"wśród ofiar zbrojnego podziemia znaleźli się nie tylko funkcjonariusze UB czy Milicji Obywatelskiej".
Znaczy co, mordowanie przez antykomunistów tych służących Polsce Ludowej z bronią w ręku lewica ma rozgrzeszyć?
pasuje do argumentacji autora jak kwiatek do kożucha.
Może i w jakimś momencie uwierzył on, ze walka o suwerenność, w której uczestniczył, jest przegrana, i została tylko praca organiczna. Choć jego książki o historiii Polski przeniknięte są pytaniem, czy Polska mogła uniknąć zdominowania przez Rosję. Nie może on darowac Kazimierzowi Jagiellonczykowi, ze za mało wspierał on Złotą Ordę podczas qwojny o utrzymanie zwierzchnictwa mongolskiego nad Rosją. Czytelnicy z czasów PRL, przyzwyczajeni do rozszyfrowywania aluzji, doskonale to przeslanie niepodległościowe Jasienicy wychwytywali. Tak więc od swojego byłego dowódcy, Szyndziearza, Jasienica odróznił się jedynie taktyką.
Co robiłby on w Polsce, w której powstała już zorganizowana opozycja patriotyczna i Solidarność, nie wiadomo. Czemu? Bo Jasienica został zaszczuty przez seanse nienawiści, do których hasło dal sam towarzysz Wiesław. Stwierdził on, ze Jasienica nie zostal rozstrzelany ani nie siedzi, ponieważ był rzekomo agentem UB w oddziale Łupaszki. "Wiesław" mierzył ludzi swoją miarą. A przy okazji, wypaplał, ze zdaniem samego lidera rządzącej w PRL Nowej Klasy współpracować z jego systemem mógł tylko agent.
Pracę organiczną dało się podejmować w taktycznej współpracy z bardziej cywilizowanymi elementami rosyjskiego caratu. Przykladami - Wielopolski, Świętochowski i Dmowski.
Jasienica natomiast stanowi dowód, ze pod rządami Nowej Klasy praca organiczna była niemożliwa. Konczyła się - nierzadko fizyczną - likwidacją ludzi, którzy ja chcieli uprawiać.
na marginesie tematu
Dąbrowska w swoich Dziennikach napisała kilka razy o powracających do polski po wojnie, między innymi że domagali sie specjalnego traktowania i zachowywali się jakby tylko oni czegokolwiek w tej wojnie doświadczyli
Niestety jest to kolejny artykuł wpisujący się w prawicową narrację historyczną, w której lewica musi usprawiedliwiać się z tego, że komuniści odbudowywali Polskę, a bohaterami są żołnierze przeklęci mordujący ludzi lewicy i "patrioci" z Bergu liczący dulary.
to ulubiony zwrot i "wartość" Romana Dmowskiego. Jest ONR-u spadkobiercą Partia, jest Dmowskiego spadkobiercą "lewica" PRL-owskich nostalgików i wybielaczy reżimu. Cóż za wspaniały sojusz ekstremów między Bierutem a Bolem Piaseckim, między SLD a Stronnictwem Narodowym, między Szumlewiczem a Giertychem itd.
... Złotą Ordę podczas qwojny o utrzymanie zwierzchnictwa mongolskiego nad Rosją."
*
Warto poznać szczegóły zanim się coś napisz, panie Porta Niagra.
Ostatnim chanem Złotej Ordy był Sejd Achmed chan, zmarły w polskim wiezieniu w roku 1465, ale zanim do tego doszło, Złota Orda już nie istniała, rozdrobniona przez wojnę domową, którą wygrał ostatecznie Tochtamysz-chan, zmarły jeszcze przed wstąpieniem na tron Kazimierza Jagiellończyka.
Za czasów króla Kazimierza istniały już chanaty: Krymski, Kazański i Astrachanski, na które rozpadła się Złota Orda,
wzajemnie skłócone i niezdolne do współdziałania.
Wszystko co mogli Polacy zrobić, to zrobili już wcześniej, i ponieśli nad Worlską niesłychaną klęskę, po której nie było już mowy o wspólnych z Tatarami wyprawach na Moskwę.
Doszukuje się pan Porta Niagra znaczenia nie tam, gdzie
umieścił je Jasienica, który do śmierci uważał, że sojusz Korony z Wielkim Księstwem Litewskim był dla Polski niekorzystny, wciągał bowiem Polskę w politykę odległą od interesu polskiego.
Pod Worsklą przegrali Litwinie i Rusini Witolda, a nie Polacy
Ale nie ma racji.
W 1399 roku doszło do wspólnej wyprawy wielkiego księcia Witolda, chana Tochtamysza i jego ordy oraz wojsk polskich pod dowództwem wojewody krakowskiego Spytka.
Była to właśnie próba interwencji króla polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego w dziele przywrócenia władzy w Złotej Ordzie Tochtamyszowi, co w dalszych planach, w wypadku zwycięstwa nad Timurem-Kutługiem, dawało nadzieję na sojusz tatarsko -litewski skierowany przeciwko Moskwie, która rościła sobie prawo do Ziem Ruskich, będących we władaniu Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Pomysł był bardzo dobry ale wykonanie wyjątkowo nieudolne, gdyż książę Witold mając przewagę operacyjną dopuścił do negocjacji (pozorowanych), co umożliwiło Timurowi-Kutługowi ściągnięcie posiłków i rozgromienie wojsk sprzymierzonych.
Książę Witold uciekł pola bitwy, podobnie jak chan Tochtamysz, za to całe wojsko polskie zostało doszczętnie wybite - nikt z Polaków życia nie uratował, włącznie z wojewodą Spytkiem. Oprócz nich zginęło 74 książąt ruskich i kunigasów litewskich.
Była to największa klęska tej epoki.
no i właśnie brak poparcia dla chana Achmata (transkrypcja używana przez Jasienicę), który bezskutecznie próbowal przywrocić zwierzchnictwo mongolskie nad Moskwą, był, zdaniem Jasienicy, zasadniczym błędem Kazimierza Jagiellończyka. Jeśli Achmat nie był chanem Złotej Ordy (to kwestia do dyskusji: mongolskie organizmy polityczne w ogóle nie były jednolite w sensie europejskim; podobnie, można się spierać, kiedy upadło cesarstwo rzymskie) to można go uważać za jej spadkobiercę.
niczego nie zakonczyła. Dowiodła tylko - znowu odwołując się do ocen Jasienicy - ciągle znacznej przewagi mongolskiej sztuki wojennej nad europejską.
Wspomniany tu Tochtamysz zdobył Moskwę. Mało tego. Później Moskwę zdobyli i zniszczyli Tatarzy krymscy (już za panowania Iwana Groźnego).
Jasienica nie był fanem dynastii Jagiellonów, ale nie za sam fakt jej znalezienia się na polskim tronie. Bez unii polsko-litewskiej, Polska nie pokonałaby Zakonu Krzyżackiego. Jej szanse na utrzymanie jakiejś autonomii wobec Niemiec byłyby zerowe.
Pretensje Jasienicy dotyczyły niezdolności Jagiellonów do zatrzymania rozwoju potęgi Moskwy i przeciwdziałania powstaniu państwa pruskiego. Obydwa te cele, jak sądził, można było stosunkowo latwo osiągnąć za Kazimierza Jagiellończyka i jeszcze za Zygmuntów.
II Wojnę Światową, bo przecież własowcy skończyli bardzo marnie.
Jagiełło jako król Polski był przeciwny tej wyprawie i nie popierał jej. A przywódcą i organizatorem wyprawy był Witold. Spytko z Melsztyna brał udział w tej wyprawie bo musiał. Posiadał Podole jako lenno, które było częścią Wielkiego Księstw Litewskiego, więc jako poddany Wielkiego Księcia, winien był posłuszeństwa i musiał brać udział w tej wyprawie. A to, że w wyprawie brał udział polski kontyngent, to wcale nie znaczy poparcia dla wyprawy.
... przywrocić zwierzchnictwo mongolskie nad Moskwą,..."
-pisze pan Porta Niagra.
*
Nie tak było .
Złota Orda była państwem feudalnym , podobnie jak inne kraje europejskie. Władzę tam sprawowali potomkowie Batu -chana, wnuka Czyngis-chana, aż do roku 1360, kiedy to po zamordowaniu chana Berdi-beka rozpoczęła się wojna domowa.
Wyszedł z niej zwycięsko Tochtamysz, potomek Tuka-Temura, brata Batu-chana przy pomocy Tamerlana ( Wielkiego Emira z Azji Centralnej).
Było to w 1380 roku, a niedługo potem w 1382 r. najechał i spalił Moskwę. Stał się zbyt potężny więc w 1395 roku Tamerlan zajął Chorezm, należący poprzednio do Złotej Ordy, co wywołało nową wojnę, tym razem Tochtamysza z Tamerlanem .
Tochtamysz musiał zmierzyć się nie tylko z Tamerlanem ale i dżumą , która przetoczywszy się przez Europę spustoszyła także okolice stolicy u ujścia Wołgi.
Ostatecznie Tochtamysz został pokonany i schronił się wraz z dworem i wojskiem w Wielkim Księstwie Litewskim.
Potem była Worlska ale Złota Orda rozpadła się na chanaty
wzajemnie ze sobą skłócone. Ich wcześniejsza potęga została złamana i już nigdy nie byli zdolni do pokonania rosnącej w siłę Moskwy.
Co do Sejd Achmeta - był on wnukiem Tochtamysza i chanem Złotej Ordy jedynie nominalnie. Po śmierci Witolda, poparł pretensje do tronu wielkoksiążęcego Świdrygiełły i najeżdżał terytorium Wielkiego Księstwa, przez co stał się uciążliwym przeciwnikiem Kazimierza Jagiellończyka, który w tej sytuacji poparł pretensje do trony w Bakczysaraju
(Chanat Krymski) Hadży Gireja i wspólnie z nim pokonał
Sejd Achmeta. On i jego synowie zmarli w wiezieniu polskim bezpotomnie i w tej sytuacji do władzy doszła nowa dynastia - Girejów, ale nie było już możliwe pokonanie Rosji, która niedługo potem wchłonęła chanaty: Kazański i Astrachański. Pozostał jedynie Chanat Krymski, wsparty przez rodzącą się potęgę Osmanów.
Twierdzenie pana Porta Niagra, że korzystniej było dla Polski mieć u granic odrodzoną potęgę Złotej Ordy niż, słabe wówczas Wielkie Księstwo Moskiewskie, jest całkiem fantastyczna - owszem, Witold chciał posłużyć się Tatarami w wojnie o podbite ziemie ruskie, ale taki potężny sąsiad jak Złota Orda nie był mu na rękę.
Rozumiał to z pewnością także Kazimierz Jagiellończyk i dlatego uwięziwszy wpierw ostatniego nominalnego chana Złotej Ordy, a później wspierając Hadży Gireja, dążył do rozbicia dzielnicowego tej potęgi, potencjalnie zagrażającej Polsce bardziej niż słaba wówczas Moskwa.
Więc rozważania pana Porta Niagra o rzekomo błędnej polityce wobec Złotej Ordy, są skażone obecną perspektywą, kiedy to już wiemy jak potoczyły się losy Moskwy, która podbijając kolejno chanaty tatarskie stała się potęgą
zagrażającą polskim interesom.
W czasach króla Kazimierza takie niebezpieczeństwo w ogóle nie istniało, to Wielkie Księstwo Litewskie było potężne
a nie Moskwa, więc cele polityki królewskiej były z tamtej perspektywy całkowicie słuszne.
Udział króla Jagiełły własną osobą w tak ryzykownej wyprawie
byłby głupotą, a Jagiełło głupcem nie był.
Wysłał wojewodę krakowskiego, który w tamtym czasie był najważniejszym w Koronie dostojnikiem wojskowym po królu, co oznacza że przywiązywał duże znaczenie do tej wyprawy.
Pomysł, że Spytek mógł samowolnie, bez rozkazu królewskiego, w niej uczestniczyć jest zbyt fantastyczna by z nią polemizować.
Nie ma w zasadzie potrzeby polemizować z gościem nie odróżniającym tataraka od taraka, bo jest zapewne zbyt tępy by zrozumieć różnicę. Tym bardziej nie rozumie nic z obecnie toczącej się dyskusji plotąc coś o własowcach i II wojnie.
No cóż - jaki pan , taki kram!
nie uwzględnia wojen chana Achmata (w transkrypcji Jasienicy)- nie mylić z Szach-Achmatem, który rzeczywiście zmarł w polskim więzieniu - który walczył z wielkim księciem moskiewskim Iwanem Srogim, starając się narzucić mu swoje zwierzchnictwo (czyli przywrocić tak zwaną przez historyków rosyjskich "tatarską niewolę" Rusi). Nadal również nie bierze pod uwagę, że Moskwę - za panowania następcy Srogiego, słynnego Iwana Groźnego - zdobyli i spalili Tatarzy z jednego chanatów lokalnych (chanatu krymskiego).
Czy Złota Orda miała ustroj feudalny? To chyba przesada. Zgodziłbym sie raczej z Lwem Gumilowem, ktory kładzie nacisk na odrębności świata Mongołów, które nie znajduja odpowiednika w Europie.
Na pewno za to Złoda Orda, nawet u sZczytu swej potęgi, nie uzależniła od siebie Polski. Szczególnie obawiać się jej za czasów Jagiełły i Witolda, kiedy już oslabła, nie było zatem powodu. Należalo ją raczej wygrywać przeciw Moskwie. Jagiełlo to zresztą rozumial (próbował wesprzeć chana Mamaja na Kulikowym Polu), ale swoją politykę wschodnia prowadził tak, jak wykorzystał zwycięstwo pod Grunwaldem: grzeszył kunktatorstwem i - jak to ślicznie określił Jasienica - "przemędrkowywaniem".
Problemy Moskwy z Tatarami, trwające co najmniej do końca wieku XV, wynikały stąd, że wielkie księstwo moskiewskie (dotyczy to też wczesnego caratu) w niczym nie przypominało mocarstwa z epoki Aleksandra czy Mikolaja I. Jeszcze w XVI wieku potrafiło przegrywać bitwy i wojny z sama Litwą (bez sił polskich).
Stąd, między innymi, żal Jasienicy do Jagiellonów za to, ze nie zapewnili oni Polsce trwałej pozycji głównego mocarstwa Europy Srodkowej i Wschodniej. Było to możliwe.
Ostatnie zdanie Pana wpisu to najcelniejsza samokrytyką, jaką Pan kiedykolwiek złożył.
Złota Orda rozpadła się, tak jak już napisałem, w trzeciej dekadzie XV wieku na : Ordę Krymską, Ordę Kazańską, Ordę
Kasimowską i tzw. Wielką Ordę.
Było to efemeryczne państewko trwające niespełna 70 lat,
bardzo słabe militarnie ( przegrywało bowiem z Ordą Kazańską), ograniczone terytorialnie do terenów między Donem a rzeką Ural. Z powodu, że obejmowało byłą stolicę Złotej Ordy Saraj Berke, nazywane było Wielką Ordą i jej właśnie chanem w latach 1465-81 był Ahmet-chan.
To właśnie o tym chanie pisze Jasienica, że nie doczekał się wsparcia ze strony Kazimierza Jagiellończyka w czasie wyprawy na Moskwę, mimo, że takie współdziałanie było wcześniej uzgodnione.
Nie wiadomo dlaczego król Kazimierz nie wzmocnił militarnie Ahmeda, ale prawdopodobnie doszedł do wniosku, że wyprawa nad Okę nie przyniesie królestwu żadnych korzyści, a w
wypadku zwycięstwa wzmocniłby wysiłki tatarskie do ponownego zjednoczenia, co dla Wielkiego Księstwa Litewskiego nie wyszłoby na dobre.
Byłby ewentualnie doraźny sukces ale strategiczna klęska.
Owszem najechali Tatarzy Wielkie Księstwo Moskiewskie w roku 1408 pod wodzą Edygeja, ale Moskwy nie potrafił zdobyć i po dokonaniu spustoszeń musieli ustąpić.
Drugi taki najazd przeżyło Wielkie Księstwo Moskiewskie już
za czasów Iwana IV, kiedy to połączone chanaty Kazański i Krymski dokonały spustoszeń ale przecież nie pokonały państwa moskiewskiego.
Były to wszystko wyprawy łupieskie , takie same jakie przeżywało Księstwo Litewskie, bez żadnych skutków politycznych, bo wystarczało Tatarom sił na napaść i grabież ale nie starczyło na podporządkowanie sobie przeciwnika.
I z tego właśnie powodu stawianie na sojusz z Ahmedem przeciwko Moskwie nie było politycznie dla króla Kazimierza opłacalne.
Co do ustroju politycznego Złotej Ordy.
Było to państwo feudalne w całym twego słowa znaczeniu.
Liczni książęta ułusowi, pochodzący ze Złotego Rodu
Czyngis-chana, byli całkowicie podporządkowani chanowi i ich władza na zajmowanym nutugu podobna była władzy wasali w Europie.
Oczywiście, życie społeczne przebiegało inaczej niż u nas, ale struktura władzy była taka sama.
Pod Grunwaldem walczył syn Tochtamysza Dżel-al-Din, ale sytuacja polityczna była całkiem odmienna niż za Kazimierza.
Potężne państwo tatarskie ( wystarczy spojrzeć na mapę żeby
to zrozumieć) przeżywało okres zamętu, ale trwało.
Teraz co do mongolskich zwyczajów Złotej Ordy.
Złota Orda była państwem złożonym, niemal w całości, z Turków, nazywanych u nas Tatarami a jedynie arystokrację miała pochodzenia mongolskiego , bardzo zresztą już sturczoną poprzez matki Turczynki( żeby nie było nieporozumienia - chodzi o Turczynki z Wielkiego Stepu a nie z Turcji Osmańskiej).
Ma rację jednak pan Porta Niagra, że historia potoczyłaby się inaczej, gdyby udało się Wielkiemu Księstwu Litewskiemu podbić całą Ruś, ale wówczas nasza, polska pozycja, w tym sojuszu nie byłaby warta funta kłaków.
Nie bylibyśmy mocarstwem, jak mniema pan Porta Niagra, ale słabszym partnerem Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Ale na szczęście to tylko gdybanie.
No tak według mlm ubeccy kaci to byli mili panowie, którzy walczyli z nierównościami i wyzyskiem społecznym przeciwko kapitalistom. Jednego z nich nawet ukatrupili...Fieldorf się nazywał, znany burżuj.
To, że według prawicowej narracji Polska Ludowa to tylko krew, zbrodnia i smoki ziejące ogniem to jest wiadome, lewica jednak ma trochę inne spojrzenie na ten najlepszy dla 90% Polaków okres w historii Polski.
cytuję za Panem :
" Kto by uwierzył, jak wielu żołnierzy Armii Krajowej i Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, często z o wiele chlubniejszą kartą z okresu II wojny światowej, niż mieli „Ogień” czy „Kuraś”, zdecydowało się pracować przy odbudowywaniu zniszczonej wojną ojczyzny. "
Jest Pan kolejnym niedouczonym bolszewikiem.
Major Józef Kuraś pseudonim " OGIEŃ " to jedna osoba.
Niech Pan przestanie lepiej pisaniną swoją fałszować historię Mojej Ojczyzny .
Czołem Wielkiej Polsce