To jest felieton ze złymi wiadomościami dla wszystkich przeciwników PiS-u. Pierwsza zła wiadomość jest taka, że Kaczyński ma plan. Jest to projekt budowy całej nowej klasy społecznej, która będzie zawdzięczać swój awans społeczny PiS-owi. Kaczyński chce stworzyć nową narodową klasę średnią. Drugą złą wiadomością jest całkowite bankructwo intelektualne przeciwnych mu głównych sił politycznych. Opozycja nie zauważyła, że intelektualnie jest trupem. Przypomina kurczaka biegającego po podwórku z odciętą głową, kurczaka, który nie zdaje sobie jeszcze sprawy z tego, że jest martwy
http://www.krytykapolityczna.pl/felietony/20160610/nowa-narodowa-klasa-srednia-vs-opozycyjne-zombie
PYTANIE DO tow. Ciszewskiego
Co Ruch Lokatorski zrobił dla unarodowienia własności?
Klasa średnia, która została wepchnięta w pułapkę kredytów na 30 lat, patrzy dzisiaj z zazdrością na tych, którzy mieszkania będą wynajmować po dwa razy niższych stawkach. Rodziny z jednym dzieckiem patrzą z zazdrością na te, które mają dwójkę. PO i Nowoczesna już teraz wykorzystują to poczucie bycia wystrychniętym na dudka do budowy poparcia i szukania nowych źródeł legitymizacji. Wywodzący się z PO burmistrz Woli, na której mają powstać pierwsze mieszkania z programu Mieszkanie plus, alarmował na twitterze:
„Mechanizm programów jak Mieszkanie plus na świecie podobny: koncentracja biedy i spadek wartości nieruchomości wokół. Odolany przerażone”
http://www.krytykapolityczna.pl/felietony/20160610/nowa-narodowa-klasa-srednia-vs-opozycyjne-zombie
Wola to kiedyś była ... Robotnicza Dzielnica.
A dziś bastion PO !
POszło !!!
Czyli co? Takich Dulskich, z tym że zorientowanych narodowo?
Może Francuzi znów jako pierwsi przywrócą znów tej większości godność? W każdym bądź razie bez walki to się nie stanie. Wołanie o miłosierdzie kończy się jak zwykle klęską. To, co chce zrobić PiS, zmierza właśnie tym kierunku.
Moim zdaniem, prekariat nie jest zdecydowanie, akademickim wymysłem.Tych ludzi coś łączy, a jest to zła pozycja na rynku pracy, pomimo często dobrych kompetencji społecznych i kulturowych. prekariat to zarówno nisko opłacani pracownicy sektora kultury, usług, jak i ludzie z wykszt. wyzszym, którzy poszli np pracować do fabryki. Są oni tak samo wyalienowani jak klasyczny proletariat. problem z prekariatem jest inny. Trzeba go rozreklamować, aby się przyjął. W zasadzie proletariat w Polsce nigdy się nie przyjął, na krótko przyjęła się klasa robotnicza. Może więc należy zaproponować jakiś inny temat niż prekariat ... ?
Jeśli przez te parę lat PiS wytrzyma finansowo z tymi dopłatami i ulgami to będzie bardzo ciekawe czy ci dość biedni ludzie którzy w większości nie chodzą na wybory, bo i po co, a którzy skorzystają z tych ulg, czy oni pójdą głosować na PiS, nie tylko gębą ale i krzyżykiem? Pofatygują się do urn? Jeśli tak to będzie ogromny sukces PiSu.
Artykuł tendencyjny, jednostronny i niemądry. Próbuje forsować prosty, prymitywny partykularyzm związkowy na tle urojonego wpływu akademickiego teoretyka na pracowników czasowych. W podobny sposób autor wykazywał swoją mądrość, zwalczając rzekomo ważną dla lewicy opinię prof. Ledera, akademickiego liberała. Poza nielicznymi jednostkami olbrzymia większość nigdy o prekariacie ani Standingu nigdy nie słyszała.
Tutaj chciałbym napisać o rzeczy o wiele ważniejszej.
Przeróżne toczone tutaj dyskusje, formułowane stanowiska i umiarkowanej i radykalnej lewicy nie tylko, że nigdy nie zostaną wprowadzone w życie, ale też niczego nie zmienią. Bez swobodnego organizowania całego własnego życia wedle własnych przekonań religijnych (odnoszących się do religii), będą wyłącznie projekcją marzeń w wirtualnym światku.
Po pierwsze, warunkiem wszelkiej wolności, która jest podstawą każdej działalności politycznej, jest wolność sumienia, tj. możliwość wyrażania swoich najważniejszych przekonań, zachowania swojej tożsamości światopoglądowej publicznie, w dowolnym miejscu, w środowisku jakichkolwiek ludzi bez skrępowania, ukrywania swojej tożsamości. Oczywiście takie artykułowanie jest szczególnie istotna w przypadku poglądów i wiar innych niż dominujące w społeczeństwie lub najbliższym otoczeniu. Tak się właśnie składa, że nie wymyślono dotąd nic lepszego, co może właśnie tę wolność zapoczątkować niż wolność religijna. Wolność polityczna może pojawić się wtedy, kiedy na największym zaścianku można zupełnie swobodnie się obnosić tym, że jest się ateistą, bezwyznaniowym lub wierzącym w to a to i nie budzi to niczyjego zdziwienia. Jeśli tak nie jest, trzeba się ukrywać z tymi poglądami, to nawet jeśli prawo dopuszcza wolność wyznania, mamy do czynienia ze średniowieczem. To jest właśnie najistotniejsza różnica ze społeczeństwami zachodnimi. Oni ten temat przerobili w okresie Reformacji. Kraje, które jej nie dokonały czy później nie nadrobiły zapóźnień, muszą niestety przejść przez ten etap. To jest jakaś swoista osobliwość historyczna. Jeśli to zdarzenie nie miało miejsca, to takie niedoświadczone społeczeństwo będzie zawsze kuleć, zawsze będzie w ogonie postępu, wszelkie demony przeszłości będą się w nim łatwo ujawniać. Wyodrębnianie się kierunków politycznych na zachodzie Europy następowało według analogicznego mechanizmu jak różnicowanie się poglądów w sektach protestanckich powstałych w wyniku reformacji. To wywalczona najpierw swoboda religijna, a następnie sekciarstwo tych odłamów religijnych są pierwowzorem ewolucji partii politycznych.
Podstawowymi formami zależności feudalnego chłopa była regulacja jego życia przez rytm przyrody związany z pracami polowymi oraz obchodami świat religijnych. Rozwój cywilizacyjny (technologiczny) wyeliminował zależność większości społeczeństwa od cyklu przyrody, jednak pozostała zależność od obchodów świat religijnych. Probierzem wolności jest właśnie zależność ludzi od kalendarza. Tak, gdzie wbrew ich woli społeczeństwo narzuca takie obchody, nie ma niestety pełnej, ani nawet podstawowej wolności obywatelskiej. Nie może być tym samym wolności politycznej. Pierwszym krokiem społeczeństw zachodnich do wolności był ich własny kalendarz, wolność obchodzenia takich świąt religijnych, jakie ktoś swobodnie uznaje. Do tego została przystosowana cała organizacja społeczna. Dlatego fundamentem pożegnania się z latimeriami średniowiecza jest walka o własny kalendarz. Na początku to być przynajmniej porzucenie tradycyjnego kalendarza dominującej religii, narzuconego wszelkim instytucjom państwowym i społecznym. Opracowałem taki kalendarz, wzorując się na podobnych projektach historycznych oraz tak, żeby był on zgodny z naturą i racjonalnością gospodarczą. Najistotniejsze w nim jest przywrócenie świętowania jego zupełnie naturalnych świąt, w formach niezmanipulowanych przez oficjalną religię, tj. dni równonocy wiosennej, jesiennej oraz przesileń zimowego i letniego. Takie też święta, związane z naturalnym cyklem słonecznym obchodzili nasi słowiańscy przodkowie. Bardzo istotne jest to, że święta te przypadają w inne dni, niż te które święci Kościół, czy jakiekolwiek instytucje, a także to, że zgodnie z tym nowym, równo-miesięcznym kalendarzem, będą one przypadać w różne dni miesiąca tradycyjnego kalendarza. Nie zostaną więc przypisane do obchodów jakichś świętych dominujących religii. Obchody tych dni są dedykowane osobom bezwyznaniowym, choć mogą w nich uczestniczyć wyznawcy głównych kościołów, jeśli chcą uczestniczyć w świętach, które nie są zawłaszczane przez jakąś religię. W świętowania tych dni słońca ja, jak też inne osoby mogą zapoznać zainteresowanych bezwyznaniowców z własnymi koncepcjami dotyczącymi wiary. Nie ma to nic wspólnego z obchodami tych świąt. Osoby niezainteresowane nie muszą w nich uczestniczyć. W trakcie takich spotkań uczestnicy w we własnych grupach mogą oddzielnie rozmawiać na dowolne tematy, w tym prawy polityczne. Mają to być spotkania dla tych wszystkich, którzy nie są zadowoleni z polityki obecnych władz, w szczególności narzucania nowych regulacji konserwujących zależność od kalendarza i wszelkich wymuszonych zachowań. Właśnie dzisiaj przypada to letnie przesilenie formalnie według mojego kalendarza (nie pokrywa się dokładnie z astronomicznym początkiem lata). Na początek nie jest najważniejsze spotkanie się zainteresowanych w wyznaczonym terminie, tylko sama chęć obchodzenia alternatywnych świąt, spotykania się z nie-kościelnymi wyznawcami. Następnym, najbliższym dniem słońca będzie równonoc jesienna. Bywa świętowana jako dzień plonów. Może ta data być wykorzystana również jako dzień dobrowolnych datków na rzecz organizacji zajmujących się wspieranie ubogich.
Spotkania nie są organizowane pod sztandarem jakieś opcji politycznej. Są dedykowane dla osób apolitycznych oraz o poglądach różnych od tradycjonalizmu religijnego, w szczególności katolickiego. Słowem dla tych, którzy cenią sobie niezależność polityczną. Dlaczego nie organizować je pod egidą obecnych organizacji świeckich czy ateistycznych? Z bardzo prostego powodu. Są to organizacje upolitycznione. Skłaniają się wyraźnie ku rządzącym teraz lub wcześniej partiom prawicowym. A tego typu stowarzyszenia te muszą być bezwzględnie apolityczne. A poza tym nie adresują swojego przekazu do najliczniejszej grupy osób bezwyznaniowych, tj. nieprzynależnych do żadnej religii nie-ateistów i nie-agnostyków.
Inicjatywa regularnego kalendarza nie mają na celu stworzenia ruchu politycznego, tylko powołanie realnego medium do jawnego i nieskrępowanego dyskutowania o dowolnych, własnych przekonaniach, w tym szczególnie wymianę poglądów związanych z wiarą pomiędzy osobami bezwyznaniowymi. Więcej informacji na ten temat zamieszczam na moim blogu.
http://racjonalnawiara.wordpress.com
PS:
Od tego postu wpisuję dane ostatniego komentarza, który widzę przed moją publikacją. Komentarze są opatrywane tylko datą i godziną nadania, a pomijana jest data i godzina publikacji. Ponieważ są publikowane zbiorczo i z opóźnieniem, dołączający się czytelnicy, którzy nie śledzą non-stop komentarzy, mogą być wprowadzani w błąd przez posty sugerujące, że pewne posty odnosiły się do innych, zwłaszcza osób sugerujących. Rozwiązywałoby częściowo ten problem dołączanie daty publikacji do postu. Jedynie co mogę zrobić, to zaznaczanie ostatniego postu przed wysłaniem mojego. Ja ze swej strony, gdy odnoszę się do jakiegoś postu, to albo przytaczam część wypowiedzi, albo identyfikuję jednoznacznie taką osobę. Poza tymi przypadkami nie prowadzę polemik z komentującymi.
Ostatni komentarz przed moją publikacją to post margo nr 626 z godziny 14:25:53.
Tak się składa, że kolejne (realnie istniejące) formacje społeczno-ekonomiczne określane są (i noszą nazwę) od klasy dominującej (feudalizm, kapitalizm). Tyczasem dziś spór toczy się wokół klasy wyzyskiwanej, co jest bez znaczenia, co czy nazwać ją "proletariat" czy "prekariat" realia są identyczne.
Uprzejmie proszę zatem uczonych w piśmie, żeby zechcieli określić klasę dominującą i wtedy będziemy z grubsza wiedzieli gdzie jesteśmy. Pieprzenie o "kapitalizmie" (bez znaczenia czy neoiliberalnym czy innym) jest rozpaczliwą próbą uciekania od marksowskiej analizy zjawisk ekonomiczno-społecznych.
Pytanie brzmi: czy jest jakaś grupa społeczna, która korzysta z przywilejów wynikających z systemu?(klasa) Czy jest na tyle silna by ten system utrzymać? (klasa dominująca - "pour soi"). Czy masy mają świadomość jej istnienia? Czy w efekcie odbywa się jakiś polityczny "bój"?
A zatem: mamy oczywiście do czynienia z nową sytuacją, różną od kapitalizmu, gdzie kapitalista był pertnerem (czy wrogiem i wyzyskiwaczem) robotników, ale w jakiś sensie był od nich uzależniony. Teraz mamy do czynienia z anonimowym kapitałem (pieprzenie o "100 rodzinach" to zasłona dymna) i z liczną (choć nieostrą) klasą czerpiącą zyski z miejsca, jakie zajmują w "społeczzym procesie produkcji".
To "miejsce" jest w takiej samej mierze efektem "Rewolucji Październikowej" jak i "rewolucji menedżerów" ale tak czy inaczej są to "white collers", czy po dżilasowsku "nowa klasa wyzyskiwaczy".Jest to więc wysiłek mas - ruchu robotniczego, który wymusił stworzenie "WELFARE STATE" ale w tym "state" ktoś zajmuje miejsce uprzywilejowane i korzystając ze swych narzędzi (demokracja parlamentarna, "realny socjalizm", partie polityczne wreszcie "klasa politczna")umie utrzymać i rozbudowywać swe wpływy. Z takim rozbudowywaniem mamy teraz do czynienia bo widać "system" dojrzewa.
W sytuacji ciągle "nie wyjaśnionej" ożywają stre, mocno ugruntowane pojęcia (patriotyzm lub nacjonalizm -jak w 1920 roku czy dziś), ksenofibia, religia etc. Połczenie tych elementów z autentycznym poczuciem klasowo motywowanej krzywdy pojawia się nie tylko dziś w PiSie (sic!). Wykorzystwane było już przez bolszewików. bo do Armii Czerwonej rekrutowano wielu carskich oficerów w tym gen. Brusiłowa (autora planu znanej ofensywy w Galicji. przez Mussoliniego (redaktor socjalistycznego Avanti), jak i przez Hitlera (Narodowo-Socjalsityczna Partia Niemiec) do której przyłączyło się wielu ludzi lewicy.
Wiadać zatem wyraźnie, że tym co odróżnia socjalim od jego wypaczonych konkurentów jest internacjonalizm (zauważcie jak bardzo internacjonalistyczny jest radykalny islam!)a także przekonanie, że "związek nasz bratni" winien ogarnąć ludzki ród (cały). To staje się mkożliwe w wyniku globalizacji (tak!) i ionformatyzacji (oczywiście). Zatem pownniśmy dziś myśleć o "globalizacji" demokracji, jako przeciwniczki globalizacji jaka się dokonuje w interesach klasy "white collers" i nie dać uwieść się hasłom "moja chata z kraja i sam w niej zrobię porządek, co obiecuje palant (a może faszysta?) Kaczyński! To se ne wrati!
"Uprzejmie proszę zatem uczonych w piśmie, żeby zechcieli określić klasę dominującą i wtedy będziemy z grubsza wiedzieli gdzie jesteśmy. Pieprzenie o "kapitalizmie" (bez znaczenia czy neoiliberalnym czy innym) jest rozpaczliwą próbą uciekania od marksowskiej analizy zjawisk ekonomiczno-społecznych."
Problemy niewiedzy wynikają m.in. z nieuregulowanego stosunku do kwestii wiary.
Żadne przytoczone poniżej argumenty nie przeczą tutaj marksowskiej analizie zjawisk ekonomiczno-społecznych ani nie mam tutaj wcale żadnej nowej sytuacji różnej od kapitalizmu.
Po prostu autor nie rozróżnia kwestii nadbudowy od bazy. W żadnej formacji klasa właścicieli środków produkcji, która w kapitalizmie jest klasa kapitalistów, nie żądzi samodzielnie, poza marginalnymi rytuałami lub wyjątkowymi okolicznościami. Zawsze robi to za pomocą wyspecjalizowanego apartatu i instytucji, składających na tzw. nadbudową. Najczęsciej obsługują te instytucje przestawicieli klas pośrednich, w kapitalizmie klasy drobnomieszczańskie. Mogą to być "białe kołnierzyki", menadżerowie itd. Nadbudowa może ulegać zmianom, a system pozostawać nienaruszony.
Interesującym zagadnieniem jest natomiast określenie bazy ekonomicznej: jakie jej elementy decydują o produkcji i o jej rozdziale, i czy to uległo lub ulega współcześnie przemianom. Kwestią drugorzędną jest to, przez jakie instytucje klasa panująca sprawuje władzę.
Z uwagi na częstość publikowania postów na portalu nie będę kontynuował dalej tej dyskusji tylko tutaj:
https://www.facebook.com/groups/zmianaswiata/
Cytat:
"Pytanie brzmi: czy jest jakaś grupa społeczna, która korzysta z przywilejów wynikających z systemu?(klasa) Czy jest na tyle silna by ten system utrzymać? (klasa dominująca - "pour soi"). Czy masy mają świadomość jej istnienia? Czy w efekcie odbywa się jakiś polityczny "bój"?
A zatem: mamy oczywiście do czynienia z nową sytuacją, różną od kapitalizmu, gdzie kapitalista był pertnerem (czy wrogiem i wyzyskiwaczem) robotników, ale w jakiś sensie był od nich uzależniony. Teraz mamy do czynienia z anonimowym kapitałem (pieprzenie o "100 rodzinach" to zasłona dymna) i z liczną (choć nieostrą) klasą czerpiącą zyski z miejsca, jakie zajmują w "społeczzym procesie produkcji".
To "miejsce" jest w takiej samej mierze efektem "Rewolucji Październikowej" jak i "rewolucji menedżerów" ale tak czy inaczej są to "white collers", czy po dżilasowsku "nowa klasa wyzyskiwaczy".Jest to więc wysiłek mas - ruchu robotniczego, który wymusił stworzenie "WELFARE STATE" ale w tym "state" ktoś zajmuje miejsce uprzywilejowane i korzystając ze swych narzędzi (demokracja parlamentarna, "realny socjalizm", partie polityczne wreszcie "klasa politczna")umie utrzymać i rozbudowywać swe wpływy. Z takim rozbudowywaniem mamy teraz do czynienia bo widać "system" dojrzewa."