"Putin, jeśli nie możesz żyć bez Ukrainy, poproś o obywatelstwo".
Bardzo słaby wywiad, jak widać lewica nie potrafi przedstawić żadnej alternatywnej analizy sytuacji na Ukrainie, poza emulacją tez głoszonych w Gazecie Wyborczej i MSZ, jest to zrozumiałe wobec naiwnego przeciętnego forumowicza ale niewybaczalne wobec środowiska chcącego uchodzić za niezależne i lewicowe.
"Są państwa, które możemy podać za przykład sukcesu w jednoczeniu z Europą (tak jak Polska) a są też i takie, które na zbliżeniu z Brukselą zdecydowanie straciły (np. Grecja), chociażby przez to, że nie zabrały się do reform zbyt poważnie." I juz przestałam czytac dalej.
Zachód rzeczywiście wyspecjalizował się w ostatnich latach w wywoływaniu tzw. rewolucji. Doświadczenia krajów arabskich a szczególnie Libii i Syrii jest wymowne. Oni się biją a ich ropa do zachodnich baków niemal za frajer płynie. Co prawda Ukraina ropy nie ma ale ma ją Rosja. Jej zaangażowanie się w przywracanie porządku na Ukrainie mogłoby pozyskiwanie jej ropy ułatwiać. Nie można więc wykluczyć, że w tym celu taką rewolucję mogą te siły próbować wywołać. I waśnie przewidywania autora w tym względzie są niepokojące, bo mogą się sprawdzić.
Mimo wszystko jakoś zaakcentowałbym jednak różnicę w obrębie Ukrainy Zachodniej, tj. między Galicją (Małopolską Wschodnią) a Wołyniem. Pierwsza była jak wiadomo częścią Austrii, w swych granicach posiadając na dodatek stolicę całej Galicji - Lwów. Wołyń zaś jako fragment naszych Ziem Zabranych wchodził w skład Rosji. Nawet w Polsce rozmaite różnice kulturowe, mentalne, społeczne stąd wynikające, czyli między pozostałą u nas częścią Galicji (np. Kraków, Rzeszów, Przemyśl, Tarnów, Tarnobrzeg) a terenami byłego Królestwa (Warszawa oraz np. Łódź, Lublin, Kielce, Radom, Sosnowiec, Częstochowa, Płock, Suwałki, Kalisz) są mniej lub bardziej widoczne, a przecież Królestwo nie stanowiło części Rosji lecz było jedynie z nią związane. Przypuszczam więc, że w przypadku ukraińskiej części Galicji oraz Wołynia różnice te są lub mogą być jeszcze większe.
Druga rzecz. Nie sadzę też, by Bukowinie było bliżej do Zakarpacia niż do Galicji. Także ona stanowiła część Austrii, była jednym z jej krajów koronnych, czasami na rożnych mniej istotnych płaszczyznach obie krainy ujmowano nawet razem. Na Bukowinie mieszkała ludność polska (obok Ukraińców, Rumunów, Niemców, Żydów). Natomiast Zakarpacie, czyli np. Użhorod, Mukaczewo lub Winogradow, od zawsze stanowiło część Węgier, do dziś jest tam stosunkowo liczna mniejszość węgierska, a rejon ten nie ma i nigdy nie miał żadnych istotnych związków z Polską.
Amerykanie odkryli nowe zasoby ropy naftowej, dzięki ktorym mogą być samowystarczalni. Mają też gaz łupkowy (w nieograniczonej ilości, którym mogą zalać cały świat. W efekcie, Gazprom jest w głębokim kryzysie, bo nie bardzo ma jak rywalizować z producentami amerykańskimi. Zresztą, dotychczasowe rosyjskie źródła się wyczerpują, a na eksploatację nowych nie ma technologicznych know-how.
Miją pewna epoka, mijają też mity, zgodnie z którymi imperialiści amerykańscy podbijali cały swiat w imię "wilczego głodu" ropy naftowej.
jest olbrzymim postępem w porównaniu z publicystyką Przeglądu czy Dziennika Trybuna (nie mówiąc już o Nie czy Faktach i mitach) z pierwszych tygodni rewolucji na Ukrainie. Bo z tej publicystyki można było omalże się dowiedzieć, iż tę rewolucję zorganizowali "zachodnioniemieccy rewizjoniści, Hupka i Czaja", żeby odebrać nam, wspólnie z "nacjonalistami ukraińskimi", piastowskie Ziemie Odzyskane.
A komentator "lewicowego" tygodnika Nie wieszczył dla odmiany:
Rewolucje są zawsze złem. Rodzą chaos i przemoc":)))))))))))
Zwraca tu szczególnie uwagę proba racjonalizacji osławionego wątku "banderowców" w rewolucji.
Pełna zgoda z "wywiadowanym" ekspertem: absurdem jest doszukiwać się szowinizmu w obozie radykalnie proeuropejskim.
a tymczasem na ulicach Kijowa znowu są dziesiątki tysięcy ludzi.
Wczoraj wydawało mi się, że być może - obecna faza rewolucji osiągnęła cel minimum, czyli zablokowanie połknięcia Ukrainy przez "unię celną", ale na więcej trzeba będzie poczekać do fazy następnej.
A tu proszę: rewolucja nie odpuszcza.
http://rabkor.ru/interview/2013/12/18/easy-meeting
Interesujące, na jakiej to podstawie mieszkańcy Odessy, czyli osoby uiszczające opłaty mieszkaniowe w Odessie a nie np. w Połtawie albo Żytomierzu, mają się we własnym mniemaniu za Europejczyków (cokolwiek zresztą miałoby to oznaczać)? Akurat coś tak specyficznie terytorialnego, quasiplemiennego jak postrzeganie świata przez pryzmat miejsca, gdzie uiszcza się opłaty mieszkaniowe, jest wręcz krańcowo różne od cywilizacji europejskiej (w jej podstawowym łacińskim wydaniu). Mam głęboką nadzieję, że Ukraina nigdy nie wejdzie do UE. Pod niejednym względem byłoby to bowiem zaprzeczeniem samej idei zjednoczonej Europy.
jeśli przy tym łączy się z antyrosyjskimi fobiami ?
(czyli cytowaniem prasy, której nie czytuje) i jak zwykle na tym polu nic mu nie wychodzi. Za to jest całkowicie zgodny z linią GazWybu i T(usk)VP. Tak trzymać.
Kto wie, czy wtedy sam nie należałeś do tych, którzy wierzyli w te zagrożenia.
ocenił mlm, znawca ukrainy który obawia sie zęby unia nie wprowadziła na ukrainie kapitalizmu
Jest jedno państwo na świecie, gdzie nigdy nie będzie "rewolucji demokratycznej".
TO USA.
A powód jest prosty: to jedyny kraj, gdzie nie ma i nigdy nie będzie ambasady amerykańskiej.
Więc kto miałby oceniać, czy to "pokojowy protest obywateli domagających się większej demokracji", czy też "zadyma kiboli", albo "ekscesy nieodpowiedzialnych wichrzycieli"?
Błąd, a może raczej niewiedza pana politologa polega na niezrozumieniu tego, że kapitalistyczna Polska czy Ukraina zawsze była, jest i będzie półkolonią Zachodu i rezerwuarem taniej siły roboczej dla owego Zachodu. Takie są bowiem obiektywne prawa rządzące rozwojem imperialistycznych i peryferyjnych państw kapitalistycznych.
Jeśli nie wie się takich podstawowych rzeczy to jak można cokolwiek zrozumieć z tego co dzieje się na świecie?
I nie rozumiem tego łagodnego traktowania ukraińskich nacjonalistów tutaj i w mediach liberalnych. Flag banderowców i nacjonalistycznych haseł z tamtejszych demonstracji nie powinniśmy traktować dosłownie, ale już lokalne "raz sierpem, raz młotem..." i "a na drzewach zamiast liści..." nas oburzają? A może to też są niewinne przejawy niechęci do establishmentu? Proszę się zdecydować.
wśród "demokratycznych rewolucjonistów" dominuje znany nam skądinąd typ "młodego wykształconego z dużego miasta". Innymi słowy, "rewolucjoniści" to takie ichnie PO, ze sporą domieszką banderowców. Na marginesie - czy to dziwne, że ci ostatni grają pierwsze skrzypce w antyrosyjskim i de facto proniemieckim ruchu?
czyli kogo?
Po rewolucji pomarańczowej, niektórzy wtajemniczeni wiedzieli swoje. Rewolucję tę zorganizowała CIA. Wtedy jednak prezydentem USA był ekspansywny i agresywny Bush, co nadawało cień prawdopodobieństwa bajkom o CIA w Kijowie.
Administracja Baracka Obamy jednak odznacza się pasywnością w polityce międzynarodowej. Nie zrealizowała nawet swych zapowiedzi ataku odwetowego przeciwko siłom prezydenta Syrii, Baszara "Chemika" al-Assada za użycie sarinu przeciw ludności cywilnej. Szczególnie dba ona o "zresetowane" stosunki z Rosją.
A zatem kolejnej rewolucji na Ukrainie nie organizują Amerykanie. Nie organizuje jej również Unia Europejska, która - gdyby chciała - dawno mogła mieć układ stowarzyszeniowy z UE. Wystarczyło zaoferować Janukowyczowi więcej niż 15 miliardów dolarów, które dostał on od Rosji (zresztą jedynie w formie pożyczki).
Wobec tego, rewolucja ukraińska może mieć - i ma - jedynie źródła wewnętrzne. Nie kręcą nią żadne macki imperialistów.
neokolonialnej polityki Zachodu, który narzuca swoje rozwiązania peryferiom".
Zachód niekoniecznie i nie zawsze ma ochotę "kolonizować" i "narzucać". Przykładem - jego polityka wobec krajów powstałych z rozpadu dawnego ZSRR (por. wyżej - o Ukrainie).
Co ważniejsze, podział na peryferie i centrum zanika. W jakim sensie Korea Południowa, Malezja, Singapur, a nawet Argentyna, są krajami peryferyjnymi?
A już skrajnym absurdem jest stosowanie kategorii "kolonii" czy "peryferyjności" do nowych krajów UE. Kiedy Polska była w znaczniejszym stopniu krajem peryferyjnym? W roku 1988, kiedy gospodarka pracowała na obsługę długu zagranicznego, ludzie czekali w parafiach na paczki z pomocą humanitarną z Zachodu, a jedyną pełnowartościową walutą był dolar? Czy obecnie, kiedy jesteśmy w UE?
Chyba jednak w tym pierwszym przypadku.
Nie dziwota zatem, że w naszej cześci Europy mało kto się broni przed zachodnim kolonializmem. Co nie znaczy, iż masy nie walczą. Jak najbardziej walczą. O powrót do Europy.
zwraca uwagę jedna strefa skrajnie peryferyjna. Dziś tworzy ona tzw. unię celną Rosji, Białorusi i Kazachstanu.
Państwa tej strefy czy unii eksportują głównie surowce. Importują natomiast towary luksusowe. Oczywiście, z centralnych metropolii.
Właściwości te odpowiadają wiernie podręcznikowej definicji krajów neokolonialnych.
Można też zaobserwować, ze narody podporządkowane politycznej formie panowania w "unii celnej" (czyli imperium rosyjskiemu) starają się wyzwolić. Walczą przeciwko politycznemu zniewoleniu, ale zarazem chcą oderwać się od strefy neokolonialnych peryferii.
Czy to, z kolei, nie jest ilustracją podręcznikowej definicji rewolucji narodów uciskanych. Czy w pierwszym lepszym podręczniku nie da się wyczytać, ze narody uciskane, szczególnie w pierwszej fazie swojej walki rewolucyjnej, prawie nieuchronnie odwołują się do haseł nacjonalistycznych?
Kto zatem występuje z niewczesnym potępieniem ukraińskiego "nacjonalizmu", powinien odrobić lekcję z klasyków teorii rewolucji (jak również - z teorii tzw. kombinowanego rozwoju).
Najprawdopodobniej. Element ów jest bowiem więcej niż charakterystyczny dla socjopejzażu Europy Wschodniej, czyli dla Polski oraz tych różnych g.wnianych państewek na obszarze b. Strefy Osiedlenia (sorry, ale jak toto lepiej określić, zwłaszcza w kontekście że tak powiem pewnej specyficznej spuścizny mentalnej?). Interesujące, jak już zresztą wyżej powiedziałem, że coś takie uważa siebie za Europę.
Przecież zdążyłeś obwieścić już sukces banderowskiej rewolucji. Myślałem, że stoisz w Dorohusku lub w Korczowej i w imieniu ciepłego Jarka pragniesz powitać Parteigenosse Tiahnyboka w zgniłej moralnie, lewackiej i bezbożnej UE.
Oczywiście, ze kapitalistyczna Polska jest krajem bardziej peryferyjnym od Polski socjalistycznej. Wiadomo przecież, że:
- NATO to głównie USA. USA liczą się nieco z pozostałymi mocarstwami nuklearnymi będącymi w NATO (UK i Francja), z Niemcami (największa gospodarką w NATO po USA) i Turcją (największą armią w NATO po USA). Polska, ze swą de facto nieistniejącą armią, ma w NATO mniej do powiedzenia niż ma Luksemburg i mniej niż miała w Układzie Warszawskim, gdzie byliśmy #2 po ZSRR.
- UE to głównie Niemcy, największa gospodarka UE (euro to przecież nowe wcielenie DM, nawet bank zarządzający euro jest w tym samym mieście, w którym był bank zarządzający DM). Polska, ze swa słabiutką gospodarką, ma w UE mniej do powiedzenia niż miała w RWPG, gdzie byliśmy #2 po ZSRR.
- Watykan dyktuje kapitalistycznej Polsce prawo, np. zakazuje aborcji, naruszając tym samym prawa kobiet i jawnie je dyskryminując. A za Polski socjalistycznej nie byliśmy od Watykanu zależni.
- Do tego spychające nas na peryferia bezrobocie, które jest zarówno chroniczne i strukturalne, związane ze zniszczeniem polskiej gospodarki po 89 jaki i jej eksploatacją przez zachodni kapitał.
A Rosja? Oczywiście targają nią te same sprzeczności jakie targają każdym innym krajem kapitalistycznym. Trzeba jednak pamiętać, że Rosja to nie tylko (albo aż) surowce ale też nowoczesny przemysł wysokiej technologii, nowoczesne instytuty badawcze, najlepszy uniwersytet na wschód od Niemiec (Łomonosowa w Moskwie, o kilka klas lepszy od UW i UJ razem wziętych) itp. itd. A my, ogłupieni zachodnią propagandą, wciąż widzimy Rosję nie taką jaka ona jest, ale taką jaką by Zachód chciał, abyśmy ją widzieli, aby to Zachód, a nie my, robił dobre interesy z Rosją (patrz: Nord Stream).
Tych wszystkich informacji zabrakło w wypowiedziach pana politologa.
Codziennie przechodzę koło plebanii i dziennie widzę kolejkę ludzi w różnym wieku. Może spróbujesz wyjaśnić, czy ludzie ci w klejce tej ustawiają się z tych samych przyczyn, co w 1988 r ? Bo nie sądzę, aby czekali w niej na błogosławieństwo, wszak nigdy nie widziałem, aby ktoś w sutannie wyszedł do nich i ich pokropił, przeciwnie, widziałem,że wynoszą z stamtąd mąkę, cukier, kaszę, olej i tym podobne rzeczy. Więc co sytuacja nasza od tamtej pory się nie zmieniła?
Wiara w użycie przez niego broni chemicznej to obciach już nawet dla twoich sojuszników od polityki zagranicznej z GW.
#czy ludzie ci w klejce tej ustawiają się z tych samych przyczyn, co w 1988 r
Przed rokiem 1989 tzw. dary rozdawane w kościołach traktowane były nie jako towary niezbędne do przeżycia ale jako towary luksusowe, np. dla młodzieży takim luksusem były batony snickers a dla dorosłych chemia z RFN (po rozdaniu najczęściej sprzedawana na bazarach), natomiast w Polsce kapitalistycznej tzw. dary traktowane są jako ostatnia deska ratunku, ergo, dzięki solidarnościowym przemianom Polacy zostali zepchnięci na dno nędzy.
inspektorów ONZ, zgodnie z konwencją tego typu dokumentów, nie zidentyfikował jednoznacznie sprawców użycia broni chemicznej na przedmieściach Damaszku, ale zawierał dość danych, które pozwalały wskazać jak takiego sprawcę - reżim Baszara "Chemika" Al-Assada.
Spójrzmy jednak na problem w kategoriach mitu antyimperialistycznego. Zgodnie z nimi, sarinu użyła CIA, żeby stworzyć pretekst dla interwenci amerykańskiej.
W takim razie, Barack Obama nie zagrał atutami, które dał mu do ręki jego własny wywiad. Nie przeprowadził bowiem ataku odwetowego na Syrię. A sam, z własnej nieprzymuszonej woli zapowiedział: będzie przypadek użycia broni, chemicznej, będzie amerykański atak.
Dość, że nie da się zaprzeczyć, iż polityka zagraniczna administracji Obamy jest skrajnie pasywna. Wyciągnął z tego wnioski reżim Assada, oceniając trafnie, że Ameryki prezydenta Obamy nie musi się obawiać. Ale po swojemu wyciągnął je też Izrael. Przyjęto tam nowy doktrynę bezpieczeństwa narodowego, zgodnie z którym Izrael musi sam się chronić, nie licząc na Obamę.
Nie ulega zatem wątpliwości, że Amryka pod rządami Obamy nie mogła organizować ani nawet inspirować rewolucji na Ukrainie.
Wywiodłeś, że na pewno za atakiem nie stał Obama. Dodajmy do tego, że Assad nie miał pewnie kryształowej kuli, żeby wiedzieć, że w razie użycia "chemii", Stany na pewno nie zaatakują. Kto nam więc zostaje? "Demokratyczni rewolucjoniści", którzy mieliby interes w sprowokowaniu interwencji, żeby przechylić szalę na swą korzyść.
A czy "demokratyczni rewolucjoniści" chcą przyłączenia Ukrainy do NAFTA? Jeśli do innego ugrupowania, to kto w tej strukturze gra pierwsze skrzypce? I czyja gospodarka najbardziej skorzysta na otwarciu tego potężnego rynku zbytu?
CIA jakby mu za to płacili.
Brak ataku na Syrię, to efekt nie tylko niechęci społeczeństwa amerykańskiego do nowej wojny, ale przede wszystkim strach przed kompromitacją na wielką skalę, jaką mógłby się stać atak powietrzny.
Przypomnijmy, że Amerykanie i ich sojusznicy, już od dłuższego czasu starali się rozpoznać zdolność syryjskiej obrony plot.
I ponieśli same porażki.
Pierwsza to zestrzelenie tureckiego samolotu wywiadowczego RF-4 w momencie przekroczenia granicy wód terytorialnych Syrii. Tak błyskawicznego, że nie zdołali nawet zarejestrować jak do tego doszło.
Kolejne porażki to wystrzelenie 2. pocisków manewrujących w kierunku Syrii. Też zostały natychmiast zlokalizowane i zestrzelone. Izrael podjął próbą zatuszowania tej wpadki i oświadczył, że to on testował swój system przeciwrakietowy, ale może tylko osobnicy klasy PN w to uwierzyli.
Wreszcie 3. i to najdotkliwszą było zestrzelenie natychmiast po naruszeniu strefy powietrznej Syrii, amerykańskiego samolotu F-22. Podobno nie do wykrycia dla przeciwnika. Jak się okazało przynajmniej dla rosyjskiego systemu Pancir-S, jego namierzenie i zestrzelenie nie stanowi problemu.
W jakim świetle klęska masowego ataku powietrznego postawiła by "niezwyciężone imperium"?
Zatem decyzja o przystąpieniu do rozmów z Syrią i Iranem, nie była słabością Obamy, jak Amerykanie każą to przedstawiać swoim lokajom, ale zimną kalkulacją ewentualnych strat i zysków.
po wojnach w Zatoce, na Bałkanach oraz interwencji w Libii, krążył taki żarcik (niezbyt zresztą ładny, bo wyśmiewający słabszych):
- Czego powinni zażądać prorosyjscy dyktatorzy w/w krajów od producentów, którzy dostarczali im broni przeciwlotniczej?
- Zwrotu pieniędzy.
Tym się różni człowiek od małpy, że myśli.
Ci myślący 2. razy tego samego błędu nie popełniają.
Ci drudzy bezrefleksyjnie popierają USA.
RF-4 to po prostu F-4 Phantom wyposażony w sprzęt do rekonesansu, maszyna która służbę rozpoczęła na początku lat 60-ych, mniej wiecej wtedy kiedy popularny MIG-21. Dziś raczej trudno uznać go za szczyt techniki czy wyrafinowania, pół wieku to dużo jak na technologię w awiacji. Nawet nasza archaiczna obrona przeciwlotnicza dałaby rade to strącić.
Co do tomahawków i F-22- podaj jakieś źródła tych informacji, najlepiej mało związane ze stronami obfitujacymi w teorie spiskowe. W końcu Syryjczycy niechybnie pochwaliliby się całemu światu gdyby tego dokonali, tak jak wcześniej Iran z RQ-170.
Lol, czyli przyznajesz że w PRL, "dziewiątej gospodarce świata" gówniany batonik czekoladowy był dobrem luksusowym? No cóż, można tylko mieć zarzuty do zachodnich gospodarek że nie produkowały na tyle g*wnianych wyrobów, żeby po przesłaniu w ramach darów do Polski nie uchodziły za "luksus".
że broni chemicznej w Syrii użyły te same siły imperialistyczne, które zorganizowały zamach na Arafata.
Niestety, już dwie niezależne od siebie ekspertyzy fachowców francuskich i rosyjskich wykluczyły przypuszczenia, jakoby ślady pierwiastków radioaktywnych, wykryte po ekshumacji zwłok Arafata, mogły wskazywać na zamach.
Albo więc imperializm jest niewinny, albo perfidnie się maskuje.
Przed 1989 wszystko co było z tzw. Zachodu uchodziło za luksus, ale to wcale nie znaczy, ze było nim w rzeczywistości. Większą rolę w ocenie tegoż odgrywały prozachodnie i prokapitalistyczne tęsknoty ciemnego ludu polskiego niż racjonalna ocena, stąd "g..wniane" (a w żywności często niezdrowe) wyroby z Zachodu robiły i wciąż robią taką furorę.
czyli to były produkty luksusowe tylko gorsze niż nasze normalne, ale wszystkim tylko zdawało sie że są lepsze, więc jako pomoc sie nie liczą bo były luksusowe, ale już poza tym to były nieluksusowe. A to wszystko przez czarne masy nie rozumiejące lewicowych mądrości.
przed lewicową logiką to i rabin by sie poddał
Nie ma tutaj niczego skomplikowanego. To właśnie robi reklama, ludzie pragną rzeczy których nie potrzebują a nawet takich które im szkodzą (patrz: batoniki snickers).
no ale w Polsce reklamy wtedy nie było, więc nie mógł być to produkt luksusowy. Zaczynasz gonić własny ogon
Reklama to tylko synonim tzw. Zachodu a Polacy mieli o nim wyobrażenie jeszcze bardziej naiwne niż te które oglądali w "Pogodzie dla bogaczy".