arytkuł jest doskonałym przykładem tego jak nie argumentować
przykład Hasselt w Belgii: taryfa zerowa ma już 16 lat tradycji, obejmuje tylko lokalnych mieszkańców i rezygnuje się z niej w obliczu przeciągającego się kryzysu, który w połączeniu z rosnącymi kosztami transportu ciagnie budżet w dół
autor posługuje sie przykładami tak wybiórczo i stronniczo jak tylko może żeby nawet przykłady nie popierające jego tezy popierały jego tezy
ten jest zwierzęciem, wożonym wagonami z innymi zwierzętami jak bydło. No chyba że ten ktoś mieszka na Manhattanie, to jeszcze jeszcze. Inni niech sobie wezmą do serca, emigracja, zmiana zawodu, cokolwiek, byle nie umrzeć jak zwierzę.
Istnieją jeszcze taksówki. Po co tak naprawdę np. robotnikowi samochód?
Klasa robotnicza to nie zwierzęta, więc ma też nie-zwierzęce potrzeby, myślałem że stać cię na więcej west...
zaszła u jlibera.
Kiedyś pisał dość merytorycznie, snuł te swoje zwariowane opowieści z zaczarowanej krainy Misesa (to miało swój urok), a teraz to po prostu zwykły burak (ty w ogóle widziałeś ten Manhattan, albo w ogóle cokolwiek poza Piasecznem i Warszawą?).
Chyba że to takie wpisy żartobliwe.
west, po co robotnikowi samochód?
Przecież jakiś czas temu sam tu pisałeś (na globalnym przykładzie Kaczyńskiego i lokalno - komentarzowym moim), że w dzisiejszych czasach człowiek bez prawa jazdy i swojego samochodu jest ciężko upośledzony.
Zmieniłeś zdanie czy robotników uważasz za upośledzonych z definicji?
Samochód to narzędzie jak każde inne, użyteczny jest rzeczywiście ale jakoś mi umyka jego cudowny charakter. To prawda że niektóre starsze osoby do dzisiaj mierzą swój "status społeczny" posiadaniem auta (kiedyś to był maluch na talony, dzisiaj dwudziestoletni volkswagen zdjęty z niemieckiego drzewa), które dumnie parkują przed kościołem albo działką pracowniczą, ale nie przypuszczałem że zaliczasz się do ich grona :-)
Samochód to udogodnienie jak każde inne - smartfon, pralka automatyczna czy zamek błyskawiczny w spodniach. Nie ma co go fetyszyzować. W czasach słusznie minionych (a w krajach wysokorozwiniętych jeszcze przed wojną) wprowadzenie motoryzacji indywidualnej było przewrotem w sposobie życia - nagle każdy mógł jechać DOKĄD CHCIAŁ i KIEDY CHCIAŁ. Ale w praktyce użyteczność samochodu dla większości osób (pracujących od-do, w jednym miejscu, stąd przykład robotnika, równie dobrze mogłaby być ekspedientka czy nauczyciel) w warunkach współczesnego dużego miasta jest ograniczona - z/do pracy można sprawniej dojechać komunikacją miejską, pozostałe potrzeby obsłuży taksówka, na urlop polecisz samolotem czy (w normalnych krajach) pojedziesz pociągiem.
właśnie naprawdę prawie to samo, co w twoim ostatnim komentarzu (14:59) napisałem tu kiedyś, to wtedy wyleciałeś z czymś w stylu: "w dzisiejszych czasach tylko niedorozwinięty nie ma samochodu".
Ale dobrze, że chociaż zmieniasz poglądy na lepsze w tej sprawie.
Jeszcze rzeczywiście taki europejski robotnik, zeszmacony przez socjalizm i państwo dobrobytu, to do roboty i z roboty tramwajem (darmowym najlepiej hahaha, jak zwierzę), do sklepu po ser żółty i piwo na piechotę, potem telewizja, na wczasy raz do roku pociągiem. Amerykański już nie, bo tam się i więcej zarabia, i mniej oddaje w podatkach, więc i horyzonty robotnika szersze.
To ciekawe, co mówisz, ale co na to lekarze?
A jak już jesteśmy przy bydle - to ile w końcu budżetu UE idzie na ten WPR?
List do Radia Yerevan:
Czy kazdy obywatel CCCP moze miec Wolge?
Oczywiscie!
Tylko po co kazdemu rzeka