bo przecież nauczanie religii w publicznych szkołach, a zatem sam konkordat, należałoby także uznać za niezgodne z Konstytucją.
To taka powiastka SF dla najbardziej upartych idealistów.
W "Kraju Cudów" rządzą religie i ich przedstawiciele...
wierzą w boga czy udają.
półkolonialnego państwa polskiego? :-)
swoja droga komu przeszkadza religia na maturze? Jeżeli ktos chce isc np na kapłaństwo albo na religoznastwo? To najlepiej pisać mature z religii
Klebaniusz a marks czy komunizm nie był utopia?:D
Pani minister uratowała matury od śmieszności. Nie będzie państwowego potwierdzenia dojrzałości z wiary. Ilość odmówionych różańców nie będzie zatem przez państwowych funkcjonariuszy sprawdzana.
matury i wiedzy naukowej.
Ja pisałem maturę jedynie z Lenina.
Na polskim (przedmiot obowiązkowy) - 5 tematów do wyboru, wszystkie o Leninie. Wybrałem: Jak postępowa metoda realizmu krytycznego przybliżyła Żeromskiego do Lenina.
Na matematyce (przedmiot obowiazkowy) - takie zadanie: Przedstaw leninowską krytykę falszywych, oportunistycznych i trywialnie empirycznych zalozeń burżuazyjnego rachunku całkowego.Rozwiaż diofantyczne równanie trzeciego stopnia metodą przybliżeń Lenina ("pi razy oko")
Na rosyjskim (chyba jasne, że przedmiot obowiązkowy)): przetłumaczyć tekst o Leninie.
Na historii (przedmiot do wyboru): dzieje muzeum Lenina.
Czy matura ta weryfikowała stopien przyswojenia wiedzy naukowej, czy nie?
Rozumiem, że tęskni Pan do tamtych jednolitych ideowo czasów i chciałby Pan, aby na współczesnych maturach Lenina substytuowano Janem Pawłem II. Obawiam się, że będzie trudno. Czasy inne. Ateizm się szerzy.
Jak wiadomo maturzysta z czasów PRL miał większą wiedzę niż magister III RP, Porta Nigra przedstawił tylko dowód na wyższość intelektualną leninizmu nad religią.
Jak ci się chce pleść takie głupoty? Ani to prawdziwe, ani dowcipne. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że stanowisz antyreklamę środowiska, które tu zdaje się reprezentujesz (chyba że celowo, wtedy rzeczywiści dobrze grasz swą rolę). Matura z Lenina na języku polskim? Czy Lenin zajmował się literaturą, w dodatku polską? Język rosyjski obowiązkowy? Nie przypominam sobie, obowiązkowy był język obcy, jakikolwiek obcy, a nie koniecznie rosyjski (inna sprawa, że większość wybierała rosyjski ze względu na jego łatwość). Na maturze z historii dzieje muzeum Lenina? Może pomyliło ci się np. z egzaminem na przewodnika PTTK.
ale dlaczego mamy nie ułatwić ludziom życia. Jak ktoś chce iść na teologię lub inny kierunek na którym jest wymagana wiedza o religii to czemu takiemu człowiekowi nie ułatwić życia. Przecież religia nie będzie przedmiotem obowiązkowym. Ponadto, lewica jest zwolennikiem ułatwiania ludziom życia.
Dziwi mnie ten wybiórczy szacunek do prawa. Jak jakieś orzeczenie jest po myśli lewicy to wtedy uznaje się autorytet TK, a jak nie to jest wyzywany od sprzedawczyków. (osobiście uważam że powinien on zostać zlikwidowany).
Komentarz do artykułu J. Klebianiuka jest bez sensu (żeby nie użyć mocniejszy słów). Gdybyśmy się mieli posługiwać przy dopuszczeniu przedmiotów na maturze takimi kryteriami to kilka z nich by odpadło: np. historia, wos. Ponadto widzę, że cały czas religia jest mylona z wiarą. Religia to pewne obyczaje, normy etyczne, trochę historii, trochę wiedzy w zakresie Biblii, trochę wiedzy zakresu zasad rządzącą daną religią. W sumie są to rzeczy pomagające zrozumieć świat (a już na pewno historię świata). Natomiast w tym zbiorze nie ma wiary. I o tym należy pamiętać.
religia na maturze (a nawet tylko jako przedmiot szkolny) to oczywisty absurd.
Religia powinna wrócić na salki przy kościelne dla chętnych. http://sebastianszustak.blogspot.com/
Pomyliła Ci się religia z religioznawstwem. Twoje wyobrażenia na temat tego, co jest nauczane w szkole odbiegają znacząco od realiów. W praktyce w programie szkolnym są właśnie irracjonalne wierzenia w niepokalanym poczęciu i zmartwychwstaniu ciała.
MEN nie ma żadnej możliwości kontroli tych bzdur, nie może ingerować w obsadę "nauczycielską" katechetów. W praktyce często są to osoby głęboko zaburzone i krzywdzące uczniów. W jednym ze znanych mi przypadków katechetka ma nawet pseudonim "Pani Szatan" - tak bardzo jest nielubiana przez uczniów, których poniża i obraża. Nauczyciel każdego innego przedmiotu dawno wyleciałby z tej szkoły, ale ta kobieta ma misję od biskupa, więc jest nie do ruszenia - niereformowalna i nieusuwalna.
Religia w polskiej szkole to w praktyce - głęboka patologia, niezależnie od tego, jakie były zamierzenia. Religia na maturze to byłaby obraza dla rozumu i przyzwoitości.
albo czy rozumie, że na dźwięk dzwonków należy klęknąć. I tyle.
Nikt nie jest w stanie skontrolować, co kto myśli. Wiara - jak sam wyraz mówi - jest jedynie wewnętrznym przekonaniem człowieka i nie wymaga to żadnego udowadniania. Bo tym zajmuje się nauka. A nie religia. Wierzyć można na tyle sposobów, ile jest ludzi i pomysłów na to.
Wygląda na to, że kościół katolicki chce użyć swoich wpływów, jakie zdobył na "transformacji" i jest to zwykłe wymuszanie na rządzie uległości, bo... bo kościół to wówczas rządowi pokarze!
Ludzie sami są winni obecnego stanu rzeczy. Gdyby rząd miał poparcie większe niż ma kościół katolicki, to problemu by nie było. Głupota, wygodnictwo albo oczekiwanie wynagrodzenia w jakiejś formie za uległość kościołowi katolickiemu powoduje, że ludzie są bierni mimo tego, że nie zgadzają się z polityką administracji religii katolickiej.
Szczególnie ich naczelny przedstawiciel wykazuje się coraz większym dowcipem a to twierdząc, że jest biedny, a to pokazując, jak blisko jest ludu. Żaden papież nigdy i nigdzie blisko ludu nie był, bo nie po to chciał być papieżem żeby się motłoch z nim spoufalał.
Gdyby był papież taki, jak chce, by wierzono że jest, to byłby zwykłym mnichem bez środków do życia i bez wpływów. Tymczasem papież ma władzę absolutną i władza ta podparta jest realnymi dobrami ziemskimi, których kościół katolicki używa do przeforsowywania swoich interesów bez względu na to, jakie niesie to dla zwykłych ludzi czy całych państw konsekwencje.
Sam papież podkreśla to na każdym kroku i wierni są przyuczani do tego, że na pierwszym miejscu stoi interes kościoła. Co to za interes i ile ludzie muszą poświęcić, by kościół katolicki swoje interesy realizował, nie podlega żadnej dyskusji.
Władza kościoła katolickiego oparta jest na uległości ludzi
"wierzących", którą to wiarę kościół katolicki wypalał w dosłownym tego słowa znaczeniu na ciałach opornych.
Wiara w Boga jest czymś zupełnie innym niż religia.
Wierzyć w Boga może i powinien każdy sam i po swojemu - jeżeli chce.
Wiara to jest relacja człowieka do Boga, oparta na dobrowolnym uznaniu istnienia Boga i Jego wyższości nad człowiekiem.
Religia jest to przyswajanie sobie reguł myślenia i postępowania, które mają być zgodne z wytycznymi administracji kościelnej.
Bóg nie musi na nikim wymuszać podległości, ponieważ każdy jest Bogu podległy, niezależnie od tego, czy uznaje istnienie Boga czy nie.
Bez wymuszenia podległości nie może istnieć żadna religia, stąd te kary i groźby, stąd straszenie ogniem piekielnym i dyscyplinowanie listą grzechów "śmiertelnych".
Używanie państwowych szkół do wymuszania podległości kościołowi katolickiemu na młodzieży jest absolutnie niedopuszczalne w państwie świeckim.
Jeżeli chcemy się temu sprzeciwić, musimy wzmocnić obecny rząd, i to tak, by mógł on radykalnie wypowiedzieć się w tej sprawie.
Nie ma co psioczyć i gdybać, że inny rząd to wspierało by się, ale tego nie, bo to nie "swój". Owszem można tak zrobić, ale konsekwencje z tego będą i to bolesne.
Do czasu wybrania "swojego" rządu mamy obowiązek współpracować z tym co jest w kwestiach obecnie palących. Bowiem kościół katolicki wie bardzo dobrze, jak ludzi otumanić i będą działać oni na własną szkodę w imię nierealnych mrzonek.
Państwo nasze nie jest doskonałe. Rząd nasz nie jest doskonały. System polityczny, jaki mamy obecnie, nie jest doskonały. A jednak trzeba w rana wstać, iść do pracy albo zabrać się do pracy w domu, posprzątać, ugotować, dbać o zdrowie i higienę, być przykładem dla własnych dzieci i dla nich ostoją, panować nad słabościami i wzmacniać swoje dobre cechy, być uprzejmym dla sąsiadów (kiedyś było oczywiste, dlaczego to takie ważne), pracować nad własnym charakterem i doskonalić umiejętności oraz poszerzać wiedzę.
To wszystko można i należy robić niezależnie od systemu politycznego i rządu, jaki jest w Polsce.
Natomiast animowani jesteśmy do tego, żeby żyć w myśl zasady "a niech to szlag trafi" i on trafia naprawdę, a my jojczymy na niesprawiedliwy los. Im gorsza sytuacja tym roztropniejsze powinno być myślenie i wynikające z niego działanie, by ograniczyć szkody.
Ludzie żyją tak, jakby ich ciało było ich wrogiem a ich życie karą za coś tam. No to jak ma wyjść z takiego czegoś coś dobrego??? Należy zacząć się ze sobą zaprzyjaźniać. Tego, czego nie zrobilibyśmy najlepszemu przyjacielowi nie powinniśmy robić też sobie samym. Wówczas będziemy mogli mieć o sobie lepsze zdanie, a tym samym wzrośnie w nas siła motywująca do dalszej pracy nad sobą.
Wiadomo, wielu rzeczy nie jesteśmy w stanie zrobić, choć chcielibyśmy. Ale nie warto zaniedbywać z tego powodu tych spraw, na jakie wpływ mamy i które wydatnie poprawią jakość naszego życia.
Słabi, skłóceni głównie z sobą samym jesteśmy łatwym łupem dla każdego, kto daje nam obietnicę zbawienia; obietnicę bez pokrycia, ale w pierwszej chwili dającą złudzenie poprawy naszej sytuacji.
Od siebie nikt nigdy nie ucieknie. Więc lepiej pracować nad tym, by móc czuć się dobrze we własnym ciele i nie iść nalep kościelnych obietnic o odpuszczeniu grzechów i zbawianiu.
Albo ktoś jest w stanie zbawić się sam, albo sczeźnie nie zbawiony, ponieważ nikt za niego tego zrobić nie może.
Ludzie są już tego coraz bardziej świadomi a to oznacza tracenie wpływów przez kościoły.
Bóg jest za darmo i dla wszystkich, którzy tego chcą. Taka jest prawda i nie ma powodu płacić za nią jakimś ludziom.
* Określenia "kościół katolicki" używam jako rzeczownika pospolitego z przymiotnikiem zgodnie z zasadami gramatyki.
W realnym socjalizmie cytowano Lenina a propos wszystkiego.
Andrzej i Stefan Bratkowski w manifeście gierkowskiej "technokracji" pt. Gra o jutro wieszczyli, na przykład, że Lenin, gdyby żył w latach 70-tych XX wieku, zabrałby się do problemów informatyki. A wcześniej Kazimierz Brandys głosił w "Obywatelach", że błędną perspektywę ideologiczną Przedwiośnia można skrytykować właściwie tylko pod warunkiem, że wykorzysta się uwagi Lenina o Tołstoju. W podręcznikach sadownictwa też był Lenin.
Mylisz się, sądząc że rosyjski jest łatwy. Po pierwsze, to jeden z najbogatszych języków pod każdym względem: gramatycznym, leksykalnym itd. A dla Polaka już jest trudny szczególnie, gdyż podobieństwa są zwodnicze. Zaczyna się to już od elementarnej leksyki. Taki prosty komunikat, jak "operu Szostakowicza zakazano" wymaga sporego wysiłku od polskiego odbiorcy. Każdy odruchowo pomyśli, że chodzi o zakaz wystawiania tej opery. A mowa tymczasem o jej zamówieniu przez władze.
Rosyjski, oczywiście, był obowiązkowy w (rzekomo) minionej epoce. Uczniowie - w praktyce: dyrektorzy szkół) - mogli wybierać pomiędzy językami "burżuazyjnych" krajów zachodnioeuropejskich.
Twój na wieki Prezydent pisał z Uljanowa doktorat. I obronił go wzorowo.
jest zjawiskiem historycznym. Dokładniej: dziewiętnastowiecznym. Rownie dziś aktualnym, jak lampa Łukasiewicza.
Po pierwsze, współczesna nauka jest zbiorem wyspecjalizowanych dyscyplin, których dorobek, czasem bogaty, nie daje łącznie żadnego spójnego obrazu świata. Próby w tym kierunku, podejmowane przez takich uczonych, jak Hawking czy Dawkins, są co najwyżej średnią publicystyką.
Po wtóre, nasza kultura uznała wzgledność i historyczną przypadkowość swojej nauki. Co by się stało z fizykiem, który by pisnął, że jego wiedza zawiera więcej prawdy niż pogląd na świat czarowników z plemienia Bororo? Zostałby na swoim kampusie bezzwłocznie zlinczowany.
Wreszcie - co najciekawsze - nauka nie tylko nie kłóci się z religią, ale nawet do niej prowadzi. Weźmy przykład. Ze wzoru na transformację Lorentza wynika, że ciało poruszające się z prędkością bliską c, to jest prędkości światła, ma długość przybliżającą się do zera. Prawda, że dziwne? Co to za ciało bez długości?
Na to pytanie odpowie nam każdy katecheta. Byty nadprzyrodzone - przypomni nam - nie dają się wymierzyć w kategoriach przestrzeni euklidesowej (czy nawet hiperbolicznej przestrzeni Bolyaia-Łobaczewskiego).
Widać stąd, że c jest granicą między - mniej lub bardziej trafnie opisywanym przez naukę - światem naszego doświadczenia a rzeczywistością, którą mało kto - jeśli nie liczyć Dantego - poznał za życia.
Nietzsche mówił, że Bóg jest zakazem myślenia. Wielcy myśliciele potrafią mieć rację na odwrót. Kto nie zakazuje sobie myślenia, prędzej czy później dojdzie do wniosku, że - jak mówi mądre przysłowie - "bez Boga ani do proga".
dla zwolenników rozumu, religią wykładaną w polskiej szkole jest katolicyzm.
Religia ta opowiada się za rozumem może aż do przesady. Dlaczego dopiero teraz nastąpi kanonizacja JPII? Bo Kościół bardzo niechętnie wierzy w cuda. Relacje o nich sprawdza zgodnie z najbardzxiej surową metodologią naukową i dopiero wowcZas, gdy w żaden sposób nie da się ich wytłumaczyć racjonalnie, skłonny jest przyjąć, że możemy tu mieć do czynienia Z cudem, czyli z ingerencją Boga w świat doświadczenia i jego prawa.
A jak było w rzekomo racjonalnej epoce Oświecenia? Grasowali wtedy szarlatani typu Cagliostra i kawalera de Saint-Germain, którzy wieszczyli, że są nieśmiertelni, bo odnaleźli babiloński eliksir nieśmiertelności. I cala oświecona Europa im wierzyła.
Czy poza katolicką Europa w ogole istaniala nauka? Bardzo rzadko. I była krotkotrwałym przypadkiem. Ernest Renan, przeciwnik Kościoła, twierdził, ze tworca nauki byl Awerroes. Może ten ostatni i coś stworzył, ale co z tego zostało w jego kręgu kulturowym? Pstro. Gdyby Awerroesa nie przetłumaczyli na łacinę mnisi katoliccy, pies z kulawą nogą by o nim nie pamietał.
W co wierzył poganin z IV wieku, wielki historyk Ammian Marcellinus? W astrologię i magię. W te same bajki, z którymi Kościoł walczył tak ostro, że już w starożytności bardzo się zblizył do hipotezy heliocentrycznej: w pismach Metodego z Olimpu, który uważal, ze skoro ziemia może być tylko jedną z wielu planet wszechświata - to nie ma powodu, żeby gwiazdy wpływały na zachodzące na niej wydarzenia.
Ile rozumu było wreszcie w działaniach znajdujących się u władzy ateistów XX wieku? W ZSRR siano kukurydzę za kołem podbiegunowym, bo na plenum KC uchwalono, że tam jej będzie najdogodniej rosnąć.
Nie należy więc mowić: albo rozum, albo wiara, tylko: wiara, czyli rozum. Nie: albo nauka, tylko Kościół, tylko - nauka w stworzonej i chronionej przez wyxchowawczy wpływ Kościoła cywilizacji narodow europejskich.
Dlatego mam wątpliwości, czy religia powinna być jednym z przedmiotow na egzaminach maturalnych.
Religia jest bowiem czymś dużo więcej. Mianowicie - podstawą zarówno wiedzy naukowej, jak szkoły.
w każdym kraju opanowanym przez mafię katabasów szaremu człowiekowi pozostaje jedynie wiara w cuda.
Baju, baju, będziesz w raju i wcale ci tego nie zazdroszczę ...
bredzisz
nie che mi się wieść dysput na temat tak odległy od newsa jak nauczanie języka rosyjskiego w PRL, ale skoro już, to po pierwsze mówię o osobie uczącej się tego języka, a nie o Polaku, który widząc tekst rosyjski coś tam sobie jedynie "myśli". Po drugie, w nauczaniu języków słowiańskich szczególną wagę przykłada się właśnie do tzw. fałszywych przyjaciół. Po trzecie zaś mówimy tu o znajomości na poziomie ledwie licealnym, maturalnych czy studenckim, czyli nie jakoś szczególnie wysokim. Zresztą, czy ci się to podoba czy nie, rosyjski jako język słowiański zawsze będzie łatwiejszy do przyswojenia.
słynie z zmyślania anegdotek na poczekaniu żeby uzasadnić (mocno:) swoją tezę.
Tak pisał maturę z Lenina a w ZHP mu kazali latać przebranego za czerwonoarmiejca a żeby się zapisać do PZPR trzeba rytualnie było zniszczyć symbol koscioła.
Tak było właśnie tak.
Nikt tak nie rozbawia forum portalowego jak On. Longchamps de Bruzda, Oko, Bałwa(n)s, N(sz)atanek, Terlikowski tu (chyba) nie zaglądają, więc naszego skarbunia błazeńskiego nie oddamy. Czuję że najlepsze skecze jego autorstwa jeszcze przed nami.
żeby w końcu znaleźć dwóch XVIII wiecznych pomyleńców jako przykład "antynauki świeckiej". Ciekawe zatem jaki to kościół i religia miały wkład w odkrycie Hooke'a, Newtona, Leuvenhoeka, Daltona, Watta, Jennera, Lavoisiera... (można by długo wymieniać) czy ogólnie w medycynę, fizykę, astronomię... A z drugiej strony jaki to związek z rozumem mają XXI wieczni krajowi purpuraci sprowadzający "wskrzesiciela" z Ugandy czy zatwierdzający cuda na kiju w Sokółce...
Ale podziwić trzeba: PN jak tow. Fiszbach, broni skompromitowanej mafii do końca.
byl komentatorem Apokalipsy i w ogole człowiekiem glęboko religijnym. Przestrzeń i czas okreslal jako "sensoria" (organy odczuwania) Boga.
Wszyscy w/w badacze zakladali istnienie jednolitego wszechświata, poddanego względnie stałym prawom. Taki obraz rzeczywistości odsyla, z kolei, do monoteistycznego Boga-Stwórcy.
Przekonanie o wartości nauki natomiast nie daje się oddzielić od pojmowania prawdy jako atrybutu Boga. Nie bez kozery wspołcześni ateiści czestokroć uznają nauke za "narrację", ktora pod wzgledem poznawczym nie stoi wyżej niż mity plemienia Bororo.
Ładnie sobie piszesz, pewnie jesteś księdzem więc ci łatwiej, ale co to ma wspólnego z religią w szkołach, a raczej karykaturą wszelkiej duchowości którą nazywamy "religią"? na pewno kk nie przybliża nikogo do boga, nawet gdyby przybliżył to jego pasterze odrzucą każdego sensownego człowieka. Klasa szkolna nie jest miejscem nauczania obecności boga, ludzie litości!!!