Chyba nie zaprzeczysz, że to on stał na czele SdRP?
Rycerzami bez skazy są tylko ci którzy bronili Polski Ludowej a i wytrwali w tym aż do 1989. Być może takich ludzi nie ma ale nie zmienia to istoty rzeczy, że wszyscy inni to tylko świadome bądź nieświadome narzędzia restauracji kapitalizmu ergo bezrobocia, eksmisji, nierówności społecznych, pogardy wobec ludzi pracy, upadku kultury, języka etc.
Beczka dziegciu w łyżce miodu...
.
Gdybyś, mlm, napisał - "Rycerzami bez skazy są tylko ci którzy bronili Polski Ludowej" - byłbyś zrozumiany. Ale ty postawiłeś cezurę: "a i wytrwali w tym aż do 1989", czyli do obrad Okrągłego Stołu. Takich to było multum.
Ślubowali przecież, że będą bronić PRL i po tej dacie. Zdradzili wszyscy bez wyjątku, jak jeden mąż. Dlatego im grzechy odpuszczasz. To mają być twoi rycerze bez skazy?
Nie takie to proste.
Rycerze niepokalanej władzy ludowej - owszem - nocą z 6 na 7 lutego 1990 r. w ostatnim akcie kapitulacji wyprowadzili sztandar waszej, stalinowskiej formacji.
W rozsypkę poszła nawet lewica akademicka współpracująca z wrocławskim pismem "Sprawy i Ludzie". Postpezetpeerowskie Stowarzyszenie Marksistów Polskich i Związek Komunistów Polskich "Proletariat" nie potrafiły odciąć się od zdrajców z SdRP.
Wśród nielicznych oponentów wyróżniał się niewątpliwie Wsiewołod Wołczew, kierujący katowickim oddziałem Stowarzyszenia Marksistów Polskich. Rycerzem bez skazy go jednak nie nazwiesz, partyzantem - również, raczej - zapomnianym bohaterem waszej formacji, który potrafił się postawić "władzy ludowej" w okresie jej przepoczwarzania się w jaśnie nam panującą.
Dziś cześć jego pamięci oddają partyzanci.
Tylko kto to powie Ludowi, temu uciśnionemu,ogłupionemu bezczelną propagandą sukcesu z przefrymarczenia dorobku wielu pokoleń powojennych, rzeczywistych budowniczych wolnej (wbrew kłamstwom o PRL) Polski? Który wielki "redaktor",czy "dziennikarz" ośmieli się pisnąć chociażby o prawdzie tak niekorzystnej dla podczepionych do strajkujących w imię 'sprawiedliwości społecznej" robociarzy " najmędrszych yntelygentów",co to zniżyli się do plebsu,aby oświecić ich w 'temacie jak pozbyć się kłopotu jakim jest prawo do pracy...?
BB jak chcecie analizować otaczająca was rzeczywistość jeśli macie problem z czytaniem ze zrozumieniem? A może nie chodzi wcale o to, tylko o te narzędzia (mniejsza z tym czy świadome) kapitalistycznej restauracji? Uderz w stół a nożyce się odezwą?
Wychodzi na to, że to my staliśmy za rekapitalizacją, a nie biurokracja partyjno-państwowa, która podczas obrad Okrągłego Stołu na polu gospodarczym, co za tym idzie ustrojowym, wyprzedziła najśmielsze oczekiwania tzw. konstruktywnej opozycji o lata świetlne. Niekonstruktywną do obrad nie dopuszczono. Warto pamiętać, że to "władza ludowa" decydowała kto jest konstruktywny, a kto nie.
Jeszcze dziś pamiętam zaskoczenie i zdumienie, choćby Marka Rapackiego, deklaracjami Aleksandra Kwaśniewskiego czy Józefa Oleksego wygłaszanymi w kuluarach. Facet nie wierzył, że Partia i generalicja mogła dać im pełnomocnictwa.
Nie bredź, mlm. Takich jak my nikt nie pytał nawet o zdanie. "Władza ludowa" wiedziała z kim się układa. Miała jedynie obiekcje co do udziału w obradach Kuronia i Michnika. Propaganda przez lata ich nieco demonizowała. Nic dziwnego. że sami decydenci w nią uwierzyli. Trzeba było pośpiesznie odkręcać sprawę. I z tym sobie poradzono.
W Magdalence zebrały się już bratnie dusze.
Co ma piernik do wiatraka? Siły reprezentowane w tzw. Magdalence nikogo nie usprawiedliwiają z tego, że nie broniło eis Polski Ludowej (alternatywą dla niej był kapitalizm), a zresztą wy, socjaliści, anarchiści, trockiści, pacyfiści etc do dziś na nią plujecie. I po co ta megalomania, nie wy jesteście w tym temacie najważniejsi, byliście tylko planktonowym pyłem "demokratycznego" owczego pędu.
Zapamiętaj, frajerze, monopol i odpowiedzialność idą w parze.
Trzymając się, mlm, twoich nie wyszukanych porównań należy zaznaczyć, że w czasach PRL to partyjno-państwowa biurokracja prowadziła stado ku świetlanej przyszłości.
Co więcej zagwarantowała sobie przy pomocy rozbudowanego aparatu przymusu monopol na tzw. realny socjalizm. W PRL nawet opozycja była koncesjonowana. Koncesji politycznych na lewo od PZPR biurokracja nie udzielała, o czym przez lata świadczył choćby skład Sejmu.
Wspomniane przez ciebie wilki w owczej skórze: "socjaliści, anarchiści, trockiści, pacyfiści etc" oraz my (czyli niezależni komuniści - według określenia dr Rafała Chwedoruka) mogły co najwyżej wyrwać parę zbłąkanych owieczek. Pieczę nad resztą niezagospodarowanego przez PZPR stada za przyzwoleniem biurokracji sprawował kościół katolicki, koncesjonowane stronnictwa polityczne i związane z nimi stowarzyszenia. Niekoncesjonowane ugrupowania polityczne o dowolnym rodowodzie miały mocno ograniczone przez "władzę ludową" pole działania. Od czego sprawny aparat represji?
W latach 1980-1981 margines ten nieco się poszerzył za sprawą strajków robotniczych, by po wprowadzeniu stanu wojennego wejść we właściwe koleiny, przeznaczone dla kolejek wąskotorowych.
Patronat nad siecią tych kolejek objął ma się rozumieć kościół katolicki i co poniektóre zagraniczne agencje. Próbowaliśmy wówczas uruchomić szybką kolej podziemną - metro. Wyszło nawet parę numerów biuletynu pod tym tytułem. Problem w tym, że na stanie mieliśmy tylko gwizdek. Od tego by cała para poszła gdzie trzeba były wiadome służby.
Po każdej wpadce trzeba było zaczynać nieomal od zera. W ciągu ostatniego dziesięciolecia PRL zaczynaliśmy parę razy. Można by rzec - do końca PRL nie wyszliśmy z politycznego niebytu. W tych perturbacjach organizacyjnych istotną rolę odegrały również aspiracje innych nurtów politycznych i ideowych. Anarchiści i trockiści też szukali na gwałt okazji by wybić się na samodzielność - stąd wewnętrzne rozłamy.
Czy nieobecne w realu, wykluwające się i przebijające się pokracznie przez kolejne skorupy nurty radykalnej lewicy mogą ponosić jakąkolwiek odpowiedzialność za rozkładający się na naszych oczach "realny socjalizm"?
To pytanie retoryczne.
Nie będziemy dzielić się odpowiedzialnością z monopolistą.
Gdyby PZPR szukała po lewej stronie sojuszników być może byłoby o czym gadać, ale takiego otwarcia nie było. Nawet powstały w 1980 r. Komunistyczny Związek Młodzieży Polskiej, który chciał bronić "realnego socjalizmu" po wprowadzeniu stanu wojennego został rozwiązany.
Do końca PRL monopol na "realny socjalizm" zachowała biurokracja partyjno-państwowa spod znaku PZPR. W stanie wojennym na jej czoło wyszły resorty siłowe. Nawet po jego zniesieniu ten odłam biurokracji pozostał przy władzy. On też osłaniał i sprawował całościową pieczę nad kapitalistyczną transformacją.
O "owczym pędzie" ku kapitalizmowi nie było mowy. Słomiany zapał zgasł jak zapałka. Sprzeczności interesów wyszły prawie natychmiast. W latach 1991-1992 po kraju rozlewa się wielka fala strajków. Obok zdalnego i ręcznego sterowania istotną rolę w terapii szokowej Balcerowicza odgrywał przymus ekonomiczny i szalejące bezrobocie. Co po części skutecznie pacyfikowało żywiołowy opór mas.
Ale i tego było za mało, by utrzymać w ryzach sfrustrowane społeczeństwo. Ponownie do gry weszła zatem w ramach demokratycznych wyborów biurokracja postpezetpeerowska tym razem pod szyldem SdRP i SLD (notabene wsparła ją PPS Piotra Ikonowicza i ZKP "Proletariat"). To ona budowała kapitalizm, ma się rozumieć z "ludzką twarzą".
Od końca lat 80. jako Grupa Samorządności Robotniczej wspieraliśmy radykalizujące się związki zawodowe zrzeszone w OPZZ i w Warszawskim Porozumieniu Związków Zawodowych, które wówczas nie pogodziły się jeszcze z jawnym już kursem na kapitalizm. Na początku lat 90. propagandowego wsparcia udzielaliśmy różnorodnym organizacjom związkowym współtworzącym komitety strajkowe, w tym WZZ "Sierpień 80".
Na fali strajków lat 1991-1992 utworzyliśmy Grupę Inicjatywną Partii Robotniczej. Ani GSR, ani GIPR nie były z oczywistych powodów - weźmy pod uwagę chociażby krajowy i globalny układ sił - zmienić losu historii i odwrócić kierunku przemian.
Utraciliśmy swoje pozycje w związkach zawodowych, gdy organizacje te w połowie lat 90. ostatecznie wkomponowały się w kapitalistyczne realia lub ewoluowały na pozycje nacjonalistyczne (casus WZZ "Sierpień 80").
Ostatnie wcielenie GSR rozpadło się w 1997 r. GIPR bez nas przetrwał ciut dłużej.
Niepotrzebnie tak autobiograficznie się rozpisujecie, historia nie ucierpi jeśli pominie się wasza w niej "obecność", powtarzam, wy i spolka byliście tylko niszowym odpryskiem "demokratycznej" kontrrewolucji lat 80.
I oczywiście można za brak istnienia jakiejkolwiek siły politycznej winić "aparat represji", tylko nie ma to nic wspólnego z marksizmem ani ze światem rzeczywistym, co na jedno wychodzi.
10 lat podrzynało gałąź na której bezpiecznie siedziała "klasa robotniczo chłopska". PZPR,jako wyszydzana i obwiniana za wszystkie problemy Partia,najważniejszym zadaniem uznała niedopuszczenie do bardzo realnej wtedy wojny domowej.W Magdalence osłabiona,znienawidzona bardzo wrogą i kłamliwą propagandą,z trudem wyrywała ochłapki które pozwalały przeżyć kurczącym się szeregom Towarzyszy.Jak bardzo zapadły w świadomość Ludu idiotyczne w większości pomówienia o zbrodniczej działalności "władzy ludowej" widać dzisiaj 24 lata od transformacji,gdy głównym hasłem PIS, jest walka z "komuchami".
"Socjalizmu będziemy bronić jak niepodległości".
Pamiętasz to mlm?
Bronili czy zdradzili?
Nikt nie chciał Polski Ludowej. Ani władcy, ani naród. Władcy wiedzieli, że się wzbogacą na obaleniu Polski Ludowej, a naród myślał, że się wzbogaci. Będzie jak na Zachodzie! Solidarnie postawiono na Polsce Ludowej krzyżyk. Władza i naród. Władza obaliła Polskę Ludową przy aplauzie narodu. Precz z komuną! Teraz będzie jak na Zachodzie.
Władcy ogołocili naród. Bogactwo wypracowane przez naród dla władców, a dla narodu bezrobocie, głodowe zarobki, niepewność jutra w kraju, albo emigracja.
A miał być dobrobyt...
No dobra. To już było. Życie toczy się dalej i walka trwa dalej. Po fali reakcji przyjdzie fala rewolucji. Już nadchodzi. Już zbliża się wielkimi krokami. Dni kapitalizmu są policzone. Wcześniej czy później cały świat będzie komunistyczny. To kwestia czasu pod warunkiem, że klasa robotnicza i ogół ludzi pracy tak postanowią.
Oczywiste, że zdradzili. "Polska będzie albo socjalistyczna, albo nie będzie jej wcale" - nie mieli racji?
Nie bardzo wiem, o kim tu właściwie mowa? O człowieku będącym symbolem (choć oczywiście nie jedynym i chyba nawet nie pierwszoplanowym) restauracji w Polsce kapitalizmu. Czyż dla lewicy może w ogóle istnieć taki temat?
Nie można równą miarą oceniać polskiej klasy robotniczej i władz partyjnych. Robotnicy polscy ani nie wywalczyli socjalizmu (dostali go na talerzu) ani nie przysięgali mu wierności, szczerze stawiali mu bierny i czynny opór przez 45 lat; władze partyjne zdradziły bo przysięgały, po tylu latach, nie miały już ani siły, ani ochoty, walczyć ze społeczeństwem.
Do wojen domowych, bamboszu, przy okazji transformacji kapitalistycznej doszło na tle narodowościowym w Jugosławii i na terytorium byłego ZSRR. Tam jednak w przeciwieństwie do Jugosławii, wojny te miały charakter ograniczony.
Ze względu na jednolity charakter narodowościowy PRL takiej groźby w ogóle nie było. Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego wprowadzając stan wojenny starała się, jak twierdzi gen. Wojciech Jaruzelski, jedynie uniknąć interwencji radzieckiej i, co za tym idzie, niepotrzebnego przelewu krwi. To znany argument, ale jakby z innej beczki. Zauważ - o obronie socjalizmu nie ma tu mowy. To znamienna frazeologia. Władza Ludowa przeistacza się na naszych oczach w Narodową, starając się uwiarygodnić przed... Giertychem.
Gdyby WRON i gen. Wojciech Jaruzelski zamierzał bronić socjalizmu konieczne byłyby posunięcia zmierzające do wzmocnienia sektora uspołecznionego, choćby kosztem pozostałych. Pomysł na kolektywizację w latach 80. zgłosił jedynie Cezary Sikorski w "Cieniach NEP-U". Ekipa Jaruzelskiego i PZPR była od tego jakże daleka. Daleka była również od postulowanego tu i ówdzie uspołecznienia własności państwowej poprzez rozbudowę systemu samorządów robotniczych, czy otwarcia się na siły prosocjalistyczne. Nieufność wobec klasy robotniczej zaowocowała rynkowo-menadżerskim wariantem reform. Wkrótce od obrony status quo biurokracja partyjno-państwowa przeszła do reform ekonomicznych, zwanych przez niektórych publicystów NEP-em po polsku. Taka polityka nie dała większych rezultatów - pobudziła jedynie siły prokapitalistyczne.
W ramach I etapu reformy gospodarczej miała miejsce silna ekspansja sektora prywatnego, podobno zresztą nie zamierzona. W rezultacie nastąpił wyraźny wzrost zatrudnienia w tym sektorze z 4,9% w 1980 r. do 8,2% w 1987 r., głównie w usługach i handlu wewnętrznym. To tworzyło bazę do dynamicznego wzrostu tego sektora w latach 90.
W drugim etapie reformy w latach 1987-1989 już jawnie położono jeszcze większy nacisk na wspieranie małych firm prywatnych. Polska gospodarka otwarła się również na kapitał zagraniczny, głównie polonijny.
Na dodatek, jakby tego było mało, nastąpiło masowe uwłaszczenie biurokracji partyjno-państwowej, ma się rozumieć na majątku państwowym lub na styku sektora państwowego z prywatnym.
"Nie można równą miarą oceniać polskiej klasy robotniczej i władz partyjnych."
To fakt. Większą odpowiedzialność ponosi władza, która na koniec przywróciła kapitalizm. To jest wstyd i hańba, że kapitalizm był sukcesywnie odtwarzany pod czerwonymi sztandarami. Krok za krokiem. Ekipa po ekipie. PZPR nie broniła socjalizmu, ale aktywnie go obalała, aż do kontrrewolucji.
Kontrrewolucji w Polsce nie dokonał duch święty, ani Solidarność. Zrobiła to PZPR. Niestety przy poparciu zdezorientowanego i w dużej mierze antykomunistycznie nastawionego społeczeństwa.
Skąd ty to wszystko wiesz, mlm?
Najwyraźniej zachłystnąłeś się IPN-owską propagandą, skoro wciskasz tu taki kit: "Robotnicy polscy ani nie wywalczyli socjalizmu (dostali go na talerzu) ani nie przysięgali mu wierności, szczerze stawiali mu bierny i czynny opór przez 45 lat."
Odwracasz tylko znak ujemny na dodatni.
I to ma być marksizm?
Nawet dyżurny trockista Zbigniew Marcin Kowalewski, który pouczał nas w latach 80. jak ty dziś Bartka, powtarzając takie dyrdymały za propagandowymi szczekaczkami rodem z "Wolnej Europy" przejrzał na oczy, gdy po powrocie do kraju zapoznał się z pracami Józefa Balcerka i Ryszarda Nazarewicza:
http://www.1917.net.pl/node/1758
Stalinowcom tym czasem rozum odjęło.
Spójrzcie cóż za paradoks, mimo tego że w sensie literalnym piszę to samo co IPN ("narzucenie socjalizmu obcą siłą po 1945") to nie ja a wy jesteście zachłyśnięci antykomunistyczną propagandą z "Wolnej Europy". Za nią uważacie wprowadzenie w Polsce przez Rosję Sowiecką przemocą ustroju socjalistycznego za zło samo w sobie. Różnica między wami a IPNe-em polega na tym, że szukacie sobie alibi w postaci rzekomych prawdziwe socjalistycznych aspiracjach polskich mas, które obaliłby kapitalizm bez tych okropnych Sowietów. Tymczasem marksista nie byłby tak pryncypialny w tym infantylnym oburzeniu na sowieckie kolby, bo musiałby potępić również francuskie bagnety obalające w Europie feudalne porządki, etc. przykładów w historii dość. To po pierwsze.
Po drugie teksty w stylu "robotnicy chcieli socjalizmu" są tylko objawem życia w matriksie, przypominają one teksty trockistów wieszczących socjalistyczną rewolucje arabską. Pozostańmy przy faktach, bez przemocy ze Wschodu po 1945 mielibyśmy w Polsce kapitalizm.
Nie wątpię, że dla was byłaby to lepsza opcja, nie bylibyście gnębieni przez "stalinowsko-biurokratyczny aparat represji", ani uciskani przez totalitarną cenzurę, w demokracji liberalnej moglibyście masowo drukować swoją 'marksistowską' wolną prasę docierając do pragnących socjalizmu mas robotniczych.
Robotnicy polscy ani nie wywalczyli socjalizmu (dostali go na talerzu) ani nie przysięgali mu wierności, szczerze stawiali mu bierny i czynny opór przez 45 lat; nie ,nie stawiali mu oporu,ale byli zawsze nastawieni "na więcej"...Limit 12 kg.mięsa na miesiąc,(dla 4 osobowej rodziny ) to było za mało..sprzętu AGD,też za mało i wielu, innych też było za mało, bo apetyt rósł,ale wykonanie NIE.Blokowanie eksportu,jako rozwiązanie niedostatecznej podaży, było idiotycznym posunięciem które wywołało braki importu. Tak,tak ZSRR,zabierał...,zabierał?, nie ,kupował za rubrel transferowy ale wcale nie tak ochoczo, jak było to w "opowieściach". Polacy chcieli zarabiać dużo,kupować dużo,ale pracować oczywiście mało,bo bajeczki o raju na zachodzie były miłe dla ucha,ale nikt nie mówił,że tylko dla wybranych.Jak zmieniły się kryteria dobrobytu,widać dzisiaj i sądzę ze tamta"nędza" wg namawiaczy do rozwalenia ustroju,dla większości byłaby dziś dobrodziejstwem. Tylko realny Socjalizm może przywrócić godność zwykłemu pracownikowi,któremu nikt nie zrobi łaski pozwalając Mu tyrać za grosze.
Z pewnością organizacja, dyscyplina i wydajność pracy nie były w Polsce Ludowej najlepsze, a to właśnie na tych polach toczyła się też walka o socjalizm. Po przejęciu władzy politycznej ciężar walki klasowej przenosi się do gospodarki i kultury. Nawet wzorowa władza radziecka nic nie zdziała, jeśli w gospodarce panować będzie zła organizacja, niska dyscyplina i wydajność pracy. Walka o dobrą organizację, wysoką dyscyplinę i wydajność pracy to walka o socjalizm. Zła organizacja, niska dyscyplina i wydajność pracy to woda na młyn kontrrewolucji. Walka o produkcję to podstawowe zadanie politycznej władzy klasy robotniczej i ogółu ludzi pracy - dyktatury proletariatu. Sabotowanie, albo zaniechanie walki o produkcję to działanie kontrrewolucyjne.
Czy PZPR prawidłowo prowadziła walkę na tym polu? Efekty mówią same za siebie.
Niezależnie od oceny socjalizmu jako takiego, to było czego bronić w 1956. Potem już było pozamiatane.
Na twoim przykładzie, mlm, widać jak ta "władza ludowa", a przynajmniej jej istotna biurokratyczna część, wyalienowała się ze społeczeństwa, opierając się na "sowieckich bagnetach", a ściślej na biurokracji radzieckiej.
Ciekawe, na czym by się teraz ty oparł?
Partia robotnicza, która ma za nic poparcie robotników to przejaw daleko posuniętej degeneracji - wilk w owczej skórze.
Na jakich bagnetach oparli się bolszewicy, chyba nie na niemieckich? No tak, ale proces alienacji postępował.
tu gadu, gadu o PRL i PZPR. A weźmy Albanię. Własności prywatnej, wpływów Zachodu ani Kościoła tam "nie okazywałoś`".
I co z tego? Realsocjalizm upadł tam w tym samym mniej więcej cZasie, co w Polsce.
Nikt i nic nie uratuje ustroju, w którym nie ma sklepu, gdzie można by kupić świeżą bułkę.
Nie można powiedzieć, że komuniści "za nic mieli poparcie robotników", okres powojenny to jedyny okres w historii Polski kiedy mieliśmy do czynienia z państwową i masową propagandą idei socjalistycznych, ze stawianiem klasy robotniczej na piedestał. Jak wiemy z czasem propaganda ta słabła jako, że siła na której opiera się władza zależy nie od chciejstwa, tylko od niezależnych okoliczności (dominujące w Polsce prozachodnie sympatie, antykomunizm, nacjonalizm, klerykalizm), w tych okolicznościach nie dało się inaczej rządzić jak dzięki stacjonującym wojskom radzieckim.
Nie było w ówczesnej sytuacji innej realnej lewicowej alternatywy dla kapitalizmu.
Czy państwa socjalistyczne miały w ogóle szansę w starciu z kapitalistycznymi na dłuższą metę biorąc pod uwagę ich zacofanie? To jest sprawa dyskusyjna. Jednym z powodów degeneracji państw socjalistycznych było właśnie zacofanie. Państwa socjalistyczne uległy biurokratycznej degeneracji, która ostatecznie doprowadziła do kontrrewolucji. Socjalistyczne państwo miało być państwem robotników i pracujących, a stało się państwem nowej biurokratycznej burżuazji, która zepchnęła robotników i pracowników do roli siły roboczej. Poprawa położenia materialnego, zdobycze społeczne i ogólnie rzecz biorąc lepsze traktowanie klasy robotniczej w państwach socjalistycznych nie zmieniło tego, że była ona traktowana jako siła robocza, a nie jako gospodarz państwa. Robotnicy i pracownicy nie traktowali państwa socjalistycznego, jako własnego, bo widzieli, że miejsce starej kapitalistycznej burżuazji zajęła nowa biurokratyczna. Aparat partyjno-państwowy zajął pozycję uprzywilejowaną w stosunku do robotników i pracowników, co już było przejawem jego degeneracji i wywierało demoralizujący wpływ na społeczeństwo. Aparat partyjno-państwowy nie może wywyższać się ponad robotników i pracowników, nie może się od niego odrywać. Aparat partyjno-państwowy musi służyć klasie robotniczej i pracownikom, a nie nimi rządzić w stylu burżuazyjnym i traktować jako siłę roboczą.
Towarzysze-kolesie mieli gdzieś roboli i socjalizm. Chcieli się nachapać jak najwięcej dla siebie. A robole niech zapierdalają przy maszynach i się cieszą, bo mają lepiej niż w kapitalizmie. Przecież nie tak ma wyglądać awangarda rewolucyjna. Nie idzie o rządzenie robotnikami i pracownikami, ale wdrażanie ich do rządzenia. Tylko wtedy mogą poczuć się odpowiedzialni za państwo i gospodarkę i traktować je jak własne. Tylko wtedy będą bronić socjalizmu jak niepodległości. Towarzysze-kolesie najpierw pasożytowali na Polsce Ludowej, a następnie ją rozwalili i rozkradli do spółki z zagranicznym kapitałem. A wszystko z gębą pełna socjalizmu. Nie tylko przywrócili kapitalizm, ale dodatkowo skutecznie obrzydzili socjalizm na x lat.
Morał jest taki, że robotnicy i pracownicy muszą sprawować skuteczną kontrolę nad władzą, żeby nie uległa degeneracji i nie doprowadziła do kontrrewolucji.
trzymał się (i trzyma) dobrze w Azji. Tak że nie o bułki chodziło.
Darujmy sobie slogany propagandowe. Po wojnie wszystkie grupy społeczne znalazły się w trudnej sytuacji materialnej. Nie jeden pędził sobie bimber z byle czego.
Niemniej te najniżej sytuowane mogły w pierwszym dwudziestoleciu PRL oczekiwać, że ich przychówek załapie się na awans społeczny. Wkrótce i ta ścieżka przestała być drożna. To o czymś świadczy - wyrwa pokoleniowa została dość szybko załatana. Miejsce proletariatu na drabinie społecznej nie uległo zmianie. Zmniejszyły się tylko dysproporcje. Ale pod koniec PRL i te zaczęły szybko narastać.
Robotnicy mogli pić francuskiego szampana i zajadać się astrachańskim kawiorem tylko ustami swoich przedstawicieli, na których wybór i odwołanie wpływu raczej nie mieli.
Powtarzające się protesty i wystąpienia robotnicze świadczą o tym dobitnie.
W pierwszych latach PRL na piedestale jak równy z równych stał towarzysz Stalin, u jego stóp z zachowaniem odpowiedniej hierarchii równości rozsiadła się biurokracja partyjno-państwowa. Pod jej kuratelą już nieco tylko poprzemieszane szeregi.
Robotnikom przypadło miejsce odświętne - od propagandowego frontu. W dni powszednie noszono ich wręcz na rękach - mogli po pracy do woli raczyć się piwem i winem marki "Wino" (patykiem pisanym) oraz "Czystą" z czerwoną karteczką.
Pod koniec PRL "Polonezem" i "Wyborową" należało już każdy dzień roboczy zacząć, kończąc zawołaniem - KOŃCZ, WAŚĆ, WSTYDU OSZCZĘDŹ!
Brakowało jedynie zagrychy.
Za brak alternatyw organizacyjnych, mlm, podziękuj Stalinowi.
(Chiny, Wietnam), partie z nazwy komunistyczne zarządzają kapitalizmem.
Inaczej jest w Korei Północnej. Tam socjalizm się trzyma. Ale niekoniecznie dobrze.
+planowanie gospodarcze, to Chiny nie odstąpiły od socjalizmu ani na jotę.
KPCh przywraca kapitalizm pełną parą. Kontrrewolucja pod czerwonymi sztandarami.