Ano znaczna część społeczeństwa, a czemu i nie - nawet każdy. W kraju, gdzie tylko 40 czyta książki, a często i niewiele tych książek, potrzebne jest bardziej racjonalne i wieloaspektowe spojrzenie na rzeczywistość. Nie brutalne i chamskie, ale przynajmniej - choćby częściowo - mające walor intelektualny i dyskusyjny, jak i stanowiący o pożytku teorii (a filozofia to taka metateoria) dla praktyki. Przede wszystkim należy zacząć od wprowadzenia jej do szkół średnich. powinna ona zawierać etykę, logikę, filozofię społeczną i przyrodniczą, ale też religioznawstwo, bo religia o tym nie uczy. Minusem wprowadzenia w obecnym czasie filozofii do szkół jest jednak kryzys filozofii, który rozpoczął się gdzieś po II wojnie światowej. Bezkształtny postmodernizm wypala się w odmętach próżności, filozofia analityczna - kiedyś dziecko pozytywizmu - doszła do "granic" analizy i dziś zajmuje się drugorzędnymi kwestiami logicznymi. Marksizm i egzystencjalizm - umarły wraz z upadkiem świata dwubiegunowego i roztopiły się w postmodernizmie. Potrzeba pewnego odrodzenia filozofii, czy to w postaci wątków czerpanych z przeszłości (jak czynił to renesans względem starożytności, a filozofia chrześcijańska względem średniowiecza), czy to w drodze epoki krytyki i analizy (oświecenie, pozytywizm) czy poprzez tworzenie wielkich systemów (Platon, Arystoteles, wielkie systemy XVII wieku czy klasyczna filozofia niemiecka). Możliwości jest wiele i dobrze byłoby, gdyby odrodziła się "wielka filozofia" wraz z wprowadzeniem nauki filozofii od szkół średnich, jak we Francji ...
W Polsce stosunek do humanistyki i humanistów waha się od lekceważenia przez niechęć oraz pogardę po czystą nienawiść, niekiedy przybierającą nawet formę agresywną, napastliwą, zaczepną, a to dlatego, że Polacy są narodem prymitywnych chamów, prostaków, roboli itp. Taka jest prawda, czy się komu podoba, czy nie. Widać to na każdym kroku.
Druga połowa lat 90. Wydawnictwo. Ogólnopolskie. Duże. Największe naonczas w swej branży, obecnie zaś jedno z paru takowych na całym rynku książki (wydawane jest przez nie wszystko). Zatrudniona w nim redaktorka, "po filologii", kierunku zatem stricte humanistycznym, np. ukończonym na UW* jeszcze w PRL, czyli wtedy już w wieku nieco ponad 30, głosi pogląd następującej treści: "książki pisze się dla ludzi głupich, ludzie mądrzy książek nie czytają". Jawnie, otwarcie, bez skrępowania. Chełpi się ową mądrością (przy jednoczesnym infantylnym zafascynowaniu tzw. zdobyczami techniki, w stylu Word to, Word tamto, Word siamto).
*Btw. Studiowało toto na UW, choć nie pochodziło ani z Warszawy, ani z bliższej prowincji (Łódź, Kielce-Radom, Lublin, Białystok). Pochodziło z regionu w istocie będącego zad.piem zad.pia, choć we własnej opinii, a także w opinii rządzących nami po 1989, stawianego bardzo wysoko (by nie rzec - za wzór).