Kuklinski - be
Snowden - cacy
że polski patriota wiernie służy swojej prawdziwej duchowej ojczyźnie czyli USA
nie znudził? ile można
"Od połowy lat 80., zwłaszcza od czasów Gorbaczowa, możemy obserwować w działaniach amerykańskich zmianę postępowania wobec gen. Jaruzelskiego. Jej apogeum przypada na lipiec 1989 r., kiedy do Polski na dwa dni przyjechał prezydent George Bush i w bezpośrednich rozmowach NAMAWIAŁ Jaruzelskiego, żeby ZECHCIAŁ KANDYDOWAĆ na stanowisko prezydenta Polski".
Przypomnę pokrótce, że ojciec Debiliusza nawiedził PRL (jeszcze!!! do 31 grudnia 1989!!!) w niedzielę-poniedziałek 9-10 lipca 89. Jaruzel załapał się na prezydenturę ułamkiem głosu jakiegoś parlamentarzysty, który akurat nie głosował, bo miał sraczkę. To było w środę 19 lipca 89. W tym czasie towarzysze radzieccy jeszcze mocno trzymali się w Polszy, czego dobitnym przykładem był Mazowiecki, który we wrześniu omal nie wykitował ze strachu przed narodem i radzieckimi za różne grube krechy... Napomknę jeszcze, iż do 1993 roku stacjonowali u nas sałdaci sowieccy i różnie mogło być, mimo incydentalnej nocy długich teczek...
Dlatego redaktorze Walenciak... ojciec Debiliusza mógł co najwyżej zasygnalizować, że przychylnym okiem patrzy na ustalenia pod okrągłym stołem i te po "obaleniu komunizmu" 4 czerwca, na które przyzwolenie dali towarzysze radzieccy. Mógł sondować uległość, bądź opór wobec niechybnego pogrzebu Układu warszawskiego (1991) i przyjęcia polskich szwejów do NATO...
On nie mógł NAMAWIAĆ, by Jaruzel ZECHCIAŁ. On przyjechał do PRL-u na "rekonesans", by poszczypać Gorbaczowa, ale niczego jeszcze WUJ SAM nie mógł. Znał jednak człowieka z "charakterystyk" Kuklińskiego i wiedział, że wkrótce pięknie pęknie na rzecz elektryka opłacanego przez CIA...
Owszem, ojciec Debiliusza mógł Jaruzela NAMAWIAĆ, by ten ZECHCIAŁ, ale to były "rozmowy kontrolowane", proszę redaktora.
Taki duży niuans. I apogeum też.
.
uratowałaś Busza I przed uznaniem za zdrajcę przez "lewicowyh patriotuf". Zostanie im tylko potępić Lolka Kremówkojada, któren przyjechał se do Jaruzela na herbatkę jeszcze w 1985.
został wybrany na prezydenta dlatego, że ambasador znalazł dostateczną liczbę parlamentarzystów "S", którzy zgodzili się nie przyjść na głosowanie lub wstrzymać się od głosu (co pozwalało przeciągnąć Jaruzelskiego głosami posłów PZPR i jej stronnictw satelickich.
Można natomiast się zgodzić, że Jaruzelskiego nie trzeba było namawiać do starania się o prezydenturę. Sam do niej przebierał nogami. Prędzej to on żebrał w ambasadzie USA o przekonanie posłów "S" do jego poparcia.
A Związunio od momentu rozmieszczenia w Europie Zachodniej pocisków Pershing i Cruise - z głowicami nuklearnymi zasięgu taktycznego - było już trupem. Nie mogło już straszyć Zachodu wojną. W kasie miało pusto, w głowie groch z kapustą.
stanowi twoją celną charakterystykę. Dziękuję, reszty nie trzeba.
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/polscy-komunisci-atakuja-plk-ryszarda-kuklinskiego/sk4n5
jak zwykle polemizuje rzeczowo.
uczę się od najlepszych czyli od ciebie i Sumika, PN.
Pozwolę sobie wkleić jeden z komentarzy dot. "bohatera":
~Harryangel : Ani zdrajca, ani bohater. Po prostu szpieg. Tylko tyle i aż tyle. Zarówno poszlaki, jak i dowody materialne wskazują na to, że człowiek ten szpiegował i donosił całe swoje dorosłe życie, i to na rzecz wszystkich, którzy akurat takich usług potrzebowali: NKWD, UB, Informacji Wojskowej, WSW, CIA, GRU. Nie będę przytaczał tych dowodów i poszlak; można je bez trudu samemu znaleźć, choć oczywiście nie w "Gazecie Polskiej" czy jakimś tam "Uważam Rze".
Co do kwestii oceny moralnej jego czynu, jakiekolwiek były intencje, to chciałbym przypomnieć pewien epizod z czasów kampanii włoskiej Napoleona Bonaparte, wówczas jeszcze generała. Otóż jedno z włoskich miast zostało zdobyte dzięki informacjom udzielonym przez jednego z jego mieszkańców, który przekradł się do Francuzów. Po zdobyciu miasta adiutanci Napoleona zaproponowali mu odznaczenie tego człowieka jakimś medalem.
"Wykluczone! - krzyknął generał. - Zapłaćcie mu ile zechce, a potem niech idzie do diabła!"
Z późniejszym cesarzem można w wielu sprawach zgadzać się lub nie, ale w tej akurat miał najzupełniejszą rację. Takim ludziom można tylko zapłacić, a potem niech idą do diabła. Nie wolno pod żadnym pozorem czynów tego rodzaju honorować, wynosić na piedestał, albowiem stawia się je wówczas jako wzór do naśladowania, a tym samym daje się ciche przyzwolenie na zdradzanie samych siebie. Czyny taki jak zdrada, szpiegostwo, przejście na stronę przeciwnika, będące złamaniem najważniejszego obowiązku każdego obywatela każdego państwa - obowiązku lojalności - muszą być po wsze czasy otoczone pogardą; podobnie jak i jego sprawca, choć dla niego samego mogłoby to być akurat opłacalne. Wolno z ich usług korzystać, gdy można i trzeba, ale tak czy owak czyn taki winien być otoczony pogardą.
Warto nadmienić, iż w dawnych wiekach z ludźmi takimi postępowano znacznie bardziej bezceremonialnie. Dość przypomnieć Tarpeję, która potajemnie otworzyła Sabinom bramy Rzymu, za co ci w nagrodę zatłukli ja tarczami...; albo Greka, który przeprowadził wojska perskie na tyły Spartan Leonidasa, a któremu król Dariusz dostarczył obiecane złoto w worku z jego własnej, uprzednio zeń zdartej skóry...
Odpowiedź polskiego rządu na amerykańskie próby wciśnięcia Polakom Kuklińskiego w charakterze bohatera narodowego powinna brzmieć mniej więcej tak: "jesteśmy sojusznikami, ale co do Kuklińskiego, to jak go sobie kupiliście czy też tylko pozyskaliście, to go sobie trzymajcie; to jest teraz wasz człowiek i wasza sprawa, co się z nim stanie; my nic do niego nie mamy ani nic od niego nie potrzebujemy". Tak należało rzec i tego się konsekwentnie trzymać.
Odnoszę wrażenie, że Amerykanie próbując jednak to zrobić, chcieli upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Raz, zamierzali sprawdzić poziom służalstwa i lizusostwa swego nowego, pożal się Boże, sojusznika, tj.do jakiego stopnia ten będzie w stanie się poniżyć i jaką zrobić z siebie szmatę, żeby tylko przypodobać się nowemu "Wielkiemu Bratu". Ten test Polacy akurat zdali śpiewająco i dokładnie po myśli Amerykanów; choć nie jestem pewien, czy to akurat dla Polski i Polaków dobre, szczególnie w kontekście ich wizerunku w świecie. A dwa, chcieli puścić w świat wszem i wobec jasny i przejrzysty komunikat: kto pracuje dla nas, ten jest OK i cool niezależnie od tego, co robi, jak to robi i choćby nawet to, co robi nijak miało się do jakichkolwiek zasad moralnych, wartości, prawa międzynarodowego czy praw człowieka; zaś sama praca i służba dla nas jest czynem z samej definicji zasługującym na nagrodę, szacunek i upamiętnienie, i ma być wzorem do naśladowania. Nie wydaje mi się, żeby to drugie akurat im się udało, chyba nawet wręcz przeciwnie...
Swoja drogą ciekawym, czy gdyby nawet USA i Rosję połączyła najgłębsza przyjaźń i najściślejsza współpraca, Jankesi odważyliby się wtrynić im w charakterze bohatera narodowego niejakiego Wiktora Suworowa vel Rezuna. Nie sądzę. Są ludzie i państwa, którym składano podobnie poniżające propozycje i spotykano się z kategoryczną odmową. Ale są i tacy oraz takie, którym złożenie podobnego rodzaju propozycji nikomu nawet do głowy by nie przyszło.
Nb. owe rozważania dot. oceny moralnej czynu przeprowadzam z oderwaniu od najprawdopodobniej rzeczywistej roli Kuklińskiego jako podwójnego, albo i potrójnego agenta, zarówno CIA, jak i GRU".
Pozdrawiam.
.
Panowie, po co pisać takie głupoty pozbawione treści jak od "porta nigra", że Jaruzelski "przebierał nogami" i coś tam wypraszał u Amerykanów? Nie wiesz? Nie pisz! Jaki taka pisanina ma sens? Martwi mnie to, że nawet na lewicowym portalu dominuje typowo polska prawicowość czyli bezsensowne międlenie mitów, jakiś przypuszczeń, byle tylko uratować wątpliwej jakości historyjkę o "bohaterze" przed faktami.
Czytając część postów na lewica.pl ...... czy na onecie.pl
Odnosi się wrażenie, że piszący poza: miejscem składania postów niewiele różnią się nawet, jeśli noszą lewicowe czy rewolucyjne niki ......
Zaś wiedza historyczna czy polityczna zawarta w nich często mocno kuleje :(.
Pozdrawiam.
jacekx marksista chrześcijański
z SLD