Strajk "generalny" w godzinach nocno-rannych, temat do scenariusza skeczów Monty Pythona.
"Po pierwsze, w związku z tym, że był to strajk ostrzegawczy, według art. 12 ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych z 23 maja 1991 r. nie mógł trwać dłużej niż dwie godziny. Nie była to fanaberia związkowców, ale prawny wymóg, któremu musieli oni sprostać."
W przypadku strajku solidarnościowego (art. 22) nie stosuje się przepisów o strajku ostrzegawczym. Strajk solidarnościowy może zostać zorganizowany "na czas nie dłuższy niż połowa dnia roboczego", czyli w większości przypadków 4 godziny. Związki zawodowe nie wykorzystały więc wszystkich możliwości prawnych.
Co do samego tekstu - nie zgadzam się z logiką "strajku nieuciążliwego dla mieszkańców" (nie da się przeprowadzić strajku generalnego, który byłby dotkliwy dla rządzących, a nieodczuwalny dla reszty społeczeństwa). Wbrew pozorom im bardziej związki zawodowe są defensywne, im bardziej się tłumaczą i minimalizują swoje działania, tym bardziej większość społeczeństwa nabiera przekonania, że strajk jest faktycznie czymś okropnym i tym łatwiej neoliberalnym mediom atakować związkowców. Dużym błędem było też ograniczenie się do symbolicznych, kilkuset osobowych pikiet zamiast wyprowadzenia załóg strajkujących zakładów na ulicę.
Mimo wszystko - biorąc pod uwagę antystrajkowe wypociny, jakie można było przeczytać na paru lewicowych portalach, ten głos poparcia dla strajku cieszy. Przed 26.03 perspektywa strajku generalnego w Polsce była wyśmiewana jako czysta fantastyka, tymczasem robotnicy Śląska i Zagłębia pokazali, że można, a strajk ogólnopolski jest teraz realną możliwością. W tym sensie, chociaż do samej organizacji strajku 26.03 można mieć sporo uwag, był on krokiem naprzód.
na obojętność rządzących wobec pokrzywdzonych Obywateli, powinien być poparty przez lewicę (każdą).. Jeśli nie, to znaczy że oszukujecie samych siebie, albo co gorsza,Waszych Współtowarzyszy.
@bambosz poparcie dla strajku to jedno, a krytyka jego formy to drugie.
zrób lepszy strajk i daj przykład.
problem w tym, że tutaj nie da się robić lepszych strajków.
Ludzie są totalnie omamieni propagandą, a będzie tylko coraz gorzej.
Młodzi ludzie, poza skrajnie nielicznymi wyjątkami, już całkiem nie rozumieją czegoś takiego jak związki zawodowe. Powtarzają kropka w kropkę, to co powiedzą im na ten temat burżuazyjne szczekaczki.
Wiem co mówię, sam jestem młody i jestem wykwalifikowanym robotnikiem. Spotykam się na co dzień z wieloma młodymi proletariuszami, którzy gdy słyszą o "klasie robotniczej", to myślą że chodzi o jakąś szkolną klasę w zawodówce, a gdy zaś słyszą o PRL, to w odruchu psa Pawłowa powtarzają: "puste pułki - ocet"
To już zaszło za daleko, prędzej dojdą tu do władzy kosmici, naziści, albo Eskimosi - niż polscy robotnicy przejmą władzę nad środkami produkcji w swoje ręce.
a nie jednostki armii.
Po wtóre - chciałbym uściślenia, kim bywają ci młodzi proletariusze (jak rozumiem - pracownicy), a także, czemu akurat czyjś stosunek do Peerelu ma mieć jakiekolwiek zastosowanie wobec domagania się swoich praw ludzko-ekonomicznych tu i teraz. Zwłaszcza wobec faktu, który wielokrotnie akcentowałem i konsekwentnie będę to czynił - że kilka milionów obywateli Polski w ciągu ostatniego ćwierćwiecza dokonało przejścia z roli "proletariuszy" na drugą stronę barykady, dosłownie z dnia na dzień odwracając swoje poglądy na kwestie socjalne o 180 stopni.
http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,105402,13662563,_Solidarnosc__i_OPZZ_bezlitosnie_podnosza_czynsze_.html