wprowadzonego na własne życzenie kapitalizmu. Skutek tych walk z wizją bezdomności, jest skazana na porażkę,gdy system generujący bezdomność ma sie znakomicie. Warszawiacy, to społeczność, która ochoczo zaakceptowała "transformację" . Szkoda tylko,że nie przewidziała żałosnych skutków,a wystarczyło przeprowadzić logiczny proces myślowy - NIC ZA DARMO kapitalista nie da,ale z całą bezwzględnością weźmie również to,co Społeczeństwo uważa za wspólne.
jęczysz jak przekupka na targu, której ze straganu towar ukradli. Olaboga, olaboga, o ja biedna, co mam zrobić!
To o czym piszesz stało się ponad dwadzieścia lat temu. Żyjemy w roku 2013, a nie 1989. Już się nie odstanie i zamiast biadolić warto robić co się da tu i teraz.
Btw. Z całym szacunkiem, ale czyżbyś na serio uważała, że w stolicy przyzwolenie dla kapitalizmu było jakoś szczególnie większe niż na prowincji? Bo ja na przykład czegoś podobnego nie zauważyłem. A nawet (jeśli oczywiście w ogóle prowadzić takie rozważania) można czasami dojść do wniosku, że niektóre ośrodki prowincjonalne, np. Gdańsk czy Wrocław jako centra Solidarności, jakby bardziej ochoczo zaakceptowały liberalne barbarzyństwo (co zresztą nawet i dziś jeszcze tam widać). Zresztą nawet gdyby jakimś tajemnym sposobem całe zło wynikało z postawy "Warszawy", tzn. jej mieszkańców, toż w końcu iluż ich jest? Jakiż to odsetek w skali 40-milionowego kraju? Tak że nie twórzmy może sztucznie czegoś, co z oczywistych względów nie ma miejsca.
Z tego robienia co się da,jak widać nic się nie da... bo odruchy człowieczeństwa i litościwe wyjątki,tylko potwierdzają ze SYSTEM jest chory na gangrenę. Ilu lokatorów "uratowało "swe lokum, przed pazernością kamieniczników? 0,01% ? czy nawet to jest zawyżona liczba?. Prawo,jest po stronie posiadaczy,tych realnych ze "szmalem" i kolesiami w różnych urzędach i "grupach nacisku bezpośredniego". Bez zmiany systemu w całej Unii,nikt z szaraczków nie będzie miał równych praw z posiadaczem dużych pieniędzy.Demokracja to pozory sprawiedliwości, bo wrażliwość sumienia nie korumpuje,ale pieniądze TAK.W demokracji wszyscy są równi jedynie przy urnach wyborczych... po wrzuceniu kartki sa bezsilni.
..Sama tego doświadczyłam mieszkając od 89 do 2006 także w W-wie i jednocześnie w dużym mieście wojewódzkim na zachód od niej. Różnica w ocenie przemian, była bardzo znacząca.Nie dotyczyło to elit,które stały się nimi z dnia na dzień i ich euforia ze zdobycia władzy była oczywista,ale większość "prowincji",okazywała duży dystans i starała się przetrwać.W-wa, z budżetu rosła w urzędy i obsadzała tam różnych pociotków,którzy nadawali ton chórowi klakierów. Spójrz na wyniki wyborów na "ścianie wschodniej" ,Małopolsce i właśnie W-wie i województwie.One mówią najtrafniej, jak oceniano ten totalny przekręt. To tzw. prowincja poniosła największe koszty za tą zabawę w pozorowaną demokrację.