Gdyby film opowiadał o romansie kobiety i faceta, zapewne pies z kulawą by się nim nie zainteresował, bo i tak naprawdę nie ma czym. Tutaj jednak mamy dwie młode, ponętne kobitki ochoczo bzykające się na ekranie i pokazujące swoje nagie gibkie ciała - czytaj: "głębia", "piękno", "wzruszenie", "uniwersalne prawdy", "arcydzieło", co ujęło nie tylko psa z kulawą nogą, ale samego Stevena Spielberga.
Uprzedzając ewentualne zarzuty, jestem jak najdalszy od tzw. homofobii i innych fobii - uważam, że każdy ma prawo bzykać się z kim tylko ma ochotę, jeśli tylko nie łamie przy tym prawa i nie robi nikomu krzywdy. Jednak urzędowe zachwyty nad produktami, których główną zasługą jest to, że idą w poprzek "heteronormatywności" i mizdrzą się do rzekomo niedostatecznie wyemancypowanych "środowisk LBGT" - jest to dla mnie równie debilne, co rozpływanie się drugiej strony nad wajdowskimi gniotami o Wałęsie, Katyniu lub nad niezliczonymi "Karolami, co zostały papieżami".
Epatowanie seksem to tylko objaw upadku społeczeństwa kapitalistycznego i jego "kultury".