Kto to jest katolik?
Ciekawe czy autor byl kiedys ochrzczony, czy byl posylany do kosciola.
Jezeli tak to jest katolikiem jak wiekszosc Polakow
Czy fakt ze ktos nie chodzi do kasciola, nie modli sie ale je tradycyjne wigilijne potrawy czyni z niego katolika kulturowego?
Wyjatkowo naciagane bzdety
dla Europy Środkowo-Wschodniej
"Przecież te koncepcje Międzymorza, Trójmorza są hierarchiczne(...). Wszystkie te koncepcje są dominacyjne(...). Jest to całkowite zaprzeczenie idei stojących za powstaniem Unii Europejskiej, która jest niezakończonym, ale fantastycznym projektem społeczno-politycznym. Równościowym(...)"
UE nie jest projektem równościowym. Wolność przepływu kapitału i ludzi, tj. kapitalistyczny rynek, choćby i regulowany, bez protekcjonizmu i imperializmu wewnętrznego żadnej równości społecznej nie przyniesie (ani wewnątrz państwa, ani pomiędzy państwami).
W kontekście tego oraz wcześniejszej uwagi autora ("Do tego jesteśmy społeczeństwem, które nie wyszło z XIX w., z feudalizmu.") te koncepcje (tj. Trójmorza, Międzymorza) są jednak odbiciem realnych nierówności w Europie oraz próbami ich przezwyciężenia. Dobrą odpowiedzią może być tylko równościowa federacja wszystkich podobnych państw tego regionu.
Można zauważyć, że podział krajów europejskich na te, w którym miały miejsce rewolucje przemysłowe, przemiany religijne (np. kontrreformacja) lub chociażby silne rozdzielenia kościoła od państwa (np. we Włoszech i Hiszpanii) i na te, gdzie takie procesy nie miały miejsce, pokrywał się mniej więcej z wyróżnieniem krajów tzw. Europy Zachodniej i Europy Środkowo-Wschodniej w okresie 1945-1989. Do tej wschodniej części trafiły właśnie te kraje (oprócz Czech, gdzie miała miejsce wojny husyckie, potem protestantyzm oraz NRD - wschodnia część Niemiec,gdzie miała miejsce kontrreformacja). Chociaż te bloki wyznaczył przebieg linii frontu pod koniec II wojny, połączył on kraje o pewnych wspólnych cechach historycznych.
Okazuje się, że realny socjalizm miał w Europie Środkowo-Wschodniej największe zasługi w sekularyzacji społeczeństw. Przed II wojną światową w wielu tych państwach funkcjonował liberalny parlamentaryzm, ale nie przyniósł on żadnego zeświecczenia, a tylko dyktatury protofaszystowskie w większości tych krajów. Można powiedzieć, że wielu krajach Ameryki Łacińskiej podobny proces powtórzył się po II wojnie światowej.
Reakcją na liberalną demokrację w krajach słabo rozwiniętych są więc prawicowe dyktatury. Znacznie większe postępy świeckości w takich państwach, ponieważ historii nie można zmienić i powtórzyć wojen religijnych, mogą przynieść nie żadne parlamentaryzmy liberalne tylko dyktatury partii lewicowych lub lewicowe prezydentury jak wcześniej w E. Śr.Wsch. lub później w Ameryce Łacińskiej.
"Reakcją na liberalną demokrację w krajach słabo rozwiniętych są więc prawicowe dyktatury"
A w Polsce prawicowe rządy, w zasadzie demokratyczne, choć o coraz większych stopniach autorytaryzmu, są zarówno formą reakcji na liberalną demokrację, jak i formą ideologiczno-historycznej walki z wszelkimi formami postępowości, w tym również z formacją Polski ludowej. Polska Ludowa przyniosła bowiem kult nowoczesności do Polski, pomimo tego, że wpływał na nią wschodni ośrodek geopolityczny. Przyniosła kult równości, sprawiedliwości społecznej czy techniki bez względu na fakt, iż w niektórych obszarach postępowości tej nie było (zdrowie społeczeństwa od lat 70. - masowy alkoholizm i nałóg tytoniowy, nadmierne znaczenie formacji mundurowych, nieporadna walka z inflacją w latach 80. skutkująca brakami w towarach), co wzmocniło stopniowo tradycjonalizm ...
...liczba natręctw nękająca ludzi nimi dotkniętych jest spora ale nie spotykamy się z nimi często. Lewica pl ma nieszczęście mieć na swoim forum Ciebie z "przymusem " pisania pod każdym tekstem byle czego "jako prawdy objawionej" chociaż najczęściej jest to pisanie dla pisania - aby nie wydało sie że nic rozsądnego na dany temat nie potrafiSZ wykoncypować.
A jaki niby ma być? Przecież religia to część kultury, jak każdy wytwór człowieka.
Osobiście bardzo się cieszę, ze Polacy nie słuchają tzw. nauk kościoła, bo wiem, jak ten kościół "nauczał" o kobietach, Żydach, ludziach innych ras itd. Przez wieki legitymizował przemoc fizyczną i instytucjonalną, dziś mieni się być wzorcem moralności. A ukształtował przecież takie ikony etyki, jak Hitler, Mussolini, czy Franco. Był wychowawcą chorwackich ustaszy i morderców z polskiego "trójkąta bermudzkiego" na Podlasiu. Przykłady można by mnożyć, bo historia krk to wieki przemocy, zdrady, chciwości i rozpusty.
W tym kontekście śmieszy zwłaszcza dzisiejsza "obrona życia nienarodzonych".
I nie mylmy dwóch pojęć - ateizmu i bezwyznaniowości. Mamy w Polsce podział na:
1) osoby różnych wyznań, gdzie największą grupę stanowią rzymscy katolicy (jest jeszcze kościół polskokatolicki - już w nazwie oksymoron), niekoniecznie wierzące, co twierdzą sami zainteresowani,
2) osoby bezwyznaniowe - niekoniecznie niewierzące (czasem nawet bardzo wierzące), ale nieutożsamiające się z żadnym kościołem ani związkiem religijnym.
Podział na katolików i ateistów to definicja tzw. prawicy. Ale po osobie, która sytuuje się po stronie lewicy można się spodziewać większych kompetencji.
Dlatego nie dziwi mnie, że przegrywacie - jesteście słabi w argumentacji albo tchórzliwi albo jedno i drugie.
Pewnie większość tzw. polskiej lewicy to kulturowi katolicy, którzy są "za, a nawet przeciw", bo utożsamiają się z krk, nie zgadzając się z jego doktryną.
Takie są z grubsza biorąc dzieje całej ludzkości, która dopiero w ostatnich dekadach zaczęła się jako tako cywilizować. Sam zaś Kościół wbrew pozorom, tzn. wbrew ukierunkowanej na głupich wszechobecnej antykatolickiej indoktrynacji, wypada na tym tle całkiem nieźle. Wystarczy sięgnąć do opracowań innych i wartościowszych niż liberalne czy polskie (w rozumieniu polskojęzycznych). PS. Co to jest ten "krk"? Isola di Veglia?
Nie jestem żadnym gloryfikatorem PRL-u. Miało ono niewątpliwe osiągnięcia w pewnych dziedzinach, takich jak chociażby przywołana sekularyzacja w zakresie działania instytucji publicznych (niestety niekoniecznie już w innych obszarach życia: prywatnego, obyczajowości itp). Ogólnie rzecz biorąc wszelkie demoludy były skażone rozlicznymi błędami komunistycznych partii władzy tamtego okresu, choćby i takimi kwiatkami jak pokojowe współistnienie, rywalizacja o wskaźniki kapitalistyczne (z państwami kapitalistycznymi), uzależnienie się od gospodarek kapitalistycznych, później też małpowanie kultury zachodniej itd, które wynikały z odciążeń tradycją XIX socjaldemokracji zupełnie nie przystającą do zmieniającego się bardzo szybko kapitalizmu i świata w XX w. Od lat siedemdziesiątych elity władzy w niektórych z tych państw najpierw starały się upodabniać do elit zachodnich, a potem wprost grać na zachowanie dobrych pozycji po restauracji, dlatego przestały się, rzecz jasna, interesować wszelkim postępami socjalizmu.
Jeśli jednak chodzi o problem alkoholizmu, to w porównaniu do lat osiemdziesiątych, kiedy Jaruzelski starał się ten problem ograniczyć (i tu, też trzeba przyznać, również Kościół), spożycie alkoholu od początku transformacji bardzo wzrosło, utrzymuje się na wysokim poziomie i nadal rośnie. Zwłaszcza ostatnio, kiedy też polskie społeczeństwo stało się bardziej konsumpcjonistyczne. Jest to więc wbrew nachalnej propagandzie, że winny jest dawny system. Winna jest moim zdaniem przede wszystkim mentalność chłopska (indywidualistyczna) wniesiona do wszystkich klas społecznych w wyniku industrializacji oraz natura kapitalistycznej gospodarki (w pewnym stopniu także wszelkiej technicznej cywilizacji). Nie dla wszystkich jest sukces, awans czy jakikolwiek przyzwoity byt w tym systemie, ale już w alkoholowych wizjach to i owszem. Alkohol jak i religia jest takim właśnie opium ludu.
Te wszystkie sprawy można sobie sprawdzić w wyszukiwarkach, gdzie są dostępne odpowiednie dane statystyczne.
Nikotynizm to problem ogólnoświatowy, i cywilizacyjny. Za jako jeden z nielicznych plusów transformacji uważałem spadek rozpowszechnienia się tego nałogu w Polsce. Jednak głównie to efekt światowych akcji zwalczania nikotynizmu oraz działania rządów w tym zakresie, promowania zdrowego styla życia. Okazuje się jednak, że w ostatnich latach znowu zaczyna to być modne i to zwłaszcza w młodszym pokoleniu (efekt zwiększenia konsumpcjonizmu). Tak więc z kolejny plus transformacji versus socjalizm (tak jak rzekoma nienaruszalność wywalczonych wolności, praw, sądów w burżuazyjnych parlamentaryzmach) okazuje się lipą.
Pękła, jak bańka mydlana.
Chodzi tu raczej o obrzędowość katolicką, z którą jesteśmy od dziecka związani, niezależnie od tego czy jesteśmy katolikami czy nie.
Były próby zastąpienia ich celebrami świeckimi ale,
w odczuciu uczestników, to zawsze jest mało dostojne.
A gdy kogoś żegnamy czy żenimy, chcielibyśmy by było uroczyście.
A jako społeczeństwo tylko takich wzorców się dopracowaliśmy.
Krk to kościół rzymskokatolicki - za długa nazwa, żeby powtarzać.
Oczywiście dzisiejsze standardy etyczne są inne - znacznie wyższe, niż kiedyś, ale krk pisze sobie historię do tyłu, twierdząc jakoby zawsze stał na straży obrony "wartości" (co to u diabła jest?), gdy tymczasem w Europie był nosicielem najgorszych patologii. Jedną z przyczyn Reformacji była niezgoda na styl życia duchowieństwa - opilstwo, grabieże, rozpustę. Dlatego protestanci w pierwszych pokoleniach stawiali na daleko posunięty rygoryzm moralny, czasem wręcz przesadny.
Korzystać ze źródeł polskich można jedynie w ograniczonym zakresie, bo w Polsce jest cenzura i silna propaganda prokościelna.
Obrzędowość jakakolwiek to zawsze część kultury - kultura to wszystko, co wytwarza człowiek, od tłuczka z epoki kamienia łupanego do rakiet kosmicznych, od liter do dzieł klasycznych itd. Światopogląd czy religia to również część kultury, bo jesteśmy w takim samym stopniu wytworem kultury, jak jej twórcą. Polecam poczytać coś na ten temat.
Stąd określenie "katolik kulturowy" to masło maślane - takie niby odróżnienie katolika "praktykującego" od "wierzącego" (jakby czyjaś wiara była weryfikowalna), czyli powierzchownego od refleksyjnego.
Kolejna pseudointelektualna ściema, jak rozróżnienie na "kościół toruński" i "kościół łagiewnicki", czyli usiłowanie wybielenia tej instytucji.
To prawda, że podział wyznaniowy, jak zaznaczyła jedna komentatorka, nie jest prostą dychotomią na ateistów i katolików. Ale również nie jest prawdą, że liberalni czy libertyńscy obyczajowo katolicy to bezwyznaniowcy.
Aby ci słabo praktykujący, nieprzestrzegający wskazań kościoła w swoim życiu prywatnym mogli stanowić jakąś siłę nacisku, musieliby działać w strukturach, grupach, w których wyrażaliby swoją odmienność wobec prawowiernych wyznawców kościoła. Jeśli jednak uczestniczą choćby rzadko w życiu kościoła - przyjmują kolędy, zawierają kościelne śluby, przystępują do spowiedzi, dają na tacę podczas nabożeństw, posyłają dzieci na naukę religii, to ich odmienne podejście w kwestiach obyczajowych nie ma dla kościoła znaczenia.
W sensie polityczno-społecznym również, bo widać i tutaj wpływ kościoła na opinię społeczną, choćby w takich sprawach jak aborcja, związki mniejszości, stosunki do innowierców, innych ras i narodowości itp.
Bezwyznaniowcy, jeśliby chcieli zaznaczyć swoją obecność polityczną, musieliby się zorganizować, i dla celów towarzyskich (wymiany własnych poglądów, integracja) i dla celów politycznych (zniesień niektórych przynajmniej przepisów wyznaniowych, przyznania im pewnych praw). Wtedy mogliby wyrażać żądania też innych grup np. liberalnych wyznawców religii, ateistów itp.
Takie stowarzyszenie byłoby korzystne, ponieważ pozwalałoby odpolitycznić ruch sekularyzacyjny w Polsce, które jest zdominowany przez liberałów i ich partię przez co zniechęca do tych organizacji wielu ludzi, w tym o poglądach lewicowych.
Problem jest jednak taki, że chociaż bezwyznaniowców jest więcej niż ateistów, to i tak stanowią oni niski, bardzo mniejszościowy odsetek społeczeństwa. O ustawach decydują obecnie prawicowi populiści, a ich elektoraty to tradycjonalistyczni katolicy, którzy nawet, jeśli mają odmienne zdania w niektórych sprawach, to i tak nie będą walczyć o nie walczyć.
W krajach zapóźnionych takich jak Polska zdecydowany, szybki postęp w laicyzacji społeczeństwa mogą przynieść tylko rządy bezkompromisowej lewicy. Sama zmiana ruchu sekularnego nie pomoże.
Za to spożycie mięsa było większe w PRL niż w IIIRP.
Rzecz w tym, że dziś alkoholizm i narkomania jest częścią jedynie słusznego ustroju kapitalistycznego, więc nikt nie robi z tego problemu społecznego. To nie jest problem społeczny, to norma w ustroju kapitalistycznym. Kapitalizm rodzi tyle frustracji i cierpienia, że ludność - od kapitalisty po robotnika - odurza się, żeby przeżyć, żeby się odprężyć, po ciężkim, chujowym dniu i przed kolejnym ciężkim, chujowym dniem.
Alkohol i narkotyki są środkiem znieczulającym, który daje siły do (prze)życia w kapitalizmie - ustroju pustki, nicości i wegetacji. Życie jest bez sensu, wykonujesz pracę taką, czy inną, żeby przeżyć, zrobić zakupy, zapłacić rachunki. Zrywasz się z rana, żeby jebać na chleb, kiełbasę, rachunki, na dzieci i jutro będzie to samo. Znów z rana zerwiesz się, żeby jebać na chleb, kiełbasę, rachunki, na dzieci. Od poniedziałku do piątku. I tak do starości. Jaka perspektywa? Grób. Jak tu się nie zalać? Zostałeś urodzony, żeby przeżyć, spłodzić i umrzeć. Masz pracować i dostarczyć nowego pracownika, który cię zastąpi. Żadnego celu wyższego, łączącego ogół, wspólnego dzieła. Horyzont zainteresowań wyznacza koniec własnego nosa, własnej rodzinki, w porywach własnej grupy. Pustkę życia w kapitalizmie wypełnia ucieczka w prywatność, rozrywkę i używki. Żeby znieść ciężar beznadziei człowiek ucieka od świata i od samego siebie. Jutro kolejny ciężki, chujowy dzień w pracy.
Socjalizm to nie tylko bardziej racjonalny i efektywny od kapitalizmu sposób produkcji. Socjalizm przynosi coś więcej. Oto naród rusza do pracy dla wspólnego dobra. Kraj staje się jednym, wielkim placem budowy, wszyscy obywatele uczestniczą w budowie. Jest plan do wykonania. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Kto przeszkadza w budowie słowem, czynem lub zaniechaniem ten wróg ludu. Dostanie żółtą kartkę, a jak się nie poprawi czerwoną. Kto użyje stanowiska dla własnych interesów ten dostanie kopa w dupę i wyleci. Nie damy zniszczyć naszej budowy pasożytom społecznym, którzy do pracy się nie włączyli, a wyciągają łapy po owoce. Dostaną po łapach niezależnie od tego, czy są z samej góry, czy z samego dołu. Oto naród realizuje plan i kto w tym przeszkadza zostanie przywołany do porządku. Naród wspólnie buduje swoje dziś i jutro. Cały naród, każdy na swoim odcinku, uczestniczy w budowie wspólnego domu i zwalcza wrogów tej budowy. Cały naród, każdy na swoim odcinku, jest zaangażowany w budowę i odpowiedzialny za nią. Jest gospodarzem. Żyje swoim dziełem. Budowanie wspólnego dobra daje satysfakcję i radość. Praca ma sens. Życie ma sens. Każdy dzień to bitwa o świetlaną przyszłość. Warto wstać rano, by pracować i walczyć o nowy wspaniały świat. To może dać tylko socjalizm.
... "praktykującego" od "wierzącego".- pisze pani Szara Mysz
*
Nie droga Pani, to nie jest rozróżnienie między praktykującym i wierzącym katolikiem a niepraktykującym katolikiem ale pomiędzy niewierzącym stosującym obrzędowość katolicką z oportunizmu a katolikiem jaki by nie był.
Chyba te książeczki, które pani Szara Mysz nam poleca, sama czytała łebkach.
Nigdzie nie pisałam, że osoby bezwyznaniowe to rzadko praktykujące, czy wręcz nie stosujące przykazań w życiu. Wręcz przeciwnie każdy, kto okazjonalnie pojawia się w kościele, nie dlatego, że uczestniczy w pogrzebie lub został zaproszony na ślub, chrzciny itd. jest rzymskim katolikiem. Osoba bezwyznaniowa to taka, która w ogóle zaprzestała tzw. "obrzędowości", co nie wyklucza, że może wierzyć w istnienie boga / bogów, a żyje po prostu przyzwoicie. Paradoksalnie, jeśli nie uprawia przy tym bałwochwalstwa, charakterystycznego dla członków krk, to jest bardziej zgodna z dekalogiem, niż oni.
Prawdę powiedziawszy bardziej mnie drażnią ci tzw. liberalni, czy libertyńscy katolicy, bo ich hipokryzja jest znacznie większa, niż średnia w tym kościele.
Natomiast co do organizacji osób bezwyznaniowych jest to o tyle trudne, że wywodzą się z różnych środowisk, a więc mają różne poglądy - są wierzący i niewierzący, wywodzą się spośród katolików, protestantów, muzułmanów, żydów itd., a niektórzy zostali już tak wychowani.
Nie ma w związku z tym takich miejsc, gdzie mogliby się kontaktować, a często otoczenie nie wie nawet, że są poza wszelkimi strukturami religijnymi.
Nie widzę też powodu, dla którego, będąc obecnie niewielką zapewne liczebnie grupą (choć takich badań nikt nie prowadzi, a ateiści, jak już pisałam są w każdej organizacji religijnej i jest ich chyba sporo), mieliby działać w interesie członków grup religijnych - chyba najpierw ci członkowie sami powinni się zdobyć na odwagę i odejść od własnej grupy, jeśli ich uwierają zasady.
Na koniec - żeby gdzieś zaistniała lewica potrzebne jest silne zaplecze intelektualne. Konserwatyzm go nie potrzebuje, bo trzyma się kurczowo tego, co jest. W Polsce nie ma takiego zaplecza, jesteśmy zapóźnieni cywilizacyjnie i żadna laicyzacja też nie pomoże, a zwłaszcza taka dekretowana politycznie - to już przecież też przerabialiśmy, a dla mnie niedopuszczalne jest w ogóle decydowanie, kto ma mieć jakie przekonania. Od tego mamy właśnie konserwatystów, czyli obecną prawicę (legalnie rządzących) z przybudówkami.
Gdybyśmy mieli więcej czasu, to moja propozycja brzmiałaby - przejdźmy na protestantyzm i dajmy sobie jakieś 200 lat, a potem będzie już z górki.
Do taraka
To co piszę, to nie cytaty z książki, choć przeczytałam ich wiele. Też polecam - najpierw czytać i próbować zrozumieć, a potem dopiero brać się za pisanie.
więc juz nikt w polityce niebędzie atakował Kościoła.
Niechętnie w to wierzę, szczególnie po zapoznaniu się z taką złotą myślą pani Szarej Myszy:
"Wręcz przeciwnie każdy, kto okazjonalnie pojawia się w kościele, nie dlatego, że uczestniczy w pogrzebie lub został zaproszony na ślub, chrzciny itd. jest rzymskim katolikiem. "
*
Oznacza to, że ktoś bezwyznaniowy, zakochany w katoliczce, powinien pogardzić swoją wybranką i nie pójść z nią do ołtarza po to tylko, żeby w oczach pani Szarej Myszy nie stał się godnym pogardy katolikiem.
Wg. pani Szarej Myszy małżeństwo między katoliczką a mężczyzną bezwyznaniowym jest mezaliansem takim samym jak ślub chłopki z panem baronem.
Na szczęście ludzie są w takich sprawach pragmatyczni i nie
przejmują się dąsami hunwejbinów takich jak pani Szara Mysz.
Inny przykład dotyczący pierwszej komunii - każdy ( z wyjątkiem oczytanej podobno pani Szarej Myszy) wie, że to nic innego jak obrzęd inicjacyjny, obecny we wszystkich kulturach a i w naszej także , tyle tylko że w cywilizacji chrześcijańskiej przyjął formę religijną.
Bezwyznaniowi rodzice mają tu taki dylemat: pozwolić dziecku wraz z innymi dziećmi przeżyć coś wyjątkowego a przy okazji wystroić się w piękny strój ( co jest ważne w tym wieku nie tylko dla dziewczynek) i zwrócić na siebie uwagę dziesiątków bliskich i znajomych albo zachować się pryncypialnie i zabronić dziecku udziału w takiej uroczystości, wyłączając je w ten sposób ze środowiska w którym żyje, piętnując je jako gorsze od innych dzieci.
Dziecko tego nie zrozumie i jedyna korzyść jaka z tego będzie, to żal do rodziców a może nawet utrata zaufania.
Może sobie pani Szara Mysz zgadywać co dla dziecka jest w takiej sytuacji gorsze i nie wątpię, że jej zdaniem będzie to uczestnictwo w katolickiej obrzędowości ale w rzeczywistości jest odwrotnie.
Cieszcie się dzieci innych matek niż pani Szara Mysz.
Dalej pani Szara Mysz popisuje się taką deklaracją:
"Prawdę powiedziawszy bardziej mnie drażnią ci tzw. liberalni, czy libertyńscy katolicy, bo ich hipokryzja jest znacznie większa, niż średnia w tym kościele."
*
Pani Szara Mysz nie doczytała, niestety, w swych jakże licznych lekturach, że w kościele katolickim nie ma miejsca dla libertynów czy ogólnie liberalizmu.
Istotą katolicyzmu jest niezachwiana wiara w dogmaty religijne i libertyn wylatuje ze wspólnoty natychmiast na zbity pysk zaraz po ujawnieniu swoich nieprzyzwoitych z punktu widzenia kościoła, poglądów.
I tu przechodzimy do problemu poruszonego przez Autora:
brak wiary w dogmaty w połączeniu ze zgodą na uczestnictwo w przeróżnych obrzędach organizowanych przez kościół, religijnych tylko powierzchownie, a w istocie cementujących lokalne więzi społeczne.
Poza tym większość ludzi zdecydowanie wierzy w Stwórcę nie wiążąc tego z żadną religią - katolicką, mojżeszową czy jakąkolwiek inną, i dlatego ten niby to religijny akcent mało im przeszkadza w kontekście zysków społecznych jakie niesie uczestnictwo we wspólnych obrzędach, choćby nawet tych potępionych przez panią Szarą Mysz - katolickich.
...winny zawsze animować własne świeckie stowarzyszenia, dostępne dla wszystkich, ale posiadające statuty oparte na lewicowych wartościach. Bez względu na jakiekolwiek inne działające organizacje tego typu.
Tylko to pozwala utrzymywać ich odpowiedni poziom, zapobiegać przeistaczaniu się ich w towarzystwa wzajemnej adoracji, chronić przed dulszczyzną, kołtunerią, niekompetencją, bycia tubą jakiejś partii czy katarynką systemu. Choć brzmi to paradoksalnie, to jednak działa, ale tylko w odniesieniu do organizacji lewicowych. One faktycznie potrafiły kiedyś stworzyć takie bezstronne organizacje. Samemu udało mi się zetknąć na moment z jedną nich przed laty i bardzo dobrze wspominam tę chwilę. Nigdy nie przyszłoby tam nawet na myśl takie stwierdzenie: "Gdybyśmy mieli więcej czasu, to moja propozycja brzmiałaby - przejdźmy na protestantyzm i dajmy sobie jakieś 200 lat, a potem będzie już z górki.", zwłaszcza po takiej wcześniejszej deklaracji: "...a dla mnie niedopuszczalne jest w ogóle decydowanie, kto ma mieć jakie przekonania...".
Do czasu ich powstania oczywiście najdogodniejszym sposobem są nieformalne związki i spotkania bezwyznaniowców lub oddolne, niepartyjne inicjatywy. Takim miejscem spotkania mogą być chociażby wspólne świętowanie Pierwszego Dnia Wiosny, jako symbolu dawnego początku roku według naturalnego kalendarzu. Jest to najprostszy sposób wyrażenia swojej odmienności w stosunku do obowiązującego kalendarza, ściśle bazującego na katolickiej tradycji. To tylko prosty przykład, bo podobnych tematów, miejsc spotkań i wspólnych spraw jest o wiele więcej. Oczywiście takie potrzeby mogą wyrażać tylko osoby, które mają jakikolwiek przemyślany stosunek do tych kwestii.
po ciężkim, pełnym radości dniu budowy socjalizmu też trzeba się napić. A jakże! Trza uczcić kolejny wspaniały dzień, kiedy wyzwolona klasa robotnicza i masy pracujące oddychają pełną piersią bez wyzysku i ucisku, kiedy budują świetlane jutro, a nawet świetlane dziś.
Budujemy socjalizm? Budujemy. Wroga ludu tępimy? Tępimy. Kontrę za mordę trzymamy? Trzymamy. Normę wyrabiamy? Wyrabiamy. Tworzymy Historię? Tworzymy. Idziemy do komunizmu? Idziemy!! Jak tu się nie zalać z radości?
Cały dzień cegły nosiliśmy, rowy kopaliśmy, młotem waliliśmy, w klawiatury waliliśmy, gwoździe wbijaliśmy, kontrę tropiliśmy, burżuja miażdżyliśmy, przeżytki kapitalizmu niszczyliśmy, ciężko tyraliśmy, ostro zapierdalaliśmy. Teraz czas na małe piwo i małą wódkę, a nawet duże piwo z dużą wódką, zwyciężamy to trzeba uczcić! Budowanie socjalizmu to święto.
Po śmierci będziemy trzeźwi na wieczność.
Nie wiem i nie zamierzam wnikać w to, co panu przychodzi z tego, że atakuje pan mnie - nie moje poglądy, bo argumenty ma pan dość słabe.
Przykład ślubu bezwyznaniowca z katoliczką jest takim słabym argumentem, bo skoro ten człowiek i tak nie uczestniczy w innych obrzędach, to katolikiem nie jest. Jeżeli do tego był wychowany poza tym kościołem, to nigdy katolikiem nie był. Odnosiłam się do osób "okazjonalnie uczestniczących", czyli wychowanych w obrębie krk, ale takich, którym przeważnie nie chce się iść na mszę, a na zewnątrz uzasadniają to swoim rzekomym liberalizmem.
Poza tym pan się nie odnosi do moich przekonań, a jedynie do swoich wyobrażeń na temat tychże. I to właśnie typowy przykład braku umiejętności dyskusji. Może pan oczywiście napisać również, że jestem aborcjonistką, zwolenniczką pedofilii, nienawidzę ludzi i zwierząt itp., a potem wdać się w "zręczną polemikę" uzasadniając, że te, ponoć moje, poglądy są głupie lub wręcz niebezpieczne. Na pewno uzyska pan poklask, ale ... wśród podobnych sobie.
Pewnie zaskoczę pana, ale wiem co nieco o obrzędach inicjacyjnych, w tym o komunii. Miały one w wielu cywilizacjach formę religijną, ale akurat chrześcijaństwo akceptowało chrzest osoby dorosłej - o pierwszej komunii świętej, ani żadnej późniejszej NT nie wspomina (aha - Nowy Testament, bo pan ma problem ze skrótami, przy okazji informuję, że nie uchyla on Starego Testamentu, bo działają tu inne zasady, niż przepisy prawa cywilnego).
Dobrze, ze przynajmniej zauważył pan, że dziecko rodziców bezwyznaniowych może stać się obiektem szykan ze strony dzieci rzymskich katolików, ale to dotyczy też innych wyznań, w tym protestantów, czyli właśnie chrześcijan.
O libertynach w krk nie ja pisałam, ale poznałam sporo osób, które deklarują niewiarę w dogmaty, a statystyki sprzed kilku lat też wskazują, że duża część rzymskich katolików nie wierzy w piekło, w czyściec, a część w życie pozagrobowe, jakiekolwiek. Równie niekonsekwentne są panie, które protestowały przeciw zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej, opartej właśnie na dogmacie krk, że w zarodek wstępuje Duch Święty.
Jeśli chcą przerywać ciążę z gwałtu, to znaczy, że w owego Ducha w zarodku jednak nie wierzą.
Ale z krk nie wylecą, spokojnie, problem mają nawet ci, co składają apostazję - przecież ta instytucja bazuje na statystykach, coraz bardziej nierzetelnych.
... atakuje pan mnie - nie moje poglądy, bo argumenty ma pan dość słabe."
Już tu było sporo różnych dziwnych dyskutantów, ale takiego który nie pamięta o co chodzi, to chyba jeszcze nie, a pani Szara Mysz stwarza precedens.
Więc przypomnę, że krytykując wypowiedź, pana Adama Jaśkowa o następującej treści:
"- Polacy to w większości tzw. katolicy kulturowi. Pielęgnują tradycje. Jednak w życiu prywatnym i społecznym nie kierują się nauką Kościoła. Jest u nas za to praktyka udawania, że ona w jakikolwiek sposób przystaje do rzeczywistości i że z jej pomocą da się zrozumieć rzeczywistość. To bzdura."
napisała:
"Katolik kulturowy?
A jaki niby ma być? Przecież religia to część kultury, jak każdy wytwór człowieka."
ujawniając w ten sposób, że nic nie zrozumiała z tej wypowiedzi, w której nie chodziło przecież o uczestnictwo w obrzędach religijnych katolików ale ludzi niereligijnych ,uczestniczących w obrzędach organizowanych Polsce przez Kościół Katolicki, z konformizmu .
I dlatego wyjaśniłem pani Szarej Myszy na czym polega jej problem i przytoczyłem na poparcie kilka przykładów, co uznaje pani Szara Mysz za atak personalny na nią.
To nieporozumienie, nie atakuję pani Szarej Myszy za jej poglądy.
Pani Szara Mysz po prostu nie zrozumiała sensu wypowiedzi pana Jaśkowa a uważa za stosowne ją skrytykować, jak to się kiedyś mówiło: "od czapy".
I to wytykam.
"...ktoś bezwyznaniowy, zakochany w katoliczce, powinien pogardzić swoją wybranką i nie pójść z nią do ołtarza po to tylko, żeby w oczach pani Szarej Myszy nie stał się godnym pogardy katolikiem. Wg. pani Szarej Myszy małżeństwo między katoliczką a mężczyzną bezwyznaniowym jest mezaliansem takim samym jak ślub chłopki z panem baronem."
"z wyjątkiem oczytanej podobno..."
"Pani Szara Mysz nie doczytała, niestety, w swych jakże licznych lekturach, że w kościele katolickim nie ma miejsca dla libertynów czy ogólnie liberalizmu." itd. itp.
To z kim pan właściwie dyskutuje? W którym miejscu pisałam o ślubach per procura i w jakich to niby lekturach jest mowa o nietolerowaniu w swoich szeregach osób nie akceptujących dogmatów religijnych? Niechęć do akceptowania apostazji, opisywana przez osoby usiłujące jej dokonać świadczy o czymś wręcz przeciwnym, czyli utrzymywaniu, przynajmniej w statystykach, osób nie akceptujących dogmatów krk i oficjalnie to stwierdzających.
Poza tym podtrzymuję to, co pisałam wcześniej, że takie dziwolągi językowe, jak "katolik kulturowy" to obecna nowomowa. Człowiek jest zarówno twórcą kultury, jak i jej wytworem, a przynależność do określonego kościoła od wczesnego dzieciństwa, to nie kwestia wiary, lecz socjalizacji w określonym środowisku. W boga wierzą członkowie różnych grup religijnych, ale przecież są muzułmanami, protestantami, hinduistami itd.
Natomiast uczestnictwo w obrzędach jest manifestacją przynależności religijnej (czyli religijności) - nie wiary bynajmniej. Bo i niby jak można manifestować wiarę lub jej brak, skoro należy ona do sfery psychicznej? Mamy na to jedynie deklarację samego zainteresowanego. Natomiast to, co widoczne dla osób postronnych to właśnie obrzędowość oraz symbolika (krzyże, chusty, turbany itp), po której określa się przynależność wyznaniową. Nie wiem, czy posiada pan jakąś wiedzę na temat innych religii, ale protestant nie będzie uczestniczył w obrzędach "maryjnych", a katolik nie pójdzie z pielgrzymką do Mekki.
Chyba teraz już było dość jasno?
PS. Nie mam żadnego problemu, który musiałby mi pan wyjaśniać, zwłaszcza, że zrobił pan to nad wyraz nieudolnie.
*
Czczenie socjalizmu nie potrzebuje alkoholu, ani żadnych innych "różowych okularów". Przecież socjalizm oznacza wyzwolenie z podłej egzystencji, a alkoholicy najczęściej tak próbują usprawiedliwiać swój nałóg, że piją z powodu jakiegoś osobistego nieszczęścia. Jest mnóstwo innych sposobów świętowanie sukcesów nowej formacji dostarczających subiektywnej satysfakcji, spontanicznych i zorganizowanych.
Problemy z nałogami w kapitalizmie wynikają często z przyczyn ekonomicznych, ale ogólniej wyrastają na gruncie dezintegracji społecznej (niemożność dostarczania lub otrzymywania wsparcia socjologiczno-psychologicznego przez jednostkę) a także nieumiejętności funkcjonowania w hierarchicznych strukturach, głównie z powodu braku takich zdrowych struktur. To może rozwiązać tylko wspólnota socjalistyczna. Odpada więc kolejny, ważny powód ucieczki w uzależnienia od używek.
Nałóg alkoholowy jest bardzo szkodliwy społecznie i jego leczenie musi być w socjalizmie obowiązkowe. Gdyby problemu nie dało się skutecznie zmarginalizować, nie wykluczona jest tutaj całkowita likwidacja produkcji trunków alkoholowych, wszelkich uzależniających używek i zakaz ich importu.
Ludzie nie dążą do abstrakcyjnej wolności tylko do korzystnej dla nich zależności grupowej. Ludzie pragną przynależności. W zależności od uwarunkowań ekonomicznych w historii czasem przejawiało się to w dążeniu do bycia w mniejszych lub większych grupach wyznaniowych. Doskonale ilustruje to historia religii w Europie. Reformacja i protestantyzm nie spadły z nieba, tylko wynikały z przyczyn ekonomicznych oraz determinizmu środowiskowego (geograficznego). Takich warunków nie można stworzyć na czyjeś życzenie.
Alkohol jest szkodliwy, uzależnia, bla bla, stanowczo musi zostać zakazany. Kto produkuje alkohol, handluje nim musi zostać skrócony o głowę. Tak bym zarządził, gdybym był cesarzem.
A następnie skosztował winka, albo wódeczki, albo piwka. Albo wszystko po kolei.
To samo z tytoniem. Zakazane, bo łeb urwę, tak mać! Ale sam sobie chętnie zakurzę, a co!