Można tylko westchnąć z zazdrością nad determinacją Wenezueli mając u nas do czynienia na rządowych stanowiskach z eksponentami zagranicznych szajek tzn. bezinteresownie przyjaznych nam gremiów..
Jak można wydalić panów dyplomatów? Całkiem jak "nielegalnych imigrantów".
dlaczego Wenezuela nie zacznie uczyć się od wrogów i finansować opozycję antyneoliberalną np. w takich krajach jak Polska... Pomyślcie co by można zrobić, gdyby nawet naszym planktonowym organizacjom udostępnili całkowicie legalnie system grantów aktywizacyjno-edukacyjno-kulturalnych z funduszem dajmy na to 10 mln euro... ech. marzenia ;)
Czemu Wenezuela miałaby się interesować tak peryferyjnym krajem jak Polska? Aczkolwiek w USA mogliby wesprzeć jakieś ruchy zdolne do wstrząśnięcia tamtejszą oligarchiczną sceną polityczną, podobnie jak w krajach Ameryki Środkowej i Pd. w których rządzą neoliberałowie.
czemu opinia lewicowa w Polsce interesuje się tak peryferyjnym krajem, jak Wenezuela?
i w ten sposób wpędzili kraj kąpiący się w ropie w niedobory rynkowe :)))
Bardzo proste - dlatego że Wenezuela realizuje inny model niż liberalny.
(PS. Nie "czemu", lecz "dlaczego").
http://biznes.onet.pl/wideo/rzad-przejmuje-fabryke-papieru-toaletowego-w-wenez,141044,w.html
A w Polsce jest silny ruch opozycyjny na rzecz innego modelu niż liberalny.
Innego modelu niż liberalny? Czyżby? Tzn. nieco innego, przypudrowanego modelu tego samego kapitalizmu? TINA?
Zyta Gilowska? Gliński? Doprawdy całkiem nowa jakość antyliberalizmu.
jest bardzo charakterystyczny.
W krajach o takich zasobach surowcowych jak Wenezuela powinno być tak: dywersant amerykański stoi na każdym rogu ulicy i agituje przeciw rewolucji. Ludzie na jego widok pukają się w czoło. W końcu dochodzą do wniosku, ze to dosyć zabawny cyrk.
Rewolucja boliwariańska miała wszelkie dane, żeby przekonać do siebie społeczeństwo na tyle, iż nie groziłaby jej żadna dywersja. Tymczasem wciąż zachowuje ona poparcie, wystarczające od biedy do wygrywania wyborów. Kto wie jednak, czy to już nie łabędzi śpiew. Wiadomo, ze władze rewolucyjne ostrzegają przed dywersją tym krzykliwiej, im gorzej sobie radzą.
Nie da się odmówić tej rewolucji znaczących osiągnięć (ograniczenie zakresu skrajnej nędzy). Niestety, liderzy Wenezueli w zbyt wielkim stopniu nawiązali do tradycji realnego socjalizmu. Na szczęście, nie przejęli jej całkowicie. Tylko dlatego nadal rządzą metodami jako tako demokratycznymi.
Ale mają już problemy znane z historii - nie szukając daleko - Polski czy współczesności Kuby. Nalezą do nich: skorumpowana nomenklatura partii rządzącej oraz wywołane przez jej indolencję - a patrząc głębiej: przez fałszywe założenie doktrynalne (jak się nie wie, co zrobić z gospodarką, to się ją nacjonalizuje - odwrotność prywatyzacyjnej obsesji dogmatycznego liberalizmu, z którym realny socjalizm wiele łączy, gdyż są one przeciwnymi biegunami tego samego dogmatyzmu) - deficyty w zaopatrzeniu rynku. Wenezuela, wielki producent ropy naftowej, racjonuje benzynę.
I dlatego władze Wenezueli, zamiast cieszyć się przytłaczającym poparciem, ścigają dywersantów.
Przełom antyliberalny musi zerwać z dniem wczorajszym (tj. hegemonią dogmatyzmu liberalnego). Ale nic mu nie da wzorowanie się na "przedwczoraj", czyli na realnym socjalizmie. Inspiracją dla niego może być Orban a nie Castro.
W Wenezueli obok siebie istnieją w zasadzie dwa systemy: kapitalistyczny oraz socjalistyczny.
Socjalizm ogranicza się głównie do specjalnych sklepów z tanią żywnością, dotowanej benzyny i częściowo znacjonalizowanej gospodarki.
Pełni funkcję redystrybucyjną, kasa z ropy rozdzielana na różne mniej lub bardziej potrzebne cele.
Natomiast stosunki kapitałowe między ludźmi są jak najbardziej wolnorynkowe, kapitalistyczne. I to w wydaniu skrajnie liberalnym.
Brak pozwoleń, biurokracji,koncesji, de facto: brak podatków, reglamentacji etc.
Istnieje w Caracas nawet specjalna dzielnica ludzi bogatych. Posiada własną 'prywatną' policję ( bo miejska jest skorumpowana), knajpy drogie nawet na standardy Zachodnie i sklepy topowych marek których nie ma nawet w Polsce.