skąd wziąć kasę na budownictwo socjalne
i jak zmusić rolników, żeby produkowali jedzenie dla miast, a nie byki na eksport i brali dopłaty za nic.
Jak chcecie to zrobić, żeby Wasz robotnik mógł w Ciechocinku poreperować zdrowie, jeżeli Ciechocinek spisany jest na straty i wszystko tam podupada, a reszta uzdrowisk raczej woli kasiastym robić lewatywy, niż leczyć naprawdę chorych ludzi.
Ale dobrze, że się udzielacie. Nie jest mi z Wami po drodze, nie oznacza to jednak, że Wasze poglądy nie mają żadnej wartości. Po prostu dobrze jest wiedzieć, a dzięki Wam dowiedzieć się można. To ważne.
Gdyby część świata, np. Unia Europejska, zerwała międzynarodowe umowy, zaczęła budować, wspierać lokalne małe fabryki, ekologiczną energię, lokalne, mniejsze rolnictwo itd. to by była praca dla wszystkich Europejczyków, tez pieniądze na socjał itp. Póki światem rządzi obecny wielki kapitał (z małymi powoli tonącymi wyspami pro socjalnymi) i gotowy do wspierania bombami demokrację potężny arsenał USA, nic z tego nie będzie.
Co Chiny, Indie i podobne by zrobiły jakby ich fabryki przestały eksportować do Europy? To ich problem, niech się zajmą małym gospodarstwem, opanowanie liczby obywateli. Hm, ostatnio słuchałam zdanie jednego Amerykanina który twierdzi ze w tej chwili jest za dużo ludzi w USA, ich praca nie jest szanowana, non stop obniżane są zarobki i warunki, gdyby się liczba ludzi zmniejszyła to by było lepiej dla wszystkich (w średniowieczu, po dżumie, chłopi byli stanowczo lepiej traktowani bo brakowało rąk do pracy).
żyję dużo lepiej niż Ludwik XIV.
Bo, nie szukając daleko, moge sobie obejrzeć Radwańska nawet na turnieju w Pernambuco. A Ludwik XIV, anim by dotarł do takiego Pernambuco, prędzej by skisł z przemeczenia.
Dlatego też chetnie oddaje wartość dodatkową wyzyskującemu mnie kapitaliście.
PROLETARIUSZ
Czy wniosek jest taki, że czas na dżumę?
wg Marksa w interpretacji W.I.Lenina w 1914 roku.
>>Na pewnym stopniu rozwoju produkcji towarowej pieniądz przekształca się w kapitał. Formułą cyrkulacji towarów było: T (towar) — P (pieniądz) — T (towar), tj. sprzedaż jednego towaru w celu kupna innego. Ogólną formułą kapitału jest, na odwrót, P — T — P, tj. kupno w celu sprzedaży (z zyskiem). Ten przyrost pierwotnej wartości pieniądza puszczonego w obrót Marks nazywa wartością dodatkową. Fakt tego "przyrostu" pieniądza w obrocie kapitalistycznym jest powszechnie znany. Właśnie ten "przyrost" przekształca pieniądz w kapitał jako szczególny, historycznie określony, społeczny stosunek produkcji. Wartość dodatkowa nie może powstać z cyrkulacji towarów, gdyż cyrkulacja ta zna tylko wymianę ekwiwalentów, nie może również powstać z podwyższenia ceny, gdyż wzajemne straty i zyski nabywców i sprzedawców zrównoważyłyby się, a chodzi właśnie nie o sporadyczne, lecz o masowe, przeciętne, społeczne zjawisko. Aby otrzymać wartość dodatkową, "posiadacz pieniędzy musiałby mieć szczęście znalezienia [...] na rynku takiego towaru, którego wartość użytkowa sama miałaby osobliwą moc tworzenia wartości...", takiego towaru, którego proces spożycia byłby jednocześnie procesem tworzenia wartości. I taki towar istnieje Jest to siła robocza człowieka. Spożycie jej — to praca, a praca tworzy wartość. Posiadacz pieniędzy kupuje siłę roboczą według jej wartości określonej, podobnie jak wartość każdego innego towaru, społecznie niezbędnym czasem pracy, niezbędnym do jej wytworzenia (tj. wartością środków utrzymania robotnika i jego rodziny). Posiadacz pieniędzy ma prawo spożywać siłę roboczą, którą kupił, t j. zmusić ją do pracy przez cały dzień, powiedzmy, przez 12 godzin. Tymczasem robotnik w ciągu 6 godzin ("niezbędny" czas pracy) wytwarza produkt pokrywający środki jego utrzymania, w ciągu zaś następnych 6 godzin ("dodatkowy" czas pracy) wytwarza nie opłacony przez kapitalistę produkt "dodatkowy", czyli wartość dodatkową. Z punktu widzenia procesu produkcji należy więc rozróżniać w kapitale dwie części: kapitał stały, wykładany na środki produkcji (maszyny, narzędzia pracy, surowiec itd.) — wartość jego (od razu lub częściami) przenosi się bez zmiany na gotowy produkt — i kapitał zmienny, wykładany na siłę roboczą. Wartość tego kapitału nie jest stała, lecz wzrasta w procesie pracy, tworząc wartość dodatkową. Dlatego też, aby określić stopień wyzysku siły roboczej przez kapitał, należy porównywać wartość dodatkową nie z całym kapitałem, lecz tylko z kapitałem zmiennym. Stopa wartości dodatkowej, jak nazywa Marks ten stosunek, wyniesie w naszym przykładzie 6/6, tj. 100%.
"jak zmusić rolników, żeby produkowali jedzenie dla miast" - wprowadzić pańszczyznę. Można też ich zachęcić lepiej im płacąc albo zlikwidować dotacje do rolnictwa, wtedy by nas zalali żywnością (z tym że musiałyby to zrobić wszystkie państwa)
@Margo
ależ Unia Europejska, zresztą USA też wspierają ekologiczną energię i rolnictwo, przez co energia oraz żywność jest droga.
...skoro nie odpowiadają na zasadnicze pytanie:
po co obstawać przy takim ujęciu procesów ekonomicznych, jeśli antagonizuje to ogromne rzesze społeczne, nie wskazując innej drogi rozwoju niż pozbawienie kapitalistów środków produkcji, dzięki którym mogliby zawłaszczać wartość dodatkową powstałą w ich zakładach produkcyjnych.
Pokazuje się społeczeństwu winnego !
To ON, kapitalista jest sprawcą twoich nieszczęść i jeśli go ( jako wroga ludu) zlikwidujemy, to nastanie epoka sprawiedliwości i dobrobytu.
Doświadczenie pokazało, że po Rewolucji Październikowej,
gdy upaństwowiono gospodarkę, nie nastąpiła żadna poprawa poziomu życia robotników a wręcz przeciwnie.
Bo co dało społeczeństwu przejęcie roli kapitalisty przez Państwo?
Na czym ma polegać korzystniejsze materialne usytuowanie robotników po takiej zmianie?
Bo, może, właściwym byłby powrót do gospodarki pierwotnej, opartej o wymianę towarową ?
Nie znalazłem odpowiedzi na te pytania w tym opracowaniu.
Autorzy dobrze wiedzą, że w miejsce poprzedniej elity
( kapitalistów) pojawiła się natychmiast nowa, rewolucyjna, o tyle gorsza od poprzedniej, że pozbawiona
odpowiedzialności za majątek, który zagarnęła, drakońskimi karami przymuszająca robotników do posłuszeństwa.
Czy Autorzy odpowiedzieli na pytanie, co jest dla robotnika korzystniejsze: przymus ekonomiczny czy terror ?
Nie - unikają takich niewygodnych tematów.
I czy w końcu upadek tzw. realnego socjalizmu jest zwycięstwem jego ideologów ( Marksa, przede wszystkim) czy ciężką porażką ?
Brak tu odpowiedzi na to podstawowe pytanie !
Bo jeśli dyskutujemy o tym, czy obiektywnie w gospodarce istnieje wartość dodatkowa, zawłaszczana przez kapitalistę, to z myślą o ewentualnym zdyskontowaniu tej wiedzy dla dobra ludzkości a nie dla podtrzymania fałszywej robotniczej świadomości i wzniecenia postaw rewolucyjnych.
Autorzy unikają odpowiedzi na trudne pytania jak diabeł święconej wody, bo najpewniej nie znają odpowiedzi.
Więc po co komu w końcu ten cały marksizm ?
Szanowni czytelnicy!
W akapit zaczynającym się od słów: "Tu istnieje zgoda między Marksem a burżuazyjną ekonomią oraz nową radykalną lewicą...." wkradł się błąd. Kiedy piszemy "... v (kapitał stały)...", oczywiście chodzi nam o "... v (kapitał zmienny) ..." Przepraszamy!
"... Posiadacz pieniędzy ma prawo spożywać siłę roboczą, którą kupił, t j. zmusić ją do pracy przez cały dzień, powiedzmy, przez 12 godzin. Tymczasem robotnik w ciągu 6 godzin ("niezbędny" czas pracy) wytwarza produkt pokrywający środki jego utrzymania, w ciągu zaś następnych 6 godzin ("dodatkowy" czas pracy) wytwarza nie opłacony przez kapitalistę produkt "dodatkowy", czyli wartość dodatkową. "
*
Co też za głupstwa Pan pisze - a skąd wiadomo, że "niezbędny czas pracy" wystarczający na pokrycie jego kosztów utrzymania wynosi 6 godz., a nie 10 godz, albo 2 godz, albo zgoła jego osobisty wkład pracy nie pokrywa jego zarobku, a jedynie dzięki synergii daje kapitaliście jakiś przychód?
To wszystko, co jest w tej sprawie w Kapitale przedstawione jest wróżeniem z fusów, nie przedstawił bowiem Marks żadnych danych liczbowych pozwalających takie założenie uprawdopodobnić.
Porównuje wielkości nieporównywalne nap. kapitał wyrażony w funtach szterlingach z pracą, ze swej natury niewymierną co do wartości dopóki nie znajdzie się ktoś, kto za tę pracę zechce zapłacić określoną kwotę.
A jaką może mieć wartość praca robotnika zatrudnionego na taśmie w fabryce, bez tej taśmy i fabryki? - żadną !
Całe to założenie marksistowskie jest całkowicie niewiarygodne ale tak sformułowane pociąga za sobą druzgocące dla społeczeństwa skutki.
i dlatego rzadko tu już wchodzę...
pantarak pisze: "Bo jeśli dyskutujemy o tym, czy obiektywnie w gospodarce istnieje wartość dodatkowa..."
Oczywiście pantaraku wartość dodatkowa nie istnieje;-) Kapitalista ma 4 fury, 5 jachtów, 6 domow... bo na to zarobił a nie zawłaszczył jakąś wartość dodatkową. Ma to wszystko, bo cięzko na to pracował przez całe życie... nie kupował sobide lodów ani cukierków tylko całe życie oszczędzał ;-) i był lepszy od robotników jego fabryki... 2 razy, 5 razy, 100 razy ;-))) To nie wzięło się z dupy czy też z cudzej pracy, ale z ogromu pracy pana kapitalisty... wylegującego się na Majorce ;-)
Co tu w tej poniższej przypowieści
jest Fałszem (False) ?
"... Posiadacz pieniędzy ma prawo spożywać siłę roboczą, którą kupił, t j. zmusić ją do pracy przez cały dzień, powiedzmy, przez 12 godzin. Tymczasem robotnik w ciągu 6 godzin ("niezbędny" czas pracy) wytwarza produkt pokrywający środki jego utrzymania, w ciągu zaś następnych 6 godzin ("dodatkowy" czas pracy) wytwarza nie opłacony przez kapitalistę produkt "dodatkowy", czyli wartość dodatkową. "
bo głupie jest to określenie emocjonalne
a nie logiczne czytaj. matematyczne i odnoszę wrażenie, że w ten zawoalowany sposób jest Pan wrogiem Marksizmu :(
To, co jest nieprzemijające dla mnie maluczkiego w teorii
Marksa wręcz genialne to:
a) stwierdzenie walki klas i klasowości społeczeństw
b) czy zdefiniowanie wartości dodanej czy wartości dodatkowej
To co przeżyło się to pojęcie klasy robotniczej czy konieczności dyktatury proletariatu.
Rozwiązaniem tych dwóch przeżytków może być przyjęcie 2 założeń:
1) Klasa robotnicza = Klasa pracowników pracy najemnej.
2)Dyktaturę proletariatu należy zastąpić arbitrażem między
Klasą pracowników pracy najemnej a Klasą kapitalistów.
To, co tu pojawia się to 2 problemy :
a)jakie mają być mechanizmy arbitrażu
b)kto lub jaka struktura ma być Arbitrem
Każda dyktatura nawet i święta jest wrogiem zwykłego człowieka jak i ludzkości.
Pozdrawiam.
jacekx marksista chrześcijański
z SLD
"Doświadczenie pokazało, że po Rewolucji Październikowej,
gdy upaństwowiono gospodarkę, nie nastąpiła żadna poprawa poziomu życia robotników a wręcz przeciwnie."
A powszechny dostęp do edukacji, służby zdrowia, wypoczynku, kultury, mieszkania i pracy to co?!
Pewnie, że to nie były Stany, ani Niemcy, ale przecież kraj startował z poziomu kompletnego zniszczenia i zacofania i w dodatku otoczony był wrogami. Uczciwie porównać można zatem raczej z Indiami, niż z rozwiniętym w dużej mierze przez eksploatację krajów zacofanych Zachodem. Nie ma też żadnego porównania Rosji radzieckiej do czasów carskich, kiedy Rosja była krajem rolniczym, z silnymi pozostałościami feudalizmu i dopiero rodzącym się przemysłem. Położenie materialne robotników poprawiło się wyraźnie.
obnażasz tym samym , że Pantarak
pisze posty z perspektywy Pana :(.
Co najwyżej z pozycji ......
Pana Prezydenta Kwaśniewskiego
czy Europy Plus.
Pozdrawiam
jacekx marksista chrześcijański
z SLD
W Polsce, która jak przypominam, próbowała komunizmu bardzo krótko, klasa robotnicza uzyskała dostęp do tych dóbr dopiero za Gierka a w ZSSR to chyba nigdy.
Poza tym nie słychać było, by w Rosji carskiej miliony ludzi zmarły z głodu, choć takie klęski zdarzały się, ale skala tej tragedii co dotknęła Rosję za bolszewików jest niewyobrażalna.
Ale dla pana Bartka, to tylko potkniecie na drodze postępu.
Nie mam zamiaru specjalnie bronić ZSRR, a zwłaszcza Stalina, ale prawda jest taka, że za czasów carskiej Rosji klęski głodu zdarzały się często i łącznie je licząc uzbieralibyśmy się miliony ofiar. Głód niektórym kojarzy się tylko z ZSRR i (coraz rzadziej) z Afryką. Tymczasem miliony ludzi padło jego ofiarą np. w XIX w. w Irlandii, w 1943 roku w Bengalu (oba kraje pod panowaniem brytyjskim), a nawet w Holandii tuż po II wojnie światowej!
Myli się Pan, nie jestem zakamuflowanym wrogiem marksizmu ale jawnym, ponieważ uważam całą tę pseudonaukę za śmieci
zawinięte w cynfolię.
Ciężar dowodu w nauce spoczywa na twórcy a nie wykazał Marks w najmniejszej mierze, że jego teoria walki klas, wypływająca wprost z definicji odnoszącej się do rzekomego zawłaszczenia przez kapitał wartości dodatkowej, może doprowadzić do pozytywnych zmian społecznych.
A praktyka temu brutalnie zaprzeczyła !
Nie spieramy się tu o to, czy klęski głodu zdarzały się na świecie czy nie, ale o to, czy wprowadzony w Rosji komunizm poprawił coś w tym zakresie.
I mnie wychodzi, że nie - a wręcz przeciwnie!
Bardzo tu brakuje takiego wyważonego głosu na każdy temat jak Pańskiego, więc proszę podwyższyć poziom tej dyskusji i wypowiedzieć się.
Będzie to z pewnością korespondować ze stanowiskiem Autorów i nieocenionego pana Bartka.
A i ja chętnie coś przeczytam dla rozrywki.
to podstawowa miara zdolności człowieka do rzeczowego udziału w dyskusji.
Sz.P. tarak albo jej nie opanował w wystarczający sposób, albo po prostu celowo udaje niezrozumienie, gdyż pomaga mu to w przekazywaniu ludziom sloganów propagandy socjaldemokratycznej.
Wyraźnie pisałem, że wkleiłem cytat z artykułu W.I.Lenina i nawet podałem linka, gdzie można zapoznać się z całym artykułem. Nie posądzam P. taraka o chęć przeczytania chociażby fragmentu "Kapitału", ale jeśli zdecydował się na jego krytykę, to zapoznanie się z cytowanym artykułem byłoby wskazane.
Może wówczas nie napisał by bzdur w rodzaju: " A jaką może mieć wartość praca robotnika zatrudnionego na taśmie w fabryce, bez tej taśmy i fabryki?-żadną!"
Powinien równocześnie zadać sobie i odpowiedzieć na nie, pytanie: A jaką wartość ma ta taśma i fabryka bez pracowników ją obsługujących?
Nawet niech w odpowiedzi na to pytanie pominie Pan kwestię całego łańcucha ludzi pracy najemnej zaangażowanych w projektowanie i wyprodukowanie tej linii.
Fragment tego artykułu wkleiłem w celu przypomnienia Szanownym Autorom sposobu w jaki rozumiane było przez Marksa i Lenina określenie "wartość dodatkowa".
Moim zdaniem, inaczej niż oni to przedstawili.
Kapitalizm to głód dla jednych, a przeżarcie dla drugich.
Dopóki istnieć będzie kapitalizm, istnieć będzie też głód. Dopiero socjalizm zlikwiduje problem głodu na świecie.
Taka prawda panie taraku.
Na portalu o takim profilu... Pan tu jesteś rozrywką ;-).
Chce sie pan tu czegoś nauczyć to polecam ten tekst http://socjalizmteraz.pl/archives/4321 który dobrze pokazuje i wyjaśnia, ze Marks sie w niczym nie mylil. Był geniuszem i dzisiejszy świat kapitalistyczny, w sposób naturalny i obiektywny jest właśnie takim jak opisywał jego przyszłość ten wielki człowiek.
to kwestia najbliższych kilku lat. O ile 100 lat temu nawet nasza wielka rodaczka Róża Luksemburg, nie oczekiwała jeszcze rewolucji socjalistycznej, a raczej demokratyzacji państwa i życia społecznego choćby w czasach Rewolucji 1905 roku, ponieważ chyba słusznie twierdziła, że system ten nie dokończył jeszcze swego modernizacyjnego dzieła. O tyle dzis kapitalizm jest już wyłacznie hamulcem dalszego rozwoju. Nie ma nic do zaproponowania, nie jest wstanie rozwiązać zadnych problemow i stawić czoła wyzwaniom terazniejszości... bo ten system zawiera w sobie chorobę od swego powstania a teraz jest już zagrożeniem dla jakiegokolwiek wyższego zycia na tej planecie. Czas to zakończyć. Rewolucja jest pewna... nie znamy tylko jej dnia ani godziny... ale to zawsze tak było.
naskoczył na mnie jak głupi, to i wytłumaczę jak głupiemu:
Pańszczyzna to była darmowa praca na cudzej ziemi. Może miodek samson o tym nie wiedzieć, ale nie może mi czegoś takiego zarzucać nie upewniwszy się uprzednio, co mi konkretnie zarzuca.
Problem z płaceniem za nieużytki wyjaśnię samsonowi miodkowi także w miarę prosto, może zaskoczy o co chodzi.
Gorąco w kraju, to nie ma co nawet po miodkach oczekiwać jakichś wyżyn umysłowych. Ale rzecz ma się następująco:
za PRLu, gdy rola chłopstwa w społeczeństwie była jasna, gdy chłop rozumiał, po co ma ziemię i uprawiał najmniejszy nawet jej spłachetek, żywności na rynku było w sam raz, a nadwyżek raczej nie.
Była mechanizacja wsi, było doradztwo rolnicze, było stosowanie nasion do siewu po starannej kwalifikacji; były nawozy sztuczne, kredyty preferencyjne spłacane zbożem/ziemniakami/burakami cukrowymi/owocami itd. traktory od dawna zastępowały konie w orce, siewniki były wydajne, kombajny w każdym Kółku Rolniczym i na żądanie rolnika dostępne. I mimo to jedzenia było na styk.
Mieliśmy własne przetwórnie owocowo - warzywne, w sklepach był polski towar doskonałej jakości, a przynajmniej takiej, jaką rodzice różnych samsonów i miodków produkowali (robili chłam, to był chłam).
Za Gomułki nie mieliśmy praktycznie żadnego długu zagranicznego. Wszyscy żyli, byli najedzeni, mieli jakieś mieszkanie komunalne albo spółdzielcze czy też nawet własny domek - kilka moich koleżanek z klasy miało prywatne domy; gdy się dobrze zastanowię, to było ich ponad dziesięć. Budownictwo społeczne i indywidualne było w pełnym rozkwicie w latach sześćdziesiątych/siedemdziesiątych, co naocznie widziałam, a także bywałam u moich koleżanek czasem z wizytą.
Po "transformacji" sprzęt z Kółek Rolniczych został rozkradziony - nie przez ufoludków, lecz przez złodziei z polskimi paszportami. Od dziesięcioleci mam okazję obserwować zmiany na wsi. I są to zmiany wysoce niekorzystne.
W sklepach jest głównie obcy towar. A nasi rolnicy niechętnie lub wcale ziemi uprawiać nie chcą. Za to unia płaci im pieniądze - średnio ok. 2.000zł za hektar. Niechże więc sobie miejski miodek samson wyliczy, że jest on ciężkim frajerem pracując na chlebek w sytuacji, gdy ze zdzieranych z niego podatków finansowani są rolnicy uprawiający dopłaty.
Dla ułatwienia powiem niejakiemu miodkowi samsonowi, że 2.000zł pomnożone przez głupich 10ha daje 20.000zł za frajer. Ile ma miodek samson za swoją codzienną, wielogodzinną pracę? No?!
Ale nie same dopłaty są tu problemem, ponieważ gdy kupujemy żywność za granicą, to musimy za nią płacić. W sytuacji, gdy nasz rodzimy przemysł praktycznie nie istnieje, oznacza to, że nie mamy żadnych towarów, które moglibyśmy sprzedać, by mieć dewizy na zapłacenie żywności kupowanej za granicą.
Więc w tym celu nasz rzad zmuszony jest zaciągać kredyty w bankach zagranicznych i nimi spłacać to, co kupujemy, choć to samo mogło by praktycznie wyrosnąć u nas, na naszej rodzimej, słowiańskiej od Bugu do Odry - i dalej - ziemi.
Może miodek przesłania samsonowi wzrok, ale stąd biorą się nasze długi zagraniczne, które to miodek samson też musi spłacać podatkami, jakie na niego nakłada rząd - i słusznie.
Gdyby u nas brakowało ziemniaków, zboża czy jabłek, to ludzie mogli by słusznie obwiniać polski rząd grzechem nieudolności. W sytuacji natomiast, gdy miodki samsony wolą nabijać bebech żarłem obcym - żarłem, bo kto tanio sprzeda dobre jedzenie? a nas stać tylko na najtańsze i nie ma co się oszukiwać! - musi nasze państwo coraz bardziej się zadłużać, żeby miodki i samsony nasycić.
Wracając do polskich rolników biorących dopłaty, to wygląda to tak, że wiejskie baby kupują jedzenie w mieście. Nie uprawiają już ogródków przydomowych, nie robią przetworów na zimę, nie hodują drobiu wszelakiego, lecz otrzymawszy kasę jadą przechodzoną bryką do supermarketu i tam wypychają plastykowe torby żarłem śmieciowym.
I nic nie można byłoby mieć przeciw, gdyby nie fakt, że bezpowrotnie ginie różnorodność zwierząt użytkowych oraz warzyw i owoców. Rośliny, których się nie uprawia, nie wydają nasion, czyli nie ma możliwości zasiania ich w latach następnych.
Kury czy kaczki, których nie ma, nie znoszą jajek, z których mogłyby się wykluć pisklęta będące przedłużeniem gatunku. Więc ludzkość skazana będzie na wstrętne i chorobliwe brojlery, nawet po starannym przyprawieniu posiadające niemal żaden smak. Ktoś, kto może porównać, wie o czym piszę.
W każdym społeczeństwie każda grupa zawodowa ma swoją rolę do wypełnienia.
Chłopi byli kiedyś świadomi swojej roli w naszym kraju i dostarczali miastom żywności zgodnie z umową społeczną, jako że nie każdy może pracować na roli i nie każdy może pracować jako robotnik (o pasożytach nie wspominam, bo są oni ponad systemami politycznymi i ponad umowami społecznymi, tak się urządzili już przed wiekami i tak jest do dziś).
Obecnie, chłop nie uprawiając ziemi, a jego żona nie uprawiając ogródka i nie hodując przynajmniej drobiu są obciążeniem dla społeczeństwa, które ich utrzymuje. To jest prawda i nie ma sensu jej zaprzeczać. Ale i to byłoby jeszcze do zniesienia, gdyby nie istniał o wiele poważniejszy aspekt tej sprawy.
Mianowicie, rolnik dostając dopłaty i nie siejąc oraz nie mając żadnej bazy żywnościowej, skazany jest na pieniądze. Tak jest ustawione to wszystko, że unia może wstrzymać w każdej chwili dopłaty, może zażądać ich zwrotu za np. pięć lat wstecz do czasu "wyjaśnienia" problemu.
Z czego ma w tym czasie rolnik żyć, gdy nie ma ziarna na siew, nie sprzętu koniecznego do tego, bo ten co miał to zardzewiał i się rozleciał? Skąd ma wziąć rolnik pieniądze na paliwo? Albo choć na zakup konia? Co mają jeść ludzie na wsi, gdy ogród nie był zrobiony i nie ma nawet jednej kury?
No więc, rozwiązanie jest oczywiste: rolnik może dostać kredyt pod zastaw ziemi. Równie dobrze mógłby on od razu ze swojej ziemi się wyprowadzić, ale pewnie na początek rolnik podejmie "walkę". Efektem jej będzie większe zadłużenie i większa frustracja rolnika, ale to nic nie da, bo cała rzecz obmyślona jest na taki właśnie wynik.
I tu można zapytać: co to są za banki, które dadzą rolnikowi kredyt? - to są obce banki. Więc kto przejmie polską ziemię? No kto? Czy miodek samson jest w stanie jeszcze rozumieć taką prostą rzecz? Otóż, w Polsce będzie to samo, co jest np. w Grecji, gdzie najpiękniejsze połacie ziemi już przejęli cudzoziemcy - kto mnie zna, wie kogo mam na myśli, ale taka jest prawda.
Jeszcze inną sprawą jest, że gdy miodek samson pożąda tanich bananów, to musi być ów miodek świadom, że ktoś te banany musi uprawiać, ktoś te banany musi zbierać, ktoś je transportować i ktoś je w sklepie sprzedawać. I tylko po to, żeby jakiś samson czy jakiś miodek bananów tanich się nażarł, wszyscy ci wymienieni powyżej ludzie muszą być bezwzględnie łupieni. I po co? tylko dla żarłocznego miodka samsona.
Ale nic się, miodek samson, nie martw. To, że chciałeś mi "dowalić" świadczy, że jakiś tam duch bojowy w tobie się gdzieś schował. Teraz tylko rusz głową i postaraj się zrozumieć, kogo i w jakim celu chcesz atakować. Ja z reguły słabszych oszczędzam, ale jak ci bardzo będzie zależeć, to w przerwach między kiszeniem ogórków i pieleniem może coś ci odpowiem. Nie jestem pewna, ale nie trać nadziei.
czemu tacy ludzie jak pantarak tak boją się rewolucji? Przecież alternatywą dla rewolucji jest tylko wojna światowa... pewnie juz ostateczna... tylko po kolejnej wojnie swiatowej socjaldemokraci mogą mieć znów swoje 5 minut w historii.
Dobrze zauważyłem, że to był cytat, ale w moim mniemaniu użycie cytatu w takim kontekście uzasadnia przekonanie, że identyfikuje się Pan z jego treścią.
Jeśli się pomyliłem, to przepraszam.
Co do podanego przeze mnie przykładu na na umowność wartości kwotowej pracy, to proszę zauważyć, że Marks w swym dziele traktuje ją jako wartość stałą, podczas gdy nic takiego nie istnieje.
Czyjś ( robotnika w tym wypadku) wysiłek jest tyle wart, ile ktoś zdecyduje się zań zapłacić i to nie dlatego, że umożliwia mu utrzymanie się przy życiu ( bo wówczas pracodawca musiałby uwzględnić z ilu osób składa się jego rodzina, co nie było brane pod uwagę), ale tyle, ile musiałby zapłacić innemu robotnikowi wg. zasady podaży i popytu.
W tak rozumianej wartości pracy nie ma miejsca na zagarniecie wartości dodatkowej przez kapitalistę, bo pochodzi ona z synergii zaangażowanych w produkcje czynników.
Więc wartość dodatkowa, której wypracowanie przypisuje Marks robotnikowi, nie jest mu zawłaszczana przez kapitalistę, bo jest pochodną wielu różnych współistniejących w procesie produkcyjnym czynników, i nie ma powodu nazywać kapitalistę wyzyskiwaczem i wskazywać jako wroga klasowego.
Powie ktoś, że to wszystko jedno czy wartość dodatkowa pochodzi z synergii, czy nie, bo tak czy owak fizycznie wypracowuje ją robotnik.
Otóż nie - synergia to całkiem inny czynnik, mający o tyle wspólnego z pracą pojedynczego robotnika, że jest ona składnikiem wielu innych, wspólnie wytwarzających nową wartość, większą lub skuteczniejszą od prostej sumy jej składników - w tym wypadku wartość dodatkową.
Więc całe te karkołomne wywody Autorów tego opracowania
nie odnoszą się do żadnych realnych okoliczności zatrudnienia robotnika, a do jakiejś wyimaginowanej rzeczywistości wymyślonej przez Marksa dla uzasadnienia zarzutu wyzysku robotnika.
Czy cały ten dodatkowy dochód powinien trafiać do kieszeni fabrykanta? - to już inna sprawa. Ja uważam, że nie, i poprzez podatki powinien w dużym stopniu zasilić budżet a stamtąd wzbogacić spożycie zbiorowe.
Jeśli dyskusja na ten temat potrwa wystarczająco długo, bym mógł powróć ze wsi, to wezmę w niej jeszcze udział.
napisałem o wprowadzeniu pańszczyzny, bo Ty vhcesz do czegoś rolników zmuszać. A pańszczyzna była pracą przymusową.
Widzę, że nie przeczytałaś juz drugiego zdania mojego wpisu. Ja sie zgadzam, że gdyby nie było doplat żywności byłoby więcej i byłaby tańsza. Zgadzam się również, że płacenie za nieużytki jest rozwiazaniem kuriozalnym.
Widzę, że jesteś zapatrzona w PRL jak w obrazek. Akurat rolnictwo w PRL było beznadziejne. Jakby żywności było w sam raz ludzie nie stali by po nią w kolejkach.
Rolnictwo było niewydajne. Szczególnie państwowe PGR. Ludzie nie mieli motywacji do pracy po im za nią słabo płacili. Gdyby rolnicy w PGR dostawali chociaż 10% z tego co wyprodukuja i sprzedadzą to by zarzucili kraj żywnoscia, ale wtedy żywności byloby za dużo i byłby kolejny problem dla władzy.
A czy nana zastanowiła sie dlaczego kupujemy żywnośc za granicą? Bo jest tańsza od żywności produkowanej w Polsce. W Polsce są stosunkowe małe gospodarstwa przez co produkcja żywności jest droga. Również stosunkowo dużo ludzi pracuje w rolnictwie (bodajże 13%). Trochę się to teraz zmienia, ale zmiany są powolne.
Akurat mieszkam na wsi (co prawda niedaleko wiekszego miasta ale jednak) i mogłem się przygladać zachodzącym na niej zmianom. Ludzie przestaja uprawiać ziemię, szczególnie ci którzy posiadają gospodarstwa do 5 ha, bo im się to nie opłaca. Za dochody otrzymane z tego gospodarstwa nie utrzymaja rodziny więc próbują znaleźć prace w mieście. Ewentualnie maja małe poletka na własne potrzeby.
"Chłopi byli kiedyś świadomi swojej roli w naszym kraju i dostarczali miastom żywności zgodnie z umową społeczną, jako że nie każdy może pracować na roli i nie każdy może pracować jako robotnik" nie pisz głupot. Każdy pracował żeby wyżywić rodzinę a nie patrzył na jakieś umowy społeczne.
Jeżeli uważasz, że rolnictwo w PRL było takie wspaniałe to jak wyjaśnisz fakt, że wiekszość produkcji rolniczej powstawalo w indywidualnych gospodarstwach pomimo, że zajmowały znacznie mniej areału niż PGR-y?
Podpowiem ci, bo ludzie pracowali w nich na siebie, a nie zgodnie z jakąs mityczną umową społeczna.
Nie wiem czy zauważylaś, że Kółka Rolnicze oraz PGR w dużej mierze zostały rozkradzione przez roliników w nich pracujących.
Władza kapitalistów to anarchia produkcji i cykliczne kryzysy.
Władza kapitalistów to niesprawiedliwy dostęp do edukacji, służby zdrowia, wypoczynku, kultury, mieszkania - lepszy dla panów-kapitalistów, a gorszy dla ich najemnych niewolników-robotników i pracowników.
Władza kapitalistów to niesprawiedliwe rozpiętości dochodowe, niesprawiedliwy podział pracy, eksploatacja człowieka przez człowieka, zarówno w skali jednego kraju, jak i całego świata.
Władza kapitalistów to grabieżcza eksploatacja przyrody i dewastacja środowiska.
Władza kapitalistów to głód i wojny.
Władza kapitalistów to marnotrawstwo sił i środków, które racjonalnie wykorzystane mogłyby zapewnić dostatek całej ludzkości.
Władza kapitalistów musi zostać obalona.
Cała władza dla robotników i pracowników!
Robotnicy i pracownicy wytwarzają bogactwo, dostarczają usług, sprawiają, że gospodarka działa. Teraz działa dla zysku panów-kapitalistów czyli wyzyskiwaczy i pasożytów, ale jutro po ich przepędzeniu gospodarka będzie działała dla zaspokojenia materialnych i duchowych potrzeb wszystkich ludzi pracy.
Zorganizowanie racjonalnej, uspołecznionej gospodarki planowej, bez wyzyskiwaczy jest możliwe i staje się konieczne, bo gnijący kapitalizm nie może wyplątać się ze swoich immanentnych sprzeczności, a dewastacja środowiska naturalnego, zużycie surowców i wzrost demograficzny dodatkowo zaostrzą te sprzeczności. Utrzymanie kapitalizmu będzie wiązało się z chronicznymi wstrząsami społecznymi i politycznymi, które mogą zepchnąć ludzkość na skraj przetrwania.
Kapitalizm czyli ustrój materialnej eksploatacji klasy robotniczej przez klasę kapitalistów możliwy jest tylko dzięki duchowej - ideologicznej i kulturalnej - władzy klasy kapitalistów nad klasą robotniczą. Kapitalistyczna tresura ideologiczna i kulturalna sprawia, że klasa robotnicza i warstwy pracownicze są karną armią najemnych niewolników, którzy pokornie znoszą swój los. Urobiona duchowo przez kapitalistów klasa robotnicza walczy co najwyżej o poprawienie swojego położenia materialnego, bez naruszenia stosunków społecznych opartych na wyzysku. Kapitaliści czasami zostają zmuszeni do ustępstw, ale bez utraty swojej pozycji wyzyskiwaczy. Kapitalizm trwa dalej, a zdobycze klasy robotniczej nigdy nie są trwałe. Dopiero przepędzenie kapitalistów może utrwalić zdobycze klasy robotniczej i ogółu ludzi pracy, ale będzie to możliwe dopiero wtedy, gdy klasa robotnicza i ogół ludzi pracy staną na gruncie własnej, komunistycznej ideologii, zorganizują się politycznie i wypowiedzą rewolucyjną wojnę klasową przeciw władzy kapitalistów.
...bo podobno każda populacja dzieli sie na trzy grupy z określonym ilorazem inteligencji w stałych proporcjach ...16 %,to najwyższy stopień ,czyli bardzo uzdolnieni i łatwo przyswajający wiedzę, 68 % to średniacy niczym się nie wyróżniający i bez szczególnych zainteresowań i talentów i ostatnia 16 % grupa o niskim poziomie wiedzy,małym zapotrzebowaniu na wyższy standard życia i niezbyt sprawni umysłowo...czyżby wyborcy wybierali lustrzane odbicie ?
Bo jeżeli nie ma wartości dodatkowej, to skąd się biorą te fortuny, które pozwalają nielicznym wypróżniać się złotem, i ta bieda, która milionom każe to robić nie zawsze nawet lebiodom. Ale trak w przeciwieństwie do Marksa i jego zwolenników woli tego nie widzieć a jak już zobaczy, stać go zaledwie na to, by tych wypróżniających się złotem postraszyć a tych naiwnych robiących to lebiodom pocieszyć nieskutecznym podatkiem. Ale dobrze, że jest tarak, bo dzięki niemu przynajmniej wiemy, że kapitał jednak sierpa i młota się boi...
i nigdzie nawet obecnie nie jest inaczej.
Skąd wiesz, w co ja jestem zapatrzona? Jeżeli Twoje wywody uznam za "gówniane", to gdzie zapatrzyć byś się musiał? Może więc patrzmy samodzielnie?
Jeżeli Tobie ma prawo się dowolnie kojarzyć, to mnie też, co więc mi zarzucasz?
Tak się składa, że unia europejska prowadzi błędną politykę rolną, z tym, że jest to zamierzona błędna polityka rolna. Jeżeli mieszkasz na wsi, to powinieneś to widzieć.
Co do mego zapatrzenia w PRL to zobacz, co wynika z tego, co ja piszę a co z tego, co piszesz Ty. Obsrać niewinnych ludzi każdy głupi potrafi. Znałeś wszystkich, którzy pracowali na roli? Nie? to dlaczego generalizujesz? Ja generalizując nikomu krzywdy nie czynię, Ty tak. Jasne?
Za PRLu ludzie stali po wszystko w kolejkach, nawet nie wiedząc często, po co. I dlatego właśnie te kolejki były. Ja mieszkając w PRLu NIGDY! nie stałam w żadnej kolejce. Naprawdę. Kupowało się to, co było, a było wystarczająco do roku 1981. Gdy nie było w sklepach mięsa, można było zjeść je w barze albo w restauracji - było tanie i dobre jedzenie. Albo w kioskach z kurczakami czy innymi. Nie udawaj, że tego nie wiesz.
PGR to była sprawa głównie naszych Słowiańskich Ziem Odzyskanych. Przeprowadzić sprawne osadnictwo w sytuacji, gdy niemiecka piąta kolumna polowała na ludzi niczym na zwierzynę nie było łatwo. Poza tym ogromne majątki ziemskie nie zawsze nadawały się do parcelacji, głównie z powodu braku fachowej rolniczej siły.
Dużą część pracowników PGRów stanowili ludzie pracujący przed wojną jako parobki, albo byli to bezrobotni analfabeci. Nie wymagaj więc za wiele, bo na to trzeba pokoleń.
Chłopi, którzy mogli udowodnić posiadanie nawet małej działki na Wschodzie, dostawali piękne gospodarstwa. Ale ludzie się bali je brać, ponieważ były liczne przypadki napaści i mordowania bezbronnych chłopów. Wiem to od ludzi u nas.
Jednak nie jest to cała prawda o PGRach, ponieważ były liczne - PRZEWAŻAJĄCE! - PGRy wzorowe, specjalizujące się albo w hodowli nierogacizny, albo rogacizny, albo warzyw, albo owoców, albo były hodowle koni pociągowych czy rasowych. PGR był wspaniałą możliwością zagospodarowania ludzkiej siły roboczej ludzi niewykwalifikowanych. To, ze wśród nich było mnóstwo zadekowanych sabotażystów, to inna historia.
Ludzie zawsze mają motywację do pracy i niekoniecznie tylko z powodu bodźca finansowego. Ze swojego życia mogę powiedzieć, że pieniądze odgrywały i odgrywają dla mnie mocno poślednią rolę. Istotne jest dla mnie rozwijanie nowych umiejętności i tym samym uzyskiwanie coraz większej niezależności. Jednak od innych tego nie wymagam, bo każdy z nas jest inny i ma prawo żyć według własnego pomysłu.
Więc nie masz prawa oceniać ludzi według własnych schematów, ponieważ siłą rzeczy jesteś niesprawiedliwy. Na co Ci to?
W PGRach płacili wcale nie mało. Umowa zbiorowa - były takie i to negocjowane co roku przez Związki Zawodowe!!! - gwarantowała uposażenie na poziomie średnim, pozwalającym zaspokoić podstawowe potrzeby. Poza tym ludzie z PGRów mieli możliwość posiadania małych działek na własny użytek.
Gdyby PGRy były niewydajne, to miasta musiały by do nich dopłacać. Ale nie dopłacały. Więc lepiej czy gorzej, ludzie w PGRach zapracowywali na własne utrzymanie.
Dziwne, że teraz nie przeszkadza ludziom dopłacanie do prywatnych firm, jakimi są gospodarstwa rolne.
PGRy były nie tylko na naszych Słowiańskich Ziemiach Odzyskanych, lecz także np. w Bieszczadach. Wspaniałe, bogate PGRy!
Rozwalono je dlatego, że byłyby realną konkurencją dla firm zachodnich. Oni wiedzieli, co i dlaczego robią.
Dodatkowo te PGRy na naszych Słowiańskich Ziemiach Odzyskanych są niejako przygotowane do przejęcia przez ludzi okupujących nasz kraj do roku 1945. Tu też nie powinieneś mieć złudzeń i wierzyć mi na słowo, że to nie ja jestem Twoim wrogiem.
Nie znam kraju, który miałby naprawdę za dużo żywności - myślę o takiej do jedzenia, a nie ekstraktów z odpadów zwierzęcych doprawionych farbą i zapachem.
To, co mamy na rynku to od dawna nie jest żywność, lecz substancje chemiczne pozwalające ludziom podtrzymać życie, acz w formie chorobowej.
Dla Polski, posiadającej ziemię orną, kwestia nabywania "taniej żywności" w ogóle nie powinna istnieć. Właściwa gospodarka rolna nie jest żadną czarną magią pod warunkiem, że istnieje koordynacja między zapotrzebowaniem na żywność i rolnikami.
Czy samson miodek wie, że posianie jednego ziarna pszenicy - powtarzam: jednego! daje plon 1:24 czy nawet 30? Jeżeli na jednym arze, czyli 10x10m posiałbyś zboże, to z pewnością starczyło by Ci na chleb na cały rok dla całej rodziny.
Małe gospodarstwa są szansą na to, żeby była jak największa różnorodność. A więc ogród warzywny i sad, łąka dla krowy czy kozy, poletko pod zboże dla drobiu i już można żyć! Chciwość powoduje, że ludzie wciąż chcą więcej i więcej, ale nie godzą się, by więcej także na to pracować, lecz jojczą i wysuwają roszczenia. To jest ich problemem, a nie małe gospodarstwo.
Dodatkowo alkoholizm, czy nałogowe palenie tytoniu kosztuje sporo i zabiera czas, jaki można byłoby poświęcić pracy czy wypoczynkowi.
Rodziny spójne, zgodne i bez nałogów radzą sobie w każdych warunkach lepiej. Jak myślisz, dlaczego?
Obecnie mamy taką sytuację polityczną, że wręcz pożądane byłoby, gdyby na wsi pracowało na swoim co najmniej 25% naszej populacji. To by była nasza siła, to by była nasza niezależność.
PRL oferując ludziom prace w miastach mógł ograniczać zatrudnienie na wsi. Ale nie teraz, gdy ludzie szukają jedzenia po śmietnikach i są miliony bezrobotnych. Ludzie ci mogli by być panami na swoim, bez konieczności żebrania po MOPSach. Pracować każdy z nas musi i powinien robić to chętnie, jeżeli nie chce być obciążeniem dla ludzi posiadających pracę obecnie. Bo to jest tak, że ci, co mają pracę pracują nie tylko na siebie, administrację i wojsko, ale także na wszystkich chorych i bezrobotnych. To chyba jest dla Ciebie jasne?
Nie może być w ogóle tak, że ludziom nie opłaca się pracować na siebie. Bo to by oznaczało, że nie opłaca im się żyć wówczas, gdy nie mogą żerować na cudzej pracy. Jeżeli nie ma wielkiego wyboru, mądry człowiek bierze taką pracę, jaka jest, a nie siedzi bezczynnie pozwalając się utrzymywać innym i zajmując się głównie jojczeniem i krytykanctwem.
Nikt z nas nie jest lepszy czy gorszy, choć możliwości posiadane przez nas są różne. A jako że nie możemy wszyscy robić tego samego, jasne jest, że niektórzy z nas będąc nawet geniuszami muszą kopać rowy na budowach czy paść krowy u niemieckich bauerów (pomału widocznych także i u nas).
Rodziny powinny trzymać się razem i wspierać. Przy jednej żarówce, ciągnącej wciąż tyle samo prądu - więc koszt ten sam, może czytać i sto osób. Tak samo przy jednym piecu może ogrzać się wielu ludzi. Rozbicie rodziny spowodowało, że każdy indywidualnie ma ogromne koszty utrzymania i to tylko pogłębia problemy.
Naprawdę nie wszystko należy przeliczać na pieniądze, choć to akurat udało się kapitalistom najlepiej w ludziach zaszczepić.
Umowa społeczna to coś takiego, co pozwala ludziom żyć w grupie. Więc w ramach umowy społecznej lekarz ma obowiązek leczyć ludzi, a rolnik ma obowiązek produkować żywność. Rozumiesz?
Nie wiesz, ile produkowały PGRy, więc Twoje porównania z gospodarstwami indywidualnymi są chybione. Także wśród rolników indywidualnych były pijusy, przepuszczające kredyty rolnicze na gorzałę, a w ich domach bieda piszczała wręcz, dzieci były zaniedbane i bite. To jest zależne od osobowości człowieka, a nie od tego, czym się trudni.
Nie tylko Kółka Rolnicze zostały rozkradzione. Także w innych firmach państwowych parchy społeczne pracujące w księgowości ponabierały kredytów w państwowych wówczas bankach i zawłaszczyły sobie kasę i towar. Z tym musimy żyć, bo i tacy są nasi kochani Rodacy.
Poza tym większość nie kradła, bo nie wiedziała co i jak. Ale gdyby wiedziała, to by kradła, bo tak działają ludzie w sytuacjach kryzysowych, gdy każdy boi się przyszłości i chce się jakoś zabezpieczyć. Wydaje mi się, że ja bym nie kradła, ale ponieważ nie byłam w takiej sytuacji, więc nie wiem.
Rolnicy nie pracowali w Kółkach Rolniczych, lecz kierowcy, także kombajnów, mechanicy i kilku pracowników biurowych.
Oczywiście i kierowca mógł być rolnikiem. Ale zatrudniony był jako kierowca, a nie jako rolnik. To jest ta drobna różnica.
Przestaniesz smarkać na własną Ojczyznę, to mniej będzie smarków do wycierania gdy czas dojrzeje. A poza tym to niemożliwe, żebyś był tym jednym jedynym sprawiedliwym, mającym licencję na bezrozumne oczernianie własnego kraju.
No i po co Ci to?
Poziom świadomości rzutuje na jakość życia ludzi, na funkcjonowanie kraju. Z Tobą na głowę nie chciałabym się nigdy zamienić, nawet na chwilę.
Nie pojmie i nie zrozumie Marksa nigdy :( ......
tak jak nie zrozumie socjaldemokraty jackax marksisty
chrześcijańskiego.
Tak jak też syty głodnego nie zrozumie :(.
Jacekx mimo awansu społecznego i edukacyjnego
czuje mocny związek ze swymi chłopskimi korzeniami.
Wszak moi pradziadowie ze wsi pochodzą i gyby nie realny socjalizm karki członków mojej rodziny zginałby się pod Pantarakowym butem.
Pozdrawiam.
jacekx marksista chrześcijański
z SLD
Bambosz, co to znaczy "małym zapotrzebowaniu na wyższy standard życia" i jaki to ma niby związek ze sprawnością umysłową?
w Pana wywodzie
>>>>>>>>>
Czyjś ( robotnika w tym wypadku) wysiłek jest tyle wart, ile ktoś zdecyduje się zań zapłacić i to nie dlatego, że umożliwia mu utrzymanie się przy życiu ( bo wówczas pracodawca musiałby uwzględnić z ilu osób składa się jego rodzina, co nie było brane pod uwagę), ale tyle, ile musiałby zapłacić innemu robotnikowi wg. zasady podaży i popytu.
>>>>>>>>>
Wysiłek (robotnika) jest wart nie tyle ile zdecyduje się zapłacić ktoś ale tyle by ten ktoś uzyskał produkt potrzebny do materialnego trwania czy samorealizacji duchowej
......
Tym więcej, więc człowiek zapłaci za wysiłek w kapitalizmie im bardziej potrzebuje czy pragnie jego produktu.
Taką wartość można określić ściśle ilościowo
tworzą tabelę potrzeb czy pragnień prowadzących do intelektualnego rozwoju człowieka.
Pozdrawiam.
jacekx marksista chrześcijański
z SLD
Ps.
W socjalizmie czy kapitalizmie zrównoważonego rozwoju
ceny produktów materialnych czy niematerialnych poddawane są arbitrażowi państwa czy unii państw.
Z pewnością nie jesteśmy anarchistami, ani sympatykami tzw. nowej radykalnej lewicy. O tym wiecie. Powyższy artykuł opublikowało pięć stron internetowych bynajmniej nie sympatyzujących z nami. Wymienię je w kolejności publikacji: indymedia, CIA, socjalizmteraz, "Władza Rad", lewica.pl oraz nasz macierzysty portal - "Dyktatura Proletariatu".
Na dwóch z nich (CIA i lewica.pl) pod naszym tekstem pojawiły się liczne komentarze, przeważnie nie odnoszące się wprost do tematu artykułu. Jedynie cetes na lewica.pl próbował "merytorycznie" zakwestionować wywody w nim zawarte. Co ciekawe, aby to uczynić zacytował Lenina. Spróbował zatem zabić nas autorytetem. Z waszego punktu widzenia delikatnie mówiąc raczej wątpliwym. Przy czym nie dowiódł sprzeczności stanowisk. Przekonanie cetesa, że Lenin przedstawił sprawę "inaczej" niż my nie znajduje logicznego uzasadnienia. Na takie "widzimisię" nie musimy nawet odpowiadać. Czekamy na uzasadnienie.
Liczni komentatorzy na CIA wykorzystują tegoż Lenina oraz Marksa w równie instrumentalny sposób, by w nas uderzyć. MYŚL JEDNAK SIĘ PRZEBIŁA przez wymienione portale i ich redakcje.
A to już coś znaczy.
Był sobie potężny władca. Dzień i noc zastępy giermków, sług i żołnierzy czekały na jego rozkazy aby wypełnić każde jego życzenie. Wystarczyło jedno słowo a jego armie wyruszały podbijać i grabić sąsiednie państwa. Wystarczyło jedno skinienie a wszyscy kupcy i rzemieślnicy w kraju oddawali mu swoje zyski. Wystarczył jeden gest a wszyscy chłopi przynosili mu swoje plony.
Był to władca absolutny, nic w państwie nie działo się bez jego wiedzy i bez jego pozwolenia. Wszystkie oczy były skierowane na niego aby odgadnąć życzenia nawet jeszcze nie wypowiedziane i spełnić je.
Pewnego razu władca otrzymał w prezencie krzak róży od króla sąsiedniego kraju. Donicę z różą ustawiono przy oknie w salonie aby władca mógł nacieszyć oczy jej widokiem. Dworscy ogrodnicy czuwali codziennie przy pięknej roślinie, pielęgnowali, podlewali i chuchali na nią. Po pewnym czasie róża zaczęła więdnąć. Podwojono liczbę opiekunów rośliny i zwiększono ilość zabiegów przy niej ale nic się nie zmieniło, róża wyglądała coraz gorzej.
Władca był wściekły, kazał ściąć wszystkich ogrodników. Ale i to nie pomogło. Nowi ogrodnicy również nic nie mogli na to poradzić, roślina marniała dzień po dniu. W końcu władca stwierdził, że wszyscy podwładni są nic nie warci, na nikogo nie może już liczyć i musi interweniować osobiście. Wstał ze swego tronu, podszedł do donicy i wrzasnął: – Masz rosnąć! Rozkazuję ci wyglądać pięknie!
Jednak róża okazała się nieposłuszna jego rozkazom i następnego dnia zwiędła zupełnie. Władca wpadł w szał, po raz pierwszy odkrył, że jego władza jest ograniczona. Aby przekonać się o własnej potędze wybiegł przed pałac. Rosły tam wysokie, potężne drzewa.
- Rozkazuję wam złożyć mi pokłon! – wrzeszczał do drzew.
Odczekał chwilę ale one nawet nie drgnęły. Stały sobie wyniosłe i pełne majestatu.
Władca pobiegł do pobliskiej rzeki.
- Rozkazuję ci zatrzymać się natychmiast! – krzyczał siny ze wściekłości. Ale rzeka płynęła spokojnie dalej. Władca wbiegł na sąsiednie wzgórze, skąd było widać zachodzące słońce.
- Rozkazuję ci nie zachodzić dzisiaj! Chcę cię mieć również w nocy! – krzyczał do słońca.
Ale ono obojętne na jego wrzaski zniknęło za horyzontem jak każdego dnia.
Władca zatrzasnął się w swojej sypialni. Przez dwa dni dochodziły stamtąd tylko jego jęki i bezsilne wycie.
Gdy wreszcie wyszedł pełen wściekłości i nienawiści rozkazał zniszczyć wszystko, co jest nieposłuszne jego woli. Słudzy i żołnierze wyruszyli spełnić jego życzenie. Wycinali i palili drzewa i wszystkie rośliny. Chłostali rzekę kijami i zasypywali ziemią jej koryto. Łucznicy strzelali do słońca aby je ukarać. Nie minęło dużo czasu, a w całym kraju została tylko spalona ziemia. Zapanował straszny głód. Władca był bezradny. Tym razem zniżył się do tego, aby zapytać dowódcę swej gwardii, co dalej robić. Dowódca odpowiedział, że w odległych górach mieszka mędrzec, który wszystko wie. Może on będzie mógł pomóc. Władca wysłał więc swych gwardzistów, aby przyprowadzili mędrca do niego. Żołnierze wyruszyli w drogę i po kilku dniach odnaleźli mędrca, który siedział na kamieniu przed swoją chatką.
- Władca chce widzieć się z tobą – powiedział dowódca.
- Ale ja nie chcę widzieć się z nim – odpowiedział mędrzec.
- Możemy cię zabić, jeśli nas nie posłuchasz – zagrozili żołnierze.
- Wtedy niczego się nie dowiecie – odparł mędrzec i siedział sobie spokojnie. – Nie możecie mnie do niczego zmusić, jeśli zechcę, to pójdę z wami, jeśli nie zechcę, to żadna ludzka siła nie zmusi mnie nawet do kiwnięcia palcem.
Żołnierze stali w oczekiwaniu, a tymczasem mędrzec wstał i powiedział: – No to chodźmy.
Odetchnęli z ulgą i skierowali się w stronę pałacu.
Władca oczekiwał na nich niecierpliwie. Gdy się zbliżali, wołał już z daleka: – Szybciej! Dajcie go tutaj!
Wkrótce mędrzec w otoczeniu żołnierzy stanął przed obliczem panującego, który powiedział: – Widziałeś, co się stało. Powiedz mi teraz, co mam dalej robić.
Mędrzec odrzekł:
– Już nic się nie da zrobić. Zniszczyłeś wszystko, co możliwe, bo nie chciałeś uznać swoich granic.
- Ściąć go!! – wrzasnął władca. – Po co przyprowadziliście tu tego durnia!
Gwardziści stali w bezruchu.
- Ogłuchliście!? – krzyczał dalej. – Was również każę ściąć!
- Wszystko jedno, czy zginiemy z głodu, czy od miecza – powiedział dowódca i rzucił swoją broń na podłogę. Pozostali żołnierze zrobili to samo i po prostu wyszli.
- Twoja władza trwa dotąd, dopóki są ludzie, którzy chcą ciebie słuchać – powiedział mędrzec i również wyszedł.
Władca siedział przez chwilę w otępieniu, nie mogąc pojąć, że już nie ma komu rozkazywać. Później biegał po pałacu i wołał, ale nie było tam nikogo. Nikogo nie było w całym kraju. Wszyscy mieszkańcy powędrowali do sąsiednich państw, aby tam spokojnie żyć i pracować.
Mówiono później, że w jednym z tych państw pojawił się cichy i skromny pucybut, podobny do byłego władcy, ale kto zgadnie, czy to prawda?
-----
WIĘC ZNAJCIE, MOCIUM PANIE, GRANICE, SZCZEGÓLNIE TE WŁASNE, JAKICH NIKOMU PRZEKRACZAĆ NIE WOLNO...
(teoria nie moja,ale .... zupełnie nieźle tłumacząca działanie populacji) sprawność umysłowa,to wiedza i chęć jej powiększania,zatem większa wiedza, to również wyobraźnia itd... jeśli nie zrozumiałeś, nie ma sprawy...
Wybaczcie jej bo nie wie co pisze ...... i co komentuje :)
Zachwycona lekkością swojego pióra i jak Narcyz pisze, pisze
..... itd.
Deklaruje się Pan jako zdecydowany przeciwnik myśli K. Marksa, zatem w odpowiedzi użyję przykładów postępowania kapitalistów.
Otóż gdy na początku XX w. H. Ford otworzył fabrykę samochodów i dzięki zastosowaniu systemu produkcji taśmowej uzyskał wysoką wydajność zarówno pracowników, jak i samej fabryki, to płacił swoim pracownikom znacznie więcej niż inni przedsiębiorcy.
Wywoływało to ich negatywną reakcję i żądania zmniejszenia jego pracownikom płacy.
Ford tłumaczył, że wg niego każdego pracownika powinno być stać na zakup samochodu, a na stwierdzenie, że jego pracownicy nie kupią kilku samochodów odpowiedział mniej więcej tak: Prawda. Nie kupią kilku samochodów, ale gdy będą mieli pieniądze to kupią nowe ubrania, buty, zmienią mieszkania lub kupią domy, do których będą potrzebowali nowego wyposażenia, pójdą do kina, czy restauracji. I dadzą zarobić innym, którzy przyjdą i kupią moje samochody.
Przenieśmy się w czasy po II WŚ.
Kapitaliści na tzw. Zachodzie bardzo obawiali się buntu mieszkańców tego regionu i wprowadzenia, przy pomocy AC, systemu radzieckiego, który pozbawił by ich majątków, uprzywilejowanej pozycji, zmusił do podjęcia pracy zarobkowej, a może nawet pozbawił głów.
Dlatego zdecydowali się podnieść płace pracownikom w celu ich "przekupienia" i powstrzymania w ten sposób pochodu "komunizmu".
Jak wiemy, to im się udało.
Jednak podniesienie poziomu życia całych społeczeństw przyniosło nie przewidywany przez nich efekt.
Zwiększenie siły nabywczej społeczeństwa stało się motorem nie spotykanego wcześniej rozwoju gospodarczego i zamiast obniżyć dochody właścicieli środków produkcji, to je znacząco zwiększyły.
Wniosek może być tylko jeden: obniżanie poziomu życia większości poprzez zwiększanie wyzysku ludzi pracy najemnej nie jest drogą do osiągnięcia rozwoju gospodarczego adekwatnego do postępu naukowo-technicznego, lecz jest działaniem mającym sprowadzić większość ludzkości do poziomu bydła marzącego jedynie o zaspokojeniu najbardziej elementarnych potrzeb.
Chodzi o zbudowanie czegoś na wzór Olimpu zamieszkałego przez "bogów" i oddaloną, gdzieś tam daleko, aby nie naruszać uczyć estetycznych "bogów", mierzwę wolnych-niewolników.
Są ludzie nie godzący się na taki scenariusz rozwoju ludzkości i są tacy, którzy dla chwilowej korzyści osobistej pomagają kapitalistom wprowadzić go w życie.
Historia nas uczy, że nic mas nie uczy, ale ludzie myślący dawno zauważyli, że do takich zdrajców interesów ludzi pracy najemnej, niezmiennie od lat zalicza się socjaldemokracja.
Wróćmy jednak do zasadniczej sprawy: wartość dodatkowa istnieje, czy, jak Pan twierdzi, nie istnieje?
Jeśli istnieje to zasadne jest pytanie: otrzymują ją pracownicy, czy jest zagarniana przez kapitalistów?
Nie ulega wątpliwościom fakt, że bogactwo ludzkości powstaje jedynie poprzez dostosowywanie darów natury w postać przydatną człowiekowi.
Ten proces nazywa się pracą.
Zatem to praca jest praźródłem wszystkich dóbr przydatnych człowiekowi istniejących na świecie.
Dopiero uzyskanie odpowiedniego stopnia rozwoju naukowo-technicznego umożliwiło powstanie kapitału.
A co to jest kapitał?
Odrzućmy na bok wszelkie stwierdzenia zaliczające do kapitału maszyny, urządzenia, ziemię, budynki, pieniądze itd.itp. a określmy jego praźródło.
A. Smith twierdził, że "kapitał to nic innego jak część pracy nie zużyta, ale odłożona na później, na zapas".
Inny klasyk, D. Ricardo, jako przykład kapitału podawał łuk, którego poszczególne części rosnące lub będące częścią zwierząt, nie mają dla ludzi żadnej wartości, lecz zebrane razem, zmontowane w łuk i użyte do polowania, pozwalają z nawiązką zrekompensować czas stracony na jego stworzenie.
Ten przykład wyraźnie wskazuje, że wartość dodatkowa istnieje i jest efektem pracy.
Jeśli wytwórca łuku nie dostał od jego użytkownika żadnej rekompensaty, to myśliwy zagarnął cały czas, jaki wytwórca zużył na jego wytworzenie i całą wartość dodatkową jaka powstała podczas procesu produkcji.
Natomiast jeśli dostał od łowcy np. część jednej upolowanej zwierzyny, to pewną rekompensat /zapłatę/ otrzymał i wówczas wartość dodatkowa została podzielona pomiędzy wytwórcą i łowcę.
Może jednak łowca dawał mu część każdej sztuki zwierzyny upolowanej za pomocą tego łuku i wówczas jego zysk w postaci mniejszego wysiłku koniecznego do upolowania większej ilości zwierzyny był mniejszy, ale producenta łuku większy.
Ta zasada przez tysiąclecia nie uległa zmianie.
W dalszym ciągu kapitalista przejmujący na własność produkt końcowy w swoim przedsiębiorstwie, wraz z nim zagarnia wartość dodatkową wytworzoną przez pracowników.
Zwiększanie wydajności pracy dzięki zastosowaniu maszyn, narzędzi itp. przy jednoczesnym pozostawieniu zarobków pracowników na poziomie pozwalającym jedynie na zaspokojenie podstawowych ich potrzeb, to nic innego niż zwiększanie ich wyzysku.
Tutaj należałoby rozważyć jak powinien wyglądać podział dochodu pomiędzy pracownikami, a właścicielami kapitału, ale to prowadziłoby do całkiem nowej dyskusji.
W każdym razie osobiście jestem przeciwny zwiększaniu podatków i oddawanie ich urzędasom do dyspozycji, a zwolennikiem udziału pracowników w podziale zysków i doprowadzenie tym samym do podziału wartości dodatkowej pomiędzy właścicieli środków produkcji, a pracowników.
Dzięki, Bambosz, za te ciekawostki, ale jak brzmi odpowiedź na moje pytanie? ;-)
ale
"W każdym razie osobiście jestem przeciwny zwiększaniu podatków i oddawanie ich urzędasom do dyspozycji, a zwolennikiem udziału pracowników w podziale zysków i doprowadzenie tym samym do podziału wartości dodatkowej pomiędzy właścicieli środków produkcji, a pracowników."
- to już mieliśmy w PRLu. Bogatsze zakłady pracy płaciły pracownikom więcej i większe były premie oraz dodatki. Tego się właśnie boją kapitaliści, by ludzie sobie nie przypomnieli, jak było, stąd ciągłe i powszechne szkalowanie każdego, kto pamięta. W porównaniu z obecnym zamordyzmem można nawet powiedzieć, że w PRLu wszystkie zakłady pracy, choć teoretycznie państwowe, miały bardzo dużą niezależność pod względem wypłacanych premii i innych nagród, a także uposażenia podstawowego. W jednej branży, lecz różnych miastach, zarabiało się podobnie, ale nie tyle samo, co jest niezbitym tego dowodem.
Niespodziewana wizyta Kolegi ze schłodzonym napojem piwopodobnym trochę mnie wybiła z rytmu i w pośpiechu nie przedstawiłem swojego zdania o różnicy pomiędzy wartością dodatkową, a dodaną.
Wg mnie powstały one w innych celach, w innych warunkach, a do określania wysokości płacy nie mają żadnego zastosowania.
Wartość dodana to różnica pomiędzy poniesionymi kosztami na wytworzenie produktu, a ceną za jaki zostanie sprzedany.
Natomiast wartość dodatkowa, to różnica pomiędzy opłaconym czasem pracy robotnika, a nie opłaconym czasem jego pracy.
Jednak jest prawdą Pana stwierdzenie, ze nie sposób ściśle określić ile czasu pracy potrzeba na zarobienie przez pracownika na utrzymanie jego i jego rodziny.
Pomijając ilość członków należących do danej rodziny, to należy pamiętać, że taka sama praca, ale wykonywana w innych warunkach, wymaga zużycia innego czasu pracy na wykonanie jednostki obliczeniowej.
Zatem opieranie wysokości płacy w oparciu o tak nieprecyzyjnie określone kryterium mija się z celem.
Nie można również sugerować się tylko ilością wykonanego produktu, ponieważ na nią mają wpływ inne czynniki jak używana technologia, brak przestojów spowodowanych niedostatkiem materiałów, czy półproduktów, dobrym rozkładem obciążeń poszczególnych stanowisk pracy itp. za którymi kryją się działania innych ludzi, łącznie z przedstawicielami tzw. "czystej nauki" nie mającymi pozornie nic wspólnego z produktem, czy maszynami i narzędziami używanymi do ich wyrobu.
W ZSRR próbowano wprowadzić "dniówki obrachunkowe" mające uwzględniać różnice w czasie potrzebnym do wykonywani różnych prac wymagających różnych umiejętności, ale ze skutkiem, określmy to tak, niezbyt zachęcającym.
W moim przekonaniu ani posługiwanie się wartością dodatkową, ani wartością dodaną, nie jest przydatne do określania wysokości płac ludzi pracy najemnej.
Obecnie, moim zdaniem, pracownikom za pracę się nie płaci. Tzw. pensja jest rekompensatą za zgodę na wykonywanie dla przedsiębiorstwa jakichś czynności uwzględniającą jego kwalifikacje i czas pozostawania w dyspozycji zakładu pracy.
Zapłatą za pracę powinien być udział w podziale zysków przedsiębiorstwa.
Jestem przeciwny różnym premiom, nagrodom itp. narzędziom dzielenia pracowników i wynagradzania za donosy, czy inne formy podlizywania się szefom.
Wszyscy pracownicy, bez względu na opinie o nich, z natury subiektywne, muszą mieć równe szanse na uczciwy zarobek uwzględniający ich wkład w uzyskiwany przez przedsiębiorstwo wynik ekonomiczny.
ile Ty masz lat? Czy może sam donosiłeś by dostawać premię? Wszędzie, w każdym narodzie i każdej grupie ludzi są osoby o różnych cechach charakteru. Popatrz na siebie i będziesz wiedział, że skoro Ty sam nie jesteś idealny, inni też tacy być nie mogą.
Skąd Ci się biorą takie makabryczne fantazje na temat premii i innych gratyfikacji wypłacanych w PRLu?
Gdyby tak było w skali poważnej, kraj w ogóle by się nie rozwijał. A jednak rozwinął się potężnie. Czyli był budowany na poważniejszych podstawach niż sugerowane przez Ciebie donosy i włazidupstwo.
Zobacz sam, ile ataków jest na mnie. Czy interesuje Cię ich powód? Czy nie są one wyrazem włazidupstwa i wirtualnego donoszenia na mnie, bo mam inne zapatrywania od oczekiwanych przez niemiłosiernie panujących w mediach i nie tylko?
Teraz jest o wiele gorzej niż było, bo teraz pracownik jest niczym. Zupełnie niczym a na jego miejsce dybie wielu innych ludzi. Czym w porównaniu z takim faktem jest rzekome donoszenie na kogoś w celu uzyskania premii - jak sugerujesz?
Teraz gdy ktoś na kogoś doniesie, to ofiara leci na zbity pysk z pracy i nikt się nie bawi w żadne wstrzymywanie premii, których i tak nie ma.
Nie chcesz rozumieć? Czy nie możesz zrozumieć? W sumie na jedno wychodzi - poważnie zamazuje Ci prawdziwy obraz tamtych lat i wykrzywia obraz lat obecnych.
Jeżeli masz pracę, sam zastanów się nad swoim postępowaniem. Ile razy w ciągu dnia chylisz głowę? Ile razy w ciągu dnia dyscyplinujesz się do bólu chcąc tą pracę zachować?
I akurat Ty mówisz o włazidupstwie i spolegliwości jako wadach? A co byś zyskał, gdybyś zachował się z godnością, jak na człowieka przystało?
Dlaczego uważasz, że system polityczny to jakaś oddzielona od ludzi chimera? System polityczny - każdy! - to ludzie, wraz z ich charakterami, osobowościami, słabościami i zaletami. System polityczny jest sumą tych cech, jakie posiadają ludzie przynależący do niego.
I choć nieźle Ci wychodzi mowa świąteczna, to jednak wiesz, że w realu mało albo wręcz nic daje się z tego zastosować. Dlaczego? Bo tacy są ludzie! Ty też.
A tyle, co się teraz dziennie szefom napodlizują, to nie było tego za czterdzieści lat PRLu. Przypominam Ci, że pracownik miał prawa, realne prawa. Ludzie byli silni dzięki prawu do pracy i nikt nie musiał się specjalnie czegoś bać.
Szkoda, że powodujesz się emocjami. Już miałam nadzieję, że jako mężczyzna potrafisz myśleć logicznie, a tu takie kwiatki. No szkoda...
to przeszczepy z ustroju kapitalistycznego niepotrzebnie zaśmiecajace socjalizm. Normalne wynagrodzenie za prace ma starczyć na godziwe zycie i utrzymani rodziny, i to jest psi obowiązek zakładu pracy takowe wypłacać. Koniec i kropka.
A nie bawić sie w wielkopańskie "nagradzanie" dodatkami dla tych chłopów co sie bedą zabijać żeby wiecej wyprodukować.
W PRLu przepracowałem ponad 20 lat i wiem jak było.
Ani IPN, ani obrońcy PRL nie wcisną mi innego jego obrazu, niż ten przeze mnie zapamiętany.
Początkowo miałem wpływ na udzielanie premii, nagród i innych uznaniowych części wynagrodzenia, ale ze względu na ciągle zglaszane przeze mnie zastrzeżenia, zostałem od tych decyzji odsunięty.
Przyjąłem to z ulgą.
Mieszkam w Łasku, gdzie rok temu sprywatyzowano szpital i wiem dlaczego jednych, dobrych pracowników, zwolniono, a niektórzy pracują,
I jest powszechną tajemnicą w jaki sposób niektóre miernoty pozostały pracownikami.
Bo ludzkość swoją mentalność zmieniają bardzo, ale to baaaaaaaaaardzo wolno.
Siłą ludzi w PRL-u była właśnie pewność pracy, chleba i dachu nad głową. Ich słabością w III RP jest niepewność posiadania tych wartość a przede wszystkim groźba całkowitej ich utraty. PRL mogła sobie na takie luksusy pozwalać, bo nie zawłaszczała wartości dodatkowej. III RP pozwolić sobie na to nie może, bo musi dojarzom to umożliwiać. Dobrze, że przywracamy temu pojęciu marksowskie znaczenia a jeszcze lepiej, że przywracamy naszej świadomości istnienie klasy robotniczej. Ułatwi nam to rozumienie procesów, w których codziennie uczestniczymy. Dlatego autorzy tekstu, który komentujemy, zasługują niewątpliwie na nasze uznanie.
... istnieje?" - pisze pan Cetes.
*
Chyba nie do końca zrozumiał Pan co mam na myśli.
Pojęcie "wartość dodatkowa" jest nierozerwalnie związane z marksizmem i nikt inny takiego pojęcia nie stosuje, co nie oznacza, że nie istnieje w gospodarce zjawisko zwiększenia się w procesie produkcji kapitału początkowego.
Jeśli piszę, że nie istnieje wartość dodatkowa, to w tym sensie, że kwestionuję odnoszącą się do niej definicję
zamieszczoną przez Marksa w Kapitale, jako kwoty nieopłaconej przez kapitalistę pracy robotniczej, i przez niego zawłaszczonej.
Tak zdefiniowana "wartość dodatkowa" nie istnieje, bo teza o nieopłaconej przez kapitalistę części płacy robotniczej jest nieprawdziwa - kapitalista płaci robotnikowi tyle, za ile mógłby wynająć do pracy innego robotnika wg. zasady podaży i popytu.
Pisałem już o tym w poprzednim wpisie.
W tak zdefiniowanej stawce za pracę nie ma możliwości , by kapitalista nie zapłacił robotnikowi jakiejś części wypracowanej przez niego wartości, bo wynajmując jego czas, wynajmuje i płaci za pełną dniówkę.
W związku z tym nie ma wyzysku pracy i doktryna Marksa staje się bezwartościowym badziewiem.
Bezwartościowym ale groźnym, bo tłumacząc robotnikowi, że kapitalista zatrudniając go pozbawia go części wypracowanej wartości i zawłaszcza ją, czyni z niego wroga klasowego, którego należy zniszczyć, co wyzwoli rzekomo robotnika od wyzysku.
To jest beznadziejnie głupie twierdzenie, bo dzięki kapitałowi w rękach kapitalisty, ma robotnik pracę i źródło utrzymania, a większość społeczeństw, w porównaniu do XIX wieku, niewyobrażalnie się wzbogaciła.
Jest głupie ale groźne, bo konfliktuje społeczeństwo, i w
skrajnym wypadku prowadzi do krwawej rozprawy z "wyzyskiwaczami".
Jednak nadwyżka kapitału końcowego po procesie produkcyjnym
jest całkowicie realna ( nazywa się ją zyskiem, procentem od kapitału czy rentą) - kapitalista rzeczywiście w tym procesie produkcyjnym powiększa swój kapitał, jednak ŹRÓDŁO, tej nadwyżki jest inne niż to wskazał Marks.
Jej prawdziwym źródłem jest synergiczna wartość powstała w wyniku współdziałania różnych czynników zaangażowanych w produkcję w wyniku czego, końcowy efekt finansowy jest większy niż sumaryczny koszt poniesiony przez kapitalistę na płace i materiały - czyli ZYSK.
Definicja synergizmu jest taka: współdziałanie różnych czynników, skuteczniejsze niż suma ich oddzielnych działań.
W czasach Marksa nikt o takim zjawisku nie wiedział i szukając przyczyn powiększenia się kapitału, doszedł on do wniosku, że jedynym jego źródłem może być okradanie robotnika. Żeby to udowodnić wymyślił jakąś hipotetyczną "wartość pracy na pokrycie własnych potrzeb", ustalając ją na podstawie wziętych z sufitu danych liczbowych poniżej poziomu wynagrodzenia robotniczego, i w ten sposób wymyślił źródło powstania "wartości dodatkowej" i całą filozoficzną podstawę swojej nauki.
Kwestionując ten, drobny wydawałoby się, szczegół jego myśli, kwestionuje się zasadność całego marksizmu i odsyła go na półkę z innymi socjalizmami utopijnymi.
A jest na to czas najwyższy, bo bez tego, ruch lewicowy nie wyjdzie z impasu, a rozzuchwaleni bezkarnością kapitaliści, zamiast stymulować rozwój gospodarczy świata, wykorzystują kapitał do spekulacji, której nieudane skutki ponosi głównie świat pracy.
Prywatna własność przedsiębiorstw sprawia, że szeregowy pracownik, zmuszony jest w zamian za wynagrodzenie wynajmować się u ich właścicieli. Wynagrodzenie, które otrzymuje za swoją pracę, uosabiać ma mu jej wartość. Silna konkurencja na rynku pracy sprawia zaś, że wynagrodzenie to staje się stosunkowo jak najniższe. Często wystarcza jedynie na pokrycie minimum kosztów utrzymania, lub jest tak niskie jak pozwalają na to ustawy. Właściciel przedsiębiorstwa jednak za efekty tej pracy otrzymuje wyższą cenę. Ta różnica, między wynagrodzeniem za pracę, które otrzymał pracownik a wartością efektów tej pracy stanowi wartość dodatkową. W ustroju kapitalistycznym wartość dodatkowa jest zawłaszczana przez właściciela przedsiębiorstwa jako jego zysk.
Właściciel przedsiębiorstwa, albo jego części, czyli np. udziału w spółce lub akcji, część wartości dodatkowej przeznacza na konsumpcję. Osiąga dochody znacznie wyższe niż pracownicy, chociaż nie uzasadnia tego w żaden sposób jego nakład pracy. Jest to szczególnie widoczne w przypadku dużych spółek kapitałowych, których właściciele nie wykonując nawet żadnej pracy organizacyjnej, osiągają wysokie dochody w postaci dywidendy. Ta część zysku, która jest inwestowana w rozwój firmy także przysparza korzyści tylko właścicielom. Mogą dzięki temu powiększać swój dochód w przyszłości lub utrzymywać go, jeśli inwestycje są niezbędne dla zapewnienia konkurencyjności. Wartość dodatkowa pomniejsza dochód pracowników i staje się instrumentem ich wyzysku.
http://kompol.org/dokum/Program_KPP.pdf
Oprócz pracowników kapitalistycznemu wyzyskowi podlegają także chłopi. Chociaż są oni drobnymi właścicielami środków produkcji, to jednak ich sytuacja zwykle jest podobna do robotników. Nie czerpią oni bowiem zysków z posiadania własności, lecz uzyskują dochody z własnej pracy. Praca ta jest wykorzystywana przez właścicieli przedsiębiorstw, którzy podobnie jak w przypadku pracowników tanio skupują płody rolne od chłopów, a następnie uzyskują wartość dodatkową z ich sprzedaży po przetworzeniu.
Sam przyznajesz, że ten twój synergiczny zysk z kapitalistami sobie nie radzi, natomiast nie przeczysz, że marksowska wartość dodatkowa sobie z nimi poradzi. Nie odstawiałbym więc Marksa na półkę, jeżeli chciałbym zlikwidować wyzysk człowieka, czyli robotnika, przez człowieka, czyli kapitalistę, tak jak radzisz, chyba że ci ten wyzysk nie przeszkadza. I w istocie to drugie jest twoją właściwością jak całej socjaldemokracji.
Mylą się całkowicie.
Poświęcili połowę swego artykułu na wyjaśnienie różnicy między "wartością dodatkową" a "wartością dodaną" i wydaje im się, że coś nowego wnieśli do zrozumienia procesów ekonomicznych.
To jest jakieś generalne niezrozumienie problemu.
"Wartość dodana" jest pojęciem technicznym, służącym
do ustalenia wysokości podatku od towaru i usług czyli tzw.VAT.
Co to ma wspólnego z marksizmem?
Jedynie podobną nazwę i to chyba skłoniło ppBB do napisania tego artykułu.
Więc co się przebiło do świadomości ? wyzysk robotnika
w procesie produkcji ? - wszak od stu lat specjaliści od marksizmu wciskają w głowę klasie robotniczej, że są przedmiotem wyzysku i żeby to przerwać trzeba zlikwidować kapitalizm. To jest przecież główna teza propagandowa marksistów i chyba tylko jakiś ostatni jełop o niej nie słyszał.
A co ppBB proponują w zamian na miejsce kapitalizmu ?
Jakoś nie słychać!
W tzw. krajach socjalistycznych próbowano zastąpić kapitalizm system nakazowo-rozdzielczym. Ta metoda polegała na tym, że oderwano od procesu produkcyjnego koszty, wrzucając je do do budżetu i na tym dopiero poziomie próbując zbilansować gospodarkę.
Zakończył się ten eksperyment totalną klęską.
A nic innego marksiści nie wymyślili jak dotąd.
Więc jaki mają sukces ppBB, twierdząc, że coś się przebiło do świadomości ?
Proszę o odpowiedź, bo w przeciwnym wypadku ogłoszę ich za oszustów działających w złej wierze i z zamiarem namieszania robotnikom w głowach!
jeżeli kapitalista, to wie on bardzo dobrze, ile chce i może wycisnąć z robotnika - praktycznego nabywcy wytwarzanych towarów.
Czy może towar wytworzony przez robotnika przeznaczony jest wyłącznie dla kapitalisty? No przecież nie!
Kapitalista nie kupuje nic produkowanego taśmowo, u niego, czyli badziewia. Kapitalista zamawia sobie na miarę potrzeb artykuły luksusowe i rzemieślnika. Kapitalista ma fabrykę, by ta produkowała rękami robotników na potrzeby robotników.
I to kapitalista dyktuje cenę - w porozumieniu z innymi kapitalistami, choć ludziom wmawiane są bajki o braku porozumienia między kapitalistami w kwestiach ceny.
Jak widzimy obecnie gołym okiem, wieka firma dzielona jest na małe podfiremki, te na jeszcze mniejsze córki córek i gawiedź ma rozumieć to jako przykład konkurencji na rynku. Czysta bzdura!
Właściciel tego całego majdanu jest jeden, choć udaje, że występuje w kilku postaciach. Tak było od zawsze i zmieniane bywają jedynie nazwy, ale nie właściciele. Ci prawdziwi. Podstawianych bywa parę osób, które firmując nazwiskami kapitalistyczne przekręty rynkowe dostają większe ochłapy z pańskich stołów - co ich w ich mniemaniu ogromnie nobilituje - ale faktyczni właściciele są niewidoczni choć obecni.
Robotnik jest tylko trybikiem w tej maszynerii, rozkręconej w celu zwiększania zasięgu władzy poszczególnych rekinów kapitałowych w sytuacji, gdy mają oni ochotę na trochę zabawy żywym towarem. Ot, coś jak żywe, ludzkie szachy acz na większą skalę.
Jak do tej pory, to żadna wojna - chciało by się rzec: nawet - nie zaszkodziła bogaczom, a przeciwnie. Czyżby była to jedna z form selekcji ludzkiego materiału? Jak świat światem, jeszcze ani razu żaden biedak żadnej wojny nie wywołał. Cóż za dziwny przypadek!
Może istotą biedaków jest, że oni żadnej wojny wywoływać nie chcą, a może zwyczajnie nie mają jak jej wywołać? Walczyć w niej wszakże mają prawo, a nawet za wielce honorowy uważany jest fakt padnięcia trupem na tzw. polu walki.
I któżesz się temu z daleka przygląda, ach któż? Zwykle ci, którzy tą wojnę sfinansowali. Nie tylko zabawę żywym, ludzkim materiałem mają dostarczoną, ale także mogą się - dla żartu! - chwycić za finansowe bary i posiłować, kto mocniejszy w zwiększeniu na wojnie fortuny.
A robotnik? Robotnik cieszy się, że dostał medal za odwagę, albo szanowna rodzina denata chodzi dumna na grób i podzwania pośmiertnymi odznaczeniami.
Rozróżnić wszakże należy napadających od napadanych. Napadani mają prawo i powinni się bronić, dawać medale za odwagę i dzwonić pośmiertnie medalami na grobach padłych w boju żołnierzy.
Za co jednakże rozdają medale napadający? no za co? a no właśnie za to, co pomnaża majątki kapitalistów robiących wojenki.
Z powodów praktycznych zrównano napadających z napadanymi. Szczególnie mocno odciska/dociska się taki właśnie sposób rozumowania na zmąconych umysłach Polaków, przy pomocy przymusowych przyjaciół zza stawu atlantyckiego, czy też kogoś, kto tam zamieszkuje i kto widzi w tym następną możliwość posłużenia się polską krwią do pomnażania - bo jakby i inaczej? - kapitalistycznego kapitału. A tak!
Rzecz w tym, że marksiści nie poradzili sobie likwidując w krajach socjalistycznych kapitalizm i wprowadzając system nakazowo -rozdzielczy.
Produkcja została oderwana od kosztów, co spowodowało, że nikt nie wiedział jaki jest całościowy koszt inwestycji i czy się (na poziomie budżetu centralnego), bilansuje.
To, po wielu latach, doprowadziło do poważnych napięć w gospodarce owocujących aktywnością antysocjalistyczną.
Takim przykładem jest u nas Solidarność, wyrosła na niezadowoleniu mas pracujących, mimo, że władze bardzo starały się zaspokoić ich potrzeby.
Wyrazem tej postawy był okres władzy Gierka, kiedy to za POŻYCZONE od kapitalistów pieniądze próbowano wyprodukować taką ilość dóbr, by zadowolić społeczeństwo. Załamanie tych wysiłków doprowadziło do powstania Solidarności i w konsekwencji zagrożenie bytu państwowego.
A wszystko przez nadmierną ufność w marksizm, który przekonał komunistycznych działaczy, że można z powodzeniem rozwijać gospodarkę nie oglądając się na żelazne prawa ekonomiczne, które nie pozwalają na to, by zysk firmy był większy niż
synergiczny wzrost kapitału zainwestowanego w produkcję.
Marksiści nie zrozumieli, że musi on zmieścić się w tych granicach, gdyż każde odstępstwo w górę czy dół, prowadzi do upadku firmy ( do czego Państwo nie mogło doprowadzić finansując z budżetu straty).
W rezultacie upadł cały system.
Bajesz, podobnie jak ta twoja burżuazyjna ekonomia. Bo kiedy w tym synergizmie pominiesz materiały, to zostanie tylko praca. Powinieneś zaś to uczynić, ponieważ materiały stały się sobą dopiero po wyodrębnieniu ich z przyrody i po dostosowaniu pracą ludzką do potrzeb człowieka. Wcześniej były tylko częściami przyrody w więc odpowiednio wody, powietrza, ziemi, które przecież nie są przedmiotami obrotu. Co ci zatem zostało? Praca a z niej wartość dodatkowa, której nie cierpisz, bo doskonale obnaża złodziejską istotę kapitalizmu. Myślę zatem, że na półkę odłożyć trzeba twój synergizm a nie marksowską dialektykę.
Widzę, że jednak nie zrozumiał Pan mojego punktu widzenia.
Wyraźnie napisałem, że, moim zdaniem, ani wartość dodatkowa, ani wartość dodana nie jest przydatna do obliczania płacy pracowników.
Zgadzam się również z Pana twierdzeniem, że synergia różnych elementów przyczynia się do powstania nadwyżki wartości produktu nad wartością wszystkich czynników zużytych w procesie produkcji. Płacy pracownika też.
Nie ulega wątpliwościom, że w związku z postępem naukowo-technologicznym, co przełożyło się na bardzo znaczne zwiększenie wydajności pracy i możliwość znacznego zwiększenia produkcji w każdym sektorze gospodarki, ta produkcja w istocie rzeczy nie wzrasta. Wzrasta jej wartość wyrażona w pieniądzu, lecz jest to w znacznej mierze efekt wzrostu poziomu cen wywołany inflacją, czyli emisją pieniędzy nie mających pokrycia w nowo dostępnych na rynku towarach/usługach.
Współczesna gospodarka nie jest nastawiona na zaspokojenie potrzeb całego społeczeństwa, lecz na produkowanie jedynie na potrzeby maksimum 1% jego członków. Tych najbogatszych.
Reszta produkcji ma zaspakajać potrzeby tylko tych niezbędnych do obsługi najbogatszych. Kropka.
Reszta społeczeństwa ma ZDECHNĄĆ! No! może jeszcze trochę będzie wegetować gdzieś tam na uboczu jako "rezerwowa armia pracy", by mogła być straszakiem dla buntujących się pracowników. Niby wolnych- niewolników.
I tego Pan i cała socjaldemokracja, nie potraficie zrozumieć.
Nie jestem fanem państwa BB, ale to, że wywołali temat jest ich niewątpliwą zasługą .
Bowiem od tzw. transformacji minęło ponad 20 lat, a nie przeprowadzono żadnych analiz przyczyn upadku "socjalizmu".
Stwierdzenie, że ekonomia była postawiona "na głowie", czy "nastąpiła degeneracja", nic nie wyjaśniają.
Ta niby "postawiona z głowy na nogi" ekonomia doprowadziła do nieznanego w dotychczasowej historii ludzkości podziału na liczącą najwyżej kilkadziesiąt tysięcy ludzi grupę superbogaczy, kilku milionów żyjących bardzo dobrze, kilkudziesięciu milionów jako tako wegetujących służących najbogatszych i prawie 6 miliardową grupę skazanych na "utylizację".
Wszystko zgodnie z poglądem Vilfredo Pareto, który uważał, że nie warto produkować dla 80% ludzi, bo to zużywa tylko ograniczone zasoby Ziemi.
To jedna wersja, gdyż druga zakłada istnienie "narodu wybranego", na który mają pracować ci do niego nie należący.
Najprawdopodobniej obie wersje się nawzajem przenikają.
Ale to co napisałem powyżej to odejście od zasadniczego tematu, a mianowicie płacy ludzi pracy najemnej.
Jak wykazałem w jednym z wyżej zamieszczonych komentarzu, wyższe płace pracowników wcale nie skutkują popadnięciem właścicieli środków produkcji w biedę.
Rozwój na tzw. Zachodu po II WŚ wyraźnie to wykazał.
I jakoś nie przeszkadzało to ówczesnym rządom w utrzymywaniu ogromnych wydatków zbrojeniowych i w stworzeniu "państw dobrobytu".
Zastanówmy się teraz nad tak skwapliwie przyjętym przez kapitalistów za swój poglądem K. Marksa, że pracownik sprzedaje swoją siłę roboczą, a kapitalista ma prawo ją wykorzystywać dowolnie.
Czy pracownikowi płaci się za jego pracę? Nie!
On dostaje rekompensatę jedynie za zgodę na wykonanie dla kapitalisty określonych czynności, w czasie i miejscu wskazanym przez kapitalistę.
Ta rekompensata zwana zapłatą uwzględnia w pewnym stopniu kwalifikacje pracownika i ich ewentualną unikatowość.
zapłatą dla pracownika powinien być udział w podziale zysku przedsiębiorstwa.
Ponieważ nie sposób określić precyzyjnie ile w tym zysku jest udziału kapitału/ notabene: będącego efektem pracy/, a ile jest zasługą pracowników, zarówno kapitaliści, jak i pracownicy powinni mieć udział w 50% zysku do podziału.
Oczywiście mogą być pracownicy mający udział w kapitale przedsiębiorstwa i oni powinni otrzymywać część należną im jako pracownikowi i część należną mu jako współwłaścicielowi.
Staczanie się z równi pochyłej, na jakiej znajduje się Polska wraz z resztą krajów świata, w przepaść nędzy i zagłady, może zatrzymać ludzkość jedynie gruntowna zmiana obecnej polityki gospodarczej, której zasady ukształtowały się w czasie od ustanowienia własności prywatnej ziemi /darów natury/, poprzez niewolnictwo, gdzie wprowadzono zasadę nie płacenia za pracę, lecz jedynie zapewnienie pracownikom środków na odnowę siły do pracy, aż do czasów współczesnych, gdzie uzyskanie niewiarygodnych wręcz zdolności produkcyjnych doprowadziło do otwartego lansowania poglądu, że "do obsługi obecnej gospodarki światowej potrzeba jedynie 20% obecnej populacji ludzi".
Czemu nie stwierdza się, że "dla zapewnienia całej ludzkości godnych warunków życia należy powiększyć gospodarkę 5. krotnie"?
Wyobraź sobie, pantaraku, że za powyższą publikacją pójdzie wkrótce programowa propozycja. Rozumiemy, że nie możesz się jej już doczekać.
Ten artykuł to coś więcej niż cięcie epistemologiczne - to "doskonała analiza i..sztych w samo serce" (Xyan).
Nie zasłonisz zbiorowego adresata własną piersią.
...już doczekać." - znowu przechwalają się ppBB .
*
Rzeczywiście, nie mogę, ale pewnie się nie doczekam, bo skoro Autorzy zwracają się do mnie "pantarak", to znaczy, że i w przyszłości nie będą mieli nic ważnego do powiedzenia i pod agresywnym językiem pragną to ukryć.
przecież jest to zależne wyłącznie od tego, kto jakie cele sobie stawia, co jest dla kogo "postępem" i "rozwojem". Jeżeli przez moją działkę rolną ktoś zechce przeciągnąć "nowoczesną autoSradę" nie będzie to dla mnie w żadnej mierze ani rozwojem, ani tym bardziej postępem.
Jak widać, wciąż istnieje tendencja do rozciągania własnych pomysłów na "postęp" i "rozwój" na innych ludzi, bez pytania ich o to, czy oni są zgodni do do interpretacji tych słów oraz czy wyrażają zgodę na wprowadzanie tegoż "postępu" i "rozwoju" także u siebie.
Wydumane uszczęśliwianie wszystkich według własnej, jednostkowej modły jest tyranią i nie ma znaczenia, pod jaką przykrywką jest ona przemycana.
Weźmy pod rozważania np. taką "partię" jak "zieloni". Cóż to jest za stwór? Oceniając ją według faktów DOKONANYCH wygląda to tak, jakby z brunatnego pnia przejść nieco wyżej w koronę drzew. Bowiem cóż to ludzkość "zawdzięcza" "zielonym"?
Ludzkość "zielonym" zawdzięcza to, że ze szczytów Ewolucji, na jakich umieścił człowieka Stwórca, ludzie zostali zepchnięci w rejony, w jakich mogą być wyłącznie niewolnikami reszty świata ożywionego.
To właśnie "zieloni" przyczynili się do rozpowszechnienia poglądu, iż człowiek jest na Ziemi praktycznie zbędny, a co najmniej jest przeszkodą dla drzewek, ptaszków i ślimaczków! Zupełne odwrócenie wartości i mało kto zdaje sobie z tego sprawę. Człowiek stał się praktycznie zwierzyną łowną, pozbawioną elementarnych praw, które "zieloni" zręcznie scedowali na zwierzęta a nawet rośliny.
Można więc w myśl zasad propagowanych przez "zielonych" płakać za ściętym drzewkiem, ale jednocześnie można przejść obojętnie obok głodnego czy biednego człowieka. Jest to bardzo pokrętne działanie mające na celu zaszczucie ludzkości,wpędzenie ludzkości w poczucie winy za wszystko, a głównie za to, że ludzie zmuszeni są przyjmować pokarm, by żyć.
W tym miejscu wypada zapytać, kim są ludzie wydający "zielonym" polecenia? "zielonym" jedzącym wyłącznie białko w formie fasoli i uzupełniających jadłospis w najlepszym razie kapustą i szczypiorkiem? Otóż, rozkazodawcy "zielonych" obżerają się wręcz mięsem. Wniosek ten wynika z prostego zrozumienia fizjologii, jako że człowiek roślinożerny nie ma w sobie właściwości przywódczych, a jeżeli je miał, to je zatraca i staje się uległym wypełniaczem rozkazów mięsożerców.
Tu robię miejsce dla idiotów, żeby mogli się pośmiać.
"Zieloni" przyglądają się, jak likwidowane są połączenia kolejowe - będące jedną z najbardziej ekologicznych form komunikacji społecznej. "Zieloni" przyglądają się, jak niszczeją grunty orne zapaskudzane GMO, rujnowane szczelinowaniem, nie przeszkadzają im chemitrajlsy wypalające dziury w liściach drzew i powodujące opadanie zawiązków owoców. Nie przeszkadzają im dopłaty do "plantacji" czy to dziwacznych sadów czy orzechów, będące ogromnymi połaciami niegdysiejszej ziemi ornej zamienianej ciągłym wykaszaniem niskim trawy w pustynię poprzetykaną patykami mającymi udawać drzewka.
"Zieloni" przeforsowali ustawę, żeby psy zamykać w kojcach 2x2m, co daje psu 4m2 powierzchni do życia szczując na ludzi trzymających psy na łańcuchach, w sytuacji gdy pies na 4m łańcuchu ma powierzchnię do życia 50m2, czyli standardowego mieszkania M3!
To "zieloni" spowodowali, że ludzie nie chcą brać psów ze schroniska, bo najpierw muszą niemal się wyspowiadać przed właścicielem schroniska, by potem udowadniać i przekonywać, że nie są sadystami chcącymi wyłącznie nad zwierzęciem się znęcać, a następnie podpisawszy cyrograf czyniący z biorącego psa ze schroniska niemal przestępcę ściganego surowym wzrokiem "prawa zwierząt" zgodzić się, że pies ten może im być w każdej chwili zabrany z jakiegokolwiek powodu. CZY TO BYŁO ZROBIONE W INTERESIE ZWIERZĄT? NA PEWNO NIE!!!
Ludzie nie są bardziej bestialscy teraz niż byli kiedyś, a jakoś maltretowania zwierząt nie było na każdym kroku i one doskonale przeżyły.
W czyim interesie zrobili "zieloni" z normalnych, kochających zwierzęta ludzi osoby chcące zwierzętom wyłącznie szkodzić?
Jak można uznać, że właściciel schroniska - PRZEPEŁNIONEGO SCHRONISKA - bardziej kocha zwierzęta niż ktoś, kto ma psa w domu, pies ten należy do stada jakie stanowi rodzina człowieka, ma swoje miejsce, jedzenie i jest zwyczajnie kochany?
Czy ktoś widział te biedne kreatury w schroniskach, gdzie w jednym kojcu jest kilka psów, z których każdy wyje i szczeka z frustracji, gdzie już po jednym dniu psy te biegają we własnych odchodach po kostki? Gdzie karmi się je śmierdzącą, suchą karmą zalewaną wodą?
To wszystko zostało zrobione z inicjatywy i pod naciskiem "zielonych".
Następną formą obłędu jest wybijanie przez "zielonych" szyb w samochodach obcych ludzi, bo rzekomo psu w środku jest za gorąco. Jeżeli ktoś ma psa, zajmuje się nim 365 dni w roku bez wyjątku, jeździ z nim do weterynarza, chodzi na spacery, żywi, szczotkuje i kąpie oraz usuwa kleszcze, to przecież jest niedorzeczne twierdzić, że ktoś taki specjalnie zostawi psa w upał w samochodzie żeby pies się męczył!
Poza tym ktoś, kto psa nie lubi, nie będzie sobie niszczył samochodu wożąc go ze sobą!! Na jakiej więc podstawie przypadkowe osoby wybijają szyby i zaszczuwają ludzi? TO JEST OBŁĘD ZASZCZEPIONY W LUDZIACH PRZEZ OBŁĄKANYCH "ZIELONYCH".
Nie zawsze człowiek może postępować optymalnie, lecz często zmuszony jest dostosować się do występującej sytuacji.
Wyobraźmy sobie, że wielki i prawdziwy miłośnik zwierząt ma psa w samochodzie, był z nim w lesie na spacerze albo nad jeziorem popływać. I wraca do domu, ale chce wykorzystać okazję i kupić coś szybko po drodze do jedzenia. I zostawia psa w samochodzie, bo do sklepu z psami wchodzić nie wolno - i słusznie. I jest ładna pogoda, bo przecież nikt nie chodzi pływać czy spacerować wyłącznie w złą pogodę tylko dlatego, że ma psa.
I na taki moment trafia "zielony" obłąkaniec, wybija szybę w samochodzie i chce "ratować" psa. Czym to skutkuje? właściciel albo zostaje psa pozbawiony - "zieloni" w dupie mają jego uczucia i przywiązanie do swego psa!!! - albo płaci 500zł mandatu i na przyszłość zostawia psa w domu, nie zajmuje się nim nadmiernie i czeka, by ten zdechł i wyzwolił go z obowiązków i wynikających z tego niebezpieczeństw dla portfela i także osobistych przykrości. Czy to jest mądre postępowanie?
Przecież na ludzi szczute są "zielone" bojówki, z tym, że nie ma polowania "na innowierców" jak niegdyś, a na właścicieli zwierząt domowych i nie tylko.
Co może wiedzieć o psie ktoś, kto sam nigdy psa nie miał i nie ma? Nie może wiedzieć nic! No bo i jak? I tacy właśnie chcą ludzi dyscyplinować i pouczać.
Jeszcze gorzej byłoby w opisanym powyżej przypadku, gdyby właściciel psa musiał nagle iść za potrzebą i szybko pobiegł do toalety w supermarkecie.
Tych nadgorliwych, a najlepiej wszystkich "zielonych" należy zamknąć w wariatkowie, to wtedy reszta ludzkości zostanie uwolniona od bandy obłąkańców zaszczuwających ludzkość.
Czym innym jest pomaganie zwierzętom i ratowanie ich przed rzeczywistymi niebezpieczeństwami, czym innym zaszczuwanie profilaktyczne niewinnych ludzi.
Tylko czekać, gdy jakiś zdrowy i normalny pies zagryzie takiego "zielonego" obłąkańca w momencie, gdy ten wybije szybę w obcym samochodzie. Takiego idioty nie będzie mi żal.
Nasz pies, który jest dogiem południowoafrykańskim, dobrowolnie w upał wchodzi do szklarni, gdzie powietrze niemal się gotuje, kładzie się na ziemi rozciągnięty swobodnie i po krótszym lub dłuższym czasie w zależności od potrzeby wychodzi i kładzie się w cieniu dla ochłody. My, ludzie, w upał staramy się w ogóle do szklarni nie wchodzić, bo pot zalewa nas natychmiast. Nasz pies natomiast praktykuje to regularnie. I wygląda zdrowo i jest nawet ładny. Czy mam obowiązek tłumaczyć się z tego jakiemuś obłąkanemu "zielonemu"? Czy może ma to mu wytłumaczyć sam nasz pies? Najlepiej by ten obłąkaniec "zielony" zrozumiał, gdyby nasz pies wytłumaczył mu to zębami, bo on nie lubi obcych na swoim terenie.
Kwestię "zielonych" analizowaliśmy niedawno w kręgu znajomych i niektórzy doszli do wniosku, do czego i ja się skłaniam, że partia "zielonych" ma znamiona partii faszystowskiej, a za ideologię służy im pozorna ochrona zwierząt. Za cel zaś mają zredukowanie populacji ludzi na Ziemi i podporządkowanie ludzi restrykcyjnym ustawom dającym większe prawa zwierzętom niż ludziom, a jednocześnie pozbawiającym ludzi należnych im praw.
Czyli jest to zupełne odwrócenie Planu Stwórcy, który ustawił człowieka na szczycie Ewolucji i dla niego stworzył całą resztę; po to by człowiek mógł w Ewolucji uczestniczyć i się rozwijać.
Bioróżnorodność i to pod każdą szerokością geograficzną miała za zadanie umożliwienie przeżycia człowieka w każdych warunkach klimatycznych. To zostało wypaczone przez pomysłodawców utworzenia "partii zielonych" a z naiwnych i wrażliwych ludzi uczyniło bojówki zwalczające ludzkość.
Nigdzie nie napisałem, że obecny system społeczno-ekonomiczny jest dobry - wręcz przeciwnie, ale nie daję wiary marksistom, że mają jakiś program uzdrawiający obecne patologie.
I dlatego namawiam do postawienia krzyżyka na marksizmie, sprowadzającym się w istocie do walki z kapitalistami i wypracowanie nowej spójnej społeczno-ekonomicznej doktryny pomijającej w swej treści taki aspekt jak walka klas.
Ma Pan racje - problem polega na dzieleniu wypracowanego przez kapitalistę zysku i parlamentarnej kontroli nad jego wykorzystaniem, bo jak wiadomo nóż może być narzędziem zadawania śmierci ale jednocześnie służy do krojenia chleba i tylko dlatego, że ktoś używa go do zabójstwa, nie będziemy przecież pozbywać się noży!
Tak samo jest z kapitałem, który wraz z zyskiem jest narzędziem rozwoju ale może być wykorzystany do zniewolenia jednych przez drugich. Więc wprowadźmy parlamentarną kontrolę przepływów kapitału( poprzez powołane do tego instytucje) a nie zabijajmy kapitalistów!
Piszesz, że socjalizm upadł, bo nie zaspakajał ludzkich potrzeb. A kapitalizm je zaspakaja? Przecież nawet takich celów sobie nie stawia. Woli wszak marnować na gigantyczną skalę nasze wspólne zasoby przeznaczając je na zaspakajanie próżności nielicznych, skazując miliony na bezrobocie, głód i bezdomność. A ty te barbarzyńskie wynaturzenia jeszcze usprawiedliwiasz współdziałaniami różnych czynników jakby to umniejszało cierpienia tych milionów. No cóż, widać, że jednak z humanizmem jesteś na bakier. I to wystarczy, by wypiąć się na twoje synergizmy. Bo rezultaty się liczą a nie takie czy inne słowa. Socjalizm jednak pracę, chleb i dach nad głową zapewniał każdemu. Kapitalizm tego nie czyni. I już tylko z tej przyczyny jego miejsce powinno być na śmietniku, nawet nie na półce!
(suplement do artykułu "Zaślepienie teoretyczne")
O różnicy pomiędzy wartością dodatkową a dodaną pozwólmy wypowiedzieć się cetesowi (w dialogu z tarakiem):
"Wg mnie powstały one w innych celach, w innych warunkach, a do określania wysokości płacy nie mają żadnego zastosowania.
Wartość dodana to różnica pomiędzy poniesionymi kosztami na wytworzenie produktu, a ceną za jaki zostanie sprzedany. Natomiast wartość dodatkowa, to różnica pomiędzy opłaconym czasem pracy robotnika a nie opłaconym czasem jego pracy.
Jednak jest prawdą Pana stwierdzenie, że nie sposób ściśle określić, ile czasu pracy potrzeba na zarobienie przez pracownika na utrzymanie jego i jego rodziny."
Co prawda, to prawda. Ale spójrzmy na to z innej strony: wartość dodatkowa to to, co pozostaje po odjęciu kosztów kapitału stałego oraz kosztu płacy roboczej (kapitału zmiennego) od ceny towaru. Wydaje się jasne i oczywiste, że skoro najpierw opłaca się środki produkcji (w tym siłę roboczą), to wartość dodatkowa (zysk kapitalisty) okazuje się wypadkową, czyli tym, co biedakowi pozostało potem, jak inni kapitaliści oraz rozbuchana roszczeniowo klasa robotnicza wyrwą z jego, biedaczka, krwawicy.
Ale rzeczywistość nie jest tak prosta, jak umysłowość socjaldemokraty - świadomego czy nieświadomego.
Kapitalista przystępuje do biznesu z oczekiwaniem, że jego zysk wyniesie "godziwą" wysokość, tj, co najmniej przeciętną w danej gałęzi produkcji. Czyli, to raczej koszty kapitału stałego oraz stopa zysku (stopa wyzysku) są zaplanowane, zaś jako wypadkowa pozostaje już tylko wysokość płacy roboczej.
Tak więc, w tym sensie, myli się cetes twierdząc, że wartość dodatkowa nie wpływa na określenie wysokości płacy roboczej. Marks właśnie pokazał to, że jak najbardziej wpływa, a my tutaj tylko przytoczyliśmy fragment jego rozumowania.
Tarak nie czyta Marksa z założenia, ale skoro cetes dowodzi swoimi wpisami, że czyta Marksa, ba, nawet Lenina, to powinien zwrócić uwagę na te elementy wywodów Marksa. Koncepcja Marksa ma charakter całości bardzo spójnej i piętrowo złożonej, a każde zdanie "Kapitału" to - wbrew pozorom - nie opis a la Orzeszkowa w "Nad Niemnem", gdzie można pominąć opisy przyrody bez szkody dla fabuły, ale nagłówki, za którymi kryją się lata przemyśleń i cała historia dialektyki. Czytanie "Kapitału" to nieustanny dialog z jego autorem, w trakcie którego otrzymujemy odpowiedzi, o ile tylko potrafimy postawić pytanie.
Tak więc, wracając do naszego wywodu, stopa wartości dodatkowej określa poziom płacy roboczej w społeczeństwie. Kapitalista nie ruszy małym palcem, jeśli nie ma nadziei na otrzymanie tzw. stopy zwrotu od wyłożonego kapitału. Od czego jest uzależnione oczekiwanie kapitalisty? To oczekiwanie, to jest jego żądanie życia na poziomie, który umożliwia mu rozwój cywilizacyjny społeczeństwa burżuazyjnego. Wyobrażenie o tym, jaki poziom życia jest "godny" biznesmena, jest uwarunkowane wychowaniem w klasowym obrazie świata. Polega to na tym, że oczywiste i nie podlegające wątpliwości jest to, że jedni żyją na poziomie "godziwym", a inni - "darmozjady" wg. taraka, które leniuchowałyby na plaży od rana do wieczora, gdyby nie zapobiegliwość kapitalisty, który owych leni zapędza do fabryki - muszą się zadowolić tym, co wynika z takiego obrazu społeczeństwa. Obraz ten, jak powiedzieliśmy, już na wejściu do systemu produkcji, jest klasowo określony, zdefiniowany i jasno wyznacza poziom aspiracji poszczególnych grup społecznych.
Oczekiwania kapitalisty, co do wysokości stopy wyzysku, ups, sorry, "godziwego" zysku, zderzają się ze społecznie udupionymi oczekiwaniami robotnika, co do jego poziomu życia. Podział zysku (wartości dodatkowej) jest założony już na wstępie. Tak się szczęśliwie dla kapitalisty zdarza, że ten założony na wstępie podział wypracowanego dochodu społecznego, zgadza się z tym podziałem, który wynika z "wolnej konkurencji" na rynku pracy.
Przypatrzmy się sprawie bliżej. Każdy kapitalista usiłuje jak najdrożej sprzedać swój produkt. Wykorzystuje najrozmaitsze sposoby, aby podnieść stopę zysku. Można to robić albo podnosząc jakość towaru (podnosząc technologię, uciekając się do wynalazczości, finansując kampanię marketingową itp.), ale dużo prościej jest oszukiwać na jakości towaru. Środki na finansowanie podnoszenia jakości mają tylko wielkie firmy, mali konkurenci muszą uciekać się do szukania możliwości cięcia kosztów, bo zasięg im dostępnego rynku zbytu i zasób kapitałowy są zbyt małe, aby konkurować z wielkimi.
Bezpośredni producent, czyli robotnik, należy do wielkich czy do małych konkurentów? Pytanie retoryczne.
Robotnicy zrzeszeni w wielkich organizacjach są w stanie wpłynąć na rynek, przynosząc nie tylko zagrożenia związane z wielkością, ale i korzyści związane z tą samą cechą. Zupełnie tak samo, jak wielkie firmy. Korzyść to stabilność i jakość zasobu, jakim jest siła robocza. Wada - dla kapitału - to możliwość dyktowania przez siłę roboczą warunków płacy, czyli: wysokości wartości dodatkowej, a więc: stopy zysku (stopy wyzysku).
Komunizm to nie syndykalizm. Komunizmem nie jest ograniczanie się do kwestii płacy roboczej. Marks stawia sprawę w szerszym kontekście. Interesuje go społeczny wymiar stosunków produkcji, interesuje go wartość dodatkowa, a nie tylko kapitał zmienny. Robotnik nie jest bowiem kapitalistą, który pomnażać ma i sprzedawać swój "kapitał ludzki", czyli swoją siłę roboczą. Siła robocza bowiem nie jest kapitałem, człowiek nie jest "kapitałem ludzkim", żaden człowiek. Tymczasem rozumowanie takich socjaldemokratów, jak tarak, kupuje za dobrą monetę ten burżuazyjny sposób widzenia świata, wąski i ograniczony, jak to możliwe tylko w tej sprowadzonej do pieniądza perspektywie.
Tutaj zresztą tarak nie różni się od cetesa, który domaga się, aby robotnik miał swój udział zysku kapitalisty. Czyli cetes, wraz z innymi zwolennikami tzw. udziału pracowniczego wszelkiego typu, włącznie z częścią syndykalistów i innych zwolenników "ekonomii partycypacyjnej", stawia robotnika w schizofrenicznej sytuacji: jako kapitalista in spe, czyli w oczekiwaniu na gruszki na wierzbie, tj. obietnice gównianego udziału w podziale zysku, robotnik jest motywowany do tego, aby sam siebie wyzyskiwał jak najbardziej jako siłę roboczą. Taki zresztą jest sens spółdzielczości w warunkach kapitalizmu, zauważymy przy okazji.
Dodajmy mimochodem, że w podziale wartości dodatkowej - wtórnym podziale tej wartości, czyli już z kieszeni "prywatnego" dochodu kapitalisty, finansowane są usługi reszty społeczeństwa, która nie bierze udziału w bezpośrednim procesie produkcyjnym.
Pytanie za dziesięć punktów: czy ta reszta społeczeństwa oczekuje, że robotnik będzie maksymalizował czy minimalizował swoje żądania płacowe, biorąc pod uwagę fakt, iż koszt płacy umniejsza wartość dodatkową?
Płace robocze idą z reguły na zaspokojenie potrzeb podstawowych, w mniejszym stopniu na zaspokojenie potrzeb zaopatrzenia się w usługi wyższego rzędu, czyli te, których dostarczycielami są grupy społeczne pracujące umysłowo. Poza chłopstwem, inne grupy społeczne nie są zainteresowane wzrostem płac roboczych. Konflikt między klasą robotniczą a chłopstwem można jednak rozbudzić poprzez zróżnicowanie dochodowe społeczeństwa. W tej sytuacji wieś nastawia się na sprzedawanie mniej i drożej, a nie więcej i taniej. Ogólna sprzeczność klasowa społeczeństwa burżuazyjnego oddziałuje również na charakter stosunków produkcji w pozostałościach po poprzednich systemach społecznych.
Jak widać, pojęcie wartości dodatkowej odbija sprzeczności klasowe wraz z wynikającymi z nich stosunkami społecznymi szerszymi niż bezpośredni konflikt między klasą kapitalistów a klasą robotniczą. Charakter kosztu produkcji, jakim jest płaca robocza, stawia ją w ostrym przeciwieństwie do zysku kapitalisty.
Tymczasem, wracając do wartości dodanej, która obejmuje jednocześnie płace (w tym płace innych niż robotnicy grup społecznych) i zyski kapitalistów, tych wszystkich kategorii społecznych nie przeciwstawia sobie. Jej przekaz, to ten sam przekaz, który zawiera się w pojęciu wartości nowowytworzonej. Jedyne przeciwstawienie, z którym mamy tu do czynienia, to jest przeciwieństwo między poprzednim cyklem obrotowym kapitału a obecnym. Przeciwieństwo leży w tym, co wyszarpaliśmy od przyrody w poprzednim cyklu, a tym, co zdołaliśmy wyszarpać w obecnym.
To "więcej", to jest nasz "sukces cywilizacyjny".
Ujęcie Marksowskie mówi nam o kosztach tego sukcesu, w sensie społecznym. Zaś ujęcie burżuazyjne (wartość dodana) mówi nam o rzekomo zobiektywizowanym przyroście produkcji i usług.
Ale, co w naszym ujęciu ma charakter zasadniczy - kategoria wartości dodanej zamazuje rozróżnienie między pierwotnym a wtórnym podziałem dochodu narodowego i dochodów. Dlatego, naszym zdaniem, spełnia ona funkcje ideologiczną, o której mowa w artykule (co - jak widać nie do wszystkich dotarło). A mianowicie chodzi o to, że posługiwanie się kategorią wartości dodanej i utożsamianie jej z wartością dodatkową wynika z ideologicznego założenia, że klasa robotnicza i klasa pracownicza to jedno i to samo. Że nie ma żadnej różnicy między robotnikami a wszelkiego rodzaju pracownikami najemnymi. Z analizy pojęć wartości dodatkowej i wartości dodanej wynikają ważne implikacje mówiące o tym, że różnice te istnieją i manifestują się na poziomie rozróżnienia między pierwotnym a wtórnym podziałem wartości nowowytworzonej. Czyli, mówiąc inaczej, rozróżnienie to dotyczy dokładnie różnicy w obrazie świata, jaki jest tworzony na podstawie różnej interpretacji procesu produkcji społecznej. Koncepcja Marksowska opiera się na konstatacji, że siła robocza jest kosztem i że ten koszt jest naszym naturalnym kosztem zawłaszczania zasobów przyrody. Nie pozwala nam na zapomnienie skąd (z przyrody) się wywodzimy i dążenie do zniesienia klasy robotniczej jako wyniku obalenia systemu kapitalistycznego jest podyktowane pragnieniem, aby społeczeństwo solidarnie ponosiło ten koszt. Jeśli tylko jest to koszt obciążający (przerzucony na) klasę robotniczą, reszcie społeczeństwa zbyt łatwo się wydaje, że dla niej marnotrawienie zasobów przyrody jest bezkosztowe (skoro nie ona go ponosi).
Wartość dodana sprowadza swoje implikacje do czysto kapitalistycznego sposobu rozumowania (skażonego zmysłem interesu), a mianowicie, że rzecz sprowadza się do podziału wartości dodanej między dwie grupy: pracowników najemnych, stanowiacych 99% społeczeństwa) i kapitalistów (1%). Walka o podział wartości dodanej nie wymaga zmiany systemu kapitalistycznego, przynajmniej w hasłach i sloganach, co powoduje, że 99% społeczeństwa, miotane niekoniecznie zbieżnymi interesami rzeczywistymi, może łudzić się, że jest zjednoczone fundamentalnym interesem klasowym - wydarciem kapitalistom maksymalnej części zysku. To, oczywiście, przyciąga jednostki i grupy, które niekoniecznie są antykapitalistyczne, ale rozumując na sposób burżuazyjny, mogą czuć się sojusznikami niesprecyzowanych klasowo ciał organizujących sprzeciw społeczny.
Wartość dodana, skojarzona z doktryną marksowską, to prosta (prostacka) gra na przyciąganie sojuszników politycznych dzięki naciąganiu ideologicznemu.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
11 sierpnia 2013 r.
ma znaczenie. Aż żal patrzeć, jak obniża Pan loty. Ja na Pana stawiałam, a tu taaaaaki klops.
Z krzesła spadłem. Pantarak ustalił, że o tym, czy ktoś ma coś interesującego do powiedzenia, można stwierdzić po tym czy ów traktuje Pantaraka z należytą, w jego mniemaniu, atencją :-)))
Szkoda tylko, że jak określa czyjeś poglądy dyrdymałami, czy głupstwami, albo wprost nazywa kogoś durniem, to nie czuje, że obraża.
Aaa, przepraszam, PANEM kołtunem, a w tym wypadku to już nie jest obraza - myśli kołtun.
Czasem pisze Pan do rzeczy panie Cetes, a czasem mam wrażenie, że traci pan kontakt z rzeczywistością.
" Falowanie i spadanie" jak śpiewa Kora.
Skąd wziął Pan ten 1% uprzywilejowanych , skoro wszystkie badania społeczne przeprowadzane systematycznie w Polsce, wskazują, że 80 % Polaków jest zadowolonych z życia.
Więcej realizmu , panie Cetes!
Do tego, że p.M.Bucharin stale przekręca sens mojej wypowiedzi, już zdążyłem się przyzwyczaić i nie robi to na mnie większego wrażenia - ale jeśli chodzi o Panią, to jest to coś nowego.
Pan stale od dawna przekręca mój nick, a mimo to dyskutuję z Panem, choć biorąc pod uwagę to, co ma Pan do powiedzenia, może nie powinienem.
Więc to nie forma użyta przez Autorów mi tu przeszkadza,
ale kontekst.
Trochę martwię się, że spadając z krzesła mógł Pan zrobić sobie krzywdę, no, ale niektóre głowy są wyjątkowo odporne, więc może
szczęśliwie znów będę mógł przeczytać Pańskie dyrdymały.
Zwracaj, panie Steff, uwagę na liczby, o których już w tym wątku pisałem.
Ja wiem, że jak się pójdzie do przychodni czy szpitala, to ulega się złudzeniu, że wszyscy się pochorowali.
Ale bez przesady.
chwilowo nie widzę swojej pomyłki, ale będę czujna
Pisze EB:
"Kapitalista przystępuje do biznesu z oczekiwaniem, że jego zysk wyniesie "godziwą" wysokość, tj, co najmniej przeciętną w danej gałęzi produkcji. Czyli, to raczej koszty kapitału stałego oraz stopa zysku (stopa wyzysku) są zaplanowane, zaś jako wypadkowa pozostaje już tylko wysokość płacy roboczej."
*
Stopa zysku nie jest "stopą wyzysku", bo nawet EB unika jednoznacznego utożsamienia "wartości dodatkowej" z NIEDOPŁACONĄ płacą robotniczą.
Więc na czym niby ma polegać ten wyzysk ( rzecz jasna robotnika) przy ustalaniu zysku firmy ? - nie wiadomo.
Być może EB uważa, że kapitalista ma dowolność w kształtowaniu owego zysku.
Otóż nie.
Ten zysk nie może być większy niż ustalona praktycznie wartość synergiczna, wynikająca ze współdziałania w procesie produkcyjnym wielu różnych czynników, zwana też stopą zwrotu ( którą EB nazywa wartością dodatkową, ale przy powyższym zastrzeżeniu całkowicie wbrew definicji marksistowskiej).
Zysk wyższy niż ta określona kwota( liczona procentowo od zainwestowanego kapitału), a dla różnych branży różna , przyniesie wypadniecie z rynku ( z powodu wyższych cen produktu), niższa - plajtę ( chyba, że jeszcze bardziej obniży stawki robotnicze).
Pozostaje problem, jak podzielić ten wypracowany w firmie przyrost kapitału.
Jeśli znajdzie się "kapitalista altruista" i podzieli ten zysk sprawiedliwie między siebie a załogę, to doprowadzi do upadku swoją firmę, bo koszt prowadzenia jej wielokrotnie przewyższa
wysokość w ten sposób sprawiedliwie dzielonego zysku.
Straci na tym kapitalista i stracą na tym robotnicy.
Ale nie tylko.
Podnosząc wszystkie zarobki swoim robotnikom, zmienia punkt odniesienia tej wysokości u innych kapitalistów, których robotnicy też chcieliby więcej zarabiać.
To prowadzi do inflacji a później upadku gospodarczego.
Tak właśnie postępowali w okresie gospodarki nakazowo-rozdzielczej przywódcy komunistyczni - dawali zarobić robotnikom, bo przecież wszyscy mamy takie same żołądki, a potem wprowadzali talony na kupno poszukiwanych artykułów, bo robotnik miał dużo forsy, tyle że towaru w sklepach nie było.
To jest efekt postulowanej przez EB formuły sprawiedliwego
podziału zysku!
Fabryka musi wypracować zysk, po to by ludzie mieli pracę i ten zysk musi być tak podzielony, by produkcja była opłacalna.
Więc ma rację Marks, że płace robotnicze ustalone są wg.stawek najniższych z możliwych i surowce wg cen ustalonych, bo w przeciwnym wypadku produkcja staje się nieopłacalna i zamiera. Razem z klasą robotniczą!
EB sugeruje, że komunizm znalazł rozwiązanie tej sprzeczności - kpię z tego - gdyby znalazł, to w pierwszym rzędzie zastosowałby to w krajach komunistycznych, a jak wiadomo, nie porzucili komuniści nigdy ekonomii burżuazyjnej a jedynie przenieśli konsolidowanie budżetu z pojedynczej firmy na szczebel centralny, co i tak okazało się rujnujące dla gospodarki.
Wysokość przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce, tak komunistycznej, jak i obecnie, kapitalistycznej, musi korespondować z wytwarzanym dochodem narodowym i to nie liczonym w procentach (PKB) ale w kwotach stałych.
Jeśli EB twierdzi coś innego, to niech to jednoznacznie napisze a nie miesza w głowach klasie robotniczej.
***
EB pisze:
"Tutaj zresztą tarak nie różni się od cetesa, który domaga się, aby robotnik miał swój udział zysku kapitalisty. Czyli cetes, wraz z innymi zwolennikami tzw. udziału pracowniczego wszelkiego typu, włącznie z częścią syndykalistów i innych zwolenników "ekonomii partycypacyjnej", stawia robotnika w schizofrenicznej sytuacji: jako kapitalista in spe, czyli w oczekiwaniu na gruszki na wierzbie, tj. obietnice gównianego udziału w podziale zysku, robotnik jest motywowany do tego, aby sam siebie wyzyskiwał jak najbardziej jako siłę roboczą. Taki zresztą jest sens spółdzielczości w warunkach kapitalizmu, zauważymy przy okazji."
*
Przedstaw alternatywę EB, jeśli potrafisz.
Podpowiem - każdemu wg.potrzeb ?
***
dalej EB pisze:
"Dodajmy mimochodem, że w podziale wartości dodatkowej - wtórnym podziale tej wartości, czyli już z kieszeni "prywatnego" dochodu kapitalisty, finansowane są usługi reszty społeczeństwa, która nie bierze udziału w bezpośrednim procesie produkcyjnym.
Pytanie za dziesięć punktów: czy ta reszta społeczeństwa oczekuje, że robotnik będzie maksymalizował czy minimalizował swoje żądania płacowe, biorąc pod uwagę fakt, iż koszt płacy umniejsza wartość dodatkową?"
*
Finansowanie usług społecznych z kieszeni kapitalisty
( poprzez podatki) jest całkowicie uzasadnione etycznie, gdyż to dzięki temu społeczeństwu, w dużej mierze, kapitalista może prowadzić swój biznes. Bez infrastruktury,( szpitali, szkół, wodociągów, oczyszczalni ścieków itd) mógłby co najwyżej produkować patyki do gry w klipę, bo innej produkcji niewykształceni i chorowici pracownicy by nie podołali.
Teraz co do sprzecznych interesów robotnika a pozostałych członków społeczności zatrudnionych gdzie indziej:
Nie jedyna to sprzeczność istniejąca w zorganizowanym społeczeństwie - EB słyszała przecież, że robotnik jest też konsumentem ( więc chce kupić tanio, a tanio, to przy mniejszym udziale kosztów pracy w przedsiębiorstwie) a często bywa ( w bogatszych krajach bardzo często) kapitalistą-inwestorem poprzez bank, do którego oddaje NA PROCENT (!!!) swoje oszczędności. Rzecz jasna bank jest przecież tym pojedynczym oczkiem w łańcuchu kapitalistów finansujących produkcję, więc dba o to, by oprocentowanie kapitału było jak najwyższe i z pobranej marzy pobiera sobie bajońskie sumy tytułem wynagrodzeń zarządu. Więc biedny robotnik składa się na dobrobyt burżuja. Mógłby robotnik swoje oszczędności trzymać w skarpetce, ale wtedy umarłyby z głodu, bo kapitalizm załamałby się z braku kapitału, bo wbrew powszechnemu przekonaniu, łączne majątki bogaczy są o wiele za małe by sfinansować gospodarkę świata.
Życie społeczne jest o wiele bardziej skomplikowane niż prostacka koncepcja marksizmu.
No, chyba że EB przedstawi alternatywę rozwoju gospodarki światowej bez kapitału i banków nim zarządzających.
***
dalej EB pisze:
" Walka o podział wartości dodanej nie wymaga zmiany systemu kapitalistycznego, przynajmniej w hasłach i sloganach, co powoduje, że 99% społeczeństwa, miotane niekoniecznie zbieżnymi interesami rzeczywistymi, może łudzić się, że jest zjednoczone fundamentalnym interesem klasowym - wydarciem kapitalistom maksymalnej części zysku."
*
Przedstaw alternatywę EB, to pogadamy!
"Dodajmy mimochodem, że w podziale wartości dodatkowej - wtórnym podziale tej wartości, czyli już z kieszeni "prywatnego" dochodu kapitalisty, finansowane są usługi reszty społeczeństwa, która nie bierze udziału w bezpośrednim procesie produkcyjnym.
Pytanie za dziesięć punktów: czy ta reszta społeczeństwa oczekuje, że robotnik będzie maksymalizował czy minimalizował swoje żądania płacowe, biorąc pod uwagę fakt, iż koszt płacy umniejsza wartość dodatkową?"
Im więcej kapitalista wyciśnie z robotnika, im mniej mu zapłaci tym więcej wartości dodatkowej zostanie dla niego i warstw pracowniczych, które nie biorą udziału w procesie produkcyjnym. Jeśli robotnicy wywalczą podwyżki płac uszczuplając w ten sposób wartość dodatkową zawłaszczaną przez kapitalistę to stracą na tym warstwy pracownicze. To stawia warstwy pracownicze po stronie klasy kapitalistów, bo są one zainteresowane utrzymaniem wysokiej stopy wyzysku czyli utrzymaniem płacy robotnika na możliwie najniższym poziomie. A skoro tak to stanowią one bazę społeczną kapitalizmu, jako jego beneficjenci. W tej sytuacji klasa robotnicza pozostaje osamotniona i odizolowana na placu boju o socjalizm. Czy może wygrać bez sojuszników z niższych warstw pracowników?
Nieźle Pan lawiruje unikając komentarzy na tematy niewygodne dla siebie i próbując /dosyć udanie/ uwypuklać punkty mogące w jakiś sposób być różnorako interpretowane.
Jednym z takich tematów niewygodnych jest wskazany przeze mnie fakt, że po II WŚ kraje tzw. Zachodu rozwijały się bardzo szybko, poziom życia ich społeczeństwa rósł, utrzymywały wydatki zbrojeniowe na poziomie w stosunku do PKB znacznie wyższym niż obecnie i do tego zbudowały system zabezpieczenia socjalnego w ramach stworzonego państwa dobrobytu.
I jakoś na wszystkie te wydatki było ich stać bez konieczności zadłużania państwa u spekulantów walutowych. Obecna sytuacja finansowa tych państw jest ogólnie znana, więc tylko krótko ją przypomnę: wszystkie /poza Chinami i częścią państw mających bogate złoża ropy naftowej i gazu ziemnego/ są na skraju bankructwa pod wpływem obciążenia jakie stanowi dla ich gospodarek konieczność spłaty pożyczek oraz odsetek od nich.
Jednocześnie w 2013 r. lista miliarderów /w $/ zwiększyła się do 1426 osób. Najbogatsi ludzie świata zgromadzili w sumie 5,4 bln dolarów - w zeszłym roku było to 4,6 bln dolarów. Doszło 210 nowych, dziesięciocyfrowych fortun.
I jakoś nie wzbudza w Panu zainteresowania problem dlaczego tak się dzieje.
Rządy jednego, no! nawet 3, 4 państw mogą prowadzić złą politykę gospodarczą, ale wszystkie?
Przyczyna może być tylko jedna: zły system gospodarowania.
I właśnie tego zarówno Pan, jak i cała socjaldemokracja nie możecie, albo nie chcecie zrozumieć.
Zwrócił Pan uwagę na fakt, że kraje tzw. "socjalistyczne" nie zmieniły zasad gospodarki kapitalistycznej.
Przypomnę, że np. wielki ekonomista J. Schumpeter jeszcze przed II WŚ gospodarkę ZSRR określał jako jedno wielkie przedsiębiorstwo wielobranżowe, które nazwał kartelem generalnym, a system gospodarczy ZSRR nazywał kapitalizmem państwowym.
Tych samych określeń używał O. Lange, już nie wspominając o podobnych zarzutach w stosunku do "socjalizmu naukowego" wysuwanych przez Kropotkina, Bernsteina, czy Kautskiego.
Nie bierze Pan pod uwagę,że właśnie dlatego "demoludy" poniosły klęskę gospodarczą?
Przedstawię Panu jeszcze 2 fakty:
1)Otóż sztandarowym hasłem obecnych rządów jest twierdzenie, że obecne PKB Polski jest dwukrotnie wyższe od tego z PRL.
Nie zamierzam tego negować, lecz pragnę zadać pytanie: Ile z tego PKB zostaje w Polsce?
Spróbujmy to oszacować.
Przyjmijmy, że z tytułu dywidendy wypływa z Polski ok. 25% PKB, bo jednak część u nas pozostaje.
Taka sama sytuacja jest z amortyzacją, gdyż w Polsce zniszczono przemysł maszynowy. Zresztą nie tylko, bo poza wydobyciem kopalin, zatruwającym środowisko przemysłem chemicznym i częściowo spożywczym, reszta zakładów w Polsce to montownie składające jakieś artykuły z części i podzespołów sprowadzanych z krajów, gdzie robocizna, z różnych względów, jest tańsza niż w Polsce.
Jeśli oznaczymy PKB PRL 1, a PKB III/IV(?)RP 2, to raptem okazuje się, że tylko z powodu tych dwóch pozycji połowa PKB RP wypływa z kraju i pozostaje w nim najwyżej tyle samo ile wynosił PKB PRL.
Należy jednak doliczyć do tego praktycznie stały deficyt na rachunku bieżącym i konieczność spłacania długu publicznego oraz zmianę podziału PKB wewnątrz kraju, to nie dziwi, że mamy to co mamy.
Likwidację sił zbrojnych, skorumpowany wymiar sprawiedliwości, niedoinwestowaną policję nie mającą środków na zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom /w policji służy 100 tys. ludzi; w prywatnych agencjach ochrony: ponad 200 tys./.
Na temat polityków i "kręcenia lodów" nie będę się wypowiadał.
2) Napisał Pan, że wg jakiegoś tam sondażu 80% Polaków jest zadowolonych ze swego życia.
Czy tym "zadowolonym" zadano również pytania, czy chcieliby poprawy swojego losu, czy też pogorszenia?
Jeśli zadano, to proszę mnie poinformować o procentach poszczególnych odpowiedzi.
Jest jeszcze jedna sprawa warta wspomnienia.
Otóż zarówno państwo BB, jak i Pan, obracacie się w sferze obecnego systemu gospodarczego.
Ani "naukowy socjalizm", ani kapitalizm nie dają żadnej szansy na stworzenie dobrobytu dla całego społeczeństwa.
Czy nie czas uznać, że należy opracować nowy system społeczno-gospodarczy?
Piszesz, że lekceważę liczby, bo przecież prezes zarabia 150.000 zł / co oburzyło ostatnio przewodniczącego Dudę / murarz 1.500 zł a śmieciuwa 800 zł, średnio zatem zarabiają po 50.766 zł. I chcesz, żebym w to wierzył? Dlatego więc wyprowadzam wnioski / i nie tylko ja / z otaczających mnie faktów, które wokół widzę a więc z tych kolejek do szpitala, z tych wielopokoleniowych rodzin gnieżdżących się na M-4, z tych kolejek w urzędach pracy, z tych prac od świtu do nocy,z tych miasteczek za płotami a nawet z tych absencji wyborczych, bo dopiero one tworzą prawdziwy obraz o jakości naszego życia a nie liczby na które się powołujesz. Przyczyny zaś tego obrazu dobrze opisuje marksowska wartość dodatkowa. Pewnie dlatego jej się boisz, bo ja przeciwnie, za prawdę, którą wyraża, wysoką ją cenie. Więcej, wierzę nawet, że dzięki niej będziemy zmieniać świat na taki, w którym miliony nie będą musiały umierać z głodu, co przeraża nawet wyspecjalizowane organy ONZ.
Sprawa, Bartku, jest bardziej skomplikowana niż ci się wydaje. Po pierwsze, to tylko anarchiści twierdzą za Proudhonem, że robotnikom należy się pełna pula wartości dodatkowej. Według Marksa wartość dodatkowa powstaje w procesie społecznym. Jest zatem własnością społeczeństwa. Robotnicy powinni mieć jednak DECYDUJĄCY GŁOŚ przy podziale puli wartości dodatkowej.
Chodzi o to by zaspokoić najistotniejsze potrzeby społeczne i tak zorganizować społeczeństwo, by funkcjonowało ono w sposób racjonalny, by nie marnotrawiono i nie zawłaszczono istniejących środków i owej wartości dodatkowej.
Nie przypadkiem zatem Lenin poszukując remedium na odchylenie biurokratyczne postulował w swym "testamencie" dokooptowanie do Komitetu Centralnego partii bolszewickiej 100 robotników aktualnie zatrudnionych w wielkich zakładach przemysłowych. O innych grupach pracowniczych, jak naukowcy, nauczyciele czy dajmy na to baletnice, nawet nie wspomniał - nie oni są języczkiem u wagi.
Najwyraźniej partia bolszewicka w czasach gdy pisał Lenin swój "testament" zagubiła azymut - ukierunkowanie na klasę robotniczą, zaspokajanie klasowych obiektywnych i partykularnych interesów robotników w konkretnych warunkach.
Czy przepisane przez Lenina lekarstwo byłoby skuteczne, gdyby go wówczas zaaplikowano? To już inna sprawa. Nie był to zresztą jedyny środek proponowany przez niego, który miał uzdrowić partię i co za tym idzie Kraj Rad.
Nie chodzi również o byle jaką partię robotniczą, bylejakości w tej kwestii Lenin nie tolerował.
Dlatego nie ma drogi na skróty w budowie rewolucyjnych organizacji. Każde zaniechanie może mieć swoje nieobliczalne konsekwencje.
Co zaś się tyczy sojuszy.
Klasa robotnicza niekoniecznie musi być w mniejszości. W Rosji niewątpliwie była. Nie jest to zatem dla nas żadna nowinka. W tej chwili robotnicy stanowią większość w najbardziej uprzemysłowionych krajach Trzeciego Świata.
Rzecz w tym, że w krajach kapitalistycznych ogromna część puli wartości dodatkowej jest zwyczajnie marnotrawiona i zawłaszczana przez wąskie grupy społeczne. Łatwo zatem znaleźć sojuszników, którzy postawią na racjonalność podziału środków i gotowi będą uwzględnić szczególną pozycję klasy robotniczej, gdy ona upomni się o "swoje". Nie brakuje przecież odrzuconych od koryta.
To nie oni jednak powinni stanowić rdzeń rewolucyjnej partii robotniczej. To chyba zrozumiałe?
W praktyce - jak widzimy - przez nielicznych.
Dlatego wybacz, Bartku, że odrzucamy ekumeniczne pomysły na budowę partii robotniczej i zjednoczenie komunistów czy lewicy.
Przedtem warto coś przedyskutować, a może nawet zaakceptować.
Zauważ, że konsensusu w tym temacie nawet wśród wszelkiej maści komunistów, socjalistów i anarchistów nie ma.
I nigdy nie było - nawet za czasu Marksa.
Nie odkryłam (jeszcze) w sobie krwiożerczego instynktu i nie mam chęci nikogo zabijać,ale.... myślę,ze dla dobra Ludzkości,kapitaliści powinni pozabijać sie nawzajem. A to dla tego,że, są gorsi od pasożytów,bo pasożyty są po to, by człowiek dbał o higienę,czyli o zdrowie. Ma to robić cala ludzkość,niezależnie od stanu posiadania dóbr wszelakich. Pasożyty nikomu nie wmawiają,że jak nas podgryzą,zainfekują ,to nam będzie lepiej. Nie przekonują nas w swoich "mediach",że zasłużyliśmy na zły los,bośmy durniejsi.Nie okradają nas z naszej pracy i naszego czasu. Poza tym na wiele pasożytów mamy odpowiednie środki,którymi możemy się od nich uwolnić... O i "tu" może być rozwiązanie...Jak się sami nawzajem,(choćby z chciwości ,lub zawiści)niw wykończą, to TRZEBA znaleźć środki na ich utylizację,albo inną formę pozbycia się tego,co dławi duuużą większość populacji. Np zabrać im spod "pyska" żywicieli,..wszystkich...,nawet banki
Wybaczam.
Nie podzielam Pani przekonania, że banki są niepotrzebne, bo bankowcy są pazerni. Nie potrafię sobie wyobrazić gospodarki światowej bez kapitału i lepszego narzędzia do gospodarowania nim, jak banki.
Rzecz w tym, że jak u władzy są właśnie bankierzy, to takie
ustanawiają prawo, które umożliwia im nieograniczone niemalże nadużywanie swojej pozycji.
W pogoni za jeszcze większym zyskiem banku ( a tym samym własnych apanaży) podejmują bankowcy niezwykle ryzykowne operacje (jak choćby inwestycje w papiery pochodne), ryzykując majątkiem powierzonym im przez obywateli bez ich zgody.
To przepisy im to umożliwiają a nie sama istota bankowości, która powinna się sprowadzać do pośrednictwa między osobami posiadającymi oszczędności ( inwestorami) a firmom poszukującym kapitału na rozwój produkcji.
Gdyby do tego jedynie sprowadzała się ich działalność, to tego kolosalnego na skalę światową, kryzysu finansowego nie byłoby, a gospodarka rozwijałaby się harmonijnie.
Ale jeśli wybieramy skrajnie prawicowe przedstawicielstwo parlamentarne, to przeforsują oni całkowitą wolność gospodarczą, którą wykorzystują następnie do swych partykularnych celów.
Ta zmiana, o której tu piszę, powinna odbyć się w skali co najmniej Europy, i rzeczywiście, już od jakiegoś czasy mówi się o oddzieleniu banków inwestycyjnych od banków detalicznych i będzie to pierwszy znaczący krok ku poprawie.
Krótko mówiąc - nie narzędzie jest złe, ale prawo, które pozwala instytucjom finansowym manipulować państwem, grożąc
załamaniem światowej gospodarki w wypadku dopuszczenia do upadku ważnych banków.
...społeczeństwa." - piszę ppBB.
***
W pełni się z tym zgadzam, ale gdzie to napisał Marks?
- wg. mojej wiedzy prozaicznie upatrywał powstanie wartości dodatkowej w niedopłaconej płacy robotniczej.
Czyżby ppBB twórczo reinterpretowali dzieło Marksa?
I czy to aby nie jest już herezja?
Trochę mnie już zmęczyła Pańska maniera dyskutowania o sprawach ogólnych w perspektywie osobistego, domniemanego interesu.
To wcale nie wzmacnia Pańskiej argumentacji, a wręcz przeciwnie.
Tak, panie Cetes, z tym, że żadna próba zadekretowania takiego systemu nie powiedzie się.
To jest ewolucja, a ona buduje na tym co ma, nie cofa się ani nie "wymyśla" nic nowego.
Zasadą ewolucji jest dostosowanie już istniejących rozwiązań
do przetrwania społeczeństwa w zmieniających się warunkach zewnętrznych, doskonalenie ich aż do czasu gdy okażą się zagrożeniem i wtedy nastąpi ponowna zmiana.
W praktyce te zmiany następują w życiu społecznym nieustannie , w sposób dla współczesnych niedostrzegalny prawie.
Świat mego dzieciństwa w niczym nie przypomina dzisiejszego a zmiana ta nastąpiła nie wiadomo kiedy, jakby mimochodem pomiędzy wydarzeniami politycznymi.
To dlatego właśnie implantacja komunizmu, pozornie idealnego systemy społecznego, nie powiodła się, on sam uległ degeneracji, a ludzi którzy próbowali go narzucić społeczeństwu
uważamy powszechnie za zbrodniarzy.
Taraku, nie raz już dowiodłeś, że nawet nie potrafisz przeczytać ze zrozumieniem tekstu, który ci ideologicznie nie pasuje. Cytat z "Krytyki Programu Gotajskiego" pióra K. Marksa wrzucam tu więc jako margeritas ante porcos.
Fragment komentarza Marksa do tekstu Programu Gotajskiego zaczyna się od cytatu z tegoż Programu, stawiającego problem rozumienia "sprawiedliwego podziału", podniesiony przez taraka:
"3. 'Wyzwolenie pracy wymaga podniesienia środków pracy do wspólnej własności społeczeństwa i kolektywnego regulowania całokształtu pracy przy sprawiedliwym podziale dochodu z pracy'.
(...)
Cóż to jest 'sprawiedliwy' podział?
Czyż burżua nie zapewnia, że dzisiejszy podział jest 'sprawiedliwy'? I czyż istotnie nie jest on jedynym 'sprawiedliwym' podziałem na gruncie dzisiejszego sposobu produkcji? Czy stosunki ekonomiczne są regulowane przez pojęcia prawne, czy też, na odwrót, stosunki prawne wynikają z ekonomicznych? Czyż i socjalistyczni sekciarze nie mają najróżnorodniejszych wyobrażeń o 'sprawiedliwym' podziale?
Aby wiedzieć, co należy w tym kontekście rozumieć przez słowa 'sprawiedliwy podział', należy zestawić pierwszy paragraf z tym paragrafem. Ten ostatni zakłada społeczeństwo, w którym 'środki pracy stanowią wspólną własność, a całokształt pracy regulowany jest kolektywnie', z pierwszego zaś paragrafu widzimy, że 'nieokrojony dochód z pracy należy na równych prawach do wszystkich członków społeczeństwa'.
'Do wszystkich członków społeczeństwa'? Także i do nie pracujących? Gdzież tu jest 'nieokrojony dochód z pracy'? Tylko do pracujących członków społeczeństwa? Gdzież tu jest 'równe prawo' wszystkich członków społeczeństwa?
Bo też 'wszyscy członkowie społeczeństwa' oraz 'równe prawo' to oczywiście tylko frazesy. Istota rzeczy polega na tym, że w tym komunistycznym społeczeństwie każdy robotnik musi otrzymać swój 'nieokrojony' lassalowski 'dochód z pracy'.
Jeżeli wyraz 'dochód z pracy' weźmiemy najpierw w znaczeniu produktu pracy, to zbiorowy dochód z pracy stanowi globalny produkt społeczny.
Z tego należy teraz potrącić:
Po pierwsze: to, co jest potrzebne do odtworzenia zużytych środków produkcji.
Po drugie: dodatkową część na rozszerzenie produkcji.
Po trzecie: fundusz rezerwowy czy asekuracyjny dla ubezpieczenia od nieszczęśliwych wypadków, klęsk żywiołowych itp.
Powyższe potrącenia z 'nieokrojonego dochodu z pracy' są koniecznością ekonomiczną, a ich rozmiary ustala się odpowiednio do istniejących sił i środków, po części na podstawie rachunku prawdopodobieństwa, ale żadną miarą nie dadzą się one obliczyć na podstawie sprawiedliwości.
Pozostaje druga część globalnego produktu, przeznaczona na to, by służyć za środki spożycia.
Zanim dojdzie do podziału indywidualnego tej pozostałej części, odlicza się znowu od niej:
Po pierwsze: ogólne koszty administracyjne nie należące bezpośrednio do produkcji.
Część ta od razu ulega bardzo poważnej redukcji w porównaniu z jej wielkością, w społeczeństwie dzisiejszym i zmniejsza się odpowiednio w miarę rozwoju nowego społeczeństwa.
Po drugie: to, co jest przeznaczone na zaspokojenie potrzeb zbiorowych, jak szkoły, instytucje ochrony zdrowia itd.
Część ta od razu wzrasta poważnie w porównaniu z jej wielkością w społeczeństwie dzisiejszym i odpowiednio rośnie w miarę rozwoju nowego społeczeństwa,
Po trzecie: fundusze dla niezdolnych do pracy itd.., słowem to, co dziś wchodzi w zakres tzw. urzędowej opieki społecznej.
Teraz dopiero docieramy do 'podziału', który program pod wpływem lassalowskim w tak ograniczony sposób jedynie ma na względzie, mianowicie do tej części środków spożycia, która ulega podziałowi między poszczególnych wytwórców wchodzących w skład zbiorowości.
'Nieokrojony dochód z pracy' zamienił się niepostrzeżenie w 'okrojony', chociaż to, co wytwórca traci jako osoba prywatna, odzyskuje bezpośrednio lub pośrednio jako członek społeczeństwa.
Podobnie jak zniknął frazes o 'nieokrojonym dochodzie z pracy', tak znika obecnie frazes o 'dochodzie z pracy' w ogóle.
W obrębie społeczeństwa zrzeszonego, opartego na wspólnej własności środków produkcji, wytwórcy nie wymieniają swych produktów; tak samo praca zużyta na wytworzenie produktów nie występuje tu jako wartość tych produktów, jako rzeczowa cecha im właściwa, ponieważ teraz, w przeciwieństwie do społeczeństwa kapitalistycznego, praca indywidualna istnieje jako część składowa pracy zbiorowej już nie drogą okólną, lecz bezpośrednio. Zwrot 'dochód z pracy', już dziś niezdatny ze względu na swą dwuznaczność, traci w ten sposób wszelki sens.
Mamy tu do czynienia ze społeczeństwem komunistycznym, ale nie takim, które rozwinęło się na własnej podstawie, lecz przeciwnie, takim, które dopiero wyłania się ze społeczeństwa kapitalistycznego; które zatem pod każdym względem — ekonomicznym, moralnym, umysłowym — nosi jeszcze na sobie znamiona starego społeczeństwa, z którego łona wyszło. Odpowiednio do tego poszczególny wytwórca otrzymuje — po dokonaniu potrąceń — dokładnie tyle, ile dał społeczeństwu. To, co dał społeczeństwu, stanowi jego indywidualny wkład pracy. Na przykład społeczny dzień roboczy składa się z sumy indywidualnych godzin pracy; indywidualny czas pracy poszczególnego wytwórcy — to wniesiona przezeń część społecznego dnia roboczego, jego udział w nim. Otrzymuje on od społeczeństwa pokwitowanie, że dostarczył tyle a tyle pracy (po odliczeniu części jego pracy na fundusze społeczne), i na zasadzie tego pokwitowania otrzymuje ze społecznych zasobów taką ilość środków spożycia, jaka wymaga takiej samej ilości pracy. Tę samą ilość pracy, którą dostarczył społeczeństwu w jednej postaci, otrzymuje z powrotem w innej.
Panuje tu, jak widać, ta sama zasada, która reguluje wymianę towarów, o ile jest ona wymianą równych wartości. Treść i forma uległy zmianie, ponieważ w zmienionych warunkach nikt nie może dostarczyć niczego innego prócz swojej pracy i ponieważ, z drugiej strony, nic nie może przejść na własność jednostek prócz przedmiotów indywidualnego spożycia. Co się tyczy jednak podziału tych ostatnich pomiędzy poszczególnych wytwórców, to panuje tu ta sama zasada, co przy wymianie ekwiwalentów towarowych: wymienia się określoną ilość pracy w jednej postaci na takąż ilość pracy w postaci innej.
Równe prawo jest więc tutaj wciąż jeszcze -— zasadniczo — prawem burżuazyjnym, chociaż zasada i praktyka nie kłócą się już ze sobą, podczas gdy przy wymianie towarowej wymiana ekwiwalentów istnieje jedynie przeciętnie, a nie w każdym poszczególnym wypadku.
Mimo tego postępu to równe prawo jest zawsze jeszcze ograniczone ramami burżuazyjnymi. Prawo wytwórców jest proporcjonalne do dostarczonej przez nich pracy; równość polega na tym, że stosuje się jednakowy miernik — pracę. Ale jeden człowiek, pod względem fizycznym lub umysłowym, przewyższa drugiego, dostarcza przeto w tym samym czasie więcej pracy albo potrafi pracować w ciągu dłuższego czasu; praca zaś, by służyć za miarę, musi być określona pod względem rozciągłości albo intensywności, w przeciwnym bowiem razie przestałaby być miernikiem. To równe prawo jest nierównym prawem dla nierównej pracy. Nie uznaje ono żadnych różnic klasowych, gdyż każdy jest tylko pracownikiem jak inni; ale uznaje milcząco nierówne osobiste uzdolnienia pracownika15h, a zatem i nierówną zdolność do pracy, jako przywileje naturalne. Jest więc, z treści swej, prawem nierówności, jak wszelkie prawo. Prawo z istoty swej polegać może jedynie na zastosowaniu równego miernika. Ale nierówne jednostki (a nie byłyby różnymi jednostkami, gdyby nie były nierówne) dają. się tylko o tyle mierzyć wspólnym miernikiem, o ile się je rozpatruje z jednego punktu widzenia, o ile ujmuje się je wyłącznie z pewnej określonej strony, na przykład kiedy się je rozpatruje, jak w danym wypadku, wyłącznie jako pracowników, nie widząc w nich nic poza tym, abstrahując od wszystkiego innego. Dalej: jeden pracownik jest żonaty, drugi nie; jeden ma więcej dzieci niż inny itd. itd. Przy jednakowej wydajności pracy, a zatem i równym udziale w społecznym funduszu spożycia, jeden otrzymuje faktycznie więcej niż drugi, jeden jest bogatszy od drugiego itd. Ażeby uniknąć wszystkich tych wad, prawo, zamiast być równe, musiałoby raczej być nierówne.
Ale wady te są jednak nieuniknione w pierwszej fazie społeczeństwa komunistycznego, w tej jego postaci, w jakiej po długich bólach porodowych wyłoniło się dopiero ze społeczeństwa kapitalistycznego. Prawo nigdy nie może być wyższe niż ustrój ekonomiczny i uwarunkowany przezeń rozwój kulturalny społeczeństwa.
W wyższej fazie społeczeństwa komunistycznego, kiedy zniknie ujarzmiające człowieka podporządkowanie podziałowi pracy, a przez to samo zniknie też przeciwieństwo pomiędzy pracą fizyczną a umysłową; kiedy praca stanie się nie tylko źródłem utrzymania, ale najważniejszą potrzebą życiową; kiedy wraz ze wszechstronnym rozwojem jednostek wzrosną również ich siły wytwórcze, a wszystkie źródła zbiorowego bogactwa popłyną obficiej — wówczas dopiero będzie można całkowicie wykroczyć poza ciasny horyzont prawa burżuazyjnego i społeczeństwo będzie mogło wypisać na swym sztandarze: Każdy według swych zdolności, każdemu według jego potrzeb!
Rozpatrywałem bardziej szczegółowo 'nieokrojony dochód z pracy' oraz 'równe prawo' i 'sprawiedliwy podział', aby wykazać, z jednej strony, jak bardzo karygodne są próby ponownego narzucenia naszej partii, i to w charakterze dogmatów, wyobrażeń, które swego czasu miały sens, ale teraz przekształciły się w składankę wyświechtanych frazesów, z drugiej zaś, wypaczanie — za pomocą tak typowej dla demokratów i socjalistów francuskich prawnej i innej ideologicznej blagi — realistycznego poglądu, z tak wielkim trudem zaszczepionego partii, poglądu, który już zapuścił w niej korzenie.
Niezależnie od powyższych wywodów w ogóle błędem było uczynić z tak zwanego podziału sedno sprawy i na nim położyć główny akcent.
Każdy podział środków spożycia jest tylko następstwem podziału samych warunków produkcji. Podział zaś tych ostatnich jest wyrazem charakteru samego sposobu produkcji. Kapitalistyczny sposób produkcji na przykład polega na tym, że rzeczowe warunki produkcji w postaci własności kapitału i własności ziemskiej znajdują się w rękach niepracowników, podczas gdy masa posiada jedynie osobisty warunek produkcji — siłę roboczą. Skoro tak są podzielone elementy produkcji, to sam przez się wynika już stąd dzisiejszy podział środków spożycia. Gdy rzeczowe warunki produkcji stanowią kolektywną własność samych pracowników, wynika stąd tak samo odmienny od dzisiejszego podział środków spożycia. Socjalizm wulgarny (a od niego z kolei pewien odłam demokracji) przejął od ekonomistów burżuazyjnych sposób rozpatrywania i traktowania podziału jako czegoś niezależnego od sposobu produkcji, a stąd przedstawiania sprawy w ten sposób, jakoby socjalizm obracał się głównie dookoła kwestii podziału. Ale skoro rzeczywisty stosunek od dawna już jest wyjaśniony, po co znowu się cofać."
Bo rzekomo ogólne sprawy zawsze wyrażają sumę jednostkowych interesów. Nie jesteś wyjątkiem. Stąd klasy i walka między nimi. Wydarzenia w Egipcie dobrze to potwierdzają.
...pod uwagę sekciarski temperament adresatki, też jest swoistym "rzucaniem pereł przed wieprze".
Cytat Marksa:
"Aby wiedzieć, co należy w tym kontekście rozumieć przez słowa 'sprawiedliwy podział', należy zestawić pierwszy paragraf z tym paragrafem. Ten ostatni zakłada społeczeństwo, w którym 'środki pracy stanowią wspólną własność, a całokształt pracy regulowany jest kolektywnie', z pierwszego zaś paragrafu widzimy, że 'nieokrojony dochód z pracy należy na równych prawach do wszystkich członków społeczeństwa'."
***
Czy przypadkiem Marks rozpatrując tutaj sprawiedliwy podział nie ma na myśli społeczeństwa komunistycznego, gdzie własność środków produkcji teoretycznie należy już do robotników?
Na pewno tak!
A zatem cały ten cytowany fragment odnosi się do zarzutu, że w warunkach komunistycznych także następowałoby zawłaszczenie wartości dodatkowej ( niedopłata stawki robotniczej) i Marks próbuje karkołomnie wytłumaczyć dlaczego w warunkach kapitalistycznych stawka robotnicza "jest okrojona" a dlaczego w świetlanym komunizmie już nie
( bo to "okrojenie" przenosi się na resztę społeczeństwa, a nie jak w kapitalizmie, do kieszeni kapitalisty).
Całe to wyjaśnienie nie tłumaczy inaczej niż to przedstawiłem, poglądu Marksa na pochodzenie "wartości dodatkowej".
A zatem twierdzenie EB, że:
" Według Marksa wartość dodatkowa powstaje w procesie społecznym. Jest zatem własnością społeczeństwa.", nie odnosi się do społeczeństwa jako takiego a jedynie do hipotetycznego społeczeństwa komunistycznego i dlatego uogólnienie jakiego dopuściła się EB jest marksistowską herezją.
Może EB rozumie tę subtelną różnicę, a może nie, i w ten sposób uprawia tutaj propagandę komunistyczną.
Od siebie jeszcze dodam, że Marks snując dalsze rozważania na ten temat, obiecywał gruszki na wierzbie, bo zastosowana praktyka w Rosji Radzieckiej niczym nie przypominała tej sielanki.
Podstawa tego systemu był terror, a nie kolektywna kontrola produkcji, i o tym trzeba stale pamiętać.
*********
Specjalnością EB jest krytyka istniejących stosunków wytwórczych ale nie przedstawia jakiejkolwiek propozycji zmiany.
Od dawna dopominam się żeby EB przedstawiła tutaj gospodarczą alternatywę dla kapitalizmu ( w sensie ekonomicznym a nie społecznym) i jakoś dotychczas nie zdobyła się na nawet na zarys takiego programu.
Bo po prostu nie ma pojęcia co zrobić, żeby ludziom pracy żyło się łatwiej - potrafi tylko krytykować, a to potrafi każdy (...).
Bez terroru /przymusu /nie ma społeczeństwa. Różnice polegają tylko na jego formach. W tamtym przeważały administracyjne, w tym ekonomiczne. Dlatego w tym milionami ludzie umierają z głodu, w tamtym tego nie było, bo każdemu zapewniał prace i chleb.
I jeszcze krótkie przypomnienie: EB nawołuje do uspołecznienia środków produkcji. Czy to nie wystarczy? Wszak lepiej te uspołecznione zaspakajały ludzkie potrzeby niż czynią to obecnie te prywatne. W każdym bądź razie nie trwoniły w takich rozmiarach na bzdety naszych środków jak czynią to te ostatnie.
nie ma podstawowej cechy jaka powinna stanowić o sensowności dalszego jej kontynuowania.
Chodzi mianowicie o okazywanie przez jej uczestników chęci znalezienia przynajmniej zbliżonego stanowiska.
Obie główne strony sporu "okopały się" na swoich stanowiskach, a zamiast wymiany rzeczowych argumentów, przerzucają się dogmatami ignorując zarówno doświadczenie wynikające z 70 lat istnienia ZSRR i "demoludów", jak i okresu po II WŚ na Zachodzie.
Pan tarak do tego nie zauważa, bo nie chce, rosnącej koncentracji bogactwa w rękach coraz mniejszej procentowo grupy najbogatszych.
Proponuję przeanalizowanie dotychczasowej dyskusji i albo jej zakończenie, albo skupienie się punktach mogących stanowić wspólne wnioski.
To może niech Pantarak też jakiś pozytywny program przedstawi, zamiast ciągle innych krytykować.
Ja się chętnie dowiem jak w burżuazyjnej demokracji sprawić, by nie działo się tak, że, cytuję, jak "wybieramy skrajnie prawicowe przedstawicielstwo parlamentarne, to przeforsują oni całkowitą wolność gospodarczą, którą wykorzystują następnie do swych partykularnych celów".
"... w warunkach komunistycznych także następowałoby zawłaszczenie wartości dodatkowej (niedopłata stawki robotniczej) i Marks próbuje karkołomnie wytłumaczyć dlaczego w warunkach kapitalistycznych stawka robotnicza 'jest okrojona', a dlaczego w świetlanym komunizmie już nie (bo to 'okrojenie' przenosi się na resztę społeczeństwa, a nie jak w kapitalizmie, do kieszeni kapitalisty)."
Obawiamy się, że w tej sytuacji to do panataraka należy przeprowadzenie dowodu na twierdzenie, jakoby Marks, odrzucając postulat przyznania robotnikom "nieokrojonego dochodu z pracy" w warunkach komunizmu, przyjmował go w odniesieniu do kapitalizmu. Prosimy więc o znane tylko pantarakowi, odpowiednie cytaty.
Dla ułatwienia dodamy, że sama koncepcja "sprawiedliwego podziału" również doczekała się krytyki w "Krytyce Programu Gotajskiego", przytoczonej zresztą w cytowanym przez nas fragmencie. A cały chybiony wywód pantaraka opiera się na wierze, że Marks "rozpatrywał sprawiedliwy podział", a nie poddawał tę koncepcję krytyce.
Gdyby Marks uważał, że w kapitalizmie mamy do czynienia z "okrojeniem dochodu" robotnika, to zgadzałby się w tej kwestii z lassalowcami. Różnica dotyczyłaby wizji komunizmu: lassalowcy nadal żądają "nieokrojonego dochodu z pracy" dla robotników, zaś Marks racjonalnie domaga się uwzględnienia konieczności zaspokojenia potrzeb ogólnospołecznych.
Czyli antenaci socjaldemokracji w swoim czasie szli dalej w swej wizji komunizmu (w kierunku anarchizmu) niż sam Marks. Byli bardziej utopijni, bo nie uwzględniali racjonalnych potrąceń z wartości dodatkowej, niezbędnych dla funkcjonowania organizmu społecznego.
Trochę zaskakujące, jak na obiegowe prawdy ("powszechne") o marksizmie, nieprawdaż?
Trudno się dziwić, że wychodząc z takich bzdur, socjaldemokracja swoją frustrację brakiem przewidywanych sukcesów leczyła odrzuceniem pojęcia walki klas w ogóle i kapitulacją przed kapitalistycznym rozumieniem "sprawiedliwego podziału". Zarówno w okresie lassalowskim, jak i współcześnie, "sprawiedliwy podział" kojarzy się socjaldemokracji (jak i kapitalistom i pantarakowi) wyłącznie z podziałem indywidualnych dochodów.
Można sobie dalej zadać pytanie, czy różnice odnoszące się do wizji przyszłego, dość odległego społeczeństwa mogą być aż tak ważące, żeby poddawać program lassalczyków tak miażdżącej krytyce, jak zrobił to Marks? Gdzie w tekście Marksa mamy stwierdzenie: tak, w dzisiejszym, kapitalistycznym społeczeństwie mamy do czynienia z odebraniem robotnikowi znaczącej części jego dochodu? (prosimy o cytaty).
Gdyby tak było, to czy nie byłoby całkowicie zrozumiałe i racjonalne, żeby marksiści skupili się na walce związkowej o podniesienie płac roboczych, pal licho system? Wszak socjaldemokracja tak czyniła, a także anarchosyndykalizm. Czyli proudhoniści i lassalowcy i ich spadkobiercy. Jak więc pantarak tłumaczy fakt, że oba te nurty stały w gwałtownej opozycji do marksizmu, i to w odniesieniu do walki bieżącej? A nie tylko i nie przede wszystkim w odniesieniu do wizji komunizmu. I jeśli nurty te miałyby mieć rzekomo identyczną percepcję głównego konfliktu między kapitalistami a robotnikami w kapitalizmie - "okrojenie dochodu z pracy"? Czekamy niecierpliwie na odpowiedź.
Rozumowanie zawarte w "Kapitale" opiera się na stwierdzeniu, że istnieje różnica między efektem pracy, wyrażającym się w wartości dodatkowej, a ceną siły roboczej, która tę wartość wytwarza. Marks posługiwał się pojęciem ceny siły roboczej, wynikającej z gry popytu i podaży na rynku pracy. Nie utożsamiał, a raczej wyśmiewał mieszanie pojęć, takich jak wartość siły roboczej i wartość pracy. Wynagrodzenie za towar, jakim jest siła robocza, wyraża się w płacy roboczej. Jest to rynkowa wartość tego towaru, a więc jest to również cena sprawiedliwa. (Podział, jak pisze Marks w "Krytyce Programu Gotajskiego" jest już założony w procesie produkcji - "sprawiedliwość" systemu produkcji jest "sprawiedliwością" późniejszego podziału).
Niemarksistowscy działacze i myśliciele, wrażliwi na krzywdę społeczną, uważali, że robotnik sprzedaje swoją pracę. Marks zauważył, że siła robocza posiada zdolność do wytwarzania wartości, która przewyższa wartość owej siły roboczej. Kapitalista opłaca w miarę rzetelnie wartość siły roboczej, tak jak ją określa rynek pracy. Istnienie wartości dodatkowej, nieoddawanej robotnikowi, jest warunkiem rozwoju cywilizacyjnego, możliwości zaistnienia komunizmu. Tylko ktoś, kto nie ma pojęcia o marksizmie może sądzić, że Marks był zwolennikiem tezy o należnym robotnikowi "nieokrojonym dochodzie z pracy".
Jeśli pantarak potrafi znaleźć w dziele Marksa jakieś cytaty przeczące temu, to prosimy o ich przytoczenie.
Albo czekamy na przeprosiny za bezpodstawne insynuacje.
***
"Od siebie jeszcze dodam, dodaje pantarak, że Marks snując dalsze rozważania na ten temat, obiecywał gruszki na wierzbie, bo zastosowana praktyka w Rosji Radzieckiej niczym nie przypominała tej sielanki.
Podstawa tego systemu był terror, a nie kolektywna kontrola produkcji, i o tym trzeba stale pamiętać."
Odium tego terroru spada na pantaraka jako "postkomucha", więc wie, o czym mówi. Dla nas ważne jest to, że wszyscy widzą, iż realny socjalizm opierał się na takich "znawcach marksizmu", jak pantarak. Co więc budowali ludzie obarczeni taką wiedzą? I taką motywacją?
"Od dawna dopominam się żeby EB przedstawiła tutaj gospodarczą alternatywę dla kapitalizmu (w sensie ekonomicznym a nie społecznym) i jakoś dotychczas nie zdobyła się na nawet na zarys takiego programu."
Sprytne! Przedstawić taką alternatywę, która rozwiązywałaby problemy kapitalizmu - bo do tego sprowadza się żądanie alternatywy czysto ekonomicznej bez komponenty społecznej! Sorry, resory: Nie ma recepty na strukturalny kryzys kapitalizmu poza zniesieniem tego ostatniego. Gdyby to było możliwe, taki program przedstawialiby corocznie zdobywcy nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii.
Zresztą, niech pantarak poczeka. Niezrażony niepowodzeniem laureatów nagrody Nobla, niezawodny cetes powinien niezadługo przedstawić kolejny program udoskonalenia kapitalizmu w kierunku uczynienia ze wszystkich drobnych kapitalistów. Nie będziemy z nim rywalizować. Nie będziemy też tworzyć programu pod dezyderaty pantaraka. I to też zostawiamy cetesowi.
..Tarak, jako postokomunistyczny burżuj, nic nie zrozumiał, na co wskazuje choćby jego ostatni postulat i oczekiwanie rozwiązań czysto ekonomicznych w oddzieleniu od społecznych. Nie pojął w jakiej formacji społeczno-ekonomicznej pojawia się wartość dodatkowa i dlaczego. Nie pojął również czym jest wartość użytkowa a czym wymienna. Nie zrozumiał, że marksizm jest NAUKĄ o Społecznym Rozwoju, choć podskórnie czuje, że ma ona oczywiste implikacje polityczne, zwłaszcza dla niego. Nie załapał jeszcze, że to nie inteligencja, nie ekonomiści z katedr uczelni kapitalistycznych, ale klasa ROBOTNICZA w praktyce REALNIE sprawowanej władzy, będzie źródłem przemian i to ona w ostatecznej instancji zdecyduje o treści gospodarki socjalistycznej. Tarak pragnie uciec w sferę rozważań teoretycznych, modelowych, na bazie metodologii dalekiej od dialektyki, bo to, w gruncie rzeczy, świetnie rozgrzesza od braku namysłu nad problemami społecznymi. Tarak będzie spał spokojnie, gdy już ewentualnie zrozumie, czym jest zawłaszczona wartość dodatkowa, bo zrobi wszystko, żeby była ona przez klasę robotniczą traktowana, jako jej swoista pożyczka na rzecz kapitalisty, z dopuszczeniem, sporadycznych rzecz jasna, żądań klasy robotniczej o zwrot choćby odsetek od tej pożyczki. Jako zwolennik merytokracji, chciałby prowadzić polemikę na platformie prakseologii, efektywności inwestycji, stopy zysku, wartości dodanej, z urojonymi przez siebie "przedstawicielami merytokracji komunistycznej", gdy w rzeczywistości jego przeciwnikiem jest klasa robotnicza, która w ramach kolektywistycznej (lubię, to niepopularne określenie)i planowej współpracy, włączy aspekt aksjologiczny ekonomii do aspektu racjonalności gospodarki. Mogę dziś wyobrazić sobie różne sposoby funkcjonowania gospodarki komunistycznej, ale nijak się będzie to mieć do rzeczywistości z jaką zetknie się klasa robotnicza, a i moje myślenie musi zostać przez nią skorygowane o te elementy, które i u mnie trącą burżujstwem. Na koniec, mogę nie wiedzieć, jak to wszystko ma wyglądać, ale jedno wiem na pewno: Ma nie być tak, jak jest teraz, a uściślając, mają nie być takie stosunki społeczne, jak opisane w zaliczonym do światowego dziedzictwa, I tomie "Kapitału"...bo komunizm nie jest stanem do wprowadzenia, jest ruchem znoszenia stanu obecnego.
Społecznemu charakterowi wytwarzania musi odpowiadać społeczny charakter podziału. Jasne i proste.
Społeczeństwo produkuje i dzieli. Bez kapitalistycznych wyzyskiwaczy oraz całej ich armii pasożytów, darmozjadów, lokajów i siepaczy. Wszyscy pracują dla wspólnego dobra.
Tak jest racjonalnie i sprawiedliwie. Socjalizm i do przodu. Wszystko.
Wygląda na to, że zbyt wcześnie chyba wróciłem z pobytu *u wód* i urlopu od komputera, bo na portalu Lewica jeszcze sezon ogórkowy, a w nim jak potwór z jeziora Loch Ness pojawił się znów marksizm z egzegezą Pisma według duetu BB.
Przecedziłem wodnisty tekst w poszukiwaniu smaczniejszych składników i oto na końcu znalazłem coś ciekawego. BB piszą: *Marksizm, bez centralnej w nim teorii wartości opartej na pracy oraz kategorii „wartość dodatkowa” i klasa robotnicza”, to papka dla niemowlaków i bezzębnych staruszków *.
Ciekawa teza, dotychczas myślałem, że w dzisiejszych czasach już także z *wartością dodatkową* i *klasą robotniczą* i nie papka tylko jakiś niesmaczny nadpsuty *cieńkusz*.
Byłby już czas zrozumieć, że coś się na świecie od K Marksa zmieniło od pierwszej połowy 19 wieku, aby dojść do wniosku, że dzisiaj popłuczynami marksizmu nie stworzy się żadnej wartości dodatkowej, ani ożywczo nie napoi osłabionej klasy robotniczej.
Dzisiejszy neoliberalny kapitalizm trzeba istotnie przerobić tworząc nowy system społeczno ekonomiczny i to jest zadanie bardziej dla BB niż do taraka, który chce zmieniać w oparciu o realnie dostępne środki. Bliższy tego jest chyba rzeczywiście cetes.
Marksista to człowiek twórczy z definicji... *Być marksistą znaczy wszechstronnie i realistycznie poznawać i oceniać rzeczywistość społeczną...* pisał w latach 70 pewien nie bezzębny jeszcze dzisiaj filozof.
No tak, marksista, a nie marksolog.
...zdrowemu rozsądkowi.
Pisałem przecież, że EB nic nie zrozumie z mojej argumentacji i pójdzie w "zaparte", bo pisze:
"Obawiamy się, że w tej sytuacji to do panataraka należy przeprowadzenie dowodu na twierdzenie, jakoby Marks, odrzucając postulat przyznania robotnikom "nieokrojonego dochodu z pracy" w warunkach komunizmu, przyjmował go w odniesieniu do kapitalizmu. Prosimy więc o znane tylko pantarakowi, odpowiednie cytaty"
*
więc proszę bardzo:
"Na stronie 587 (Kapitału)czytamy: "Kapitalista, który wytwarza wartość dodatkową, czyli bezpośrednio wyciska z robotnika pracę nieopłaconą i utrwala ją w towarach...,"
Czy można jaśniej? - nie !
Marks jasno i niedwuznacznie wskazuje tu, że w warunkach gospodarki kapitalistycznej źródłem "wartości dodatkowej"
( czyli po prostu zysku) jest nieopłacony czas pracy robotnika, a nie całe społeczeństwo jak to wcześniej EB napisała:
"Według Marksa wartość dodatkowa powstaje w procesie społecznym. Jest zatem własnością społeczeństwa. Robotnicy powinni mieć jednak DECYDUJĄCY GŁOŚ przy podziale puli wartości dodatkowej."
Co tu więcej udowadniać? - jest jasne jak na dłoni, że EB pisze to, co jest jej w danej chwili wygodne, bo pozwala jej na to ta nieprecyzyjna pseudonauka marksistowska.
Słowo " nieprecyzyjna" jest mało adekwatne do tego bełkotu,
- jest mętna jak woda w stawie.
Zaraz tu przeczytamy, że EB nie chodziło o to jak definiuje Marks wymyśloną przez siebie "wartość dodatkową" ale o coś zupełnie innego - może sobie pisać co chce, ale spór dotyczy tego GDZIE powstaje wg Marksa "wartość dodatkowa" i sprzeczność stanowiska Marksa i EB dowodnie wykazałem.
Czyli jawna herezja ! - nie ma co temu zaprzeczać.
dalej EB pisze:
"Gdyby Marks uważał, że w kapitalizmie mamy do czynienia z "okrojeniem dochodu" robotnika, to zgadzałby się w tej kwestii z lassalowcami..."
No i wg zacytowanej "światłej" myśli Marksa ( ze strony 578
Kapitału) , zgadzał się a nie jak twierdzi EB "nie zgadzał się".
EB naśladuje tu swego durnego Mistrza, który pisał co mu na myśl przyszło w danym momencie, a było wygodne do prowadzenia sporów z oponentami.
dalej EB pisze:
"Trudno się dziwić, że wychodząc z takich bzdur, socjaldemokracja swoją frustrację brakiem przewidywanych sukcesów leczyła odrzuceniem pojęcia walki klas w ogóle i kapitulacją przed kapitalistycznym rozumieniem "sprawiedliwego podziału". Zarówno w okresie lassalowskim, jak i współcześnie, "sprawiedliwy podział" kojarzy się socjaldemokracji (jak i kapitalistom i pantarakowi) wyłącznie z podziałem indywidualnych dochodów."
Piszesz głupstwa EB i bez pokrycia - gdzie coś takiego
napisałem ? Gdzie napisałem, że nadrzędnym celem socjaldemokratycznej wizji gospodarczej jest indywidualny dochód i jego podział.
Napisałem przecież wyraźnie, że zysk bierze się z nowo powstałej w procesie produkcyjnym wartości synergicznej,
będącej wyrazem wkładu całego społeczeństwa w zysk przedsiębiorstwa, w związku z czym jego przeznaczenie na cele konsumpcji zbiorowej nie wynika z dobrej woli kapitalisty ale ze sposobu jego powstania.
Nie rozpatrujemy (części) zysku ( wg.EB - wartości dodatkowej) jako indywidualnej własności robotnika zagarniętej przez kapitalistę, ale jako wspólną dla całego społeczeństwa.
Jak zwykle EB pisze co jej wygodnie i bez związku ze stanowiskiem adwersarza.
No, ale tak zawsze dyskutowali komuniści, co widać po polemikach Marksa ( każdy sobie na swój temat), więc nie ma co się dziwić EB.
Ale dyskutować z nią, też chyba nie!
Dalej EB pisze:
"Marks posługiwał się pojęciem ceny siły roboczej, wynikającej z gry popytu i podaży na rynku pracy. Nie utożsamiał, a raczej wyśmiewał mieszanie pojęć, takich jak wartość siły roboczej i wartość pracy."
To są rozważania z cyklu: jaka jest zawartość cukru w cukrze.
Co ważnego wynika z tych rozważań? - że nie praca jest towarem a siła robocza? no i co z tego?
Nie mówiąc już o tym, że i siła robocza nie jest żadnym towarem, bo towarem jest wytwór rąk ludzkich.
dalej EB pisze:
"Istnienie wartości dodatkowej, nieoddawanej robotnikowi, jest warunkiem rozwoju cywilizacyjnego, możliwości zaistnienia komunizmu. Tylko ktoś, kto nie ma pojęcia o marksizmie może sądzić, że Marks był zwolennikiem tezy o należnym robotnikowi "nieokrojonym dochodzie z pracy"."
Słusznie - tak istotnie jest.
Rozwój społeczny bierze się właśnie z tej wartości synergicznej powstałej w wyniku produkcji, a którą Marks nazywał zawłaszczoną przez kapitalistę "wartością dodatkową".
No, a skoro tak, to czym w praktyce różni się teza o społecznym wykorzystaniu marksistowskiej wartości dodatkowej przez komunistyczne społeczeństwo od takiego samego wykorzystania tej wartości nazywanej zyskiem w drodze jej opodatkowania w społeczeństwie kapitalistycznym?
Ja widzę tu tylko mniej ofiar terroru komunistycznego.
dalej EB pisze odnośnie poprzedniej kwestii:
"Jeśli pantarak potrafi znaleźć w dziele Marksa jakieś cytaty przeczące temu, to prosimy o ich przytoczenie"
A gdzie ja coś takiego twierdziłem ?
EB sama sobie formułuje pytania wkładając je w tekst polemisty i sama na to odpowiada i jeszcze domaga się uzasadnienia.
Taka Zosia-Samosia!
dalej EB peroruje:
"Odium tego terroru spada na pantaraka jako "postkomucha", więc wie, o czym mówi. Dla nas ważne jest to, że wszyscy widzą, iż realny socjalizm opierał się na takich "znawcach marksizmu", jak pantarak. Co więc budowali ludzie obarczeni taką wiedzą? I taką motywacją?"
Tu już EB odeszła całkiem od realizmu na rzecz propagandy.
Krytyka marksizmu nie sprowadza się do krytyki pustosłowia które tu przedstawia EB, ale do jego skutków ekonomicznych i społecznych.
Nikt oprócz EB i kilku zagubionych komunistycznych oportunistów nie uważa marksizmu za naukę.
Większość ludzi uważa, że jeśli czegoś nie rozumieją, to są głupi i boją się to skrytykować, by nie narazić się na ostracyzm środowiska, które też nic nie rozumie ale udaje że rozumie - właśnie tak, jak EB.
A tymczasem tzw.naukowego marksizmu nie można w pełni zrozumieć, bo jest wzajemnie sprzeczny i jedynie poszczególne pojedyncze tezy poddają się naukowej ocenie a w żadnym wypadku całość, której (powiem złośliwie), chyba sam Marks nie rozumiał.
Jeśli ma Pan wybór pomiędzy sportem a polityką, to lepiej pojeźdź sobie na rowerku.
Wszyscy będą mieli z tego większą korzyść.
...pisze pan M.Bucharin.
Już to wielokrotnie tu , nawet w tym wątku, zrobiłem, panie M.Bucharin, i wystarczy uważnie przeczytać przebieg dyskusji.
A jeśli już Pan to zrobi, to zrozumie, że przedmiotem sporu z EB nie są jakieś tam imponderabilia marksizmu a zasadnicza dla niego teza o wyzysku pracy.
Tezy wynikającej z definicji marksistowskiej "wartości dodatkowej" i dlatego EB coraz to przeskakuje na inne wątki, żeby nie postawić kropki nad "i" i nie przyznać, że nie ma żadnego wyzysku pracy i nigdy nie było - był tylko, i jest nadal, niesprawiedliwy podział.
I taki jest sens tego sporu!
Kapitalizm musi zostać zburzony. Socjalizm musi zostać zbudowany. Zburzyć kapitalizm i zbudować socjalizm może tylko klasa robotnicza i ogół ludzi pracy.
Cała gospodarka w ręce robotników i pracowników!
Cała władza dla klasy robotniczej i ludzi pracy!
I nie ważne panie taraku, co myślisz o teorii wartości dodatkowej. Całe bogactwo wytworzone przez robotników i pracowników musi należeć do nich, a nie kapitalistycznych właścicieli. Koniec z najemnym niewolnictwem. Koniec z kapitalistycznym wyzyskiem i pasożytnictwem. Tyle teorii wystarczy. Reszta to rewolucyjna praktyka czyli likwidacja klasy kapitalistycznej.
...odpowiedziec ci w twoim stylu (np: zaloz tarak trepy, bo w tym rodzaju obuwia jest ci do twarzy), ale w gruncie rzeczy masz racje. Zawsze skorzystam z okazji jazdy na rowerze, a nawet musze, a i co do wiekszosci przez ciebie wspomnianej, tez sie nie poczuwam, bo na tym portalu owa wiekszosc, to metafizycznie definiowany prekariat, wiec mi nie po drodze. Powiadasz, wyzysku nie ma, jest niesprawiedliwy podzial. Ok, zalozmy, ze wyzysku nie ma. Rozumiem, ze ow sprawiedliwy podzial oznacza podzial sprawiedliwy spolecznie. To oznacza, po pierwsze, ze zysk pochodzi z pelnego wykorzystania sil wytworczych i wszystkich dostepnych zasobow, co jest niemozliwe, gdyz nieracjonalnosc jest strukturalnie wpisana w gospodarke kapitalistyczna. Po drugie, rynek jest konkurencyjny i z dostepem uczestnikow rynku, posiadajacych identyczna, pelna informacje. No, na to, to juz kapital nigdy nie pozwoli, tak, jak na rzecz najwazniejsza, czyli... NIGDY nie pozwoli sobie na poniesienie tzw. kosztow spolecznych. Nie wiem wiec, co chcesz sprawiedliwie podzielic?? Na zdrowie Tarak, reformuj dalej kapitalizm.
Klasa robotnicza bierze wszystko, a klasa kapitalistyczna dostaje figę z makiem.
Klasa robotnicza jest wtedy kolektywnym gospodarzem, a nie armią najemnych niewolników. A kapitalistom nikt krzywdy nie zrobi. Mają zagwarantowane prawo do włączenia się do budownictwa socjalistycznego. Gwarantuje im to dyktatura proletariatu.
Pisze pantarak:
"... więc proszę bardzo: Na stronie 587 (Kapitału) czytamy: 'Kapitalista, który wytwarza wartość dodatkową, czyli bezpośrednio wyciska z robotnika pracę nieopłaconą i utrwala ją w towarach...,'"
Mistrz logicznego wywodu powinien zauważyć, że gdyby przyjąć "logikę" jego "czytania Kapitału", to musielibyśmy uznać za jasne i oczywiste stwierdzenie Marksa: "Kapitalista, który wytwarza wartość dodatkową..." Ba, wręcz to kapitalista "... utrwala ją w towarach..."
Gdzie tu robotnik? Zapewne tylko siedzi na tyłku i popija piwko.
Jak pisał poprzednio pantarak, robotnik nic by nie mógł bez kapitalisty. A tu Marks potwierdza pantarakowe przekonanie, że to kapitalista odwala całą robotę, a robotnik tylko bierze forsę za frajer.
Druga część zdania, na której to pantarak opiera swój rzekomy dowód, brzmi: "...bezpośrednio wyciska z robotnika pracę nieopłaconą..."
Błąd pantaraka wynika z faktu, że odrzuca on rozróżnienie Marksa na siłę roboczą i na pracę, więc zwyczajnie nie rozumie zacytowanego przez siebie zdania. No cóż, niczego innego się po nim nie spodziewaliśmy.
Robotnik otrzymuje PEŁNĄ zapłatę za towar, który sprzedaje, a mianowicie siłę roboczą. Nie sprzedaje pracy (wartości użytkowej siły roboczej), co wynika z rozróżnienia między różnymi rodzajami wartości (sprawa znana nie tylko w marksizmie, więc pomińmy).
Prosiliśmy o zacytowanie wypowiedzi Marksa, w której napisałby on, że robotnikowi należy się nieokrojony dochód z pracy w warunkach kapitalizmu. Nadal nie widzimy takiego cytatu.
Rozdrażnienie nie jest dobrym doradcą, pantaraku.
Ale skoro już zacząłeś czytać "Kapitał", to jest to dobrze zainwestowany czas. Uczyć się, uczyć się i jeszcze raz uczyć się!
http://ru.kke.gr/news/news2013/2013-02-programme.html
Szkoda tylko, że nie odnosi EB tej zachęty do samej siebie,
bo gdyby tak było, to miałaby szerszy , niż marksistowski,
ogląd rzeczywistości i taką powikłaną argumentację jaką tu przedstawia, uważałaby za zawstydzającą.
Napisałem co miałem do napisania w tej sprawie i nie będę dalej brnął w tę marksistowską "fantastykę naukową", w znaczeniu dosłownym, bo po prostu szkoda mi czasu na grzebanie w tych opasłych księgach, po to tylko żeby udowodnić EB , że jej poglądy na naprawę stosunków społecznych, to utopia zbudowana na fikcyjnej nauce.
Lepiej niech sama dojrzeje do zrozumienia tego!
Nie chcesz przyznać, że cała ta niby-nauka oparta jest na manipulacji słowami, przy jednoczesnej zmianie ich poprzednich znaczeń, co doprowadziło twego Mistrza
do fantastycznych wniosków? - to udawaj dalej Greka, nic mi to nie przeszkadza.
Dla pozostałych jest jasne jak słońce, że fałszywa marksistowska teza o wyzysku pracy uniemożliwia wypracowanie formuły stosunków społecznych możliwej do przyjęcia dla wszystkich grup społecznych ( w tym bardzo licznej grupy robotników - inwestorów, można powiedzieć kapitalistów, inwestujących swe oszczędności w światową produkcję, za pośrednictwem banków).
Znaczenie, jakiego niezasłużenie doczekał się marksizm, zawdzięcza jedynie temu, że niejaki Lenin, na czele grupki podobnych sobie cynicznych łotrów, uznał, że jest wygodnym pretekstem do przechwycenia władzy w wykrwawionym i głodnym społeczeństwie - obiecał pokój a przyniósł udręczenie, jakiego nie zaznał ten naród nawet w średniowieczu pod władzą mongolską.
Gdyby nie ta bolszewicka rewolucja, to od dawna marksizm znany byłby jedynie historykom idei i spoczywał na jakiejś zakurzonej półce wśród innych socjalistycznych utopii.
Wiedz też EB, że jesteś w swych poglądach niesłychanie archaiczna i na pewno nie znajdziesz zwolenników.
Marksizm jest wciąż aktualny, bo nie jest zbiorem dogmatów, ale teorią, która jest ciągle weryfikowana przez praktykę.
Marksizm uwzględnia zmiany, które zachodzą w świecie.
Marksizm już zawsze będzie podążał jak cień za kapitalizmem. Na to nie ma już rady. Widmo komunizmu będzie krążyć po świecie, aż kapitalizm zostanie zniszczony.
Nic na to taraku nie poradzisz. To kwestia czasu.
Też tak myślałem i jeszcze czasem tak myślę, wszak świat idzie z postępem choć powoli.
Marksizm jako *wszechstronne, realistyczne poznawanie i ocenianie rzeczywistości społecznej*
oraz dążenie do usuwania sprzeczności klasowych i powstawania społeczeństwa bezklasowego jest z lewicowego punktu widzenia ciągle potrzebny.
Myślę jednak, że kapitalizm nie zostanie zniszczony, on się po prostu przeżyje i zemrze, a w to miejsce powstaną nowe, lepsze formy stosunków społecznych.