzięki diecie niskowęglowodanowej a wysokotłuszczowej można schudnąć (-:
owoce morza i ryby mogą być znaczącym źródłem rtęci w diecie :)
Takie się nie liczą. Prawdziwe zwierzęta jadalne to mamut, nosorożec włochaty, piżmowół, niedźwiedź jaskiniowy, czy jeleń olbrzymi. W ostateczności może być wieloryb, albo mors. To na takie zwierzęta polują od tysięcy lat Pantaraki, tudzież inni potomkowie Neandertalczyka, i ich tłuszczem się zdrowo odżywiają ;-)
A fakty są takie, że nauka o żywieniu, oceniając walory zdrowotne różnych produktów i diet, bierze pod uwagę caaaaały szereg czynników, a nie tylko tzw. przyswajalność.
Cukier też jest superprzyswajalny. Czysta energia, wchłania się w całości, nie pozostawiając żadnych resztek. To może przerzućmy się na cukier?
Nawet Panią lubię, choć zapewne bez wzajemności, i dlatego liczę na to, że znajdzie się w przyszłości okazja by porozmawiać o wielu także innych szczegółach niż te, o których Pani wspomina, a które dotyczą odżywiania.
Pozdrawiam.
Czemu nie, pogadajmy. O ile doczekam następnego razu - bo przecież do tego czasu mogę umrzeć z braku pełnowartościowego białka.
Ale jeśli Siła Wyższa, Jakkolwiek Ją Nazywamy:), mimo wszystko sprawi cud i pozwoli mi doczekać - to pogadajmy wówczas także o tym, cóż to takiego to tajemnicze "pełnowartościowe" białko. Bo wielu tutaj zdaje się nie wiedzieć - np. Rebel.
No i oczywiście spodziewam się, że do tego czasu zbierzesz przekonujące argumenty, żeby nam wyjaśnić, dlaczego przodek homo sapiens w gorącej Afryce jako podstawę swego pożywienia wybierał zwierzęcy tłuszcz.
I jak mu się udawało zdobyć go dostatecznie dużo, by było to pożywienie główne - mając tylu lepiej wyposażonych przez naturę rywali do padliny. A także biorąc pod uwagę fakt, że dziko żyjące zwierzęta raczej nie bywają tłuste... o ile nie są arktycznymi fokami. Które w Afryce, co za pech, nie występują.
Pa pa:)